DZIESIĄTY

Barrett wahał się przez chwilę, nic nie mówiąc i nie wyciągając ręki po papiery. Ucieszył się, że Latimer je zdobył, ale musiał zachować ostrożność. Własność prywatna była święta w Stacji Hawksbilla. Wściubianie nosa w to, co napisał ktoś inny, było wielkim pogwałceniem etyki. Dlatego wprost nie kazał przeszukać koi przybysza. Nie mógł sobie pozwolić na wplątanie się w coś tak karygodnego.

Ale oczywiście musiał wiedzieć, co Hahn tu robi. Powiedział sobie, że jako dowódca stacji stoi ponad kodeksem moralnym. Dlatego poprosił Latimera o podglądanie Hahna. I Rudigera o zabranie go na połów. Latimer zrobił następny krok z własnej woli, bez popychania.

Wreszcie Barrett powiedział:

— Nie jestem pewien, czy to mi się podoba, Don. Grzebanie w cudzych rzeczach…

— Musimy dowiedzieć się czegoś o tym człowieku, Jim.

— Tak, ale społeczeństwo musi przestrzegać nakazów moralnych, nawet kiedy broni się przed potencjalnym wrogiem. To był nasz argument przeciwko syndy-kalistom, pamiętacie? Oni nie grali uczciwie.

— Jesteśmy społeczeństwem? — zapytał Latimer.

— Jak najbardziej. Stanowimy całą populację świata. Mikrokosmos. A ja reprezentuję państwo, które musi pilnować przestrzegania prawa. Nie wiem, Don, czy chcę przeczytać te notatki.

— Myślę, że powinieneś. Kiedy w ręce państwa wpada ważny dowód, państwo ma obowiązek go sprawdzić. Chodzi mi o to, że nie możesz troszczyć się wyłącznie o interesy Hahna, tylko o całą resztę.

— Czy w tych notatkach jest coś znaczącego?

— Możesz być pewien — wtrącił Altman. — Jest winny jak wszyscy diabli!

— Pamiętajcie, nigdy nie prosiłem, żebyście przynieśli mi te dokumenty. — rzekł chłodno Barrett. — Zwędziliście je i to sprawa między wami i Hahnem, przynajmniej dopóki nie przekonam się, czy jest jakiś powód, żeby wystąpić przeciwko niemu otwarcie. Czy to jasne?

Latimer wyglądał na zranionego.

— Chyba. Znalazłem te papiery w pryczy Hahna zaraz po tym, jak odpłynął z Rudigerem. Wiem, że nie powinienem ruszać jego prywatnych rzeczy, ale przecież miałem rzucić okiem na notatki. Oto one. Hahn jest szpiegiem, bez dwóch zdań.

Podał Barrettowi złożony plik kartek. Barrett wziął je, przejrzał bez czytania i złożył z powrotem.

— Przeczytam trochę później. Co napisał? W paru słowach.

— To opis stacji i charakterystyka większości ludzi, których miał okazję poznać — odparł Latimer. Uśmiechnął się lodowato. — Profile są bardzo szczegółowe i niezbyt przychylne. Jego prywatne zdanie o mnie jest takie, że zwariowałem i nie chcę przyjąć tego do wiadomości. Opis twojej osoby jest trochę bardziej pochlebny, Jim, ale niewiele.

— Opinie tego człowieka wcale nie są ważne — powiedział Barrett. — Ma prawo myśleć, że jesteśmy gromadą starych pokręconych czubków. I pewnie jesteśmy. W porządku, bawi się w literata naszym kosztem, ale nie dostrzegam w tym powodu do podnoszenia alarmu. My…

Lecz Altman nie słuchał go i rzekł cicho:

— Poza tym kręcił się koło Młota.

— Co takiego?

— Widziałem, jak wybrał się tam zeszłej nocy. Wszedł do budynku. Wśliznąłem się za nim, nie zauważył mnie. Przez długi czas przyglądał się Młotowi. Obchodził dokoła, badał. Nie dotknął go.

— Czemu nie powiedziałeś mi o tym od razu? — warknął Barrett.

Altman zrobił zmieszaną i przestraszoną minę. Zamrugał szybko parę razy i nerwowo odsunął się od Barretta, przegarniając rękami żółtawe włosy.

— Nie byłem pewien, czy to ważne — rzekł wreszcie. — Może był tylko ciekawy. Musiałem najpierw pogadać o tym z Donem. A nie mogłem tego zrobić przed wypłynięciem Hahna na morze.

