Przypisy

Rozdział VIII

…spaliwszy przedmieścia i wypędziwszy posadzkich ludzi — myli się ten, kto myśli, że miasta na dawnej Rusi przypominały Kraków, Poznań czy Lwów. Te w Koronie i na Litwie były bowiem lokowane na prawie niemieckim, to znaczy rozplanowane w taki sposób, aby w ich strukturze zawierał się czworoboczny rynek z odchodzącymi na wszystkie strony uliczkami, na nim zaś ratusz i zwykle tuż obok kościół miejski. Tymczasem miasta w Wielkim Księstwie Moskiewskim miały podobną strukturę jak dawne słowiańskie grody, z których zresztą powstały. Dzieliły się na: gród, czyli kreml, w którym urzędował car (w Moskwie), książę albo carski wojewoda, zwany także gorodem, a czasem dietincem. Zwykle był to drewniany lub kamienny zamek zbudowany na wzniesieniu. U stóp kremla znajdował się posad — podgrodzie, czyli tak naprawdę właściwe miasto, w którym zamieszkiwała ludność służebna, kupcy i rzemieślnicy. Dodajmy też, że struktura miast w Moskwie była zupełnie inna niż w Rzeczypospolitej — nie były to, jak np. Kraków czy Warszawa, suwerenne organizmy mające własny samorząd, wójta i ławę miejską. W Wielkim Księstwie wszystkie miasta były w xvii wieku tak naprawdę osadami służebnymi — ich mieszkańcy zwykle podporządkowani byli carskiemu namiestnikowi — wojewodzie, a swoją pracę wykonywali w pierwszym rzędzie na rzecz kremla (grodu). Warstwa kupców i rzemieślników, którzy żyli tylko i wyłącznie z wystawiania towarów na sprzedaż, była znacznie mniej liczna niż ludność służebna, zwana „posadzkimi ludźmi”, a czasem „targowymi mużykami”.

…wkrótce wszyscy Polacy w wojsku Dymitra wiedzieli, że car obcował z Fiodorem po turecku — homoseksualizm był w xvii wieku szeroko rozpowszechniony w klasztorach, a zwłaszcza na dworze Iwana Groźnego, który zwykł brać do łoża swoich faworytów. Sodomii nie uprawiał na pewno Borys Godunow, istnieją zaś pewne podejrzenia, że ulegał jej Dymitr Samozwaniec, kiedy już został carem. Nie uprzedzajmy jednak wydarzeń.

Izmajłow czekał na nich w gornicy… — dawne ruskie domy i bojarskie dwory były prawdopodobnie swoistymi perłami sztuki ciesielskiej. Były, gdyż ze względu na fakt, iż budowano je z drewna, praktycznie nie dotrwały do naszych czasów. Niejeden turysta odwiedzający dzisiejsze rosyjskie miasta może zdziwić się, że poza cerkwiami i czasem zachowanymi obwarowaniami Kremla nie ma w nich żadnych zabytków, a przede wszystkim znanej z naszych miast starówki. Wszystko to jest rezultatem prostego faktu — xvi- i xvii-wieczne budownictwo ruskie wykorzystywało przede wszystkim drewno, zatem cały ogrom dawnej architektury Rusi, a także dużej części Polski nie dotrwał do naszych czasów. Budownictwo z drewna, spowodowane brakiem kamienia, ale przede wszystkim faktem, iż drewno było znacznie tańsze niż inne materiały budowlane, nazwać można przekleństwem Europy Wschodniej. Dzisiejszemu podróżnikowi może się wydawać, że region ten jest znacznie bardziej uboższy w zabytki niż Francja, Anglia czy Hiszpania. Tymczasem zarówno w średniowieczu, jak i w xvii wieku była tu ogromna liczba wspaniałych zamków, pałaców, miast i osad, które nie dotrwały do naszych czasów, bo zbudowane były z drewna. Gwoździem do trumny dziedzictwa architektonicznego na tych terenach było masowe zastępowanie w xix w. budowli drewnianych murowanymi kamienicami w duchu klasycystycznym. Aby wyobrazić sobie, jak wyglądały te dawne drewniane budowle w Moskwie i Rzeczypospolitej, wystarczy obejrzeć drewniane kościoły i cerkwie na polskim Podkarpaciu, albo makietę drewnianego pałacu cara Aleksego Michajłowicza wzniesionego we wsi Kołomieńskie (dziś przedmieście Moskwy) i zburzonego na rozkaz Katarzyny ii w połowie xviii wieku.

