Kiedy dwa dni później Pete, Bob i Jupiter weszli do przestronnego mieszkania Alfreda Hitchcocka, słynny reżyser siedział przy dużym, okrągłym stole i czytał gazetę. Nie odrywając od niej oczu, wskazał im wolne krzesła.
– Siadajcie, chłopcy – powiedział. – Przepraszam, że każę wam czekać, ale chciałbym doczytać do końca ciekawy artykuł.
Trzej Detektywi rozsiedli się bez słowa. W końcu pan Hitchcock uśmiechnął się i odłożył gazetę.
– I cóż, znowu się wam udało – powiedział. – Jesteście po prostu niesamowici! Daję wam prosty cynk, że zaginął pies mojego starego przyjaciela. I co się dzieje? Odnajduje się nie tylko jego piesek, ale i parę innych. A właśnie przed chwilą przeczytałem w dzienniku z Seaside doniesienie o zagadkowym obrabowaniu dużego banku. Tytuł artykułu brzmi: “Skruszeni złodzieje rezygnują z łupu! Dyrekcja banku zaintrygowana ich przekornym zachowaniem”. Czy to nie jest przypadkiem wasza robota? Nie mogę się połapać w tej plątaninie!
Jupe odchrząknął.
– Tak, rzeczywiście. Oni chcieli także… to znaczy… tak, w pewnym sensie my jesteśmy odpowiedzialni za to wszystko.
Pan Hitchcock roześmiał się.
– Jupe, szczerze podziwiam twoją skromność. Wolałbym poczekać jednak z wyrażeniem mojego uznania do momentu, aż całkowicie zrozumiem, w jaki sposób udało się wam rozwikłać zagadkę tych zaginionych psów.
– Tak naprawdę, proszę pana – odparł Jupe – w rozwiązaniu tej zagadki bardzo nam pomógł ten stary film ze smokiem, nakręcony przez pana Allena, który mogliśmy obejrzeć dzięki panu.
– Cieszę się – stwierdził reżyser. – Pamiętam, iż powiedzieliście mi wtedy, że rzeczywiście stanęliście oko w oko z jednym z tych fantastycznych stworzeń.
– Naprawdę tak było – odezwał się Pete. – Ale na szczęście wyszliśmy z tego cało i możemy o tym opowiedzieć. Bo mimo że smok był nieprawdziwy, znaleźliśmy się w porządnych opałach.
– Nie do wiary! – mruknął pan Hitchcock. – Prawdziwe zagrożenie ze strony smoka, który okazał się nieprawdziwy. Bardzo bym chciał usłyszeć o tym.
Bob wyciągnął swój notes. Opowiedział, jak to na początku dochodzenie utkwiło w ślepej uliczce, i w jaki sposób udało się im wpaść na trop, który w końcu doprowadził do rozwiązania wyjściowej zagadki. Pan Hitchcock słuchał z wielkim zainteresowaniem.
– Ten pan Shelby naprawdę wygląda na pomysłowego i nieszablonowego faceta – powiedział. – Nie przesłyszałem się przypadkiem? Czy on rzeczywiście tak chętnie zrezygnował z doprowadzenia do końca swego bezbłędnego planu zrabowania złota wartego parę ładnych milionów dolarów, ponieważ nie chciał zrobić krzywdy ani wam, ani tym psiakom?
– Tak – odparł Jupiter. – Przez cały czas karmił te psy i zachował wszystkie przy życiu. Musiał tylko aplikować im środki uspokajające, żeby były cicho i nie wchodziły mu w drogę. Powiedział nam, że miał zamiar je uwolnić, opuszczając na dobre jaskinię w smoku wyładowanym złotem.
Kiedy bracia Morganowie pouciekali, mógł nas przecież zmusić pistoletem do udzielenia mu pomocy w wyniesieniu złota. Mógł zabrać wystarczająco dużo, żeby stać się bogatym człowiekiem. Nie musiał wcale zabierać całych dziesięciu milionów dolarów.
