ROZDZIAŁ IV

Wybiegłszy na podwórze, Arve Ståhl omal nie zderzył się z dwoma mężczyznami. Już ich kiedyś gdzieś widział. W oczach mu pociemniało i zakręciło się w głowie.

– Stój! – powiedział Olaf spokojnie. – Wyglądasz, człowieku, jakbyś zobaczył upiora.

Arve usiłował skupić myśli.

– Policja, muszę sprowadzić policję!

– Jesteśmy właśnie z policji – odezwał się Johannes Hallar. – Co się stało?

Arve wykrzywił twarz z obrzydzeniem.

– Morderstwo – wyjąkał. – Głowa… Patrzyła prosto na mnie.

– Co ty gadasz? – spytał Olaf z niedowierzaniem. – Żarty sobie stroisz?

Nauczyciel potrząsał tylko głową.

– Pokaż nam, co się właściwie stało! – nakazał inspektor.

– Nie, za nic w świecie nie wejdę na górę!

– Na górę? – wyraźnie zdenerwował się Olaf. – Chodź, Johannes, idziemy sprawdzić!

W kilka sekund pokonali schody prowadzące na strych.

– O Boże! – wymamrotał Johannes. – Ten facet nie kłamał! Jeszcze nigdy nie widziałem czegoś takiego!

Ale Olaf poczuł, że kamień spada mu z serca.

– Już myślałem, że chodzi o Ellen. Zobacz, on się mylił, nie jest aż tak źle. Ale mimo wszystko…

Na strychu, w miejscu gdzie cienka smuga ze świetlika podświetlała pyłki kurzu wirujące w powietrzu, stała stara szafa, a na niej leżała głowa Ågot Lien z wybałuszonymi oczyma, skierowanymi prosto na nich.

– Głowa Meduzy – wymamrotał Hallar. – Najgroźniejszej z trzech Gorgon.

– Uspokój się! Nie została ścięta! Ciało zostało umieszczone w specjalnej szafie, używanej dawniej w łaźniach parowych. Na górze znajduje się otwór na głowę. Hallar, Goggo nie żyje!

– Tak, i to chyba już od dłuższego czasu. Wejdę do Ellen i zadzwonię.

Ale drzwi do mieszkania Ellen były zamknięte na klucz i inspektor na próżno się dobijał.

– Gdy ten facet z dołu trochę oprzytomnieje, skorzystamy z telefonu w jego mieszkaniu – zadecydował Olaf.

– Została uduszona. Sądząc po twarzy, nie męczyła się długo – stwierdził inspektor. – Potem jej ciało umieszczono w tej szafie, żeby wywołać skojarzenie ze ściętą głową Meduzy. Nie ma co, wyrafinowany pomysł! Twoja przyjaciółka może się spodziewać kłopotów – dodał ponurym głosem.

– Chyba masz źle w głowie! – obruszył się Olaf. – Przecież Ellen nie mogłaby tego zrobić!

– Tak sądzisz? Przecież nienawidziła tej dziennikarki, prawda? Na pewno obawiała się, że ją całkiem zdemaskuje.

– Jesteś najbardziej ograniczonym człowiekiem, jakiego spotkałem w swym życiu! – warknął Olaf. – Jak już sobie coś raz wbijesz w tę swoją łepetynę, to nie jesteś w stanie tego zmienić. Czy nie pojmujesz, że tym dwóm facetom z hotelu chodziło właśnie o to, by skierować podejrzenie na Ellen? „Dwie pieczenie przy jednym ogniu”, pamiętasz ich słowa? Goggo najprawdopodobniej zaczęła stanowić problem także dla nich, za dużo wiedziała. A niebezpieczna była zawsze.

Johannes nie miał już takiej pewnej miny, Olaf zaś ciągnął dalej:

– Pamiętasz, co powiedzieli? „Oko za oko, ząb za ząb”. Do tej pory ich zamiarem było wystraszenie Ellen, przecież gdyby chcieli, mogliby zabić ją już dawno. Teraz jednak postanowili odpłacić jej pięknym za nadobne: wtrącić ją do więzienia. Chcieli, by na własnej skórze się przekonała, co znaczy przesiedzieć w zamknięciu przez wiele lat. A na taką karę zapewne zostałaby skazana, gdyby udowodniono jej popełnienie morderstwa. Myślisz dokładnie tak, jak życzyli sobie ci dranie!