Barrett poczuł, że spływa potem. Przypomniał sobie, że ma do czynienia z osobą umiarkowanie chorą psychicznie i postarał się zapanować nad głosem, żeby nie zdradzić nagłego przerażenia.

— Słuchaj, Ned, jeśli kiedykolwiek przyłapiesz Hahna na kręceniu się w pobliżu sprzętu do podróży w czasie, natychmiast daj mi znać. Przyjdź prosto do mnie, obojętnie, czy będę spać, jeść czy odpoczywać. Bez naradzania się z Donem czy kimkolwiek innym. Jasne?

— Jasne — odparł Altman. Barrett zwrócił się do Latimera:

— Wiedziałeś o tym? Latimer pokiwał głową.

— Ned powiedział mi, zanim tu przyszliśmy, ale uznałem, że papiery są pilniejsze. Przecież Hahn nie uszkodzi Młota, bo jest na morzu, a to, co mógł zrobić w nocy, już zostało zrobione.

Barrett musiał przyznać mu rację, lecz nie potrafił otrząsnąć się z niepokoju. Młot stanowił jedyne, choć mało satysfakcjonujące ogniwo łączące ich ze światem, który ich wyrzucił. Od niego zależał napływ zapasów, nowych ludzi i strzępów wieści o świecie Górno-czasu, jakie przynosili. Gdyby jakiś wariat uszkodził Młot, spowiłaby ich dławiąca cisza kompletnej izolacji. Odcięci od wszystkiego, żyjący w świecie bez roślin, bez surowców, bez maszyn, w ciągu paru miesięcy przemieniliby się w dzikusów.

Ale dlaczego Hahn miałby majstrować przy Młocie? Ta sprawa nie dawała mu spokoju.

Altman zachichotał.

— Wiesz, co myślę? Postanowili nas wykończy, ci w Górnoczasie. Chcą się nas pozbyć. Hahn jest ochotnikiem-samobójcą. Sprawdza nas, przygotowuje wszystko. Potem przyślą przez Młot bombę kobaltową i wysadzą stację w powietrze. Powinniśmy zniszczyć Młot i Kowadło, zanim będą mieli okazję to zrobić.

— Ale czemu mieliby przysyłać ochotnika-samobójcę? — zapytał Latimer, wcale rozsądnie. — Jeśli chcą nas zetrzeć z powierzchni ziemi, mogą po prostu przysłać bombę, nie muszą tracić agenta. Chyba że mają jakiś sposób, żeby go odzyskać…

— Tak czy owak, nie powinniśmy ryzykować — powiedział Altman. — Zniszczyć Młot, to najważniejsze. Uniemożliwić przysłanie bomby z Górnoczasu.

— Być może to dobry pomysł. Jim, co mylisz? Barrett myślał, że Altan zwariował i że Latimer idzie w jego ślady. Ale powiedział tylko:

— Nie przejmowałbym się za bardzo twoją teorią, Ned. Up Front nie ma powodu, aby nas likwidować. A gdyby nawet, Don ma rację — nie przysyłaliby agenta. Tylko bombę.

— Nawet jeśli masz rację, być może powinniśmy uszkodzić Młot na wypadek…

— Nie — powiedział Barrett z naciskiem. — Nie wolno nam tego zrobić. Równie dobrze moglibyśmy własnoręcznie odrąbać sobie głowy. Musimy dopilnować, żeby Hahn nie manipulował przy Młocie. I Ned, ty też nie kombinuj. Młot przysyła nam żywność i ubrania. Nie bomby.

— Ale…

— A jednak…

— Zamknijcie się — warknął Barrett. — Dajcie mi przejrzeć te papiery.

Młot należy chronić, pomyślał. Wraz z Quesadą będą musieli wymyślić jakieś zabezpieczenie, jak wcześniej w magazynku leków. Ale bardziej skuteczne.

Odszedł parę kroków od Altmana i Latimera, usiadł na skalnej półce i rozłożył kartki.

Zaczął czytać.

Hahn miał zbite, drobne pismo, dzięki czemu mógł zamieścić maksimum informacji na minimalnej przestrzeni, jak gdyby uważał, że marnowane papieru jest grzechem śmiertelnym. I nie bez kozery, bo tutaj papier był luksusem. Te kartki najwyraźniej przyniósł z sobą z Górnoczasu; były cienkie i miały metaliczną fakturę. Kiedy jedna kartka ślizgała się po drugiej, rozlegał się cichy szmer.

