ROZDZIAŁ V

Ellen podniosła wyżej oparcie fotela i popatrzyła przez okienko w dół na ziejące ogniem wieże platform wiertniczych na Morzu Północnym. Mimo późnej godziny słońce znajdowało się jeszcze dosyć wysoko nad horyzontem. Kiedy samolot wystartował z Oslo, słońce właśnie zachodziło. Teraz lecieli z nim jakby na wyścigi.

– Strasznie się cieszę – powiedziała do Ellinor.

– Ja też – uśmiechnęła się przyjaciółka. – Twoje oczy przepełnione są radością. Jeszcze nigdy nie widziałam ciebie takiej radosnej i odprężonej. Czy to zew przygody wywołuje w tobie takie podniecenie, czy ucieczka z miejsca, gdzie nie czułaś się bezpieczna? A może spotkanie z przyjacielem z lat dziecinnych tak cię odmieniło?

– Myślę, że wszystko po trochu.

Jest śliczna, pomyślała Ellinor, patrząc na przyjaciółkę. Właściwie nie dostrzegłam tego dotąd, bo zawsze była taka zamknięta w sobie, jakby przytłoczona jakimś ciężarem.

– Jesteś w nim… zakochana?

Ellen przez chwilę milczała.

– Zakochana? To chyba niewłaściwe słowo. Prawdą jest jednak, że nikt w moim życiu nie znaczył tyle co Olaf Brink, i choć od naszego rozstania minęło jedenaście lat, w dalszym ciągu fascynuje mnie swą otwartością i serdecznością, a przede wszystkim niezwykłą prawością. Ale czy to znaczy, że jestem w nim zakochana? Nie wiem… Chyba nie, raczej nadal czuję coś na kształt dziecięcego podziwu dla silnej osobowości.

Ellinor pokiwała głową na znak, że rozumie. Ellen nie powiedziała nic więcej, nie wyznała, że łudzi się nieśmiałą nadzieją, iż z czasem przyjaźń z Olafem przerodzi się w coś poważniejszego.

Obok przyjaciółek na sąsiednim fotelu siedział korpulentny mężczyzna w wieku około czterdziestu pięciu lat, który zerkał nieśmiało, wyraźnie zainteresowany Ellinor. Ona, niezbyt tym zachwycona, dyskretnie zamieniła się miejscem z Ellen, żeby odgrodzić się od przypadkowego wielbiciela.

Mężczyzna miał jasną oprawę oczu, a łysinę na czubku głowy otaczał wianuszek rzadkich włosów koloru blond. Nieznajomy przedstawił się uprzejmie. Okazało się, że nazywa się Magnus Pedersen i z zawodu jest geologiem. Wyjawił, że leci na Islandię już po raz ósmy, jak zwykle w celach naukowych.

– A panie, jak się domyślam, wybierają się na wycieczkę? – zagadnął. – Tak, to fascynujący kraj, za każdym razem odkrywam go na nowo.

– Zapewne – przytaknęła Ellinor. – Mamy nadzieję wiele zwiedzić. Moja przyjaciółka poza tym zamierza poznać bliżej rękodzieło artystyczne Islandii: zapoznać się z różnymi technikami tkania gobelinów, farbowania wełny naturalnymi barwnikami i tak dalej.

– Ach, tak? – rzekł na to geolog i oderwawszy na chwilę wzrok od Ellinor, skierował swą uwagę na Ellen. – To bardzo ciekawe. Właściwie mógłbym pani trochę pomóc, wskazać odpowiednie miejsca. Wiem na przykład, że w pobliżu Mývatn jest pozyskiwany…

Na twarzy Ellen pojawił się wymuszony uśmiech.

– Dziękuję za propozycję, ale mamy już i tak bardzo napięty program.

– A więc panie są na zorganizowanej wycieczce, rozumiem. Ja tymczasem w Rejkiawiku przesiadam się do samolotu lecącego bezpośrednio do Mývatn. Proszę mi wybaczyć, nie chciałbym się narzucać.

