2

SWGPGO

Raport numer jeden


Dotyczy

ogólnie: Służby Wizytantek przy Garnizonach, Posterunkach Granicznych i innych Obiektach.

szczegółowo: Organizacji stanowiska dowodzenia i oceny jego dogodności dla akcji rekrutacyjnej.

Charakterystyka: ściśle tajne.

Data i miejsce: Iquitos 12 sierpnia 1956.


Niżej podpisany, kapitan PSL (Intendentura) Pantaleon Pantoja, odkomenderowany dla zorganizowania i wprowadzenia do akcji Służby Wizytantek przy Garnizonach, Posterunkach Granicznych i innych Obiektach (SWGPO) na teren całego okręgu Amazonii, z szacunkiem pozdrawiając generała Felipe Collazos, szefa Administracji, Intendentury i Służb Różnych Lądowych, melduje posłusznie, co następuje:

1. Przybywszy do Iquitos, bezzwłocznie się osobiście w komendanturze V Okręgu (Amazonia) celem zameldowania się u generała Rogera Scavino, szefa okręgu, który, przywitawszy niżej podpisanego mile i serdecznie, przystąpił do zakomunikowania mu o podjęciu pewnych środków ostrożności niezbędnych dla skuteczniejszego wprowadzenia w czyn powierzonej niżej podpisanemu misji, a mianowicie iż: mając na uwadze ochronę dobrego imienia instytucji, uznaje się za stosowne, by osoba niżej podpisanego pod żadnym pozorem nie stawiała się ani w komendanturze, ani w koszarach miejscowego garnizonu; by nie przywdziewała munduru, nie zamieszkała w Kolonii Wojskowej i nie utrzymywała żadnych stosunków z oficerami garnizonu, to znaczy, by w każdej chwili jej działalność i życie prywatne wskazywały na osobę cywilną, co związane jest z tym, iż tak osoby, jak i miejsca, w których niżej podpisany będzie utrzymywać kontakty (element, domy publiczne), kolidują z kodeksem postępowania kapitana Sił Zbrojnych. Niżej podpisany skrupulatnie przestrzega tych wskazówek, mimo że z ciężkim sercem przychodzi mu zatajanie swego stanowiska oficera naszych Sił Lądowych, z przynależności do których jest dumny, i przebywanie z dala od swych towarzyszy broni, z którymi łączą go uczucia braterstwa, jak również mimo powstania i znalezienia się w nader delikatnej sytuacji1 rodzinnej, albowiem zmuszony jest też utrzymywać w absolutnej tajemnicy przed osobami własnej matki i żony danych o charakterze swojej misji, a tym samym uciekać się, nieomal przez cały czas, do zatajania prawdy mając na względzie podtrzymanie harmonii życia rodzinnego i powodzenie swojej pracy. Niżej podpisany akceptuje w całej rozciągłości wspomniane posunięcia świadom nie cierpiącej zwłoki operacji, którą dowództwo mu powierzyło, jak i palących potrzeb żołnierzy służących naszej Ojczyźnie w najodleglejszych zakątkach puszczy amazońskiej.

2. Objął już punkt usytuowany na brzegu rzeki Itaya, przydzielony i przeznaczony przez komendanturę V Okręgu na stanowisko dowodzenia i centrum logistyczne (rekrutacyjno-zaopatrzeniowe) Służby Wizytantek. Pod rozkazy niżej podpisanego stawili się odkomenderowani do Służby żołnierze: Sinforoso Caiguas i Palomino Rioalto, przy których wyborze, nader trafnym, władze kierowały się ich nienaganną postawą, karnością i pewną obojętnością wobec osób płci odmiennej, w przeciwnym bowiem wypadku charakter czekającej ich pracy i specyfika środowiska, w którym mają się obracać, mógłby u wspomnianych żołnierzy sprowokować pokusy, a tym samym niepożądane problemy dla Służby. Niżej podpisany pragnie stwierdzić, iż lokalizacja stanowiska dowodzenia i centrum logistycznego znakomicie spełnia wymagane warunki: przede wszystkim miejsce usytuowane jest w pobliżu środka transportu (rzeka Itaya), następnie – jest osłonięte przed wzrokiem niedyskretnych osób, miasto znajduje się bowiem w znacznej odległości, a najbliższa siedziba ludzka, młyn ryżowy Garote, znajduje się na przeciwległym brzegu (nie ma mostu). Z drugiej strony jego znakomite warunki topograficzne pozwalają wybudować małą przystań, co umożliwi, z chwilą przejęcia przez Służbę Wizytantek systemu objazdowego, pełną kontrolę stanowiska dowodzenia nad ruchem kolejnych transportów.

3. W pierwszym tygodniu niżej podpisany zmuszony był poświęcić cały swój czas i skoncentrować swe wysiłki na uprzątnięciu i doprowadzeniu do porządku wyznaczonego lokalu, niepełnego czworoboku liczącego l 323 metrów kwadratowych (którego jedna czwarta powierzchni znajduje się pod cynkowym dachem), otoczonego drewnianym płotem i posiadającego dwie bramy, jedną od strony drogi z Iquitos, a drugą od strony rzeki. Część znajdująca się pod dachem ma 327 metrów kwadratowych powierzchni i posiada podłogę; składa się z parteru i piętra, które jest jedynie antresolą obudowaną balustradą i na które prowadzi drabina strażacka. Niżej podpisany urządził tam swój punkt dowodzenia, biuro, księgowość i archiwum. W części zewnętrznej – która znajduje się w ciągłym polu obserwacji punktu dowodzenia – zawieszono hamaki dla Sinforosa Caiguas i Palomina Rioalto i postawiono ustęp wiejskiego wyrobu (ściekiem jest rzeka). Część (znajdująca się na wolnym powietrzu jest otwartym terenem, który z rzadka porastają drzewa.

