JEDENAŚCIE

– Nie zdołamy uratować Dokładnego. – Kapitan Tyrosian kręciła głową z niezadowolenia. – Zbyt wiele uszkodzeń, zbyt wiele zniszczonych systemów. Nawet gdybyśmy zdecydowali się na holowanie wraku, musielibyśmy pozostać tutaj przez kilka dni, aby wzmocnić elementy kadłuba, w innym wypadku okręt rozpadnie się na kilka części.

Geary wczytywał się w raport, który właśnie otrzymał, była na nim lista strat poniesionych przez siły Sojuszu. Dowódca Dokładnego i jego zastępca zginęli, podobnie jak niemal czterdzieści procent załogi okrętu. Komodor wbił wzrok w poszycie pokładu, nie potrafił bowiem zwalczyć uczucia gniewu wywołanego rozmiarami strat, których nie musieli ponieść. Potem skinął głową.

– Zniszczymy wrak. Wymontujcie z niego wszystko, co może się nam przydać na innych okrętach liniowych. Macie na to cztery godziny, tyle czasu potrzebujemy na ewakuację załogi.

– Tak jest, sir. A co z Walecznym? – zapytała Tyrosian. – Nie wiem, dlaczego ten okręt jeszcze się nie rozpadł, ale przy pierwszym skomplikowanym manewrze na pewno do tego dojdzie. Dlatego pytam.

– Cóż, wysadzimy i Walecznego. – Dywizjon pancerników kieszonkowych został zredukowany do Wyjątkowego. – A co z innymi poważnie uszkodzonymi jednostkami?

Tyrosian spojrzała w bok, robiąc poważną minę, zapewne sprawdzała raporty na własnych wyświetlaczach.

– Ciężkie krążowniki Klin i Szyszak są właśnie naprawiane, aczkolwiek przez jakiś czas z pewnością nie będą mogły uczestniczyć w walkach. Klin ponadto będzie wymagał wizyty w stoczni, zanim przywrócimy mu całkowitą sprawność bojową. Lekki krążownik Kotewka utracił większość systemów, ale nadąży za flotą. Cztery okręty liniowe, Odważny, Znamienity, Znakomity i Chrobry, odniosły poważne uszkodzenia. Odważny i Znakomity są praktycznie wyłączone z walki, ale naprawiliśmy już część ich jednostek napędowych.

– Dziękuję, kapitanie Tyrosian. – Geary opadł na oparcie fotela, ledwie wizerunek dowódcy jednostek pomocniczych zniknął z ekranu, myśląc o tym, że doświadczeni oficerowie ze wspomnianych przed chwilą liniowców dowodzili także całymi dywizjonami tych jednostek.

Najwidoczniej duch szarży na złamanie karku wciąż był w nich żywy, a wydawało mu się, że tak dobrze zdążył ich poznać. Ich okręty ocalały tylko dlatego, że siły Sojuszu przejęły kontrolę nad całym polem bitwy. Gdyby flota została zmuszona do odwrotu, straciliby te cztery liniowce bezpowrotnie.

Nagle rozległ się brzęczyk przy włazie. Do kabiny Geary’ego weszła Desjani, wyglądała na zmęczoną, ale i zadowoloną. Miała się z czego cieszyć – zważywszy na ogrom strat ponoszonych w ostatnich kilku dziesięcioleciach, nie zapłacili zbyt wysokiej ceny za ostatnie zwycięstwo.

– Mamy Syndyckiego DONa, kapitanie Geary – zameldowała. – Wprawdzie to nie głównodowodząca, ta zginęła na pokładzie zniszczonego liniowca, ale mamy jej zastępcę.

– Coś mi się wydaje, że powinniśmy być wdzięczni losowi za to, że popełniający tak mało błędów dowódca wroga opuścił już ten świat – zauważył Geary. – Jak mocno oberwał Nieulękły?

Tryumf na twarzy Desjani błyskawicznie zniknął.

– Dwudziestu pięciu zabitych, trzech ciężko rannych, ale mamy szanse na ich uratowanie. Straciliśmy kompletną baterię piekielnych lanc i obawiam się, że jej już nie odremontujemy bez względu na ilość przydzielonych części i modlitw.

Geary skinął głową, czując, że ogarnia go odrętwienie.

– Jeśli potrzebuje pani ludzi z Dokładnego do uzupełnienia strat, proszę dać mi znać.

Desjani skrzywiła się.

Dokładny zostanie wysadzony? Szlag. Widziałam, że jego dowódca zginął.

– Poszedł w ślady kapitanów Caligo i Kili ze Znakomitego i Inspiracji – dodał z żalem Geary.

– Co pan zamierza w związku z tym zrobić, sir? Jeśli oczywiście mogę spytać?

Spojrzał na nią badawczo. Zbyt ostrożnie zadała to pytanie.

– Obawiam się, że chce mi pani uświadomić, iż większość dowódców wyraża dla nich uznanie.

Desjani wahała się, ale w końcu potwierdziła jego przypuszczenia.

– Tak, sir. Uderzenie na wroga bez względu na szanse, tak to wygląda. W oczach innych oficerów to usprawiedliwia zlekceważenie pańskich rozkazów.

– Zatem flota sprzeciwiłaby się, gdybym chciał ich ukarać? – Geary pokręcił głową.

– Myślałem, że…

– Że się już wystarczająco wiele nauczyliśmy? – zapytała Desjani. – To prawda, sir. Ale musimy także zachować ducha walki bez względu na szanse wygrania. Wie pan przecież, jak ciężko jest odrzucić coś, w co się wierzy. To przeciwieństwo tych rzeczy, których dopuścili się Casia i Yin. Nie wykonali rozkazów, aby uniknąć walki. Caligo i Kila nie posłuchali ich, aby walczyć. Wszyscy potępili Casię i Yin, ale gdyby postawił pan podobny zarzut wobec Kili i Caligo, mało kto poparłby pańskie zdanie. Sugerowałabym ostrożniejsze podchodzenie do tej kwestii, sir.

– Tak, dziękuję za radę.

Wysoce wyspecjalizowana akcja na polu walki, coś, co sprawi, że reszta floty będzie cię uwielbiać, chociaż ceną za to uwielbienie będzie utrata własnych okrętów. Poczuł się nieswojo, gdy pomyślał, że ludzie instalujący wirusy w systemach napędowych floty mogli myśleć podobnie jak Caligo i Kila. Ale jeśli nawet, nie może z tego wysnuć wniosku o powiązaniu obojga kapitanów ze spiskowcami. Choć powinien przemyśleć tę sprawę, przedyskutować ją z Rione.

– Ja sam popełniłem tym razem wiele błędów – powiedział.

