2

Niegdyś był najsilniejszym i najodważniejszym mężczyzną w osadzie. Sam nadal się za takiego uważał, choć inni myśleli coś dokładnie przeciwnego. Młodzi chłopcy przewyższali go teraz zarówno pod względem odwagi i siły, jak i urody, ale Les tego nie zauważał. Jego imię, Les, oznaczało las. I, oczywiście, znał bardzo dobrze ten las, przez który się teraz skradał.

Nie zauważał tylko, że to skradanie słychać z daleka. Les ścigał dziewicę. Poszedł inną drogą niż reszta mężczyzn, ponieważ nie chciał dzielić się z nimi zdobyczą.

Ostatnimi czasy powodziło mu się bardzo źle. Jego kobieta zrobiła się stara i brzydka, nie dawała mu już w łóżku żadnej radości. Kto chciałby dotykać takiej pomarszczonej i obwisłej skóry? W każdym razie nie on, nie Les, taki przystojny i urodziwy. Nie chciał przyjąć do wiadomości, że on sam też jest pomarszczony i ma obwisłą skórę.

Prawo jednak zabraniało mu dotykać innych kobiet, a prawa Les przestrzegał.

Wszelkie naruszenia surowo karano.

Ale teraz bogini-dziewica, księżniczka, była zdobyczą dozwoloną przez prawo. Chciał znaleźć w jej ciele zaspokojenie po długich, nudnych miesiącach z żoną, a poza tym chciał odebrać jej cnotę, bo to zapowiedź wielkiego szczęścia dla dzielnego mężczyzny, który weźmie ją w posiadanie. A potem zabić. To jeszcze większe zwycięstwo. Dzięki temu uzyska wszystko, czego w tym życiu może zapragnąć.

Choć Les sam przed sobą się do tego nie przyznawał, to jednak najbardziej podniecała go myśl, że zaraz znowu posiądzie młodą, piękną kobietę. Że będzie mógł wedrzeć się w jej kruche ciało, które ledwo zaczęło się rozwijać. A księżniczka była piękna. Żadna inna nie miała takich długich, gęstych i czarnych włosów jak ona, żadna nie kusiła takimi soczystymi wargami. Widywał ją wielokrotnie ostatnimi czasy. Często chodził prosić o radę w sprawach, co do których nie miał najmniejszych wątpliwości. Chodził tam tylko po to, by znowu poczuć, jak soki życiowe zaczynają w nim krążyć. To on zwrócił uwagę plemienia, że bogini jest już bardziej kobietą niż dzieckiem. To on przyspieszył wydarzenia.

Szczerze mówiąc, Les był zadowolony, że bogini udało się uciec. Dzięki temu stanie się jego zdobyczą. Tylko jego. Wiedział bardzo dobrze, że tłoczący się wokół tronu młodzi mężczyźni próbowali go odepchnąć na bok i że im się to udawało, co przyznawał z niechęcią. Mógłby mieć problemy, żeby dostać to, co mu się sprawiedliwie należało.

Teraz miał ją tylko dla siebie. Dostrzegał ślady małych bosych stóp wszędzie tam, gdzie ziemia była miękka. Tylko on wiedział, w którą stronę bogini pobiegła. Byłby skończonym głupcem, gdyby pokazał ślady innym.

Czuł rozkoszne mrowienie pod skórą. Nowa kobieta, dziewica-bogini, księżniczka!

Teraz dziewczyna już mu się nie wymknie, nie ma najmniejszej szansy.

Świetnie wiedział, że biegnie ku górom. A tam wpadnie we własną pułapkę.

Odwrócił głowę, by się przekonać, że jest sam ze swoją zdobyczą. I rzeczywiście, nigdzie żywej duszy. Tamci głupcy pognali w przeciwnym kierunku.

Na chwilę przystanął, żeby odetchnąć. Młodsi mężczyźni twierdzili, że on nie biega już tak lekko jak niegdyś. Cóż za głupstwa! Był równie niedościgły jak zawsze. Teraz jednak zasapał się trochę, ponieważ przebył znacznie dłuższą drogę niż tamci. Oni by też sapali, gdyby musieli biec tak daleko, i to pod górę. Dużo bardziej by sapali.

Stał i patrzył za siebie. W dali poza osadą wznosiły się złe góry. Ogromne szczyty celowały w niebo, długi łańcuch zamieszkany przez groźne duchy. Wielokrotnie słyszał głuche zawodzenia, kiedy wszyscy w osadzie już spali.