Poświęcenie całego tygodnia na uprzątnięcie i przystosowanie wyznaczonego miejsca może wydawać się zbytnią przesadą, oznaką słabowitości lub lenistwa, ale prawdą jest, iż wyznaczone miejsce znajdowało się w stanie nie nadającym się do użytku i, za przeproszeniem, paskudnym z niżej podanych przyczyn: wykorzystując zaniedbanie magazynu przez! Siły Lądowe, używano go do różnorakich i nielegalnych praktyk. I tak wzięli go w, swoje posiadanie niektórzy wyznawcy Brata Francisco, indywiduum pochodzenia obcego, twórcy nowej religii i mniemanego cudotwórcy, który na piechotę, i na tratwie przemierza Amazonię brazylijską, kolumbijską, ekwadorską i peruwiańską, ustawiając w odwiedzanych przez siebie miejscowościach krzyże, na których każe siebie krzyżować, aby w tej dziwacznej pozycji wygłaszać kazania w języku portugalskim, hiszpańskim lub w narzeczach indiańskich. Jego zwyczajem jest przepowiadanie katastrof i nawoływanie swych wyznawców (których ogromne rzesze, mimo głosów potępienia zarówno ze strony kościoła katolickiego, jak i protestanckiego, przyciągane są religijną żarliwością wspomnianego osobnika, bez wątpienia olbrzymią, jego kazania bowiem oddziałują nie tylko na prostych i ciemnych ludzi, ale i na ludzi wykształconych, jak przykładowo i na nieszczęście zdarzyło się to z osobą matki niżej podpisanego), by pozbywali się swoich dóbr, stawiali drewniane krzyże i składali ofiary w. związku z mającym nastąpić końcem świata, który, jak zapewnia, nadejść ma bardzo szybko. Tu, w Iquitos, przez które w tych dniach przeszedł Brat Francisco, istnieją liczne „arki” (tak nazywają się świątynie sekty stworzonej przez tego osobnika, którym, jeśli dowództwo uzna to za stosowne, może powinna zainteresować się Służba Wywiadowcza), a jedna z grup „bractwa”, jak siebie nazywają, przemieniła magazyn w „arkę”. Ustawili w. nim krzyż dla swych antybigienicznych i okrutnych obrządków, które polegają na przybijaniu do krzyża wszystkich rodzajów zwierząt, aby ich krew obmyła wiernych klęczących u stóp krzyża. Dzięki temu niżej podpisany znalazł w lokalu ogromną ilość szkieletów małp, psów, ocelotów, nawet papug i czapli oraz plamy tłuszczu i krwi we wszystkich zakątkach, w których bez najmniejszej wątpliwości, roiło się od zakaźnych bakterii. W dniu zajmowania lokalu przez niżej podpisanego należało odwołać się do pomocy sił policyjnych celem zmuszenia Bractwa Arki do opuszczenia miejsca, w tymże bowiem czasie zamierzali właśnie ukrzyżować kajmana, tego samego, który po zarekwirowaniu został oddany do dyspozycji Intendentury Wojskowej V Okręgu.

Przedtem ów nieszczęsny lokal używany był przez czarownika czy znachora siłą usuniętego stąd przez „braci”, mistrza Poncio, który uprawiał tu nocne praktyki gotując wywar na korze ayahuasca, leku skutecznego, zdaje się, na różne choroby, ale powodującego halucynacje, jak również, godne pożałowania natychmiastowe wstrząsy fizyczne, jak nadmierne wydzielanie śliny, obfite oddawanie moczu i ciężkie rozwolnienia, które to zanieczyszczenia, łącznie z późniejszymi szczątkami zwierząt ofiarnych, jak i przyciąganymi aż tu przez odór i ścierwo sępami i drapieżnikami, przemieniły to miejsce w prawdziwe piekło dla oczu i nosa.

Niżej podpisany dostarczył Smforosowil Caiguas i Palominowi Rioalto lamp, grabi, mioteł, wiader (rachunki l, 2, 3), by pilnie pracując pod jego kontrolą spalili śmiecie, wyszorowali podłogę, ściany i zdezynfekowali cały obszar krezolem. Następnie należało przystąpić do wytrucia, zatkania nor i zastawienia sideł w celu powstrzymania inwazji gryzoni, występujących tu, bez jakiejkolwiek bojaźni, w takiej masie, iż choć może wydać się to przesadą, wychodziły i krążyły bez pośpiechu na oczach niżej podpisanego, a nawet ocierały się o jego nogi. Następnie przystąpiono bez zwłoki do pobielania wapnem i wymalowania ścian, które wymagały tych zabiegów ze względu na zniszczenia, napisy, bezwstydne rysunki (magazyn widocznie służył również za miejsce karalnych praktyk miłosnych) i krzyżyki „braci”, od których aż się roiło. Należało również nabyć na targu w dzielnicy Belen, po okazyjnych cenach, niektóre meble biurowe, jak: stół, krzesło, tablicę i szafę na archiwum, dla stanowiska dowodzenia (rachunki 4, 5, 6 L 7). Co się tyczy terenu odkrytego, na którym widoczne są jeszcze liczne przedmioty pozostawione przez Siły Lądowe w czasach używania przez nie tego obszaru jako magazynu (puszki, resztki materiałów pędnych), których Służba Wizytantek nie chciała niszczyć oczekując stosownych rozkazów, to został on oczyszczony z chwastów i należycie wysprzątany (pod jednym z krzaków znaleziono nawet zdechłego węża); tym samym niżej podpisany ma zaszczyt stwierdzić,, że w ciągu siedmiu dni, narzucając sobie, trzeba to przyznać, pracę dziesięcio-, a nawet dwunastogodzinną, zdołał przemienić zastane przez niego i nie dające się opisać śmietnisko w miejsce zdatne do zamieszkania, skromne, lecz uporządkowane, czyste i, do pewnego stopnia, przytulne, a więc takie, jakie należy się każdej jednostce podległej naszym Siłom Lądowym, choćby jednostce tajnej, z jaką mamy do czynienia w tym przypadku. 38

4. Po uporządkowaniu lokalu niżej podpisany przystąpił do wyrysowania map i grafików w celu rozpoznania z jak największą dokładnością obszaru działalności SWGPGO, określenia liczby potencjalnych jej użytkowników i tras, które będą przemierzać jej konwoje. Pierwsza ocena topograficzna wyraża się w następujących liczbach: Służba Wizytantek obejmuje mniej więcej obszar 400 000 kilometrów kwadratowych, w którego granicach znajduje się w charakterze potencjalnych ośrodków działalności usługowej: 8 garnizonów, 26 posterunków i 45 obozów, a podstawowymi drogami łączącymi je ze stanowiskiem dowodzenia i z centrum logistycznym jest droga powietrzna i wodna (mapa nr 1), chociaż w niektórych wyjątkowych wypadkach transport będzie mógł się odbywać drogą lądową (okolice Iquitos, Yurimaguas, Contamana i Pucallpa). By określić potencjalną liczbę użytkowników Służby Wizytantek, niżej podpisany pozwolił sobie wysłać (za zgodą komendanta V Okręgu) do wszystkich Garnizonów, Posterunków Granicznych i innych Obiektów następujący test swego pomysłu, aby zapoznali się z nim dowódcy kompanii lub, z braku takiej szarży, dowódcy plutonu:


1) Ilu młodszych podoficerów i szeregowców w stanie wolnym macie pod swoją komendą? Przed udzieleniem odpowiedzi proszę wziąć pod uwagę, iż ze względu na interesujące nas cele test zalicza między żonatych nie tylko młodszych podoficerów i szeregowców, którzy wstąpili w związki małżeńskie poprzez ślub kościelny czy cywilny, ale również tych, którzy współżyją ze swymi partnerkami bez ślubu (w konkubinacie), a nawet tych, którzy utrzymują tego rodzaju intymne stosunki w sposób nieregularny i sporadyczny w okolicach garnizonu, w którym odbywają służbę.

Uwaga: Za pomocą testu pragniemy ustalić jak najprecyzyjniej liczbę ludzi znajdujących się pod waszym dowództwem, którzy nie utrzymują w jakiejkolwiek postaci, stałej czy przejściowej, stosunków małżeńskich.


