ROZDZIAŁ VIII

Widoczność się na moment poprawiła, gdy wiatr zmienił kierunek i rozwiał opary unoszące się nad Diabelskimi Kotłami.

– Jak ona, u licha, tam dotarła? – powiedział Árni z niedowierzaniem. – Przecież tam w ogóle nie ma ścieżki.

– Wygląda na to, że w jednym miejscu lawa została skruszona, uniemożliwiając dziewczynie powrót – zauważył Johannes głuchym głosem. Poczuł się tak, jakby w nim wszystko umarło. – Nie, nie ma sensu tam iść – powstrzymał Islandczyka. – Jedź natychmiast do zakładów Krafla i powiedz, że znaleźliśmy dziewczynę. Niech przekażą wiadomość policji w hotelu. I sprowadź potrzebny sprzęt, żeby wydostać ciało! Wiesz, co jest potrzebne. Ja w tym czasie spróbuję podejść z drugiej strony, zobaczę, czy mi się uda.

Árni wskoczył do szoferki i ruszył tak gwałtownie, że aż drobne kamienie wyprysnęły spod kół.

Johannes podążył ścieżką wiodącą wokół nieprzyjaznej kotliny. Co chwila zerkał na leżącą dziewczynę, pragnąc dostrzec choć iskierkę tlącego się w niej życia. Niestety.

Siły zaczynały go opuszczać, rozpacz rozsadzała boleśnie pierś, ale desperacja pchała go naprzód. Dotarł do miejsca, gdzie ścieżka zwężała się gwałtownie, i niemal zawisł na skalnej ścianie tuż nad gorącymi źródłami. Wreszcie znalazł się w odległości kilku metrów od dziewczyny. Dalej nie dało się już podejść.

– Ellen! – zawołał.

Odpowiedział mu tylko ohydny bulgot błotnistej mazi.

Dziewczyna leżała nieruchomo, a jej ręka w każdej chwili mogła osunąć się prosto do wrzącego błota.

– Ellen!

Nie, ona nie może umrzeć! powtarzał w duchu Johannes. Każdy nerw jego ciała, każdy mięsień był napięty aż do bólu. Z trudem znosił dudnienie w skroniach.

I właśnie wtedy dostrzegł ledwie zauważalny ruch. Dziewczyna przyciągnęła bliżej osuwającą się rękę.

Serce zabiło mu gwałtownie i zawołał z całych sił:

– Ellen!

Uniosła głowę. Johannes przeżył szok, kiedy zobaczył jej spuchnięte, zamknięte oczy.

– Johannes? – zapytała słabym głosem. – Czy to ty?

Dźwięk jej miękkiego głosu na nowo obudził w nim dawną gorycz, ale czym prędzej zdławił w sobie uczucie wrogości.

– Tak, jestem tu – odpowiedział. – Zaraz cię stamtąd wydostaniemy, Ellen. Pomoc jest już w drodze. Spróbuj wytrzymać jeszcze trochę.

Ale do zakładów Krafla było tak daleko!

– Czy możesz… podejść bliżej? Usiądź przy mnie, Johannes. Boję się… jestem taka zmęczona.

– Niestety, nie dam rady przedostać się do ciebie, ale będę tutaj przez cały czas. Nie zostawię cię. Powiedz, co się stało!

Zakaszlała ciężko.

– Byłam niemądra, dałam się oszukać. Powiedział… och, to takie głupie.

– Opowiedz, jeśli masz siłę. To bardzo ważne.

Zdobyła się na wysiłek i bełkocząc, jakby była pijana, opowiedziała o seledynowym barwniku. Wspomniała też o proszku, który całkiem ją oślepił, i o tym, jak bardzo się boi o swe płuca

– Wszystko będzie dobrze – uspokajał ją Johannes, wstydząc się w duchu swej nieszczerości.

– Jak nazywał się ten mężczyzna?

– Magnus Pedersen. Powiedział, że jest geologiem, ale kłamał. W samolocie wyraźnie zalecał się do Ellinor, udawał, że mnie w ogóle nie zauważa. Jednak to na mnie zastawiał sidła.

