DZIESIĘĆ

Dziesięć pancerników, dwanaście okrętów liniowych, siedemnaście ciężkich krążowników, dwadzieścia pięć lekkich krążowników, czterdzieści dwa ŁZ–ty – zameldował wachtowy z operacyjnego.

– Ponad połowa naszego stanu – zauważyła Desjani – chociaż mamy sporą przewagę w lżejszych jednostkach. Ciekawe, czy będą unikać walki?

– Zapewne otrzymali rozkaz powstrzymania nas albo przynajmniej opóźnienia. – Geary myślał na głos. – Ale żeby to zrobić, muszą walczyć.

– Mogą mieć niezłego stracha po tym, co zrobiliśmy z ich flotą na Lakocie… – Desjani przerwała, jakby nagle coś do niej dotarło. – Ale oni mogą nie mieć pojęcia o tym, co wydarzyło się na Lakocie. Mogą zakładać, że siły pościgowe, które podążają za nami, lada moment się tutaj pokażą…

– Prawdopodobnie ma pani rację, zwłaszcza że przylecieli albo z Anahaltu, albo z Dilawy. – Geary przyglądał się, jak syndycka formacja oddalona o osiem godzin świetlnych wchodzi na nowy wektor. Syndycy mieli już przeszło osiem godzin na podjęcie decyzji o następnym kroku i jej wykonanie.

– Na razie zachowali standardową formację prostopadłościanu.

– Może ich DON okaże się równie głupi jak jego kolega z Kalibana – zasugerowała Desjani.

Wspomniany dowódca przeprowadził szarżę na przeważające siły Sojuszu, pozwalając Geary’emu na unicestwienie swojej floty dzięki umiejętnemu skoncentrowaniu ognia.

– To byłoby miłe z jego strony – przyznał Geary – ale nie powinniśmy liczyć na takie przypadki. Zaczynam mieć obawy, że zabijamy najgłupszych DONów Syndykatu szybciej, niż oni ich promują.

– Nie przeceniałabym wydolności systemu, który promuje głupców na takie stanowiska, sir.

Czując zbliżającą się walkę, Desjani odzyskała wigor, potrafiła nawet zdobyć się na żart, choć z drugiej strony Geary nie potrafił odmówić jej racji w kwestii oceny Syndykatu.

– Załóżmy więc, że ta osoba nie należy do grona głupców. Uważa pani, że wybierze szybkie ataki na nasze flanki albo jeśli nakażę ponowny podział floty, będzie atakować całą siłą pojedyncze zgrupowania?

Desjani rozważyła obie opcje.

– Sądzę, że będą walczyć w dobrze znany nam sposób: szarżując na złamanie karku. Jeśli nawet spróbują jakichś bardziej wyszukanych form ataku, będzie to raczej szarża na któreś ze zgrupowań niż szybkie przejścia ogniowe na flankach czy atak na najdalej wysunięte formacje w stylu, którego pan nas nauczył. Moim zdaniem tak właśnie postąpią.

Na szczęście zdołał niedawno skoncentrować swoje siły w jedno wielkie zgrupowanie, które Syndycy musieli zaatakować. Ale w takim szyku nie mógł wykorzystać wszystkich swoich okrętów do uderzenia na znacznie mniejsze siły wroga, przez co tracił przewagę uzyskaną dzięki większej liczebności. Z drugiej strony, gdyby Syndycy faktycznie uderzyli dzisiaj w jedną z podformacji zamiast na główne siły floty, taktyka zastosowana na Kalibanie też nie przyniosłaby pożądanych rezultatów. Musiał wymyślić coś zupełnie nowego.

Rione zdążyła już dotrzeć na mostek, skupiła się na odczytach wypełniających ekran wyświetlacza przed jej fotelem, a potem odezwała się do Geary’ego:

– Co zamierza pan zrobić?

Komodor wskazał palcem na własny wyświetlacz, na którym nowy wektor ruchu rozciągniętej syndyckiej formacji przecinał łuk marszruty jego okrętów, wyznaczając idealny kurs przejęcia floty Sojuszu. Linie stykały się w miejscu oddalonym o kilka godzin świetlnych, przypominając w tym momencie dwie bliźniacze skrzyżowane szable.

– Zamierzam spotkać się z wrogiem, pani współprezydent, za mniej więcej półtorej doby.

Rione sprawdziła na wyświetlaczu liczebność jednostek wroga, potem przeniosła wzrok na Geary’ego i pokręciła głową.

– To mi przypomina walkę z hydrą – powiedziała. – Możemy zniszczyć każdą liczbę okrętów Syndykatu, ale zawsze pojawią się następne.

– Budują je nieustannie i w odróżnieniu od nas mogą liczyć na uzupełnienia – odparł Geary.

– Sugerowałabym schwytanie ich DONa żywcem, kapitanie Geary. Ten człowiek może nam odpowiedzieć na wiele pytań.

* * *

– Kapitanie odbieramy wąskopasmowy, kierunkowy przekaz z zamieszkanej planety systemu. Jest adresowany do kapitana Geary’ego.

Desjani spojrzała na komodora z niepokojem. Do kontaktu z syndycką flotyllą pozostało jeszcze niemal osiem godzin, nie rozpoczęli nawet przyjmowania właściwego szyku bojowego.

– Odbiorę – powiedział Geary i natychmiast polecił: – Kapitan Desjani też powinna widzieć przekaz.

W okienku, które pojawiło się przed jego twarzą, ukazała się siedząca za biurkiem starsza kobieta w mundurze DONa średniego szczebla.

– Zastanawia się pan, jak sądzę, dlaczego starszy oficer światów Syndykatu, a zarazem przywódca tego systemu gwiezdnego zwraca się do pana, kapitanie Geary, i to w sposób wskazujący na chęć ukrycia tego połączenia przed innymi czynnikami oficjalnymi. – Wskazała ręką zdjęcie leżące na blacie przed nią. – Miałam brata, sądziłam, że zginął przed laty w wypadku. Dzisiaj mam brata i wiedzę, że korporacja powiązana z członkiem najwyższych władz światów Syndykatu wykreśliła jego i kilkuset innych pracowników zatrudnionych na Wendigu tylko po to, żeby poprawić niewielki niedobór w rocznym sprawozdaniu finansowym. Mam też bratową i kilkoro bratanków, o których nie wiedziałam, a wszyscy oni zawdzięczają życie panu. – Wreszcie rozpoznał twarz ze zdjęcia. Spoglądał na młodszego o kilka dziesięcioleci burmistrza Alfy. Kobieta piastująca stanowisko DONa planety pokręciła głową. – Nie wspomnę już o niezliczonych ofiarach wśród ludności tego systemu, gdyby zdecydował się pan na rozpoczęcie bombardowań. Ale słyszałam od ludzi z Corvusa, Sutrah, a nawet Sancere, że wszędzie zachowywał się pan podobnie jak tutaj, atakując jedynie cele militarne i przemysłowe w odwecie za nasze ataki na pańską flotę. Nie jestem w stanie zliczyć, ile milionów, jeśli nie miliardów obywateli Syndykatu mógł pan zabić, ale wiem, że nie zrobił pan tego. – Syndyczka uśmiechnęła się ponuro. – Teraz dziękuję panu i pańskiej flocie za ich ocalenie, chociaż otrzymałam wyraźne rozkazy, aby podjąć wszelkie działania umożliwiające zniszczenie choćby jednego okrętu albo opóźnienie pańskiego marszu, i to bez względu na wysokość poniesionych strat także wśród ludności cywilnej tego systemu. Zdaję sobie doskonale sprawę z sytuacji, w jakiej się pan znajduje. Chyba z sześć razy słyszałam, że dowodzona przez pana flota została powstrzymana i wkrótce zostanie zniszczona. Tylko żywe światło gwiazd wie, jak udało się panu dotrzeć tak daleko. Fakt, że otrzymał pan możność dowodzenia tą flotą, kapitanie Geary, a cały potencjał światów Syndykatu nie był w stanie pana powstrzymać, każe mi uwierzyć, że żywe światło gwiazd ma naprawdę coś do powiedzenia podczas tej wojny. A to, że używa pan potęgi stworzonej do zabijania, aby ocalić życie wrogom, każe mi być wdzięczną za jego interwencję. Jestem pana dłużniczką, kapitanie Geary, a zapewniam, że spłacam swoje długi. Pańska flota wyrusza do walki ze znacznymi siłami światów Syndykatu, nad którymi macie jednak sporą przewagę liczebną. Mimo że nasi przywódcy starają się ukryć wszelkie dane dotyczące pana i tej floty, po systemach krąży wiele nieoficjalnych raportów. Sądząc z ich treści, nasza flotylla nie przetrwa tego starcia, ale dzięki informacjom o pańskim dotychczasowym postępowaniu nie obawiam się. Pańska flota stanowi mniejsze zagrożenie dla ludności mojego systemu niż nasza własna Rada Najwyższa. – Po raz kolejny pokręciła głową. – Nigdy nie zapomnę tego, co pan dla nas zrobił, kapitanie Geary. Wielu z nas zrozumiało już dawno, że ta wojna straciła sens w dniu, w którym wybuchła. Mamy już dość wiązania końca z końcem w wymiarze systemowym, kiedy nasi przywódcy trwonią cały dochód światów Syndykatu na wojnę, której nie da się wygrać. Proszę przekazać waszym przywódcom, kiedy dotrze pan do domu, że tutaj także są ludzie, którzy nie mają zamiaru dalej walczyć i będą otwarci na rozmowy… – Syndyczka zamilkła. – Dwadzieścia lat temu, kiedy zamykaliśmy nasze przedstawicielstwa na Dilawie, władze uznały, że nie opłaca się przewozić wszystkich surowców wydobytych w tamtejszych kopalniach. Sporo tego tam zostało, mówię panu o tym na wypadek, gdybyście potrzebowali uzupełnienia zapasów na dalszą drogę.

