ROZDZIAŁ III

Ellen spojrzała na szczerą, lecz stanowczą twarz Olafa.

– A więc byłeś na sali sądowej w dniu ogłoszenia wyroku i słyszałeś pogróżki, jakie Arild rzucił mi w twarz?

– Tak, słyszałem, stałem blisko. Pamiętam, jak przechodząc obok ciebie wycedził przez zęby: „Pożałujesz, Ellen! Będziesz żałować do kresu życia, które zakończysz wcześniej, niż przypuszczasz. Znajdę cię nawet na końcu świata!” Nie zabrzmiało to bynajmniej jak żart.

Wzdrygnęła się.

– Byłam śmiertelnie przerażona. Drżałam na myśl o dniu, kiedy Arild zostanie zwolniony z więzienia. I dlatego postanowiłam uciec. Zmieniłam nazwisko, przestałam tkać. Strasznie tęskniłam do tego zajęcia, ale wolałam nie ryzykować. Zbyt łatwo rozpoznać mnie po technice. Nie miałam poza tym odwagi zaprzyjaźnić się bliżej z jakimkolwiek mężczyzną. Przecież nadal jestem żoną Arilda. Jak mogę wystąpić o rozwód, nie podając swego adresu? Ech, to wszystko jest beznadziejne…

– Arild nie żyje już od dwóch lat, Ellen – powiedział Olaf, a jego twarz złagodniała.

– Co?!

– Ktoś przemycił mu do celi narkotyki zmieszane z trucizną.

Długą chwilę Ellen nie mogła pojąć, co to właściwie znaczy.

– Arild nie żyje? Nie wiedziałam, nie utrzymywałam kontaktu z nikim z naszej osady. Ale w takim razie…

– Nie działał sam – wtrącił cicho Olaf. – Miał dwóch wspólników.

– Tak, wiem – potwierdziła Ellen żałośnie.

Pamiętała doskonale pierwszy dzień rozprawy. Rano ścięła się z komisarzem Hallarem.

„Dlaczego nie chcesz dać chłopakowi jeszcze jednej szansy?” pytał z gniewem w głosie. „Nie ma ani jednego dowodu na to, że rozprowadzał narkotyki. A przysięga, że jest niewinny. Dlaczego się uparłaś, by go posłać za kratki?”

Ellen milczała, z trudem powstrzymując się od płaczu. Hallar odszedł w końcu, rzucając na pożegnanie garść szyderczych słów. Potem w sądzie Arild wpadł w histerię, kiedy zadano mu kilka podchwytliwych pytań, na które nie potrafił odpowiedzieć. Zaczął wykrzykiwać, że jest niewinny, a Ellen zapewne pomyliła go z jego kuzynem Bjarnem Lange. W końcu Arild się załamał i zaczął sypać. Ujawnił, że miał dwóch wspólników: kuzyna Bjarna, którego natychmiast aresztowano, i wielkiego rekina branży narkotykowej Otto Svartena, którego, jak wspomniał Olaf, do tej pory nie zdemaskowano. Następnego dnia Ellen nie zjawiła się w sądzie, ale przeczytała w gazetach, że Bjarne pogrążył Arilda, zrzucając na niego całą winę. Aresztowano ich obu. Mimo że nie znaleziono dowodów na to, że Arild dopuścił się przestępstwa w ich osadzie, zgromadzono dostatecznie długą listę wykroczeń, by skazać zarówno jego, jak i Bjarnego, na kilka lat. Inspektor Hallar wówczas się na nią wściekł. „Czy potrzebne było grzebanie w przeszłości, kiedy chłopak zaczął nowe życie?” pytał, a Ellen nie mogła nic powiedzieć na swą obronę.

Kiedy tak biła się z myślami, Olaf wyraził na głos, to co czuła:

– Wiesz dobrze, że to nie przez ciebie Arild otrzymał wyrok. Ty jedynie zwróciłaś uwagę policji na niebezpieczny proceder mający miejsce w Siljar, ale obaj oskarżeni zostali skazani za przestępstwa, które im udowodniono.