Ellen uznała, że zachowała się niezbyt uprzejmie, przerywając mu w pół słowa, więc dodała pośpiesznie:

– Ależ my również mamy w planie pobyt w Mývatn! Spędzimy tam trzy dni.

– Wspaniale! Tam jest naprawdę pięknie. Może mógłbym… Nie, lepiej nie uprzedzajmy faktów. Mam nadzieję, że się po prostu spotkamy.

– Ja również – odpowiedziała Ellen uprzejmie i poczuła, jak Ellinor kopnęła ją w kostkę.

– Jeśli ktoś chce dotrzymać kroku Ellen, musi być rannym ptaszkiem – rzekła Ellinor w nadziei, że zniechęci natręta. – Nie spotkałam dotąd nikogo, kto zrywałby się o tak wczesnej porze. Na przykład godzina czwarta to dla niej wcale nie jest wcześnie.

Pan Pedersen wyraźnie się stropił. Przez resztę podróży sprawiał wrażenie, że usilnie rozmyśla, jakby tu spotkać Ellinor samą o jakiejś ludzkiej porze.


Dzień później w samolocie lecącym w tym samym kierunku siedział Olaf i Johannes.

– Jesteśmy spóźnieni o cały dzień – mruknął Johannes. – Tylko dlatego, że nasi szefowie nie mogli pojąć, w jakim celu jedziemy na Islandię.

– Tak, to denerwujące – przyznał Olaf.

– Ale przynajmniej ustaliliśmy, że Svartena nie było na liście pasażerów ani wczoraj, ani przedwczoraj. Sprawdziliśmy dokładnie. Należy przypuszczać, że leci teraz z nami. Zastanawiam się, czy to nie facet, na którego zwróciłem uwagę w kolejce do odprawy.

Johannes spojrzał pytająco.

– Wydaje mi się, że to ten, który siedzi pięć rzędów za nami na fotelu z lewej strony tuż przy przejściu. Idź do toalety, to go sobie obejrzysz!

– Ale ja nie muszę… No dobrze już, pójdę. Na pewno jest kolejka, jak zwykle – dodał ponuro.

Nie wracał dość długo.

– Była kolejka – stwierdził kwaśno po powrocie. – Następnym razem wymyśl inny pretekst, kiedy będziesz mi chciał coś pokazać.

– A jaki pretekst może być lepszy?

– Dobrze już, dobrze! Widziałem go. Trudno ocenić człowieka na pierwszy rzut oka, ale wydaje mi się, że tym razem masz rację.

– Podróżuje sam, czarne włosy, ciemny zarost, przesadnie elegancko ubrany i rażąco pewny siebie.

– Tak – potwierdził Johannes. – Mina światowca, przekonanie, że ma nad wszystkimi władzę. Przestępcy jego formatu mają w sobie coś takiego. Proponuję, żebyśmy mieli tego faceta na oku.

– Przyjrzymy się jednak także innym pasażerom. Być może na miejscu będziemy musieli się rozdzielić. Jeden będzie trzymał się w pobliżu Ellen, a drugi śledził tego faceta.

– Wiesz, gdzie jest teraz… Ellen?

Wydawało się, że Johannes z niechęcią wymawia imię dziewczyny.

– Sprawdziłem w biurze podróży u organizatora wycieczki. Na dzisiaj lub jutro został zaplanowany wyjazd do Thingvellir i w rejony występowania gejzerów, mam zanotowane nazwy miejscowości. Potem lecą samolotem do Akureyri i Mývatn, gdzie spędzą trzy dni. Przyłączymy się do grupy.

– A jeśli ten facet zatrzyma się w Rejkiawiku na dłużej? Co wtedy zrobimy?

– Tak jak powiedziałem: rozdzielimy się. Kogo chcesz mieć na oku?