Przez chwilę znakomity reżyser pociągał w milczeniu swoją fajkę.
– I naprawdę planował oddalić się z pomocą tych braci Morganów w smoku, każąc mu płynąć w nocy pod wodą?
Jupe potakująco skinął głową.
– Wydawało mi się, że smok jest za lekki, ale on zaplanował wcześniej wykorzystanie złotych sztab jako balastu. Kiedy na początku testował smoka w wodzie, jako balastu użył kamieni. I to wtedy właśnie pan Allen zobaczył go na brzegu. Wyszedł rozejrzeć się za Korsarzem w momencie, gdy smok wracał z próbnego pływania.
– A przeziębienie Shelby'ego wystarczyło wam do wyciągnięcia wniosku, że musiał on maczać palce w całej sprawie?
Jupe uśmiechnął się nieśmiało.
– Kiedy rozmawialiśmy z nim w jego domu, miał okropny kaszel. Tak więc kiedy usłyszałem kaszlącego smoka, natychmiast skojarzyłem sobie te dwa przypadki. Później dopiero stwierdziłem, że smok wydaje takie odgłosy, podobne do kaszlu, kiedy dławi mu się silnik na wolnych obrotach. Było to po części spowodowane zawilgoceniem instalacji elektrycznej podczas licznych prób podwodnych.
– Ale ten tajemniczy, chrapliwy głos, podobny do ducha z zaświatów, który ostrzegał was przez telefon, należał do Shelby'ego?
Jupe kiwnął głową.
Na twarzy Alfreda Hitchcocka odmalowało się lekkie zakłopotanie.
– Mimo wszystko, Arthur Shelby nie wygląda mi na zdeklarowanego złoczyńcę. Jak to się stało, że zwąchał się z takimi typkami, jak ci Morganowie?
– Wiedział, że mają sprzęt potrzebny do ratownictwa morskiego, i znał ich jako twardych facetów, gotowych podjęcia się każdej roboty. Potrzebował ich pomocy do prac przy urządzaniu wielkiej groty, do przebicia się przez betonową ścianę tunelu do piwnic banku, no i do wyniesienia złotych sztab. Kiedy zaoferował im milion dolarów za udział w skoku, nie wahali się ani chwili.
– A w jaki sposób zamierzali przenieść złoto z pogrążonego pod wodą smoka na pokład ich stateczku?
– Mieli sprzęt do nurkowania i kiedy Shelby znalazłby się pod wodą wystarczająco daleko od brzegu, zamierzali wziąć smoka na hol i odciągnąć go ich holownikiem na pełne morze. A potem, znalazłszy się poza zasięgiem widoczności, planowali wynurzyć smoka na powierzchnię i przeładować sztaby na statek. Po czym wziąć kurs do Meksyku.
Pan Hitchcock kiwnął ze zrozumieniem głową.
– A skąd w ogóle ten pomysł ze smokiem?
– Stąd, że Shelby znał pana Allena i wiedział, że w przeszłości kręcił on filmy ze smokami, żeby straszyć widzów. Widzi pan, na początku Shelby traktował to jako oryginalny sposób na spłatanie żartobliwego figla sąsiadowi. Dopiero kiedy dowiedział się o złożeniu w miejscowym banku sporej ilości złotych sztab, zdecydował się na zrobienie skoku. Pomyślał, że da się łatwo przerobić smoka na funkcjonalną łódź podwodną. Doskonale odpowiadał on jego nieortodoksyjnemu stylowi myślenia i nadawał się do realizacji zabawnego pomysłu wywiezienia bankowego złota na morze przez stary tunel. Jego plan spalił na panewce tylko dlatego, że smok wydał się nam nazbyt dziwaczny i postanowiliśmy zbadać jego tajemnicę.