2) Po ustaleniu z największą dokładnością liczby nieżonatych żołnierzy znajdujących się pod waszym dowództwem (w znaczeniu podanym powyżej) należy przystąpić do wyeliminowania z tej liczby wszystkich tych młodszych podoficerów! i szeregowców, których z różnych przyczyn można łby zaklasyfikować jako niezdatnych do utrzymywania intymnych stosunków typu normalnego stosunku małżeńskiego, to znaczy: homoseksualistów, nałogowych onanistów, impotentów i seksualnie obojętnych.

Uwaga: Przez wzgląd tak na naturalną godność każdego, o kim krążyć będzie tego typu opinia, jak i na ludzkie uprzedzenia i zrozumiałą obawę przed przekształceniem się w przedmiot kpin osoby, która uzna za właściwe znaleźć się wśród wspomnianych wyjątków, ostrzega się oficera, odpowiedzialnego za przeprowadzenie testu, o ryzyku, jakim byłoby przeprowadzenie owej statystycznej eliminacji zawierzając wyłącznie świadectwu młodszego podoficera czy szeregowca. W związku z tym zaleca się, by oficer udzielając odpowiedzi na powyższy punkt uzupełnił dane uzyskane poprzez indywidualną ankietę innymi świadectwami (zwierzenia przyjaciół i towarzyszy danej osoby), własnymi spostrzeżeniami czy informacjami uzyskanymi dzięki rozważnemu i śmiałemu podstępowi.


3) Po przeprowadzeniu eliminacji i ustaleniu liczby znajdujących się pod waszym dowództwem młodszych podoficerów i szeregowców zdatnych do utrzymywania stosunków typu intymnego, proszę przystąpić, inteligentnie i dyskretnie, do ustalenia, poprzez wybadanie osób tworzących tę.grupę, przewidywanej lub wiadomej liczby usług typu intymnego wymaganej miesięcznie dla usatysfakcjonowania indywidualnych potrzeb płciowych.

Uwaga: Test pragnie ustalić tabelę potrzeb maksymalnych i minimalnych według następującego wzoru:


Maksymalne potrzeby miesięczne: 30.

Minimalne potrzeby miesięczne: 4.

=

Osoba X


4) Po ustaleniu powyższej tabeli proszę przejść do wybadania wśród znajdujących się pod waszym dowództwem kawalerów, zdatnych do utrzymywania stosunków typu intymnego, posługując się tą samą metodą sondaży pośrednich, przypadkowych pytań itp., przewidywanego lub wiadomego czasu, jaki w każdym indywidualnym przypadku powinna zająć usługa typu małżeńskiego (od fazy wstępnej po ostateczne zakończenie) według tego samego schematu maksymalno-minimalnego:


Maksymalna potrzeba od usługi: 2 godz.

Minimalna potrzeba od usługi: 10 min.

=

Osoba X


Uwaga: Tak przy punkcie 3, jak, i 4 testu proszę obliczyć średnią i przysłać ten wynik bez indywidualizowania informacji. Test pragnie ustalić zarówno normalną średnią liczbę usług podyktowanych miesięcznie przez potrzeby płciowe młodszych podoficerów i szeregowców znajdujących się pod waszym dowództwem, jak i średni czas normalny dla każdej usługi.


Niżej podpisany pragnie z satysfakcją zameldować o entuzjazmie, szybkości i skuteczności, z jaką oficerowie Garnizonów, Posterunków i Obozów odpowiedzieli na powyższy test (jedynie około piętnastu Posterunków nie mogło być skonsultowanych w związku z przeszkodami w nawiązaniu kontaktu spowodowanymi defektami środków łączności, złą pogodą itd.), co pozwoliło ustalić następujące dane:


Potencjalna liczba użytkowników Służby Wizytantek:

8 726 (osiem tysięcy siedemset dwadzieścia sześć).

Liczba miesięcznych usług (średnia wymagana przez użytkownika):

12 (dwanaście).

Czas usługi indywidualnej (średnia wymagana):

30 (trzydzieści) minut.


Oznacza to, iż Służba Wizytantek, chcąc zrealizować swoje zadania w całości, musiałaby zapewnić wszystkim Garnizonom, Posterunkom Granicznym i innym Obiektom V Okręgu (Amazonia) średnią miesięczną 104 712 (stu czterech tysięcy siedmiuset dwunastu) usług, co w obecnych warunkach jest celem absolutnie nieosiągalnym. Niżej podpisany świadom jest obowiązku zapoczątkowania działalności Służby od postawienia sobie skromnych i osiągalnych celów, mając aa uwadze istniejące warunki i mądrość ludową zawartą w takich przysłowiach, jak: „każda rzecz ma swój czas” i „ile kto ma cierpliwości, tyle mądrości”.


5. Niżej podpisany pragnie dowiedzieć się, czy do potencjalnych użytkowników Służby Wizytantek należy włączyć wyższe szarże podoficerskie. Niżej podpisany oczekuje szybkiego wyjaśnienia tej sprawy, bowiem w przypadku otrzymania od dowództwa pozytywnej odpowiedzi powyższe liczby uległyby poważnym zmianom. Biorąc pod uwagę i tak już wysoką liczbę potencjalnych użytkowników, jak również ich dość wysokie wymagania, niżej podpisany pozwala sobie zasugerować, iżby przynajmniej w pierwszym etapie swojej działalności Służba Wizytantek nie obejmowała wyższych stopni podoficerskich.


