ROZDZIAŁ V

— O, tutaj, ma’am! — wskazał nieszczęśliwy Ravicz. — Widzi pani?

Honor przyjrzała się obrazowi skanera i ściągnęła mięśnie lewego oka, widząc cieńszą od włosa, za to prostą, jakby wyrysowaną z pomocą linijki linię pęknięcia. Biegła ukośnie od narożnika do narożnika i sprawiała wrażenie głębokiej dla jej cybernetycznego oka.

— Widzę. Jakim cudem nie wykrył tego skaner stoczni?

— Takim, że tego pęknięcia nie było — przyznał smętnie Ravicz i kopnął z obrzydzeniem podstawę. — To wada matrycy, skipper. Wygląda mi to na staromodną, uczciwą krystalizację. Wiem, teoretycznie jest to niemożliwe przy tych nowych syntetycznych stopach, ale wiem też, co widzę. Powstała najprawdopodobniej dopiero, gdy przeszliśmy w standardowy cykl operacyjny i generator zaczął pracować pod regularnymi i zmieniającymi się ciągle obciążeniami.

— Rozumiem. — Honor przestawiła oko na normalne widzenie i wyprostowała się, czując na szczycie głowy łapę Nimitza pomagającego sobie w utrzymaniu równowagi.

Podobnie jak jej poprzedni okręt, Nike miał trzy reaktory fuzyjne, ale nieporównywalnie większe zapotrzebowanie na energię. Fearless mógł sprawnie działać przy jednym funkcjonującym reaktorze, krążownik liniowy potrzebował dwóch, czyli miał tylko jeden zapasowy. Dlatego wszystkie trzy musiały być w pełni sprawne, nim HMS Nike będzie mógł ponownie zostać uznany za zdolny do służby liniowej. A sądząc z tego, co właśnie zobaczyła, doprowadzenie go do tego stanu zajmie znacznie więcej czasu, niż się spodziewała.

Powitalna wiadomość od admirała Parksa była nienagannie uprzejma, ale wyczuwało się w niej chłód, o który trudno go było winić. Ponieważ nie dało się zwalić winy na stoczniowców, a tak na dobrą sprawę nikt konkretny nie był niczemu winien, pozostał zwyczajowy winowajca, czyli kapitan okrętu. Parks mógł spokojnie uznać, że powinna zdawać sobie sprawę, iż coś podobnego może nastąpić, i przedsięwziąć stosowne kroki, by tak się nie stało.

— Cóż, sądzę, że w takim razie… — urwała, słysząc zbliżające się kroki.

I odruchowo zacisnęła lekko wargi, widząc idącego obok Henke mężczyznę. W rzeczy samej niewysoki — ona sama była od niego wyższa o głowę — za to krępy i masywny. Czarne włosy nosił dłuższe niż nakazywała moda, jednak nie rzucało się to w oczy, gdyż przykrywał je czarny beret. Rękawy kurtki mundurowej zdobiły cztery galony kapitańskie, ale na kołnierzu zamiast złotej planety kapitana z listy były cztery gwiazdki młodszego kapitana. Nimitz poruszył się niespokojnie, czując jej niechęć i równoczesną złość na samą siebie za uleganie uprzedzeniom.

— Przepraszam za spóźnienie, ma’am — odezwała się formalnie Henke. — Kapitan Tankersley był zajęty, kiedy przycumowaliśmy.

— Żaden problem, Mike. — Sopran Honor był chłodniejszy, niżby sobie życzyła, ale wyciągnęła do gościa rękę. — Witamy na pokładzie HMS Nike, kapitanie. Mam nadzieję, że zdoła go pan szybko doprowadzić do pełnej sprawności.

— Na pewno będę próbował, milady. — Głos miał głębszy, niż pamiętała, wydobywający się z głębi piersi.

Dziwne, obce uczucia łagodnie wsączały się w jej umysł. Były sprawką Nimitza, który, jak się okazało, był nie tylko empatą, ale i telepatą, i to czynnym. Od czasu walk na Graysonie przekazywał jej uczucia wybranych osób w wybranych przez siebie sytuacjach, do czego nadal nie w pełni się przyzwyczaiła. Dotknęła treecata, dając mu znak, by przestał, ale zorientowała się już, że Tankersley czuje się równie niezręcznie jak ona, także żałując, że spotkali się w takich, a nie innych okolicznościach.

— Dziękuję, kapitanie — powiedziała normalnym już tonem i wskazała ekran skanera. — Komandor Ravicz właśnie pokazywał mi uszkodzenie. Proszę spojrzeć, kapitanie.