– Co z tego? I tak chcą się na mnie zemścić za to, że im pokrzyżowałam plany i zniszczyłam rynek zbytu. Przypuszczam, że to właśnie kuzyn Arilda i ten tajemniczy Svarten usiłują mnie teraz dopaść, prawda?

– Tak, ale mężczyzna, który mieszka w hotelu na przedmieściu, to nie jest Svarten, tylko jakiś typek spod ciemnej gwiazdy, bez większego znaczenia w branży narkotykowej. Notowany w naszych kartotekach. Svarten dobrze się ukrywa, wiemy jednak, że to on stoi za tym wszystkim. Słyszeliśmy, jak ci dwaj podczas rozmowy telefonicznej wymienili jego nazwisko.

– Nie pojmuję, że wolno wam podsłuchiwać!

– Otrzymaliśmy specjalną zgodę właśnie ze względu na Svartena. To obecnie najbardziej niebezpieczny przestępca w Norwegii. Jeśli dotrzemy do niego, wstrząśniemy solidnie narkotykowym interesem.

– Nie rozumiem, jak mogłam pomyśleć, że ten Bjarne to ty.

Olaf uśmiechnął się ciepło.

– Sama powiedziałaś przed chwilą, że wyszłaś za Arilda dlatego, że był do mnie podobny, a Bjarne jest przecież jego kuzynem.

– Tak, nawet oczy macie jednakowo błękitne.

Hallar westchnął ciężko i wstał.

– Idę przynieść drewna.

Kiedy zamknął za sobą drzwi, Ellen zapytała:

– A jak to się stało, że współpracujesz z inspektorem Hallarem?

– No cóż, od czego mam zacząć? – uśmiechnął się Olaf.

– Powiedz, dlaczego on mnie tak strasznie nienawidzi? Sprawia mi to wielką przykrość.

– Nie wiesz? Przed trzema laty Hallar był młodym policjantem i zaczynał swą karierę zawodową. Podjął się kurateli nad Arildem Lange. Właściwie w policji tylko on wierzył chłopakowi i chciał mu pomóc stanąć na własnych nogach. Dzięki jego wstawiennictwu Arild został przeniesiony do Siljar. Nie brakowało ponurych prognoz, może właśnie dlatego dla Johannesa sprawą honoru stało się wyprowadzenie Arilda na prostą drogę. Ale ty popsułaś wszystko: najpierw wychodząc za podopiecznego za mąż, a później „przy pierwszym lepszym kłopocie” odwracając się do niego plecami. Johannes nie dawał wiary tej historii z narkotykami. Sądził, że Bjarne działał sam, gdyż Arild przyrzekał mu, że już nigdy nie złamie prawa. Podważyłaś jego autorytet i zakwestionowałaś kompetencje. Zawsze wydawało mu się bowiem, że się świetnie zna na ludziach. A ponieważ nie byłaś w stanie przedłożyć żadnego dowodu…

Ellen westchnęła ciężko, a Olaf ciągnął dalej:

– Arild był oczywiście jedynie narzędziem w rękach Svartena, no i swego kuzyna. Nie ulega wątpliwości, że to ci dwaj przyczynili się do śmierci twego byłego męża. Była to zemsta za to, że ich wydał. W takich przypadkach w świecie przestępczym obowiązują bezlitosne reguły.

– Ale dlaczego przyjechali tutaj?

– Zwabił ich głośny artykuł pióra dziennikarki Goggo o odnalezieniu projektów twoich gobelinów. Ja także domyśliłem się od razu, że chodzi o ciebie i że tu właśnie osiadłaś. Pomyślałem, że zainteresowani trafią tu tym samym tropem. Tym bardziej że przedruk artykułu ukazał się w stołecznej prasie. Okazuje się, że się nie myliłem: trwa zaciekłe polowanie na ciebie.

– Tak, piękne dzięki, zdążyłam zauważyć. Sądzisz, że to odwet z ich strony?

– Nie wiem – rzekł w zamyśleniu Olaf. – Ale na to wygląda.

