TRZY

Trzy kolejne lekkie krążowniki Syndykatu rozpadły się na kawałki, zanim flota Sojuszu dotarła do głównego zgrupowania okrętów, zwanego Flotyllą Ofiar. Kolejne roje wystrzeliwanych kapsuł oznaczały, że załogi wraków, nie mogąc podjąć walki, uznały, iż ewakuacja jest jedynym sposobem na ocalenie. Starcie rozpoczęło się przy relatywnie niskiej prędkości, poniżej 0.1 świetlnej, czyli nie większej niż trzydzieści tysięcy kilometrów na sekundę. Wrogie okręty wlokły się niemiłosiernie, nie było więc potrzeby pośpiechu. W normalnych sytuacjach przejście obu flot przez siebie odbywało się przy składowej przekraczającej 0.4 świetlnej, była to bowiem granica, powyżej której systemy celownicze nie były w stanie skutecznie namierzać przeciwnika. Działo się tak głównie za sprawą efektu relatywistycznego, zakłócającego poprawne widzenie wszystkiego, co znajdowało się na zewnątrz.

Ale nawet przy 0.1 świetlnej przejście nie trwało dłużej niż ułamek sekundy, podczas którego automatyczne systemy namierzały cele i oddawały strzały w tempie, jakiego żaden zmysł człowieka nie był w stanie wychwycić.

Pierwszy i siódmy dywizjon okrętów liniowych, liczące aktualnie po trzy jednostki, weszły w pole rażenia jako pierwsze. Wszystkie jednostki Sojuszu zbliżały się do spłaszczonej sfery, jaką stanowiła Flotylla Ofiar pod pewnym kątem z góry. Sferyczny kształt niespecjalnie nadawał się do walki, ale Syndycy zapewne uformowali go, żeby efektywniej prowadzić naprawy. Zdecydowana większość okrętów Flotylli Ofiar nie miała możliwości manewrowania, więc formacje Sojuszu mogły bez większych problemów przechodzić przez syndycki szyk i razić każdy cel pojawiający się w zasięgu broni. Odważny kapitana Duellosa poprowadził Wspaniałego i Chrobrego prosto na jedyny pancernik Syndykatu, na którym istniały jeszcze aktywne systemy uzbrojenia. W normalnej sytuacji w pełni sprawny pancernik mógł odeprzeć atak nawet trzech okrętów nieco słabszej klasy, ale ten nie miał na to żadnych i szans, zbyt wiele systemów bojowych było zniszczonych bądź wyłączonych na czas napraw. Tarcze miały wciąż wiele luk, pancerz nadal był poznaczony niezabezpieczonymi otworami po wcześniejszych trafieniach, a broń nie nadawała się do użycia. Liniowce Sojuszu rozpętały istne piekło podczas przejścia, piekielne lance zniszczyły wszystko, co jeszcze działało na syndyckim pancerniku.

Gdy okręty Duellosa rozpoczęły nawrót, Dokładny, Znakomity i Inspiracja uderzyły na syndycki liniowiec i znajdujący się w jego pobliżu ciężki krążownik, które także zachowały częściową sprawność bojową. Nawała ogniowa pozostawiła po sobie jedynie dymiące wraki obu syndyckich okrętów, a jednostki siódmego dywizjonu ruszyły śladem Duellosa w kierunku uciekającego z Flotylli Ofiar liniowca, który usiłował dotrzeć do szyku formującego się wokół dwóch pancerników zmierzających prosto na flotę Sojuszu z beznadziejną misją ocalenia uszkodzonych jednostek.

Kilka minut później Lewiatan kapitana Tuleva poprowadził pozostałe liniowce do szturmu na dwa kolejne ciężkie krążowniki, doprowadzając do kompletnej zagłady tych jednostek i likwidując wszystkie stanowiska ogniowe na pobliskim pancerniku.

Kapitan Desjani zespoliła się z systemem celowniczym i nie odrywała oczu od ekranów, kiedy Nieulękły, Śmiały i Zwycięski podchodziły do ostatniego już sprawnego okrętu liniowego we Flotylli Ofiar.

Nieulękły i Śmiały, rozpocząć procedury celownicze, skupiając ogień na stanowiskach bojowych, Zwycięski obierz za cel pozostałe czynne systemy – rozkazała.

Syndycka formacja przemknęła po ekranach w takim tempie, że Geary nie zdołał niczego zauważyć, ale na ekranach wyświetlaczy natychmiast pojawiły się ciągi danych napływających z sensorów floty, które przedstawiały przebieg i efekty wymiany ognia. Liniowiec Syndykatu oznaczony był symbolem jednostki wyeliminowanej, wszystkie systemy zostały zniszczone, wachtowy wymieniał teraz skutki ostrzału prowadzonego z wrogiej jednostki.

– Jedno trafienie piekielnej lancy w tarcze dziobowe. Żadnych uszkodzeń. Śmiały melduje dwa trafienia. Żadnych uszkodzeń. Zwycięski nie zanotował żadnego trafienia.

– To zbyt prosta robota – żachnęła się Desjani.

– Będzie pani miała okazję do ostrej walki z tymi dwoma pancernikami, które nadlatują – zapewnił ją Geary.

– Wiem. – Desjani poweselała i skupiła się na kolejnych celach Nieulękłego.

Pięć minut później szósty dywizjon okrętów liniowych uderzył w serce syndyckiej Flotylli Ofiar. Kapitan Badaya dowodził tylko dwoma okrętami, Znamienitym i Niesamowitym, ale była to wystarczająca siła, by zniszczyć dwa uszkodzone ciężkie krążowniki wroga, które pozostawały w tym momencie ostatnimi jednostkami Syndykatu potrafiącymi odpowiedzieć na atak. Gdy salwy z liniowców Sojuszu zmasakrowały ich poszycie, kolejne kapsuły ewakuacyjne poszybowały w kosmos, tym razem z niemal wszystkich okrętów znajdujących się we Flotylli Ofiar. Załogi opuszczały okręty, zdając sobie sprawę, że nie mogą już liczyć na żadną osłonę.

– Zwróćcie uwagę, że nadal nie wysadzają swoich okrętów – zauważyła Rione.

– Nie wysadzają – przyznał Geary. – Zapewne z tych samych powodów co załogi jednostek remontowych. Są na swoim terytorium i wiedzą doskonale, że musimy stąd odlecieć, mają więc nadzieję na ocalenie tego, czego nie zdołamy teraz zniszczyć. Musimy zatem zadbać, aby nie mieli czego zbierać.

Liniowce Duellosa dopadły tymczasem kolejny ciężki krążownik, który zmierzał w stronę uciekającego wciąż liniowca Syndykatu. Tym razem ogień był mocniejszy, liczne trafienia niemal przepołowiły masywny kadłub krążownika. Przed nimi znajdował się teraz wrogi liniowiec, który robił co mógł, aby dołączyć do obu idących z odsieczą pancerników Syndykatu. Tuż za okrętami Duellosa leciały okręty liniowe z siódmego dywizjonu, które dobiły dymiący wrak krążownika kilkoma salwami piekielnych lanc.

Syndycki liniowiec nie miał żadnych szans, ale gdy okręty Duellosa podeszły na odległość strzału, wykonał ostry zwrot i poszedł w dół, na starburtę. Odważny, Śmiały i Chrobry poruszały się o wiele szybciej niż jednostka przeciwnika, nie mogły więc zareagować na czas i odpaliły jedynie piekielne lance dalekiego zasięgu. Na szczęście Dokładny, Znakomity i Inspiracja znajdowały się na tyle daleko od pierwszej formacji, że bez problemu mogły zareagować na taki unik, ale zarazem na tyle blisko, iż wróg nie mógł powtórzyć swojego wyczynu, zanim podeszły na odległość efektywnego strzału. Geary usiłował przywołać z pamięci twarze dowódców Znakomitego, Inspiracji i Dokładnego, ale ze zdziwieniem zauważył, że nie potrafi. Czyżby ci dowódcy okrętów liniowych nie dali mu się nigdy poznać? Zaniepokoiła go ta myśl i zanotował w pamięci, że musi zapoznać się z ich aktami, Jak tylko czas na to pozwoli.

