ROZDZIAŁ II

Prom wewnątrzsystemowy zacumował na pokładzie hangarowym Stacji Kosmicznej Jej Królewskiej Mości Hephaestus, toteż Honor wyłączyła notes, schowała go do kieszeni i wstała. Z kamienną twarzą wyjęła spod lewego naramiennika biały beret dowódcy okrętu i założyła go. I skrzywiła się w duchu — nie nosiła beretu od ponad roku standardowego i zapomniała, że jej włosy urosły. Ponieważ wymianę beretu uważano za proszenie się o nieszczęście, pozostały jej dwie możliwości — ściąć włosy lub spróbować powiększyć rozmiary obecnego nakrycia głowy na ile się da. Nałożyła go najlepiej jak się dało i wyciągnęła ręce ku Nimitzowi. Ten błyskawicznie wspiął się na wyściełane ramię kurtki mundurowej i zajął swoje miejsce z cichym bleeknięciem. Po czym gestem zadowolonego właściciela poklepał beret. Honor stłumiła uśmiech, który w jej przekonaniu nie pasował do oblicza starszego rangą oficera, na co treecat prychnął ironicznie. Wiedział, ile ten symbol dla niej znaczył, i nie widział najmniejszego powodu, dla którego nie miałaby tego okazać. Prawdę mówiąc, nie było potrzeby przybierania „marsowego oblicza kapitańskiego”, jako że oprócz niej i Maca nikt nie wiedział, kim jest i po co przybywa na stację, ale odruchy zadziałały. Niewiele było rzeczy ważniejszych od właściwego objęcia nowego okrętu. Poza tym… Zmusiła się do przerwania wewnętrznego bełkotu i przyznania się przed sobą, że po prostu obawia się powrotu w przestrzeń w roli dowódcy okrętu. Przerwa była zbyt długa, a godziny spędzane w symulatorze pomiędzy operacjami i rehabilitacją były ledwie częścią czasu, który powinna tam spędzić.

Niestety, z lekarzami trudno się dyskutuje, a kiedy głównym lekarzem jest własny ojciec, w dyskusji takiej jest się z góry stroną przegraną. Poza tym, nawet gdyby zgodził się, by siedziała w symulatorze do oporu, i tak nie zastąpiłoby to prawdziwych lotów. Na dodatek Nike był największym okrętem, jakim dotąd dowodziła — miał 880 tysięcy ton i załogę złożoną z ponad dwóch tysięcy osób. Już sam ten fakt mógł wywołać obawy i podenerwowanie nowego dowódcy. Miała jednakże świadomość, że nie tylko długotrwała przerwa jest powodem jej niepokoju — dowództwo HMS Nike było olbrzymim zawodowym komplementem, zwłaszcza dla kogoś, kto nigdy nie dowodził okrętem tej klasy. Był to też wyraźny dowód uznania jej działań na poprzednim stanowisku, niezależnie od wątpliwości, które żywiła w tej kwestii, i niedwuznaczny sygnał, że Admiralicja przygotowuje ją do stanowiska flagowego. Ale taki zaszczyt oznaczał również wielką odpowiedzialność i zwiększone szansę na klęskę.

Odetchnęła głęboko, wyprostowała się i odruchowo dotknęła trzech gwiazdek wyhaftowanych nad rzędem baretek po lewej stronie kurtki mundurowej. Coś głęboko w niej zaczęło radośnie chichotać. Każda z nich reprezentowała bowiem dowództwo okrętu zdolnego do lotów w nadprzestrzeni. Obejmując każdy z nich, miała dokładnie takie same obawy i wątpliwości. Naturalnie za każdym razem istniały drobne różnice, ale podstawowa kwestia zawsze była ta sama — niczego we wszechświecie nie pragnęła bardziej niż dowodzenia okrętem i niczego bardziej się nie bała niż tego, że zawiedzie jako dowódca.

Prawie podskoczyła, gdy Nimitz bleeknął cicho prosto w jej ucho. Spojrzała na niego zaskoczona — ziewnął, pokazując kły w rozleniwionym i pewnym siebie uśmiechu drapieżnika. Honor uśmiechnęła się, podrapała go za uszami i ruszyła ku śluzie. MacGuinnes pomaszerował w ślad za nią.