Desjani spojrzała na niego groźnie.

– Może pierwsze przejście nie poszło idealnie, ale cała reszta wyszła panu świetnie. – Nie odpowiedział, więc nasrożyła się jeszcze bardziej. – Powtarzał mi pan przy każdej okazji, jak daleko panu do ideału, ale teraz najwyraźniej usiłuje pan obwiniać siebie za to, że nim nie jest. Z całym szacunkiem, ale dostrzegam w tym pewną niekonsekwencję i przesadę.

Rozbawiła go do tego stopnia, że uśmiechnął się do niej łobuzersko.

– Z całym szacunkiem? Ciekawe, co by pani powiedziała, gdyby nie ten szacunek?

– Powiedziałabym, że okazałby się pan kompletnym idiotą, gdyby pozwolił pan, żeby jedno potknięcie pozbawiło pana całej pewności siebie, sir. Ale oczywiście tego nie powiem.

– Bo taka wypowiedź oznaczałaby brak szacunku? – zapytał Geary. – Szkoda, bo zabrzmiałoby to jak rada, której warto wysłuchać. Dziękuję. A co z tym syndyckim DONem?

Kururi przejął kapsułę ewakuacyjną z nim na pokładzie, aby dostarczyć ją na Nieulękłego.

– Dobrze, proszę przypomnieć porucznikowi Igerowi, żeby powiadomił mnie, kiedy nasz gość będzie gotów do spotkania. Myślę, że i pani powinna na nim być. – Desjani potwierdziła przyjęcie polecenia. – Współprezydent Rione również.

Twarz dowódcy Nieulękłego pozostała nieprzenikniona.

– Tak jest, sir.

Nagle Geary uświadomił sobie, że zwyczajowe „tak jest” nie oznacza wcale, że zgodziła się z jego słowami.

– Taniu, ta kobieta jest naszym ważnym sprzymierzeńcem. Ma pojęcie o sprawach, których my nie rozumiemy. To polityk. A Syndyk, z którym będziemy mieli do czynienia, też należy do tej klasy ludzi.

– Wygląda na to, że będą mogli ze sobą pogadać – oświadczyła Desjani tonem, który nie pozostawiał wątpliwości, że według niej Rione i syndycki DON posiadają jeszcze wiele innych wspólnych cech. – Teraz rozumiem, dlaczego, uważa pan, że będzie dla nas użyteczna. Powiadomię porucznika Igera o pańskim życzeniu, sir.

* * *

Siedzący w sekcji wywiadu mężczyzna w mundurze syndyckiego DONa starał się zachowywać godnie, zapewne dlatego, że obawiał się, że nagranie z przesłuchania mogłoby zostać rozpowszechnione w światach Syndykatu jako materiał propagandowy. Na jego nienagannie skrojonym mundurze wciąż widać było ślady niedawnej ucieczki ze zniszczonego okrętu. Włosy miał potargane, choć jego fryzura wciąż wyglądała na wartą więcej, niż kosztuje przeciętny niszczyciel. Geary odwrócił wzrok do porucznika Igera.

– Znaleźliście już coś?

Iger przytaknął, na jego usta wypełzł uśmieszek.

– Tak jest, sir. Nie powiedział niczego, ale obserwowałem wszystkie jego reakcje, nie wyłączając skanowania fal mózgowych podczas każdej odpowiedzi. Zaprzecza wiedzy o istnieniu obcej inteligencji, ale zanotowaliśmy, że mocno się wystraszył, słysząc to pytanie.

– Strach?

– Tak, sir – powtórzył przymilnie Iger. – Nie ma co do tego wątpliwości. Ten DON boi się Obcych.

– Jest pan pewny, poruczniku, że nie wystraszył się samego pytania? – zapytała Rione. – Albo tego, że zdradzi niezwykle ważną tajemnicę Syndykatu?

– Albo tego, że wiedzieliśmy, jakie pytanie zadać? – dodała Desjani.

Iger ukłonił się z szacunkiem obu kobietom.

– Zadawałem to pytanie na różne sposoby, pani współprezydent, i sprawdzałem dokładnie, która część mózgu reaguje. Nerwowość jeńca niepomiernie wzrosła, gdy zacząłem zadawać pytania na ten temat, ale nie w sposób, jaki wskazywałby na obawę przed tym, że my coś wiemy. Widzi pani te zapisy? – Porucznik nacisnął klawisz i na wyświetlaczach unoszących się przed nimi pojawiły się skany mózgu DONa. – Proszę spojrzeć tutaj. To rejon odpowiedzialny za osobiste bezpieczeństwo. Ten natomiast reaguje, gdy ktoś chce nas zmylić: zabłyśnie, jeśli przesłuchiwany skłamie. Proszę zobaczyć, w jaki sposób odczyty ulegały zmianie przy różnych wersjach pytania. – Obraz rozjaśniał się i ciemniał w różnych miejscach. – Odpowiedź ujawniła głęboko ukryty strach, gdy pojawił się ten temat, i był to rodzaj lęku znany ludzkości od zarania.

– Strach przed nieznanym, strach przed Obcymi? – zapytał Geary.

– Tak, coś w tym rodzaju, sir – przyznał Iger.

– Ale nadal twierdzi, że nic nie wie?

– Zgadza się, sir.

Geary przeniósł wzrok na Rione i Desjani.

– Wydaje mi się, że powinienem tam wejść i porozmawiać z nim. Porucznik Iger będzie monitorował wszystkie reakcje. Może jedna z was pójdzie ze mną… albo nawet obie?

Desjani potrząsnęła głową.

– Lepiej, żebym została tutaj, sir. Z trudem powstrzymuję się od rozwalenia tej ściany i zaciśnięcia dłoni na krtani tego syndyckiego sukinsyna za całe zło, które nam wyrządził.

Rione nachmurzyła się, raczej do własnych myśli niż ze względu na oświadczenie Desjani.

– Myślę, że powinien pan zacząć w pojedynkę, kapitanie Geary. W sytuacji sam na sam DON może być chętniejszy do rozmowy. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, mogę się włączyć do rozmowy i przycisnąć go albo zachęcić, my, politycy, potrafimy to robić na różne sposoby.

– W porządku. – Iger podszedł do nich i mamrocząc przeprosiny, przykleił coś za uchem Geary’ego.

– Cóż to takiego?

– Urządzenie komunikacyjne bliskiego zasięgu pracujące na częstotliwościach, które nie zakłócają odczytów aparatury – wyjaśnił Iger. – Dzięki niemu otrzyma pan informacje o wszystkich reakcjach Syndyka na pańskie pytania. Urządzonko jest niewykrywalne, ale jeśli on zna wszystkie techniki przesłuchań, będzie podejrzewał, że ma pan jakiś kontakt z osobą monitorującą tę rozmowę.