Syndycki liniowiec rozpoczął tymczasem kolejny zwrot, obracając się wokół własnej osi i drżąc pod naporem silników manewrowych. Ta zmiana miała ułatwić wycelowanie ocalałych z wcześniejszego pogromu baterii piekielnych lanc w nadlatujące liniowce Sojuszu, które właśnie zmieniały kurs, aby przejść tuż nad starburtą i po niej syndyckiego okrętu wojennego.

Tarcze Znakomitego rozjarzyły się wskutek kilku trafień, ale Inspiracja już bez problemów mogła odpalić salwę piekielnych lanc w słabo osłonięty kadłub wrogiego liniowca. Tarcze nie wytrzymały tak silnego ostrzału i kolejne głowice cząsteczkowe wdarły się w głąb wielkiego kadłuba, zamieniając w plazmę poszycie, grodzie, sprzęt i każdego człowieka, który miał to nieszczęście, że znalazł się na ich drodze.

Gdy Lewiatan, Smok i Nieugięty dotarły do syndyckiego liniowca, wielki okręt nie mógł już wykonać żadnego manewru, a za całą obronę służyła mu jedna jedyna bateria piekielnych lanc. Okręty Tuleva dobiły wrogą jednostkę i pomknęły dalej ku pancernikom i skupiającym się wokół nich lżejszym jednostkom, pozostawiając za sobą wstrząsany eksplozjami martwy kadłub.

– Systemy uzbrojenia i napęd zostały zniszczone, ale nadal mamy jakieś odczyty z jego wnętrza, a i załoga też się nie ewakuuje – zauważyła Desjani, a z jej głosu aż biło błaganie, by pozwolono Nieulękłemu na zmianę kursu i dobicie wrogiej jednostki.

Geary potwierdził te dane na własnym wyświetlaczu.

Śmiały znajduje się na najdogodniejszej pozycji do wykonania tego zadania. Pozwólmy mu to zrobić.

Desjani skinęła głową, nie kryjąc zawodu. Śmiały tymczasem już dokonywał korekty kursu umożliwiającej zasypanie unieruchomionego syndyckiego liniowca kolejną salwą piekielnych lanc. Okręt Sojuszu wciąż zbliżał się do syndyckiego, gdy ten eksplodował na skutek przesterowania rdzenia reaktora.

– Czy odpalono jakieś kapsuły ratunkowe? – Geary nie widział żadnej z nich.

Wachtowy pokręcił głową.

– Kilka opuściło okręt tuż przed eksplozją, ale żadnej nie udało się wydostać poza jej obręb.

– Bydlę – mruknęła Desjani, mając na myśli dowódcę wrogiej jednostki, który zbyt późno zezwolił na ewakuację załogi.

– Nie ciszy się pani, że giną Syndycy? – zapytał Geary zaskoczony tym, że Desjani zwraca uwagę na takie rzeczy. Do tej pory Tania uważała za swój święty obowiązek zniszczenie każdego okrętu wroga i zabicie każdego marynarza na nim służącego, a co więcej, czerpała z tych czynów niewysłowioną przyjemność.

Ale teraz spochmurniała, słysząc jego pytanie.

– Dobrze się stało, bo ci ludzie nie będą już stanowili zagrożenia dla nas – wyjaśniła – ale to dowódca pozbawił ich wszystkich szansy na branie udziału w kolejnych walkach. Wie pan na pewno, o co mi chodzi.

Wiedział. Sam przecież, wtedy, przed stu laty na Grendelu, gdy desperacka obrona zamieniła się w beznadziejną walkę, wydał większości załóg rozkaz opuszczenia okrętów.

– Tak, wiem.

Rozpędzone okręty liniowe Sojuszu bez problemu dopędzały o wiele mniejsze jednostki wroga i niszczyły kolejne lekkie krążowniki i ŁZ–ty, niejako przy okazji powodując zagładę dwóch znajdujących się w pobliżu ciężkich krążowników. Kiedy Geary obserwował, jak jego liniowce mkną przez przestrzeń, rozbijając kolejne jednostki wroga, podczas gdy pancerniki jeszcze nie dotarły do Flotylli Ofiar, zrozumiał, dlaczego najlepsi oficerowie dowodzą okrętami liniowymi. Był to odpowiednik rycerstwa albo kawalerii pędzącej na czele każdej armii za czasów, gdy wojny odbywały się wyłącznie na powierzchniach planet. I powód do wielkiej dumy. Nawet dzisiaj, w czasach tak zaawansowanej technologii nie sposób było zliczyć starć, podczas których okręty liniowe uderzały bez namysłu na o wiele potężniejsze pancerniki, i bohaterskich szarż na wroga kończących się równie często wysokimi stratami, okręty te bowiem nie miały potężnego opancerzenia.

Lecące za Nieulękłym i pozostałymi okrętami liniowymi pancerniki powoli zmieniały kurs, aby przejść ponad Flotyllą Ofiar i przygotować się do przejęcia nadlatujących, ale wciąż odległych o kilka minut świetlnych jednostek Syndykatu. Wszystkie lekkie jednostki, które wykonały już przeznaczone im zadania, zaczęły formować eskortę wielkich okrętów. Na końcu skupiska okrętów, które z trudem można by nazwać formacją, znajdowała się eskadra jednostek pomocniczych, towarzyszące jej cztery pancerniki, dwa liniowce pod dowództwem kapitan Cresidy oraz dwadzieścia lekkich krążowników i niszczycieli. Ta cześć floty nie skręciła jak inne okręty, nadal utrzymując kurs na spłaszczoną sferę Flotylli Ofiar.

– Nasze wysunięte okręty liniowe mają przewagę dwu minut świetlnych nad tymi dwoma pancernikami Syndykatu – zameldowała Desjani. – Otrzymały one kryptonim syndycką flotylla Bravo. Zastanawiam się, czemu system nie nazwał ich syndycką flotyllą samobójców – podsumowała, ale Geary wskazał ręką na wyświetlacz. – Jeśli te okręty zdołają przedrzeć się do naszych jednostek pomocniczych, mogą nam narobić gigantycznych problemów.

Desjani pokręciła głową.

– Jeśli nawet przedrą się przez siły, jakie przeciw nim rzuciliśmy, oberwą zdrowo i okręty kapitan Cresidy nie będą miały najmniejszych kłopotów z ich wykończeniem.

– Nie podoba mi się sytuacja, kiedy okręty liniowe muszą stawiać czoło pancernikom – powiedział Geary, obawiając się, że jego agresywni dowódcy dadzą się ponieść w wirze walki. Ale nie mógł im przecież wydać rozkazów nakazujących większą pasywność. Nikt by ich nie posłuchał. Mimo to po raz kolejny sięgnął do klawiszy komunikatora.

– Do wszystkich formacji okrętów liniowych Sojuszu, po przejściu przez syndycką flotyllę Bravo wyhamujcie do prędkości, z jaką porusza się Flotylla Ofiar, i czekajcie na dalsze rozkazy. Do pancerników Sojuszu, po zniszczeniu syndyckiej flotylli Bravo wszystkie okręty wyhamują do prędkości Flotylli Ofiar.

W czasie gdy wydawał te rozkazy, z pancerników odpalono wahadłowce, które mknęły teraz w kierunku skupiska uszkodzonych jednostek wroga. Każdy z nich miał ściśle ustalony cel. Najwięcej zmierzało prosto na wrak Najśmielszego, pozostałe kierowały się w stronę okrętów remontowych i innych najbliższych jednostek Syndykatu, aby upewnić się, te rzeczywiście zostały opuszczone i nie zagrażają przebiegowi operacji.

Zanim promy dotarły do swoich celów, okręty Duellosa i syndycka flotylla Bravo wykonały pierwsze przejście ogniowe z prędkością łączną przekraczającą 0.2 świetlnej. Było to zbyt szybkie przejście, by systemy celownicze poradziły sobie ze zniekształceniami wywołanymi efektem relatywistycznym podczas mikrosekund, które pozostały systemom i celowniczym do namierzenia i ostrzelania wroga.