– Faceta – zdecydowanym głosem odpowiedział Johannes.

Ale los zadecydował inaczej.


Już pierwszego wieczoru w Rejkiawiku niedaleko portu lotniczego w dużym hotelu, w którym mieściło się także centrum turystyczne, wpadli prosto na Ellen i Ellinor.

– Olaf! – zawołała Ellen i rozpromieniła się. – Co wy tutaj robicie? Śledzicie nas?

Jej oczy lśniły jak gwiazdy, wyrażając zaskoczenie, szczęście i radość. Obu mężczyzn wręcz poraziła niezwykła odmiana, jaka zaszła w wyglądzie dziewczyny, i zrozumieli, pod jak silną presją psychiczną żyła w Norwegii. Dopiero tutaj, gdy poczuła się wolna i nareszcie mogła być sobą, w pełni rozkwitła jej uroda.

Nie czekając na odpowiedź, Ellen zwróciła się zdyszana do Olafa, ignorując zupełnie obecność Johannesa:

– Poczekaj tu na mnie chwilę, muszę porozmawiać z pilotem wycieczki. Tylko proszę, nie ucieknij mi!

Usłyszawszy zapewnienie Olafa, że nie ruszy się z miejsca, przepchnęła się w stronę lady.

– Czy coś się stało? – zaniepokoiła się Ellinor.

– Tak – odparł Olaf. – Ellen grozi niebezpieczeństwo.

– O, nie! Proszę nie mówić jej o niczym. Jest tu wreszcie taka szczęśliwa!

– Zauważyliśmy. Pozwolisz, że się przedstawimy: nazywam się Olaf Brink, a to Johannes Hallar. Domyślam się, że masz na imię Ellinor.

Dziewczyna przesunęła wzrok z przystojnego nordyka o przyjaznym spojrzeniu na przewyższającego go wzrostem ponurego Johannesa o ciemnych włosach. Coś dziwnego jest w tym mężczyźnie, pomyślała. Mógłby być taki pociągający, kobiety by za nim szalały. Dlaczego jednak tak zaciska szczęki, jakby się bał okazać najmniejszy ludzki odruch? Boję się go. To na pewno jest ten Zielonooki Potwór, o którym wspominała Ellen. Trafne określenie.

– Co wiesz o całej sprawie? – spytał Olaf.

– Prawie nic – odparła. – Tylko tyle, że w Vanningshavn prześladowało Ellen dwóch mężczyzn. Nie wiem jednak, dlaczego.

Olaf spojrzał w kierunku Ellen, ale kolejka, w której stała, była dość długa. Dziewczyna pomachała mu tylko z daleka, żeby nie odchodził.

Pokiwał jej uspokajająco, a potem znów zwrócił się do Ellinor:

– Sprawa jest poważna. Ågot Lien została zamordowana w waszym domu na strychu.

Ellinor zadrżała i zbladła jak płótno.

– Chodzi o to – ciągnął Olaf – że Ellen nieopatrznie naraziła się pewnemu rekinowi z branży narkotykowej. Poszukiwał jej od trzech lat, bo się boi, że dziewczyna może go zdemaskować. To jego wspólnicy prześladowali ją w Vanningshavn, oni też zamordowali Goggo. Na taśmie magnetofonowej mamy nagranie ich rozmowy, w której otwarcie się do tego przyznają. Tych dwóch już aresztowaliśmy, ale ich szef zwany Svartenem przyjechał za Ellen aż tutaj. I tym razem nie żartuje. Nigdy do tej pory nie działał osobiście. Zwykle wyręcza się innymi.

– Widzieliście go? – Ellinor z wrażenia z trudem przełknęła ślinę.

– Tak nam się wydaje, ale nie jesteśmy pewni. Facet zatrzymał się w tym hotelu.

– My też – stwierdziła zdruzgotana.