6. Niżej podpisany melduje ponadto, że przystąpił również do nawiązywania pierwszych kontaktów z myślą o późniejszej rekrutacji. Dzięki współpracy osobnika, którego nazwisko brzmi Porfirio Wong, pseudonim Chińczyk, przypadkowo poznanego w nocnym lokalu o nazwie „Mao Mao” (ulica Pebas 260), niżej podpisany udał się w godzinach nocnych do lokalu licznie odwiedzanego przez kobiety lekkich obyczajów, którym kieruje dona Leonor Curuachila, pseudonim Ciuciumama, powszechnie znanego jako Dom Ciuciumamy, a usytuowanego na drodze do kurortu Nanay. W związku z tym, że wspomniana Leonor Curinchila jest bliską przyjaciółką Porfirio Wonga, ten mógł ją przedstawić niżej podpisanemu, który dla lepszego efektu podał się za handlowca (import-eksport), od niedawna zamieszkałego w Iquitos, a teraz poszukującego rozrywki. Wspomniana Leonor Curinchila wyraziła chęć współpracy, a niżej podpisany zdołał – nie znajdując w tym celu innego środka jak tylko nadmierne zużycie alkoholu (rachunek 8) – uzyskać interesujące informacje związane z systemem pracy i zwyczajami personelu lokalu. W Domu Ciuciumamy około szesnastu kobiet wchodzi w skład tego, co moglibyśmy określić jako personel stały, bowiem pozostałe, w liczbie piętnastu do dwudziestu, pracują nieregularnie, zgłaszając się do pracy jednego dmą, by nie przybyć drugiego z przyczyn obejmujących tak choroby weneryczne (np. rzeżączka lub szankier), na które zapadają podczas wykonywalna usług, jak przejściowe życie w konkubinacie lub okresowe kontrakty (np. robotnik leśny wynajmuje kobietę, by mu towarzyszyła w tygodniowej podróży do lasu). W skrócie – całkowita liczba personelu Domu Ciuciumamy, zatrudnionego tak stale, jak i okresowo, wynosi około trzydziestu prostytutek, choć w ciągu każdej nocy personel czynny (ale wielozmianowy) stanowi połowę tej liczby. W dniu, w którym niżej podpisany odwiedził lokal, naliczył jedynie osiem pracujących kobiet, ale zaistniała również wyjątkowa przyczyna tej absencji: przyjazd do Iquitos wspomnianego już Brata Francisco. Większość z tych ośmiu kobiet raczej przekroczyła dwadzieścia pięć lat, choć rachuba daleka jest od precyzji, w Amazonii bowiem kobiety dojrzewają wcześniej, nierzadko można n, ulicy napotkać damulki o bardzo uwodzicielskiej aparycji, rozwiniętych biodrach, pełnych biustach, kokieteryjnym sposobie chodzenia, którym według naszych wyobrażeń można by przypisać 20 lub 22 lata, a które okazują się mieć 13 lub 14, z drugiej jednak strony niżej podpisany prowadził swoje obserwacje nieomal w ciemnościach, gdyż Dom Ciuciumamy jest oświetlony bardzo skąpo z braku środków technicznych, a może raczej dla przydania większej pikanterii, mrok bowiem jest bardziej kusicielski niż Jasność, jak też, jeśli można pozwolić sobie na żart, chyba i ze względu na to, że „w nocy wszystkie koty czarne”. Większość więc personelu raczej bliżej trzydziestki, ich wygląd na pierwszy rzut oka i z daleka zadowalający, oceniając bez wybredności i z punktu widzenia ich funkcjonalności, to znaczy są atrakcyjne, ciała mają kształtne, przede wszystkim biodra i biusty, a więc te części ciała, które w tym zakątku naszej Ojczyzny mają tendencję do zbytniej wybujałości, choć po dokładnym oglądzie można stwierdzić większą liczbę występujących usterek i nie chodzi o wrodzoną brzydotę, ale o wady nabyte, jak pryszcze, dzioby po ospie i braki w uzębieniu, przy czym ten ostatni przypadek występuje nagminnie w Amazonii,, co spowodowane jest osłabiającym klimatem i nieracjonalnym odżywianiem. Wśród ośmiu obecnych kobiet większość stanowiły białe 0 indiańskich rysach twarzy, następnie Mulatki, a w, końcu kobiety rasy azjatyckiej. Średnia wzrostu jest raczej niska niż wysoka, a powszechną i wspólną cechą jest charakterystyczna dla tego regionu żywość i wesołość. Niżej podpisany podczas swego pobytu w lokalu zauważył, że kobiety, z chwilą gdy klienci nie korzystają z ich usług, tańczyły i śpiewały hałaśliwie i z zapałem, bez śladu zmęczenia czy troski, często sypiąc dowcipami podkreślanymi gestami o niewybrednym charakterze, co w tego rodzaju lokalu jest rzeczą logiczną i naturalną. Jednocześnie nie dało (Się zauważyć cienia kłótliwości, choć sądząc po anegdotach, które padły z ust Leonor Curinchila i Porfirio Wonga, czasami dochodzi do scysji i krwawych incydentów.

Niżej podpisany melduje ponadto, że mógł również wybadać dzięki wspomnianej Ciuciumamie, iż opłaty za usługi są różne, a jedynie 2/3 tej opłaty przypada osobie pracującej w lokalu, reszta bowiem odliczona jest jako prowizja domu., Różnica między opłatami zawiązana jest z mniejszą lub większą atrakcyjnością fizyczną prostytutki, czasem trwania usługi (klient pragnący więcej niż jednej usługi lub spędzenia całej nocy z tą, z której usług korzysta, płaci oczywiście więcej od klienta zadowalającego.się szybką i czysto fizjologiczną usługą), jak również i przede wszystkim ze stopniem wyspecjalizowania i tolerancji prostytutki. Pani Curinchila wytłumaczyła niżej podpisanemu, że wbrew temu, co ten naiwnie przypuszczał, klientów zadowalających się usługą prostą i normalną (opłata: 50 solów; czas usługi: 15 do 20 minut) jest znaczna mniejszość, większość klientela wymaga serii różnych pozycji, przygotowań, dodatków, sztuczności i komplikacji, które zawierają się w, tym, co1 zwykło się określać mianem zboczeń (seksualnych. W całej gamie świadczonych usług spotkać można usługi: od prostej masturbacji wykonywanej przez prostytutkę (ręcznie: 50 solów; ustnie, inaczej „dmuchanie w trąbkę”: 200) po akt zwany tu w terminach wulgarnych „ciasna dziurka” lub „w kakao” (250 solów), spektakl saficzny, inaczej „przekładaniec” (200 solów dla każdej prostytutki biorącej w tym udział), pozycję 69 (200 solów) lub rzadsze przypadki, jak np. tych klientów, którzy chcą biczować lub być biczowani, przebierać się czy przyglądać się przebieraniu, i żądających adorowania, poniżenia, a nawet defekacji, czyli ekstrawagancje, których ceny wahają się od 300 do 600 solów. Mając na uwadze panującą w kraju etykę seksualną i skromny budżet SWGPGO, niżej podpisany podjął decyzję o ograniczeniu usług, których wymagać będzie od swoich pracownic, a więc tych, których będą mogli żądać użytkownicy, do usługi prostej i normalnej, wyłączając wszystkie wyliczone powyżej i podobne] deformacje. Kierując się tymi przesłankami Służba Wizytantek przeprowadzi rekrutację, określi czas i opłatę za usługę. Co nie wyklucza, że z chwilą gdy Służba pokryje całkowicie ilościowe zapotrzebowanie, gdy wzrosną jej środki finansowe, a panujące w naszym kraju normy moralne ulegną złagodzeniu, będzie można uznać za stosowne przyjęcie jakościowego zróżnicowania usług celem obsłużenia indywidualnych przypadków, fantazji czy potrzeb (jeśli dowództwo uzna to za wskazane i wyrazi swoją zgodę).