Tankersley rzucił okiem na ekran, pochylił się i cicho gwizdnął.

— Na wylot? — spytał, unosząc lewą brew, i uśmiechnął się bez śladu wesołości, widząc ponure przytaknięcie Ravicza. — Te nowe stopy będą doskonałe, jak tylko nauczymy się je właściwie stosować.

— W rzeczy samej. — Honor puknęła w generator. — Mam rację, zakładając, że czeka nas wymiana całości?

— Obawiam się, że tak, ma’am. Mógłbym naturalnie spróbować to zespawać, ale spaw długości dwudziestu metrów długo nie wytrzyma, a jeśli pęknięcie idzie na wylot, jak podejrzewamy, to w ogóle nic nie da. Zgodnie z teorią ten materiał nie powinien pęknąć, tymczasem, jak widać, pękł, i to tak złośliwie, że poszły dwie główne obejmy nośne i jeden z kanałów przesyłowych wodoru. Lepiej będzie wymienić cały generator, niż zrobić prowizorkę, która w każdej chwili gotowa odmówić posłuszeństwa. W warsztacie uda się może to jakoś połatać, w co prawdę mówiąc, wątpię. Gdyby jednak tak się stało, mamy dość powierzchni magazynowej, żeby go zostawić do przyszłego wykorzystania. A HMS Nike dostanie zupełnie nowy.

— Macie odpowiedni?!

— Mamy zapas prawie wszystkich części do prawie wszystkich klas okrętów. To nowa stocznia remontowa z pełnymi stanami magazynowymi. — W głosie Tankersleya brzmiała czysta duma i Honor uśmiechnęła się już zupełnie bez przymusu.

— Ile czasu zajmie wymiana? — spytała.

— Z tym będzie problem, milady. — Tankersley spoważniał. — Nike nie ma wystarczająco dużego otworu technicznego, by przeszedł przez niego nowy generator, więc będziemy musieli otworzyć rufową maszynownię.

Obrócił się powoli, rozglądając się uważnie po olbrzymim, nienagannie czystym pomieszczeniu, i widać było, że jest nieszczęśliwy.

— Gdyby to był ciężki krążownik, moglibyśmy rozbroić ładunki i zdemontować awaryjny panel, ale w przypadku krążownika liniowego nie ma takiej możliwości — dodał smętnie.

Honor pokiwała głową, doskonale rozumiejąc, o co mu chodzi. Niszczyciele, lekkie i ciężkie krążowniki oraz wszystkie frachtowce miały panele awaryjne, instalowane standardowo, czyli przewidziane do odstrzelenia w razie awarii reaktora płyty kadłuba. Wraz z nimi wystrzeliwano w przestrzeń reaktor grożący wybuchem jako ostateczny środek ratunkowy. W ten sposób uratowano wiele jednostek przed całkowitym zniszczeniem, a wielu ludzi przed śmiercią. W większych okrętach tego rozwiązania nie dało się zastosować, chyba że konstruktorzy z jakichś powodów decydowali się wystawić reaktory na większe niż normalnie ryzyko. Nike miał ponad półtora kilometra długości, a średnicę w najszerszym miejscu ponad dwustumetrową. Jego reaktory i maszynownie umieszczono w samym środku kadłuba, z dała od pancernego poszycia, za to za wieloma warstwami pancerza i otoczone innymi pokładami. Praktyka wykazywała, że chroniło to przed trafieniami i uszkodzeniami lepiej niż możliwość odstrzelenia niestabilnego reaktora. Oznaczało to jednak również, że nie było do nich łatwego dostępu w przypadku konieczności naprawy.

— Będziemy musieli wyciąć otwór w poszyciu i pancerzu, a potem porozcinać masę grodzi i ścian oraz wewnętrznego pancerza, milady. A potem to wszystko naprawić — podsumował Tankersley. — Mamy do tego odpowiedni sprzęt, ale sądzę, że zajmie to co najmniej czternaście do piętnastu tygodni.

— Czy w Hephaestusie zrobiliby to szybciej? — spytała neutralnym tonem.

Jeśli Tankersley poczuł się urażony tym pytaniem, nie dał tego po sobie poznać w żaden sposób.

— Wątpię, milady. To znaczy owszem, sama naprawa mogłaby tam zająć z tydzień krócej, ale czas przelotu w obie strony wydłużyłby cały proces o tydzień.