Gdy obie formacje przeszły przez siebie, Geary sprawdził skutki ostrzału – tarcze wrogich pancerników zostały osłabione, ale nie zanotowano żadnych trafień bezpośrednich. Za to Syndycy skupili ogień na Wspaniałym, widząc, że okręt liniowy Sojuszu nosi jeszcze wyraźne ślady po poprzedniej bitwie. Wspaniały zaliczył masę trafień, tracąc niemal całą sprawność bojową, na szczęście uniknął jednak uszkodzeń silników i mógł nadążyć za swoim dywizjonem.

Następne w kolejności były Znakomity, Dokładny i Inspiracja. One także zdołały osłabić osłony obu pancerników, ale Dokładny zaliczył przy okazji kilka naprawdę paskudnych trafień. Cztery liniowce Tuleva skupiły cały ogień na bliższym pancerniku podczas swojego przejścia wzdłuż jego bakburty i zdołały uczynić kilka sporych wyłomów w osłonach wrogiej jednostki, nie obyło się jednak bez strat własnych. Smok otrzymał kilka trafień bezpośrednich. Desjani musiała w tej sytuacji poprowadzić swój dywizjon prosto na wciąż niebezpieczne pancerniki wroga pomimo wyraźnych oporów ze strony Geary’ego. Syndycy usiłowali skoncentrować ogień na Śmiałym, który był najsłabszym ogniwem tej formacji, ale Tania tak ustawiła swoje jednostki, że znalazł się on najdalej od wroga, dzięki czemu uchroniła go przed zniszczeniami porównywalnymi do tych, jakie stały się udziałem Wspaniałego. Nieulękły i Zwycięski wspólnie ostrzelały pancernik, który posiadał silniejsze tarcze, osłabiając jego obronę, ale i same nie uniknęły dalszych uszkodzeń.

Teraz los syndyckiego pancernika znalazł się w rękach załóg Znamienitego i Niesamowitego. Kiedy oba liniowce zakończyły wymianę ognia z Syndykami, oba pancerniki straciły niemal wszystkie osłony, ale ich pancerze, systemy i uzbrojenie pozostały nietknięte. Nadal też zmierzały prosto na eskadrę pomocniczą floty Sojuszu.

Teraz jednak na ich drodze znalazły się pancerniki z drugiego, piątego i ósmego dywizjonu. Dwanaście do dwóch dawało okrętom Sojuszu gigantyczną przewagę w każdych okolicznościach, a teraz na ich korzyść działały także maksymalnie wzmocnione tarcze, podczas gdy Syndycy, wciąż regenerujący osłony, lecieli praktycznie odkryci.

Geary uśmiechnął się, gdy zobaczył, że wszystkie dywizjony reagują zgodnie z opracowanym wcześniej planem koordynującym ich działanie. Rycerski, Nieposkromiony, Chwalebny i Imponujący przeleciały tuż nad syndyckimi pancernikami, milisekundę później Bezlitosny, Odwet, Wyborowy i Doskonały przeszły dołem, a Nieustraszony, Determinacja Bezlitosny i Gniew przypuściły trzeci atak, po kilku sekundach wykonując przejście ogniowe po starburcie wrogich jednostek.

Syndycy odpowiedzieli ogniem, udało im się kilkakrotnie trafić Nieustraszonego i Chwalebnego, ale gdy ostatnie pancerniki Sojuszu zniknęły w oddali, na polu walki pozostał jedynie rozszerzający się obłok plazmy i szczątków, które do niedawna były częściami gigantycznego okrętu wojennego Syndykatu. Z poszarpanego wraku drugiego pancernika, który powoli skręcał z wytyczonego kursu, wystrzelono zaledwie kilka kapsuł ewakuacyjnych.

Gdy trzydzieści sekund później na polu walki pojawił się dziesiąty dywizjon kapitana Armusa, jego cztery pancerniki mogły jedynie rozdrobnić pozostałości obu wraków.

Geary odetchnął z ulgą, a potem wydał kolejne rozkazy.

– Do wszystkich jednostek floty Sojuszu, poza eskadrą pomocniczą i jej eskortą, utworzyć następujący szyk, traktując pozycję Nieulękłego jako jego punkt centralny. – Widoczna na ekranie formacja przypominała postrzępioną gruszkę, szerszą od strony czoła i skierowaną nieco powyżej Flotylli Ofiar. Zawarte w niej zgrupowania formowane wokół poszczególnych dywizjonów pancerników i okrętów liniowych przypominały klasyczne sfery. Nie wyglądało to zbyt efektownie, ale było efektywne. Desjani spojrzała na niego zdziwiona, wiedziała, że Geary woli stosować bardziej klasyczne szyki.

– Oszczędzamy ogniwa paliwowe?

– Też. Taka formacja ograniczy manewrowanie poszczególnych okrętów do minimum. Ale przede wszystkim chciałem, aby nasza flota wyglądała na niezorganizowaną, żeby Syndycy z flotylli pościgowej, kiedy przybędą, uważali, że nadal jesteśmy na krawędzi rozsypki, podobnie jak tuż przed ucieczką z Lakoty.

– Uwierzą w to, jak zobaczą, co zrobiliśmy z siłami pozostawionymi w tym systemie? – zapytała Desjani mocno wątpiącym tonem.

– Nawet mocno niezorganizowaną flota mogłaby dokonać takich spustoszeń, zważywszy na stan syndyckich jednostek. Ale jeśli nawet nie oszukamy Syndyków, zaoszczędzimy cenne paliwo. Jak tylko pojawi się pościg, wyrównamy szyki i przyśpieszymy.

Wszystkie okręty Sojuszu wykonywały pośpieszne zwroty i wyhamowywały, używając głównych silników, jakby nie chciały pozostawić za daleko w tyle niezwykle ważnych dla przetrwania floty jednostek pomocniczych, i zajmowały powoli wyznaczone pozycje w szyku, który Geary ochrzcił w myślach mianem Wielkiej Obrzydliwej Kuli. Teraz, gdy wszystko znajdowało się pod kontrolą, syndycki pościg wciąż się nie pojawił w systemie, a najbliższe okręty wroga znajdowały się w odległości godziny świetlnej, na dodatek zwiewając gdzie pieprz rośnie przed flotą Sojuszu, Geary uległ pokusie i przełączył się na tryb wizyjny jednego z oficerów korpusu desantowego znajdującego się na pokładzie Najśmielszego.

Wahadłowce floty przycumowały nie tylko przy wszystkich ocalałych śluzach powietrznych i dokach Najśmielszego, ale i w co większych wyrwach w kadłubie. Gotowi na wszystko komandosi weszli już do cichego wnętrza wraku. Kamera żołnierza, którego Geary wybrał, pokazywała teraz wnętrze pancernika, wyglądające bardzo obco i groźnie za sprawą braku oświetlenia i ogromu szkód. Komandosi pod dowództwem porucznika właśnie dotarli do naprędce naprawionej wewnętrznej śluzy powietrznej i wkroczyli do sektora, w którym widać było wiele śladów po naprawach. Ściany i grodzie zostały uszczelnione, by uniemożliwić ucieczkę powietrza.

Komandosi Sojuszu poruszali się ostrożnie, skanując otoczenie w poszukiwaniu pułapek, z bronią gotową do strzału mijali kolejne załomy korytarzy, wciąż jednak posuwając się w głąb noszącego ślady zniszczeń przedziału. Na razie nie natrafiono na żadnego nieprzyjaciela i nie wykryto żadnych pułapek, ale to wcale nie uspokajało żołnierzy, wręcz przeciwnie, robili się coraz bardziej nerwowi. W polu widzenia pojawił się kolejny właz, tym razem zamknięty. Komandosi zatrzymali się, większość przyjęła pozycje obronne z uniesioną bronią, podczas gdy jeden z nich założył na zamek niewielki ładunek wybuchowy, a potem go odpalił.