– Magnus Pedersen… Nazwisko na pewno jest fałszywe, ale to był Svarten, prawda?

– Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Zresztą sam mi powiedział.

Zapadła cisza. Johannes położył się na brzuchu i podjął kolejną desperacką próbę zmniejszenia dzielącej ich odległości. Niestety, ostatnie trzy metry ołowianoszarej wrzącej mazi były nie do pokonania.

Ellen znów ukryła twarz w dłoniach.

– Powiedz, Johannes, dlaczego nie możemy być przyjaciółmi?

Jej pytanie, zadane wprost, zbiło go całkiem z tropu.

– Nie pora o tym mówić – uciął krótko. – Teraz najważniejsze jest, by cię stąd wydostać.

– Ależ tak – powtórzyła z uporem. – Dlaczego nie możemy być przyjaciółmi?

– Ty powinnaś wiedzieć o tym najlepiej! – odrzekł po chwili z goryczą.

– Czy naprawdę nie możesz zapomnieć o tym, że zadenuncjowałam twojego podopiecznego?

– Wiesz doskonale, że przyczyna tkwi znacznie głębiej – odezwał się zniecierpliwiony. – Wszystko zaczęło się dużo wcześniej.

Zwiesiła głowę, a wilgotne włosy opadły jej na twarz.

– Tak, od początku mnie nie lubiłeś.

– Ja? – zaśmiał się krótko. – Niech będzie, choć tak naprawdę to ty zaczęłaś.

Znów uniosła głowę. Usiłowała rozchylić powieki, by na niego spojrzeć, ale tylko jęknęła z bólu i zasłoniła oczy dłonią.

– Nie rozumiem, o czym mówisz, Johannes. Czy masz na myśli ten wieczór, kiedy mieliśmy się wybrać razem do kina?

– Właśnie – rzekł lodowatym tonem.

– Poznaliśmy się tego dnia. Przyjechałeś z Arildem do Siljar. Spotkaliśmy się w ratuszu…

– Przyszliśmy tam, żeby załatwić formalności związane z przeprowadzką. Arild miał zacząć nowe życie. Czekaliśmy, by się spotkać z szefem wydziału socjalnego. Ty zaś byłaś umówiona z kimś w sprawie wystroju auli, prawda?

– Tak, dobrze to pamiętam.

– Spotkaliśmy się na korytarzu, a ponieważ czas oczekiwania się wydłużał, rozgadaliśmy się na dobre. To znaczy, głównie rozprawiał Arild… O tak, on był w tym dobry.

Ellen wróciła pamięcią do dnia, kiedy spotkała tych dwóch mężczyzn po raz pierwszy. Niezwykle urodziwego blondyna, nieszczęsnego Arilda Lange, który z wyglądu tak bardzo przypominał Olafa, i kuratora Arilda, policjanta o urzekających zielonych oczach. Oczywiście wtedy nie wiedziała jeszcze, że Arild jest chłopakiem z marginesu, a Johannes policjantem.

– Zaproponowałeś, byśmy się wieczorem wybrali we troje do kina. Wtedy jeszcze potrafiłeś się uśmiechać, pamiętam doskonale, Johannes. Tak bardzo podobał mi się twój uśmiech! Tyle że już nigdy później nie widziałam go na twej twarzy.

– A czy to takie dziwne? Wiesz najlepiej, kto go zgasił.

– Nie, nie wiem – westchnęła żałośnie. – Czy zrobiłam coś złego? Wieczorem na umówionym miejscu zjawił się tylko Arild. Byłam zawiedziona, nic nie pojmowałam.

– Nie pojmowałaś? – głos Johannesa znów ją zmroził. – A powinnaś!

– Tak, to prawda. Arild napomknął mi, że mnie… nie lubisz.

– Co on powiedział? – przerwał jej z niedowierzaniem.

– Że… że mnie nie znosisz. Że uważasz, iż jestem brzydką, odpychającą i… nadętą pseudoartystką. Bardzo mnie to zabolało – zakończyła ze smutkiem.

Johannes z wrażenia stracił mowę.

