ROZDZIAŁ 4

Był przekonany, że gdy po wielu latach spojrzy wstecz na swoje życie, będzie pamiętał doskonale ostatnie godziny tego wieczoru w apartamencie hotelu Amstel w Amsterdamie. Będzie je pamiętał jako kamień milowy, przełomowy moment swej wędrówki na tym świecie. Znalazł się w tym miejscu i w tym czasie jako istota bez kierunku i bez steru. Dzisiaj, chyba po raz pierwszy, jak sięgał myślami, poczuł, że może za czymś podążyć, że znalazł światło, które poprowadzi go drogą, którą zdecyduje się wybrać.

A jednak było w tym coś nieskończenie większego, coś, czego nie dało się dotknąć ani uchwycić, chociaż wydawało się namacalne i prawdziwe.

Z pewnością było w tym poczucie spokoju. A także bezpieczeństwa. Ponad wszystko zaś poczucie celu, choć nie był pewien, w jakim stopniu konkretne, ale jakoś nie miało to znaczenia.

Jednego w tych odczuciach brakowało, to wiedział na pewno. Ogarniające go doznania nie miały nic wspólnego z religią w jej ścisłym, ortodoksyjnym sensie. Mógł powtórzyć za Goethem, że tajemnice niekoniecznie muszą być cudami. Nie przenikało go więc religijne uniesienie, lecz raczej rodzaj ufności, trudnej do zdefiniowania siły. Pojawiło się w nim przekonanie, że jego egzystencja, podobnie jak życie wszystkich ludzi, została powołana do istnienia z jakiegoś powodu, dla jakiegoś wyższego celu. Stał się świadom ciągłości, swego połączenia z przeszłością, w której już w pewnym sensie żył, oraz z przyszłością, w której będzie żył wciąż na nowo, poprzez nieznanych mu, podobnych sobie śmiertelników, którzy przedłużą jego rzeczywistość aż po wieczny czas.

Zdawał sobie sprawę, że uczucia przenikającego jego całą istotę nie można jeszcze nazwać religijną wiarą, czyli niekwestionowaną wiarą w boskiego władcę czy też najwyższego planistę, który wyposaża człowieka w motywację i poczucie celu i który tłumaczy niewytłumaczalne. Było to raczej łatwiejsze do pojęcia, kiełkujące dopiero przekonanie, że jego pobyt na ziemi ma sens nie tylko dla niego, lecz także dla tych, z którymi jego los mniej lub bardziej był powiązany. Mówiąc krótko, znalazł się tutaj nie przez przypadek i dlatego nie można go usunąć niczym śmiecia, nie był zerem tańczącym w pustce aż po swój kres i ciemność.

Pamiętał, jak ojciec zacytował mu kiedyś straszne, chwytające za gardło słowa świętego Augustyna: „Ten, który nas stworzył bez naszej pomocy, nie zbawi nas bez naszej zgody". Randall stwierdził, z uczuciem zastarzałego żalu, że nie taka jest na razie jego wiara. Nie potrafił wyobrazić sobie tego, któremu miałby powierzyć swoje zbawienie. Nie potrafił także przyjąć za Księgą, że nie potrzeba ujrzeć, aby uwierzyć. On musiał najpierw ujrzeć i dzisiaj chyba właśnie… coś zobaczył.

Co to było? Nie umiał opisać, być może potrzebował na to czasu. Na razie wystarczyło mu odkrycie w sobie owego przeświadczenia, że istnieje plan, że człowiek ma cel. Budziło to w nim chęć działania, nadzieję, niemal pasję życia.

Ta podróż do nieznanej krainy wiary rozpoczęła się przed dwiema godzinami, kiedy wrócił do hotelu Amstel i swego apartamentu, którego jeszcze nawet dobrze nie obejrzał. Wciąż był wstrząśnięty przygodą na ulicy. W mieście, które wydawało się bezpieczne i zamieszkane przez otwartych i przyjaznych ludzi, napadło go dwóch opryszków, a jeden z nich był zamaskowany. Policja uznała to za drobne przestępstwo, zwyczajne usiłowanie kradzieży. Jednakże Randall wiedział, o co chodziło. W aktówce, którą kładł właśnie na wielkim, ozdobnym łożu, miał nie jakąś tam książkę, lecz, jak napisał Heine, Księgę zawierającą wschody i zachody słońca, obietnicę i jej spełnienie, śmierć i narodziny, cały ten dramat ludzkiego istnienia, mądrą i wielką jak świat Księgę nad Księgami.

A jednak, rozmyślał dalej, ta sama Księga ze słów Heinego stała się w oczach wielu czytelników rzeczą zużytą i nieświeżą, nieprzystającą do nowej epoki, bezużyteczną spuścizną, która powinna trafić do lamusa cywilizacji. I oto właściwie z dnia na dzień, niemalże dzięki przypadkowi, tchnięto w nią nowe życie, przywrócono młodość i Księga wraz ze swym Bohaterem znów nabrała znaczenia. Znów miała stać się, jak obiecali jej promotorzy, Księgą nad Księgami. Co więcej, zawierała teraz klucz, hasło – Słowo – które z pomocą nowego, Jakubowego wizerunku Jezusa miało przywrócić wiarę, a co za tym idzie, sprawiedliwość, dobro, miłość, jedność i wreszcie wieczystą nadzieję, która wkroczy w materialistyczny, nieprawy i cyniczny, mechaniczny świat, zmierzający coraz szybciej ku Armagedonowi.