– Nigdy bym nie przypuszczał, że pan Shelby ma dość pieniędzy, aby zbudować coś tak skomplikowanego, jak ten smok.
Bob odwrócił kilka kartek w swym notesie.
– Przeoczyłem jedną stronicę – wyjaśnił. – Pan Shelby opowiedział nam, że paru jego przyjaciół pracuje w wytwórniach filmowych. Niektórzy z nich lubią, tak jak i on, konstruować różne dziwne urządzenia. Powiedzieli mu, że w jednym z magazynów zamierzają zniszczyć takiego filmowego smoka, żeby zrobić miejsce na inne rekwizyty. Pan Shelby wybawił ich z kłopotu. Pojechał tam i wziął go od nich, przewiózł w kawałkach na miejsce i zmontował na nowo.
Pan Hitchcock zmarszczył brwi.
– Czy on miał koła?
– Nie – odparł Bob. – Panu Shelby'emu trafiła się jeszcze jedna okazja. Znalazł w Pasadenie porzucone podwozie ruchomej platformy, pozostałej po paradzie Święta Róży. Ojcowie miasta byli mu wdzięczni za odholowanie starego wraka. No i zamontował na nim filmowego smoka.
– Hmmmm. Sprytny facet – powiedział pan Hitchcock. – Ale jak to się stało, że Shelby dowiedział się o wielkiej grocie i o tunelu, podczas gdy mój przyjaciel Henry nie miał o nich pojęcia, mimo że jego dom stoi prawie dokładnie nad nimi?
– Shelby wiedział o istnieniu tunelu od dawna, od czasu, gdy pracował jako inżynier w Biurze Planowania. Ale to tylko początek. O wejściu do tunelu dowiedział się później, i to przez przypadek.
Wejście do wielkiej groty zostało zasypane osunięciem się skarpy podczas trzęsienia ziemi, które zdarzyło się na wiele lat przedtem, zanim zarówno pan Allen, jak i Shelby zamieszkali w tej okolicy – ciągnął Jupe. – Pewnego dnia Shelby, spacerując po plaży, zauważył pęknięcie w skalnej ścianie. Zaczął kopać w tym miejscu i odkrył grotę i tunel. Potem zatrudnił Morganów, którzy pomogli mu wybudować wewnętrzną ścianę. Zrobił to dla zmylenia przypadkowych przechodniów, którzy mogliby natrafić na wejście do groty. Nie chciał, żeby zapuszczali się dalej, do tunelu.
– Czy to Morganowie pomogli mu także zamaskować wejście podrabianymi skałami? – zapytał pan Hitchcock.
– Tak. To też było dobrze obmyślone. Żeby nie zwrócić czyjejś uwagi, zrobili wszystko od wewnątrz. Dopiero kiedy zasadnicza konstrukcja była gotowa, usunęli ukradkiem, nocą, skalne rumowisko i wstawili maskujące wszystko głazy i odpryski skał.
Pan Hitchcock kiwnął z uznaniem głową.
– A te załamujące się schody, na które natrafiliście pierwszego dnia… to też była sprawka Morganów?
– Nie chcieli, aby ktoś przypadkiem pokrzyżował im ich plany – odezwał się Pete. – Podcięli więc schody, aby odstraszyć ludzi od schodzenia na plażę. Ze swego holownika widzieli, jak spadaliśmy z nich na dół. A kiedy stwierdzili, że wcale nas to nie zniechęciło, przypłynęli do brzegu i zaczęli celować do nas z kuszy. Przypuszczali, że to wystarczy, aby odstraszyć nas na dobre od tego miejsca.
– Rozumiem. Ale wspomnieliście, że obaj oni zniknęli w tej pierwszej, małej jaskini. Udało się wam wyjaśnić tę zagadkę?
Bob znowu zanurkował nosem w swych notatkach.