– Nam nie udało się zrobić tu rezerwacji, wszystkie pokoje są zajęte, załatwiliśmy sobie hotel w centrum. Mężczyzna, którego podejrzewamy, przedstawił się jako Waldemar Gran. Udało nam się wydobyć tę informację od recepcjonisty. Podaje się za dyrektora, ale nie znamy ani nazwy firmy, ani branży.

Ellinor patrzyła w przestrzeń zamyślona.

– A więc stało się tak, jak myślałam.

– Co takiego? Wiedziałaś, co się stanie?

– Nie, nie, myślę jedynie o… Niedawno opowiedziałam komuś o śmierci Meduzy: o tym, że chociaż Perseusz odciął jej głowę, spojrzenie martwych oczu potwora nadal obracało śmiertelników w kamień.

– Tak, jej zabójczy wzrok sięgnął aż tutaj, na Islandię. Ta Ågot Lien była naprawdę niebezpieczna.

Trzeźwy głos Johannesa przywrócił ich do rzeczywistości:

– Musimy mieć dokładny program wszystkich waszych wycieczek i imprez. Godziny posiłków i tak dalej. Po prostu powinniśmy wiedzieć o każdym waszym kroku. Żadnych zmian planów w ostatniej chwili, żadnych improwizacji. Jeśli Ellen coś wymyśli, należy zdecydowanie ją powstrzymać. Gdyby nie było innego wyjścia, możesz jej wyjawić przyczynę.

– Nie, nie przejdzie mi to przez gardło, wolę już, żeby się na mnie wściekała. Ale jeśli zaplanujemy wcześniej coś poza programem, wystarczy, że was o tym poinformujemy?

– Naturalnie. Ale musimy o tym wiedzieć obaj, bo jeden z nas będzie śledził Grana, a drugi pilnował was. Co zamierzacie najpierw?

– Jutro jedziemy autokarem oglądać gorące źródła, a potem do Thingvellir.

Twarz Johannesa stała się jeszcze bardziej surowa:

– On też tam jedzie, co prawda innym autokarem.

– To dobrze, w takim razie jedziemy wszyscy w tym samym kierunku, może się spotkamy?

– O ile uda nam się kupić bilety. Może byś to załatwił od razu, Johannes?


Kiedy Olaf i Ellinor zostali sami, dziewczyna popatrzyła na niego swymi łagodnymi piwnymi oczyma i rzekła cicho:

– Ja także bardzo bym chciała chronić Gerd… to znaczy Ellen. Możesz mi pokazać tego faceta?

Olaf zamyślił się przez chwilę.

– Nie mamy pewności, że to naprawdę on…

– No tak, w takim razie należy zachować czujność wobec wszystkich – uśmiechnęła się ze zrozumieniem i dodała: – Szczególnie wobec tych, którzy zaczną się przystawiać do Ge… Ellen. Uff, nie mogę się przyzwyczaić do tego jej nowego imienia.

– Do starego.

– No tak, możesz mi powiedzieć, dlaczego właściwie zmieniła tożsamość?

– Dobrze, tym bardziej że Ellen z niechęcią wraca do przeszłości, w której doznała tylu upokorzeń. Chodź, usiądziemy sobie.

Objął ją delikatnie ramieniem i poprowadził na skórzaną kanapę. W wielkim skrócie przedstawił Ellinor historię nieudanego małżeństwa Ellen i aferę, jaka potem wybuchła. Zdążył skończyć, kiedy zjawiła się bohaterka jego opowieści

Poszli razem na obiad do przestronnej restauracji i usiedli przy czteroosobowym stoliku.

– Jak to miło mieć u boku kawalerów – wyrwało się Ellinor szczerze. – Prawdę mówiąc, niezbyt wesoło jest podróżować kobietom samotnie. Zwłaszcza że nie należymy do tego typu kobiet, które z zachwytem przyjmują zaloty obcych mężczyzn.