— Tego się właśnie obawiałam — westchnęła. — Cóż, w takim razie jesteśmy w pańskich rękach. Kiedy pańscy ludzie zaczną naprawę?

— W ciągu godziny zjawią się technicy, żeby sprawdzić rozmiar uszkodzenia. Co prawda jeszcze się rozbudowujemy, ale coś wymyślę, żebyśmy mogli rozpocząć oczyszczanie dostępu wewnątrz okrętu w czasie następnej wachty. W doku numer dwa mam rozpruty niszczyciel z uszkodzeniami rufowego pierścienia napędu, więc na razie załogi wewnętrzne będą tam zajęte, ale nie potrwa to dłużej niż dwa dni. Jak tylko go zamkną, Nike dostanie bezwzględne pierwszeństwo w kolejności napraw.

— Nadzwyczajne — przyznała szczerze. — Skoro już muszę oddać okręt pod czyjąś opiekę, cieszę się, że tym razem jest to naprawdę odpowiednia osoba.

— Proszę się nie martwić, milady. — Tankersley przestał studiować układ grodzi i uśmiechnął się. — Żaden stoczniowiec nie lubi, jak kapitan remontowanego okrętu siedzi mu na karku, więc zapewniam, że skończymy naprawę tak szybko, jak to tylko możliwe.


Admirał Mark Sarnow uniósł głowę, słysząc dźwięk sygnalizujący, że ktoś czeka przed drzwiami kabiny, i uruchomił interkom.

— Tak?

— Pański oficer łączności, sir — zameldował wartownik.

— Niech wejdzie. — Sarnow nie krył satysfakcji i uśmiechu, otwierając drzwi, w których pojawił się rudowłosy, kościsty młodzian w mundurze komandora porucznika. — Jak sądzę, Samuelu, masz wieści ze stoczni.

— Mam, sir. — Komandor porucznik Webster podał mu meldunek. — Czas i rodzaj napraw według kapitana Tankersleya, sir.

— Doskonale. — Sarnow położył meldunek na biurku. — Przeczytam później, teraz powiedz mi to, co najgorsze.

— W sumie nie jest tak źle, sir. — Webster uśmiechnął się lekko. — Rzeczywiście trzeba wymienić cały generator, ale kapitan Tankersley ocenia, że zmieści się w czternastu tygodniach.

— Czternaście tygodni? — Sarnow pogładził wąsa i zamyślił się. — Fakt, to długo, ale krócej niż się obawiałem. Poinformuj, proszę, admirała Parksa, że Irresistible będzie mógł odlecieć w przewidzianym terminie.

— Tak jest, sir. — Webster zasalutował, ale nim zdążył zrobić w tył zwrot, Sarnow powstrzymał go gestem.

— Nie tak szybko, komandorze. — Admirał rozsiadł się wygodniej i wskazał mu fotel. — Proszę spocząć.

Webster zajął wskazane miejsce, czekając, aż przełożony przestanie w zamyśleniu głaskać zarost i wyłuszczy mu, o co chodzi.

— Byłeś na placówce Basilisk z kapitan Harrington — Sarnow stwierdził, nie spytał.

Na samo wspomnienie Webster odruchowo pomacał się po piersiach, nim dotarło doń, co robi, i opuścił rękę.

— Byłem, sir.

— Opowiedz mi o niej. — Sarnow nie spuścił wzroku z jego twarzy. — Nie chodzi mi o wersję oficjalną, czytałem meldunki i znam przebieg wydarzeń. Ale nie wiem nic o niej jako o człowieku. I tego właśnie chciałem się od ciebie dowiedzieć.

— Cóż… — zaczął Webster i urwał, a Sarnow go nie poganiał, czekając, aż uporządkuje myśli.

Oficerowie czy podoficerowie Królewskiej Marynarki nie byli zachęcani do dyskusji na temat swoich przełożonych, a zwłaszcza byłych dowódców. Takie rozmowy miały naturalnie miejsce, ale albo między przyjaciółmi, albo — niezwykle rzadko — nieoficjalnie w sytuacjach takich jak ta i zawsze na wyraźne zaproszenie starszego rangą. Sarnow z zasady ich unikał, ale tym razem nie miał wyjścia — Parks co prawda nic nie powiedział, ale widać było, że ma spore zastrzeżenia do Harrington i że jej nie lubi.