Pokład hangarowy znajdował się na obrzeżu stacji kosmicznej, która za każdym razem wydawała się Honor większa, najprawdopodobniej dlatego, że w istocie tak właśnie było. Hephaestus rozbudowywał się ciągle, toteż za każdym jej przylotem wyglądał nieco inaczej. Stacja Hephaestus była główną stocznią Royal Manticoran Navy i stały wzrost Królewskiej Marynarki powodował jej rozbudowę. Obecnie liczyła ponad czterdzieści kilometrów długości. Nie była ładna, stanowiła bowiem dziwaczny zlepek obiektów dobudowywanych w różnym czasie, jednak całość była niezwykle funkcjonalna; składała się z segmentów mieszkalnych, biur, suchych doków, odlewni i walcowni próżniowych oraz innych zakładów produkcyjnych, w których żyły i pracowały tysiące ludzi.

Honor prawie stanęła przed panoramicznym oknem z armoplastu, gdy wraz z MacGuinnesem szła korytarzem widokowym stacji, kierując się ku temu prowadzącemu na pokład jej okrętu. Resztką woli zmusiła się do spokojnego marszu, mając ochotę przytknąć nos do szyby niczym midszypmen przed pierwszym przydziałem i gapić się w niemym zachwycie na smukły, stalowy kształt okrętu, którego budowę kończono właśnie w mijanym doku. HMS Nike był daleki od gotowości bojowej — stoczniowcy uwijali się po jego kadłubie niczym kolonia pracowitych mrówek. Kadłub miał głównie stalową barwę, choć miejscami był łaciaty, bowiem nie wszystkie płyty poszycia znajdowały się już na miejscu i nie pokryto go wtapianą w pancerz białą farbą. Ponieważ nie wszystkie ambrazury zostały już zamontowane, widać było wyraźnie rury wyrzutni rakietowych, lufy dział laserowych i graserów, ponieważ całe uzbrojenie znajdowało się już na miejscu. Kończono właśnie montaż płyt poszycia osłaniających ostatni węzeł napędu. Jeszcze co najmniej dwa, a prawdopodobnie trzy tygodnie dzieliły okręt od prób odbiorczych.

Jakieś dwadzieścia standardowych lat temu najpierw przeprowadzono by próby testowe stoczni, potem próby wstępne, a dopiero później przekazano jednostkę flocie. Ta rozpoczęłaby własne testy, zakończone dziewiczym rejsem. Teraz nie było czasu na takie ceregiele — tempo, w jakim budowano nowe okręty, przyprawiało o zawrót głowy, ale jeśli wzięło się pod uwagę powody, dla których tak postępowano, ów zawrót przechodził w dreszcze.

Honor minęła zakręt korytarza i znalazła się u wylotu innego, prowadzącego na pokład krążownika. Pilnujący go Marines wyprężyli się na jej widok, oddając honory. Odsalutowała i wręczyła dowodzącemu wartą sierżantowi swoje dokumenty. Podoficer obejrzał je szybko, lecz dokładnie, nim zwrócił je z kolejnym salutem i słowami:

— Dziękuję, milady.

Honor prawie przygryzła wargę — nadal nie mogła się przyzwyczaić do faktu bycia parem królestwa i związanych z tym tytułów. Zresztą, prawdę mówiąc, nie została nim jeszcze do końca legalnie. Zdołała stłumić uśmiech i z należną powagą odebrała dokumenty.

— Dziękuję, sierżancie — powiedziała, zrobiła krok ku czerwonej linii, gdy zobaczyła kątem oka, jak dłoń podoficera przesuwa się ku komunikatorowi, i przystanęła.

Dłoń zamarła, podobnie jak cała postać sierżanta; tym razem Honor pozwoliła sobie na uśmiech.

— W porządku, sierżancie — uspokoiła go prawie wesoło. — Może ich pan zawiadomić.

— Uh… tak jest, milady. — Podoficer zaczerwienił się, ale i uśmiechnął lekko.