Zatem Dydyński zaśpiewał nieco pijackim głosem dumę Czahrowskiego — stolnikowic śpiewa tu oczywiście Dumę Ukrainną napisaną przed 1599 rokiem przez pijanicę, hulakę i awanturnika, a także poetę Adama Czahrowskiego herbu Korczak. Po jego utwory odsyłam wszakże do Niezbędnika Sarmaty Jacka Kowalskiego, wydanego w Poznaniu w 2006 roku.

Rozdział IX

To czarna niemoc — wydyszał Jan, dociskając głowę carewicza do kilimu. — Jak go chwyci, gryzie do nieprzytomności, co tylko się da! Ręce pokąsa, nogi, nosy… — według przekazów źródłowych mały Dymitr chorował na jakąś dziwną chorobę — prawdopodobnie epilepsję, objawiającą się atakami drgawek, w czasie których gryzł i kąsał wszystko, co znajdowało się w zasięgu głowy. Według raportów komisji Wasyla Szujskiego, która badała rzekomą śmierć małego carewicza w Ugliczu w 1591 roku, Dymitr zabił się sam, padając na nóż, kiedy choroba dopadła go w czasie zabawy w pikuty.

Epilepsja jest być może koronnym dowodem na to, czy człowiek, który pojawił się dwanaście lat później w Rzeczypospolitej na dworze Adama Wiśniowieckiego, był cudownie uratowanym carewiczem Dymitrem. Jeśli bowiem Dymitr ocalał z Uglicza, to potem, kiedy pojawił się na dworze Mniszchów jako Samozwaniec, powinien mieć napady tej słabości. Źródła historyczne, do których dotarł niżej podpisany, nie zawierają takich informacji, jednak cała sprawa wymaga szczegółowego sprawdzenia — przede wszystkim analizy przekazów moskiewskich pod kątem, czy któryś z nich nie zawiera informacji o atakach epilepsji cara Dymitra.

…minął kolasę i wóz skarbny… — kolasami nazywano w xvii wieku zwykłe, proste wozy zaopatrzone w stopień do wsiadania i ławkę. Z kolei wozy skarbne służyły do przewozu kosztowności — były to po prostu wielkie skrzynie na kołach, zamykane na kłódkę.

Zrzucili chłopi winę na karbownika ze złości, że dobrze doglądał pańskiego dobra i nie dawał kraść — opisywana historia jest autentyczna, jak zresztą wszystkie opowieści Świrskiego. Wydarzyła się ona jednak w roku 1680 w majątku Smogorzowie dzierżawionym wówczas przez Jana Chryzostoma Paska, wielkiego pisarza, ale i szelmę, awanturnika, skazanego pod koniec życia na banicję. Tegoż roku, 17 Octobris, samym wieczorem zgorzały gumna smogorzowskie. […]I mam przez to szkody lekko rachując na 20 tysięcy złotych. Occasionem [przyczynę] ognia chłopi włożyli byli na karbownika ex invidia [z zawiści] jakoby miał ogień zapuścić szukając z światłem wieprza swego. Kazałem go wprawdzie ociągnąć prawo sprowadziwszy; nie przyznał się, bo był nie winien, a zdrajcy z nienawiści udali go i mnie do grzechu przyprowadzili i gospodarza mię dobrego zbawili, bo mi zaraz obmierzł, że już był u kata w ręku, i kazałem mu precz.