Co było dziwne, ponieważ Honor Harrington miała większe doświadczenie bojowe niż dwóch dowolnie wybranych oficerów z jej rocznika razem wziętych i nic w przebiegu jej służby czy innych, oficjalnych dokumentach nie usprawiedliwiało takiej reakcji. Każdy admirał powinien być zadowolony, i to bardzo, dostając pod rozkazy takiego oficera, zaś admirał Parks z pewnością zadowolony nie był. Być może dlatego, że wiedział coś, czego nie było w aktach personalnych i oficjalnych meldunkach. Coś, o czym Sarnow nie wie, a o czym wiedzieć powinien, rozpoczynając współpracę z nowym kapitanem flagowym.

Naturalnie należało pamiętać, że Parks miał fioła na punkcie etykiety i wyidealizowanych przez siebie zasad zachowania obowiązujących oficera Royal Manticoran Navy. Był też kompetentny, czego nikt nie kwestionował, ale jako człowiek był sztywny i równie atrakcyjny co śnięta ryba. Sarnow słyszał rozmaite historie o Harrington, zdawał sobie jednak sprawę, że o oficerach, którzy wybili się ponad przeciętność, zawsze krążyły rozmaite opowieści — problem polegał na tym, żeby wiedzieć, które opierały się na faktach, a które były czystym wymysłem. Najbardziej niepokoiły go opinie, że Harrington jest narwańcem w gorącej wodzie kąpanym i osobą arogancką. Podejrzewał też, że to właśnie one były przyczyną takiej a nie innej reakcji dowódcy stacji Hancock. Tyle że w przeciwieństwie do niego Sarnow miał zamiar najpierw sprawdzić, czy są prawdziwe, a dopiero potem uprzedzać się lub nie do Harrington.

Wiadomym z góry było również, że autorami znacznej części tych plotek byli zawistni, a takich nigdzie nie brakuje. W dodatku wydawało się mało prawdopodobne, by Admiralicja dała dowództwo HMS Nike oficerowi, co do którego Ich Lordowskie Moście żywili wątpliwości. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, iż wiele wskazywało, że admirał White Haven zdecydował się zrobić z kariery Honor Harrington dzieło swego życia. Sarnow znał go, choć nie powiedziałby, że dobrze, i to właśnie utwierdzało go w przekonaniu, że Harrington jest naprawdę znakomitym oficerem. Zadaniem admirała była przede wszystkim opieka nad młodymi talentami, ale wątpliwości wywołała świadomość, iż White Haven jak dotąd nie użył swych wpływów w przypadku żadnego obiecującego oficera. Harrington była pierwsza…

Poza tym Sarnow musiał poznać ją jako osobę, a nie tylko oficera, ponieważ była dowódcą jego nowego okrętu flagowego i oficerem flagowym, a więc kimś zaliczonym do grona najbliższych współpracowników. Dlatego potrzebował opinii człowieka, który ją znał, a Samuel Webster był wręcz idealnym kandydatem. Raz — dlatego, że mimo młodego wieku zetknął się zawodowo z większą liczbą oficerów niż sam Sarnow. Dwa — bo właśnie pod rozkazami Harrington został ciężko ranny, co powinno zrównoważyć ewentualną tendencję do idealizowania jej. W dodatku był inteligentny i spostrzegawczy, a Sarnow ufał jego opiniom o ludziach.

Webster kręcił się w fotelu, nie bardzo wiedząc, jak się wyłgać od odpowiedzi. Wydawało mu się nielojalnym rozmawiać o Honor z jej aktualnym dowódcą, mimo że już od dawna nie był jej oficerem łączności.

— Nie jestem pewien, o co konkretnie panu chodzi, sir — powiedział w końcu.

— Wiem, że stawiam cię w niezręcznej sytuacji, ale jesteś jedynym człowiekiem mojego sztabu, który ją poznał, i… — Sarnow wzruszył ramionami, nie kończąc.

Webster westchnął ciężko i oznajmił:

— W takim razie powiem krótko: ona jest najlepsza. Kiedy wygnano nas na placówkę Basilisk, mieliśmy poważne problemy… kapitan poradziła sobie z nimi sama, i to ani razu nie podnosząc głosu, Wie pan, czym była placówka Basilisk, a my stanowiliśmy załogę, jakiej trudno byłoby pozazdrościć jakiemukolwiek kapitanowi. Tak to wyglądało, gdy tam przybyliśmy. Gdy odlatywaliśmy, takiej załogi pozazdrościłby każdy!