Okienko zamknęło się, a pogrążony w myślach Geary opadł na oparcie fotela.

– Czy możemy jej zaufać? – zastanawiała się na głos Desjani.

– Nie mam pojęcia. Gdzie jest współprezydent Rione?

– W swojej kabinie, jak sądzę.

– Proszę przesłać jej kopię tego przekazu z prośbą o ocenę. – Desjani skrzywiła się, wprawdzie tylko na moment, ale Geary zdołał to dostrzec. – Nieważne. Sam to zrobię.

Pięć minut później Rione pojawiła się na mostku.

– Uważam, że była z panem szczera.

– Chciała rozmów pokojowych, spodziewała się, że pokonamy syndycką flotyllę, i powiedziała, gdzie znajdziemy zapasy surowców dla naszych jednostek pomocniczych – wyliczał Geary. – Jeśli władze Syndykatu dowiedzą się o jednej z tych rzeczy, straci głowę w okamgnieniu.

Rione spoglądała na Geary’ego, w zamyśleniu kiwając głową.

– Takie zachowanie wskazuje na znacznie większy stopień rozkładu panującego we władzach Syndykatu. DON systemu gwiezdnego powiedział nam otwarcie, że już nie popiera tej wojny.

– Co więcej, sympatyzuje z nami w obliczu walki z siłami Syndykatu – wtrąciła Desjani, najwidoczniej rozdarta pomiędzy wdzięcznością a odrazą. Zanim komodor zdążył jej odpowiedzieć, odezwała się Rione.

– Marynarka wojenna była głównym czynnikiem, dzięki któremu władze światów Syndykatu panowały nad swoimi terytoriami. Jeśli ktoś był zbyt niezależny, mógł się spodziewać rychłego przybycia okrętów wojennych, które wymuszały bezwzględne posłuszeństwo wobec decyzji Rady Najwyższej. Im więcej okrętów niszczymy w walce, tym więcej swobody dajemy lokalnym przywódcom, takim jak ta kobieta.

– Ale w tamtej flocie służą jej ziomkowie. – Desjani zwróciła się do Geary’ego. – To, że zachęca nas do walki przeciwko nim, powinno mieć wpływ na naszą ocenę jej osoby.

Rione zaprzeczyła, kierując swoje słowa także prosto do komandora.

– Systemy gwiezdne, które ominął hipernet, zapewne wysyłają o wiele mniej ludzi na służbę w marynarce, w miarę upływu czasu maleje w nich też poczucie przywiązania do światów Syndykatu.

Geary odwrócił się do Desjani i w tym momencie zdał sobie sprawę, że obie kobiety mówią wyłącznie do niego, ignorując się wzajemnie, jakby znajdowały się w osobnych pomieszczeniach i miały możliwość komunikacji tylko z nim. Desjani wzruszyła ramionami.

– Syndyczka, którą widzieliśmy, jest politykiem, a ludzie jej pokroju, jak sądzę, nie mają zbyt wielu wyrzutów sumienia, poświęcając życie własnych żołnierzy.

Widział, że Wiktoria zacisnęła zęby, ale nadal nie spojrzała na Desjani.

– Powiedziałam panu, co o tym sądzę, kapitanie Geary. A teraz, jeśli pan pozwoli, mam też inne sprawy do załatwienia. – Odwróciła się i opuściła mostek.

Geary przycisnął do czoła opuszki palców lewej dłoni, starając się powstrzymać tym gestem narastający ból głowy.

– Kapitanie Desjani – powiedział tak cicho, by nikt oprócz niej tego nie usłyszał – będę wdzięczny, jeśli zaprzestanie pani otwartej walki ze współprezydent Rione.

– Otwartej walki? – odparła Desjani równie ściszonym głosem. – Nie rozumiem, sir.

Spojrzał na nią groźnie, ale zauważył, że zerka w jego stronę, naprawdę nic nie rozumiejąc.

– Nie zamierzam wdawać się w szczegóły.

– Obawiam się, że będzie pan musiał, sir.

Desjani mogła wierzyć, że prowadzi go żywe światło gwiazd, jeśli chodziło o sprawy związane z dowodzeniem, ale w wypadku relacji z Rione miała z pewnością odmienne zdanie.

– Proszę się zachowywać, jakby znajdowała się w tym samym pomieszczeniu co pani.

– Ale jej tu nie ma, sir. Właśnie opuściła mostek.

– Czy pani kpi ze mnie, kapitanie?

– Nie, sir. Nigdy bym sobie na to nie pozwoliła – odpowiedziała absolutnie serio. Na tyle, na ile ją znał.

Czas zakończyć to starcie. Nie mógł zagłębiać się w szczegóły, nie wpadając przy tym w gniew, a to nie uszłoby uwagi reszty załogantów przebywających aktualnie na mostku, czego zdecydowanie wolał uniknąć.

– Dziękuję, kapitanie Desjani. Cieszy mnie, że to słyszę. Wystarczy mi kłopotów.

Desjani wyglądała na lekko zmartwioną, gdy opuszczał mostek, by dogonić Wiktorię. Miał nadzieję, że będzie posiadała kilka nowych informacji, i chciał zadać jej jedno ważne pytanie. Nie szła zbyt szybko, dlatego udało mu się dogonić ją w połowie korytarza.

– Powiedz mi prawdę – zażądał. – Czy z Sojuszem też jest tak źle?

– Dlaczego pytasz? – Ton Rione był obojętny jak zawsze.

– Ponieważ nie wyglądałaś na zachwyconą, gdy dowiedziałaś się, że u Syndyków jest równie źle. Twierdziłaś kiedyś, że armia Sojuszu jest niezadowolona z rządu, że wszyscy są już zmęczeni tą wojną, ale czy u nas jest tak samo źle jak u Syndyków? Czy Sojuszowi grozi rozpad?

Rione zatrzymała się ze wzrokiem wbitym w pokład i skinęła głową, nie podnosząc głowy.

– Sto lat wojny, John. Nie pokonaliśmy ich, oni też nie zdołali wygrać, ale obie strony wykrwawiły się niemal na śmierć.

– To dlatego wybrałaś się z flotą na tę wyprawę? Nie chodziło tylko o to, że admirał Błoch może chcieć ogłosić się dyktatorem, ale również o to, że jeśli wygra, wymęczony naród podąży za nim, ponieważ utracił wiarę w sens Sojuszu?

– Bloch nie mógł wygrać – oświadczyła ze spokojem w głosie Rione. – Zginąłby, gdyby spróbował.