Hallar zacisnął usta.

– Najpierw znajdź dziewczynę! Wysłuchamy, co ma do powiedzenia. Przyznasz chyba, że numer ze zniknięciem, jaki wykonała przed trzema laty, stawia ją w dość wątpliwym świetle.

– Ellen na pewno wszystko nam wyjaśni. Jeśli zaś chodzi o nienawiść, to w samym Vanningshavn zebrałoby się wiele osób, które miały powody bać się i nienawidzić Goggo. Na przykład Arve Ståhl, Ellinor, a także inni ludzie, często na wysokich stanowiskach. Zresztą ja także nie pałałem do niej szczególną miłością.

Usłyszeli, że ktoś wszedł na korytarz. Arve Ståhl odważył się wreszcie przekroczyć próg domu. Olaf i Johannes zeszli piętro niżej i poprosili nauczyciela, by pozwolił im skorzystać z telefonu.

– Oczywiście, proszę wejść – powiedział roztrzęsiony, zielony na twarzy.

– Czy wiesz, gdzie przebywa El…, to znaczy Gerd Hansen? – zapytał Olaf.

Arve podniósł z podłogi kartkę papieru, którą najprawdopodobniej ktoś wsunął przez szparę u dołu drzwi.

– Nie! Wiem tylko, że zamierzała jutro jechać na Islandię. Ellinor także nie ma w domu. Nie wiem, gdzie są. Pomyśleć, że Gerd zabiła Goggo z zazdrości o mnie!

– Bzdura! Pokaż tę kartkę, może to wiadomość od którejś z nich.

Arve rozwinął papier.

– Tak, to od Gerd.

– Czytaj na głos! To może być ważne.

– „Drogi Arve, bądź tak miły i zabierz kwiaty z mojego mieszkania. Nie mogę ich, niestety, wziąć ze sobą. Zostawiam Ci klucz, ale bardzo Cię proszę, dokładnie potem zamknij! Nie chciałabym, żeby mi zginęło coś ważnego. Pamiętaj, że Ci ufam. Wyjeżdżamy z Ellinor już dzisiaj. Bałam się zostać w domu na noc. Do zobaczenia! Gerd”.

– Nie napisała, kiedy jadą? – zapytał Olaf.

– To ucieczka – stwierdził Johannes. – Ucieczka z miejsca przestępstwa.

Olaf posłał mu groźne spojrzenie, a potem zapytał Arva:

– Gdzie mają się zatrzymać? Masz jakiś adres w Oslo?

– Nie, nie wiem więcej niż wy. Może Ellinor była zazdrosna…?

– Nie wyobrażaj sobie za wiele – mruknął Olaf.


Zadzwonili do komisariatu i zameldowali o morderstwie. Później Olaf wykręcił numer hotelu i zapytał o Bjarnego Lange.

Okazało się, że razem z przyjacielem opuścił hotel przed półgodziną. Uregulował rachunek i wyjechał samochodem.

Olaf zadzwonił natychmiast na policję, by zablokowano wszystkie drogi wyjazdowe z miasta w stronę Oslo.

Policja zjawiła się w rekordowo krótkim czasie. Lensman ubrał w słowa to, co wszyscy obecni myśleli o śmierci Goggo.

– Tak, tak… Kto jaką bronią wojuje, od takiej ginie. Zapewne niejedna osoba w naszym mieście odetchnie z ulgą na wiadomość o tym morderstwie.

Przyjechał kolejny policjant i zameldował, że Bjarne Lange wraz z przyjacielem zostali zatrzymani w okolicy Lietrbomen. Mężczyźni najwyraźniej byli całkowicie pewni, że nikt nie skojarzy ich z zabójstwem Ågot Lien.

– Całe szczęście – odetchnął Olaf. – Już się bałem, że jutro wyruszą na Islandię. Dziewczyny zapewne polecą samolotem czarterowym?

Johannes Hallar odezwał się z wyraźną niechęcią:

– Dzwoniłem już na lotnisko w Fornebu i otrzymałem listę pasażerów na jutrzejszy lot rejsowy, tych facetów tam nie było.

Olaf popatrzył zdumiony na swego przełożonego, nie kryjąc uznania, więc Johannes pośpiesznie dorzucił:

– Nie chodziło mi bynajmniej o pilnowanie Ellen Ingesvik, raczej o to, by ci dwaj nie uciekli!