Ellen źle odebrała jego milczenie i dodała:

– Arild postąpił nie fair, zdradzając twoje słowa, ale wtedy jeszcze…

– Arild! – z bólem w głosie wykrzyknął Johannes. – Jak mogłaś uwierzyć, że powiedziałem coś takiego? Przecież to ty…

– Co ja? – spytała bezbarwnie.

Opary z wnętrza ziemi otuliły ją szczelnie i na moment znów znikła mu z oczu.

– Wyśmiewałaś się ze mnie – rzekł z goryczą w głosie. – Po południu spotkałaś Arilda i szydziłaś sobie ze mnie. Nazwałaś mnie „napuszonym samcem”, którego, gdybyś tylko chciała, owinęłabyś sobie wokół małego palca. Mówiłaś też, że chętnie byś się ze mną zabawiła, żeby sprawdzić, jak daleko się posunę, gdyby nie to, że wzbudzam w tobie obrzydzenie.

– Nie! – przerwała mu przerażona.

– Cóż, niezbyt przyjemnie usłyszeć echo własnych słów, prawda?

– Zwariowałeś? – wybuchła. – Wcale nie spotkałam Arilda po południu. Po wyjściu z ratusza wróciłam do domu uradowana perspektywą miłego wieczoru! Nigdy, przenigdy nie powiedziałabym o tobie takich rzeczy. Nie przyszłoby mi to do głowy. Polubiłam cię, Johannes, dlatego twoje komentarze zraniły mnie bardziej, niż możesz pojąć.

Przez długą chwilę milczał jak grób.

– A więc to tak – wykrztusił w końcu. – Rozumiem cię doskonale, bo sam czułem się podobnie. Kiedy cię poznałem, wiedziałem, że właśnie takiej dziewczyny pragnę, ale to, czego dowiedziałem się od Arilda, tak bardzo mnie dotknęło, że kompletnie straciłem radość życia.

Przez długi czas słychać było jedynie syczenie pary i bulgotanie płynnej mazi.

– Arild… – zaczął wreszcie Johannes głucho. – Oboje mu ufaliśmy i próbowaliśmy pomóc. Zorientował się, że zawiązała się między nami nić sympatii, a ponieważ sam chciał cię zdobyć…

Ellen leżała z twarzą ukrytą w dłoniach.

– Arild był taki sam jak Goggo. Bezwzględny. I wiedział, gdzie uderzyć, by najbardziej bolało. Czy można bowiem wybaczyć komuś, kto z ciebie szydzi lub tobą pogardza?

– Nie, szczególnie jeśli nie jest się zbyt pewnym siebie. Człowiek traci wówczas kompletnie poczucie własnej wartości.

– Masz rację – przyznała Ellen.

– Ale – podjął niepewnie Johannes – czy nie da się tego jakoś odwrócić?

– Padło zbyt wiele okrutnych słów. Trudno o tym zapomnieć.

– Czy możesz mi wybaczyć? – spytał cicho.

– Wybaczyć? Przecież ja także cię nie oszczędzałam.

– Tak, ale nigdy nie kierowało tobą zło. Byłaś tylko bezradna i zasmucona, gdy tymczasem ja… nienawidziłem cię.

– No cóż, i mnie się zdarzało myśleć o tobie to i owo, więc nie rób ze mnie świętej. W każdym razie – roześmiała się z goryczą – nie byłam ci obojętna.

– Nie – rzekł przez zaciśnięte zęby. – Nigdy nie byłaś mi obojętna. Arild powinien się cieszyć, że już nie żyje, bo gdyby nie to, własnoręcznie bym go udusił.

– Nie, nie zrobiłbyś tego. Nie jesteś z tych.

Znów przerwał jej atak gwałtownego kaszlu. Słysząc go, Johannes przeraził się stanem dziewczyny.

– Wydaje mi się, że żadne z nas nie powinno mieć do drugiego żalu ani nosić w sercu urazy – rzekł pojednawczym tonem. – Oboje popełniliśmy ten sam błąd, dając wiarę wyssanym z palca kłamstwom Arilda.