Ogień na kominku ledwie się już tlił. Czyżby inspektor poszedł po drewno, kierowany troską o jej mokre ubrania? Wątpliwe. Gerd popatrzyła znów w szczerą twarz Olafa i zapytała:

– Masz jakieś powiązania z wydziałem narkotykowym policji? Opowiedz trochę o swoim życiu, teraz twoja kolej!

Skrzywił się.

– Zawsze wierzyłaś, że wyrosnę na wielkiego człowieka, prawda, Ellen? Ale mnie nigdy nie przyświecał taki cel. Chciałem jedynie pracować z młodzieżą.

– Chyba doskonale się do tego nadawałeś.

– Nigdy się o tym tak do końca nie przekonałem, bowiem zostałem zniszczony przez dziennikarkę Goggo lubującą się w skandalach.

Ellen, zdumiona, aż uniosła się na łokciach.

– Ty, przez Goggo? A w jaki skandal mógłbyś być zamieszany?

– Jeśli nie można wykryć skandalu, to się go wymyśla. Wybrano mnie na koordynatora do spraw młodzieży w miasteczku położonym w pobliżu Oslo, gdzie wówczas mieszkałem. Wydawało mi się, że naprawdę trafiłem w dziesiątkę, świetnie rozumiałem się z młodymi, miałem na nich dobry wpływ… Wówczas pojawiła się dziennikarka z Oslo, zainteresowana tym, co udało się nam wspólnie stworzyć. Od pierwszej chwili zwróciła na mnie uwagę.

– Nie dziwię się.

– Nie mogłem jej ścierpieć, cenię bowiem ludzi naturalnych i szczerych. Unikałem więc jej, jak tylko się dało. Tymczasem ona zrobiła się na tyle nachalna, że w końcu musiałem powiedzieć grzecznie acz stanowczo, by znalazła sobie inny obiekt zainteresowań.

– Ho, ho! Niedobrze.

– Jej zemsta była okrutna. Wyobraź sobie ten artykuł, szkoda, że go nie czytałaś. Wprawdzie chwaliła wszystkie przedsięwzięcia, ale sugerowała przy tym między wierszami, że posługuję się dość wątpliwymi metodami. Innymi słowy, że wykorzystuję seksualnie nieletnich.

– O mój Boże – wymamrotała Gerd wstrząśnięta. – Chłopców czy dziewczęta?

– Jednych i drugich, jak zdążyłem się zorientować.

– Biedaku! Domyślam się jednak, że pewnie za tego typu artykuły wyrzucono ją z redakcji. Trudno się zresztą dziwić. Coś tak obrzydliwego!

– Tak, ale mnie zdążyła zniszczyć. Musiałem porzucić pracę z młodzieżą. Niby nikt na mnie nie naciskał, ale wiedziałem, że dłużej tam nie mogę zostać. Znalazłem pracę w policji w wydziale narkotyków, w sekcji terenowej. Tu poznałem inspektora Hallara. Nie twierdzę, że zawsze się ze sobą zgadzamy. Kiedy jednak przeczytałem napastliwy artykuł Goggo i pomyślałem, że lada dzień Svarten zacznie ci deptać po piętach, wtedy zwróciłem się właśnie do Johannesa. To wybitny fachowiec, a poza tym zna sprawę od początku. I nie ukrywam, że bardzo mi zależy na tym, by cię wybielić w jego oczach.

– Dzięki.

– Od razu zrozumiał, ze sprawa jest poważna, że Svarten będzie chciał wyrównać rachunki, niezależnie od stopnia twojej winy. Hallar uważa wprawdzie nadal, że wywołałaś swym oskarżeniem burzę w szklance wody i zniszczyłaś człowieka, w którym pokładał nadzieje.

– W takim razie musi być całkiem zaślepiony. Wiesz, jednego nie pojmuję: dlaczego Bjarne Lange podał się właśnie za ciebie? Przecież nie wiedział, że się znaliśmy.

Olaf uśmiechnął się.

