W ciemności Hahn nie od razu spostrzegł Barretta. Usiadł powoli, wstrząsany dreszczami, które były skutkiem podróży w czasie. Po paru sekundach przesunął się na skraj Kowadła i spuścił nogi. Zakołysał nimi, żeby przywrócić krążenie. Odetchnął głęboko parę razy. Wreszcie zsunął się na podłogę. Żar pola zgasł w chwili jego przybycia, więc poruszał się w ciemności, ostrożnie, jakby nie chciał narobić hałasu.
Nagle Barrett zapalił światło i powiedział:
— Co ty kombinujesz, Hahn?
Mężczyzna skurczył się, jakby dostał pięścią w brzuch. Sapnął, odskoczył parę kroków i poderwał ręce w obronnym geście.
— Odpowiedz! — zażądał Barrett. Hahn odzyskał zimną krew. Rzucił okiem na drzwi zatarasowane przez barczystą sylwetkę Barretta i powiedział:
— Wypuścisz mnie, prawda? Teraz nie mogę wyjaśnić.
— Lepiej wyjaśnij teraz.
— Będzie lepiej dla wszystkich, jeśli tego nie zrobię. Proszę, pozwól mi przejść.
Barrett nadal tarasował wyjście.
— Chcę wiedzieć, gdzie byłeś dziś wieczorem. I co zrobiłeś z Młotem.
— Nic. Tylko go obejrzałem.
— Nie było cię tutaj minutę temu. Potem pojawiłeś się znikąd. Skąd się wziąłeś, Hahn?
— Mylisz się. Stałem zaraz za Młotem. Nie…
— Widziałem, jak spadłeś na Kowadło. Odbyłeś podróż w czasie, prawda?
— Nie.
— Nie łżyj! Nie wiem, jakim sposobem, ale przenosisz się w przyszłość, prawda? Szpiegowałeś nas i udałeś się dokądś — w przyszłość — żeby złożyć raport, a teraz wróciłeś.
Blade czoło Hahna błyszczało od potu.
— Ostrzegam, Barrett, nie zadawaj zbyt wielu pytań — wycedził. — Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. Jeszcze nie pora. Proszę, pozwól mi przejść.
— Najpierw odpowiedzi — warknął Barrett.
Zdał sobie sprawę, że drży. Już znał odpowiedzi i to one wstrząsnęły nim do głębi duszy. Wiedział, gdzie był Hahn.
Ale Hahn musiał sam to powiedzieć.
Przybysz nic nie mówił. Zrobił parę niepewnych kroków w stronę wyjścia. Barrett nie poruszył się. Zdawało się, że Hahn przygotowuje się do szturmu na drzwi.
Barrett powiedział ostro:
— Nie wypuszczę cię, dopóki mi nie powiesz, co chcę wiedzieć.
Hahn przypuścił szarżę.
Barrett przyjął pozycję, zaparł kulę o framugę drzwi, zdrową stopę postawił płasko na podłodze i czekał, aż młodszy mężczyzna go dosięgnie. Zgadywał, że waży co najmniej osiemdziesiąt funtów więcej niż on. Przewagą masy mogła zniwelować trzydziestoletnią różnicę wieku i brak jednej nogi. Zderzyli się. Barrett opuścił ręce na ramiona Hahna, próbując go powstrzymać, wepchnąć z powrotem do pokoju.
Hahn cofnął się o parę cali. Bez słowa popatrzył na Barretta i pchnął jeszcze raz.
— Nie… nie… — stęknął Barrett. — Nie… puszczę… cię…
— Nie chcę tego robić — powiedział Hahn.