Niektórzy kapitanowie woleli pojawiać się po raz pierwszy na pokładzie z zaskoczenia, ale Honor uważała to za bezsensowną dziecinadę. Jeśli pierwszy oficer nie zdołał całkowicie zrazić do siebie załogi, warta i tak zdoła przekazać ostrzeżenie, ledwie kapitan odwróci się do niej plecami. A fizyczną niemożliwością było, by pierwszy oficer HMS Nike miał poważniejsze problemy z załogą. Ta myśl wywołała szelmowski uśmieszek i z nim na ustach Honor przekroczyła czerwony pas oznaczający granicę pola grawitacyjnego stacji, i w stanie nieważkości popłynęła przez korytarz.

Przy śluzie okrętowej oczekiwała pełna warta okrętowa. Wszyscy wyprężyli się jak struny na jej widok, rozległ się elektroniczny świst trapowy na gwizdkach bosmańskich, a nienagannie ubrana komandor stojąca na czele czekających oficerów oddała honory z precyzją, z której dumny byłby instruktor musztry w akademii.

Honor odsalutowała równie idealnie, z zadowoleniem czując, że Nimitz siedzi całkowicie nieruchomo na jej ramieniu. Co prawda wystarczająco długo tłumaczyła mu, jak ma się zachować, ale i tak ulgę przyniosło jej to, że posłuchał. Nimitz był strasznie wybredny, jeśli chodziło o zaprzyjaźnianie się z ludźmi, za to demonstracyjnie witał tych, których wybrał do grona przyjaciół.

— Proszę o pozwolenie wejścia na pokład, ma’am — powiedziała formalnie, opuszczając dłoń.

— Pozwolenia udzielam, milady — odparła miękkim, gardłowym kontraltem komandor, dając krok w tył i otwierając tym samym przejście w głąb okrętu.

Zrobiła to z rzadko spotykaną gracją i Honor stłumiła odruchowy tym razem uśmiech. Była o dokładnie czternaście centymetrów wyższa od tamtej, ale nigdy nie zdołała osiągnąć tego, co u niej wydawało się wrodzone — zdolności zdominowania otaczającej ją przestrzeni. Prawdę mówiąc, wątpiła, czy jej się to kiedykolwiek uda.

Pierwotni koloniści zasiedlający układ Manticore wywodzili się z zachodniej półkuli Ziemi, a pięćset standardowych lat osamotnienia znacznie oczyściło ich spuściznę genetyczną. Dopiero potem zaczęli napływać emigranci z innych światów, tacy na przykład jak matka Honor, pochodząca z Beowulfa i będąca prawie czystej azjatyckiej krwi, jeśli brać pod uwagę geografię ziemską. Doprowadziło to do sytuacji, w której trudno było wnioskować o pochodzeniu na podstawie wyglądu danej osoby.

Pierwszy oficer HMS Nike była wyjątkiem — dzięki jakiemuś genetycznemu przypadkowi komandor Michelle Henke wyglądała dokładnie tak jak jej przodkowie przybyli niegdyś na Manticore. Gdyby nie czarna skóra i kędzierzawe włosy podobieństwo byłoby wręcz uderzające. I to nie tylko do przodków: rysy jej twarzy nie pozostawiały cienia wątpliwości co do tego, że należy do rodu Winton.

Henke nie odezwała się słowem, eskortując Honor na mostek. Zachowała też przez cały czas poważne oblicze, ale w jej oczach tańczyły diabelskie ogniki. Honor odetchnęła z ulgą. Kiedy widziały się ostatni raz, a było to ponad sześć standardowych lat temu, Henke miała wyższą rangę. Teraz nie dość, że była o dwa stopnie niżej, to jako pierwszy oficer była też zastępcą kapitana, podlegała więc bezpośrednio Honor. Nie można było całkowicie wykluczyć możliwości, że taka zmiana sytuacji wywoła niechęć komandor Henke.