– Akurat tę zagadkę mogę ci pomóc rozwiązać. Wczesnym wieczorem przechwyciliśmy jego rozmowę z Goggo. Koniecznie chciał cię zwabić do swego pokoju w hotelu. Do końca nie wiadomo, jakie miał plany, ale pomysł, by udawał mnie, podsunęła mu właśnie Goggo. Wiedziała, że jesteśmy do siebie podobni. Nie miała wątpliwości, że bez wahania zjawisz się w umówionym miejscu, gdy usłyszysz nazwisko Olaf Brink. Nie widzieliśmy się w końcu jedenaście lat!

Ellen spuściła wzrok, ale Olaf nie zwrócił na to uwagi i ciągnął dalej:

– Teraz jednak, Ellen, chcę usłyszeć od ciebie najważniejsze: co zobaczyłaś wtedy w piwnicy?

– Nie mogę powiedzieć – wyszeptała, nie patrząc mu w oczy.

– Nawet po tylu latach?

Nie zdążyła odpowiedzieć, kiedy w drzwiach stanął Johannes Hallar. Równocześnie rozległ się stłumiony sygnał telefonu.

– Ciii… – powiedział Olaf. – Będzie rozmowa.

Inspektor zamienił się w słuch.

– Co ty sobie myślisz, do cholery, żeby wydzwaniać w środku nocy? – warknął Bjarne.

– Sam mi kazałeś złożyć raport – rzucił ze złością jego kompan. – Stoi człowiek pół nocy pod drzewem w taką ulewę i jeszcze go ochrzaniają.

– Gadaj, co tam masz!

– Nie ma jej w domu. Nie wróciła.

– W takim razie gdzie jest?

– A skąd mam wiedzieć? Myślę jednak, że ją porządnie nastraszyliśmy.

– Na pewno – zaśmiał się Bjarne. – Pogadamy o tym ze Svartenem. Może zezwoli nam na frontalny atak.

– Mam nadzieję! Nie mogę się doczekać. Oko za oko, ząb za ząb.

– A może upieczemy dwie pieczenie przy jednym ogniu? – zakończył zagadkowo Bjarne.

Cisza.

– Uważam, że Ellen powinna zostać tu na noc – zwrócił się Olaf do Johannesa. – Niewykluczone, że doznała wstrząsu mózgu, lepiej więc, żeby nie wstawała. Może spać tutaj, miejsca jest dosyć.

Hallar kiwnął głową, skwaszony, a Ellen westchnęła przygnębiona jego wrogością.

– Teraz, gdy już wiem, że byłeś odpowiedzialny za Arilda, rozumiem, dlaczego miałeś pretensje, że nie zwróciłam się najpierw do ciebie, zanim zameldowałam o wszystkim na policji – odezwała się cicho. – Ale ja nie wiedziałam, że Arild ma kuratora. Nie powiedział mi tego.

Inspektor odwrócił się nieprzyjazny, jakby jej nie dowierzał. Ellen zamilkła, brakowało jej słów wobec tak jawnej wrogości. Wreszcie rzekła stłumionym głosem:

– Kim właściwie jest ten Svarten?

– Nikt tego nie wie – odpowiedział Olaf, patrząc na nią swymi błękitnymi, przepełnionymi ciepłem oczyma, które kochała od zawsze. – Nie znamy jego prawdziwego nazwiska, nie mamy ani jednej fotografii. Wiemy jedynie, że wszyscy mówią o nim z wielkim respektem.

– Czy mogę na chwilę wstać? Chciałabym się trochę umyć i przebrać.

Olaf wahał się przez chwilę.

– No, a jak głowa?

– Wydaje mi się, że najmocniej ucierpiały moje dłonie. Dobrze, że je opatrzyłeś.

– W takim razie wstań, ale obiecaj mi, że będziesz uważać. Gdybyś poczuła zawroty głowy, natychmiast się połóż.

Ellen już dawno zauważyła, że ma na sobie wielką męską koszulę, w której brakuje u dołu kilku guzików. Z największą więc ostrożnością, by nie zostać posądzona o prowokację, wysunęła się spod koca i spuściła nogi na podłogę. Inspektor Hallar zauważył ten manewr i odwrócił obojętnie wzrok.