Tamci dwaj na ulicy byli gotowi go zranić, a może i zabić, dla zdobycia tego hasła, dla zdobycia Słowa. Do tej chwili Randall jedynie powierzchownie zgadzał się z ostrzeżeniem, że oto włączył się do niebezpiecznej gry. Teraz nie potrzebował już następnej przestrogi, gdyż został całkowicie przekonany. Był już gotowy na wszystko.

Dotarł do hotelu, pałając pragnieniem przeczytania Słowa, postanowił jednak z tym zaczekać, aż się trochę uspokoi. Wszedł do dużego salonu, gdzie na marmurowym stoliku stały butelki, wysokie szklanki i kubełek z lodem. Stolik otaczały ciemnocytrynowe fotele i długa kanapa obita niebieskim pluszem.

Na tacy znalazł nieco zrzędliwy w tonie liścik od Darlene. Nie podobało jej się, że cały dzień spędziła sama, ale wycieczka była świetna, a teraz popłynęła w ostami wieczorny rejs ze świecami po kanałach, bo pokojówka powiedziała jej, że ten ostatni jest najbardziej romantyczny. Wróci około północy.

Randall nalał sobie podwójną szkocką z lodem, pokręcił się trochę po królewskim salonie, usiadł za nowoczesnym biurkiem z blatem pokrytym marokinem, przyjrzał się przeszklonym drzwiom na balkon z widokiem na rzekę i dopił drinka. Następnie wezwał obsługę, zamówił sałatkę i stek oraz pół butelki beaujolais, po czym poszedł wziąć niespieszny prysznic.

Nałożył właśnie jedwabny włoski szlafrok na bawełnianą piżamę, gdy kelner wtoczył wózek z późnym posiłkiem. Randall oparł się pokusie czytania Międzynarodowego Nowego Testamentu przy jedzeniu, lecz nie mitrężył z kolacją zbyt długo.

W końcu, przepełniony oczekiwaniem otworzył aktówkę, wyjął oprawny w biały karton egzemplarz i usadowił się z nim na kanapie.

Na stronie tytułowej, poniżej słów Międzynarodowy Nowy Testament, przyłożono pieczątkę: PRÓBNY EGZEMPLARZ REDAKCYJNY. Pod spodem naklejono etykietę z kopią napisanego na maszynie memorandum firmy drukarskiej Karla Henniga z Moguncji. Hennig informował w nim, że egzemplarze próbne wydrukowano na zwykłym papierze, lecz do dwóch pierwszych edycji nowej Biblii użyty zostanie papier najlepszego gatunku. Pierwsza partia, przeznaczona wyłącznie dla mediów i kleru, nazwana edycją kaznodziejską, wydrukowana będzie na papierze biblijnym, natomiast drugie, handlowe wydanie, na papierze welinowym. Stronice miały mieć format dwadzieścia pięć na piętnaście centymetrów. Ponieważ była to Biblia przeznaczona głównie dla protestantów – lecz miała być także dostępna dla katolików – przypisy ograniczono do minimum i zgromadzono w osobnych aneksach na końcu każdej z ksiąg Nowego Testamentu.

Tekst Pergaminu Petroniusza umieszczono w formie dodatku między Ewangeliami świętego Mateusza i świętego Marka i opatrzono przypisami wyjaśniającymi kulisy odnalezienia dokumentu w Ostii i jego weryfikacji, szczegóły przekładu z greki oraz związki z historią Chrystusa.

Nowo odkryty tekst autorstwa brata Jezusa włączono do tekstu jako część kanonu i umieszczono między Ewangelią świętego Jana i Dziejami Apostolskimi. Całość Nowego Testamentu została ponownie przetłumaczona w świetle najnowszego odkrycia. W późniejszym czasie miał zostać także opublikowany Międzynarodowy Stary Testament, jako osobny tom w nowym przekładzie, uwzględniającym językowe zmiany wprowadzone dzięki ostiackiemu znalezisku. Datę wydania Nowego Testamentu wyznaczono na dwunasty lipca.

Randall we wczesnej młodości przeczytał Nowy Testament, a potem zaczytywał się bez końca w niektórych jego ustępach. Tego wieczoru nie miał cierpliwości do czytania synoptycznych ewangelii Mateusza, Marka i Łukasza oraz czwartej, Janowej, z jej symbolicznymi podtekstami. Chciał przejść od razu do nowych tekstów Jakuba i Petroniusza.

Znalazł stronicę z wydrukowanym tłustą czcionką tytułem:

RAPORT Z PROCESU JEZUSA, SPISANY PRZEZ PETRONIUSZA. Dodatek.

Sam tekst sporządzony przez Petroniusza w imieniu Piłata zajmował dwie strony, a przypisy do niego cztery. Randall zaczął czytać.

Do Luciusa Aeliusa Seianusa, Przyjaciela Cesarza. Raport w sprawie wyroku wydanego przez Poncjusza Piłata, namiestnika Judei, iż niejaki Jezus z Nazaretu został skazany na śmierć przez ukrzyżowanie. W kwietniu, w szesnastym roku panowania cesarza Tyberiusza, w Jerozolimie Poncjusz Piłat, namiestnik Judei, ukarał Jezusa z Nazaretu za podburzanie do rebelii i skazał na śmierć przez powieszenie na krzyżu [Nota: patibulum].

Poruszony tym suchym, zimnym wyrokiem, niosącym się poprzez korytarze stuleci aż do obecnej chwili, Randall siedział znieruchomiały, czytając do końca tę urzędową relację, napisaną w piątek, 7 kwietnia Roku Pańskiego 30.

Nie tracąc czasu na powtórne czytanie ani rozmyślanie nad tekstem, przewrócił kartki do ostatniej strony Ewangelii świętego Jana. Z zapartym tchem odwrócił tę ostatnią.