– Zabiłabyś go. – Skinęła głową. – Bloch musiał wiedzieć, że byłabyś do tego zdolna. Chyba zabezpieczył się na taką okoliczność.

– Zabezpieczył się – leciutki uśmiech zagościł na moment na ustach Wiktorii – ale niewystarczająco dobrze.

Geary spojrzał na nią zdumiony.

– A co wtedy stałoby się z tobą?

– Nie jestem pewna. Zresztą to nie miałoby żadnego znaczenia. Liczyło się tylko powstrzymanie dyktatora.

Nie dostrzegał w jej postawie żadnej kpiny ani nieszczerości. To były jej prawdziwe myśli.

– Zginęłabyś, byle zyskać pewność, że i on nie przeżyje. Wiktorio, czasem przerażasz mnie jak cholera.

– Czasami sama siebie przerażam jak cholera. – Nadal zdawała się mówić poważnie. – Mówiłam ci o tym, John. Uważałam, że człowiek, którego kochałam, poległ na tej wojnie. Nie miałam po co żyć. Gdyby Sojusz upadł, nie pozostałoby mi zupełnie nic. Skoro mój mąż mógł zginąć za Sojusz, mogłam i ja.

– Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym na samym początku?

Rione długo wpatrywała się w niego, zanim odpowiedziała:

– Gdybyś był kimś pokroju admirała Blocha, nie potrzebowałbyś żadnego wsparcia. A gdyby okazało się, że jesteś jednak Black Jackiem, nie uwierzyłbyś mi. Pomysł, że Sojusz może upaść, wydałby ci się nie do przyjęcia. Musiałeś przekonać się na własne oczy, jak trudna jest sytuacja. A ja mówiłam ci o rzeczach, których mogłeś nie dostrzegać. – Rione potrząsnęła głową. – Sondowałam cię, obserwowałam, robiłam wszystko, aby mieć wpływ na sposób, w jaki podejdziesz do dzisiejszej sytuacji.

– Co znaczy: wszystko? – To zdanie zabrzmiało zbyt chłodno nawet jak na Rione. – Kiedyś powiedziałaś, że nie prześpisz się ze mną tylko dlatego, żeby mieć na mnie wpływ.

Spojrzała mu prosto w oczy.

– Bo to nie był jedyny powód. Ale po części dla niego spałam z tobą. Zadowolony? Posiadłeś moje ciało, ja twoje, a w ciemności nocy szeptałam ci o konieczności obrony Sojuszu przed ludźmi, którzy nie zawahają się go zniszczyć, twierdząc, że niosą mu ratunek. Ale nie zaprzeczam, lubiłam kochać się z tobą. Przyznaję się bez bicia. Jednakże przyszedł taki dzień, w którym zrozumiałam, że już nie muszę się ciebie obawiać, i pojęłam, że zaczynam zdradzać mojego męża, którego wciąż kocham, a przecież on może jeszcze żyje gdzieś tam w syndyckim obozie pracy. Nie oddałam jej ciebie dlatego, że jestem taka szlachetna, John. Zrobiłam to dla siebie, ponieważ wykonałam już swoją robotę.

Nie potrafił w to uwierzyć. Ani jej wygląd, ani ton nie uległy zmianie, ale wciąż pamiętał słowa, jakie wypowiedziała w stanie upojenia alkoholowego, i nie potrafił ich wyrzucić z pamięci, nawet gdy starał się bezstronnie ocenić jej dotychczasowe poczynania. Nadal też nie potrafiła wymówić imienia i nazwiska Desjani.

– Nikomu mnie nie oddałaś. I daj spokój kapitan Desjani.

– Możesz okłamywać sam siebie, John, ale nie próbuj robić tego ze mną.

– Dlaczego wciąż przebywasz na pokładzie Nieulękłego? Nadal mamy we flocie sporą liczbę ocalonych jednostek republiki Callas, mogłaś na nie wrócić w każdej chwili.

– Ponieważ będziesz mnie potrzebował, gdy wrócimy do domu. Nie jako wroga, ale jako sprzymierzeńca. Wiem, jak polityczni przywódcy Sojuszu zareagują na twój powrót. Oto powraca Black Jack, zbawca floty i całego Sojuszu. Nie możesz wziąć tego, co oferują ci niektórzy z nich w zamian za umocnienie ich władzy. Nie możesz zrobić tego, czego pozostali będą się obawiali, i przywłaszczyć całej władzy sobie. Nie, John – powtórzyła Rione. – Musisz stać na przedmurzu Sojuszu i chronić go przed wszystkimi wrogami, zarówno zewnętrznymi, jak i wewnętrznymi, ponieważ to jest twoja rola, rola człowieka ze znacznie prostszej przeszłości. Tylko ja mogę ci pomóc walczyć przeciw tym, którzy będą cię chcieli wykorzystać albo zgładzić ze strachu.

– Zgładzić mnie? Uważasz, że rząd Sojuszu będzie stanowił dla mnie zagrożenie?

– Gdybym była członkiem Rady Najwyższej w chwili twojego powrotu, także głosowałabym za twoim natychmiastowym aresztowaniem i ogłoszeniem ludności, że wyruszyłeś na kolejną ściśle tajną misję. Zrobiłabym to w obawie, że jesteś kimś w rodzaju admirała Blocha albo kapitana Falco. Będąc tutaj, dowiedziałam się, że jest inaczej, i chcę się podzielić tą wiedzą z pozostałymi senatorami. Uwierz mi, będziesz mnie potrzebował – podkreśliła Rione. – Nawet ci politycy, którzy mnie nie znoszą, a jest ich całkiem sporo, wiedzą, że za nic nie zdradziłabym Sojuszu. Moje słowa będą dla nich wiele znaczyć.

Geary odwrócił wzrok, rozmasował kark dłonią, starając się rozważyć jej słowa. Bez względu na to jak trudne wydawało mu się zadanie dostarczenia tej floty w jednym kawałku do przestrzeni Sojuszu, życie w domu po powrocie wydawało mu się proste. Miał złożyć urząd, udać się do jednego ze znanych mu kiedyś miejsc, aby ukryć się tam przed legendą Black Jacka i wydumanymi oczekiwaniami tych, którzy wciąż by uważali, że został przysłany przez żywe światło gwiazd, aby ocalić flotę i cały Sojusz. Trzymał się kurczowo tej wizji, by nie przytłoczyły go wydarzenia ostatnich miesięcy, chociaż pomysł odejścia od tych okrętów i ludzi wydawał mu się z dnia na dzień coraz mniej właściwy. A teraz musiał przyznać, że będzie musiał stawić czoło jeszcze wielu przeciwnościom, zanim zdoła opuścić stanowisko głównodowodzącego.

– Dziękuję, Wiktorio. Wiem, że twoja pomoc będzie nieoceniona.

– Nie dziękuj mi – poprosiła. – Nie robię tego dla ciebie.

– Tak czy inaczej, dziękuję. Chcesz porozmawiać o zbliżającej się bitwie?

– Poradzisz sobie. Zawsze ci się udaje.

Tym razem z trudem pohamował się od wybuchu.

– Do cholery, ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję ja albo ktokolwiek w tej flocie, jest zbytnia pewność siebie! Postaram się zminimalizować straty, ale to starcie nie będzie wcale proste ani bezbolesne!

Rione uśmiechnęła się w sposób, który doprowadzał go zawsze do białej gorączki.

– Widzisz. Już wiesz o wszystkim. Nie muszę ci niczego mówić. Chcesz czegoś jeszcze?

– Tak – powiedział Geary. – Może porozmawiamy o tym, gdzie flota uda się po dotarciu na Anahalta albo Dilawę?

Rione rozłożyła ręce w geście bezsilności.

– Podążaj za swoim instynktem, kapitanie Geary. Jest o wiele lepszy niż mój, przynajmniej dopóki nie opuścimy przestrzeni Syndykatu.

– Zależy mi też na twojej opinii w sprawie tej Syndyczki, nie wiem, czy mogę jej zaufać.

– Oczywiście, że nie możesz. Co wcale nie znaczy, że tym razem kłamała. Sprawdź, czy to co mówiła o Dilawie, pasuje do zapisów, jakie posiadamy na temat tego systemu. – Rione odwróciła się, a potem rzuciła jeszcze na odchodnym przez ramię: – To rada polityka. Jeśli chcesz rady żołnierza, zwróć się do tej swojej pani kapitan. Tym sposobem zyskasz kolejne dwie sposobności do miziania się z nią na służbie.