– Weszli do tego samego dołka, do którego ja przypadkowo wpadłem. Nie była to żadna kurzawka, ale prawdziwe podziemne jeziorko, trochę tylko błotniste. Dzięki skafandrom i aparatom tlenowym przedostawali się nim do innego wyjścia, które znajdowało się w wielkiej grocie w pobliżu tunelu. Tak samo, jak się pokonuje syfony przy badaniu podziemnych grot. Było to drugie wejście do groty, używane przez nich za dnia. Nie chcieli zwracać niczyjej uwagi ani ryzykować zbyt częstego wstrząsania wielkiej skały, wiszącej nad zamaskowanym wejściem. Nawiasem mówiąc, nie pokazali się więcej po ucieczce z groty ostatniej nocy. Przypuszczam, że wstydzili się tego napadu strachu, jaki ich opanował.
– Specjalnie tego nie żałuję – powiedział pan Hitchcock. – A ta cienka rurka, w którą dmuchał Shelby, żeby otworzyć albo zamknąć sztuczną ścianę? Czy ona działała na zasadzie ultradźwięków?
Jupe przytaknął.
– Ona otwierała też i zamykała zewnętrzne, zamaskowane wrota do groty. Wydawała dwa dźwięki wysokiej częstotliwości, różniące się wysokością. Ale, prawdę mówiąc, to ona właśnie spowodowała, że Shelby wpadł we własne sidła.
– Jakim sposobem?
– Jego eksperymenty z bezgłośnym gwizdkiem przyciągnęły do niego psy z całej okolicy. Psy, jak pan wie, słyszą dźwięki wysokiej częstotliwości, niedostępne dla ludzkiego ucha. Seter pana Allena przybiegł do niego pierwszej nocy, jak tylko został wypuszczony z tej psiej przechowalni. Shelby był tym zaskoczony, ponieważ przypuszczał, że Allen przebywa jeszcze w Europie. Jego powrót oznaczał, że trzeba się spieszyć. Tej samej nocy bezgłośny gwizdek Shelby'ego przyciągnął także inne psy z sąsiedztwa. Shelby nie mógł się ich pozbyć, a miał przed sobą kupę roboty – przygotowanie smoka, wydrążenie otworu z tunelu do bankowej piwnicy, no i oczyszczenie torowiska. Wolał nie ukatrupiać psów, jak chcieli Morganowie, ale uśpił je, dodając jakieś środki uspokajające do pożywienia.
Pan Hitchcock zadumał się na dłuższą chwilę.
– Powiedzieliście mi, że ten smok ryczał. Czy jego ryki zrodziły się tylko w waszej wyobraźni?
Bob potrząsnął głową.
– Nie, nie całkiem. Te ryki i cała masa innych rzeczy, na przykład odsłanianie szyby w przedniej części smoka, uruchamiane były przyciskami na tablicy rozdzielczej. A Jupe, aby tylko zmusić smoka do jazdy, naciskał wszystkie guziki, jakie tylko tam znalazł.
– Wróćmy jeszcze do pana Cartera – powiedział Alfred Hitchcock. – Czy po tym, jak uciekające psy zwaliły go z nóg, udało mu się wydostać z jaskini?
– Tak – odparł Pete. – Kiedy poszliśmy tam, żeby pozbierać nasz sprzęt, już go nie było.
Pan Hitchcock kiwnął głową.
– Czy rzeczywiście jest on potomkiem tamtego Cartera, który zaczął budować tunel i stracił na nim swój majątek?
Jupe uśmiechnął się.
– Tak. Ale choć wiedział o istnieniu tunelu, nigdy nie udało mu się ustalić, gdzie on się znajduje. Znał tylko pierwszą jaskinię i zastawione deskami przejście do małej pieczary. Bez przerwy węszył po okolicy, toteż Shelby'ego i Morganów bardziej niepokoiła jego osoba niż my trzej. Może dlatego, iż Carter czuł, zdaje się, że dzieje się coś niezwykłego i zawsze nosił przy sobie tę wielką strzelbę.