I ujrzał tytuł, wspaniały w swej prostocie, realny i jednoznaczny, klucz do wiary, do długo wyczekiwanego zmartwychwstania.

EWANGELIA WEDŁUG ŚWIĘTEGO JAKUBA

Ja, Jakub z Jerozolimy, brat Pana Naszego Jezusa Chrystusa, najstarszy z jego ocalałych braci i syn Józefa z Nazaretu, mam wkrótce stanąć przed Sanhedrynem i głównym kapłanem Ananusem, oskarżony o wzniecanie rebelii, a to z powodu mego przewodzenia wyznawcom Jezusa wśród naszego ludu.

Niniejszym więc, jako sługa Boga i Pana Naszego Jezusa, dopóki pozostał mi jeszcze czas na dokonanie tego, co niezbędne, składam krótkie świadectwo życia i posługi kapłańskiej mojego brata Jezusa Chrystusa, aby zapobiec mnożącym się wypaczeniom i kalumniom, a uczniom naszej wiary dać przewodnictwo przeciwko różnorakim pokuszeniom, i aby przywrócić hart ducha naszym wyznawcom wśród prześladowanych dwunastu plemion diaspory.

Pozostali z synów Józefa, bracia Jezusa i moi także… [Nota: Brak części tekstu], a ja pozostałem, by opowiedzieć o pierworodnym i najukochańszym Synu. To jest moje świadectwo i wspomnienie żywota, a także świadectwo apostołów spośród Uczniów Jezusa, którzy widzieli to, czego ja ujrzeć nie mogłem, i przedkładam oto prawdę o Synu, który mówił w imieniu Ojca, aby posłańcy mogli zanieść Nowinę wszystkim Ubogim. [Nota: Pierwsi chrześcijanie znani byli jako Uczniowie Jezusa, a także jako Ubodzy].

Pan Nasz Jezus Chrystus narodził się ze swej matki Marii, którą okrył cień jedności ze Stworzycielem, i przyszedł na świat na podwórcu gospody w miejscu zwanym Betlejem, w roku odejścia z tego świata Heroda Wielkiego, kilka lat przed tym, gdy Kwirynus został prokonsulem Syrii i Judei, a Jezus poddany został obrzezaniu…

Słowo.

Znak. Światło. Manifestacja Boga.

Oszołomiony, z mokrym od potu czołem i pulsującymi skroniami, Randall czytał dalej, strona po stronie, aż do ostatniej, trzydziestej piątej, pochłonięty i poruszony do głębi głosem brata, rozlegającym się w roku sześćdziesiątym drugim, ponad trzydzieści lat po zdjęciu nieprzytomnego i krwawiącego Jezusa z barbarzyńskiego krzyża i przywróceniu go do życia. Tak przemawiał Jakub do nienarodzonych jeszcze, niezliczonych pokoleń, na kilka zaledwie miesięcy przed własną brutalną śmiercią.

Randall skończył czytać Ewangelię według Jakuba.

Koniec.

Początek.

Czuł się obezwładniony cudownością tekstu. Tekst był cudem, ponieważ dał mu poczucie obecności, wrażenie, że osobiście widział i słyszał człowieka z Galilei, dotykał go i był przez niego dotykany. Już wierzył. Człowiek czy Bóg, to było bez znaczenia. On, Steve Randall, uwierzył.

Trudno się było oderwać od tych stronic i przejść do przypisów i objaśnień, lecz zrobił to, i siedem dodatkowych stron też przykuło jego uwagę.

Wciąż jednak nie pozwalał sobie na myślenie. Chciał tylko czuć, nie rozmyślać.

Wrócił szybko do początku świadectwa Jakuba i przeczytał go powtórnie. Potem przeczytał jeszcze raz dodatek, raport Petroniusza z procesu Jezusa.

W końcu odłożył delikatnie Międzynarodowy Nowy Testament na stolik i zagłębiwszy się w poduszki kanapy, pozwolił sobie prócz emocji także na moment zastanowienia.

Dopiero teraz uzmysłowił sobie, jak głęboko Słowo, ten nowy przekaz, przeniknęło pod skorupę jego cynizmu i wzbudziło emocje, których nie zaznał od czasu swej młodości w Oak City.

Stworzono go do życia po to, żeby coś znaczył dla siebie i dla innych.

Badał to nowe odczucie wciąż od nowa.

I teraz, po upływie dwóch godzin od wejścia do mieszkania i niemal godziny od momentu, w którym otworzył Międzynarodowy Nowy Testament, siedział na sofie, starając się powściągnąć emocje i przemyśleć tę lekturę jak człowiek rozsądny i inteligentny.

Raport Petroniusza był stosunkowo krótkim, urzędowym dokumentem. Rzeczowy ton i lapidarność tekstu – w którym zwykły rzymski centurion czy kapitan relacjonował swemu przełożonemu, prefektowi pretorianów w Rzymie, proces drobnego, osobliwego przestępcy – sprawiały, że był on po stokroć prawdziwszy, bardziej wiarygodny i przejmujący od pięknej, literackiej relacji świętego Łukasza.

Łukasz napisał:

Piłat więc zawyrokował, żeby ich żądanie zostało spełnione. Uwolnił im tego, którego się domagali, a który za bunt i zabójstwo był wtrącony do więzienia, Jezusa zaś zdał na ich wolę*.

* Łukasz, 23, 24-25, wyd. cyt.