Niżej podpisany nie mógł z całkowitą precyzją, zalecaną przez rachunek prawdopodobieństwa ł statystykę rynku, ustalić średniej dziennej usług, które świadczy lub jest w stanie świadczyć prostytutka, celem wyrobienia sobie próbnego pojęcia, po pierwsze: o jej miesięcznych dochodach, i po drugie: o jej zdolności operacyjnej, rzuca się bowiem w oczy, iż na tym terenie króluje przedziwna dowolność. Prostytutka może w ciągu tygodnia zarobić tyle, ile nie zdoła później zebrać” w ciągu dwóch miesięcy, uzależnione jest to od wielu czynników, wśród których, przypuszczalnie, znajduje się nawet klimat i układ planet (wpływ gwiazd na gruczoły i popęd seksualny mężczyzn), ale tego tematu nie ma potrzeby omawiać szczegółowo. Niżej podpisany mógł w każdym razie ustalić, uciekając się do dowcipów i niedorzecznych pytań, iż najatrakcyjniejsze i najefektywniejsze mogą podczas dogodnej roboczej nocy (sobota lub dzień przedświąteczny) wyświadczyć około dwudziestu usług bez nadmiernej eksploatacji1 swych sił, co pozwala sformułować następujący wniosek: konwój dziesięciu wizytantek, wybranych spośród najefektywniejszych, byłby w stanie wyświadczyć miesięcznie 4 800 usług prostych i normalnych (sześciodniowy1 tydzień pracy) pracując fuli timie i bez przerw. Oznacza to, iż aby pokryć maksymalne miesięczne zapotrzebowanie zgłoszonych 104 712 usług, potrzebna byłaby stała kadra 2115 wizytantek najwyższej kategorii, które pracowałyby bez przerwy l bez zakłóceń. Możliwość oczywiście, w obecnym stanie, utopijna.

Niżej podpisany melduje ponadto, że oprócz prostytutek pracujących w lokalach (poza Domem Ciuciumamy w mieście działają w podobnym charakterze jeszcze dwa, chociaż, zdaje się, gorszej kategorii) istnieje w Iquitos spora liczba kobiet zwanych „praczkami”, które uprawiają nierząd systemem domokrążnym i oferują swe usługi obchodząc domy mieszkalne, raczej w porze wieczornej lub z samego rana, co ma swoje uzasadnienie w mniejszym nasileniu czujności organów policyjnych, albo też oczekując klientów poprzez ustawianie się w różnych punktach, jak na przykład przy Placu 28 Lipca i w okolicach cmentarza. Z (powyższych względów jest rzeczą oczywistą, że SWGPGO nie będzie miała najmniejszej trudności z rekrutacją personelu, gdyż jak na jej obecne skromne możliwości ilość miejscowych rąk do pracy jest całkowicie wystarczająca. Ponadto niżej podpisany melduje, że personel żeński Domu Ciuciumamy, personel lokali pokrewnych jak i pracujące na własnym rozrachunku „praczki” mają męskich opiekunów (alfonsów lub sutenerów), zazwyczaj osobników o nie najlepszej przeszłości, a czasem z zaległymi wobec sprawiedliwości rachunkami, którym zmuszone są (niektóre czynią to z własnej woli) oddawać część lub całość swych zarobków. Ten aspekt zagadnienia – istnienie stręczycielstwa – Służba Wizytantek, przystępując do rekrutacji, będzie musiała wziąć pod uwagę, nie ulega bowiem wątpliwości, że indywidua te mogłyby stać się źródłom wielu problemów. Niżej podpisany wie jednak dobrze, od czasów niezapomnianych lat nauki w szkole wojskowej, że nie ma misji, która me nastręczałaby trudności, i że nie ma trudności, której nie można by pokonać energią, dobrymi chęciami i pracą.

Skuteczne zarządzanie i utrzymywanie, Domu Cruoiumamy jest, zdaje się, możliwe wyłącznie dzięki wysiłkom dwóch osób: właścicielki – Leonor Curinchili – i Człowieka, który spełnia wszystkie funkcje Od kelnera po sprzątacza, wzrostu niskiego, nieomal karła, w wieku trudni do określenia, mieszańca Juana Rivery o przezwisku Ciupelek, poufale dowcipkującego z personelem, który natychmiast i z szacunkiem wypełnia wszystkie jego polecenia, co tym samym przysporzyło mu wśród klientów ogromnej popularności. Nasunęło to niżej podpisanemu przypuszczenie, że, na co wskazuje powyższy przykład, Służba Wizytantek, z chwilą gdy zostanie ujęta w odpowiednie ramy organizacyjne, będzie mogła działać przy minimalnym aparacie administracyjnym. Rozpoznanie tego ewentualnego punktu rekrutacyjnego posłużyło niżej podpisanemu do wyrobienia sobie ogólnej orientacji o charakterze środowiska, w którym przyjdzie mu się obracać z rozkazu dowództwa, jak również do podjęcia ni© cierpiących zwłoki planów, które iż chwila sfinalizowania przekazane zostaną dowództwu do zatwierdzenia, wprowadzenia ewentualnych poprawek lub odrzucenia.


7. Ogarnięty zapałem zdobycia szerszej wiedzy naukowej, która pozwoliłaby na lepsze opanowanie postawionego celu i metod jego osiągnięcia, niżej podpisany zaczął starania o zaopatrzenie się w bibliotekach i księgarniach Iquitos w książki, broszury i pisma związane tematycznie z usługami, które SWGPGO ma świadczyć, musi jednak z ubolewaniem zameldować dowództwu, iż wysiłki jego okazały się prawie bezowocne, gdyż w obydwóch istniejących w Iquitos bibliotekach – miejskiej i przy Gimnazjum OO. Augustianów – nie znalazł żadnego tekstu, ani ogólnego, ani szczegółowego, poświeconego specjalistycznym zagadnieniom, które interesowały niżej podpisanego (seks i tematyka pokrewna), przeżywając za to, przy zadawaniu pytań o tego rodzaju pozycje, momenty kłopotliwego zażenowania, otrzymywał bowiem dość ostro brzmiące odpowiedzi bibliotekarzy, a ksiądz w bibliotece oo. Augustianów posunął się nawet do znieważenia niżej podpisanego nazywając go amoralnym. Również w trzech działających w mieście księgarniach: „Lux”, „Rodriguez” i „Mesia” (działa jeszcze czwarta: Adwentystów Dnia Siódmego, ale tam nie było nawet co sprawdzać), nie mógł niżej podpisany znaleźć wartościowych materiałów, zdobył jedynie, i to po wygórowanych cenach (rachunek 9 i 10), mało wartościowe podręczniki i wydawnictwa brukowe, które noszą następujące tytuły: Jak rozwinąć maski popęd, Środki podniecające i inne tajemnice miłości, Cały seks w dwudziestu lekcjach, którymi została skromnie zainaugurowana biblioteka SWGPGO. Niżej podpisany prosi, jeśli dowództwo uzna to za stosowne, o przysłanie z Limy wyboru dzieł poświęconych problematyce męskiej i kobiecej aktywności seksualnej, zagadnieniom teoretycznym i praktycznym, i specjalnej dokumentacji dotyczącej problemów szczególnie ważnych, jak choroby weneryczne, profilaktyka seksualna, zboczenia itd., itp., co bez wątpienia obróci się na korzyść Służby Wizytantek.