– Tak, wydawało się, że jest taki szczery i prawdomówny. Wszyscy mu wierzyli, nawet Svarten przyznał, że za bardzo ufał temu draniowi. Rzeczywiście, było z niego kawał drania, nikt nie zaprzeczy. Uff, jak bardzo Goggo jest do niego podobna.

Johannes drgnął. Ellen mówiła o Goggo w czasie teraźniejszym. Uświadomił sobie, że przecież dziewczyna nic nie wie o śmierci dziennikarki. Nie chcieli jej tego powiedzieć, żeby jej nie psuć urlopu. Ojojoj! Doprawdy niezłe zafundowali jej wakacje przez swą nadgorliwość! Po powrocie do domu czeka ją kolejny szok. Goggo zamordowana na strychu, tuż obok jej mieszkania! Kiedy ta biedna dziewczyna zazna trochę spokoju?

Czuł, jak wilgoć z gorących źródeł przenika przez ubranie. Ellen musi być kompletnie mokra. Kiedy zjawi się pomoc? Co będzie, jeśli nie zdążą na czas?

Nie, na pewno im się uda. Musi się udać! Ale czy dziewczyna nie dozna uszczerbku na zdrowiu?

– Ellen – odezwał się cicho. – Gdyby Arild nie opowiedział ci tych kłamstw o mnie, czy wyszłabyś za niego za mąż?

Zamilkła na moment, ale potem odpowiedziała zdecydowanie:

– Nie, gdybyś powiedział, że ci na mnie zależy, nie wyszłabym za niego.

Westchnął.

– Dlaczego w ogóle zdecydowałaś się go poślubić?

Znów zapadła cisza.

– Dlaczego? Akurat wtedy wydawało mi się, że postępuję słusznie. Pojawił się w moim życiu w momencie, kiedy go naprawdę potrzebowałam. Z jednej strony dlatego, że mogłam mu pomóc. Każdy człowiek czasem pragnie mieć świadomość, że jest komuś potrzebny. Po części jednak dlatego, że bardzo mnie dotknęła twoja krytyka. Arild ciągle powtarzał, co o mnie sądzisz, a nie były to komplementy. Co prawda zarzekał się, że nie chce mnie urazić, ale…

– Tak, ja również doświadczyłem jego subtelności Cytował twoje opinie o mnie, ale jednocześnie twierdził, że nie powinienem się tym przejmować, bo on przecież jest moim przyjacielem, zawsze mogę na niego liczyć i temu podobne. Ale mów dalej!

– Moja matka nagle umarła, zostałam sama, nieszczęśliwa, a Arild był zawsze blisko, gdy potrzebowałam pociechy. Poza tym był bardzo przystojny i ufałam mu.

– Tak – stwierdził Johannes. – Ja także dałem się nabrać. Chciałem dla niego coś zrobić… Ellen, nie trzyj oczu, bo będą cię jeszcze bardziej szczypały.

– Ale ja tak bardzo chcę cię zobaczyć. Tak bardzo teraz potrzebuję bliskości drugiego człowieka. Boję się, Johannes.

– Wszystko będzie dobrze, kochana.

– Kochana? – uśmiechnęła się z goryczą. – Jak cudownie to zabrzmiało.

– Wiele muszę nadrobić, tak bardzo wobec ciebie zawiniłem. Ale wracając do wspomnień… Tak, wierzyłem Arildowi! Dlatego moja niechęć do ciebie nasiliła się, kiedy go zdradziłaś, donosząc na niego policji. Wierzyłem, że mógłbym go uratować, gdybyś tylko najpierw zgłosiła się do mnie.

– Jak mogłabym? Po tym wszystkim co o mnie mówiłeś? Poza tym zapominasz o jednym: Arild nigdy nawet nie wspomniał, że jesteś jego kuratorem. Zawsze utrzymywał, że jesteście kumplami. Prawdy dowiedziałam się dopiero podczas rozprawy. Rozumiesz więc teraz, że pod żadnym pozorem nie mogłam się zwrócić do ciebie.

– Tak, teraz to rozumiem, to było zbyt upokarzające.