Petroniusz zaś relacjonował:

O wschodzie słońca odbył się sąd przed pałacem Heroda. Faryzeusze i saduceusze upierali się jako świadkowie, że Jezus powinien być sądzony według prawa cywilnego, a nie mojżeszowego. Świadkowie stojący przed trybunałem to przyjaciele Rzymu, pragnący pokoju, w większości rzymscy obywatele. Oskarżali oni Jezusa o te przestępstwa i przedstawiali dowody na to, że ogłaszał siebie królem Izraela, twierdził, iż jego władza jest wyższa od cesarskiej, a także nauczał i głosił nieposłuszeństwo i rokosz w miastach, usiłując podburzać naszych poddanych do rebelii.

Randall rozmyślał dalej nad raportem podpisanym przez Petroniusza i przesłanym w imieniu „Poncjusza Piłata, prefekta Judei", do „Luciusa Aeliusa Seianusa, Przyjaciela Cesarza" w Rzymie.

Petroniusz w dwóch zdaniach przywołał do życia tę straszną, finalną scenę w pretorium, z Piłatem stojącym na podwyższeniu przed milczącym Jezusem.

Oskarżony podjął się własnej obrony i zaprzeczył wszystkim zarzutom poza tym, że utrzymywał, iż ma władzę wyższą od cesarskiej. Oskarżony Jezus potwierdził, że jego Bóg powierzył mu misję zaprowadzenia Królestwa Bożego na ziemi.

Petroniusz poinformował następnie, że zapadł wyrok śmierci i Piłat rozkazał swemu pierwszemu centurionowi natychmiast przeprowadzić egzekucję. Po biczowaniu trójdzielnymi biczami Jezus został poprowadzony przez rzymskie straże do miejsca ukrzyżowania. Raport kończył się tak:

I odbyła się egzekucja za Owczą Bramą. Jego śmierć nastąpiła, jak sprawdzono, w dziewiątej godzinie. Dwaj przyjaciele skazanego, obaj członkowie Sanhedrynu, zwrócili się do Piłata o wydanie im ciała i otrzymali zgodę na pochówek. Sprawa Jezusa tym samym została zakończona.

Jeszcze mocniej poruszyła Randalla narracja Jakuba. W biografii trafiały się brakujące fragmenty, w miejscach, gdzie słowa lub całe zdania zniknęły po prostu dlatego, że papirus rozkruszył się albo starożytny atrament wyblakł i stał się nieczytelny. Naukowcy ednak, posługując się logiką i dedukcją, zdołali wypełnić te braki choć uzupełnienia ujęte były w gąszcz kwadratowych nawiasów, i w żaden sposób nie wypaczały obrazu prawdziwego Jezusa. Przeczytać Jakuba znaczyło uwierzyć bez najmniejszego wątpienia.

Jego słowa nie tylko emanowały prawdą – niosąc w sobie tę samą cierpką bezpośredniość, co tak zwany list powszechny świętego Jakuba w dotychczasowym Nowym Testamencie – lecz wskazywały także, że jest to historia jednej istoty ludzkiej bardzo bliskiej innej istocie. Surowa w swej prostocie narracja nie została upiększona przez propagandę autorów innych ewangelii czy późniejszych chrześcijańskich handlarzy, którzy w drugim stuleciu zręcznie spreparowali lub napisali na nowo fragmenty czterech ewangelii, zanim stały się one kanonem Nowego Testamentu w wieku czwartym.

Jakub, przywódca wyznawców Jezusa w Jerozolimie, opisał go ako Żyda, który chciał zmienić i ulepszyć judaizm. Jego relacji nie zaśmiecała teologia zorganizowanych chrześcijan, którzy zjawili się później i pisali o wydarzeniach, w których nie brali udziału.

Zamierzali oni drastycznie zmienić, a w końcu wyrugować judaizm. Zapożyczyli co najlepsze z jego moralności i historii, lecz zmienili sprawiedliwego Boga narodu wybranego w Boga, który wierzył w miłość zarówno do Żydów, jak i do nie Żydów. Kładli też wyjątkowy nacisk na powrót Mesjasza. Autorzy Ewangelii zaangażowali się nie tylko w głoszenie Nowiny o człowieku i jego życiu, lecz także idei, na której mogliby zbudować swój chrześcijański Kościół.

Co więcej, Jakub rozgrzeszył Żydów z wszelkiej winy za śmierć Jezusa Chrystusa i w przeciwieństwie do apologetyki Marka, Mateusza, Łukasza i Jana całą winą obarczył Rzymian, a jego wersję potwierdził raport Petroniusza. Współcześni bibliści od dawna podejrzewali, że cała ta opowieść autorów Ewangelii o wahającym się Piłacie, którego żydowscy oficjele zmusili do skazania Jezusa na śmierć, była manipulowaniem prawdą dla celów politycznych.

W przypisie znajdował się cytat z pracy francuskiego uczonego, Maurice'a Goguela, z roku tysiąc dziewięćset trzydziestego drugiego:

Ten, którego chrześcijanie przedstawiają jako wysłannika Boga i Zbawiciela, został skazany na śmierć przez rzymski trybunał. Fakt ten był przyczyną trudności w głoszeniu Ewangelii w świecie rzymskim, wywoływał bowiem wrażenie, że nawrócenie się na wiarę chrześcijańską oznaczało w istocie opowiedzenie się za buntownikiem, a więc otwarty sprzeciw wobec władzy cesarskiej. Dlatego też chrześcijanie bardzo chcieli udowodnić, że prokurator skazujący Jezusa był przekonany o jego niewinności i że publicznie oświadczył, iż musiał się.poddać niezwykle silnej presji ze strony tłumu i przedstawicieli władz żydowskich.