– Domyślam się. Słuchaj, Johannes, to morderstwo jest sprawą tutejszej policji, mnie bardziej interesują zagadki Ellen. Zwróciłeś uwagę, co napisała na kartce do Arva? Że trzyma na poddaszu jakieś ważne rzeczy? Może pożyczymy klucz od Ståhla i rozejrzymy się trochę w jej mieszkaniu?

– Sądzisz, że wolno nam to zrobić?

– To konieczność. Po prostu zaopiekujemy się tym równie troskliwie jak ona.

Wzięli od Arva klucz do mieszkania Ellen i weszli do środka, starannie zamykając za sobą drzwi.

Johannes zatrzymał się przy wejściu. W jego zielonych oczach pojawił się błysk uznania.

– No, no – rzekł.

Olaf domyślił się, o co mu chodzi. Pokój był przepiękny, kontrastował z ponurym otoczeniem.

Bez skrupułów zaczęli przeglądać rzeczy dziewczyny. Zabrali się do tego fachowo. Wkrótce na samym dnie szafy znaleźli zamkniętą kasetkę. Wyłamali zamek i pełni napięcia wyjęli z niej zawartość: notes i list. Nic poza tym. Olaf pośpiesznie przerzucił kartki notesu, wiedząc z doświadczenia, że można tam znaleźć wiele informacji.

I rzeczywiście!

– To kulfony Arilda – wymamrotał Johannes. – Miał okropne pismo.

– Skłonny byłbym sądzić, że to pisało jakieś dziecko w wieku ośmiu lat – zdziwił się Olaf. – To jest pewnie ten notes, który Ellen znalazła w piwnicy. Zobacz, na okładce widać resztki tynku, jakby notes był trzymany pod cegłami albo coś w tym rodzaju.

Zaczęli odczytywać koślawe litery.

Już po chwili z przerażeniem zdali sobie sprawę, że jest to lista młodzieży z Siljar, systematycznie faszerowanej narkotykami. Przy każdym nazwisku Arild robił krótkie uwagi, na jakim etapie uzależnienia znajduje się dana osoba, jakie przyjmuje narkotyki i cyniczne komentarze w stylu: „dopadliśmy ją”, „silny opór”. Z notatek wynikało, że młodzi ludzie otrzymywali pierwsze dawki za darmo, nie do końca świadomi, co biorą.

– Zdobywali klientów, z premedytacją wywołując w nich głód narkotykowy – mruknął Johannes. – Co to za szyfr? – zapytał po chwili, wskazując na dziwne znaki przy nazwiskach dziewczyn.

– Mam nadzieję, że Ellen się tego nie domyśliła – rzucił oschle Olaf. – Widziałem już kiedyś takie i wiem, co oznaczają. Nie rozumiem tylko, dlaczego nic nie wspomniała o tej liście w sądzie. Dlaczego nikt z młodzieży w czasie procesu nie zeznał o tym ani słowa?

Johannes wyjął z koperty list zaadresowany do Ellen Ingesvik ze stemplem poczty w Siljar.

– Tak, tu mamy wyjaśnienie – stwierdził. – List został napisany tuż przed procesem przez matkę jednej z osób znajdujących się na liście Arilda. Błaga, by nie wymieniać nazwiska jej córki, która zamierza zdawać egzaminy do szkoły pomaturalnej i na pewno nie zostanie przyjęta, jeśli cała sprawa wyjdzie na jaw. Przyrzekła matce, że nigdy więcej nie ruszy narkotyków. Czy Ellen naprawdę chce złamać jej życie?

– Ellen? – wybuchł Olaf. – Przecież to Arild… Uff, jacy ludzie są ograniczeni! Teraz rozumiem motywy postępowania Ellen. Jedyną szansą na uratowanie młodzieży było złożenie doniesienia o przestępstwie Arilda. Nikt nie przyszedł jej z pomocą!

– Znam większość tych nazwisk – zabrzmiał matowo głos Johannesa. – Z kilkoma wyjątkami to porządne dzieciaki. Dziewczyna, przy nazwisku której Arild zapisał: „Mamy ją”, przeniosła się do Kopenhagi i, jak słyszałem, stoczyła na dno. Może udałoby się ją uratować, gdyby Ellen wcześniej ujawniła tę listę?