Kilka sekund później Geary wszedł do sali przesłuchań i zamknął za sobą właz. DON siedział na jednym z krzeseł znajdujących się na wyposażeniu tego pomieszczenia. Oba były przymocowane na stałe do podłogi. Mężczyzna wstał, gdy Geary podszedł do niego, ale uczynił to niezdarnie, widać było, że się boi.

– Jestem oficerem światów Syndykatu i… – Geary uniósł dłoń w ostrzegawczym geście i DON zamilkł, lecz nadal stał.

– Słyszałem już chyba każdą wersję tego zdania – poinformował schwytanego DONa. – Niewiele się zmieniło w ciągu ostatnich stu lat, jak widzę.

DON słysząc to, wzdrygnął się mimowolnie.

– Domyślam się, że za chwilę usłyszę, iż jest pan tym Johnem Gearym, ale…

– Ale to niczego nie zmieni – przerwał mu Geary. – Wiem, że pana przełożeni już dawno sprawdzili moje dane i przeszedłem ten test pozytywnie. – Usiadł, starając się zachować pełną swobodę, i wskazał przesłuchiwanemu krzesło. DON skorzystał z zaproszenia po chwili, ale nadal się nie rozluźnił. – Czas, abyśmy zaprzestali tych gierek, panie dyrektorze Cafiro. Tych, które kosztowały zarówno Sojusz, jak i Syndykat tak wiele ofiar i surowców utraconych podczas wojny, której nikt nie może wygrać.

– Światy Syndykatu nie ustąpią – oznajmił przesłuchiwany.

– Tak jak i Sojusz. Zakładam, że po stu latach wojny chyba wszyscy już to zrozumieli. Zatem o co w tym chodzi? O co pan walczy, dyrektorze Cafiro?

– O światy Syndykatu – przesłuchiwany spojrzał z niepokojem na Geary’ego.

– Doprawdy? – Geary pochylił się lekko. – To dlaczego robicie to, czego chce obca inteligentna rasa zamieszkująca rubieże waszej przestrzeni?

– Nie ma tam niczego takiego. – DON patrzył na komodora z wyraźnym strachem.

Kłamie – szept porucznika Igera dotarł do ucha Geary’ego, ale komodor i bez tego wiedział, że Syndyk nie powiedział mu prawdy.

– Nie mam zamiaru pokazywać panu wszystkich dowodów, które udało nam się zebrać. Zapewne o części z nich światy Syndykatu nie mają pojęcia. – Niech się DON wystraszy jeszcze bardziej. – Ale my doskonale wiemy, że oni tam są. Wiemy też, że Rada Najwyższa zawarła z nimi układ, na mocy którego zaatakowała Sojusz. A co najlepsze, wiemy, że Obcy wykiwali waszą Egzekutywę i musicie walczyć z nami bez ich wsparcia. – Wszystko, o czym mówił, należało raczej do sfery przypuszczeń niż potwierdzonych faktów, ale tego Geary nie zamierzał uświadamiać DONowi w tej chwili.

Syndyk wpatrywał się w komodora szeroko otwartymi oczami i nie trzeba było aparatury Igera, żeby wiedzieć, kiedy kłamie.

– Nie wiem, o czym pan mówi.

Częściowe kłamstwo, ale zaobserwowaliśmy też szok, kiedy wspomniał pan o wykiwaniu. Mógł o tym nie wiedzieć.

Geary spojrzał na Syndyka z niedowierzaniem i pokręcił głową.

– Wiem, że nazywa się pan Niko Cafiro. Osiągnął pan drugi poziom członkostwa w Egzekutywie. To wysoki stopień… – DON obserwował Geary’ego z niesłabnącym niepokojem, ale nic nie mówił. – Na tyle wysoki, by powierzyć panu stanowisko zastępcy dowódcy floty, którą rozgromiliśmy w tym systemie. – Oczy Syndyka były pełne wściekłości i strachu. – Dzisiaj nasze szanse się powiększyły, dyrektorze Cafiro – oznajmił Geary. – Światy Syndykatu nie mogą przeciwstawić nam przeważających sił. W ciągu ostatnich miesięcy zniszczyliśmy wystarczająco wiele waszych okrętów.

On coś ukrywa – wyszeptał Iger. – Gdy wspomniał pan o liczbie okrętów Syndykatu, wywołał pan istną lawinę reakcji.

Co to miało znaczyć? Syndykom pozostało w okolicznych systemach jeszcze wiele okrętów? Czy może słysząc o tak wielkich stratach Syndyk starał się za wszelką cenę zachować spokój, żeby nie potwierdzić przypuszczeń Geary’ego?

– Zbliżamy się już do przestrzeni Sojuszu – kontynuował Geary. – Jeszcze kilka skoków i dotrzemy do granicznego systemu gwiezdnego. A stamtąd prostą drogą do domu.

Wreszcie udało mu się wywołać jakąś reakcję.

– Wasza flota zostanie zniszczona!

– Nasza flota powróci do domu – odparł spokojnie Geary.

– Wszystkie siły, jakie posiada Syndykat, będą czekały na granicy i powstrzymają was. – Cafiro podtrzymał swoje zdanie, ale w jego głosie nie dało się już wyczuć pewności. – Wasza flota nigdy nie zobaczy przestrzeni Sojuszu.

– Może i tak – zgodził się Geary – ale jak dotąd światy Syndykatu nie odniosły wielu sukcesów. Zresztą wie pan równie dobrze jak ja, że nie muszę doprowadzić całej floty do przestrzeni Sojuszu, żeby zmienić losy tej wojny, wystarczy, że tylko jeden okręt się przedrze. Ten, na którego pokładzie znajduje się klucz hipernetowy do waszej sieci. – Tym razem DON wzdrygnął się wyraźniej. – A wy nie wiecie, który to okręt. Jak więc powstrzymacie go przed wykonaniem skoku do przestrzeni Sojuszu? A kiedy już dotrze do portu przeznaczenia… – Geary zaakcentował te słowa, pochylając się jeszcze bardziej – Sojusz zduplikuje ten klucz i światy Syndykatu będą musiały zniszczyć swoje wrota hipernetowe jedne po drugich, aby wróg nie mógł z nich korzystać. Tym sposobem zyskamy nad wami ogromną przewagę. Wie pan chyba, co dzieje się, gdy wrota są niszczone?

Strzelał w ciemno, ale rozwścieczony Cafiro odwrócił wzrok.

– Chciałem, żeby powiadomiono o tym Effroen.