Obserwował w milczeniu odchodzącą Wiktorię, wiedząc, że każde jego zdanie spotka się z bolesną ripostą.

* * *

Cztery godziny do kontaktu z Syndykami. Flotę Sojuszu dzieliło od formacji wroga niespełna pięćdziesiąt minut świetlnych, oba zgrupowania leciały z prędkością około 0.1 świetlnej, dzięki czemu mogły osiągnąć w czasie przejścia ogniowego maksymalną celność. Geary mógł obserwować działania wroga podjęte przed niespełna godziną, podobnie zresztą jak Syndycy. Miał jeszcze sporo czasu do zmiany szyku na bojowy, a nie zamierzał zbyt wcześnie informować syndyckiego dowódcy o swoich zamiarach.

– Kapitanie Geary. Chcielibyśmy panu coś pokazać.

Rozpoznał głos Desjani i udał się do przedziału, w którym przebywała, próbując nie okazywać strachu mijającym go członkom załogi Nieulękłego. Mimo że musiał skupić się na przygotowaniach do bitwy, wciąż rozpraszał go niepokój o kolejne kroki spiskowców. A to wezwanie sugerowało, że znów uderzyli.

Przedział, do którego go wezwano, był jedną ze stacji kontroli głównych systemów okrętu, co od razu potwierdziło jego obawy. Gdy zamknął za sobą właz, zobaczył kapitan Desjani, komandora porucznika odpowiedzialnego za bezpieczeństwo na okręcie i wirtualny wizerunek kapitan Cresidy.

– Co mamy tym razem?

Desjani i jej podwładny spojrzeli równocześnie na Cresidę, która właśnie manipulowała przy modułach blokowych stojących tuż za nią.

– Zastanawiałam się nad tym problemem, sir – zaczęła mówić po chwili.

– Zastanawiałam się, jak Obcy mogą nas śledzić. Ta sprawa z wirusami kazała mi się bliżej przyjrzeć naszym systemom, czy przypadkiem nie mamy tam czegoś jeszcze.

Geary zmarszczył brwi.

– Obcy? Nie chodzi o nowe wirusy wyprodukowane przez spiskowców z floty?

– Nie, sir. Znaleźliśmy coś, co z pewnością nie pochodzi ze źródeł wewnętrznych floty. Musieliśmy wtajemniczyć w sprawę oficera do spraw bezpieczeństwa z Nieulękłego.

– Jesteście pewni, że to nie robota kogoś z naszych? – Geary spojrzał z zakłopotaniem na Desjani i komandora porucznika. – To nie wszystko, co znaleźliście?

Cresida przytaknęła.

– Tak, sir. Zastanawiałam się właśnie nad kwestią, czy nie mamy w systemie czegoś jeszcze, czegoś, co pozwoliłoby Obcym na śledzenie naszych ruchów, i nad tym, gdzie mogliby to ukryć. Wiedziałam jedno: nie ukryto tego w żadnym miejscu ani programie, który sprawdzalibyśmy albo chcielibyśmy sprawdzać w razie sytuacji alarmowej. Dlatego sprawdzałam wszystko inne, każdy podręczny sprzęt, szukając czegoś nietypowego, co nie powinno znajdować się w naszych systemach.

Komandor porucznik nacisnął jakiś klawisz i pojawił się przed nimi wyświetlacz, na którym widać było dziwny obraz przedstawiający całą serię zachodzących na siebie fal.

– To przedstawienie graficzne rozkazów przesyłanych przez system nawigacyjny, sir – wyjaśnił oficer. – Nie kody, ale propagacja sygnałów elektronowych. Oczywiście przeskalowana do częstotliwości zauważalnych dla nas. Kapitan Cresida zauważyła, że ktoś albo coś wykorzystuje te fale do przenoszenia innych danych. – Wskazał na poruszające się szczyty i boki fal.

Cresida także na nie wskazała.

– Nie wiem, jak oni tego dokonali, ale uaktywnili wirusy za pomocą samoreprodukujących się modulacji w skali kwantowej. Każda cząsteczka tego sygnału ma charakterystykę kwantową. A Obcy zapisali w tych charakterystykach pewien rodzaj programu. Wiem, że to nie dzieło natury, ponieważ w takim wypadku mielibyśmy do czynienia z wieloma różnicami występującymi w cząsteczkach składających się na sygnał. A tutaj ich nie ma. To powtarzające się wzory. Nie wiemy, do czego one mogą służyć ani jak działają, ale z pewnością nie powinno ich tutaj być.

Desjani wskazała głową na ekran.

– Wydaje mi się, że wykryliśmy naszego agenta Obcych, kapitanie Geary.

– Szlag… Są w naszych systemach nawigacyjnych?

– I w komunikacyjnych. Sprawdzamy jeszcze pozostałe systemy, ale na razie nie wykryliśmy niczego podobnego.

Zadziwiony Geary obserwował obrazy na ekranie wyświetlacza.

– Tym sposobem ustalają, gdzie aktualnie jesteśmy, i przekazują tę informację dalej. Czy to coś może przekazywać wiadomości z prędkościami nadświetlnymi?

Cresida wyglądała na mocno sfrustrowaną.

– Nie wiem! Nie wiem nawet, jak to działa, nie mówiąc już o tym, do czego służy. Wiem tylko tyle, że nie powinno tutaj być.

– Żaden z naszych programów kontrolnych ani firewalli nie był w stanie wykryć tych modulacji – wtrącił komandor porucznik. – Były dla nich zbyt, hmm… obce, przepraszam za wyrażenie.

– I nic z nimi nie możemy zrobić? – zapytał Geary. – Mamy pozwolić, żeby coś takiego zainfekowało wszystkie nasze systemy?

Tym razem Cresida uśmiechnęła się paskudnie.

– Nie, sir. Może nie wiem, jak one działają, ale potrafię je zlikwidować.

– Po raz pierwszy słyszę, że wyraża się pani jak rasowy komandos, kapitanie Cresida. Jak je zlikwidujemy?

Cresida wskazała ponownie na ekran.

– Jestem pewna, że zdołamy wytworzyć wzory fal kwantowych posiadające charakterystyki znoszące widoczne modulacje. W efekcie gdy nałożymy je na siebie, dojdzie do usunięcia nadpisanych zakłóceń. Nie musimy wiedzieć, jak działają te wzorce ani w jaki sposób są w stanie powołać do życia tak krótkotrwałe negatywy samych siebie. W chwili gdy zneutralizujemy nadpisane treści do zerowego prawdopodobieństwa, zniknie groźba ich odtworzenia, może poza jakimiś szczątkowymi emisjami, które jednak nie zdołają odtworzyć całości.

Geary skrzywił się, nie potrafił pojąć wszystkiego.

– W jaki sposób mogą pojawić się szczątkowe emisje, skoro neutralizacja sprowadzi je do niemal zerowego prawdopodobieństwa?

– To… specyfika kwantów, sir. Dla nas nie ma większego sensu, ale na ich poziomie to norma.

Komandor porucznik poparł ją.

– Kapitan Cresida zaproponowała stworzenie programu antywirusowego opartego na wzorcach prawdopodobieństwa kwantowego, który potrafi wykrywać modulacje i je usuwać. To zupełnie nowatorska idea, ale jesteśmy w stanie napisać taki program.

– Dziękuję, kapitanie Cresida. Nie przesadzę, jeśli powiem, że cała ludzkość jest dzisiaj pani dłużnikiem. Chciałbym, aby pani wprowadziła w tę sprawę także porucznika Igera. Macie już jakieś pomysły, jak to się dostało do naszych systemów?

Wymienili się spojrzeniami, ale tylko Desjani odpowiedziała.

– Zastanawiałam się nad tym od momentu, w którym kapitan Cresida pokazała mi te modulacje. Podejrzewa pan, że wrota hipernetowe są dziełem Obcych, sir. Nieulękły, podobnie jak wszystkie pozostałe jednostki floty, posiada na pokładzie osobny klucz, który ma własny system operacyjny.

Cresida zrobiła wielkie oczy.