W innym przypisie zacytowano słowa Paula Wintera, niemieckiego uczonego z Berlina, wypowiedziane w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym pierwszym roku:

Pisząc prawdopodobnie w Rzymie, [Marek pragnął] podkreślić winę narodu żydowskiego, a szczególnie jego przywódców za śmierć Jezusa, to oni, a nie Rzymianie, mieli być odpowiedzialni za ukrzyżowanie. Nie należy jednak przyjmować, że ewangelistą powodowało antyżydowskie nastawienie, jego intencją była raczej obrona niż napaść. Zależało mu na uniknięciu wypowiedzi, które wznieciłyby wśród Rzymian antagonizm czy choćby podejrzliwość wobec wspieranych przez niego ideałów. (…) Nie chciał dać podstaw do wyciągnięcia wniosku, że Jezus miał jakikolwiek związek z wywrotową działalnością, która doprowadziła do wybuchu niedawnego powstania. Ewangelista stara się więc ukryć, że Jezusa osądzono i skazano za wzniecanie niepokojów. Marek argumentuje, że nie aresztowali go rzymscy żołnierze i nie został skazany z powodów politycznych przez rzymskiego asesora. Jego potępienie i późniejsza egzekucja wynikały z jakichś niejasnych nakazów prawa żydowskiego.

I teraz wreszcie Jakub Sprawiedliwy obalił to historyczne kłamstwo raz na zawsze.

Jednakże ponad to wszystko wybijała się zdecydowanie zduniewająca informacja o tym, że Jezus Chrystus przeżył swoje ukrzyżowanie – czy to z woli Boga, czy dzięki pracy ziemskiego nedyka – i nie tylko pokazał się ludziom, lecz dalej przemierzał raj, przedłużając swą duszpasterską działalność o dalsze dziewiętnaście lat przed wstąpieniem do nieba.

Jakub o Jezusie.

Niewiarygodne, lecz w pełni wiarygodne.

Trzęsienie ziemi, które miało zachwiać wielusetletnim kanonem ewangelicznym, a jednocześnie wzmocnić go jako budowlę zamieszkaną przez genialnego nauczyciela, mędrca, wizjonera i wiarygodnego proroka, do którego można się było odwoływać w epoce laukowego racjonalizmu, interpretować go i podążać jego śladem. Ogólnoświatowa sensacja, a także iskra nadziei, mogąca zainspirować człowieka do oddawania mu czci przez wiele przyszłych tuleci.

Jakub o Jezusie.

Był to starożytny pamiętnik, odarty ze zmyślenia, ukazujący złowieka, nie zaś nienaturalny twór niebios, niechodzącego po rodzie i wskrzeszającego umarłych, nawet nie wyłącznie Syna tożego, lecz raczej Syna Człowieczego wszystkich czasów, który znał radość i cierpienie, który nauczał zrozumienia, dobroci i braterstwa, potępiając okrucieństwo, hipokryzję i chciwość.

Szukajcie w Piśmie, radził apostoł Jan. Steve Randall przeszukał to nowe Pismo, a teraz starał się podsumować, co go w tym tekście tak bardzo poruszyło, zainspirowało i uwzniośliło.

Jakub o Jezusie. W głowie Randalla tańczyły, śpiewały obrazy i wizje.

Narodziny dziecka na podwórcu gospody w Betlejem. Czy zrodzonego przez piętnastoletnią dziewicę, która poczęła za sprawą Ducha Świętego, czy też przez młodą kobietę zapłodnioną przez ziemskiego partnera – to pozostało niewyjaśnione, tak przez Jakuba, jak i przez jego tłumaczy. Sugestię narodzin z dziewicy zawierały jednak słowa Jakuba „cień jedności ze Stwórcą". [Przypis: Jakub sugeruje, że Jezus został poczęty przez Ducha Świętego i narodził się z Marii Dziewicy. Jak tłumaczył to Justyn Męczennik w roku 150: „Słowa:»Patrzajcie, oto dziewica pocznie«, oznaczają, że dziecko zostało poczęte bez stosunku, albowiem gdyby dziewica odbyła stosunek, nie byłaby już dłużej dziewicą. Moc Boga, który zstąpił na dziewicę, okryła ją niczym cień, sprawiając, że poczęła, choć była w dalszym ciągu dziewicą". Z drugiej strony Jakub jednoznacznie nazywa siebie bratem Pana Naszego Jezusa Chrystusa, można więc argumentować, że Jezus narodził się ze związku Józefa z Marią, a Jakub byłby późniejszym dzieckiem. Ewangelista Jan stwierdził w rzeczy samej, że Jezus urodził się „w zgodności z ciałem"]. A po swych narodzinach ósmego dnia został obrzezany.

Jakub potwierdził ucieczkę do Egiptu. Istniał król Herod, który tak się obawiał nadejścia Mesjasza, że kazał zamordować wszystkie dzieci poniżej drugiego roku życia w okolicach Betlejem. [Przypis: Okrucieństwo Heroda było dobrze znane jego współczesnym. Chociaż przestrzegał on prawa mojżeszowego i nie zabijał świń ani nie jadł wieprzowiny, uśmiercił swoją niegdyś ukochaną żonę i dwóch przybranych synów. Cesarz August skomentował to w Rzymie tak: „Wolałbym być świnią Heroda niż jego synem"].

Józef i Maria, ratując swego syna przed dzieciobójstwem, zbiegli do Hebronu na wybrzeżu, potem do Gazy, a później, nie wiadomo jakim środkiem lokomocji (brakujące słowa), dotarli do Peluzjum w Egipcie. Mieszkało tam milion Żydów i Jezus schronił się u swych krewnych w Aleksandrii, aż do śmierci Heroda. Kiedy rządy objął Archelaus, Józef z Marią i dzieckiem powrócili do Palestyny i osiedli w Galilei.