8. Pragnąc zakończyć osobistą i zabawną anegdotą, celem dodania lekkości nieco ciężkawej materii tego raportu, niżej podpisany pozwala sobie poinformować, że wizyta w Domu Ciuciumamy przeciągnęła się prawie do godziny czwartej nad ranem, powodując u niżej podpisanego poważne zaburzenia żołądkowe, co było rezultatem nadużycia alkoholu, który zmuszony był pić, a do którego nie jest przyzwyczajony, tak ze względu na nieodczuwanie żadnego pociągu do alkoholu, jak i z powodu lekarskich przeciwwskazań (hemoroidy, na szczęście już wyleczone). Niżej podpisany melduje, że zgodnie z otrzymanymi instrukcja-' mi nie chcąc zwracać się do Wojskowej Służby Zdrowia, musiał odwołać się do pomocy lekarza cywilnego (rachunek 11), jak również, że powrót do domu o tej porze i w niezbyt odpowiednim stanie przysporzył mu niemało trudności rodzinnych.


Niech Bóg zachowa Pana w opiece!


Podpisano:

kapitan PSL (Intendentura) Pantaleon Pantoja.


Załączono kopię dla generała Rogera Scavino, szefa V Okręgu (Amazonia).

Załączniki: 11 rachunków, l mapa.


Noc z 16 na 17 sierpnia 1956


Pod promienistym blaskiem słońca trąbka pobudki rozpoczyna dzień zajęć w koszarach Chiclayo: hałaśliwe ożywienie w blokach, wesołe rżenie w stajniach, bawełniany dym w kominach kuchni, i W ciągu paru sekund wszystko przebudziło się, l wszędzie panuje ciepła, życzliwa, podniecająca atmosfera czujnej gotowości i żywotnej pełni. Ale dokładny, niezłomny, punktualny porucznik Pantoja przechodzi przez plac – na podniebieniu i na języku czuje jeszcze smak kawy ze śmietankowym, kozim mlekiem i tostów z dżemem – na którym orkiestra przygotowuje się do defilady Święta Narodowego. Dookoła maszerują równoboczne, z werwą, kolumny jednej z kompanii. Ale nieugięty porucznik Pantoja śledzi teraz rozdzielanie śniadania między żołnierzy, jego wargi liczą bezgłośnie i proroczo, gdy niemo dochodzi do stu dwudziestu, dyżurny kuchni nalewa ostatni strumyczek kawy, podaje kromkę numer sto dwadzieścia i sto dwudziestą pomarańczę. Ale teraz porucznik zamieniony w kamienny posąg pilnuje żołnierzy wyładowujących z ciężarówki worki z zaopatrzeniem: jego palce podążają za rytmem wyładunku jak palce dyrygenta podkreślającego takty symfonii. Za nim stanowczy głos z nieomal zagubionym odcieniem męskiej subtelności, którą wyczułoby jedynie wyostrzone jak lancet ucho, pułkownik Montes stwierdza ojcowskim tonem: „Lepsza kuchnia od chielayańskiej? Ani chińska, ani francuska, panowie, co oni mogliby przeciwstawić siedemnastu odmianom ryżu z kaczką?” Ale już porucznik Pantoja, ostrożnie i z kamienną twarzą, próbuje z kuchennych garów. Mieszaniec Chanfaina, kuchmistrz, nie odrywa oczu od oficera, a jego spocone czoło i drżenie ust ujawniają niepokój i trwogę. Ale już porucznik Pantoja, z tą samą drobiazgowością i obojętnością, sprawdza zwracaną przez pralnię odzież, którą dwóch szeregowców wkłada do plastykowych toreb. Ale już porucznik Pantoja kieruje z marsową powagą przydziałem butów dla nowo wcielonych rekrutów. Ale oto porucznik Pantoja, o, teraz już z ożywionym, prawie miłosnym wyrazem twarzy, przypina chorągieweczki na grafikach, prostuje krzywe statystyczne na wykresie, dopisuje cyfrę do planu organizacyjnego na tablicy. Garnizonowa orkiestra z zapałem gra żwawą marinerę.

Wilgotna tęsknota przepoiła powietrze, zachmurzyła słońce, uciszyła trąbki, talerze i bęben; coś jak woda, która przecieka między palcami, plwocina, którą połyka piasek, palące usta, które spocząwszy na policzku gniją, uczucie pękniętego balonu, filmu, który się kończy, smutku, który nagle strzela gola: a co tutaj robi trąbka (pobudka? rozdzielanie posiłków? capstrzyk?), tnie raz jeszcze ciepłe powietrze (świtu? południa? nocy?). Ale w prawym uchu trysnęło teraz rosnące łaskotanie, które szybko zdobywa cały płatek ucha i przenosi się na szyję, obejmuje ją, wspina się na lewe ucho: ono też zaczęło w głębi pulsować – poruszając i swoim niewidocznym puszkiem, rozwierając spragnione, niezliczone pory, szukając czego? Prosząc o co? – i krnąbrną tęsknotę, okrutną melancholię zastąpiła teraz tajemna gorączka, rozproszona obawa, nieufność, która przybiera kształt piramidy jak beza, zżerający strach. Ale twarz porucznika Pantoja nie ujawnia go: śledzi, jednego za drugim, żołnierzy, którzy ustawiają się, by w szeregu wejść do magazynu odzieżowego. Ale coś prowokuje dyskretny śmiech w tych paradnych mundurach, które patrzą tam, w górę, gdzie powinien znajdować się dach magazynu, a w zamian znajduje się Trybuna Honorowa. Czy jest obecny pułkownik Montes? Tak. Tygrys Collazos? Tak. Generał Victoria? Tak. Pułkownik López López? Tak. Zaczęli uśmiechać się bez napastliwości, zasłaniając usta brązowymi skórzanymi rękawiczkami, odwracając trochę głowę na bok, zwierzają się? Ale porucznik Pantoja wie z czego, dlaczego, jak. Nie chce patrzeć na żołnierzy, którzy czekają na gwizdek, aby wejść, wziąć świeżą odzież i oddać zużytą, bo podejrzewa, wie albo przeczuwa, że kiedy spojrzy, sprawdzi i całkowicie upewni się, pani Leonor będzie wiedziała i Pochita też będzie wiedziała. Ale jego oczy gwałtownie zmieniają wyraz i badawczo przyglądają się żołnierzom w szyku, haha, kupa śmiechu, oj co za wstyd. Tak, tak się stało. Gęsta jak krew trwoga płynie pod skórą, podczas gdy on obserwuje, dręczony zimnym strachem, usiłując ukryć swe uczucia, jak się przekształcają, zaokrąglają mundury rekrutów na piersi, ramionach, biodrach, udach, jak spod furażerek zaczynają spływać włosy, jak nabierają delikatnych, łagodnych, zaróżowionych rysów i jak męskie spojrzenia stają się pieszczotliwe, ironiczne, łobuzerskie. Nad paniką bierze górę uczucie śmieszności, buntownicze i drażniące. Podejmuje natychmiastową decyzję postawienia wszystkiego na jedną kartę i wypinając nieco pierś wydaje komendę: „Rozpiąć koszule, cholera!” Ale już przechodzą przed jego oczyma, rozpięte guziki, puste dziurki, tańczące krzyżykowane obręby koszul, wymykające się, sterczące siki rekrutów balansujące i alabastrowe, delikatne i ziemiste piersi, które kołyszą się w rytmie marsza. Ale już porucznik Pantoja staje na czele kompanii, szpada w górze, surowy profil, szlachetne czoło, czysty wzrok, zdecydowanie wybijając na asfalcie: raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa. Nikt nie wie, że przeklina swój los. Jego ból jest dotkliwy, wielkie jego upokorzenie, niezmierny jego wstyd, bo za nim, wybijając krok bez żołnierskiego drylu, miękko jak klacze w błocie, idą rekruci wcieleni niedawno, którzy nawet nie potrafili obandażować sobie piersi, aby je ścisnąć, użyć maskujących koszul, obciąć włosów do regulaminowych pięciu centymetrów i przyciąć paznokci. Czuje je za sobą i przewiduje: nie próbują naśladować męskich ruchów i agresywnie ujawniają swoją kobiecą naturę, wyprężają biust, kołyszą biodrami, kolebią pośladkami i potrząsają długimi włosami. (Dreszcz: zaraz zrobi siusiu w majtki, pani Leonor prasując mundur zauważyłaby, Pochita przyszywając nowy galon uśmiałaby się.) Ale teraz należy w marszu czujnie się skupić, bo przechodzą pod Trybuną. Tygrys Collazos stoi poważny, generał Victoria ukrywa ziewanie, pułkownik López López przytakuje wyrozumiale, nawet jowialnie, i kielich nie byłby taki gorzki, gdyby nie było, tam w kącie, potępiających go ze smutkiem, wściekłością i rozczarowaniem szarych oczu generała Scavino.