Choć litery były małe, Barrett nie miał kłopotów z ich odcyfrowaniem. Pismo Hahna było przejrzyste. Podobnie jak opinie.

Boleśnie przejrzyste.

Hahn przeprowadził szczegółową analizę warunków panujących w Stacji Hawksbilla i była to praca imponująca. W około pięciu tysiącach starannie dobranych słów opisał wszystkie znane Barrettowi tutejsze bolączki. Jego obiektywizm był bezlitosny. Trafnie scharakteryzował ludzi jako podstarzałych rewolucjonistów, w których dawny żar wypalił się w popiół; wymienił tych, którzy byli chorzy psychicznie, i tych, którzy balansowali na krawędzi choroby, a w oddzielną kategorię ujął tych, którzy jeszcze się trzymali, jak Quesadą, Norton i Rudiger. Barrett z zainteresowaniem przeczytał, że nawet ci trzej zostali sklasyfikowani jako ludzie cierpiący z powodu ogromnego stresu, gotowi w każdej chwili pęknąć z wielkim hukiem. W jego oczach Quesadą, Norton i Rudiger wyglądali na mniej więcej na tak samo zrównoważonych jak wtedy, gdy wylądowali na Kowadle Stacji Hawksbilla, ale liczył się z tym, że lata pobytu w obozie zaburzyły mu percepcję. Ktoś z zewnątrz, tak jak Hahn, widział wszystko inaczej, może bardziej dokładnie.

Barrett powstrzymał się od przeskoczenia od razu do oceny swojej osoby.

Przeczytał prognozę prawdopodobnej przyszłości mieszkańców stacji: prezentowała się niezbyt świetnie. Hahn uważał, że proces deterioracji ma charakter kumulacyjny i samonapędzający się i że każdy, kto przebywa tutaj dłużej niż rok czy dwa, niebawem ugnie się pod brzemieniem samotności i odcięcia od korzeni. Barrett też tak uważał, choć wierzył, że w przypadku młodych ludzi załamanie nie nastąpi aż tak szybko. Ale logika Hahna była nieubłagana, a jego ocena możliwości brzmiała przekonująco. Jakim cudem dowiedział się o nas tylu rzeczy w tak krótkim czasie? Jest taki bystry? A może po prostu łatwo ich przejrzeć?

Na piątej stronie Barrett znalazł swoją charakterystykę. Nie był zadowolony, gdy ją przeczytał.

Stacja — pisał Hahn — nominalnie podlega Jimowi Barrettowi, rewolucjoniście ze starej gwardii, przebywającemu tutaj od dwudziestu lat. Barrett należy do najstarszych więźniów. Podejmuje decyzje administracyjne i wydaje się spełniać rolę stabilizatora. Niektórzy darzą go uwielbieniem, ale nie jestem przekonany, czy poradziłby sobie w sytuacji stanowiącej poważne wyzwanie dla jego władzy, takiej jak krwawe porachunki czy próba przewrotu. W luźno powiązanej anarchistycznej społeczności Stacji Hawksbilla Barrett rządzi za przyzwoleniem rządzonych, a ponieważ w stacji nie ma broni, nie miałby możliwości prawdziwej obrony, gdyby zgoda ta została cofnięta. Nie dostrzegam jednakże prawdopodobieństwa wystąpienia takiego zdarzenia, ponieważ na ogół więźniowie są apatyczni i zdemoralizowani — bunt przeciwko władzy Barretta wykraczałby poza ich możliwości, nawet gdyby zaistniała potrzeba zorganizowania takiej akcji.

Ogólnie rzecz biorąc Barrett pełni w stacji rolę pozytywną. Choć niektórzy z więźniów mają cechy przywódcze, nie ulega wątpliwości, że bez niego dawno temu doszłoby tutaj do katastrofalnego zamętu. Z drugiej strony, Barrett przypomina potężny pień zżarty od środka przez termity. Wygląda solidnie, ale wystarczy jedno porządne pchnięcie, by rozpadł się na kawałki. Poważny wpływ na jego psychikę wywarł wypadek, który ograniczył mu swobodę ruchów. Więźniowie mówią, że dawniej był niezwykle aktywny fizycznie i duża część jego autorytetu wyrastała z wielkości i siły. Obecnie ledwo może chodzić. Osobiście uważam, że problemy Barretta nierozerwalnie wiążą się z życiem Stacji Hawksbilla i mają niewiele wspólnego z jego kalectwem. Przez zbyt wiele lat pozostawał odcięty od normalnych bodźców. Sprawowanie władzy stwarzało mu iluzję stabilności i pozwalało funkcjonować, ale była to władza w próżni i zaszły w nim procesy, z których zupełnie nie zdaje sobie sprawy. Obowiązkowo należy poddać go terapii, choć rokowania nie są zbyt pomyślne.