– Żadnych granatów ogłuszających – warknął ktoś na kanale komunikacyjnym komandosów.

– Ale sierżancie, tam mogą…

– Po drugiej stronie tego włazu mogą być nasi jeńcy wojenni, a nie wiemy nawet, w jakim są stanie. Przecież granat hukowy może ich zabić. Strzelacie tylko do widocznych celów i po potwierdzeniu identyfikacji. Osobiście zastrzelę każdą sukę albo suczego syna, który wpakuje kulkę jeńcowi. Zrozumiano?

Odpowiedział mu chór głosów.

Jeden z komandosów ujął dźwignię włazu i otworzył pokrywę na całą szerokość, pozostali natychmiast wymierzyli broń w otwór.

Przez moment Geary obawiał się, że w pomieszczeniu za włazem znajduje się wyłącznie masa martwych ciał jego marynarzy, ale już po chwili dostrzegł przerażone spojrzenia ludzi spoglądających w stronę włazu, w których zaraz pojawiło się niedowierzanie, gdy zaczęli rozpoznawać charakterystyczne kształty pancerzy komandosów Sojuszu.

– Ależ tu cuchnie – zameldował porucznik. – Mamy za wysokie stężenie dwutlenku węgla.

– Wyprowadźcie ich jak najszybciej – natychmiast otrzymał odpowiedź. – Trzeci pluton rozwinął rękaw ewakuacyjny pomiędzy najbliższą Śluzą powietrzną a wahadłowcem. Zabierzcie ich tam.

Na mundurach jeńców widniały insygnia wielu okrętów. W pierwszych szeregach stało wielu marynarzy z Niestrudzonego i samego Najśmielszego. Byli tam też ludzie z ciężkiego krążownika Basinet i z niszczyciela Talwar. Niektórzy z uwolnionych uśmiechali się, gdy komandosi popychali ich w kierunku śluzy, inni, zbyt oszołomieni, by reagować, szli bezwolnie tam, gdzie im kazano.

– Pierwsza drużyna! Rozmieścić ludzi wzdłuż korytarza, żeby mi nikt z jeńców się nie zgubił, i popędźcie ich trochę!

Mężczyzna w stopniu mata, z ręką na prowizorycznym temblaku, zatrzymał się w otworze włazu.

– Po raz pierwszy cieszę się na widok komandosa – wyszeptał. – Chłopie, ale bym cię ucałował.

– Ja tam wolę dziewczyny – odparł żołnierz. – Spróbuj z moim kumplem, tym na końcu korytarza, ale ruchy na sprzęcie!

Kolejna wiadomość z systemu komunikacyjnego.

– Poruczniku, znaleźliśmy następne pomieszczenie kawałek dalej. Tutaj też jest pełno szczurów przestrzeni.

– Wyprowadźcie ich tą samą drogą do rękawa, ale migiem! Ruchy, ruchy, ruchy!

Geary przerwał połączenie, z przyjemnością popatrzyłby na dalszą część akcji, ale miał ważniejsze sprawy na głowie. Wychwycił pytające spojrzenie Desjani i skinął głową.

– Komandosi wyprowadzają naszych z Najśmielszego. Sporo ich tam było.

– Dobrze… – Desjani nie odrywała wzroku od własnego ekranu. – Eskadra pomocnicza właśnie zbliża się do syndyckich remontowców.

Wielkie okręty pomocnicze cumowały przy syndyckich latających warsztatach naprawczych, ustawiając się dokładnie nad nimi i wypuszczając z dna i burt pęki grubych przewodów transmisyjnych. Okręty Sojuszu wyglądały teraz jak gigantyczne istoty, które zamierzają pochwycić w tańcu godowym jeszcze większych od siebie partnerów. Po części takie porównanie nie mijało się z prawdą.

Geary walczył przez chwilę z kolejnymi menu, ale wreszcie trafił na odpowiedni diagram pokazujący aktywność na pokładach syndyckich jednostek. Obserwował symbole oznaczające mechaników Sojuszu wysadzających grodź po grodzi i oczyszczających drogę do ładowni wypełnionych pierwiastkami śladowymi. Za każdym razem gdy kończyli robotę, pojawiał się nowy transmiter i można było rozpocząć szybsze przetaczanie ważnych surowców.

– Zadziwiająco niepokojąca symbolika, nieprawdaż? – wyszeptała Rione tuż nad ramieniem Geary’ego. – A może wygląda tak tylko z kobiecej perspektywy?

Geary pokręcił głową.

– Poczekaj, aż zaczniemy wypompowywać zawartość ich ładowni.

Założę się, że nie widziałaś jeszcze rabunku w takiej skali.

– Czy Syndycy mają to, czego potrzebujemy?

– Nie wszystko… – Geary przejrzał szybko dane na wyświetlaczach. Na wielu zachodzących na siebie oknach pojawiały się wyczerpujące dane o brakach i o zawartości syndyckich ładowni. Widział masę zupełnie nic mu nie mówiących nazw i nie potrafił ocenić stanu przeprowadzanej operacji.

– Dlaczego system nie wyświetla po prostu ilości potrzebnego i pozyskiwanego surowca? Kapitanie Desjani, czy może pani rozkazać wachtowym przekierowanie do mnie uproszczonych danych na temat operacji przejmowania surowców?

Desjani skinęła głową, natychmiast przekazała dalej jego polecenie i uśmiechnęła się promiennie.

– Właśnie wylądowały dwa ciężkie transportery z Tytana, Nieulękły będzie miał sześćdziesiąt pięć procent rezerw energetycznych, gdy zainstalujemy nowe ogniwa. Dostaliśmy także dodatkowe sześćdziesiąt kontenerów kartaczy i siedem nowych widm. Są też części zamienne, których nie byliśmy w stanie wyprodukować na pokładzie.

– Znakomicie. Czy to wszystko, co może nam zaoferować Tytan?

– Jeśli czas pozwoli, przyleci jeszcze trzeci transporter, sir.

Całkiem nieźle. Geary uśmiechnął się do siebie.

– Gdybyśmy jeszcze mogli zdobyć żywność…

Jeden z wachtowych chrząknął znacząco, jakby chciał zwrócić na siebie uwagę.

– Wybaczy pan, sir. Jeśli mogę… – Jego palce zatańczyły na klawiaturze, a Geary natychmiast zobaczył nowe okienko z tabelami, w których mógł zapoznać się z całkowitą pojemnością ładowni jednostek pomocniczych, ilością surowców znalezionych na syndyckich remontowcach i wartością przetransferowanych już pierwiastków.

– Dziękuję. Jakie dane znajdują się w tej kolumnie?

– Zapasy żywności, sir – odparł natychmiast wachtowy tonem podwładnego zadowolonego z tego, że udzielił odpowiedzi przełożonemu, zanim padło pytanie. – Na wszystkich jednostkach Syndykatu znaleźliśmy zapasy żywności. Z tego co słyszałem, zapasy znajdujące się na cywilnych jednostkach są nawet niezłe. Wprawdzie nie ma tego za wiele, ale uzupełnimy choć częściowo nasze braki.

– Czy pobrano próbki celem wykluczenia skażeń? – zapytała Rione.

Mechanik wyglądał na zaskoczonego.

– Oczywiście, pani współprezydent. Jestem pewien, że zostały sprawdzone, podobnie jak wszystkie pierwiastki śladowe wydobywane z syndyckich ładowni. Ale zlecę wykonanie ponownych analiz.

– Pełen zakres, makro, mikro, nano, organiczne i nieorganiczne – wyliczyła Rione.

– Tak jest, pani współprezydent. Upewnię się, czy wszystko zrozumieli… ale… – Mechanik zamilkł, widać było, że zastanawia się, czy Rione jest upoważniona do wydawania rozkazów jemu albo komukolwiek z jednostek pomocniczych.

– Upewnijcie się, że to zostało zrobione – wtrącił Geary.

Mechanik zasalutował zadowolony, że otrzymał potwierdzenie rozkazu z ust osoby do tego upoważnionej, i odwrócił się, aby wprowadzić potrzebne komendy.