W milczeniu dotarły na mostek i Honor rozejrzała się z uznaniem. Poprzedni okręt także obejmowała jeszcze w stoczni i zdawała sobie sprawę, że miała niesamowite szczęście — nawet w tak gwałtownie rozrastającej się flocie jak RMN niewielu oficerów miało okazję dowodzić dwoma nowymi okrętami pod rząd. Ciężki krążownik Fearless był cudem techniki wojskowej, ale jego mostek był niczym w porównaniu z mostkiem HMS Nike, głównie dzięki niezwykle rozbudowanej sekcji taktycznej tego ostatniego, choć różnic było więcej. Krążowniki liniowe od ponad czterystu lat świetlnych stanowiły ulubioną klasę okrętów Królewskiej Marynarki, jako że idealnie nadawały się do szybkich, solidnych uderzeń stanowiących podstawę jej strategii. Na tym mostku dosłownie czuło się gotowość do akcji tej śmiertelnie groźnej w doświadczonych rękach broni.

Otrząsnęła się z uczucia nieomal fizycznej przyjemności i podeszła do fotela kapitańskiego. Zaczęła podnosić dłonie, by zdjąć z ramienia Nimitza i posadzić go na oparciu, ale zamarła — to była także jego wielka chwila, a po tym, co zrobił na Graysonie, cała Royal Manticoran Navy wiedziała, że nie jest tylko maskotką. Opuściła ręce i wcisnęła klawisz łączności pokładowej na poręczy fotela. Wyraźny, melodyjny sygnał oznaczający komunikat dotyczący wszystkich członków załogi rozległ się z głośników na całym okręcie, a wszystkie ekrany łączności ożyły, ukazując ją i treecata. Honor wyjęła z kieszeni pismo i spojrzała prosto w kamerę, powstrzymując się, by nie odchrząknąć, i zastanawiając nieco abstrakcyjnie, dlaczego jest zdenerwowana. Zupełnie jakby robiła to pierwszy raz w życiu. Rozłożyła papier, którego szelest był wyraźnie słyszalny w panującej ciszy, i zaczęła czytać spokojnym i wyraźnym głosem:

„Od admirała sir Luciena Corteza, Piątego Lorda Przestrzeni RMN, do kapitan damy Honor Harrington, hrabiny Harrington, Rycerza Towarzysza Zakonu Króla Rogera, MC, SG, DSO, CGM, Royal Manticoran Navy, dwudziestego pierwszego dnia szóstego miesiąca dwieście osiemdziesiątego drugiego roku Po Lądowaniu. Madam: poleca się pani i nakazuje, by udała się pani na pokład Okrętu Jej Królewskiej Mości Nike (BC-413) i objęła obowiązki związane z dowodzeniem nim w służbie Korony, a Jej zawieść bezkarnie nie sposób.

Z rozkazu lady Francine Maurier, baronowej Morncreek, Pierwszego Lorda Admiralicji RMN, za Jej Majestat Królową”.

Powoli i ostrożnie złożyła pismo, schowała je do kieszeni, po czym spojrzała na komandor Henke.

— Pani komandor — oznajmiła formalnie — przejmuję dowodzenie.

— Ma’am, dowództwo należy do pani — odparła równie formalnie Henke.

— Dziękuję, pani Henke. — Honor przeniosła spojrzenie na kamerę i dodała: — To dla mnie wyjątkowa chwila i czuję się niezwykle wyróżniona: niewielu kapitanów ma zaszczyt dowodzić okrętem o tak chlubnej tradycji, a jeszcze mniej ma okazję objąć dowództwo, gdy okręt jest jeszcze w budowie. Nikt zaś nie miał sposobności przeżyć obu tych wydarzeń więcej niż raz. Jako załoga musimy dorównać poprzednikom, bowiem spoczywa na nas obowiązek kontynuowania szczytnych tradycji. Jestem jednak pewna, że gdy nadejdzie czas, bym przekazała ten okręt nowemu kapitanowi, będzie on zmuszony dołożyć jeszcze większych starań, by dorównać naszym osiągnięciom.

Przerwała, zdając sobie sprawę, że gdyby nie wierzyła w to, co mówi, brzmiałoby to niewiarygodnie sztucznie i nadęcie. Uśmiechnęła się prawie złośliwie i oświadczyła:

— Będziecie czuć się przepracowani i niedoceniani, dopóki nie zakończą się próby okrętu, a my nie stworzymy zgranego zespołu, ale jestem pewna, że zrobicie wszystko, by stało się to jak najprędzej. Obiecuję, że ze swej strony również dołożę wszelkich starań. Proszę kontynuować.