– A one współpracują z systemami nawigacyjnymi okrętów. Pani może mieć rację. Trzeba zajrzeć do kluczy i sprawdzić, co tam znajdziemy.

Jej wypowiedź wyraźnie zmartwiła komandora porucznika.

– Co zrobimy, jeśli źródłem infekcji okaże się klucz? Odizolujemy go? Tym sposobem możemy go uszkodzić.

– Słuszna uwaga – przyznała Cresida. – Musimy zachować najwyższą ostrożność przy kluczach. Ale możemy przecież postawić zapory antywirusowe pomiędzy kluczami a resztą systemów okrętu, jak tylko uruchomimy nasz program.

– Zróbcie tak – rozkazał Geary. – Jeśli będziecie czegoś potrzebowali, a ktoś wam odmówi, dajcie mi znać.

– Dobrze, sir, ale wolałabym rozpocząć prace już po bitwie.

– Bitwa? – Geary omal nie uderzył się dłonią w czoło. Rozwiązując problemy związane z wewnętrznymi wrogami i nieprzyjaznymi Obcymi, na moment zapomniał o najbardziej realnym zagrożeniu. Tak, oczywiście, zaraz po bitwie. Jeśli wydarzy się coś jeszcze w tej sprawie, a nie będzie wymagało natychmiastowej interwencji, proszę wstrzymać się z meldunkami.

Nie mogę się teraz rozpraszać. Zbyt wiele okrętów tej floty może zostać zniszczonych, jeśli nie skupię się na największym zagrożeniu. Modulacja wykryta przez Cresidę nie powinna mieć wpływu na przebieg najbliższego starcia, ale na dłuższą metę może Obcym mocno utrudnić pomoc Syndykom. Zdaje się, że odkryliśmy jedną z waszych sztuczek, wy cholerne bękarty. A kiedy odkryjemy ich więcej, przyjdzie pora, by porozmawiać o tym, co ludzie zrobią z Obcymi, którzy śmieli nimi manipulować.

* * *

Pozostała godzina do starcia, o ile obie formacje nie zmienią prędkości i wektora podejścia. Geary obserwował obraz wrogiej flotylli sprzed dwunastu minut. Syndycy wciąż zachowywali prostopadłościenny szyk, zwrócony najmniejszą ścianą w stronę floty Sojuszu. Wyglądało to tak, jakby gigantyczny młot szykował się do zadania miażdżącego uderzenia.

– Gotowi? – Komodor zapytał Desjani.

– Teraz? – odpowiedziała pytaniem wpatrzona w ekrany, na których widniała flotylla wroga.

– Tak, nie mogłem wykonać tego manewru wcześniej, aby wróg nie zauważył, że zadziałamy niezgodnie z tradycją, ale teraz dam dowódcy Syndyków czas na reakcję, aby w odpowiednim momencie skontrować jego posunięcie. – Geary nacisnął klawisz komunikatora. – Do wszystkich jednostek floty Sojuszu, formować szyk Echo Cztery, czas trzy zero, oś formacji względem okrętu flagowego.

Gdy nadszedł wyznaczony czas, wielka formacja delta złamała szyki, wszystkie jednostki rozpoczęły skomplikowany taniec, wyruszając na nowe pozycje w pięciu zgrupowaniach.

– Przypomina mi szyk zastosowany na Lakocie za pierwszym razem – zauważyła Rione, gdy flota zakończyła manewr.

– Jest podobny – potwierdził Geary. – Zgrupowania przypominające monety są bardzo elastyczne. Mogę nakazać im bardziej skomplikowane zwroty, ponieważ mają odpowiedni kształt i są o wiele mniejsze. Ale tym razem rozmieszczę je nieco inaczej niż w Echo Pięć, zastosowanym na Lakocie.

Cztery mniejsze monety, zwrócone płaszczyzną w stronę wroga, utworzą czworokąt, a w jego centrum, ale nieco z tyłu, będzie się znajdowało największe zgrupowanie z Nieulękłym w środku.

– Jednostki pomocnicze znów będą służyć za przynętę?

– Nie. Tym razem będziemy je chronić. Zatrzymałem je na zapleczu mojego zgrupowania, ponieważ mam dla nich zadanie i jeśli Syndycy zdecydują się na nie uderzyć, trafią na bardzo nieprzyjemną niespodziankę.

Geary czekał, wszyscy czekali, minuty upływały, a Syndycy podlatywali coraz bliżej. Było pewne, że dowódca wroga nie zamierza po prostu uderzyć w sam środek, ale jego okręty wciąż nie wykonywały zwrotu i wciąż nie wiadomo było, gdzie uderzą. Dwadzieścia minut do kontaktu. Piętnaście minut do kontaktu. Czy ten Syndyk nie potrafi podjąć właściwej decyzji, jest totalnym głupcem, a może zwleka do ostatniej chwili ze zmianą kursu własnej formacji?! – pieklił się Geary.

Byli już zbyt blisko, prostopadłościan syndyckich okrętów mógł uderzyć w którekolwiek zgrupowanie Sojuszu. Komodor wiedział, że nie może już dłużej czekać. Błyskawicznie porównał możliwe w tej sytuacji rozwiązania, ustalając reakcje swoich jednostek, które musiały wykonać bardzo skomplikowany manewr. Nie zapomniał uwzględnić sił działających na okręty podczas tak gwałtownego zwrotu. Mając nadzieję, że uniknął krytycznej pomyłki, wydał kolejny rozkaz.

– Formacja Echo Cztery Dwa, jednoczesny zwrot i zmiana kursu na bakburtę zero osiem pięć stopni, góra jeden zero, czas jeden pięć. – Ten manewr powinien zmienić płaską jak ściana formację w klin przypominający ostrze noża, które przetnie syndycką flotyllę od lewej w górę. – Formacja Echo Cztery Trzy, jednoczesny zwrot i zmiana kursu na sterburtę zero osiem jeden stopni, dół jeden zero, czas jeden sześć. – To samo, tylko ustawiona na jego lewej flance formacja uderzy od prawej w dół.

Musiał zaczerpnąć tchu, zanim wydał pozostałe dwa rozkazy.

– Formacja Echo Cztery Cztery, jednoczesny zwrot i zmiana kursu na: góra zero dziewięć zero stopni, czas jeden siedem. Formacja Echo Cztery Pięć, jednoczesny zwrot i zmiana kursu dół zero dziewięć pięć stopni, czas jeden osiem. – Tym sposobem góra i dół prostokąta powinny przejść prosto przez środek wrogiej flotylli.

Nadszedł czas na ustawienie największego zgrupowania okrętów Sojuszu, tego, w którym znajdował się Nieulękły i jednostki pomocnicze.

– Formacja Echo Cztery Jeden, zwrot w dół, zero dziewięć zero stopni, według osi okrętu flagowego, zmiana kursu góra zero jeden zero stopni, czas dwa zero. Wszystkie jednostki Sojuszu, zezwalam na otwarcie ognia natychmiast po wejściu w zasięg strzału piekielnych lanc i rakiet.

Desjani uniosła obie brwi, przyjmując kolejne rozkazy.

– Jeśli nie zmieni teraz kierunku, będziemy go mieli na widelcu.

– Miejmy nadzieję, że nie zmieni. – Geary nie spuszczał oczu z ekranu wyświetlacza, na którym syndyckie okręty zbliżały się do jego formacji z prędkością dziesiątek tysięcy kilometrów na sekundę. Miał już przekaz wizualny niemal w czasie rzeczywistym, tylko o kilka sekund opóźniony przez odległość, jaką musiało pokonać światło.

– Cholera, robią zwrot.

Syndyckie okręty skręciły lekko w górę, biorąc na cel najwyżej położone zgrupowanie okrętów Sojuszu. Lecz jego już tam nie było, bo wykonywał własny zwrot w stronę nadlatującego wroga, ciasny na tyle, na ile pozwalały przeciążenia. Syndycy rozpoczęli ostrzał pozycji, na których według ich rozeznania powinny się znajdować okręty Sojuszu, ale kartacze i rakiety zamiast uderzyć w tarcze i kadłuby, pomknęły w pustą przestrzeń. Rakiety wykonały ostre zwroty, ruszając w pościg za celami, które przeszły bokiem.