Najwyraźniej ma w pogardzie moje wdzięki, pomyślała dziewczyna i oblała się rumieńcem.

Wstała powoli, a po chwili wyprostowała się.

– W porządku – powiedziała. – Nie mam zawrotów głowy. Czy wiecie, co się stało z moim domem w Siljar? Opuszczałam go w takim pośpiechu.

Hallar, który na powrót usadowił się w kącie, rzucił niechętnie:

– Początkowo stał pusty, ale kiedy zaczął niszczeć, gmina postanowiła go wynająć. Przecież to taki duży budynek! Można tam było urządzić kilka mieszkań.

– A co z pracownią tkacką?

– Prowadzi się tam przeróżne kursy, przeważnie malarskie i rękodzieła artystycznego. Władze gminy uznały, że w związku z tym, iż nie masz żadnej rodziny, mogą zadysponować twoimi nieruchomościami.

– Rzeczywiście nie mam – szepnęła Ellen z opuszczoną głową.

– Twoja mama zmarła tuż przed waszym ślubem, prawda? – spytał cicho Olaf.

– Tak

– Co się z tobą działo po tym, jak po kryjomu opuściłaś Siljar?

– Natychmiast zmieniłam imię i nazwisko, a potem zaczęłam pracę w szkole jako nauczycielka plastyki i prac ręcznych.

– Świetnie sobie radziłaś – uśmiechnął się Olaf. – Robiłem rozeznanie tu i tam. Wszyscy cię chwalą za zaangażowanie, a dzieci wprost cię uwielbiają.

– Dziękuję – zawołała uszczęśliwiona i zaskoczona. – Bardzo lubię dzieci. Pozwalają mi zapomnieć o moich problemach. Dzięki nim przestałam się roztkliwiać nad sobą.

Twarz Hallara była wielce wymowna. Ellen starała się na niego nie patrzeć.

– Olaf, czy mogę spytać o coś jeszcze? Słyszeliśmy, że ten kompan Bjarna stoi pod drzewem wieczorami, ale to chyba ty zadzwoniłeś do mnie i uprzedziłeś o podłożonej bombie?

– Tak – uśmiechnął się. – Podsłuchałem rozmowę i dowiedziałem się o ich planach. Nie miałem pojęcia, że to petarda.

Zadrżała na wspomnienie wybuchu, ale również z zimna. Stała boso na podłodze, odziana jedynie w obszerną, lecz cienką koszulę.

– Podjęłam decyzję – rzekła radośnie. – Postanowiłam na zawsze pogrzebać Gerd Hansen. Dalsze ukrywanie się nie ma sensu. Od dziś nazywam się znów Ellen Ingesvik. Jakie to cudowne uczucie!


Następny dzień był ostatnim poprzedzającym wyjazd na Islandię. Tego dnia odbywało się również uroczyste zakończenie roku szkolnego. Ellen porwał wir przygotowań.

Przypomniał się jej deszczowy poranek, gdy żegnała się z Olafem, dziękując mu za pomoc. Hallar podwiózł ją potem do szkoły, bo było mu po drodze. Ellen trwała w radosnym upojeniu, wywołanym spotkaniem z Olafem Brinkiem. Wiedziała, że uczucie, jakie wobec niego żywiła, pozostało niezmienne. Nadal kojarzył jej się z cudownymi archaniołami: Michałem, Gabrielem, Rafałem i Urielem, a jego szlachetność wywoływała jej podziw.

W samochodzie nie rozmawiała prawie z inspektorem Hallarem. Wzajemna niechęć odgradzała ich niczym wysoki mur. Na szczęście droga nie była daleka.

Obiecał, że odszuka rower i jej podrzuci. Potem zwyczajnie wysadził ją pod szkołą i pośpiesznie ruszył dalej.