Proste są drogi Pańskie, a sprawiedliwi nimi chodzić będą, a przewrotni na nich upadną — to oczywiście motto Katechizmu Rakowskiego braci polskich, czyli arian, wydanego w 1604 roku i przygotowanego przez Fausta Socyna, Piotra Stoińskiego, Hieronima Moskorzewskiego i Jana Voelkela. Dydyński jako wychowanek akademii ariańskiej w Rakowie miał prawo to motto pamiętać.

Rozdział X

Miałem większe wyobrażenie o męstwie Polaków — rzekł ponuro. — Teraz, na tym polu, widzę, żeście tacy sami ludzie jak inni — to oczywiście prawdziwe słowa Dymitra wypowiedziane pod Nowogrodem, a zanotowane przez rotmistrza Stanisława Borszę w jego pamiętniku.

To nie jest Opus palatium de triangulis, tu rozrzut jest większy, niż to wynika z rachunków Jerzego Rheticusa i Kopernika… — chodzi tu oczywiście o dzieło Jerzego Joachima Retyka, matematyka i kartografa z Wirtembergii, znanego uczonego i przyjaciela Mikołaja Kopernika. Ponieważ zaś niniejsza książka nie jest ani bogobojnym, ani poprawnie politycznym dziełkiem, śpieszę dodać, że ojciec uczonego został oskarżony o czary i stracony, sam zaś Retyk stał się bohaterem skandalu obyczajowego, bowiem w roku 1551 oskarżono go o popełnienie sodomii z własnym uczniem. Aby uniknąć stosu, uciekł wówczas do Pragi, a potem przez ponad 20 lat mieszkał w Krakowie.

Jeden dzień i jedną noc stukały siekiery, aż wreszcie przy namiotach wyrosły szałasy i chatynki z piecami, przy których Lachy, Kozacy i Moskale przeczekać mogli nie tylko do wiosny, ale nawet do następnej jesieni — dzisiejszym ludziom, mającym w pamięci odwrót Wielkiej Armii Napoleona i klęskę wojsk niemieckich pod Stalingradem w 1943 roku z powodu mrozów, trudno uwierzyć, że w czasie Dymitriad wojsko polskie potrafiło obozować w polu i drwić sobie z przenikliwego zimna. Dokładna analiza pamiętników z okresu Dymitriad pokazuje jednak, iż w warunkach xvii wieku żołnierze polscy byli zarówno bardziej zahartowani, jak i zaradniejsi od xix- i xx-wiecznych żołdaków. Przede wszystkim, kiedy stawali obozem w polu, po prostu budowali chaty i szałasy z drewna ściągniętego z chałup rozebranych w okolicznych wioskach. I dzięki temu byli w stanie przetrzymać zimowe miesiące. Tymczasem luksusów takich nie mieli ani żołnierze Napoleona, ani Niemcy pod Moskwą i Stalingradem. Oczywiście należy pamiętać, że w owych czasach Moskale nie wpadli jeszcze na pomysł, aby na drodze przemarszu wroga palić wszystko do gołej ziemi, co uskutecznili w roku 1812 w czasie wojny z Napoleonem.

A wy pojedziecie w bój ze skrzydłami, mości panowie husarze… — na temat używania przez husarię skrzydeł na polu walki od lat toczą się boje między historykami. Źródła, a zwłaszcza ikonografia pokazuje husarię na paradach ze skrzydłami, natomiast w bitwach bardzo różnie. Niżej podpisanemu wydaje się raczej, że nie było w tym względzie żadnych przepisów ani regulaminów — jak husarz chciał, to jechał w bój ze skrzydłami. Jak nie chciał — proszę bardzo, zdejmował je. Możliwe jest jednak, aby w pewnych warunkach husaria skrzydeł używała — aby np. stworzyć wrażenie, że cała formacja jest liczniejsza niż w rzeczywistości. Dlatego całkowicie uzasadnione jest ich użycie w bitwie pod Nowogrodem, kiedy 600 husarzy miało naprzeciwko siebie wielokrotnie liczniejsze siły Moskwy. Dodajmy też, że na początku xvii wieku husaria mocowała skrzydła do tylnych łęków siodeł, a nie do pleców, jak w czasach późniejszych.