Wyłączyła kamerę i odwróciła się do komandor Henke.

— Witamy na pokładzie, pani kapitan. — Henke wyciągając dłoń w tradycyjnym geście powitania, a Honor uścisnęła ją mocno.

— Dzięki, Mike. Dobrze jest znów być na okręcie.

— Mogę przedstawić starszych oficerów? — Widząc przyzwalający ruch głowy Honor, Henke dała znak czekającym, by podeszli, i dokonała prezentacji: — Komandor Ravicz, pierwszy inżynier, ma’am.

Honor uścisnęła rękę mężczyzny przyglądającego się jej z nieskrywanym zainteresowaniem.

— Komandor Chandler, oficer taktyczny, ma’am. Ogniście ruda czupryna znajdowała się na poziomie ramienia Honor, ale pani komandor miała wygląd osoby rzeczowej i uścisk równie zdecydowany co spojrzenie.

— Chirurga, komandora Montoyę, jak sądzę, już pani zna, ma’am — powiedziała Henke i Honor uśmiechnęła się szeroko.

— Znam! — przyznała, ściskając serdecznie dłoń komandora. — Miło znów cię widzieć, Fritz.

— Panią także, skipper. — Montoya uważnie obejrzał lewą stronę jej twarzy i dodał: — Zwłaszcza w tak dobrym stanie.

— Miałam doskonałego lekarza… a raczej dwóch. — Jeszcze raz uścisnęła mu dłoń i spojrzała na kolejnego oficera.

— Podpułkownik Klein dowodzący kontyngentem pokładowym marines, ma’am — przedstawiła Henke.

— Pułkowniku. — Zdecydowanemu uściskowi dłoni towarzyszył równie zdecydowany skłon głowy.

Klein był niewysoki. Jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć. Za to trzy rzędy baretek na kurtce mundurowej mówiły same za siebie. I powinny — Nike miał na pokładzie pełen batalion marines, toteż jego dowódca nie mógł pochodzić z losowania.

— Komandor porucznik Monet, oficer łączności, ma’am. — Henke przedstawiła następnego według starszeństwa oficera.

Monet był przeciwieństwem Chandler — wysoki, chudy i bezbarwny, o pozbawionej poczucia humoru twarzy i silnym, ale mechanicznym uścisku dłoni.

— Komandor porucznik Oselli, oficer astrogacyjny, ma’am.

Wargi Honor drgnęły leciutko, gdyż Henke zaakcentowała leciutko słowo „astrogacyjny”, wiedząc, że w tej kwestii dowódca nie jest wzorem do naśladowania. Honor była zadowolona z tego, co zobaczyła — ciemne włosy i oczy prawie dorównujące odcieniem jej własnym, zdecydowane, nieco lisie rysy twarzy wskazującej na pewność siebie i inteligencję.

— Komandor porucznik Jasper, kwatermistrz, ma’am. — W głosie Henke wyczuwało się ulgę, jako że był to ostatni w kolejce do prezentacji.

— Poruczniku Jasper, sądzę, że w ciągu najbliższego tygodnia lub dwóch będziemy się spotykać naprawdę często. — Honor uśmiechnęła się porozumiewawczo, nie kryjąc sympatii. — Będę się starała nie wymagać od pana rzeczy niemożliwych, ale wie pan, jacy są kapitanowie, jeśli chodzi o wyposażenie ich okrętów…

— Obawiam się, że wiem, milady — przyznał lekko rozbawionym, głębokim barytonem. — W tej chwili wiem dość dokładnie, czego nam brak i w jakiej fazie są prace, ale naturalnie to się ciągle zmienia i będzie się zmieniać niespodziewanie, jak długo nie opuścimy stoczni.

— Niewątpliwie — zgodziła się Honor i przyjrzała zgromadzonym. — Cóż, panie i panowie: mamy wiele do zrobienia i z pewnością zdążę poznać was wszystkich lepiej, nim rozpoczniemy normalną służbę. Teraz proszę wrócić do zajęć, które przerwało moje przybycie, a na osiemnastą jesteście wszyscy zaproszeni na obiad. Naturalnie, jeśli nie sprawi to nikomu kłopotu.