Położyła się znów z twarzą ukrytą w dłoniach.

– Johannes – powiedziała tak cicho, że ledwie usłyszał jej głos.

– Tak?

– Nie zdołałbyś go uratować.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Jest jeszcze coś, z czego nie miałam się komu zwierzyć – wyjąkała.

– Możesz zwrócić się z tym do mnie, Ellen.

Zwlekała przez chwilę, a potem zduszonym głosem rzekła:

– Chodzi o to, co znalazłam w piwnicy.

– Listę młodzieży zaopatrującej się w narkotyki? Tak, znaleźliśmy u ciebie notes. Źle cię oceniłem, Ellen. Teraz wiem, że składając donos na swojego męża postąpiłaś słusznie. Nie było innej możliwości.

Zdawała się nie zwracać uwagi na jego słowa o notesie, który tak dobrze ukryła na dnie swojej szafy. Ellen nie miała kompletnie pojęcia o tym, co wydarzyło się w Vanningshavn po jej wyjeździe na Islandię. A teraz bardziej zajmowały ją stare sprawy jeszcze z Siljar.

Potrząsnęła głową.

– Nie, lista to jeszcze nic takiego…

Czekał.

– Czy w piwnicy było jeszcze coś? – zapytał w końcu.

– Tak. Ale nie wiem, chyba nie potrafię o tym mówić nawet teraz.

– Proszę cię, Ellen, wiesz, że możesz mi zaufać, mimo że sprawiłem ci tyle bólu.

Kiwnęła głową, zakasłała i zaczęła powoli:

– Znalazłam niepodważalne dowody na…

– Tak?

– Nie, Johannes. To zbyt okropne!

– Ellen, posłuchaj mnie! Ciągle dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że nie zdołałem uratować Arilda. Ty twierdzisz, że nie można było go uratować. Wyjaśnij mi, dlaczego.

Jej głos brzmiał niewyraźnie.

– Znalazłam dowody na to, że… że on zabił moją mamę.

Przez chwilę siedział jak porażony.

– Chyba nie wiesz, co mówisz?

Ale ona zaczęła wyrzucać z siebie słowa tak szybko, jakby teraz, gdy najgorsze zostało powiedziane, pękła jakaś niewidzialna tama.

– Mama była wspaniałym człowiekiem. Piękna, mądra, niezwykle utalentowana. Upominała mnie delikatnie, bym się nie wiązała z Arildem. Dostrzegła w nim coś, czego ani ty, ani ja nie odkryliśmy. Powiedziała mi tylko, że nie jest taki dobry, za jakiego pragnie uchodzić. Nie chciałam jej jednak wierzyć. Tak bardzo pragnęłam wcielić się w niosącego pomoc anioła. Chciałam być tą, która pomoże biednemu chłopakowi stanąć na nogi i która go nigdy nie zawiedzie. Nie nazywałam tego miłością, bo szybko spostrzegłam, że kieruję się po prostu współczuciem. Poza zauroczeniem jego urodą, oczywiście.

Zatopiła się na moment we wspomnieniach z tamtych czasów. A potem podjęła przerwany wątek:

– Matka była dobrze sytuowana, wiesz. I nagle umarła. To Arild ją otruł. Przez Svartena miał dostęp do różnych prochów. Ciągle potrzebował pieniędzy, dużo pieniędzy. Więc kiedy mama umarła, mógł się ożenić z bogatą spadkobierczynią. A ja bardzo ciężko przeżywałam śmierć matki. Przecież przez wiele lat wychowywała mnie sama i bardzo byłyśmy do siebie przywiązane. Wpadłam wprost w jego otwarte ramiona. Był taki wyrozumiały, dokładnie kogoś takiego wtedy potrzebowałam…

– Co to za dowody? – spytał Johannes zdruzgotany.

– Kiedyś zeszłam do piwnicy po sok. Oparłam się przypadkowo o mur i nagle wysunęła się jedna cegła. Za nią dostrzegłam skrytkę, w której znalazłam notes z listą klientów i jakieś krople, teraz już nie pamiętam jakie, ale nie była to znana nazwa. Obok leżała karteczka z informacją, w jaki sposób podawać je niepostrzeżenie i jakie są skutki ich działania. Mama miała identyczne objawy przed śmiercią. Butelka, którą znalazłam, była prawie pusta.