Czy ci głupi młodsi mężczyźni nie rozumieją, że Sisce nigdy by nie przyszło do głowy uciekać właśnie w tamtą stronę? Do gór, którymi władają duchy?

Tylko on miał dość rozumu, by przewidzieć, dokąd ona się skieruje. Ku Światłu.

Les podjął pościg. Teraz spoza drzew widział wyraźnie górską ścianę. Siska znalazła się w pułapce.

Kroki przybliżały się. Rozbieganym wzrokiem dziewczyna szukała jakiejś kryjówki. Oczywiście mogła schować się za pniem któregoś drzewa, ale na jak długo? Na pewno bardzo szybko zostałaby znaleziona.

Raz czy drugi mignął jej między drzewami prześladowca. Wciąż jeszcze był bardzo daleko, ale potrafiła już rozpoznać jego charakterystyczny, skradający się krok. Zwłaszcza teraz kiedy biegł. Les, najokropniejszy z nich wszystkich. Siska przypominała sobie z obrzydzeniem jego pożądliwy wzrok, którym wodził po jej ciele, kiedy przychodził prosić o radę. Zadawał tak głupie pytania, że nawet dziecko potrafiłoby na nie odpowiedzieć. Zaczynał się starzeć. Miał zaokrąglony brzuch i kościste kolana. Zachował jednak jeszcze męskie siły. Tak przynajmniej twierdziły usługujące jej kobiety. Ale wiele pożytku już z niego nie będzie, dodawały i śmiały się przy tym nieprzyjemnie.

Siska wiedziała, co Les zamierza z nią zrobić, gdyby udało mu się ją pochwycić. Jego obrzydliwe ciało przyciśnie ją do ziemi, a twarde ręce będą ją szarpać pożądliwie. Była bliska histerii, kiedy rozpaczliwie poszukiwała drogi ucieczki.

Tak mało czasu, tak niewiele możliwości.

Może wspiąć się po górskiej ścianie?

To niemożliwe, jest tam zbyt stromo i skała zbyt gładka.

Może ukryć się za wodospadem? Nie, to niewykonalne. Woda jest przezroczysta i spada za blisko górskiej ściany.

Nigdzie ani jednego drzewa, na które można by się wdrapać. A biec wzdłuż gór i tam próbować szukać jakiegoś ratunku też nie mogła. Była taka zmęczona, nogi nie chciały jej już nieść. Z trudem utrzymywała ciało w pozycji pionowej.

Źródło. Miejsce, w którym strumień wypływa z góry?

O, nie, otwór jest bardzo ciasny. Nawet gdyby wsunęła głowę do otworu, to co jej to da? Po pierwsze, udusi się pod wodą, a po drugie, Les będzie widział jej ciało wystające na zewnątrz.

Ale czy rzeczywiście otwór jest zbyt ciasny? Wąski, to prawda, ale… Siska nie miała innego wyjścia.

Czepiając się palcami skały tak, że zdarła sobie paznokcie, pięła się pospiesznie w stronę źródełka. Teraz była widoczna z bardzo daleka. Przykucnęła przy otworze i wsunęła do niego rękę. Mech wokół był miękki, ustępował pod naciskiem jej dłoni.

A może?

Gdyby teraz…?

Jest przecież nieduża i drobna. Nie zastanawiając się więcej, wsunęła nogi do wąskiej szczeliny. Jęknęła, gdy zanurzyła stopy w zimnej wodzie. Choć może nie aż tak zimnej, jak się spodziewała. Dziewczyna przemieszczała się w głąb jak daleko mogła. Utopię się, myślała. Ale muszę spróbować. To moja jedyna szansa.

Najtrudniej było przecisnąć klatkę piersiową, ale nie mogła przecież tak zostać, leżąc na plecach, na pól ukryta w szczelinie. Musiała przepychać się dalej. Nie miała odwagi pomyśleć o tym, co będzie, gdyby chciała znowu wydostać się na zewnątrz. Jakaś ostra krawędź rozorała jej skórę wzdłuż mostka. Nie mogła temu zapobiec. Żeby tylko rana nie okazała się bardzo głęboka, myślała z twarzą wykrzywioną bólem.

Wreszcie zdołała wcisnąć klatkę piersiową do środka. Ramiona wsunęły się już lekko.

Co ja teraz zrobię? zastanawiała się, zdjęta paniką. Moje długie, czarne włosy znajdują się przecież na zewnątrz w strumieniu, ale nie mogę przechylić głowy, bo wtedy woda mnie zaleje.