Teraz to już go tak nie obchodzi: łaskotanie w uszach gwałtownie wzrosło, a on, gotów postawić wszystko na jedną kartę, wydaje kompanii komendę: „Marszobiegiem!” – i daje przykład. Biegnie w szybkim rytmie, harmonijnie, za nim podążają miękkie kroki, ciepłe i uwodzicielskie, podczas gdy czuje, jak po jego ciele wznosi się ciepło podobne do unoszących się znad ognia oparów potrawki ryżowej z kaczką. Ale teraz porucznik Pantoja zatrzymał się w miejscu, a za nim niepokojąca kompania. Z lekkim rumieńcem na policzkach robi niezbyt jasny gest, który jednak wszyscy rozumieją. Ruszył mechanizm, upragniona ceremonia zaczęła się. Przed nim defiluje pierwszy pododdział i to oburzające, by chorąży Porfirio Wong miał na sobie tak zaniedbany mundur – udaje mu, się pomyśleć: „Trzeba będzie udzielić mu nagany i pouczenia, jak należy obchodzić się z mundurem” – ale już szeregowcy zaczęli, przechodząc przed nim – który stoi nieruchomy i bez wyrazu – rozpinać błyskawicznie bluzy, ukazywać ogniste piersi, wyciągać dłonie, by z miłością uszczypnąć go w szyję, płatki uszu, małżowinę, a później, wciąż przechodząc – jedna za drugą, drugi za jednym – w głowę (ułatwia im tę operację pochylając się), by w końcu rozkosznie ugryźć brzegi uszu. Wrażenie spragnionej przyjemności, zwierzęcego zadowolenia, podrażnionej i czułkowatej radości zmazuje strach, tęsknotę, śmieszność, podczas gdy rekruci podszczypują, pieszczą i gryzą uszy porucznika Pantoja. Ale wśród żołnierzy niektóre bliskie twarze gwałtownymi podmuchami ścinają szczęście kolcem niepokoju: rozkołysana w biodrach i groteskowa w swym mundurze idzie Leonor Curinchila i wznosząc sztandar, z naramiennikiem kaprala kwatermistrza, idzie Ciupelek, a teraz zamykając ostatni pododdział – udręka, która tryska jak strumień ropy naftowej i zalewa ciało i duszę porucznika Pantoja – żołnierz, którego jeszcze niezbyt dobrze widać: ale on wie (wrócił duszący strach, męcząca śmieszność, oszałamiająca melancholia), że pod insygniami, furażerką, workowatymi spodniami i wyt»rtą drelichową koszulą popłakuje bardzo smutna Pochita. Trąbka ordynarnie fałszuje, pani Leonor szepcze mu: „Już jest twój ryż z kaczką, Pantaleonku.


SWGPGO

Raport numer dwa


Dotyczy

ogólnie: Służby Wizytantek przy Garnizonach, Posterunkach Granicznych i innych Obiektach;

szczegółowo: poprawek do obliczeń, pierwszych rekrutacji i nominacji SWGPGO.

Charakterystyka: ściśle tajne.

Data i miejsce: Iquitos, 22 sierpnia 1956.


Niżej podpisany, kapitan PSL (Intendentura) Pantaleon Pantoja, oficer odpowiedzialny za SWGPGO, z szacunkiem pozdrawiając generała Felipe Collazos, szefa Administracji, Intendentury i Służb Różnych Sił Lądowych, melduje posłusznie, co następuje:

1. W raporcie numer jeden z 12 sierpnia, w akapicie dotyczącym ewentualnej liczby wizytantek, którą SWGPGO winna by zarekrutować dla pokrycia miesięcznego zapotrzebowania 104 712 usług, jak w przybliżeniu obliczono na podstawie pierwszej oceny rynku (uprasza się dowództwo o wyrażenie zgody na używanie tego technicznego terminu), niżej podpisany oszacował tę liczbę jako „stałą kadrę 2 115 wizytaratek najwyższej kategorii” (dwadzieścia usług dziennie) pracujących fuli time i bez przerw. W wyliczeniu tym tkwi poważny błąd, za który odpowiedzialny jest niżej podpisany, a spowodowany patrzeniem na ludzką pracę z męskiego punktu widzenia, co w sposób niewybaczalny kazało mu zapomnieć o swoistych uwarunkowaniach właściwych płci żeńskiej, tych samych, które w tym wypadku wymagają wprowadzenia do powyższego rachunku oczywistych poprawek, niestety ze szkodą dla SWGPGO. Niżej podpisany zapomniał bowiem odjąć z liczby dni roboczych wizytantek pięć lub sześć dni krwawienia, powtarzającego się u kobiet co miesiąc (period lub miesiączka), w którym to czasie, tak z przyczyn ugruntowanego wśród mężczyzn zwyczaju nakazującego nieutrzymywanie stosunków cielesnych z miesiączkującą kobietą, jak i z powodu zakorzenionego w tym zakątku Ojczyzny mitu, tabu czy pseudonaukowej teorii, że utrzymywanie stosunków cielesnych z krwawiącą kobietą powoduje impotencję, należy je uznać za niezdolne do świadczenia usług. Co, rzecz jasna, anuluje poprzednie wyliczenia. Mając na uwadze powyższy czynnik i przyjmując w sposób niezobowiązujący, iż średnia miesięczna dni roboczych jednej wizytantki wynosiłaby 22 dni (odliczając pięć dni periodu i tylko trzy niedziele, można bowiem założyć, iż jedna z niedziel w miesiącu zbiegnie się z czasem menstruacji), SWGPGO potrzebowałaby ekipy liczącej 2 271 wizytantek na najwyższym poziomie, pracujących bez przerw i zakłóceń, to znaczy o 156 wizytantek więcej, niż obliczono błędnie w poprzednim raporcie.