Rozdział XI

Na lewym skrzydle moskiewskie sotnie tworzące pułk prawoj ruki… — w średniowieczu, jak również jeszcze na początku xvii wieku wojsko moskiewskie dzieliło się na pułki takie, jak: pułk straży przedniej, pułk straży tylnej, pułk prawej ręki, lewej ręki i wreszcie pułk wielki.

Moskale zrozumieli go bez żadnego tłumacza. A że obrazę imienia carskiego traktowali jak zamach na cześć własnej matki, kilku wyrwało z szablami za chłopcem — taki sposób pozyskiwania moskiewskiego języka również jest autentyczny — pisze o nim Jan Chryzostom Pasek w rozdziale poświęconym bitwie pod Basią stoczonej na jesieni 1660 roku.

Tak więc chwyćmy za broń i mężnie, radośnie — z nami Boża pomoc i błogosławieństwo… — to również autentyczne słowa Dymitra, które zanotował w pamiętniku Stanisław Borsza.

Rozdział XII

Oboleński ściął grube drzewko, obciosał je, naciął, rozłupał wzdłuż… — taki sposób rozpalania ognia znany był mieszkańcom dawnej Moskwy — zwłaszcza myśliwym i wszelakim podróżnikom. Wspomina o nim nawet Antoni Ferdynand Ossendowski w swojej książce Przez kraj ludzi, bogów i zwierząt zawierającej historię jego ucieczki z Syberii w czasie rewolucji październikowej.

Zza Kamienia — tak w xvii-wiecznej Moskwie nazywano góry Uralu oddzielające Wielkie Księstwo od Syberii, podporządkowanej carowi w latach osiemdziesiątych xvi wieku przez Kozaka Jermaka Tymofiejewicza.

Rozdział XIII

…puścił ich zebranym galopem — galop, chód konia szybszy niż kłus, a wolniejszy od cwału, może być wyciągnięty lub skrócony (zebrany). W zebranym koń porusza się szybko, jednak możliwa jest nad nim pełna kontrola — można np. wykonać zwrot całą chorągwią, zmienić szyk, formację itd. W szybkim galopie jest to dużo trudniejsze, a w cwale prawie niemożliwe — każdy koń biegnie wówczas we własnym tempie, a szyki rozluźniają się. Dawne chorągwie polskie atakowały w taki sposób, że najpierw podjeżdżały galopem do oddziałów wroga, a dopiero przed samym starciem przechodziły w cwał, aby maksymalny pęd konia trwał jak najkrócej i aby uderzyć na przeciwnika, zanim szyk ulegnie rozluźnieniu.

…z roty Dydyńskiego ubyło trzech towarzyszy oraz dwadzieścia koni i pachołków… — wierzchowce używane przez husarię były tak cenne, że w niektórych opisach bitew podawano ich stratę łącznie z pachołkami (czyli pocztowymi), nie rozdzielając ludzi od koni, zgodnie zresztą ze staropolską zasadą, że człowiek był tańszy od konia.

W szerokim, przysypanym śniegiem rozlewisku Moskale wyrąbali płonie… — płoniami nazywano pułapki, które przygotowywano na skutych lodem rzekach w xvi i xvii wieku. Zwykle były to po prostu wyrąbane w lodzie przeręble, które nakrywano słomą lub gałęziami i przysypywano śniegiem. Kiedy wszedł na nie piechur lub wjechał jeździec, płonie załamywały się. W podobnych okolicznościach, w czasie wyprawy 1651 roku na Podole, omal nie stracił życia hetman polny Marcin Kalinowski. Może i szkoda, gdyż w tym przypadku nie doprowadziłby w rok później do zagłady armii koronnej w bitwie pod Batohem.


Загрузка...