Odpowiedziały jej przytakujące mruknięcia i skinienia głów, na widok których uśmiechnęła się w duchu — nie słyszała jeszcze o oficerze, który skorzystałby z tej wymówki, mimo że pierwszy obiad wydawany przez nowego kapitana był kłopotliwy dla wszystkich jego uczestników. Pożegnała ich lekkim ruchem głowy i uniosła dłoń, widząc, że Henke także robi w tył zwrot.

— Chwileczkę, komandor Henke. Byłoby miło, gdyby towarzyszyła mi pani do kabiny — mamy sporo spraw do przedyskutowania.

— Oczywiście, milady — zgodziła się Henke i dodała głośniej: — Proszę przejąć wachtę, pani Oselli.

— Aye, aye, ma’am. Przejmuję wachtę. Obie skierowały się do windy.

Dopiero gdy drzwi zamknęły się za nimi i zostały same, Henke uśmiechnęła się szeroko.

— Dobrze cię znowu widzieć, Honor — oznajmiła i objęła ją krótko, ale mocno.

Potem pogłaskała Nimitza, który zamruczał uszczęśliwiony i podał jej prawą chwytną łapę. Uścisnęła ją i dodała:

— Ciebie też miło widzieć, Stinker. Dalej wymuszasz seler u każdego?

Nimitz bleeknął ze świętym oburzeniem i machnął ostentacyjnie ogonem, a Honor parsknęła śmiechem. Z zasady nie nawiązywała szybko przyjaźni, nadal też nie czuła się dobrze w towarzystwie ludzi z arystokracji, mimo że niedawno dołączyła do jej szeregów. Istniał jednak jeden wyjątek od tej zasady, i to od dawna, a była nim Mike Henke, stanowiąca osobliwość samą w sobie. Nigdy tego nie podkreślała ani nie wykorzystywała, ale pochodziła z młodszej gałęzi rządzącej Gwiezdnym Królestwem dynastii. Miała też taką łatwość w nawiązywaniu kontaktów i tak dobrze potrafiła zapanować nad każdą sytuacją, że Honor mogła jej tylko zazdrościć. Przez ponad trzy lata standardowe mieszkały w tym samym pokoju na wyspie Saganami i Henke straciła niezliczone godziny, próbując wbić podstawy trójwymiarowej matematyki w głowę swej nieśmiałej wysokiej towarzyszki. I jeszcze dłuższe, a bardziej frustrujące, wyjaśniając jej tajemnice etykiety i ucząc podstaw życia towarzyskiego, do którego — zwłaszcza wobec szlachetnie urodzonych — nie przygotowało jej pochodzenie. Honor zresztą nieraz zastanawiała się, czy nie był to główny powód, dla którego adiutant akademii połączył właśnie je dwie, przydzielając pokoje. Zresztą obojętne, czy było to zamierzone czy nie; doskonale zdawała sobie sprawę, jak bardzo pomogła jej spokojna i naturalna pewność siebie Michelle.

— Też się cieszę, że cię widzę, Mike — powiedziała po prostu i wyprostowała się, gdyż winda stanęła.

Henke skrzywiła się pociesznie i przybrała kamienny wyraz twarzy, nim drzwi się otworzyły. Spokojnie przeszły korytarzem do drzwi prowadzących do kwater kapitańskich, przed którymi stał wartownik z Royal Manticoran Marine Corps w czarno-zielonym galowym mundurze. Na ich widok wyprężył się w postawie zasadniczej. Honor skinęła mu uprzejmie głową, otworzyła drzwi i zaprosiła Michelle gestem, by weszła jako pierwsza. Kiedy sama znalazła się wewnątrz, stanęła jak wryta — zaskoczyła ją przestronność apartamentu.

Jej rzeczy przywieziono poprzedniego dnia, a MacGuiness kończył właśnie programować moduł ratunkowy Nimitza przytwierdzony już solidnie do ściany. Słysząc otwierające się drzwi, odwrócił się i zaczął przybierać postawę zasadniczą, gdy zobaczył, że Honor nie jest sama, ale ta machnęła ręką, dając mu znak, by nie silił się na formalności.

— Mac, poznaj komandor Henke — przedstawiła. — Mike to jest starszy steward MacGuiness, mój opiekun i strażnik od paru lat.