Kiedy stwierdził, że zawaliły się schody w pobliżu jego domu, zaniepokoił się tym i zszedł na dół, aby wybadać, co to takiego. Właśnie wtedy omal nie rozdeptał Pete'a w małej pieczarze.
Pan Shelby powiedział nam, że wejście do niej zostało najwyraźniej zastawione deskami przez przemytników czy piratów już dawno temu. Doszedł do wniosku, że to oni urządzili także następne przejście, zasłonięte ruchomą kamienną płytą. Odnalazł je przez przypadek, tak jak i my. Stwierdziwszy, że niektóre stare deski były spróchniałe, zastąpił je kawałkiem sklejki. Bał się, że ktoś mógłby odkryć istnienie mechanizmu otwierającego przejście do dużej groty i tunelu. Chciał zachować je wyłącznie do własnej dyspozycji, jako wyjście zapasowe, toteż nigdy nie poinformował o nim braci Morganów.
– Pomogliście więc Arthurowi Shelby'emu pozanosić złote sztaby z powrotem do piwnic banku?
– Nie – odezwał się Bob. – Nie skorzystał z naszej oferty. Podziękował nam i stwierdził, że bierze to na siebie. Nie chciał nas mieszać w jakikolwiek sposób w tę kryminalną aferę. Wniósł tylko złote sztaby do środka i porozrzucał je byle jak. Zrobił to dla żartu. A potem załatał wydrążoną w ścianie dziurę. Przypuszczam, że dyrekcja banku odkryje po wszystkim, że jego podziemia stykają się z tunelem. My w każdym razie nikomu o tym nie powiedzieliśmy, nawet panu Allenowi.
Pan Hitchcock skinął potakująco głową.
– Jeśli się weźmie pod uwagę inżynierskie talenty pana Shelby'ego, wszystko mogło się odbyć tak, jak mówicie. Głównie dzięki temu, że historia Seaside nie miała dla niego żadnych tajemnic.
– Tak – przyznał Jupe. – A także i to, co dzieje się w tym mieście obecnie. Przez cały czas wiedział on dokładnie, do których banków można się dostać z tunelu.
– Rzeczywiście. Wciąż jednak dręczy mnie jedna mała sprawa. Powiedzieliście mi, że mój przyjaciel Henry świadomie kłamał twierdząc, że widział smoka wchodzącego do jaskini, podczas gdy było to całkiem niemożliwe.
– Och, przepraszam za tę pomyłkę – wyjaśnił Jupe. – Pan Allen tak był przejęty utratą psa, że zapomniał, jak było naprawdę. W rzeczywistości stał wtedy nie na krawędzi urwiska, ale w połowie schodów. Czy ma pan coś jeszcze?
– Nie, moi drodzy. Bardzo bym chciał poznać kiedyś tego Shelby'ego. Człowiek na tyle pomysłowy i dowcipny, aby napędzić stracha takim trzem urwisom jak wy, byłby doskonałym kandydatem na bohatera mojej następnej książki.
– Przeczytalibyśmy ją z przyjemnością – oświadczył Jupe. Bob i Pete skinęli głowami na znak, że zgadzają się z nim całkowicie.
Pierwszy Detektyw podniósł się z krzesła.
– Może już lepiej pójdziemy. Zabraliśmy panu aż za wiele czasu.
Zadowoleni z siebie chłopcy ruszyli do wyjścia. W chwilę potem nie było po nich śladu.
– Hmmm – mruknął do siebie Alfred Hitchcock. – Zastanawiam się, czy pan Shelby nie zechciałby pożyczyć mi tego wspaniałego smoka. Właśnie kupiłem z myślą o wakacjach kempingowy samochód, wielki jak autobus, i zanim wyjadę nim na autostradę Zachodniego Wybrzeża, powinienem może poćwiczyć najpierw podwójne wysprzęglanie w wielkiej grocie, za kierownicą tego potwora!