Jakub wydobył też na światło dzienne, w zarysie tylko, lecz fascynującym, nieznany dotąd okres z młodości Jezusa. Uczył się on w beth hasefer, domu księgi, czyli szkole podstawowej, i przed trzynastym rokiem życia studiował już Prawo Jehowy, Księgę Jonasza, historie różnych mesjaszów oraz komentarze kaznodziejskie. Kilkakrotnie odwiedził ascetyczną wspólnotę esseńczyków, gdzie dyskutował z różnymi uczonymi na temat Księgi Henocha. To od nich przejął pragnienie zniesienia niewolnictwa i wytwarzania broni oraz składania krwawych ofiar. Oni też zarazili go pragnieniem spełnienia się Królestwa Mesjasza na ziemi. Przez pewien czas nauczał go faryzejski nauczyciel w Jerozolimie, a kapłani w świątyni byli pod wrażeniem jego wiedzy, dojrzałości i świętości. Jakub był obecny podczas konfirmacji swego brata.

Ich ojciec Józef był w istocie robotnikiem drzewnym [Przypis: W czasach Jezusa w języku hebrajskim ani aramejskim nie istniało słowo „cieśla"]. Ścinał cyprysy i cedry w lesie, naprawiał konstrukcje domów, wykonywał skrzynie, pługi i dzieże, lecz najstarszy syn Jezus nie pracował wraz z nim, tylko czasami pomagał mu w wykańczaniu drewnianych przedmiotów. Swą wczesną młodość Jezus spędził, pracując na roli i jako pasterz, uprawiał małe rodzinne poletko pszenicy, doglądał winorośli, a kiedy podrósł, zajmował się stadem owiec. Rodzina Józefa mieszkała skromnie, w jednoizbowej glinianej chacie, której połowę zajmowały zwierzęta.

Po śmierci Józefa (odnośny fragment papirusu wykruszył się, lecz autorzy przypisów określili datę na trzy lata po bar micwie Jezusa) Jezus poruszył rodzinę i sąsiadów swoją modlitwą nad ciałem ojca: „Ojcze miłosierny, widzące oczy i słyszące uszy, wysłuchaj mojego wstawiennictwa za Józefem i ześlij Michała, dowódcę aniołów, i Gabriela, wysłannika Światła, i armie aniołów, aby poprowadzili duszę mego ojca Józefa aż przed Twoje oblicze na wysokościach".

Następnie Jezus stał się głową rodziny, która składała się z jego matki, sióstr i braci, pracował na polu i w winnicy oraz studiował starożytne pisma. Wreszcie z boskiej inspiracji przekazał gospodarstwo Jakubowi, a sam zaczął głosić naukę miłości, jedności i nadziei po galilejskich wioskach. Znał język koine, popularną wówczas odmianę miejskiej greki, lecz do społeczności żydowskich przemawiał w codziennym aramęjskim.

W jedenastym roku rządów cesarza Tyberiusza [Przypis: Jezus miał wówczas dwadzieścia dziewięć lat] odszukał człowieka zwanego Janepi Chrzcicielem i został ochrzczony. Następnie wycofał się w leśne ostępy, by medytować nad swą drogą i szukać przewodnictwa u swego Boga w niebie. Kiedy powrócił między ludzi, miał już pewność swej misji i jego nauczanie nabrało mocy i śmiałości.

Potem Jakub opisuje trzcinowym piórem wygląd Jezusa, gdy zaczął nauczać o zbawieniu dla gnębionych, dla zwykłych ludzi przygniecionych brzemieniem surowego legalizmu żydowskiej ortodoksji i uciskanych przez rzymskich okupantów. Jezus był nieco wyższego wzrostu od przeciętnego. [Przypis: Przeciętny wzrost jego ziomków w owych czasach wynosił prawie metr sześćdziesiąt, tak więc Jezus miał najpewniej metr sześćdziesiąt pięć]. Nosił włosy do ramion, kasztanowej barwy, zwijające się w loki poniżej uszu, gęstą brodę i wąsy. Miał wysokie czoło i szare, zapadnięte oczy, duży, haczykowaty nos i pełne wargi. Jego oblicze pokryte było krostami, a ciało owrzodzone. „Nasz Pan miał oszpecone ciało, lecz był piękny mocą ducha". Spoglądał władczo, lecz często bywał zamyślony i milczący. W obejściu był uprzejmy, jednak czasami emanował srogością. Jego głos, głęboki i dźwięczny, działał kojąco na rosnącą liczbę wyznawców i uczniów. Trzymał się lekko przygarbiony, a chód miał nierówny z powodu utykania na jedną nogę, co stało się wyraźne w roku poprzedzającym ukrzyżowanie i sprawiało mu sporo trudności. [Przypis: W roku dwieście siódmym Tertullian z Kartaginy, jeden z wczesnych autorów chrześcijańskich, nawrócony w Rzymie, odnotował, że Jezus był ułomny: „Jego ciało miało nieforemny jak na człowieka kształt"].

Wędrował wraz z osłem, który niósł jego bukłak na wodę, tykwę, zwoje z tekstami i zapasowe sandały. Szedł przed osłem, czasem w wełnianym okryciu głowy, ubrany w lnianą przepaskę na biodra i rzemienne sandały, niosąc swą sakwę podróżną i kij.