Ellen siedziała uszczęśliwiona, powtarzając sobie w myślach, że przyjazd Olafa na Islandię musi coś oznaczać. Nie rozumiała tylko, dlaczego zabrał z sobą tego lodowatego mruka, Hallara, a jeszcze bardziej, jak to się stało, że ten się zgodził przyjechać.

Ale akurat teraz życie wydawało się jej po prostu cudowne. Patrzyła z zachwytem na Olafa, konwersującego wesoło z Ellinor. Johannes obserwował ich spod oka ponury i uważny.

Częściej jednak zerkał gdzieś w bok. Może jakaś kobieta przykuła jego wzrok? pomyślała Ellen i odwróciła dyskretnie głowę. Nie, to tylko jakiś ciemnowłosy mężczyzna siedzący samotnie. Z jakiegoś nieokreślonego powodu poczuła się uspokojona.


Ellen stała przy gejzerze Strokkur i zamyślona wpatrywała się w parę wydobywającą się z ziemi.

Czuła się taka zagubiona, dławił ją strach i niepokój, niedawna radość gdzieś uleciała.

Wszyscy zachowywali się jakoś dziwnie. Kiedy zwiedzali imponujący wodospad Gullfoss, Johannes ciągle znikał bez słowa wyjaśnienia. Po prostu przyłączał się do innych turystów. Potem, jakby zamieniali się rolami, znikał Olaf, a nielubiany przez nią policjant trzymał się w pobliżu. Bynajmniej nie z sympatii do niej, raczej po to, by ją dręczyć. Ellinor też zachowywała się jakoś nerwowo. Kiedy Ellen zagadywała ją, odpowiadała półsłówkami, niechętnie, jakby miała wyrzuty sumienia lub ukrywała coś przed przyjaciółką.

To wszystko stawało się wprost nie do zniesienia.

Gejzer, wokół którego zgromadził się tłum ludzi, bulgotał słabo. Turyści z nastawionymi aparatami fotograficznymi czekali niecierpliwie na kolejny wybuch.

Do tej pory Ellen udawało się unikać rozmowy z Johannesem. Teraz jednak już od dłuższej chwili stali obok siebie i milczenie zaczynało im ciążyć.

– Gdzie Ellinor i Olaf? – zapytała niechętnie.

– Poszli w stronę hotelu. Przypuszczam, że niebawem będzie lunch – odpowiedział Johannes, także niezbyt zachwycony perspektywą rozmowy.

Dziewczyna sfotografowała cienką strużkę wody, która trysnęła z ziemi, i kierując się w stronę ścieżki prowadzącej w dół, stwierdziła:

– W takim razie my także powinniśmy już pójść! Olaf powiedział mi wczoraj, że zbiera minerały, i liczył, że uda mu się powiększyć kolekcję o ciekawe okazy. Muszę mu pokazać ten!

Ellen otworzyła dłoń, w której ściskała niewielką bryłkę siarki.

– Lepiej zostaw Olafa w spokoju!

Popatrzyła na swego towarzysza ze zdumieniem, urażona jego słowami. Osobliwe zielone oczy wpatrywały się w nią z taką samą chłodną pogardą jak niegdyś.

– Ale on przecież szukał właśnie takiego kamienia, a poza tym jeśli mam być szczera, trochę mi go brakuje.

Johannes chwycił ją za nadgarstek.

– On nie jest dla ciebie! – rzekł ostro. – Zostaw go w spokoju, dla własnego dobra!

Ellen pociemniało w oczach.

– O co ci chodzi? Usiłujesz oczernić Olafa w moich oczach? No wiesz…

– Absolutnie nie – odparł krótko. – Nie możesz go po prostu zostawić w spokoju?

Ellen, dotknięta do żywego, przyspieszyła kroku. Ledwie zdążyła przebyć kilka metrów, gdy za swymi plecami usłyszała wybuch gejzeru. Typowe! Człowiek wyczekuje niecierpliwie, by zobaczyć to niezwykłe zjawisko, a wystarczy, że na moment odwróci wzrok i złośliwy gejzer ożywa.