– Effroen?

– DONa kierującego siłami pozostawionymi na Lakocie. Otrzymała rozkaz powstrzymania was od użycia wrót za wszelką cenę, ale część z nas, ludzi posiadających wiedzę na temat efektów kolapsu wrót na Sancere, była temu przeciwna, obawiając się skutków podobnego działania na Lakocie. Niestety zostaliśmy przegłosowani.

Zdaje się mówić szczerze – zameldował Iger. – Pojawia się kilka odczytów złości, gdy pracują rejony odpowiedzialne za pamięć, najwidoczniej niektóre wspomnienia wywołują jego wściekłość.

– Pańscy przełożeni byli gotowi na wiele ryzykownych zagrań – powiedział Geary. – Nawet bardzo ryzykownych, takich jak wciągnięcie naszej floty w głąb waszego terytorium.

– To… to nie był mój pomysł.

– Chodzi o zasadzkę w Systemie Centralnym? Czy o podstawienie podwójnego agenta, który wciągnął naszą flotę w tę pułapkę?

– Nigdy nie podjąłbym podobnego ryzyka.

Geary pokręcił głową.

– Przecież to było pewne zwycięstwo. I prawie wam się udało, gdyby nie jeden szczegół.

– To przez pana! – krzyknął Cafiro z twarzą poczerwieniałą ze wściekłości. – Gdyby pan się nie pojawił… – Zamilkł raptownie, a czerwień szybko odpłynęła z jego twarzy, ustępując trupiej bladości strachu.

– Tak – zgodził się Geary. – Pojawiłem się. – Syndyk nerwowo przełknął ślinę i wytrzeszczył oczy. – Niech się pan nad tym zastanowi. Ktoś, jeśli tym słowem można określić przedstawicieli obcej nam rasy, namawia światy Syndykatu do wypowiedzenia nam wojny. Wasza Egzekutywa wchodzi w to i daje ciała, do czego nie chce się przyznać. Teraz Sojusz pozbawi was wszystkich wrót hipernetowych, ponieważ Egzekutywa nawaliła na całego po raz kolejny. Rozpoczęli tę wojnę i teraz ją przegrywają. A pan chce być lojalny wobec nich, kiedy rozmawiamy o zminimalizowaniu strat?

Cafiro dokładnie przemyślał słowa Geary’ego. Gdy odpowiadał, jego oczy wyglądały zupełnie inaczej,.

– Pan… negocjuje?

– Proponuję panu rozważenie alternatyw.

– Dla dobra światów Syndykatu.

– Zgadza się. – Geary skinął głową, zachowując spokój.

– Chce pan zakończenia wojny? – prowokował DON.

– Pan i ja wiemy, że ludzkość stanęła przed wspólnym wrogiem. Może nadszedł już moment, w którym powinniśmy przestać się zabijać na życzenie podstępnej obcej rasy.

Znów przemyślenia. Cafiro unikał wzroku Geary’ego przez kilkanaście sekund.

– Skąd mamy wiedzieć, że dotrzyma pan słowa?

– Znajdzie pan na to dowody w każdym układzie planetarnym, przez który leciała nasza flota po opuszczeniu Systemu Centralnego. Proszę nie udawać, że pan o tym nie słyszał.

DON Cafiro złożył mocno dłonie i przycisnął palce do ust, myśląc intensywnie.

– To za mało. Jak na tę chwilę. Powiem panu szczerze: dopóki istnieje choćby cień szansy na powstrzymanie pana, nikt nie przeciwstawi się obecnym członkom Egzekutywy.

Mówi prawdę, podszepnął zdumiony porucznik Iger.

– A jeśli flota dotrze do przestrzeni Sojuszu?

DON zmierzył wzrokiem Geary’ego.

– Wtedy porażka będzie ogromna, a jej koszty niewyobrażalne. Ale nawet w takiej sytuacji obecny skład Egzekutywy nie będzie skłonny do negocjacji. Nie zgodzą się na to, bo wina spadłaby wyłącznie na nich.

Geary skinął głową, pamiętał, że Rione powiedziała mu dokładnie to samo.

– Ale – dodał DON z zaciętą twarzą – w takim wypadku większość światów Syndykatu nie będzie ryzykowała swojego istnienia dla dalszego wspierania Egzekutywy winnej takich błędów.

Zapytaj go, czy to oznacza bunt czy obsadzenie Egzekutywy nowymi członkami – ponagliła Rione.

Geary skinął głową, jakby w odpowiedzi na słowa Cafiro, ale naprawdę skierował ten gest do Wiktorii.

– Twierdzi pan, że będziemy mieli do czynienia z rewoltą czy raczej z obsadzeniem Egzekutywy przez nowych ludzi?

– Nie mam pojęcia. – Oczy DONa znów się zwęziły.

Kłamie – podpowiedział Iger.

– Przypuśćmy, że chodzi o nowych członków Egzekutywy – naciskał Geary. – Czy oni będą bardziej skłonni do negocjowania warunków zakończenia tej wojny?

– W takiej sytuacji? Z pewnością. Ale wszystko będzie zależało od warunków.

Prawda – potwierdził Iger.

– Będą współpracować z nami przeciw Obcym i przestaną wreszcie udawać, że oni nie istnieją?

– Tak, ja… – Cafiro znów oblał się rumieńcem, tym razem był zły sam na siebie za to, że przyznał w końcu, iż wie o obcej rasie.

– Obaj znamy prawdę – powiedział Geary – i chcemy tego samego. Końca tej bezsensownej wojny i zjednoczonego frontu skierowanego przeciw zagrożeniu, jakie zawisło nad ludzkością. To powinny być podstawy naszej przyszłej współpracy.

DON skinął głową, tylko jeden raz.

Mów o korzyściach, jakie on odniesie – zażądała Rione – nie wspominaj o interesie ludzkości, nawet nie o światach Syndykatu, ale o tym, co on osobiście zyska. Nie został przecież DONem Syndykatu dlatego, że jest altruistą.

Rione miała rację. Geary zmusił się do uśmiechu.

– Mówiąc o współpracy, miałem oczywiście na myśli kogoś, kogo znam. Kogoś, kto rozumie sytuację.

Ośrodki mózgowe odpowiedzialne za korzyści właśnie się rozjarzyły – zameldował Iger.

Cafiro znów skinął głową, tym razem bardziej przyjaźnie.

– Jak pan powiedział, powinniśmy przemyśleć obopólne korzyści z tego płynące.