Webster umilkł, zaskoczony własnymi emocjami. Sarnow zaś milczał, czekając na ciąg dalszy. I nie dając po sobie poznać, że także jest nieco zdumiony — Samuel Webster nieczęsto okazywał w ten sposób emocje.

— W jakiś sposób kapitan potrafi uaktywnić w podkomendnych to, co w nich najlepsze, i to często w takim stopniu, że ich samych to zaskakuje… i nie wydaje mi się, by powodowało to jej postępowanie. Dzieje się tak, bo jest taka, jaka jest, sir. Jej się ufa, bo wie się, że nigdy człowieka nie zawiedzie. A kiedy wszystko się wali i pali, to jeśli ktoś zdoła pana uratować, to właśnie ona… Nie jestem oficerem taktycznym, ale widziałem dość w układzie Basilisk, by wiedzieć, że jest naprawdę dobrym taktykiem. Nie wiem, czy pan jest świadom, jak Upiorna Hemphill wykastrowała nasze uzbrojenie, sir. W skrócie rzecz ujmując, niszczyciel był w stanie nas pokonać, bo przez tę głupią lancę grawitacyjną z uzbrojenia zostały nam żałosne resztki. Wiedzieliśmy o tym, a nikt nie zaprotestował, gdy kapitan zaczęła gonić tego rajdera. Zanim go wykończyliśmy, okręt był wrakiem, a dwie trzecie załogi martwa lub ciężko ranna. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, jak go wykończyła i jak zdołała przeprowadzić nas przez ciągły ostrzał, ale dokonała tego. Nie wierzę, by ktokolwiek inny zdołał to zrobić. — Głos Webstera był cichy, lecz wyraźnie słyszalny, bowiem w kabinie panowała idealna wręcz cisza. — Obwinialiśmy ją o zesłanie na placówkę Basilisk, gdy się tam zjawiliśmy. Nie była to jej wina, ale w niczym nie zmieniało to naszych uczuć i nie ukrywaliśmy tego. Zanim zaczęła się walka, stanowiliśmy taką załogę, że poszlibyśmy za nią do piekła. I prawdę mówiąc, zrobiliśmy to… a ci, którzy przeżyli, zrobią to ponownie, jeżeli będzie tego chciała… Nie wiem, czy to jest to, czego chciał się pan dowiedzieć, sir, ale…

Webster zaczerwienił się i wzruszył bezradnie ramionami. A potem podniósł wzrok i spojrzał w zielone oczy Sarnowa. Przez naprawdę długą chwilę w kabinie panowała cisza.

— Dziękuję, Samuelu — powiedział w końcu cicho Sarnow. — Dokładnie tego chciałem się dowiedzieć!


Honor ze zmarszczonym czołem waliła w klawisze — w takich przypadkach jak ten miała nieodparte wrażenie, że siłę napędową Królewskiej Marynarki naprawdę stanowią meldunki, raporty, zestawienia i inne bzdurne papierki. Bez względu na to, ile ich nie napisała, wypełniła czy wysłała, nigdy nie było widać końca. Dział okrętowy okazał się gorszy od personalnego — zapewne miało to stanowić karę dla nieostrożnego dowódcy, który zepsuł najnowszą zabawkę Ich Lordowskich Mości, którą ci w swej łaskawości mu powierzyli. Ciekawiło ją tylko, czy Ich Lordowskie Moście sami wpadli na tę formę kary, czy też podpowiedział im ją jakiś psychopata.

Skończyła ostatnie poprawki do raportu Ravicza, przeniosła odnośniki do swego własnego raportu oraz do tego sporządzonego przez kapitana Tankersleya, podpisała się i przyłożyła kciuk do skanera. A potem rozesłała dokument wraz z istotnymi załącznikami we wszystkie stosowne miejsca. Czyli do admirała Sarnowa, admirała Parksa, Trzeciego Lorda Przestrzeni Danversa, konstruktora HMS Nike, a ostatni do inspekcji technicznej HMSS Hephaestus. I odetchnęła z prawdziwą ulgą.

Opadła na oparcie fotela i dostrzegła stojący na biurku kubek ze świeżym kakao — nie zauważyła nie tylko, kiedy się tam znalazł, ale nawet pojawiania się MacGuinessa w kabinie. Obiecała sobie podziękować mu przy pierwszej okazji i ponownie westchnęła. Tym razem bez śladu ulgi: czekała na nią jeszcze sterta elektronicznych papierków i miała świadomość, że powinna się tym czym prędzej zająć, a nie miała najmniejszej ochoty. Z jednej strony chciałaby zejść do trzeciej maszynowni i sprawdzić, jak postępują prace, co nie spotkałoby się ze zrozumieniem podkomendnych Tankersleya. Z drugiej czuła, że ogarnia ją gorączka bezczynnościowa spotęgowana przez alergię do papierkowej roboty. Skutecznym środkiem na to pierwsze była godzina w sali gimnastycznej, na drugie…

Autoanalizę przerwał jej sygnał łączności, więc z czymś w rodzaju ulgi uaktywniła połączenie.