Uroczystość zakończenia roku szkolnego przebiegła bez zakłóceń, choć Ellen myślami krążyła całkiem gdzie indziej. Wzruszona, z wdzięcznością przyjęła bukiet kwiatów – mało praktyczny upominek, zważywszy, że nazajutrz miała wyjechać. Postanowiła jednak, że zaniesie go do mieszkania Arva.

Zamknęła wieko sporej walizki. Potem od nowa sprawdzała, czy zabrała bilety i wszystko, co niezbędne. Gdzieś w głębi serca budziła się w niej nieśmiało świadomość, że jest wolna i nareszcie będzie mogła być z każdym mężczyzną, jakiego zechce. Ona, która sądziła, że nie dla niej miłość! Nie rozpaczała z powodu śmierci Arilda, w jaki sposób mogłaby wzbudzić w sobie szczery żal? Myślała jedynie o tym, że znów w jej życiu pojawił się Olaf Brink. To idiotyczne, że właśnie teraz wyjeżdżam na Islandię, zżymała się w duchu. Ale przecież wrócę za tydzień, a wtedy na pewno go odwiedzę… Jesteśmy przecież przyjaciółmi z dzieciństwa.

Nagle wyprostowała się czujnie. Z drugiego końca strychu doszło ją skrzypienie podłogi. Mimo że takie dźwięki często rozlegały się w starym budynku, nie robiąc na niej żadnego wrażenia, teraz jednak się przeraziła. Na samą myśl, że ma samotnie spędzić jeszcze jedną noc na poddaszu, śledzona przez bezlitosnych opryszków, poczuła, że dygocze.

Było jeszcze dość wcześnie, raczej popołudnie niż wieczór. Nie zastanawiając się długo, zbiegła po schodach do Ellinor.

Przyjaciółka także kończyła się już pakować.

– Ellinor! – zawołała zdyszana. – Wiesz, zaczęłam się bać tego domu. Nie sądzisz… Czy nie mogłybyśmy pojechać do Oslo jeszcze dzisiaj?

Przyjaciółka, która wiedziała jedynie, że jacyś mężczyźni prześladują Gerd, to znaczy Ellen, bo z jakiegoś powodu tak kazała się nazywać teraz, odrzekła spokojnie:

– Jasne, że możemy. Jestem gotowa. Zadzwonisz do hotelu i zarezerwujesz pokój?

Tak więc klamka zapadła. Uszczęśliwiona Ellen z ulgą pobiegła na górę, ale gdy zbliżała się do drzwi na poddasze, zwolniła kroku. Strach przed przestronnym, pełnym tajemniczych zakamarków poddaszem nasilał się z każdym razem, gdy na nowo przekraczała jego próg. Wprawdzie Olaf obiecał, że policja będzie prowadzić obserwację budynku, ale to dopiero wieczorem. Bolesny strach chwycił ją za gardło.


W zapadającym zmroku Ågot Lien pięła się stromą uliczką pod górę. Była z siebie bardzo zadowolona. Czyż nie wmówiła Gerd, że w hotelu mieszka jej przyjaciel Olaf Brink? Czyż nie sprzątnęła go jej prosto sprzed nosa? A teraz… teraz nastąpi główny atak. Nareszcie raz na zawsze pozbędzie się tej świętoszkowatej Gerd Hansen. Ci dwaj pozostawili Goggo wolną rękę.

„Idź do niej do domu i powiedz, co chcesz. Potem my się pojawimy na horyzoncie. Mamy jej dosyć tak samo jak ty. Dostanie za swoje, aż pójdzie jej w pięty! Dzięki za wczorajszą pomoc. Pomogłaś nam ściągnąć dziewczynę do hotelu. Nie, no coś ty, nie zamierzamy działać niezgodnie z prawem. Trochę ją tylko postraszymy. Na policję na pewno nie pójdzie się poskarżyć, bo o ile nam wiadomo, nie jest tam szczególnie mile widziana”.

Goggo poklepała swą torebkę, wypchaną plikiem szeleszczących banknotów, jakie dostała za przysługę. Mężczyźni działali podobno na zlecenie prawnika, który ścigał Gerd za jakieś przestępstwo. Tak więc pieniądze stanowiły część honorarium za pomoc w odnalezieniu dziewczyny i jej zmiękczeniu.