– Oczywiście – odparł Geary obojętnie, choć miał ochotę plunąć DONowi w twarz. Dlaczego Rione nie chciała załatwić tego osobiście? No tak, ją Syndyk mógł potraktować jak pozostałych przywódców Sojuszu, przecież pokłady nienawiści i nieufności narastały przez całe dziesięciolecia wojny. On, będąc outsiderem nawet teraz, miał zupełnie inny status. Ale nie znał odpowiednich formułek, a Rione nie kwapiła się z podpowiedziami, może sądziła, że sam dobrze wie, co ma mówić. Może i wiedział. Geary przywołał wspomnienie przełożonego, pod którym miał nieszczęście służyć przez kilka lat, człowieka, który nieomal spowodował jego wystąpienie z floty swoim politykierstwem i wiecznym manipulowaniem ludźmi. Wciąż pamiętał wiele powiedzeń stosowanych przez tego człowieka.

– Sojusz potrzebuje właściwych ludzi do współpracy – oświadczył, kładąc nacisk na słowo „właściwych”.

Cafiro o mało się nie roześmiał, a w jego oczach pojawił się zapał.

– Tak, znam ludzi, którzy mogą współpracować ze mną. Z nami. – Teraz Syndyk obdarzył Geary’ego wymuszonym uśmiechem. – Ale jako więzień niewiele zdziałam w tej sprawie.

– Widzę, że się zrozumieliśmy. – Geary uzyskał więcej, niż chciał. DON Syndykatu okazał się ambitny i pazerny na władzę, inny przecież nie zostałby drugim po Bogu w takiej flocie. Dlatego zareagował tak, a nie inaczej na propozycję złożoną przez Geary’ego. Inni DONowie, którzy mniej uwagi skupiali na sobie i bardziej dbali o wspólne dobro – jak na przykład zarządzająca systemem Cavalos – bardziej nadawaliby się do tego rodzaju układów. Ale Geary musiał wykorzystać człowieka, którego ofiarował mu los.

Nawet jeśli była to osoba godna pogardy. Taka, która negocjowała swoje uwolnienie, nie zajmując się nawet przez moment losem pozostałych jeńców schwytanych po rozgromieniu floty. Geary z wielkim wysiłkiem opanował chęć zaciśnięcia obu dłoni na szyi Syndyka, by wzorem Desjani dusić go, aż oczy wyszłyby mu na wierzch. Zamiast tego przemówił z obojętnym wyrazem twarzy:

– Uważam, że pańskie uwolnienie przyniesie wszystkim wiele korzyści. – Chyba że wezwę tutaj wcześniej Desjani, byśmy mogli cię udusić wspólnie, pomyślał. Na koniec wspomniał o pozostałych Syndykach pozostających w rękach floty Sojuszu. – Pan jest naszym jedynym jeńcem. Część kapsuł ewakuacyjnych wystrzelonych z waszych okrętów wygląda na uszkodzone, ale według nas powinny dotrzeć do stref bezpieczeństwa.

– Ach… Oczywiście. – Cafiro zgodził się po krótkim wahaniu.

– Światy Syndykatu dostaną od nas wiadomość, dyrektorze Cafiro. Jak tylko nasza flota powróci do domu. – Geary wstał, kończąc tę rozmowę, i opuścił salę przesłuchań.

– Jest zdenerwowany – zameldował porucznik Iger, gdy komodor dołączył do pozostałych. – Chyba zastanawia się, czy naprawdę go uwolnimy.

– Czy on narobi problemów Syndykom, jeśli go wypuścimy? – Geary zadał to pytanie Rione i Igerowi, a oni oboje skinęli zgodnie głowami. – Zatem proszę go usunąć z pokładu tej jednostki, poruczniku Iger.

– Tak jest, sir. Wróci do swojej kapsuły ewakuacyjnej i zostanie wystrzelony w przestrzeń w ciągu pół godziny.

Geary wyprowadził Desjani i Rione z sekcji wywiadu.

– Wolałbym raczej układać się z Obcymi – powiedział, nie mając pewności, do jakiego stopnia żartuje.

– Niewykluczone, że i do tego dojdzie – odparła całkiem serio Rione. – Jeśli nasze domysły są słuszne, Obcy podjęli działania ofensywne przeciw Sojuszowi, ponieważ mieli do czynienia z władzami Syndykatu. Być może chcą tylko, aby pozostawiono ich w spokoju, albo usiłują zabezpieczyć się przed nami. Usunie pan zagrożenie ze strony ludzkości, a Obcy będą mogli zająć się ogromnymi przestrzeniami dostępnymi po pozostałych stronach ich granic.

– O ile za tamtymi granicami nie ma kolejnych Obcych – powiedziała Desjani niby do siebie, spoglądając w głąb korytarza.

Geary zmarszczył brwi i nagle poczuł ukłucie strachu.

– Jeśli istnieje jedna obca rasa…

– Mogą istnieć także inne. I z pewnością istnieją – wyszeptała Desjani. Obejrzała się na Geary’ego. – Musimy zrozumieć postępowanie tych istot, to niezwykle ważne w naszej sytuacji. Być może uważają, że znaleźli się w potrzasku pomiędzy dwoma groźnymi potencjalnymi wrogami. Być może toczą w tej chwili wojnę na niewyobrażalną dla nas skalę, walkę, której nie można nawet porównać do naszych starć z Syndykami. Może dlatego doprowadzili do takiego klinczu pomiędzy nami. Chcą po prostu chronić swoje flanki. A to może oznaczać, że możemy zyskać potencjalnych sprzymierzeńców pośród ich wrogów. Albo gorzej, trafimy na kolejnych wrogów.

Rione wyglądała, jakby właśnie połknęła coś wyjątkowo obrzydliwego.

– Musimy się z czymś takim liczyć. Nie mamy jednak możliwości, aby stwierdzić, czy to prawda. Zbyt wielu rzeczy jeszcze nie wiemy.

– Wiele już odkryliśmy. A wkrótce dowiemy się znacznie więcej. – Geary miał nadzieję, że się nie myli.

* * *

Za flotą Sojuszu, lecącą wprost na punkt skoku prowadzący na Anahalta i Dilawę, pozostał rosnący wciąż obłok szczątków, z których jeszcze niedawno składały się wraki Dokładnego, Walecznego, ciężkiego krążownika Armet i lekkiego krążownika Obręcz. Geary nakazał zmniejszyć prędkość marszową do 0.04 świetlnej, aby mocniej uszkodzone okręty, takie jak Odważny czy Znakomity, mogły nadążyć za resztą floty, licząc jednak na to, że silniki tych jednostek zostaną szybko naprawione. Nie odnotowano kolejnych prób zainfekowania systemów floty wirusami. Geary zastanawiał się, czy oznacza to, iż ludzie odpowiedzialni za poprzednie ataki są zbyt zajęci naprawianiem szkód na własnych jednostkach czy raczej szukają nowych dróg dostępu dla kolejnych wirusów albo zostali zmuszeni do przemyślenia taktyki działania po tym, jak większość floty potępiła ich występki. Nie sądził bowiem, że się poddali.