Jakub przytoczył wypowiedzi Jezusa, które wypełniły w sumie siedem stron Międzynarodowego Nowego Testamentu. Zwracał się głównie do ubogich i cierpiących, by ich przebudzić. Tych, którzy byli mu przyjaciółmi, całował ze słowami „Pokój z tobą" i mówił im, że jest posłany przez Ojca z nieba, i mówił także: „Ci spośród was, którzy uwierzą we mnie, choćby umarli, żyć będą". Powtarzał, że został zesłany, by zaprowadzić na ziemi nowe królestwo pokoju i miłości.

„Każdy, kto go usłyszał i zobaczył, doświadczał jego współczucia". W jego oczach wszyscy byli jak jeden. Mówił o tyranii, ubóstwie i chaosie na tym świecie, które muszą ustąpić przed obiecaną przezeń sprawiedliwością, dobrem, pokojem i dzieleniem się z innymi. Ci, którzy uwierzą, zatriumfują nad śmiercią i w przyszłym Królestwie doświadczą szczęścia wiecznego.

Jezus dawał często szczegółowe nauki, napisał Jakub. Domagał się na przykład równości kobiet i mężczyzn. „Córka ma prawo dziedziczyć tę samą część, co jej bracia". Jakub potwierdził także opowieść Jana o kobiecie pochwyconej na cudzołóstwie, lecz relacja tego pierwszego jest nieco odmienna. Jezus poszedł nauczać w świątyni, gdy faryzeusze, chcąc go podejść, przyprowadzili doń cudzołożnicę i powiedzieli: „Nauczycielu, tę kobietę pochwycono na cudzołożeniu. Takie kobiety nakazano nam kamienować. A ty co powiesz?". A Jezus odpowiedział im na to: „Który z was jest wolny od grzechu, niech ją ukamienuje". Wówczas, przekonani przez własne sumienie, po kolei opuszczali świątynię. Jezus zaś dotknął brwi kobiety i zapytał: „Czy któryś z nich cię potępił?". A ona odparła: „Żaden, Panie". „I ja też ciebie nie potępiam. Idź i odtąd nie grzesz więcej" – powiedział Jezus.

Jakub zapisał liczne sentencje swego brata, zaskakująco aktualne w dzisiejszym świecie. Odnosiły się one do wykorzystywania biednych przez bo gatych i klasę rządzącą, do konieczności zjednoczenia narodów i zakończenia wojen, do zapewnienia każdemu wykształcenia, potępiały zabobon, dogmat i rytuał, a w dwóch miejscach były to właściwie proroctwa zapowiadające dotarcie człowieka do planet na niebie w czasach, gdy świat stanie na skraju samozniszczenia.

Zgromadził też w swym tekście nieznane dotąd aforyzmy, zalecenia i maksymy Jezusa, a także te, które wyraźnie posłużyły jako materiał źródłowy czterem ewangelistom, a później autorom apokryfów.

Według Jakuba: „Nasz Pan powiedział, że ten, który ma w koszu kęs jedzenia i pyta»Co będę jadł jutro?«, jest człowiekiem małej wiary". Według Jakuba: „Jezus napomniał ich:»Pamiętąjcie, że żaden sługa nie może służyć dwóm panom. Jeśli zechcecie służyć i Bogu i mamonie, nic nie zyskacie tak u jednego, jak i u drugiego«". Według Jakuba: „Namaszczony powiedział swym wyznawcom:»Musicie się odnowić poprzez łączność z naturą i jej Stwórcą. Idźcie na łąki i do lasu i oddychajcie tam długo i głęboko, żebyście poznali powietrze i prawdę, i medytujcie nad prawdą, pozbywając się tego, co zanieczyszcza człowieka, co jest nieczystością ciała i złem umysłu. I tak, poprzez oddech i Świętego Ojca narodzicie się na nowo«".

To nie wszystko.

Były jeszcze te słowa, zalążek Złotej Zasady: „Jezus powiedział:»Synowie Boga muszą stać się synami człowieka, niech każdy pociesza i wspiera drugiego, niech każdy każdemu będzie bratem. Każdy syn człowieczy stanie się synem Boga, jeżeli będzie kochał nie tylko tych, którzy go kochają, lecz także swoich nieprzyjaciół, i odpłacać będzie miłością za nienawiść. Jeżeli dwóch zawrze w tym domu pokój między sobą, mogą powiedzieć górze: «Porusz się» i góra się poruszy. Odnoście się do innych tak, jakbyście chcieli, żeby odnosili się do was. Nie czyńcie bliźniemu niczego, czego byście nie chcieli, żeby wam uczynił. Ci, którzy tego posłuchają, zamienią ziemię w niebo i staną się dziedzicami Królestwa Bożego«".

Były też słowa o sposobie życia: „Wówczas Jezus powiedział:»Pogardzajcie hipokryzją i złem. Szukajcie prawdy i dobra. Nie pozwólcie, by Królestwo Niebieskie uwiędło, jest ono bowiem jak gałąź palmy, z której opadają owoce, a owoce te są dobrem, które należy zebrać i posadzić ponownie«".

I były te słowa, filozofia na dziś: „I Jezus zebrał ich wokół siebie, i powiedział:»Nie zapomnijcie, jak długo istniał świat przed waszymi narodzinami, i pamiętajcie, jak długo istnieć będzie po waszej śmierci. Wiedzcie, że przy tym wasze ziemskie życie jest jak jeden dzień, a wasze cierpienia jak jedna godzina. Dlatego żyjcie z życiem, a nie ze śmiercią. Pamiętajcie moje słowo, by mieć wiarę, dawać miłość i czynić dobro. Albowiem błogosławieni będą ci, którzy zostaną zbawieni dzięki wierze w to słowo«".