Pchnął jeszcze raz. Barrett poczuł, że odchyla się do tyłu. Z całej siły wbił palce w ramiona Hahna i spróbował wepchnąć go do komory. Ale Hahn nie ustąpił ani o cal i cała energia, jaką Barrett włożył w pchnięcie, zwróciła się przeciwko niemu. Kula zazgrzytała o futrynę i wysunęła się spod jego pachy. Przez jedną upiorną chwilę ciężar ciało Barretta wspierał się na zmiażdżonej, bezużytecznej lewej stopie, a potem, jakby kończyny topiły się pod nim, zaczął osuwać się na podłogę. Wylądował na niej z głośnym hukiem.
Quesada, Altman i Latimer wpadli do pokoju. Barrett wił się z bólu na podłodze, wbijając palce w udo chorej nogi. Hahn stał nad nim z nieszczęśliwą miną, ze splecionymi rękami.
— Przepraszam — powiedział. — Nie powinieneś mnie zatrzymywać.
Barrett łypnął na niego groźnie.
— Podróżowałeś w czasie, prawda? Teraz możesz powiedzieć!
— Tak — odparł Hahn. — Byłem w Górnoczasie.
Godzinę później, gdy Quesada naszprycował go taką ilością neuroblokera, że zrezygnował z próby wyskoczenia z bólu ze skóry, Barrett usłyszał całą historię. Hahn nie chciał wyjawiać jej tak szybko, ale po potyczce zmienił zdanie.
Sprawa okazała się bardzo prosta. Podróżowanie w czasie w obie strony stało się faktem. Gładkie, wywołujące wrażenie słowa o potoku entropii okazały się puste.
— Nie — powiedział Barrett. — Sam rozmawiałem o tym z Hawksbillem, w… zaczekajcie… w 1998. Znaliśmy się. Powiedziałem mu, że dzięki jego maszynie ludzie mogą przemieszczać się w czasie w tę i z powrotem, a on na to, że nie, tylko wstecz. Jego równania wykluczały możliwość ruchu w przód.
— Jego równania były niekompletne — powiedział Hahn. — To chyba oczywiste. Nigdy nie rozwiązał kwestii ruchu do przodu.
— Jak człowiek jego miary mógł tak się pomylić?
— Zrobił niejeden błąd. Przeprowadzono dalsze badania i teraz wiemy, jak poruszać się w obu kierunkach. Nawet Einstein nie ustrzegł się pomyłek. Czemu Hawksbill miałby być lepszy?
Barrett potrząsnął w zadumie głową. Cóż, czemu? — zapytał się w duchu. Bezkrytycznie uwierzył, że praca Hawksbilla była bezbłędna, że został skazany na życie u zarania czasu do końca swoich dni.
— Od jak dawna wiadomo o podróżach w obie strony? — zapytał.
— Co najmniej od pięciu lat — odparł Hahn. — W zasadzie jeszcze nie jesteśmy pewni, kiedy miał miejsce przełom. Po zakończeniu przeglądu wszystkich tajnych akt byłego rządu…
— Byłego rządu? Hahn pokiwał potakująco głową.
— Tak, byłego. W styczniu wybuchła rewolucja. W styczniu 2029. Nie była gwałtowna. Syndykaliści spleśnieli od środka i rozpadli się po pierwszym pchnięciu. Rząd rewolucyjny czekał w gotowości, aby przejąć władzę i przywrócić stare gwarancje konstytucyjne.
— To była pleśń? — zapytał Barrett z lekkim rumieńcem. — Czy termity? Trzymaj się jednej metafory. Hahn odwrócił oczy, zawstydzony.
— Tak czy owak, stary reżym upadł. Obecnie władzę sprawuje tymczasowy rząd liberalny, a mniej więcej za sześć miesięcy odbędą się wolne wybory. Nie pytajcie mnie o filozofię nowej administracji. Nie jestem teoretykiem politycznym. Nie jestem nawet ekonomistą. Tyle sami odgadliście.
— Kim zatem jesteś?
— Policjantem. Członkiem komisji, która bada system penitencjarny byłego rządu. Łącznie z tym więzieniem.
— Co się dzieje z więźniami w Górnoczasie? Z politycznymi — zapytał Barrett.