On mnie widzi, on mnie widzi. On już wkrótce tutaj będzie. A ja go nawet nie słyszę, bo szum wody wszystko zagłusza.

Nogi Siski znajdowały się w boleśnie niewygodnej pozycji. Nurt opływał ją ze wszystkich stron, próbując ominąć przeszkodę, jaką stanowiło jej ciało. Ostra skalna krawędź raniła jej jedno biodro. Instynktownie poruszyła nogą i…

Mogła ją unieść! Wysoko! Spróbowała z drugą. Też poszło gładko.

We wnętrzu skały strumień wyżłobił szerokie koryto!

Nie wahając się dalej, Siska przeciskała się w głąb. Zachłysnęła się wodą, rozpaczliwie usiłowała złapać odrobinę powietrza. Umrę teraz, zaraz się uduszę, myślała z rozpaczą. Ale odwrotu nie było. Wpełzła już tak głęboko, że nikt z zewnątrz nie mógłby zobaczyć jej włosów. Sprawdziła zdrętwiałą ręką, czy wszystkie znajdują się w skalnej szczelinie. Szarpnęła kilkakrotnie gwałtownie całym ciałem, zaciskając wargi pogrążyła się pod wodą, przesunęła jeszcze bardziej i w końcu mogła unieść głowę. Otwór był znowu wolny i cała wezbrana woda została wyrzucona na zewnątrz z wielką siłą. Siska miała nadzieję, że Les nie zwróci na to uwagi.

Ona sama znajdowała się teraz ponad spienioną powierzchnią potoku. Znowu mogła oddychać. Och, jakie cudowne uczucie!

Mimo wszystko była wciąż tak przerażona, że nie miała odwagi pozwolić sobie na odpoczynek. Leżąc na plecach przepychała się głową do przodu, po chwili zdołała się przewrócić na brzuch i pełzła teraz dalej, wciąż w głąb góry, nie mogąc się pozbyć dręczącej świadomości, że wisi nad nią straszliwy ciężar potężnej skały. Z rzadka tylko miała odwagę zatrzymać się na moment w tej szalonej ucieczce. Wtedy siadała w wodzie i szlochając z rozpaczy nie potrafiła zdobyć się na żadną rozsądną myśl.

Les wyszedł na polankę pod wodospadem w tej samej chwili, gdy potężna kaskada wody została gwałtownie wyrzucona z otworu. Dlatego nie zwrócił uwagi na nic szczególnego. Po prostu myślał, że tak powinno być. Jeśli w ogóle cokolwiek myślał.

Zdumiony rozglądał się wokół. Jeszcze przed chwilą migała mu między drzewami sylwetka uciekającej dziewczyny, był tego absolutnie pewien. Siska musiała znajdować się gdzieś tutaj. Nigdzie jednak nie widział ani śladu człowieka.

Górska ściana tworzyła w tym miejscu niewielkie zagłębienie. Znakomita pułapka. Skała po obu stronach zamykała drogę ucieczki, ale Siski nie było. Nigdzie żadnej dziewicy do zdobycia.

Les nie używał słowa „gwałt”, ale właśnie tego rodzaju postępki miał na myśli.

Oszukany, pozbawiony pysznego kąska.

Gorączkowo przeszukiwał wzrokiem okolicę. Wypatrywał w koronach drzew. Nigdzie nic. Może za drzewami? Biegał szybko dookoła pni, żeby nie zdążyła mu umknąć.

A może wysoko, na górskiej ścianie. Niemożliwe. Nie jest przecież owadem.

A w strumieniu?

Za płytko.

Les wdrapał się na górę i zatrzymał koło małego wodospadu. Też nic.

Woda wygładziła wszystkie ślady ciała Siski na mchu. Otwór wyglądał znowu jak nie tknięta przez nikogo szczelina w skale. Lesowi nie przyszło do głowy, żeby starannie zbadać miejsce, skąd wypływała woda. Nikt przecież nie mógł się tam wcisnąć. Szczelina była beznadziejnie wąska i ciasna.

Pozostawała tylko jedna droga. Dziewczyna musiała pobiec wzdłuż skalnej ściany i skierować się na północ. Ku południowi bowiem droga była widoczna jak na dłoni.

Z rykiem wściekłości zdesperowany Les zeskoczył na ziemię i podjął przerwany pościg. Będzie ją miał jeszcze dzisiaj. Był tego absolutnie pewien.

Nikt nie zdoła oszukać Lesa, najdzielniejszego mężczyzny w osadzie.

Загрузка...