Nadal też nie miał pewności, do którego systemu gwiezdnego mają teraz skoczyć. Nie miał też ochoty na zastanawianie się nad tym problemem w tym momencie.

Flota utraciła w ostatniej bitwie wielu ludzi, nie mówiąc już o kilku okrętach. Spędził wiele czasu, służąc we flocie za czasów pokoju, sto lat temu, i stoczył jedną bitwę, nie mając żadnych szans na zwycięstwo, zanim nie pogrążył się w hibernacyjnym śnie. Inni ludzie w tym czasie toczyli setki potyczek, przyzwyczajali się do ogromnych strat wśród załóg i okrętów. Geary chciał za wszelką cenę ich uniknąć, ale coraz jaśniej widział, że nie zdoła. Musiał zaakceptować cenę, jaką trzeba było zapłacić za zwycięstwo, musiał się też zaznajomić z aktami osobowymi, aby poznać cenę, jaką zapłacili kiedyś ludzie, których teraz poznał. Był im to winien. Ściągał więc kolejne foldery i przeglądał je uważnie. Kapitan Jaylen Cresida z planety Madira. Pierwszym jej przydziałem był działon na niszczycielu Shakujo. Poślubiła pięć lat temu innego oficera floty. Owdowiała, gdy jej mąż zginął na pokładzie okrętu liniowego Niezwyciężony podczas obrony systemu gwiezdnego Kana przed syndyckim atakiem. To nie był ten Niezwyciężony, którego stracili na Ilionie, ale poprzednia jednostka nosząca tę nazwę.

Cresida wspomniała kiedyś, że jeśli zginie, ktoś będzie na nią czekał.

Geary zamknął na moment oczy, próbując zdławić ból, jaki narastał w nim w miarę czytania akt. A potem zagłębiał się w nie dalej, zmuszając do poznania ceny, która odmieniła oblicze znanego mu niegdyś Sojuszu, i rozgryzając osobowości otaczających go od niedawna ludzi.

Matka i brat Cresidy także należeli do ofiar tej wojny. Matka zginęła, gdy Jaylen miała zaledwie dwanaście lat. Geary nie chciał poznać danych dotyczących osób z jej rodziny poległych w poprzednich pokoleniach, dlatego zamknął folder.

Zmusił się do otwarcia następnego, oznaczonego nazwiskiem Duellos. Jego żona była naukowcem pracującym w bezpiecznym systemie gwiezdnym, znajdującym się z dala od linii frontu, ale ojciec i wuj kapitana polegli. A jego najstarsza córka będzie podlegać poborowi do armii już w przyszłym roku.

Kapitan Tulev stracił żonę i trójkę dzieci podczas syndyckiego bombardowania jego rodzinnej planety.

No i kapitan Desjani. Twierdziła, że jej rodzice nadal żyją, i nie kłamała. Miała także wuja, o którym wspomniała kilkakrotnie. Ale nie powiedziała nawet słowa o ciotce, która poległa podczas walk lądowych na planecie należącej do Syndykatu. Ani o tym, że straciła brata sześć lat temu – został zabity podczas wykonywania pierwszej misji bojowej.

Przypomniał sobie syndyckiego chłopczyka, z którym rozmawiała, kiedy syndyccy uchodźcy z Wendig wchodzili na pokład Nieulękłego; sposób, w jaki Desjani traktowała dziecko, i to spojrzenie, kiedy malec stanął w obronie rodziny. Czy widziała w nim swojego młodszego brata?

Geary spędził szmat czasu przed ekranem wyświetlacza, a potem nacisnął kolejny klawisz, przywołując dane, których tak bardzo się obawiał. Zapisy dotyczące losów jego własnej rodziny.

Folder oznaczony nazwiskiem Geary. Wielu ich było. Nie miał żony ani dzieci, co dzisiaj wydawało mu się błogosławieństwem. Ale wciąż pozostawał jego brat, siostra, kuzyni, no i ciotka. Większość z nich doczekała się dzieci. A one w zdecydowanej większości skończyły we flocie. Geary wciąż pamiętał gorzkie słowa syna bratanka. Po ludziach noszących nazwisko Geary spodziewano się wstąpienia na ochotnika do floty. I wielu z nich decydowało się na taki krok, aby zginąć. Wciąż starał się ogarnąć myślą bezmiar tych tragedii, gdy usłyszał sygnał brzęczyka przy włazie.

– Wejść.

Kapitan Desjani weszła, ale zatrzymała się niemal natychmiast, spoglądając na niego uważnie.

– Czy coś się stało?

– Nie… przeglądałem tylko stare akta.

Zawahała się, a potem przeszła za jego plecy, by spojrzeć na ekran zza jego ramienia. Milczała tak długo, że komodor zaczął się zastanawiać, co powinien teraz zrobić, ale w końcu usłyszał, jak mówi łagodnie:

– Nie czytał pan ich wcześniej?

– Nie. Nie chciałem.

– Wszyscy płacimy za tę wojnę. Ale pańska rodzina zapłaciła więcej niż inne.

– Z mojego powodu – wyszeptał Geary. Desjani nie odpowiedziała, najwyraźniej nie chciała zaprzeczać prawdzie, która dla nich obojga była oczywista. – Dlaczego nigdy nie powiedziała mi pani o bracie?

Znów milczała przez dłuższą chwilę.

– Nie lubię rozmawiać o takich rzeczach.

– Naprawdę mi przykro. I wie pani, że wysłuchałbym wszystkiego…

Odpowiedź nadeszła po kolejnej chwili.

– Tak. Wiem też, że pan by mnie zrozumiał. Ale sądziłam, że ma pan już wystarczająco dużo problemów na głowie. Ofiary w mojej rodzinie nie są niczym specjalnym.

– Owszem, są – zaprzeczył Geary. – Każdy człowiek jest kimś specjalnym. Sto lat tego szaleństwa, cały wiek poświęcania ludzkiego życia na wojnie, która nie ma najmniejszego sensu. To cholerne marnotrawstwo.

– Tak. – Poczuł na swoim ramieniu dłoń Desjani, jej lekkie zaciśnięcie, gest, którym towarzysze broni pocieszają się wzajemnie, dzieląc ból, a może i coś więcej. Geary uniósł rękę, by odwzajemnić uścisk.

– Dziękuję.