Goggo dobrze wiedziała, co powie Gerd. Miała w zanadrzu kilka szpil. Dostanie się tej świętoszce za to, że próbowała odbić jej Arva. Udawała niewiniątko ale nie ulega wątpliwości, jakie miała zamiary. Sprowokowała go, inaczej przecież nie zawiesiłby nawet spojrzenia na takiej Pannie Nikt.

Dziennikarka minęła drzwi Ellinor na parterze i jej twarz wykrzywiła się w pogardliwym grymasie. Śmieszna, gruba, naiwna Ellinor! Wierzyła, że ma u Arva jakieś szanse…

Na moment przystanęła na pierwszym piętrze. Wiedziała jednak, że Arva nie ma w domu, bo urządzał dla swych uczniów zabawę w szkole.

Ostatnie stopnie i oto już strych. Goggo radowała się w duchu, lubiła ranić innych słowami, była wówczas w swoim żywiole.

Nagle stanęła.

Na jej twarzy odmalowało się zrazu niedowierzanie, które gwałtownie ustąpiło przerażeniu.


Olaf był niespokojny.

– Nie podoba mi się to. Jest sama na tym ponurym poddaszu. Mam nadzieję, że miała na tyle rozumu, żeby zejść do przyjaciółki!

– Albo do swego przyjaciela Arva Ståhla – odpowiedział Johannes oschle. – Zresztą za kilka godzin tam podjedziemy.

– Ståhl nic dla niej nie znaczy – odrzekł Olaf. – Najlepiej będzie, jeśli do niej zadzwonię i porozmawiam z nią.

Ale pod numerem Ellen nikt nie odpowiadał. Olaf westchnął zniecierpliwiony i cisnął słuchawkę.

– Właściwie nie zdążyłem jej wypytać dokładnie, co odkryła wtedy w piwnicy. Gdybym tylko to wiedział!

– Nic – burknął Hallar. – Wszystko to wymysły, by odwrócić uwagę.

– Nie wierzę. Jej sąsiadka w Siljar opowiadała przecież, że Ellen tamtego dnia była do głębi wstrząśnięta. Siedziała tylko, nieobecna duchem, i trzymała się za głowę. Na pytanie, co się stało, odpowiedziała tylko: „Widziałam w piwnicy…” i wybuchnęła bezradnym szlochem. Później nawet słowem do tego nie nawiązała.

– Kiepski teatr – parsknął Johannes.

– Nie sądzę – oświadczył Olaf, wstając z miejsca. – Nie będę tu siedział bezczynnie, jadę tam od razu.

– Przecież nie ma jej w domu! Nikt nie odbiera telefonu.

– Może jest u swoich sąsiadów, na pewno ją gdzieś zastaniemy. Jedziesz ze mną?

– Wszystko mi jedno. Zresztą mam do powiedzenia parę słów tej paniusi. Nie spotkałem dotąd tak wyrachowanej istoty.

Olaf westchnął tylko ciężko.


Arve Ståhl wrócił do domu wcześniej, niż planował.

Może by tak wpaść na górę i pożegnać się z Gerd przed jej wyjazdem? pomyślał i minął wejście do swego mieszkania. Na pewno jest teraz sama i żałuje, że ostatnio okazywała wobec mnie tyle rezerwy.

Pełen nadziei wchodził po schodach prowadzących na strych, krok po kroku, niczym amant filmowy, wdzierał się na zakazane rewiry.

Nagle zatrzymał się zaszokowany. Poczuł się tak, jakby krew odpłynęła mu z głowy. Nie był w stanie wydobyć z siebie głosu.

Czuł się jakoś dziwnie, jak sparaliżowany. Zapewne taki stan poprzedza moment utraty przytomności. Po chwili naszła go fala mdłości i nogi się pod nim ugięły. Ostatkiem sił zawrócił i zbiegł po schodach. Zadufany w sobie poskramiacz damskich serc krzyczał i zawodził jak małe dziecko.

Загрузка...