2. Niżej podpisany przystąpił do rekrutacji swoich pierwszych współpracowników cywilnych angażując osoby już wspomniane w raporcie numer jeden, Porfirio Wonga (pseudonim: Chińczyk), Leonor Curinchili (pseudonim: Ciuciumama) i Juana Riverę (pseudonim: Ciupelek). Pierwszy z wyżej wspomnianych otrzymywać będzie podstawowej pensji 2 000 (dwa tysiące) solów miesięcznie plus 300 (trzysta) solów premii za każdą misję w terenie, a do jego obowiązków należeć będzie: rekrutacja, do których to zadań predestynuje go posiadanie wielu znajomości w środowisku kobiet lekkich obyczajów, tak zatrudnionych w lokalach, jak i pracujących w charakterze „praczek”, i funkcja szefa konwoju odpowiedzialnego za ochronę i kontrolę transportu wizytantek do ośrodków działalności usługowej. Zakontraktowanie Leonor Curinchili i jej kochanka (taki jest stosunek łączący ją z Ciupelkiem) okazało się łatwiejsze, niż niżej podpisany przypuszczał proponując im współpracę ze Służbą Wizytantek w okresach mniejszego nasilenia pracy w prowadzonym przez nich lokalu. Rzecz miała się tak, iż gdy wytworzyła się serdeczna i przyjazna atmosfera podczas drugiej wizyty złożonej przez niżej podpisanego w Domu Ciuciumamy, wspomniana Leonor Curinchila wyznała, że jest na progu bankructwa i że od dłuższego czasu myśli o sprzedaży swego lokalu. Przyczyna nie leży w braku klientów, gdyż tych przybywa z dnia na dzień, ale w kłopotliwych obowiązkach o różnorodnym charakterze, które obciążają właścicieli na rzecz Sił Policyjnych i Pomocniczych. Przykładowo: chcąc odnowić roczną koncesję, którą wydaje Komendantura Żandarmerii, Leonor Curinchila oprócz uiszczenia kwot, przewidzianych w przepisach, musi sporymi sumami w charakterze podarunków opłacić szefów sekcji Lokale Rozrywkowe i Bary, aby ułatwić przeprowadzenie formalności. Poza tym funkcjonariusze miejscowej Policji Śledczej (PPS), których jest ponad trzydziestu, i spora liczba oficerów żandarmerii, nabrali zwyczaju żądać bezpłatnego korzystania w Domu Ciuciumamy tak z napojów alkoholowych, jak i usług, pod groźbą złożenia meldunku oskarżającego lokal o skandal publiczny, co staje się przyczyną natychmiastowego zamknięcia. Oprócz tego ciągłego wyzysku ekonomicznego Leonor Curinchila musiała poddać się decyzji o podwyższeniu jej, dwukrotnym, czynszu za wynajem budynku (którego właścicielem jest nie kto inny jak prefekt departamentu) pod karą eksmisji. I, ostateczny argument, Leonor Curinchila znajdowała się już w stanie wyczerpania spowodowanego bezgranicznym poświęceniem, gorączkowym i nieregularnym rytmem życia, którego wymaga charakter tej pracy – złe noce, rozpustna atmosfera, ciągła groźba bójek, oszustw, szantaży, brak urlopów i świątecznego wypoczynku, przy czym wszystkie te poświecenia nie miały najmniejszego wpływu na wzrost zysków. Z powyższych przyczyn ofertę współpracy ze Służbą Wizytantek przyjęła z zadowoleniem proponując ze swej strony nie okresowy, ale stały i wyłączny swój udział w niej, okazując po uprzednim zapoznaniu się z charakterem SWGPGO wielkie zainteresowanie i entuzjazm. Leonor Curmchila, która zawarła już z Humberto Słpa (pseudonim: Smarkul), właścicielem lokalu rozrywkowego w dystrykcie Punchana, umowę o sprzedaży Domu Ciuciumamy, będzie pracować w Służbie Wizytantek na następujących warunkach: miesięcznie 4 000 (cztery tysiące) solów podstawowej pensji plus 300 (trzysta) solów premii za każdą misję w terenie i prawo, wyłącznie w pierwszym roku, pobierania nie więcej niż 3 procent od zarobków Wizytantek zakontraktowanych za jej pośrednictwem. Spełniać będzie funkcje szefa personelu SWGPGO odpowiedzialnego za rekrutację, ustalanie rozkładu, godzin, zmian ł składów konwojów, kontrolę poszczególnych operacji i ogólny dozór nad częścią żeńską personelu. Ciupelek otrzymywać będzie podstawowej pensji 2 000 (dwa tysiące) solów plus 300 (trzysta) solów za misję w terenie, a do jego obowiązków należeć będzie administracja centrum logistycznego (z dwoma pomocnikami: Sinforoso Caiguas i Palornino Rioalto) i sprawowanie funkcji szefa konwoju. Powyższa trójka współpracowników została wcielona do SWGPGO w poniedziałek, 20 sierpnia o godzinie 8.00.


3. Pragnąc nadać SWGPGO własne i odrębne oblicze, zaopatrzyć ją w takie znaki reprezentatywne, które, nie ujawniając jej działalności czynnikom zewnętrznym, pozwolą przynajmniej wchodzącym w jej skład na wzajemne rozpoznanie się i które służyć będą indentyfikacji jej członków, lokali, pojazdów i mienia, niżej podpisany przystąpił do wyznaczenia koloru zielonego i czerwonego na barwy emblematu Służby Wizytantek ze względu na następującą symbolikę:

a) zielony jako oddający bujną i piękną przyrodę regionu Amazonii, która stała się miejscem przeznaczenia Służby,

b) czerwony jako oddający męską żarliwość naszych żołnierzy, do której zaspokojenia Służba będzie wnosić swój Wkład.

Niżej podpisany melduje, że wydał odpowiednie instrukcje, aby tak stanowisko dowodzenia, jak i kolumny transportowe Służby Wizytantek zostały w widocznych miejscach oznakowane barwami emblematu, jak również, iż za sumę 185 solów (rachunek załączony) kazał wykonać w warsztacie blacharskim „Blaszany Raj” dwa tuziny małych znaczków czerwono-zielonych (oczywiście bez żadnego napisu), które mają być wpinane w 'butonierkę przez męski personel i w bluzkę lub suknię przez wizytanłki, a które to znaczki, nie łamiąc wymaganych od SWGPGO norm wszelkiej dyskrecji, zastąpią mundury i przepustki tym wszystkim, którzy mają i mieć będą zaszczyt stanowić personel Służby.


Niech Bóg zachowa Pana w opiece!

Podpisano:

kapitan PSL (Intendentura) Pantaleon Pantoja.


Kopia załączona dla generała Rogera Scavino, szefa V Okręgu (Amazonia).

Załącznik: l rachunek.

Загрузка...