Syndycka flotylla dokonała zbyt małej korekty kursu, dzięki czemu kolejne zgrupowania Geary’ego przeszły obok ich wektora lotu tuż przed tym, zanim wróg zdążył odpalić własne rakiety. Większość widm trafiła w czołowe okręty flotylli Syndykatu, siejąc zniszczenie wśród małych jednostek i kiereszując pancerniki oraz liniowce umieszczone w tej części szyku.

– Cholera – wyszeptał Geary. Zmiana kursu Syndyków nie była zbyt wielka, ale wystarczająca. Zgrupowania okrętów Sojuszu uniknęły ostrzału, ale same także znalazły się poza zasięgiem skutecznego ognia po pierwszej salwie. Jedno dobre, że nie stracili żadnego z tak cennych w tej sytuacji kartaczy.

Niestety to musiało się zmienić w momencie, gdy Syndycy zetrą się z największym zgrupowaniem okrętów Sojuszu. Jednostki pomocnicze znajdujące się na tyłach formacji wykonały ostry zwrot w górę, podczas gdy reszta okrętów zawróciła w poziomie, kierując się lekko w górę, aby osłonić je przed ogniem zbliżających się Syndyków, którzy powinni przejść tuż pod zgrupowaniem.

– A mówił pan, że już po nich – mruknęła Desjani, nie odrywając wzroku od ekranów.

– Może jeszcze nie wszystko stracone – odparł Geary, szybko naciskając przycisk komunikatora. – Do jednostek w formacji Echo Cztery Jeden, zezwalam na użycie całego uzbrojenia łącznie z kartaczami.

Nieulękły i wszystkie towarzyszące mu jednostki wystrzeliły salwy rakiet i posłały w stronę wroga gęste pola stalowych kul. W syndyckiej flotylli znajdowało się nieco więcej okrętów niż w zgrupowaniu Geary’ego, ale wszystkie jednostki Sojuszu uformowane w cienką monetę miały możliwość wejścia w kontakt bojowy z wrogiem, a tylko kilka górnych warstw prostopadłościanu mogło im odpowiedzieć.

Okręty lecące najbliżej zgrupowania Sojuszu zadrżały trafiane kolejnymi salwami rakiet i lecących tuż za nimi kartaczy, które uderzały w cel przez znacznie dłuższy czas niż zwykle, gdy jedna ze ścian prostopadłościanu musiała minąć całe rozciągnięte lico monety zgrupowania Sojuszu. Syndycy nie mieli czasu na przeładowanie wyrzutni rakiet wystrzelonych przeciw mniejszym zgrupowaniom, ale odpowiedzieli zmasowanym ogniem kartaczy.

W ułamku sekundy, jaki trwało to przejście, wiele piekielnych lanc także dotarło do celu, trafiając w osłabione wcześniejszym ostrzałem tarcze i same okręty, które najmocniej ucierpiały w pierwszej fazie walki.

Geary wiedział, że nie ma czasu na ocenianie strat, jakie zadali wrogowi, i przekrzykując wachtowych meldujących o uszkodzeniach, zaczął wydawać kolejne rozkazy, zanim jeszcze umilkły echa eksplozji pocisków spadających na Nieulękłego.

– Formacja Echo Cztery Dwa, zwrot na starburtę, jeden jeden zero stopni, góra zero dwa stopni, czas dwa cztery. Formacja Echo Cztery Trzy, zwrot na bakburtę, jeden jeden osiem stopni, góra jeden sześć stopni, czas dwa cztery. Formacja Echo Cztery Cztery, zwrot na starburtę, zero pięć stopni, dół jeden trzy jeden stopni, czas dwa pięć. Formacja Echo Cztery Pięć, zwrot na starburtę zero osiem stopni, góra jeden pięć dwa stopni, czas dwa pięć. – Zaczerpnął tchu i kontynuował: – Formacja Echo Cztery Jeden, zwrot na starburtę zero trzy stopnie, góra jeden sześć zero stopni, czas dwa pięć.

Ten skomplikowany manewr powinien ustawić wszystkie pięć zgrupowań okrętów Sojuszu, po wykonaniu zwrotów w różnych kierunkach, na wprost syndyckiej flotylli. Tym razem Geary zamierzał poczekać na ruch wroga i dopiero reagować, do tego czasu nie musiał wydawać szczegółowych rozkazów.

Wreszcie nadszedł moment wytchnienia, który pozwalał mu na sprawdzenie stanu okrętu i całej floty. Większość rakiet ścigających formację Echo Cztery Pięć zostało zniszczonych przez systemy obrony, zanim namierzyło cele, ale zanotowano też sporo trafień. Ciężki krążownik Klin utracił napęd, lekkie krążowniki Kote i Kotewka zostały zniszczone, niszczyciel Cep eksplodował po otrzymaniu kilku bezpośrednich trafień. Także dwa liniowce, Chrobry i Odważny, zostały uszkodzone, ale nadal pozostawały w szyku.

Brutalna wymiana ognia z formacją Echo Pięć Jeden kosztowała siły Syndykatu znacznie więcej niż Geary’ego, ale i tak stracił niszczyciele Ndziga i Tabar, a lekki krążownik Obręcz zamienił się w martwy wrak. Zdrowo oberwały także dwa ciężkie krążowniki, Armet i Szyszak. Również Waleczny, jeden z pancerników kieszonkowych, utracił cały napęd oraz wszystkie systemy uzbrojenia i powoli oddalał się od reszty zgrupowania. Wiele okrętów zostało uszkodzonych, ale pancerniki, co było zrozumiałe, trzymały się najlepiej.

Wierzchnie warstwy syndyckiej flotylli przyjęły na siebie zmasowany ogień rakiet, zanim weszły w kontakt bojowy z Echem Cztery Jeden. Przewaga ogniowa okrętów Sojuszu skupiła się głównie na lekkich krążownikach i ŁZ–tach tam, gdzie flota miała największą przewagę liczebną. Z dwudziestu pięciu lekkich krążowników, które przystąpiły do bitwy, dwanaście zostało zniszczonych bądź uszkodzonych w stopniu uniemożliwiającym dalszą walkę, natomiast spośród czterdziestu dwóch ŁZ–tów przetrwało może z dwadzieścia. Pięć ciężkich krążowników zostało wyeliminowanych, ale co najlepsze – udało się także uszczuplić siły wroga o cztery okręty liniowe. Jeden eksplodował, trzy były niemal martwymi wrakami. Na deser został jeden z pancerników, który po utracie większości silników nie mógł utrzymać miejsca w szyku i oddalał się szybko od formacji zawracającej, aby dokonać kolejnego ataku na okręty Sojuszu.

Spieprzyłem tę fazę bitwy, pomyślał Geary ze złością. Syndycki dowódca zareagował tak późno, że nie mogłem zsynchronizować ataku.

Desjani za to była wniebowzięta.

– Proszę popatrzeć na te uszkodzenia! Nie przetrwają drugiego takiego przejścia.

Geary nie odpowiedział, skupił się na ruchach Syndyków. Nadal wykonywali szeroki zwrot, jaki był konieczny przy prędkościach rzędu 0.1 świetlnej. Czuł, że znów zaatakują Echo Cztery Jeden, być może licząc na trafienie jednostek pomocniczych w drugiej wymianie ognia.

Wydał szybko rozkazy dla pozostałych zgrupowań, kierując je na wektor podejścia, po którym powinna poruszać się flotylla wroga, jeśli zechce po raz kolejny zmierzyć się z jego formacją, ale jego nerwowy ton nie umknął uwadze Desjani.

Lecz i tym razem się nie pomylił. Zgodnie z jego przypuszczeniami Syndycy nadlatywali prosto na Echo Cztery Jeden, nieco z dołu i od bakburty, a cztery kolejne zgrupowania dokonały szybkich przejść ogniowych, atakując czoło flotylli i zadając jej poważne straty. Wkrótce okręty z tylnych linii musiały zastąpić nie nadające się do dalszej walki jednostki prowadzące flotyllę do boju. Coraz więcej wrogich krążowników, zarówno lekkich, jak i ciężkich, eksplodowało, ŁZ–ty rozpadały się na części, wybuchały albo gdy ich załogi miały więcej szczęścia, po prostu wpadały w dryf, kiedy wysiadły ostatnie systemy. Dwa kolejne okręty liniowe Syndykatu odpadły z szyku, wkrótce w ich ślady poszedł trzeci, ale lecące teraz na szpicy pancerniki wciąż się trzymały, chociaż zbierały niezłe cięgi.