— Tu kapitan.

— Komandor porucznik Monet, ma’am. Mam prywatne połączenie do pani od admirała Sarnowa z Irresistible, ma’am.

Honor czym prędzej odstawiła kubek i przeczesała palcami włosy, nadal zbyt krótkie, by zapleść je w warkoczyk, jak robiła to większość żeńskiego personelu, jednak wystarczająco już długie, by należało je czesać. Skrzywiła się, rozplątując jakiś minikołtun, i obciągnęła kurtkę mundurową, żałując, iż nie przewidziała, że Sarnow spróbuje się z nią skontaktować. Miała na sobie jeden z ulubionych, czyli uczciwie sfatygowanych mundurów, i wolała nie myśleć, jaka będzie reakcja MacGuinessa, gdy się dowie, że pokazała się pierwszy raz nowemu dowódcy w czymś tak niestosownym. Nie miała jednak czasu się przebrać — żaden kapitan nie kazałby czekać na siebie admirałowi, jeśli miał resztki instynktu samozachowawczego, zwłaszcza kiedy tenże admirał kontaktował się pierwszy raz z rzeczonym oficerem.

— Przełącz na moją kabinę, George — poleciła.

— Połączenie przełączone, ma’am.

Na ekranie meldunek został zastąpiony przez twarz admirała Marka Sarnowa. Miał ciemniejszą cerę niż się spodziewała, podkreśloną przez zielone oczy, kasztanowe włosy i prawie czarne, krzaczaste brwi, dziwnie kontrastujące z wąsem. Brwi łączyły się w jedna prostą linię nad nasadą wysoko sklepionego nosa.

— Dobry wieczór, damo Honor, mam nadzieję, że nie przeszkodziłem w czymś ważnym. — Tenor był łagodniejszy niż sugerowałyby to ostre rysy twarzy i mocno zarysowany podbródek jego właściciela.

— Dobry wieczór, sir. Nie przeszkodził pan w niczym: biłam się ze stertą papierów.

— Doskonale. Miałem okazję przejrzeć raport komisji stoczniowej; wygląda na to, że w pełni zgadzają się z oceną pani pierwszego mechanika. Wiem, że utknęła pani w doku na dłużej, ale chciałbym zwolnić Irresistible, który powinien wrócić do systemu Manticore, i najszybciej jak to możliwe przenieść się ze sztabem na Nike.

— Naturalnie, sir. Kiedy tylko będzie to panu odpowiadało.

— Dziękuję. — Nagły uśmiech nadał jego twarzy wyraz prawie chłopięcego entuzjazmu. — Postaramy się nie wchodzić pani w drogę, ale mój sztab musi jak najszybciej zgrać się z pani oficerami. A ja naturalnie muszę spędzić nieco czasu z panią, nim wdroży się pani do nowych obowiązków.

— Tak jest, sir. — Honor zachowała kamienny wyraz twarzy, ale poczuła satysfakcję, słysząc ton i rejestrując sposób, w jaki Sarnow z nią rozmawiał.

Większość admirałów powitałaby nowego, nieznanego kapitana okrętu flagowego z rezerwą, a niektórzy z niechęcią, gdyby przybył na uszkodzonym okręcie, obojętne czy uszkodzenie byłoby winą jego czy losu.

— Doskonale, kapitan Harrington. W takim razie za pani przyzwoleniem zjawimy się na pokładzie jutro, punktualnie o siódmej.

— Oczywiście, sir. Jeśli pan sobie życzy, polecę mojemu stewardowi skontaktować się z pańskim w kwestii przewozu pańskich rzeczy osobistych.

— Dziękuję, to miło z pani strony. Póki co chciałbym zaprosić panią oraz kapitanów Parsonsa i Corell na obiad na Irresistible. Na siedemnastą, jeśli ta pora pani odpowiada.

— Naturalnie, sir.

— Bardzo dobrze. W takim razie do zobaczenia. — Sarnow skłonił się uprzejmie i zakończył połączenie.

Загрузка...