– Przepraszam, że się wtrąciłam pomiędzy pana n podwładnych – powiedziała Wiktoria. – Powinnam poprosić o zezwolenie na rozmowę z tym marynarzem.

– Nic podobnego. Cieszę się, że zwróciła pani uwagę na potrzebę wykonania analiz. Ktoś mógłby zaniedbać sprawdzenia, czy Syndycy nie zatruli żywności przed opuszczeniem swoich okrętów, skoro wszystko inne idzie nam jak po maśle.

– Czasami dobrze jest mieć pod ręką przebiegłego polityka. – Rione odwróciła się, by zająć znów swoje miejsce, ale nie odeszła, na wyświetlaczu Geary’ego bowiem pojawiła się kolejna wiadomość.

Pułkownik Carabali wyglądała na bardzo zadowoloną, jak na komandosa rzecz jasna.

– Wydaje mi się, że odnaleźliśmy wszystkich jeńców uwięzionych na wraku Najśmielszego – zameldowała. – Aż dziw, że wielu z nich nie zmarło, byli stłoczeni, bez pełnego dostępu do systemów podtrzymywania życia, ale oficerowie znajdujący się w celach utrzymywali rotację więźniów, aby każdy miał możliwość dostępu do wentylacji. Moi zwiadowcy oceniają, że jeszcze dzień albo dwa i zaczęliby umierać. Są wygłodniali, wymagają też opieki medycznej. Lżej ranni nie zostali nawet opatrzeni przez Syndyków.

– Ilu ich jest? – zapytał Geary, przypominając sobie liczebność załóg okrętów utraconych w tym systemie.

– Nadal ich zliczamy. Wstępne szacunki mówią o dziewięciuset marynarzach i osiemnastu naszych chłopcach z desantu. Kapitan Cresida nalega, żeby większość z nich przydzielić na Gniewnego, Zajadłego i ciężkie krążowniki towarzyszące jej formacji. Nawet z pancernika mamy oferty. Kapitan Casia przejął kilka wahadłowców wysłanych na Zdobywcę. – Ton Carabali zdradzał, że nie zamierza wtrącać się pomiędzy sprzeczki oficerów floty. – Wygląda na to, że część jeńców została przeniesiona na inne jednostki Syndykatu, po tym jak odlecieliśmy z Lakoty. Wielu z nich może nadal przebywać w tym systemie. Według jednego z ocalonych niektóre jednostki cywilne przekształcono w statki więzienne. Czy istnieje jakaś szansa na ich doścignięcie?

– Niewielka i maleje z każdą sekundą. – Syndycki pościg powinien pokazać się lada moment, a im więcej czasu upływało, tym jego pojawienie wydawało się pewniejsze. – Znaleźliśmy tylko dwie cywilne jednostki w tym sektorze, na obu znajdowało się wyłącznie zaopatrzenie. Mamy odczyty o kilku tuzinach frachtowców znajdujących się w systemie, ale wszystkie są poza naszym zasięgiem i nie wiemy, co się na nich znajduje. Nie wykryliśmy także żadnych obozów pracy na planetach Lakoty, co oznacza, że nasi ludzie mogli zostać natychmiast przetransportowani w inne miejsce.

– Rozumiem, sir. Przygotowujemy się do opuszczenia Najśmielszego – zameldowała pułkownik Carabali. – Co mamy zrobić z jego wrakiem?

Geary skrzywił się. Bardzo chciałby ocalić tę jednostkę, ale te żałosne resztki okrętu nie były w stanie polecieć za flotą ani bronić się podczas walki, a holowanie takiego giganta naraziłoby resztę okrętów na poważne niebezpieczeństwo. Zresztą nie wierzył, by jakakolwiek stocznia mogła naprawić tak mocno uszkodzony okręt. Dzielny pancernik musiał zostać zniszczony. Nie mogli jednak dopuścić do tego, by Syndykat wykorzystał jego szczątki.

– Czy możecie przesterować rdzeń reaktora?

– Tak jest, sir. Ma wystarczająco dużo mocy, żeby eksplodować.

– Zatem ustawcie mechanizm samozniszczenia na sześć godzin i wynoście się stamtąd.

Sześć godzin dawało im wystarczające okno czasowe. Nie widział żadnego powodu, dla którego okręty Sojuszu powinny pozostawać przy Flotylli Ofiar aż tak długo.

– Poczekajcie! – Rione pochyliła się do Geary’ego z poważną miną. – Nie niszczcie Najśmielszego w taki sposób.

Geary westchnął i spojrzał na Carabali.

– Wstrzymajcie się jeszcze. Nie ustawiajcie samozniszczenia. Zaraz wrócę do tego tematu. – Odwrócił się do Rione. – Dlaczego nie powinniśmy wysadzić Najśmielszego? Dlaczego mamy go zostawiać Syndykom?

– Nie sugerowałam, aby pozostawić go Syndykom – odparła chłodno Rione. – Wróg ma jeszcze wiele potężnych jednostek we flocie pościgowej i powinniśmy wykorzystać każdą broń do wyrównania szans. Ustawcie samozniszczenie tak, żeby okręt eksplodował, gdy zajmą go Syndycy.

Spodobał mu się ten pomysł. Chociaż nienawidził wszelkiej maści pułapek, ta wydała mu się jak najbardziej akceptowalna. Ale zaraz przyszła mu do głowy kolejna myśl.

– Może powinniśmy zaminować rdzenie wszystkich jednostek, żeby wybuchły, kiedy na ich pokład wejdą ponownie Syndycy.

Podsłuchująca rozmowę Desjani skrzywiła się.

– Szkoda, że nie będziemy mogli ich zniszczyć, zanim bitwa w tym systemie się zakończy.

– Szkoda – przyznał Geary. – Ale i tak nie moglibyśmy przecież… – przerwał i spojrzał uważniej na Desjani.

Jej oczy zrobiły się okrągłe.

– Mamy pod ręką całą masę porzuconych syndyckich okrętów wojennych z funkcjonującymi reaktorami. Jeśli uda nam się zaminować je tak, aby wybuchały, kiedy zechcemy…

– Jak miny?

– Tak, jak miny! Wielkie miny z zapalnikami zbliżeniowymi! Wystarczy tylko zwabić flotyllę pościgową w pobliże Flotylli Ofiar.

– To będzie cholernie wielkie pole minowe. Możemy zrobić coś takiego? – zapytał.

Desjani spojrzała na wachtowego z działu inżynieryjnego.

– Poruczniku Nicodeom, proszę przedstawić mi ocenę, czy jesteśmy w stanie zaminować reaktory porzuconych okrętów Syndykatu, aby zadziałały jak klasyczne miny i eksplodowały, gdy jakiś cel znajdzie się w polu rażenia.

Zapytany najpierw wyglądał na zaskoczonego, a potem głęboko się zamyślił.

– Najprostszym sposobem byłoby zaminowanie systemów sterowania reaktora. Ale nie możemy zrobić czegoś takiego od razu, kapitanie. Musimy obliczyć wszystkie promienie rażenia takich eksplozji, ustalić konkretne opóźnienia, aby cel nie wyszedł z zasięgu, okablować wszystkie jednostki, no i rozpracować syndyckie interfejsy.

– Mamy we flocie ludzi do tej roboty? – zapytała Desjani.

– Najlepsi fachowcy od broni pracują na jednostkach pomocniczych, kapitanie. Tam też możemy wykonać potrzebne zapalniki. Musielibyśmy tylko podprowadzić jednostkę pomocniczą pod taki okręt albo jeszcze lepiej wysłać wahadłowcami zespoły saperów ze sprzętem.

Desjani wyszczerzyła się tak szeroko, że uśmiech miała niemal dookoła głowy.

– Słyszał pan, sir?

Geary potwierdził skinieniem głowy i też się uśmiechnął. Wszystkie jednostki pomocnicze znajdowały się przy Flotylli Ofiar, czyli właśnie tam, gdzie były potrzebne.