— Zostali uwolnieni. Ponownie rozpatrzyliśmy ich sprawy i większość wyszła na wolność. Barrett pokiwał głową.
— A syndykaliści? Co się z nimi dzieje? Ciekawi mnie jeden w szczególności, śledczy Jacob Bernstein. Może go znasz.
— Bernstein? Pewnie. Należał do Rady Syndyków. Był szefem wydziału dochodzeniowego.
— Był?
— Popełnił samobójstwo — odparł Hahn. — Wielu syndykalistów odebrało sobie życie po upadku reżymu. Bernstein jako pierwszy.
— To było do przewidzenia — mruknął Barrett, dziwnie poruszony.
Zapadła długa chwila ciszy.
— Pewna dziewczyna… — zaczął Barrett. — Znałem ją dawno temu… zniknęła… aresztowali ją w 1994 i nie wiadomo, co się z nią stało. Zastanawiam się, czy… czy…
Hahn pokręcił przecząco głową.
— Przykro mi — rzekł łagodnie. — To było trzydzieści pięć lat temu. Nie znaleźliśmy więźniów, którzy siedzieliby dłużej niż sześć, siedem lat. Aktyw opozycji został zesłany do Stacji Hawksbilla, a inni… cóż, mało prawdopodobne, aby twoja przyjaciółka jeszcze gdzieś się pokazała.
— Wiem — odparł Barrett. — Masz rację. Zapewne nie żyje już od bardzo dawna. Ale nie mogłem się powstrzymać, musiałem zapytać… po prostu na wszelki wypadek…
Popatrzył na Quesadę, potem na Hahna. Myśli kłębiły mu się w głowie i nie przypominał sobie, aby kiedyś jakieś wydarzenie wzburzyło go do tego stopnia. Musiał mocno się starać, żeby znów nie zacząć dygotać. Tłumiąc drżenie głosu zapytał:
— Przybyłeś tu, żeby obejrzeć Stację Hawksbilla, żeby zobaczyć, jak sobie radzimy? A wieczorem wróciłeś do Górnoczasu, żeby powiedzieć im, co zobaczyłeś. Z pewnością uważasz, że stanowimy niewesołą gromadkę, co?
— Żyliście tutaj w nieprawdopodobnym stresie — odparł Hahn. — Biorąc pod uwagę warunki, zesłanie do odległej epoki…
Quesada wszedł mu w słowo.
— Skoro władzę sprawuje rząd liberalny, a podróże w czasie możliwe są w obie strony, to czy słusznie zakładam, że więźniowie Hawksbilla zostaną odesłani do Górnoczasu?
— Oczywiście — przyznał Hahn. — Gdy tylko będzie to możliwe, gdy tylko opracujemy logistykę. Taki był cel mojego rekonesansu. Przede wszystkim sprawdzić, czy jeszcze żyjecie — nawet nie wiedzieliśmy, czy ktoś przeżył cofnięcie w czasie. A potem zobaczyć, w jakiej jesteście kondycji, w jakim stopniu wymagacie leczenia. Naturalnie, wszelkie możliwe dobrodziejstwa nowoczesnej terapii staną przed wami otworem. Koszty nie grają roli…
Barrett ledwo go słuchał. Bał się czegoś takiego przez całą noc, gdy tylko Altman powiedział mu, że Hahn manipuluje przy Miocie. Ale nie chciał uwierzyć, że to naprawdę możliwe.
Wyobraził sobie, jak powraca do świata, którego może już nie zrozumieć — kulawy Rip van Winkle, zbudzony po dwudziestu latach snu.
Wyobraził sobie, jak opuszcza miejsce, które stało się jego domem.
Nie kryjąc zmęczenia rzekł:
— Wiesz, niektórzy nie będą w stanie poradzić sobie z szokiem wolności. Powrót do prawdziwego świata może ich zabić. Mamy tutaj wielu ludzi w stanie zaawansowanej psychozy. Widziałeś ich. Widziałeś, co dziś po południu zrobił Valdosto.