Nagle poczuł, że ma tego wszystkiego dosyć. Obowiązków, bólu, którym ta wojna tak wielu doświadcza, skrywanego za wszelką cenę uczucia do Desjani. Musiał doprowadzić Nieulękłego do domu, musiał dostarczyć do przestrzeni Sojuszu klucz hipernetowy Syndyków, ale miał też inne powinności do wypełnienia. Ci ludzie oczekiwali, że zrobi znacznie więcej. Geary czuł, że ten nacisk go przytłoczy, zadusi, a jedyną liną ratunkową, jaką miał teraz do dyspozycji, była dłoń Desjani spoczywająca na jego ramieniu. Puścił ją i wstał, odwracając się do niej.

– Taniu…

– Tak? – zapytała, chociaż nie był pewien, czy wiedziała, czego nie zdołał powiedzieć, czy wręcz przeciwnie, starała się uniknąć tych słów. – Zbyt wiele odpowiedzialności jak na jednego człowieka. Ale pan to zakończy, sir – dodała ciepło. – Pan zakończy tę wojnę, uratuje naszą flotę i cały Sojusz.

Każde z jej słów było kolejnym gwoździem do jego trumny.

– Na miłość moich przodków, proszę oszczędzić mi takich przemówień.

– To nie przemówienie – zaprotestowała Desjani.

– Niestety tak! To tylko marzenia na temat tego, kim jestem i czego mogę dokonać!

– Nie. To prawda. Proszę zobaczyć, czego pan już dokonał! – Desjani wskazała palcem na ekran wyświetlacza. – Pan może powstrzymać to szaleństwo. Wiem, że wybrańcowi żywego światła gwiazd musi być ciężko, ale pan zdoła tego dokonać!

– Nie zdaje pani sobie sprawy, co czuje człowiek, od którego oczekuje się takich rzeczy!

– Widzę, jak to się na panu odbija, ale wierzę, że da pan radę. W innym wypadku nie zostałby pan wybrany.

– Może ktoś tam popełnił jednak błąd! – Geary nieomal krzyczał. – Może nie jestem w stanie ocalić w pojedynkę całego cholernego wszechświata!

– Nie jest pan sam! – Desjani także się zdenerwowała, na jej twarzy, gdy patrzyła na Geary’ego, mieszały się nadzieja, strach i coś jeszcze, coś znacznie bardziej złożonego.

– Ale tak się czuję! – Komodor machnął gniewnie ręką w stronę wyświetlacza, który znajdował się teraz za jego plecami.

– Wszyscy ci polegli oraz ludzie, którzy oczekują, że uratuję wszechświat. Kto może dokonać podobnej rzeczy? Ja na pewno nie! – Czy kiedykolwiek wypowiedział te ostatnie cztery słowa do kogoś, czy jedynie kołatały się przez cały czas w jego umyśle, od czasu gdy zmuszono go do przejęcia dowództwa nad flotą?

– Czego jeszcze oczekuje pan ode mnie? – zapytała zdesperowana Desjani. – Wiem, że pomocy. Proszę tylko powiedzieć jak, a pomogę. Zrobię dla pana wszystko. – Zbladła, gdy ostatnie zdanie wyśliznęło się z jej ust, i stała wystraszona, wpatrując się w twarz Geary’ego.

Kiedy to zobaczył, opuściła go cała złość. Coś, co do tej pory pozostawało poza jego polem widzenia, teraz stało się całkiem jasne.

– Wszystko?

– Ja nie… – Przełknęła nerwowo ślinę i odpowiedziała z wymuszonym spokojem:

– Nie mam już honoru. Wiem.

– Przestań, Taniu. Nie szafuj tak łatwo honorem.

– Kobieta honoru nie może czuć czegoś takiego wobec swojego dowódcy! Nie może o tym mówić! Nie może wyrazić chęci… – nagle zabrakło jej słów, więc znów wbiła wystraszone oczy w Geary’ego.

Mógł ją mieć, wystarczyło wyciągnąć rękę. Tutaj i teraz. Geary opuścił wzrok na swoje dłonie, myśląc o cenie, jaką tak wielu musiało zapłacić. Wykorzystywał Wiktorię, kiedy tylko mu się oddawała, podobnie jak i ona jego wykorzystywała. Ale nie mógł tego zrobić Tani. Nawet mając świadomość, że zarówno ona, jak i większość marynarzy tej floty nie mieliby mu za złe, usprawiedliwiając ten czyn potrzebą bohatera przybyłego z przeszłości. Po prostu nie potrafił jej tego zrobić. Nawet myśl o tym odrzucała go. I właśnie to sprawiało, że wiedział, iż jego uczucie do niej jest prawdziwe, że nie znajdzie innej bezpiecznej przystani, gdy fale sztormu odpowiedzialności zrobią się zbyt wysokie. – Nie odbiorę pani honoru – wyszeptał.

– Już pan to zrobił – odparła Desjani zdławionym głosem.

– Nie. Nie wezmę niczego, jeśli nie ofiaruje mi pani tego sama.

– Już dałam. Przysięgam, że nie chciałam, przysięgam, że próbowałam walczyć, ale stało się.

Geary podniósł wzrok i ujrzał jej rozpacz.

– Możemy oboje przeżyć i dotrzemy do przestrzeni Sojuszu, ale możemy także zginąć. Ale jeśli przeżyjemy…

Desjani skinęła głową.

– Zrezygnuję ze stanowiska. To wprawdzie nie przywróci mi honoru ani nie oczyści pańskiego, ale…

– Zrezygnuje pani ze stanowiska? Taniu, przecież bycie oficerem floty to twoje marzenie! Kochasz tę robotę! Nie pozwolę ci obciążyć mojego sumienia!

– Każdy oficer, który nie może wykonywać swoich obowiązków zgodnie z regulaminem floty, powinien… – zaczęła mówić Desjani, a jej twarz znów stężała.

– To ja zrezygnuję – przerwał jej Geary. – Jak tylko dotrzemy do domu. Nigdy nie chciałem tej odpowiedzialności, a kiedy doprowadzę flotę do przestrzeni Sojuszu, nikt nie będzie miał prawa wymagać ode mnie czegoś więcej. A skoro nie będę już oficerem floty, nikt nie będzie mógł podważać pani honoru i…

– Nie! – Teraz Desjani wyglądała na potwornie przerażoną. – Nie może pan! Ma pan misję do wykonania!