– Wydaje mi się, że nadszedł czas porozmawiać z kapitan Tyrosian. Mam nadzieję, że jej ludzie nie będą potrzebowali dodatkowej zachęty do pośpiechu przy tej robocie.

W tym momencie do rozmowy wtrącił się porucznik Nicodeom.

– Kapitanie Geary, jeśli każemy im skonfigurować indywidualne zapalniki dla każdego okrętu z osobna i uzbroić je w naprawdę krótkim czasie, będzie to wyzwanie, które każdy fachowiec od materiałów wybuchowych podejmie z największą ochotą. Zmajstrować coś, co spowoduje tak gigantyczną eksplozję w niespotykany dotąd sposób? Nie trzeba im innych zachęt.

– Dziękuję, poruczniku. – Geary nacisnął klawisz, łącząc się z eskadrą pomocniczą, i szybko wyjaśnił, czego oczekuje. – Czy jesteście w stanie wykonać to zadanie, kapitanie Tyrosian? – zapytał na koniec. – Wiem, że to wielkie wyzwanie techniczne, zwłaszcza przy tak ograniczonym czasie, jaki mamy do dyspozycji. Powiedziano mi jednak, że nasi najlepsi technicy mogą je wykonać. – Uznał, że nie ma co owijać w bawełnę, zwłaszcza iż z mechanikami najlepiej rozmawiać wprost i konkretnie.

Choć oczy kapitan Tyrosian zawsze, kiedy przychodziło do roztrząsania kwestii operacyjnych, wyrażały lęk, tym razem aż lśniły od entuzjazmu.

– Zamienić porzucone syndyckie okręty w tajną broń? Zapalniki zbliżeniowe? Chce pan, aby połączyć je ze sobą, żeby uzyskać efekt jednej gigantycznej eksplozji?

– Gdyby to było możliwe…

– Może pan uważać tę sprawę za załatwioną, sir – zapewniła go Tyrosian. – Ile mamy czasu na umieszczenie ładunków?

– Około dwu godzin.

Tyrosian skrzywiła się wyraźnie, ale przytaknęła.

– Będziemy gotowi na czas, sir.

Kiedy jej twarz zniknęła z wyświetlacza, Geary odwrócił się do Rione.

– Dziękuję za ten pomysł.

Wiktoria uniosła brwi ze zdumienia.

– Wydaje mi się, że twój pomysł sięga dużo dalej niż moja propozycja.

– Ale nie doszedłbym do niego, gdyby nie twoja sugestia – odparł Geary.

Desjani spojrzała na Rione i lekkim skinieniem głowy milcząco potwierdziła słowa Geary’ego. Pani współprezydent odpowiedziała jej uśmiechem.

Komodor, udając, że nie dostrzega tej wymiany uprzejmości, zajął się obserwacją sytuacji w systemie.

– Problem polega na tym, że mamy wciągnąć siły Syndykatu w określone miejsce. Musimy skłonić ich do wybrania takiej a nie innej drogi, nie wzbudzając jednocześnie żadnych podejrzeń, a to może być trudne.

– Wierzę, że sobie z tym poradzisz – powiedziała Rione.

– Mamy przecież na miejscu przynętę, która ściągnie do Flotylli Ofiar każdego Syndyka – wtrąciła Desjani.

Geary spojrzał na wyświetlacz i zrozumiał, że Tania mówi o jednostkach pomocniczych. Bez nich flota będzie zgubiona, wyczerpie całe posiadane paliwo i amunicję, zanim zdąży zbliżyć się do granic przestrzeni Sojuszu. Z tego też powodu jednym z najważniejszych zadań floty była ochrona tych czterech okrętów, podczas gdy dla wroga stanowiły one najbardziej łakomy cel.

– Raz już zastosowaliśmy tę sztuczkę na Sancere. Sądzi pani, że znowu się na nią nabiorą?

– Musimy to zrobić w nieco inny sposób – odparła Desjani.

– A wie pani w jaki? – zapytał Geary.

Tak jak przypuszczał, wiedziała. Może pomysł nie należał do gatunku tych, które mu się od razu podobały, ale wart był przynajmniej rozważenia. Co chwilę spoglądał w stronę Wiktorii, licząc, że wtrąci ona swoje trzy grosze, ale Rione wpatrywała się w ekran wyświetlacza z absolutnie obojętną miną.

* * *

– Kapitanie Tyrosian, proszę zebrać wszystkie wahadłowce i ekipy, które nie uczestniczą aktualnie w akcji rekwirowania syndyckich zapasów ani nie zostały oddelegowane do zaminowania okrętów wroga, i postarać się zainscenizować zakrojoną na szeroką skalę akcję ograbiania maksymalnej liczby jednostek z Flotylli Ofiar.

Tyrosian, najwyraźniej spodziewająca się w tym przekazie pochwały za wzorowe przeprowadzenie operacji, najwyraźniej się speszyła.

– Słucham, sir?

– Chcę, by Syndycy zobaczyli, że staramy się zagrabić z ich okrętów, co tylko możemy – powtórzył Geary. – Jedzenie i co tam jeszcze znajdziecie. Niech pomyślą, że jesteśmy w wielkiej potrzebie i dlatego pozostaniemy tutaj tak długo, jak tylko się da. Oni muszą uwierzyć, że naprawdę brakuje nam żywności.

– Ale nam naprawdę brakuje żywności, sir – zaprotestowała Tyrosian.

Desjani z trudem opanowała wybuch śmiechu, co zabrzmiało, jakby się zakrztusiła, Geary jednak zignorował jej zachowanie.

– Kapitanie Tyrosian – wyjaśnił cierpliwie – kiedy flota pościgowa pojawi się na Lakocie, zamierzamy pozostawić okręty eskadry pomocniczej w pobliżu Flotylli Ofiar aż do osiągnięcia momentu krytycznego. Tak czy inaczej wróg skupi całą uwagę na pani eskadrze, ponieważ jest ona naszym najsłabszym punktem. Musimy jednak pokazać Syndykom wiarygodny powód, dla którego zaryzykowaliśmy tak długie pozostawienie pani okrętów przy skupisku uszkodzonych jednostek wroga, aby ich tutaj ściągnąć. Jeśli uda nam się ich przekonać, że naprawdę musimy ograbić ich okręty z żywności, mogą chwycić przynętę.

Tyrosian odpowiedziała dopiero po chwili.

– Znowu będziemy przynętą?

– Tak, kapitanie, znowu będziecie przynętą. Wyglądała na przygnębioną, ale nie zaprotestowała.

– Tak jest, sir!

– Nie muszę chyba powtarzać – czuł, że jednak powinien dodać te kilka słów – że uczynimy wszystko, by pani okręty nie zostały zniszczone.

– Dziękuję, sir. Doceniamy to.

– Kiedy syndyckie siły pościgowe powrócą i poznamy ich wektory ruchu, przekażę pani szczegółowy plan manewrowy. Dziękuję, kapitanie Tyrosian.

Dwadzieścia minut później, gdy kilka kolejnych wahadłowców pojawiło się pomiędzy unieruchomionymi okrętami Syndykatu, a ubrani w kombinezony próżniowe marynarze rozpoczęli przedstawienie, ładując na ich pokłady wszystko, co tylko zdołali wynieść, rozdzwoniły się alarmy, których Geary tak bardzo się obawiał.

– Syndycka eskadra pościgowa pojawiła się w punkcie skoku z Ixiona – zameldował wachtowy z operacyjnego.

Geary wstrzymał oddech, w czasie gdy sensory floty Sojuszu szacowały wielkość sił wroga wkraczającego na Lakotę przez wylot studni grawitacyjnej, który znajdował się zaledwie o piętnaście minut świetlnych od tego miejsca, co oznaczało, że tyle właśnie czasu upłynęło od momentu, gdy syndycki dowódca zdecydował, co robić, i wprowadził plan w czyn, zanim Geary mógł dowiedzieć się o jego przybyciu do tego systemu gwiezdnego.