Kiedy Ellen zbliżyła się do hotelu, gniew ustąpił radości, że zaraz znów ujrzy Olafa i pokaże mu kamień. W jej oczach na nowo zapłonął ciepły blask. Pośpiesznie weszła do holu.

Wśród kłębiącego się tłumu turystów zdołała wyłowić wzrokiem Olafa i Ellinor. Na ich widok cofnęła się gwałtownie.

Tych dwoje nie zauważyło jej; pochłonięci rozmową, nie widzieli nikogo prócz siebie. Blask ich oczu, dłonie złączone w delikatnym uścisku, powiedziały Ellen więcej, niż zdołałyby wyrazić słowa.

Ocknęła się i zawróciła na pięcie. W drzwiach zderzyła się z Johannesem, którego ledwie zauważyła. Wybiegła i tuż przy wejściu opadła na ławkę, usiłując uspokoić drżenie całego ciała i pozbyć się przykrego dławienia w gardle.


Po chwili usłyszała za sobą głos inspektora:

– No proszę, Ellen Ingesvik odrzucona -zaśmiał się szyderczo. – Jak się czujesz w tej roli? Piękna, sławna, rozpieszczona, przyzwyczajona brać to, na co ma ochotę. A teraz, patrzcie państwo! Przegrała z kimś, kto nie szokuje urodą, przynajmniej tą zewnętrzną. Czyż nie napełnia cię to złością?

Dziewczyna nie odpowiedziała. Nie była po prostu w stanie. Johannes okrążył ławkę i usiadł obok Ellen.

– Przecież prosiłem cię, byś zostawiła Olafa w spokoju. Ale ty nie słuchałaś. Parłaś do przodu, przekonana, że nikt ci nie dorówna. Pewna swego wdzięku, jak zawsze.

Nagle spostrzegł, że Ellen z ogromnym trudem powstrzymuje się od płaczu. Przełykała głośno ślinę, ale oczy i tak napełniły się łzami.

– Takie to dla ciebie upokarzające? – spytał zgryźliwie.

Ellen nabrała głęboko powietrza w płuca, usiłując zapanować nad swym głosem, ale nie do końca jej się to udało.

– Ellinor i Olaf są moimi przyjaciółmi – wymamrotała. – Trudno mi sobie wyobrazić lepiej dobraną parę.

– Uff, oszczędź sobie tej obłudnej szlachetności.

Pochyliła głowę, by nie wybuchnąć płaczem.

– Naprawdę tak myślę – szepnęła, odwracając twarz. – Nie jestem zazdrosna, bo nie zdążyłam się zakochać w Olafie. Jedynie podziwiam go bezgranicznie.

– W takim razie o co chodzi? – spytał surowo.

Wreszcie zdołała oderwać wzrok od księżycowego krajobrazu Islandii i popatrzyła na Johannesa. Z zapłakaną twarzą wydała mu się taka bezbronna.

Johannes Hallar zrozumiał, że Ellen należy do tego typu ludzi, którzy nie potrafią się złościć. Wprawdzie teraz mówiła gwałtownie, ale w jej słowach więcej było smutku niż gniewu.

– A co to, czy człowiek nie może sobie raz na jakiś czas popłakać nad sobą? – zapytała żałośnie, choć nie bez cienia ironii. – Przecież o wszystko się mnie czepiasz, cokolwiek bym zrobiła. Wyłapujesz każdy mój błąd, a gdy postąpię właściwie, nazywasz to obłudą, grą pozorów i Bóg jeszcze raczy wiedzieć czym. A co ty w ogóle wiesz o samotności? Tylko nie mów, że żebrzę o litość, bo nie spodziewam się, że mi ją okażesz. Ale czy umiesz sobie wyobrazić, co to znaczy spotkać swego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa i natychmiast go znów utracić? Smutno mi, bo potrzebuję jego przyjaźni, ale on teraz nie potrzebuje mojej. Nadal jest mym przyjacielem, wiem o tym, ale nie śmiałabym absorbować go teraz własną osobą i zajmować mu czas. A Ellinor także nie ma teraz ochoty wysłuchiwać mego biadolenia. Czuję się więc samotna i bezradna. Zupełnie nie wiem, co robić! A przyczyną wszystkich moich kłopotów jesteś ty!