Henke zachichotała, a MacGuiness potrząsnął z rezygnacją głową.

— Nie przerywaj sobie, Mac — dodała Honor. — Komandor Henke i ja jesteśmy starymi przyjaciółkami.

— Naturalnie, ma’am. — MacGuiness z kamienną twarzą pochylił się nad modułem, a Nimitz przeskoczył z ramienia Honor na górną ścianę urządzenia i przyglądał się z zainteresowaniem jego poczynaniom.

Honor zaś rozejrzała się po głównej kabinie i z podziwem potrząsnęła głową — jej osobiste rzeczy dość dokładnie wypełniały ostatnią kwaterę, tutaj ledwie można je było zauważyć.

Pokład pokrywał kosztowny i gruby dywan, jedną ze ścian prawie w całości zajmował obraz przedstawiający pierwszy HMS Nike w finale bitwy pod Carson, naprzeciwko zaś wisiał oficjalny portret Elżbiety III, królowej Manticore. Gdyby nie kolor skóry portretowanej, obraz można by uznać za wizerunek nieco starszej Michelle Henke.

— Konstruktorzy chyba zaczęli rozpieszczać kapitanów krążowników liniowych — oceniła. — Tylko jakim cudem flota pozwoliła im na takie marnowanie miejsca?

— No, nie wiem. — Henke rozejrzała się krytycznie. — Powiedziałabym, że to stosowna kabina dla kogoś o pani pozycji, hrabino Harrington.

— No pewnie — burknęła Honor, podchodząc do kanapy umieszczonej pod panoramicznym oknem i wpatrując się w przestrzeń widoczną za ścianą doku. — Będę chyba musiała się przyzwyczaić…

— Nie będziesz musiała się zmuszać — oceniła Henke i podeszła do biurka, nad którym wisiała pogięta od gorąca złota plakietka bez narożnika przedstawiająca lotnię. — Basilisk czy Yeltsin?

— Basilisk. — Honor siadła w szerokim fotelu i wyciągnęła nogi. — Laser. O mały włos nie trafił w moduł Nimitza. Mieliśmy szczęście.

— Jasne, że mieliście, Umiejętności nie miały z tym nic wspólnego — uśmiechnęła się złośliwie Henke.

— Aż tak bym tego nie ujęła — zaoponowała Honor zaskoczona łatwością, z jaką przyszła jej ta szczerość. — Ale uczciwość nakazuje przyznać, że szczęścia też mieliśmy sporo.

Michelle prychnęła i delikatnie wyprostowała nieco przekrzywioną plakietkę. A Honor uśmiechnęła się do jej pleców — zbyt długo się nie widziały i ich stosunki nieco się zmieniły w wyniku zmiany ról, ale to, co było w nich najważniejsze, pozostało. I wcześniejsze obawy okazały się tyle nieuzasadnione, co głupie. Henke tymczasem zaprzestała daremnych prób równego zawieszenia nierównej plakietki i usiadła w drugim fotelu. A raczej opadła nań i rozłożyła się wygodnie, jak zwykle, z punktu widzenia Honor, tracąc na to masę zbędnego czasu i energii. A potem przekrzywiła głowę i przyjrzała się jej uważnie.

— Naprawdę miło cię widzieć, zwłaszcza w takim stanie — powiedziała cicho. — Słyszałam, że rekonwalescencja nie była ani łatwa, ani przyjemna.

— Mogło być gorzej. — Honor wzruszyła ramionami. — A biorąc pod uwagę, że straciłam, praktycznie wszystkie okręty, czasami sobie myślę, że i tak wyłgałam się tanim kosztem.

Nimitz uniósł niespokojnie łeb, położył uszy po sobie i bleeknął ostrzegawczo zaniepokojony goryczą w jej głosie.

— Skąd wiedziałam, że coś podobnego usłyszę? — zapytała retorycznie Michelle. — Niektórzy mimo ogromnego doświadczenia niewiele się zmieniają, no nie?

— Mac, mógłbyś nam przynieść po piwie? — spytała niespodziewanie Honor.

— Oczywiście, ma’am. — MacGuiness zamknął klawiaturę modułu i zniknął w kuchni.