Pomimo wysokich strat, jakie siły Sojuszu zadały mniejszym jednostkom eskorty, flocie pościgowej towarzyszyła całkiem pokaźna liczba lekkich krążowników i ŁZ–tów. Z kolei szeregi ciężkich krążowników zostały dosłownie zdziesiątkowane w czasie poprzedniej wizyty okrętów Sojuszu na Lakocie. Wiele zostało kompletnie zniszczonych, a aż dwadzieścia dwa znajdowały się pośród ciężko uszkodzonych jednostek pozostawionych w tym systemie. Dziewięć spośród tych dwudziestu dwóch już nie istniało, a reszta dryfowała we Flotylli Ofiar. Siły pościgowe dysponowały zaledwie szesnastoma jednostkami tej klasy. Ale zaraz za nimi z niebytu wynurzyły się największe okręty Syndykatu, ich liczba i osła w zastraszającym tempie. Dziesięć pancerników. Piętnaście. Trzydzieści jeden. Sześć okrętów liniowych. Trzynaście…

– Trzydzieści jeden pancerników i trzynaście okrętów liniowych – wyszeptała Desjani. – Nie jest tak źle.

– Są w o wiele lepszym stanie niż nasze – przypomniał jej Geary. Sprawdził raz jeszcze liczby, których wyuczył się niemal na pamięć. Flota Sojuszu wciąż dysponowała dwudziestoma dwoma pancernikami i dwoma kieszonkowymi okrętami tej klasy oraz siedemnastoma liniowcami. Do tego dochodziło dwadzieścia dziewięć ciężkich krążowników. Niestety większość z nich była uszkodzona, niektóre nawet poważnie. Pomimo uzupełnień, jakie zostały ostatnio dostarczone na pokłady znacznej części okrętów Sojuszu, wróg z pewnością dysponował znacznie większą ilością amunicji, zwłaszcza rakiet i kartaczy.

– Trzydzieści jeden pancerników wroga… – Geary potrzebował dłuższej chwili, by uspokoić skołatane nerwy, zdając sobie sprawę, że powinien doceniać siłę wroga, ale nie dać się wytrącić z równowagi.

– Mamy przewagę jedynie w ciężkich krążownikach – powiedział tak, aby go wszyscy usłyszeli.

Desjani pokręciła głową.

– Mamy jeszcze jedną wielką przewagę nad nimi – poprawiła Geary’ego. – Dowódca Syndyków widział, jak uciekaliśmy, i miał aż jedenaście dni na utrwalenie sobie tego obrazu. A teraz zobaczy, co zrobiliśmy z okrętami Syndykatu pozostawionymi w tym systemie, i to wprawi go w nieopisaną wściekłość. Zbytnia pewność siebie plus wściekłość skutkuje wyłącznie brakiem rozwagi, sir.

– Nie sposób tego podważyć – powiedział Geary. Pomyślał natomiast, że jego własna pewność siebie i wściekłość, jaką wzbudzili w nim najbardziej krnąbrni kapitanowie floty, sprawiły, że podjął bardzo lekkomyślną decyzję o pierwszym skoku na Lakotę. Ale nie to teraz było ważne. Musiał uzyskać przewagę nad myślącym teraz podobnie jak on wtedy dowódcą wrogiej floty.

– Zobaczmy, czy postąpi tak, jak tego chcieliśmy.

Minęło kilka minut i zyskali pewność, że syndycki dowódca, lekkomyślnie czy nie, zrobił dokładnie to, na co liczyli. Flota Syndykatu lekko przyśpieszyła, ruszając kursem na przejęcie okrętów Sojuszu. Zastosowali tradycyjny, choć tym razem nieco głębszy szyk prostopadłościenny, zwrócony najszerszą ścianą w stronę wroga. To była jedna z najwszechstronniejszych formacji, szerokość, głębokość i wysokość można było szybko zmieniać w zależności od sytuacji taktycznej, ale miała też poważne ograniczenia, takie choćby jak rozproszenie ognia uniemożliwiające jego koncentrację w jednym punkcie i niemożność szybkiego reagowania na zmiany kierunku ataku. Wyglądało jednak na to, że jest to jedyna formacja, jakiej używali Syndycy – zapewne innych nie poznali na szkoleniach.

– Zamierzają przejąć nasze okręty w pobliżu Flotylli Ofiar – zauważyła Desjani z uśmiechem.

Geary sprawdził przewidywany czas do kontaktu bojowego. Od momentu, w którym flota Sojuszu zwolniła do prędkości przelotowej uszkodzonych okrętów Syndykatu, oddalała się od punktu skoku, osiągając zaledwie 0.02 świetlnej. Rozpędzająca się właśnie eskadra pościgowa osiągała w tym momencie 0.071 świetlnej. Geary wpisał do systemu manewrowego Nieulękłego założenie, że wrogie okręty przyśpieszą do 0.1 świetlnej, i otrzymał wynik mówiący, że kontakt nastąpi za dwie godziny i pięćdziesiąt jeden minut. Oczywiście przy założeniu, że flota Sojuszu nie wykona żadnego manewru w tym czasie. Od dawna Geary zamierzał rozpocząć odwrót w momencie, gdy flotylla wroga pojawi się w systemie, ponieważ porównanie szacunkowej wielkości sił przeciwnika i jego własnych nie rokowało najlepiej. Ale plan użycia Flotylli Ofiar jako broni zmieniał jego szanse diametralnie. O ile Syndycy z sobie wiadomych powodów nie zrezygnowaliby z pościgu, tak czy inaczej musiało dojść do kolejnej konfrontacji w tym systemie. A teraz zaczynał mieć szanse na zwycięstwo.

– Czy oni naprawdę uwierzą, że zaczekaliśmy tutaj na nich? – zapytała Rione.

– Mam nadzieję, że uznają, iż wciąż zastanawiamy się, co dalej robić – wyjaśnił Geary. Tak samo jak w Systemie Centralnym Syndykatu, kiedy kapitanowie floty tracili czas na wykłócanie się, kto obejmie dowództwo i co trzeba będzie zrobić. – A szyk Wielka Obrzydliwa Kula upewni ich, że nie jestem już dowódcą tej floty.

– Wielka Obrzydliwa Kula? Rozumiem. Zamierzasz symulować niezdecydowanie i początki paniki.

– Taki jest mój plan – przyznał Geary, mając nadzieję, że niezdecydowanie i początki paniki pozostaną częścią symulacji.

Rione znów do niego podeszła i upewniła się, że dźwiękoszczelna kurtyna otaczająca stanowisko dowodzenia została uaktywniona.

– Nawet ja wiem, że to bardzo ryzykowne posunięcie. Jakie są nasze szanse na zwycięstwo?

– To zależy – powiedział Geary i zauważył, że zareagowała irytacją. – Naprawdę. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, mamy spore szanse na odniesienie zwycięstwa.

– A jeśli nie pójdzie?

– Będzie źle. Ale i tak musielibyśmy zmierzyć się z nimi prędzej czy później.

Mierzyła go wzrokiem jeszcze przez chwilę.

– Nie muszę ci przypominać, jak istotne jest doprowadzenie Nieulękłego do przestrzeni Sojuszu. Nie całej floty. Nieulękłego. Syndycki klucz hipernetowy zapewni nam przewagę nawet w sytuacji, gdy stracimy wszystkie pozostałe okręty.

Geary wbił wzrok w podłogę.

– Mam tego świadomość. Dlaczego zawsze powtarzasz mi te słowa, skoro wiesz, że nie musisz tego robić?

– Bo cały czas skupiasz się wyłącznie na tym, żeby ocalić jak największą część tej floty. Nie możesz zapominać o szerszej perspektywie. Jeśli staniesz przed wyborem: albo utrata Nieulękłego dla ocalenia większości okrętów tej floty, albo powrót Nieulękłego za cenę zniszczenia pozostałych okrętów, musisz bezwarunkowo wybrać przetrwanie Nieulękłego.

– Nie musisz też powtarzać, na czym polega mój obowiązek – mruknął Geary. Wiedział o tym i bez jej gadania, ale nie była to racja, którą chciał podzielać.