– Ja się o nią nie prosiłem…

– Została panu nadana! Dlatego, że żywe światło gwiazd wiedziało, iż pan może jej podołać. – Cofnęła się, kręcąc głową. – Nie mogę pozwolić, by moje uczucia zmusiły pana do takiego kroku. Los zbyt wielu ludzi jest od pana zależny. Jeśli przeze mnie zejdzie pan z tej drogi, oni mnie przeklną i będą mieli rację. Nie może pan tego zrobić. Proszę powiedzieć, że nie to miał pan na myśli. – Geary spoglądał na nią w milczeniu. – Proszę powiedzieć! Jeśli pan tego nie powie, przysięgam, że doprowadzę ten okręt do przestrzeni Sojuszu, a potem uczynię wszystko, by dzieliła nas cała przestrzeń, jaką poznał człowiek! – Komodor wciąż zbierał słowa, a Desjani cofnęła się o kolejny krok. – Jeśli uzna pan, że należy pozbyć się pokusy, jaką oferuję, z pokładu tego okrętu, odejdę z przyjemnością. Zrobię co trzeba.

Wreszcie zdołał wydobyć z siebie głos.

– Nie. Proszę. Jest pani dowódcą Nieulękłego. Ten okręt należy do pani. Obiecuję… Obiecuję, że nie złożę rezygnacji, dopóki ta wojna się nie skończy. – Słowa parzyły jego usta niczym kwas, ale musiał wypowiedzieć to, czego spodziewali się po nim wszyscy, a czego nie chciał za nic zaakceptować.

– Nie mnie powinien pan przyrzekać – odparła Desjani, na jej twarz i do głosu powracał spokój.

– A jednak – nalegał. – Do tej pory unikałem tej deklaracji, ponieważ cholernie się jej bałem. Ale myśl, że mogę pani już nigdy nie zobaczyć, wystraszyła mnie znacznie bardziej. Gratuluję.

– Ja… ja nie…

– Nie, skąd. Pani nigdy nie próbowała mną manipulować dla swoich celów. – W przeciwieństwie do Wiktorii, uświadomił sobie nagle. – Dokonałem wyboru. Będę wykonywał tę misję. Do momentu, kiedy pani nie złoży rezygnacji. Potrzebuję pani, jeśli mam mieć szansę na wykonanie tego zadania. A kiedy misja zostanie wypełniona, kiedy przestanę być dowódcą tej floty, wtedy usłyszy pani słowa, które chciałbym wypowiedzieć już teraz.

Desjani skinęła głową.

– Dziękuje, kapitanie Geary. Wiedziałam, że zrobi pan, co trzeba.

– Za to ja nie bardzo wiem, co zrobić teraz…

Ku jego zdziwieniu roześmiała się.

– Gdybyśmy mogli teraz robić, co chcemy, bylibyśmy zupełnie innymi ludźmi. Ale chociaż naprawdę mi z tym ciężko, pozostanę tutaj, zamiast podejść do pana bliżej. Znacznie bliżej. Nie. Ma pan mój honor. Ja mam pańską obietnicę. Jeśli mój honor da panu siłę do wykonania tego zadania, poświęcę go z ochotą.

– Teraz uważa pani, że taka jest cena uratowania mojej misji? – zapytał Geary.

Desjani potwierdziła ruchem głowy, ale uśmiech zniknął z jej ust.

– Najcenniejszą rzeczą, jaką posiadam, jest mój honor. Jaką posiadałam. Wiem, że nie użyje go pan przeciw mnie, wiem też, że w pana rękach jest bezpieczny. Ale były takie momenty w moim życiu, kiedy wydawało mi się, że tylko on mi pozostał. Dlatego oddaję go z żalem.

– Zatem obiecuję, że pani honor pozostanie bezpieczny do momentu, w którym będę mógł go pani zwrócić.

– Ale… ja go straciłam. Wstyd mi za to, ale… już go nie mam.

Teraz Geary zaprzeczył ruchem głowy.

– Ja chcę go pani zwrócić, a pani chce, żebym go bezpiecznie przechował. Istnieje sposób na załatwienie obu tych spraw.

– Jak to możliwe, żeby… – Wydawała się przerażona, na moment odwróciła wzrok, a potem skupiła go ponownie na Gearym. – Ma pan na myśli to?

– Nie mogę po prostu wstać i powiedzieć, co do pani czuję, tak samo jak pani nie może tego zrobić, dopóki wojna się nie skończy, a ja nie przestanę piastować stanowiska dowódcy tej floty, ale przysięgam na honor moich przodków, że właśnie to mam na myśli.

Desjani mrugnęła, przełknęła raz jeszcze ślinę, a potem spojrzała surowo na Geary’ego.

– Powinien pan o czymś wiedzieć, kapitanie Geary. Teraz jest pan moim dowódcą i muszę na pana poczekać. Ma pan boską misję do wypełnienia i dopóki jej pan nie wypełni, podążę na pana rozkaz do samego piekła. Ale kiedy zrobimy co trzeba i ta wojna się skończy, pewien mężczyzna odda mi honor i siebie. Nie jakiś tam zwykły mężczyzna, ale ten jeden, jedyny, tylko że tam, w moim domu, moim życiu nie będę już niczyją podwładną. Ten mężczyzna będzie moim partnerem, kimś równym mi, stojącym obok mnie na dobre i złe. I musi się pan na to zgodzić, jeśli chce pan kiedykolwiek dzielić życie z Tanią Desjani.

Geary skinął głową.

– Każdy mężczyzna, który zna Tanie Desjani, z radością przystanie na te warunki i nigdy ich nie złamie.

Spojrzała na niego i uśmiechnęła się.

– Nie jest łatwo i obawiam się, że będzie jeszcze trudniej, kiedy to wszystko się skończy. Ale kiedy nadejdzie ten dzień, w którym zakończy pan swoją misję, odbiorę od pana mój honor ze wszystkimi tego czynu konsekwencjami.

Pozostało mu jedynie doprowadzić tę flotę do przestrzeni Sojuszu i wygrać wojnę, która nie mogła znaleźć rozstrzygnięcia od stu lat. No ale przecież nigdy też nie przypuszczał, że uda mu się zajść aż tak daleko, zrobić to wszystko, czego już dokonał… Gdyby jednak udało mu się zakończyć tę wojnę, ten przelew krwi…

Ale teraz – po raz pierwszy od momentu, w którym wybudzono go z hibernacji – wiedział, że czeka na niego coś więcej niż tylko obowiązki. Krążyli już wokół tego tematu wcześniej i zapewne niestety nie poruszą go tak bezpośrednio, dopóki ta wojna się nie skończy, ale oboje wiedzieli, co do siebie czują i co sobie obiecali.

– W takim razie, kapitanie Desjani, spójrzmy na holomapę sektora i ustalmy następny ruch na naszej drodze do domu. Mamy flotę do ocalenia i wojnę do zakończenia.

Загрузка...