Barrett, oszołomiony, parę razy przeczytał ten fragment. Słowa czepiły się go jak rzepy.

Zźarty od środka przez termity… … jedno porządne pchnięcie… … poddać go terapii… … rokowania niezbyt pomyślne…

Słowa Hahna zezłościły go mniej niż się spodziewał. Przybysz w końcu miał prawo do swoich poglądów. Może nawet miał rację. Barrett zbyt długo żył w oderwaniu od innych; nikt nie mówił mu prawdy prosto w oczy. Czyżby naprawdę spróchniał ze starości? Czy inni byli zbyt uprzejmi, żeby mu o tym powiedzieć?

Wreszcie oderwał się od swojej charakterystyki i dobrnął do ostatniej strony notatek. Praca kończyła się słowami: Tym samym zalecam bezzwłoczne zamknięcie kolonii karnej Stacja Hawksbilla i na ile to możliwe poddanie więźniów leczeniu rehabilitacyjnemu.

Do diabła, o co tu chodzi?

Brzmiało to jak raport komisji decydującej o zwolnieniu warunkowym! Ale ze Stacji Hawksbilla nie można było wyjść na zwolnienie warunkowe. To ostatnie zdanie pozbawiło sensu całą resztę. Nie miało znaczenia, że dokonana przez Hahna ocena stacji była wnikliwa! inteligentna. Człowiek, który napisał: Zalecam bezzwłoczne zamknięcie kolonii karnej Stacja Hawksbilla, musiał być obłąkany.

Najwyraźniej Hahn udawał, że pisze raport dla rządu Up Frontu. W celnej, zwięzłej prozie rozkładał stację na czynniki pierwsze i przedstawiał pełną analizę. Ale mur gruby na miliard lat sprawiał, ze złożenie raportu nie było możliwe. Nasuwał się logiczny wniosek, że Hahn cierpi na urojenia, jak Altman, Valdosto i wielu innych. Jego chory umysł wierzył, że może wysłać do Górnoczasu wiadomości, patetyczne dokumenty opisujące wady i słabości współwięźniów.

To otwierało mrożące krew w żyłach perspektywy. Hahn był szalony, ale nie przebywał w stacji dostatecznie długo, żeby zwariować tutaj. Musiał przynieść swój obłęd z Górnoczasu.

Co będzie, jeśli przestali używać Stacji Hawksbilla jako obozu dla więźniów politycznych, zapytał się Barrett w duchu, i zrobili z niej dom wariatów?

Myśl o lawinie szaleńców budziła głęboki niepokój. Ludzkie odpadki wszelkiego rodzaju sypną się z Młota jak deszcz. Ludzie, którzy z honorem walczyli z trudami długiego uwięzienia, będą musieli zrobić miejsce dla pospolitych wariatów.

Barrett zadrżał. Złożył papiery Hahna i zaniósł je Latimerowi, który siedział parę kroków dalej i przyglądał mu się uważnie.

— I co o tym myślisz? — zapytał.

— Trudno ocenić po pierwszym czytaniu. — Barrett przeciągnął ręką po twarzy, masując skórę na skroniach i policzkach. — Ale możliwe, że nasz przyjaciel Hahn cierpi na zaburzenia emocjonalne. Nie sądzę, aby była to praca zdrowego człowieka.

— Myślisz, że jest szpiclem z Górnoczasu?

— Nie. Nie sądzę. Ale jestem pewien, że on tak myśli. Że uważa się za szpiega z Up Fontu. To jest najbardziej niepokojące.

— Co zamierzasz z nim zrobić? — chciał wiedzieć Altman.

Barrett odparł spokojnie:

— Na razie tylko obserwować i czekać. — Złożył cienkie, szeleszczące arkusze i wcisnął je w ręce Latimera. — Odłóż notatki na miejsce, Don. I postaraj się, żeby Hahn nie miał powodów sądzić, że je czytałeś albo ruszałeś.

— W porządku.

— I przyjdź do mnie natychmiast, gdy uznasz, że jest coś, co powinienem o nim wiedzieć — polecił Barrett. — Ten chłopak jest bardzo chory. Może potrzebować wszelkiej pomocy, jakiej możemy udzielić.

Загрузка...