– Reszta floty może powstrzymać siły pościgowe na tyle, aby zespół uderzeniowy składający się z Nieulękłego i najwierniejszych jednostek został wyładowany po brzegi ogniwami paliwowymi i wyruszył w stronę przestrzeni Sojuszu – nalegała Rione beznamiętnym tonem.

– Powiadasz, że mam uciekać. Sugerujesz, że powinienem zabrać Nieulękłego, kilka innych okrętów i pozostawić resztę floty na pastwę losu.

– Tak! – Spojrzał jej prosto w oczy i zobaczył w nich, że ta propozycja jej także się nie podoba, ale mimo wszystko będzie nalegać na jej wykonanie. Obowiązek. Jej obowiązek względem Sojuszu. – Nie możesz zapominać o szerszej perspektywie, John! Nikt z nas nie może! Nie chodzi o to, co chcemy zrobić, ale co możemy!

Geary znów wbił wzrok w pokład.

– Musimy zrobić wszystko, aby zwyciężyć. Powtarzam się, prawda? – Nie odpowiedziała. – Wybacz, ale nie nadaję się do takiej roboty. Nie postąpię zgodnie z twoją sugestią.

– Masz jeszcze czas…

– Nie powiedziałem, że to jest nie do wykonania, ale że ja tego nie zrobię. Nie zostawię pozostałych okrętów na pastwę losu. Nie pozwolę, by szersza perspektywa usprawiedliwiła zdradę tych kobiet i mężczyzn, którzy powierzyli mi swoje życie.

– Wszyscy przysięgali także wierność Sojuszowi. – W głosie Rione pojawiło się zarówno błaganie, jak i gniew.

– Tak, przysięgali. Ja też przysięgałem.

– Wreszcie podniósł na nią wzrok. – Ale nie potrafię tak postąpić, nawet jeśli stawką będzie przegrana Sojuszu w tej wojnie. Cena byłaby dla mnie zbyt wysoka.

– Musimy zapłacić taką cenę, jakiej od nas wymagają, kapitanie Geary! – Jej wściekłość wciąż rosła. – Oddajemy życie za nasze domy i rodziny!

– Mam przekazać ich rodzinom twoje słowa? Może ująłbym to tak: „Ludu Sojuszu, poświęciłem dla dobra ogółu waszych ojców, mężów i synów”. Ilu ludzi byłoby w stanie uczynić coś takiego? Czy ktokolwiek zdecydowałby się na podobny układ, żeby wygrać?

– Codziennie dokonujemy podobnych wyborów! Wiesz o tym doskonale! Każdy cywil godzi się na podobny układ, wysyłając swoje dzieci do wojska, na wojnę! Wiedząc, że będą ryzykowały życie dla niego.

W tym punkcie też miała rację, choć nie do końca.

– Ale ufają też, że nie będziemy szafowali ich życiem – oświadczył Geary.

– Nie zapłacę życiem ludzi, którzy walczą w mojej flocie, za klucz hipernetowy. Poprowadzę ich do przestrzeni Sojuszu, nawet gdyby trzeba wejść w ogień piekielny, ale za nic nie uznam, że są jedynie środkiem do osiągnięcia jakiegoś celu. Moment, w którym uznałbym taką wymianę za usprawiedliwioną, byłby jednocześnie chwilą mojej hańby i zdradą tego, co uważałem za mój obowiązek. Wygramy wspólnie albo polegniemy razem z honorem.

Rione przyglądała mu się bacznie, a potem pokręciła z niedowierzaniem głową.

– Część mnie jest wściekła na ciebie, ale część wręcz przeciwnie, odczuwa wielką wdzięczność za to, że nie przystałeś na propozycję ucieczki. Nie jestem potworem, John.

– Nigdy nie twierdziłem, że nim jesteś – wskazał głową na ekran wyświetlacza przedstawiający ruchy wszystkich jednostek w systemie – ale wielu ludzi ginie wskutek moich decyzji, zarówno dzisiaj, jak i w przeszłości. Czasami zastanawiam się, kim mnie to czyni.

– Spójrz w oczy swoich towarzyszy broni, John – odparła cicho Rione – tych, których nie chcesz opuścić. W nich zobaczysz, kim naprawdę jesteś.

Wiktoria wróciła na fotel obserwatora. Geary zrobił kilka głębokich wdechów, sprawdzając, czy Desjani faktycznie jest zatopiona w obliczeniach. Zastanawiał się, czy zdołała odgadnąć, o czym rozmawiał z Rione.

Czuł, że musi zapomnieć o tym temacie, i to jak najszybciej, dlatego wywołał kapitan Cresidę.

– Za dwie godziny wydam jednostkom pomocniczym rozkaz opuszczenia Flotylli Ofiar, do tej pory wszystkie okręty i promy muszą być na widoku i kontynuować rozszabrowywanie syndyckich zapasów. – Cresida potwierdziła przyjęcie polecenia, ale szybkość, z jaką wykonała ten gest, pokazała wyraźnie, jak bardzo jest zdenerwowana. Trzydzieści jeden pancerników i trzynaście okrętów liniowych leciało prosto na jej zgrupowanie składające się z zaledwie dwóch liniowców i czterech pancerników, z czego trzy nadawały się do remontu. O równie pokiereszowanej eskorcie nie było nawet co wspominać. – Wykonamy powierzone zadanie, choć nie ukrywam, że przydałoby się nieco większe wsparcie.

– Dostanie je pani – obiecał Geary. – Proszę nie angażować Gniewnego i Zajadłego w pełen kontakt z pancernikami nieprzyjaciela. Proszę raczej schodzić z linii ognia, niż iść mu naprzeciw – recytował słowo w słowo formułki, jakie wykuwał dawno temu na szkoleniach, osobie, która przeżyła dziesiątki krwawych bitew. Ale Cresida kiwała głową przyjmując jego rady, jakby odkrywał przed nią kolejny fragment tajemnej wiedzy.

Wojownik nie posiada takiej sprawności manewrowej, żeby wykonywać uniki. Będzie musiał wystawić się na ataki. Nie wiem, w jakim stanie są Orion i Dumny.

Według danych, które przeglądał Geary, systemy manewrowe na Orionie i Dumnym były już wystarczająco sprawne, dlatego pomyślał, że Cresida raczej miała na myśli, co ich dowódcy zrobią podczas konfrontacji z tak wielkimi siłami Syndykatu. Sam też nie był tego pewien.

– Rozumiem. Ale ze Zdobywcą nie powinno być żadnych problemów. – Kapitan Casia był wprawdzie starszy stopniem od Cresidy, ale Geary tak rozdzielił ich kompetencje, że Casia musiał skupić się na obronie eskadry pomocniczej, co uniemożliwiało mu mieszanie się w sprawy o wiele bardziej pojętnej kapitan.

– Mam nadzieję, że Zdobywca namiesza trochę w szeregach wroga – przyznała Cresida.

– Ja też. Spróbujemy rozbić ich szyk, zanim dotrą do waszych pozycji. Mam nadzieję, że wystarczająco osłabimy tym siłę syndyckiego ataku.

– Jeśli nawet się nie uda, bywałam w gorszych sytuacjach. Zresztą ktoś już tam czeka na mnie.

Geary zdał sobie nagle sprawę, że nie chodzi tutaj bynajmniej o rodzinę Cresidy, ale o marynarzy, z którymi się spotka, jeśli Gniewny nie przetrwa tego starcia.

– Potrzebujemy pani tutaj, kapitanie Cresida. Proszę wykonać zadanie pamiętając, że Sojusz ma już wystarczająco dużo martwych bohaterów.

– To prawda – przyznała Cresida.

Geary zakończył transmisję, ale wciąż wpatrywał się w ekran wyświetlacza, na którym widać było wyraźnie przyśpieszającą wciąż flotę pościgową Syndykatu. Zastanawiał się, ilu martwych bohaterów przybędzie Sojuszowi, zanim ten dzień dobiegnie końca.

Загрузка...