Syndycy mogli odpowiedzieć każdemu ze zgrupowań tylko raz, więc nie udało im się spowodować poważniejszych zniszczeń, chociaż trafili wiele jednostek.

– Echo Cztery Jeden – wychrypiał Geary. – Zwrot na bakburtę zero osiem stopni, góra jeden cztery stopni, czas cztery trzy.

Syndycki prostopadłościan wciąż parł do przodu. Syndycki dowódca albo nie dostrzegł w porę tego manewru, albo jego okręt flagowy był tak uszkodzony, że nie mógł przekazać swoim ludziom dokładnych rozkazów na czas. Echo Cztery Jeden wykonało piękny zwrot w poziomie, znajdując się ponownie ponad szykiem wroga i zyskując możliwość pełnej koncentracji ognia, podczas gdy Syndycy nie mogli odpowiedzieć.

Desjani wydała z siebie cichy okrzyk satysfakcji, gdy jeden z pancerników wroga rozpadł się w szeregu eksplozji po przejściu ogniowym z jej formacją, chwilę później drugi pancernik zniknął z pola walki po przeładowaniu rdzenia reaktora, pociągając za sobą jeden z liniowców.

Ale Geary nie potrafił oderwać oczu od ekranów, starając się poskładać elementy coraz bardziej rozległej układanki w dającą się ogarnąć całość. Syndycy robili teraz nawrót po jego starburcie, kierując się lekko w dół. Zgrupowania okrętów Sojuszu także zawracały, ale z czterech różnych kierunków, a na dodatek każde z nich znajdowało się w innej odległości od okrętu flagowego. Geary starał się uprościć tę sytuację, skoordynować ruchy wszystkich zgrupowań, ale nie potrafił. Stracił panowanie nad sytuacją, wydając zróżnicowane rozkazy przed pierwszym przejściem ogniowym, a chaos pogłębiło drugie starcie, kiedy musiał wydać serię rozkazów znacznie bardziej pogłębiającą różnice w czasie reakcji. Nie mógł jednak nakazać flocie rozpoczęcia pościgu za wrogiem. Jeszcze nie. Gdyby wszystkie okręty ruszyły na wroga w takiej masie, łatwo byłoby o kolizję, ale przede wszystkim straciliby sporo z przewagi liczebnej, która teraz znacznie wzrosła. Lecz nie mógł również przekazać obliczeń tych manewrów sztucznej inteligencji, ponieważ ta skupiłaby się na łatwych do przewidzenia wariantach rozwoju sytuacji, co byłoby niemal równe popełnieniu kolejnego błędu.

Nie zdawał sobie przy tym sprawy, że wpatruje się od dłuższego czasu w jeden z ekranów wyświetlacza, w milczeniu starając się objąć umysłem niezwykle skomplikowaną sytuację, podczas gdy cenne sekundy umykają jedna po drugiej. Nagle usłyszał, że Rione szepce mu do ucha:

– Co się dzieje? Nasze straty nie są przecież wysokie.

– Sytuacja jest zbyt skomplikowana – westchnął Geary. – Nie mogę skoordynować…

– Zaufaj swoim podwładnym, kapitanie Geary! – odpowiedziała Rione, ale tym razem gniewnie. – Daj wolną rękę wszystkim dowódcom zgrupowań, a ty zajmij się tylko swoim!

Cholera. Ona ma rację. Dlaczego sam o tym nie pomyślałem? Przecież wybrałem na dowódców zgrupowań ludzi zaufanych, którzy zawsze wykonują dobrą robotę, dlaczego więc nie mam pozwolić im na swobodę działania.

– Kapitanowie Duellos, Tulev, Badaya, Cresida, zezwalam na indywidualny kontakt bojowy z formacją wroga.

Nagle stopień komplikacji, z jakim Geary miał do czynienia, zmalał do poziomu wykonalności, teraz mógł się skupić na manewrach tylko jednej formacji, obserwując spokojnie postępy czynione przez pozostałe zgrupowania. Przełknął ślinę, czuł, że odzyskuje kontrolę nad sytuacją, i uświadomił sobie, że dzieje się tak, mimo iż nie kontroluje osobiście wszystkich czynników. Zapamiętaj to sobie – pomyślał. To nie jest solówka, tylko robota zespołowa. Zaczynałeś już myśleć, jakbyś naprawdę był Black Jackiem – skarcił sam siebie.

– Echo Cztery Jeden, zwrot na bakburtę, jeden siedem pięć stopni, dół dwa jeden stopni, czas pięć siedem.

Co ciekawe, mimo że wciąż trwała bitwa, ludzie zgromadzeni na mostku Nieulękłego wydawali się całkowicie odprężeni. Dopiero po dłuższej chwili Geary zrozumiał, że jego wściekłość i irytacja rzutowały na zachowania pozostałych. Rozejrzał się po mostku z wymuszonym uśmiechem.

– Dobrze nam idzie. Załatwmy tę sprawę definitywnie.

Kapitan Desjani kończyła właśnie wydawanie pilnych rozkazów dotyczących rozpoczęcia napraw najpoważniejszych uszkodzeń, jakie Nieulękły odniósł podczas pierwszego przejścia ogniowego, i uśmiechnęła się do niego jak lwica, która już wyczuła ofiarę.

– Powinni się wycofać po pierwszym przejściu. Jeśli zdołamy w drugim złamać ich szyk, ocalałe jednostki nie przetrwają pościgu.

– Może uda nam się osiągnąć coś więcej. – Geary skinął na Desjani. – Czy może pani spróbować połączyć mnie z flotyllą Syndyków?

Desjani uniosła pytająco brew, potem wskazała palcem wachtowego z działu komunikacji, marynarz szybko przebiegł palcami po klawiaturze i uniósł dłoń z czterema wyprostowanymi palcami.

– Gotowe, sir. Kanał czwarty.

Geary wypuścił z płuc powietrze, uspokajając się, nacisnął klawisz rozpoczęcia przekazu i przemówił najspokojniej, jak potrafił:

– Do wszystkich jednostek światów Syndykatu biorących udział w tym starciu, mówi kapitan John Geary, głównodowodzący floty Sojuszu. Zapewne spodziewaliście się przybycia wielkiej flotylli pościgowej, którą nasza flota napotkała w systemie Lakoty około dwóch tygodni temu. Uprzedzam jednak, że zniszczyliśmy całkowicie tamto zgrupowanie, dlatego nie liczcie, że pokaże się tutaj czy gdziekolwiek indziej. Sugeruję, abyście poddali się w tym momencie, co oszczędzi kolejnych bezsensownych strat wśród waszych załóg.

Zauważył, że Desjani słysząc jego słowa poweselała.

– Chce pan złamać ich morale, sir.

– Taki właśnie miałem zamiar.

– Zobaczmy, jak bardzo Nieulękły zdoła ich pognębić fizycznie.

Echo Cztery Jeden właśnie wykonało pełen zwrot, tym razem zbliżając się do Syndyków pod ostrym kątem. Zanim jednak formacja Geary’ego zdołała dotrzeć do wroga, Echo Cztery Trzy i Echo Cztery Pięć uderzyły na czoło syndyckiego prostopadłościanu, eliminując z walki kolejny pancernik wroga.

– Wystrzelić resztę kartaczy – rozkazała Desjani oficerowi obsługującemu systemy uzbrojenia, gdy Echo Cztery Jeden i Syndycy znów zostali sam na sam.

Kolejne mgnienie oka kontaktu bojowego i Geary sprawdzał na ekranach dane dotyczące strat wroga po przejściu Echa Cztery Dwa i Echa Cztery Cztery, które zaatakowały z dołu i z góry. Trzy ostatnie okręty liniowe Syndyków utraciły wcześniej wszystkie tarcze i zostały dosłownie zmasakrowane z dużego dystansu, gdy kolejne dwa zgrupowania Sojuszu weszły w zasięg strzału. W szyku pozostało zaledwie sześć ciężkich krążowników, reszta okrętów tej klasy albo została całkowicie zniszczona, albo bezwolnie dryfowała za głównymi siłami, znacząc szlak, jaki przebyła w przestrzeni formacja wroga. Oprócz nich przetrwało zaledwie pięć lekkich krążowników i tuzin ŁZ–tów, ale trzon sił Syndykatu nadal stanowiły pancerniki, z których pięć wciąż pozostawało w niemal idealnym stanie.