Wydawała się całkiem wyczerpana wyznaniem tego, co męczyło ją przez trzy długie lata.

– I o tym wszystkim wiedziałaś tylko ty?

– Nie miałam nikogo, komu bym mogła o tym powiedzieć. Dlatego tak bardzo ucieszyłam się ze spotkania z Olafem. Podświadomie wyczuwałam, że tylko on może uwolnić mnie od tego ciężaru.

– Teraz wszystko rozumiem. Także twoje słowa, że cieszysz się szczęściem Ellinor i Olafa. Jesteś ciągle tą samą szlachetną dziewczyną, jaką wydałaś mi się w dniu, gdy się poznaliśmy. Żałuję, że nie dowierzałem twoim szczerym słowom.

– Słyszałam, że pierwsze wrażenie, jakie odnosimy na widok kogoś nieznajomego, jest zawsze prawdziwe. Ty wydałeś mi się bardzo pozytywny, dlatego poczułam się taka zawiedziona, gdy zwróciłeś się przeciwko mnie.

Wyciągnął do niej rękę, ale zaraz cofnął, przypomniawszy sobie, że Ellen i tak nie może tego dostrzec.

– Ellen, wiem, że słowa nie złagodzą bólu, jaki ci zadałem. Ale czy mógłbym być twoim przyjacielem? Pomagać ci we wszystkich kłopotach?

– Dzięki, teraz naprawdę potrzebuję przyjaciela, więc jeśli jesteś tak miły… – roześmiała się trochę bezradnie. – Nie mam tylko pojęcia, jak zdołam się stąd wydostać.

– Wszystko będzie dobrze – zapewniał gorąco, starając się wykrzesać z siebie optymizm, którego tak naprawdę także jemu brakowało.

Ellen uśmiechnęła się z wysiłkiem:

– W każdym razie bardzo ci dziękuję, że pomogłeś mi na moment zapomnieć o bólu i beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazłam. Właściwie na długą chwilę całkiem o tym zapomniałam. I… nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: pomogłeś mi oczyścić stare rany.

– Powinniśmy już dawno zorientować się w tym wszystkim.

– Nie mieliśmy szans. Arild, choć w istocie słaby, wobec nas okazał się naprawdę silny.

– Masz rację. Na swój użytek wymyśliłem pewną teorię: Jeśli na wyspie mieszka stu ludzi, z czego dziewięćdziesięciu dziewięciu to ludzie dobrzy i wyrozumiali, a tylko jeden zły i zepsuty, to i tak właśnie on zwycięży.

– A jeśli wszyscy dobrzy zewrą szeregi przeciw niemu?

– To by znaczyło, że nie są dobrzy i wyrozumiali!

– To prawda. Ja też mam swoją teorię: Jeśli stu ludzi mówi ci, że jesteś piękny i dobry, a jeden powie, że to nieprawda, komu uwierzysz?

– Temu jednemu. Tacy już jesteśmy, my, ludzie.

– Niestety!

Johannes coraz bardziej się niepokoił, widząc że dziewczyna traci siły. Mówił nieprzerwanie, z prawdziwą desperacją podtrzymując z nią kontakt. Już kiedy odnalazł Ellen, wyczerpana spała, a może trwała w stanie odurzenia. Miała szczęście, że jak dotąd udało się jej uniknąć obrażeń ciała. Jeśli jednak teraz zaśnie lub straci przytomność, może być gorzej. Co będzie, jeśli się poruszy i zsunie do gorącego źródła? Leży przecież w tak niewygodnej pozycji, a on nie będzie mógł jej pomóc!

Był przerażony, ale ku swemu zdumieniu odkrył nagle, że przestała go boleć głowa. Zniknął tępy nieznośny ból, który tak często dokuczał mu ostatnimi laty – miał niejasne przeczucie, że na zawsze.

Загрузка...