— Tak — odparł Hahn. — Wspomniałem o takich przypadkach w raporcie.
— Trzeba będzie stopniowo przygotowywać chorych do powrotu. To może zabrać całe lata.
— Nie jestem terapeutą. Zrobimy dla nich to, co lekarze uznają za najlepsze. Może niektórzy będą musieli zostać tu na zawsze. Zdaję sobie sprawę, że po tylu latach życia ze świadomością, że nie ma powrotu, ten powrót byłby zbyt wielkim wstrząsem.
— Jest coś jeszcze. Tutaj można wykonać ogrom pracy. Chodzi mi o pracę naukową. Przemierzanie tego świata, a nawet wędrowanie w górę i w dół linii czasu z wykorzystaniem tego miejsca jako bazy operacyjnej. Sądzę, że nie powinno zamykać się Stacji Hawksbilla.
— Nikt nie mówi o zamykaniu. Mamy zamiar zatrzymać ją jako bazę, mniej więcej tak, jak sugerujesz. Niebawem ruszy ogromny program eksploracji czasu i taka baza w przeszłości będzie bezcenna. Ale stacja już nie będzie więzieniem. Koncepcja więzienia jest wykluczona. Absolutnie wykluczona.
— To dobrze. — Barrett sięgnął po kulę i ociężale podniósł się z podłogi. Zachwiał się lekko i Quesada ruszył w jego stronę, gotów go podtrzymać, ale on szorstko odtrącił pomocną dłoń.
— Chodźmy na zewnątrz — powiedział.
Wyszli z budynku. Szara mgła napłynęła nad stację, zaczęło mżyć. Barrett powiódł wzrokiem po rozproszonych barakach. Popatrzył na ocean, majaczący na wschodzie w nikłej poświacie Księżyca. Spojrzał na zachód, w kierunku dalekiego morza. Pomyślał o Charleyu Nortonie i ludziach, którzy wyruszyli na doroczną wyprawę nad Morze Wewnętrzne. Czeka ich prawdziwa niespodzianka, pomyślał. Kiedy wrócą za parę tygodni i dowiedzą się, że mogą wrócić do domu.
Co dziwne, nagle poczuł ucisk pod powiekami, gdy łzy próbowały wydostać się na zewnątrz.
Odwrócił się do Hahna i Quesady. Niskim głosem powiedział:
— Rozumiecie, co próbuję wam powiedzieć? Ktoś musi tu zostać i pomóc przystosować się do zmiany tym chorym, którzy nie będą w stanie znieść szoku powrotu. Ktoś musi dbać o bazę. Ktoś musi wyjaśnić wszystko nowym, którzy tu przybędą, naukowcom.
— Naturalnie — powiedział Hahn.
— Ten, kto to zrobi… kto zostanie po odejściu innych… myślę, że powinien to być ktoś, kto dobrze zna stację. Ktoś, kto kwalifikuje się do natychmiastowego powrotu do Górnoczasu, ale kto chciałby poświęcić się i zostać. Nadążacie za mną? Ochotnik.
Uśmiechali się do niego. Barrett zastanowił się, czy uśmiechy te nie są trochę protekcjonalne. Zastanowił się, czy go nie przejrzeli. Do diabła z jednym i drugim, pomyślał. Wciągnął głęboko do płuc kambryjskie powietrze, wyprężył piersi.
— Ja zostanę — oznajmił głośno. Spojrzał na nich groźnie, żeby zdusić sprzeciw. Wiedział jednak, że nie ośmielą się sprzeciwić. W Stacji Hawksbilla był królem. I chciał, żeby tak pozostało. — Ja będę tym ochotnikiem — dodał. — Ja będę tym, który zostanie.
Wciąż uśmiechali się do niego. Barrett nie mógł znieść tych uśmiechów. Odwrócił się do nich plecami.
Popatrzył na swoje królestwo ze szczytu wzniesienia.