Geary miał nadzieję, że dowódcy Echa Cztery Dwa i Echa Cztery Cztery nie będą kusić losu w starciu z tymi gigantami, gdy dojdzie do ostatniego przejścia ogniowego, i zamarł, gdy okazało się, iż oba zgrupowania przeszły dosłownie o włos od wroga.

Efektem tego ataku był kolejny dryfujący pancernik wypadający z prostopadłościennego szyku. Zniknęły także dwa z trzech okrętów liniowych. Ale Odważny, Niesamowity oraz Znamienity zostały poważnie uszkodzone, ciężki krążownik Gusoku eksplodował, podobnie jak niszczyciele Cestus i Baka.

– To nie jest dobra bitwa – mruknął Geary do siebie, ale Desjani go usłyszała.

– Syndycy nie popełniają tym razem błędów – odparła. – Ale to im niewiele pomoże. Jeszcze jedno przejście ogniowe i…

– Łamią szyk! – ryknął radośnie wachtowy z operacyjnego.

– Dziękuję, panie Gaciones – odparła Desjani. – Nie musi pan krzyczeć.

Zawstydzony wachtowy wrócił do swoich zajęć, a Geary obserwował na swoim wyświetlaczu dezintegrację syndyckiej formacji. Dwa pancerniki trzymały się razem, w osłonie miały trzy ŁZ–ty, ale każdy pozostały okręt Syndykatu uciekał w innym kierunku, mając nadzieję na wyślizgnięcie się siłom Sojuszu.

To ułatwiało Geary’emu robotę.

– Do wszystkich jednostek w formacjach Echo Cztery Dwa, Echo Cztery Trzy, Echo Cztery Cztery i Echo Cztery Pięć, zarządzam pościg. Rozwiązać szyki i nawiązać kontakt bojowy z wrogiem na własną rękę. Echo Cztery Jeden uderza na pancerniki, które pozostały na kursie.

Łatwiej było powiedzieć, niż zawrócić wszystkie jednostki zgrupowania na nowy kurs w tak małej przestrzeni, ale wrogie pancerniki znajdowały się naprawdę blisko i nie mogły w żaden sposób umknąć przed siłami Sojuszu. W czasie gdy jego formacja wykonywała skoordynowany zwrot, Geary obserwował rozpad pozostałych zgrupowań, który następował tak szybko, jakby rozsadziły je niewidzialne, ale niezwykle potężne eksplozje. Pojedyncze okręty Sojuszu wchodziły na kurs przejęcia uciekających Syndyków i natychmiast otwierały ogień. Każda z wrogich jednostek musiała się liczyć z wieloma podobnymi atakami. Na ekranie taktycznym przewidywane kursy wszystkich okrętów stworzyły splątaną sieć, z której Syndycy usiłowali się za wszelką cenę wydostać.

– Co do cholery robią Znakomity i Inspiracja? – zapytała zdziwiona Desjani.

Geary przyjrzał się bliżej tym jednostkom. Dwa okręty liniowe wyłamały się z szyku, pozostawiając Dokładnego, należącego do ich dywizjonu, i przyśpieszały, aby wejść na kurs przejęcia dwóch pancerników. Geary poczuł złość na myśl o konsekwencjach takiego postępowania. Straciliśmy dzisiejszego dnia wystarczającą liczbę okrętów, a ci idioci ignorując moje rozkazy, zamierzają stanąć sam na sam z pancernikami.

– Dopadną je przed nami – zaprotestowała Desjani, w jej głosie dało się wyczuć zawód. – Ale dlaczego? Przecież nie mają szans na rozwalenie choćby jednego z nich.

– Nie mają – przyznał Geary. Nacisnął klawisz komunikatora mocniej niż zazwyczaj. – Znakomity, Inspiracja, tutaj kapitan Geary. Natychmiast zaprzestańcie przejścia ogniowego z tymi dwoma syndyckimi pancernikami.

Czekał. Sprawdził, ile czasu potrzebują wiadomości na dotarcie do obu okrętów liniowych i ile potrwa odpowiedź. Ale gdy ten czas minął, nikt nie odpowiedział, a oba okręty nadal podążały tym samym kursem. Wtedy też zauważył, że Dokładny także wykonuje zwrot i rusza za bliźniaczymi jednostkami na przejęcie pancerników. Tym razem potrzebował kilku głębokich wydechów, żeby się opanować.

Znakomity, Inspiracja i Dokładny, rozkazuję wam natychmiastowe przerwanie przejścia ogniowego z pancernikami wroga.

Minęło trochę czasu, który formacja Echo Cztery Jeden wykorzystała na ustawienie się do przejęcia jednostek Syndykatu.

– Nie mamy już czasu na wysłanie kolejnej wiadomości do nich – zauważyła Desjani.

Geary poczuł ból w zaciśniętych szczękach, próbował się więc opanować, spoglądając na trzy okręty liniowe, które ruszyły do bezsensownej szarży na o wiele silniejszego wroga.

Znakomity i Inspiracja weszły w pole rażenia pierwsze, koncentrując ogień na jednym z nich i zbliżając się na tyle, by odpalić pola zerowe, piekielne lance i resztki kartaczy. Tarcze pancernika jarzyły się oślepiającym blaskiem, ale wytrzymał do momentu uderzenia drugiego pola zerowego, które unicestwiło część silników jednostki, spowalniając ją znacznie. Ale i Syndycy nie próżnowali, ostrzeliwując się gęsto. Znakomity oberwał najmocniej, wszedł w dryf, tracąc wszystkie silniki i większość stanowisk ogniowych.

Dokładny leciał sam, prosto na dwa o wiele potężniejsze okręty wroga. Syndyckie piekielne lance szybko skruszyły słabsze tarcze okrętu liniowego i wbiły się w jego kadłub. Tylko ogromna prędkość lotu pozwoliła Dokładnemu na przebicie się przez okręty wroga, ale i tak został przy tym naprawdę poważnie uszkodzony.

– Jeśli dowódca Dokładnego przeżył, osobiście go zabiję – warknął Geary, zastanawiając się, ilu marynarzy Sojuszu zginęło w tej bezsensownej akcji.

– Jeszcze sześć miesięcy temu pozdrawiałabym go oklaskami – w głosie Desjani dało się wyczuć zwątpienie – ale dzisiaj widzę, że taki sposób walki nie ma sensu. Jaki cel może mieć brawura, która jedynie pomaga wrogowi w zniszczeniu twojego okrętu? – Jej głos nagle spoważniał. – Do roboty, Nieulękły! – krzyknęła do obecnych na mostku. – Odpłaćmy Syndykom za to, co zrobili Dokładnemu.

Trzy okręty liniowe zdołały osłabić tarcze pancerników, chociaż zapłaciły za to wysoką cenę. Jednostki wchodzące w skład Echa Cztery Jeden dokończyły tę robotę, uderzając raz po raz, dopóki nie usunęły wszystkich osłon, a wtedy do akcji wkroczyły cztery pancerniki stanowiące trzon zgrupowania, które zamieniły jeden z okrętów wroga w dymiący wrak, a drugi pozbawiły większości systemów bojowych.

– Do wszystkich jednostek formacji Echo Cztery Jeden, zarządzam pościg. Rozwiązać szyk i szukać kontaktów bojowych na własną rękę. – Geary przełączył się na obwód wewnętrzny. – Poruczniku Iger, proszę sprawdzić, czy w którejś z kapsuł ewakuacyjnych znajduje się DON wrogiej floty. Mam do niego kilka pytań.

To była chaotyczna i okupiona wysokimi stratami bitwa, chociaż siły Sojuszu nie wykrwawiły się tak jak Syndycy. Ale obserwując wrak Dokładnego, dryfujący wolno w przestrzeni, Geary nie czuł zbytniej satysfakcji z tego faktu.

Загрузка...