Nimitz zaś paroma skokami znalazł się na oparciu fotela Honor.

— No dobrze, pani komandor — westchnęła Honor. — Teraz możesz mnie opieprzyć.

— Ty nie potrzebujesz, żeby ktoś cię opieprzył, Honor. Choć przyznaję, że trochę zdrowego rozsądku bezwzględnie by ci nie zaszkodziło — odparła Henke dziwnie poważnie, choć z lekkim uśmieszkiem. — Wiem, że teoretycznie rzecz biorąc, młodszy stopniem nie ma prawa nawrzucać starszemu czy powiedzieć mu, że pieprzy bez sensu, ale prawda jest prosta i trzeba, żeby ktoś ci to wreszcie powiedział: obwinianie się o śmierć podkomendnych czy admirała Courvosiera jest po prostu głupie. Przykro mi, wiem, jak byłaś z nimi zżyta, ale niech to wreszcie trafi do twojego zakutego łba, że nikt nie mógł lepiej postąpić, dysponując tymi informacjami, którymi ty dysponowałaś. Admirał Courvosier zawsze nam powtarzał, że postępowanie oficera można oceniać właściwie, tylko biorąc pod uwagę to, co wiedział on w momencie podejmowania decyzji!

Ton głosu Henke był taki sam jak podczas podobnych wykładów z czasów akademii i Honor uśmiechnęła się odruchowo. I ugryzła w język, gdyż w drzwiach kuchni pojawił się MacGuiness z piwami i szklankami. Dopiero gdy podał im napełnione naczynia i wyszedł, westchnęła i przyznała:

— Masz rację, Mike. Stary by mi dokopał, gdyby wiedział, że się obwiniam za jego śmierć. Ale ta świadomość nie pomaga: i tak nie mogę przestać myśleć w ten sposób. Coraz rzadziej, to prawda, ale jeszcze mi się to przytrafia… jedno, co jest pocieszające, to to, że jakoś sobie z tym radzę…

— To dobrze. — Henke uniosła wysoką szklanicę. — Za nieobecnych przyjaciół.

— Za nieobecnych przyjaciół — powtórzyła cicho Honor. Szkło brzęknęło, gdy trąciły się szklankami. Wypiły i odstawiły naczynia prawie równocześnie.

— Jeśli ci jeszcze tego nie mówiłam, to muszę przyznać, że do twarzy ci w kapitańskim mundurze. — Michelle zmieniła temat i ton na weselszy, wskazując cztery złote galony na rękawie uniformu.

— Chciałaś powiedzieć, że mniej się przez to rzuca w oczy moja budowa tyczki od chmielu?

— Żebyś wiedziała, jak niżsi wzrostem śmiertelnicy zazdroszczą ci tych centymetrów… Tak na marginesie, mam nadzieję, że masz świadomość, czego od ciebie oczekuję?… Nie wytrzeszczaj tak niewinnie ocząt: spodziewam się mianowicie, że uczynisz cuda dla mojej kariery.

— A to w jaki sposób?

— Spójrz na to. Obaj twoi zastępcy z poprzednich okrętów dowodzą już własnymi jednostkami, a z tego, co słyszałam, Alistair McKeon za miesiąc zostanie kapitanem. Od Alice Truman dostałam właśnie wiadomość, że objęła dowództwo ciężkiego krążownika. Myślisz może, że to przypadek, iż oboje byli jeszcze niedawno twoimi zastępcami?… Tak? To przestań myśleć bzdury. Żebyś nie miała złudzeń: nic niżej krążownika mnie nie usatysfakcjonuje, kiedy skończymy służbę na tym okręcie. No, niech już będzie moja strata: może być lekki krążownik! — Wyszczerzyła radośnie zęby i sięgnęła po piwo.

Tym razem przerwa była dłuższa, bo Henke duszkiem wypiła ponad połowę szklanicy, nim z zadowolonym sapnięciem odstawiła naczynie.

— A teraz, zanim zaczniemy grzebać w tonach papierów, które na nas czekają i o których obie dobrze wiemy, chcę usłyszeć twoją wersję wszystkiego, co się stało od naszego ostatniego spotkania.

Загрузка...