– Ja? Daruj sobie!

– Mam już tego dosyć, Johannes – powiedziała, kuląc się w sobie. – Co ja ci takiego zrobiłam? Czuję się kompletnie bezbronna wobec twojej wrogości. Nie jestem w stanie przestać o tym myśleć. Gdybym była tu tylko z Olafem i Ellinor, potraktowałabym całą sytuację z dystansem, ucieszyłabym się z ich szczęścia. Potrafię żyć w samotności. Ale w nienawiści, nie! To przekracza moje siły.

Johannes nic nie odpowiedział. Siedział nieporuszony, choć na jego twarzy malowały się sprzeczne uczucia. Wyraźnie tracił pewność siebie. W końcu rzekł:

– Czas na lunch.

– Idź w takim razie! Ja posiedzę sobie tu jeszcze przez chwilę, żeby się uspokoić.

– O nie, pójdziesz razem ze mną. Odpowiadam za cie… – urwał i poprawił się: – Jeszcze nam tylko tego brakuje, żebyś uciekła. Lubisz karać innych i wprawiać ich w niepokój. Nie, nie, tym razem nie zabawisz się naszym kosztem.

– Ale ja wyglądam okropnie!

– Nikt nie zauważy – oznajmił z bezwzględną brutalnością. – Chodź już!

Wstała posłusznie, a przy wejściu zapytała: – Johannes, właściwie po co przyjechaliście na Islandię?

Po chwili milczenia odpowiedział:

– Nadal nie rozumiesz?

– Nie.

– Olaf chciał się spotkać z Ellinor, to oczywiste. Ciągle nie możesz tego pojąć?

– Dlaczego? Doskonale rozumiem. Po co jednak przyjechałeś razem z nim?

– W charakterze przyzwoitki. Miałem się zająć tobą, żeby oni mogli być sami.

Ellen była zbyt załamana i przygnębiona, by odkryć nieścisłość w jego słowach. Ellinor i Olaf nie znali się wcześniej, spotkali się dopiero na Islandii.


Do damskiej toalety była jak zwykle kolejka, więc Ellen musiała siąść do stołu z oczami spuchniętymi od płaczu. Pochyliła twarz nad talerzem, by nikt nie zauważył.

Miała zatkany nos i wyśmienity islandzki łosoś smakował jej jak wióry. Całe szczęście, że towarzystwo zajęte było rozmową na temat wcześniejszych erupcji wulkanu Hekla. Tylko Johannes rzucał dziewczynie od czasu do czasu badawcze, acz nie wolne od agresji spojrzenie. Nie podziałało to na nią bynajmniej uspokajająco. Do reszty straciła pewność siebie.

Wśród gwaru panującego w restauracji wyłowiła krótką wymianę zdań pomiędzy policjantami:

– Jak ty go pilnujesz? – pytał Johannes.

– Wszystko mam pod kontrolą – zapewnił Olaf.

– Nie widzę go teraz!

– Wiem, dokąd poszedł.

– To dobrze. Pamiętaj, najpierw obowiązki, a potem przyjemności!

Ellen nie pojmowała, o czym rozmawiają.


Po południu wrócili do Rejkiawiku. Kiedy Ellinor późnym wieczorem pojawiła się w pokoju hotelowym, Ellen udawała, że już śpi. Nie wiedziała, jakie tajemnice łączą Olafa i Johannesa, zorientowała się jednak, że Ellinor została do nich dopuszczona.

Ellen znalazła się, na uboczu.

Загрузка...