– Ellen postąpiła tak, jak dyktowało jej sumienie. Biedna dziewczyna! Wzięła na siebie taką odpowiedzialność!

Johannes się nie odzywał. Przymknął powieki, a jego twarz niczym wykuta w kamieniu nie zdradzała w najmniejszym stopniu, jakie myśli chodzą mu po głowie.

– Zabezpieczymy zarówno notes, jak i list – zadecydował Olaf. – Może to nie całkiem w porządku wobec Ellen, ale… tu doszło do morderstwa, więc… Ech, jestem głodny. Może byśmy zostawili resztę tutejszej policji, a sami pojechali do naszego domku myśliwskiego i coś przekąsili?

Johannes chętnie przystał na propozycję, a gdy schodzili w dół, stwierdził:

– Szkoda, że nie ma tu żadnych informacji o Svartenie. Kto to jest, no i w ogóle.

– Nie przejrzeliśmy jeszcze wszystkiego. Odszyfrowywanie tych bazgrołów Arilda zajmie nam trochę czasu, może później znajdziemy coś ważnego. W każdym razie dobrze, że Ellen jest bezpieczna.

– Pokaż mi ten notes, znam pismo Arilda – powiedział Johannes i zaczął wertować kartki.

Niewiele kartek zostało zapisanych. Trudno jednak było cokolwiek odczytać, bo na wertepach i leśnych duktach samochodem strasznie zarzucało. Johannes rad nierad musiał dać za wygraną.

W domku wstawili do piecyka zamrożoną pizzę i włączyli do odsłuchu taśmę, na której nagrały się podczas ich nieobecności rozmowy prowadzone z aparatu w pokoju hotelowym Bjarnego.

Rozległy się zwykłe trzaski, a potem usłyszeli jakiś dźwięk.

– Telefon zamiejscowy – stwierdził Johannes. – Nie możemy ustalić numeru.

– No, jak poszło? – zapytał nieznany głos.

Bjarne Lange odpowiedział podniecony:

– Zrobione!

– O czym ty mówisz? Dopadliście ją?

– Lepiej! Pozbyliśmy się tej wścibskiej dziennikarki, bo więcej z nią było kłopotów niż korzyści, i upozorowaliśmy tak, że Ellen Ingesvik, jak amen w pacierzu, zostanie aresztowana za zabójstwo. Upiekliśmy dwie pieczenie przy jednym ogniu! Co ty na to?

Nieznajomy aż zazgrzytał zębami ze złości.

– Przeklęci idioci! – krzyknął, a potem nastąpiła seria wyzwisk pod adresem Bjarnego i jego kumpla. – Kto was prosił, żebyście działali na własną rękę? Wy tępaki! Nie jesteście w stanie nic wymyślić! Nie pojmujecie, że szukałem Ellen Ingesvik od chwili, kiedy zniknęła? Wasze porachunki nic mnie nie obchodzą. Ja muszę ją dostać w swoje ręce! Była żoną Arilda, tego głupka, któremu wydawało się, że jest geniuszem, tymczasem nie miał kompletnie pamięci nawet do numerów telefonów. Sam mi się kiedyś przyznał, że zapisał sobie mój numer. Ellen może mieć dowód na to, kim jestem. Póki żyje, grozi mi niebezpieczeństwo, że zostanę zdemaskowany!

– Ale przecież wspomniałeś o zemście – bronił się Bjarne.

– Chodziło mi o to, by was zachęcić do działania, tyle powinniście pojąć, debile! Pakujcie manatki i zwiewajcie stamtąd czym prędzej! Osobiście zajmę się tą przeklętą tkaczką!

– Goggo powiedziała, że Ellen wyjeżdża jutro na Islandię.

– Co? I dopiero teraz mi o tym mówicie?

– Nie dzwoniłeś, a nam zakazałeś telefonować do siebie. Dlatego musieliśmy działać na własną rękę. I to szybko, by zdążyć przed wyjazdem dziewczyny.

Nieznajomy znów zaklął szpetnie.

– Na pewno poleci czarterem. W takim razie zarezerwuję lot w samolocie rejsowym. A wy macie się ukryć, i to natychmiast! – dodał i cisnął słuchawką, aż huknęło.


– A więc to był Svarten – odezwał się Olaf zamyślony. – Poznajesz ten głos?

