Rozdział 15. Podejrzani znikają

– Idę z wami – oznajmił Beefy, gdy zatrzymali się przed budynkiem, w którym mieszkał Thomas.

– Świetnie – Jupiter popatrzył z aprobatą na szerokie bary Beefy'ego. – Im więcej silnych, tym lepiej. Po człowieku, który zamknął Pete'a w bagażniku, można się wszystkiego spodziewać.

Weszli do małej sieni budynku. Było tam tylko czworo drzwi, wiodących do mieszkań. Na jednym z nich przy dzwonku widniała wizytówka Harolda Thomasa. Beefy ze zdecydowaniem nacisnął guzik.

– Thomas! – zawołał. – Jesteś tam?

Nie było odpowiedzi.

Jupiter ujął klamkę i nacisnął ją.

– Ostrożnie – szepnął Bob. – Ci faceci są niebezpieczni. Sam to powiedziałeś.

Jupe pchnął drzwi. Ukazał im się pokój tak cichy i uporządkowany, że robił wrażenie nie zamieszkanego.

– Panie Thomas? – zawołał Jupe. Przeszedł przez pokój i zajrzał do równie nieskazitelnej kuchni.

Beefy, Bob i Pete poszli za nim. Obejrzeli dokładnie mały przedpokój między pierwszym pokojem i sypialnią, i wreszcie samą sypialnię.

Drzwi szafy ściennej stały otworem. Poza kilkoma wieszakami nic w niej nie było.

– Przyszliśmy za późno! – Jupe podszedł do komody i wysuwał jedną szufladę po drugiej. Wszystkie były puste.

– Zwiał! – powiedział Bob.

Jupe spojrzał na zegarek.

– Minęły niemal dwie godziny od chwili, kiedy Pete go widział po raz ostatni. Ten drugi facet miał dość czasu, żeby go ostrzec. Razem ukryli gdzieś filmy, potem Thomas wrócił do domu, spakował rzeczy i wyszedł.

Chłopcy zabrali się do przeszukiwania mieszkania, a Beefy stał tylko zakłopotany, obserwując ich. Nie znaleźli nic, absolutnie nic.

– Wiedzieliśmy, że Harold Thomas jest schludnym człowiekiem – powiedział Jupe. – Teraz widzę, że jest też świetnie zorganizowany. Błyskawicznie zdołał się stąd wynieść, nie zostawiając po sobie śladu. Tak, to jest logiczne. Kradzież filmów panny Bainbridge była dobrze zorganizowana. Dokonano jej w dniu dostarczenia filmów i w czasie pożaru, gdy w laboratorium nie było nikogo poza jednym technikiem. Siedząc po prostu przy oknie swego biura, Thomas mógł się zapoznać z tokiem zajęć w laboratorium. Skąd jednak mógł wiedzieć, że filmy zostaną sprzedane firmie Wideo, a potem dostarczone do tego właśnie laboratorium?

Jupiter zwrócił się do Beefy'ego, który przysiadł tymczasem na krzesełku.

– Czy Thomas miał styczność z Grayem w czasie jego wizyt w wydawnictwie?

– Nie. O ile wiem, nie miał.

– Hmm… – Jupe utkwił wzrok w podłodze pod stolikiem przy sofie. Pochylił się i podniósł coś. – To właściwie jedyna rzecz świadcząca, że Thomas kiedykolwiek tu był. – Pokazał towarzyszom pakiecik zapałek. – Stolik się kiwa. Thomas wsunął te zapałki pod jedną z nóg.

– Tego ci trzeba! – powiedział Bob drwiąco. – W opowiadaniach o Sherlocku Holmesie wielki detektyw znajduje guzik od kołnierzyka i od razu może powiedzieć o podejrzanym wszystko, łącznie z tym, że się urodził w Irlandii i że lubi wędzone śledzie do herbaty. Masz zapałki, które są niewątpliwie cenną poszlaką. Powiedz nam wszystko o Haroldzie Thomasie!

Jupe obracał w palcach pakiecik zapałek i na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech.

