WYSPA MATAGORDA, TEKSAS

Minęło kilka tygodni. Dan siedział samotnie przy swoim biurku w wieczornym półmroku i oglądał przemówienie ak-ceptacyjne Morgana Scanwella podczas konwencji.

— …a Stany Zjednoczone zyskają nie tylko niezależność w sferze źródeł energii, ale staną się dostawcą energii dla całego świata, energii, która pozwoli poprawić standard życia najbiedniejszych: czystej, odnawialnej energii, dzięki której zbudujemy nowe fabryki i nowe miasta…

Zadzwonił telefon.

— Szefie, pan Yamagata na linii.

Dan skrzywił się na dźwięk syntetycznego głosu, ale uświadomił sobie, że w Tokio musi być pora obiadowa. Na przekór sobie uśmiechnął się złośliwie na myśl, że Saito odkłada posiłek, żeby z nim porozmawiać. Wyłączył dźwięk telewizora i zmniejszył okno z obrazem z konwencji do małego prostokąta w dole obrazu.

Na ekranie pojawiła się okrągła, uśmiechnięta twarz Saito Yamagaty.

— Danielu, mój przyjacielu, gratulacje. Macie prezydenta, który bardzo ci się przyda.

— Jeszcze nie został wybrany — odparł Dan.

— Ale będzie. Moi eksperci zaklinają się, że wygra z urzędującym prezydentem z niezłym marginesem bezpieczeństwa.

— Miejmy nadzieję.

— Chyba powinniśmy omówić kwestię partnerstwa gicznego między naszymi firmami — rzeki Yamagata.

Dan poczuł, jak brwi unoszą mu się w górę.

— Scanwell trąbi na prawo i lewo o niezależnych źn energii, Sai. Woli, żebyśmy działali samodzielnie.

Uśmiech Yamagaty nie zbladł ani odrobinę.

— To, co teraz mówi, żeby wygrać wybory, to jedn( co zrobi, kiedy już znajdzie się w Białym Domu, to mo, dwie różne rzeczy.

— Co masz na myśli?

— Japoński ambasador i jego dorady techniczni w omawiają problem współpracy między Japonią a St Zjednoczonymi, dotyczącej budowy satelitów energetyc: Przecież globalny rynek energii jest wystarczająco du obu naszych krajów.

Dan skinął głową i zastanowił się. Sai nie jest głupi.

— Rozumiem — rzekł do Yamagaty. — Jeśli Scanwell d się z Japonią, podetniemy nogi OPEC-owi i facetom, i finansują terrorystów.

Yamagata uprzejmie wzruszył ramionami.

— To może też pomóc Scanwellowi pozbyć się nac ze strony Garrisona i przemysłu naftowego.

— Wiesz, że Garrison obciął przeznaczone dla nas poi Tricontinental, gdy tylko satelita zaczął pracować.

— Jakoś mnie to nie dziwi. Garrison nie ma powodu, pomagać nowym technologiom energetycznym, które k‹ rują z ropą.

— Być może.

— Nie przejmuj się nim, Dan. Przeszłość przed nami r się naprawdę różowo.

— Przed nami?

— Przed Astro i Yamagata. Sojusz z pożytkiem dh krajów i obu firm.

Dan dostrzegł w rogu ekranu, że Scanwell skończył mawiać. Jane podeszła do niego, a on otoczył ją ramier Mąż i żona.

Stało się, pomyślał. Cały świat o tym wie. To koniec. Nigdy nie będzie należeć do mnie. Miałeś swoją szansę i odrzuciłeś ją. Szlachetny idiota, do licha, to właśnie ja. Przeklęty dureń.

— Niedługo będziesz bardzo bogatym człowiekiem, Danielu — mówił Yamagata. — Naprawdę bogatym.

— Ach — odparł kwaśno Dan. — Pewnie tak.

I pomyślał o nich wszystkich: o Hannah, Joem Tennym, Pete Larsenie, April. Czy cena, jaką zapłaciliśmy, nie była za wysoka? Terroryści zabili prawie tysiąc osób. Czy coś jest warte życia, które stracili?

Oderwał wzrok od ekranu i spojrzał na stojące na biurku modele: satelity i wahadłowca. Zmienimy świat, powiedział sobie w duchu Dan. Zapłaciliśmy wysoką cenę, ale teraz zaczniemy dawać światu energię z kosmosu.

Będę obrzydliwie bogaty, jak Garrison. A Jane będzie kiedyś prezydentem Stanów Zjednoczonych. Niezły interes.

Pożegnał się z uśmiechniętym Yamagata i wyłączył komputer. Wstał zza swojego ciężkiego biurka i ruszył w stronę schodów. Gdy mijał biurko April, nadal przez ułamek sekundy miał nadzieję, że ją tam zobaczy. Wspiął się po metalowych schodach-iwszedł na dach hangaru. Słońce zaszło ponad godzinę temu, ale niebo nadal płonęło ciemną czerwienią i fioletem. Świeża bryza wiała od zatoki, niosąc ze sobą bogatą woń sosen i słony posmak morza.

Patrząc w stronę południowo-zachodniego horyzontu, Dan dostrzegł pojedynczą jasną gwiazdę lśniąca na tle ciemniejącego nieba. Satelita energetyczny. Przyszłość. Dan uśmiechnął się; spojrzał na niego i poprzysiągł sobie, że zbuduje całą konstelację.

Usłyszał w duchu głos Yamagaty: Niedługo będziesz bardzo bogatym człowiekiem, Danielu. Naprawdę bogatym.

Może i tak, pomyślał. Naprawdę chodzi o to, żeby świat był coraz bogatszy. Tylko to się liczy.

Jego gorycz nagle stopniała. Nie najgorszy cel w życiu, powiedział sobie. Ocalić świat.

Загрузка...