– Nie.

– Staranna wymowa… hm, moim zdaniem, pomimo używanych wulgaryzmów, ten głos należał do człowieka wykształconego.

– Masz rację. Sądzę, że to mężczyzna na wysokim stanowisku, bywały w wielkim świecie. Przekleństw używał raczej po to, by dopasować się do poziomu ludzi pokroju Bjarnego Lange.

– Bjarne Lange potrafi doskonale udawać światowca, jeśli mu na tym zależy. Ale w gruncie rzeczy jest dosyć ograniczony, żeby nie rzec prymitywny. – Olaf westchnął i dodał zdecydowanym tonem: – Masz listę pasażerów na jutrzejszy lot na Islandię?

– Tak, gdzieś schowałem kartkę z nazwiskami.

Zaczął przeszukiwać kieszenie i wreszcie znalazł kawałek papieru, na którym zanotował w pośpiechu nazwiska, przy czym większości z nich trzeba się było domyślać.

– Rozszyfruj je – rzucił Olaf z przekąsem. – A ja tymczasem przejrzę notes Arilda, może znajdę jakiś tajemniczy numer telefonu.

Po długiej chwili milczącej koncentracji Johannes stwierdził:

– Nikt stąd mi nie pasuje. W większości są tu pary i całe rodziny oraz kobiety, które zapewne dobrały się po dwie. Zostaje trzech samotnych mężczyzn, jeden z nich to sławny profesor, stanowczo za stary, pozostali dwaj są obcokrajowcami.

– Może Svarten nie zdążył jeszcze zrobić rezerwacji, kiedy dzwoniłeś na lotnisko?

– Możliwe. Albo poleciał już dziś. Wszystko zależy od tego, o której godzinie odbyła się ta rozmowa telefoniczna.

– Zdaje się, że jakiś czas temu – rzekł Olaf. – Chyba domyślasz się, co powinniśmy zrobić?

– Owszem – westchnął Johannes. – Byłeś już kiedyś na Islandii?

– Nie… Zapewne ten wyjazd, notabene dość kosztowny, dostarczy nam niezwykłych wrażeń!

– W takim razie lecimy jutro samolotem rejsowym. Miejmy nadzieję, że Svarten będzie na pokładzie. Musimy go aresztować, nim zdąży wcielić w życie plan zemsty. Zapowiada się dosyć pracowity wieczór. Najpierw ruszamy do Oslo, tam załatwiamy wszelkie formalności związane z wyjazdem, no a jutro wylot. Co tak śmierdzi?

– O rany, nasza pizza!


W drodze do stolicy uderzyła Johannesa nagła myśl.

– Słuchaj, jedno z nazwisk na liście Arilda… należy do dziewczyny, która przed rokiem wyprowadziła się do Oslo. Mam adres tej rodziny, moglibyśmy ich wieczorem odwiedzić.

– Świetnie! Chętnie zamienię parę słów z tą małolatą.

Kiedy więc załatwili wszystkie sprawy ze swymi przełożonymi, zarezerwowali bilety i spakowali walizki, wybrali się do rodziny, która przeniosła się z Siljar do stolicy. Wcześniej zatelefonowali, prosząc dziewczynę, aby oczekiwała ich w domu.

Teraz miała osiemnaście lat, beztrosko pewna siebie, ubrana dość niedbale, jak to często u młodzieży w tym wieku.

– Ależ to pan inspektor Hallar – powitała ich wesoło. – To znaczy, że więcej nas wyjechało z Siljar?

– Tak, przeniosłem się do Oslo przed kilkoma miesiącami – odrzekł surowo Johannes.

– Wcale się nie dziwię, Siljar to taka dziura! Mamy i taty nie ma w domu, ale proszę, wejdźcie do środka! – Spojrzawszy na Olafa, zapytała: – Czy myśmy się już kiedyś nie spotkali?

Olaf wyjaśnił, kim jest.

– Ach, tak, teraz już pamiętam. Szłam do pierwszej klasy, gdy pan wyjechał z naszej wsi. Ale o co chodzi, czego chcielibyście się dowiedzieć?

Johannes wyjaśnił.

– Ech, chodzi o tę starą historię? – roześmiała się dziewczyna.

– Więc to prawda, że Arild dostarczał wam narkotyków?