– Zapałki pochodzą z restauracji “Jawa”. Z adresu wynika, że “Jawa” znajduje się niedaleko Amigos Press. Jest zupełnie możliwe, że Thomas jadł tam obiad w dzień pożaru. Po drodze wstąpił oczywiście do laboratorium ograbić ich skarbiec.

– No i co z tego? – zapytał Pete.

– “Jawa” jest restauracją indonezyjską. I nagle wszystko zaczyna układać się w całość! Właścicielowi składu wraków Thomas powiedział, że nazywa się Puck. Jest w sztuce Szekspira postać o tym imieniu. To elf, który przysparza wszystkim wielu kłopotów. Posiada także drugie imię. Mianowicie Robin Goodfellow!

– Goodfellow! – wykrzyknął Bob. – Charles Goodfellow był członkiem magicznego kręgu Madeline Bainbridge!

– Tak jest! – przytaknął Jupiter. – To jest ten brakujący członek zgromadzenia, którego nie mogliśmy odnaleźć. Wiemy, że Charles Goodfellow wychowywał się w Holandii. Wielu Holendrów przepada za kuchnią indonezyjską, ponieważ Indonezja była kiedyś kolonią holenderską. Harold Thomas też lubi tę kuchnię, skoro wybrał restaurację “Jawa”.

– O rany! – wykrzyknął Pete. – Więc Harold Thomas to Charles Goodfellow! Był członkiem zgromadzenia i znał tam wszystkich!

– Ale skąd się dowiedział o sprzedaży filmów? Który z członków zgromadzenia mu o tym powiedział! Może znał kogoś w firmie Wideo? Jeffersona Longa albo też kogoś zupełnie innego? Możemy sobie łamać głowę cały dzień i nie znajdziemy na to odpowiedzi. Wiemy jednak, że to on ukradł filmy.

– Może więc ukradł także rękopis? – powiedział Bob. – Wiedział, gdzie jest, i mógł zdobyć klucze. Zrobił duplikat tych, które Beefy trzymał w biurze.

– On mógł też wzniecić pożar – dodał Pete.

– Ale dlaczego miałby ukraść manuskrypt? Co tam mogło być takiego, czego by się lękał? – zastanawiał się Beefy.

Jupiter wzruszył ramionami.

– Kto wie? Madeline Bainbridge mogła wiedzieć o nim coś kompromitującego. Coś, co go kompromituje nawet po latach.

– Myślę, że należy zatelefonować na policję – Beefy podniósł się z krzesła. – Niezręcznie będzie wyjaśniać, skąd wiemy to, co wiemy, ale trzeba ich zawiadomić. Tu chodzi o filmy Madeline Bainbridge, a mają one nieocenioną wartość. Zatelefonujmy jednak z mojego mieszkania. W zasadzie nie mamy żadnego prawa przebywać tutaj.

W czasie krótkiej jazdy do domu Beefy był coraz bardziej podekscytowany.

– Wujowi Willowi spadnie kamień z serca – mówił, otwierając drzwi mieszkania. – Z całą pewnością to Thomas jest winowajcą w sprawie kradzieży filmów. Jeśli jeszcze policja znajdzie dowód na jego udział w podpaleniu wydawnictwa, wuj Willy będzie wolny od podejrzeń!

Beefy przeszedł całe mieszkanie, nawołując wuja, ale bezskutecznie.

– To dziwne. Wyszedł z domu rano, zaraz po waszym odejściu. Mówił, że chce zagrać w golfa. Powinien już wrócić.

Nagle zaniepokojony, Beefy poszedł do sypialni wuja. Chłopcy zostali w salonie, skąd słyszeli, jak otwiera szafę, potem trzask i łoskot przewracanych przedmiotów.

Po kilku minutach Beefy wrócił do salonu.

– Wyjechał. Musiał tu wrócić pod moją nieobecność i się spakować. Brakuje jednej małej walizki. Pewnie… pewnie wpadł w panikę i uciekł. Nie możemy teraz telefonować na policję. W tej sytuacji pomyślą, że rzeczywiście to on podpalił wydawnictwo.

– Tak się często sądzi, kiedy podejrzany znika – powiedział Jupiter.

– Poza tym, czy jesteśmy absolutnie pewni, że tego nie zrobił?

Загрузка...