– Cii… – odrzekła rozbawiona, ale naraz spoważniała: – Czy mogę mieć w związku z tym jakieś nieprzyjemności?

Zapewnili ją, że z całą pewnością nic jej nie grozi.

– To dobrze, bo nie mam ochoty się w coś pakować. Minęło już tyle czasu od tamtej sprawy, że chyba mogę opowiedzieć, jak to było naprawdę. Oczywiście, że Arild dawał nam prochy! To znaczy, dawał na początku, później musieliśmy płacić, i to coraz więcej. Ale ja z tym skończyłam, na zawsze.

Olaf poczuł, jak ze złości krew uderza mu do głowy.

– Dlaczego nic nie wspomniałaś o tym w czasie procesu? Dlaczego nikt z was nic nie powiedział?

– Zwariował pan? Było jasne jak słońce, że nie możemy pisnąć ani słowa na ten temat. Wyobrażacie sobie, jaki mielibyśmy raban w domu? Jak by to przyjęło nasze prowincjonalne środowisko? Nasi rodzice nie mogli się o niczym dowiedzieć, chyba rozumiecie. Tylko jedna dziewczyna powiedziała o tym swojej matce.

– Ta, która wybierała się do szkoły pomaturalnej? – Johannes podał zapamiętane nazwisko.

– Właśnie. Jej matka napisała list do Ellen i poprosiła ją, żeby zachowała dyskrecję. Lepiej się stało, że Ellen wzięła to na siebie, niż gdyby wciągnęła w to bagno całą osadę.

Olaf z trudem powstrzymywał się, by nie wybuchnąć.

– A więc wiedzieliście, że Ellen ma listę z waszymi nazwiskami?

– Oczywiście. Była u każdego z nas…

– Szantażowała was? – wtrącił Johannes.

Dziewczyna, odwróciwszy się do niego, rzekła:

– Skąd, Ellen? Prosiła nas ze łzami w oczach, żebyśmy przestali brać narkotyki. Straszna naiwniaczka.

– I co? Przestaliście? – spytał Olaf.

– Właściwie tak, przestraszyliśmy się tego procesu i w ogóle. Tylko kilkoro z nas zdążyło się uzależnić. Zresztą nie mieliśmy skąd brać, bo wszyscy handlarze trafili za kratki. Ale oczywiście gdybyśmy naprawdę chcieli zażywać narkotyki, nic by nas nie powstrzymało!

– A więc Ellen uratowała wam życie?

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

– Życie? To brzmi tak melodramatycznie. Przecież od kilku prochów czy paru działek człowiek nie umiera! Wcale nie jest trudno z tym skończyć, jeśli się chce.

Mężczyźni przybrali surowe miny.

– Zdarzało nam się widzieć coś całkiem innego – rzekł Olaf. – Powiedz mi jednak, z zapisków Arilda wynika, że wykorzystywał dziewczyny…

– No cóż, Arild był bardzo przystojnym facetem – uśmiechnęła się. – Był dorosły, jasne, że żadna z nas nie chciała zmarnować takiej szansy. Ale żeby zaraz wykorzystywał…

Johannes przymknął oczy.

– Przecież byłyście wtedy niepełnoletnie!

– Nie przesadzajmy! Proszę jednak, nie powtarzajcie nikomu tego, co wam mówiłam. Nie chciałabym, żeby mnie wzięli za szpicla.

– Ellen nikomu nic nie powiedziała! – zapewnił Olaf.

– Ale doniosła na swojego męża! Dostała za swoje. Dobrze jej tak!

Wyglądało na to, że za moment Olaf uderzy dziewczynę, Johannes poderwał się więc i odciągnąwszy go, rzucił na pożegnanie:

– Dziękujemy, chyba już się dowiedzieliśmy wszystkiego. Aha, jeszcze jedno: Czy Arild nigdy nie wspominał, skąd bierze narkotyki?

– Nie – zdziwiła się dziewczyna. – Nigdy się nad tym nie zastanawialiśmy.

Kiedy wyszli na ulicę, złapali głęboki oddech, jakby brakowało im świeżego powietrza. Bez słowa wymienili spojrzenia. Olaf najwyraźniej doznał szoku, natomiast twarz Johannesa stężała jeszcze bardziej.

– Jedźmy czym prędzej na Islandię! – powiedział tylko.

Загрузка...