Jakub był kilkakrotnie obecny przy tym, jak jego brat uzdrawiał chorych, lecz nigdy nie był świadkiem boskich cudów, o których krążyło tyle pogłosek. Widział, jak Jezus zajął się Łazarzem. Choć święty Jan upiększył później to zdarzenie i opisał je jako wskrzeszenie umarłego, Jakub daje nam własną relację naocznego świadka: „Wówczas Marta i Maria posłały po Jezusa, gdyż ich ukochany brat Łazarz poważnie zachorował i leżał bez ruchu. Udałem się wraz z Jezusem do domu na zboczu Góry Oliwnej i wszedłem z nim do środka. Tam Jezus spojrzał na swego przyjaciela, dotknął jego rozpalonego czoła i zawołał:»O Łazarzu, mówię ci wstań«, a Łazarz wstał i odtąd miał się dobrze".

Dwukrotnie w czasie swej działalności Jezus został brutalnie potraktowany przez centurionów. Raz było to w Kafarnaum, gdzie złamali mu nogę, która źle się zrosła i odtąd właśnie wyraźnie utykał. W obu wypadkach centurioni grozili mu aresztowaniem i karą, jeśli nie zaniecha agitacji wśród ludu. Jednakże nie został aresztowany i nie zaprzestał głoszenia swych nauk.

W szesnastym roku rządów Tyberiusza [Przypis: Chrystus miał wówczas trzydzieści cztery lata], Jezus udał się, głosząc ideę dobroci, miłosierdzia i pokoju – a także posłuszeństwa tylko Bogu ijemu samemujako Słowu Boga – do Jerozolimy. Rzymscy okupanci ostrzegali go, że może swymi kazaniami sprowokować kolejną rebelię, a Jakub i hierarchia żydowskiego Sanhedrynu błagali, żeby poszedł nauczać gdzie indziej i nie ściągał na siebie gniewu Rzymian oraz Poncjusza Piłata, protegowanego prefekta Sejana i zawziętego antysemity.

Jezus jednakże nie chciał słuchać tych ostrzeżeń i rad. Choć każdy jego ruch obserwowali opłaceni szpiedzy, nie przerwał nauczania, a podczas Paschy ośmielił się przemówić do tłumów tuż pod murami pałacu Heroda. Rozwścieczony tym Piłat odbył naradę z Herodem Antypasem, namiestnikiem Galilei, który przybył właśnie do miasta. Tego wieczoru Jezus spożywał świąteczną wieczerzę z uczniami w domu Nikodema. Opowiadał tam kolejny raz historię Wyjścia i odpowiadał na pytania zadawane przez najmłodszych, łamał przaśny chleb, czyli macę, i pił gorzkie zioła i wino. Przekonany w końcu przez Jakuba i innych, by zniknął na jakiś czas z Jerozolimy i nauczał gdzie indziej, Jezus jeszcze tej nocy wyprawił się w drogę przez dolinę Kidron, gdy nieznany z imienia szpieg nasłał na niego oddział rzymskich żołnierzy. Jezus został pochwycony i zamknięty w areszcie.

Nazajutrz został osądzony przez Poncjusza Piłata przed pałacem Heroda. Oskarżony o opór wobec władzy i podburzanie do niepokojów, oczekiwał wyroku. Świadkowie zeznający przeciwko niemu byli Rzymianami lub osobami, którym przyznano rzymskie obywatelstwo, żydowscy saduceusze lękali się bowiem świadczyć na niekorzyść Jezusa (w obawie przed reakcją jego zwolenników lub wywołaniem gniewu społeczności żydowskiej za wspieranie okupanta). Piłat podczas tego krótkiego procesu był nieprzejednany [Przypis: Król Herod Agrypa I informował cesarza Kaligulę, że Piłat jest niezmiennie „bezlitosny, nieelastyczny i zawzięty"]. Werdykt Piłata był zwięzły. „Będziesz ukrzyżowany" – powiedział do Jezusa. A ten odparł: „Patrzaj, twój dom opustoszał".

Po dotkliwym biczowaniu – dwoma biczami zakończonymi psimi kośćmi uderzono Jezusa ponad sto razy – wraz z dwoma złoczyńcami, Dysmasem i Gestasem, został poprowadzony przez rzymskich żołnierzy za Bramę Owczą na niewielkie wzgórze pod murami Jerozolimy. Tam go ukrzyżowano. W ręce ani w stopy nie wbito mu żelaznych gwoździ, lecz przywiązano przeguby rzemieniem do belki krzyża, a nogi do podstawy z drzewa oliwnego. Wijąc się w udręce i wciąż krwawiąc z ran po chłoście, spragniony i na wpół przytomny, wisiał w słońcu, oczekując śmierci. Jeden z żołnierzy, aby przyspieszyć jego koniec, przebił mu bok krótkim mieczem i rzekł ze śmiechem: „Niech teraz Eliasz przybędzie go uratować". Kiedy wyciągnął miecz, Jezus stracił przytomność.

W dziewiątej godzinie [Przypis: trzecia po południu], centurion przyjrzał mu się, dotknął go i stwierdziwszy, że jest zimny, obwieścił jego śmierć. Wówczas przyjaciele Jezusa, Nikodem i Józef z Arymatei, powołując się na rzymskie prawo zezwalające na godny pochówek ukaranych za przestępstwa polityczne, poprosili Piłata o wydanie im ciała. Ich prośba została wysłuchana.

Przed zmrokiem Nikodem polecił uczniom, Szymonowi i Janowi, zdjąć ciało z krzyża i przenieść je do grobu jego rodziny, by tam przygotować do pogrzebu. Kiedy uczniowie poszli po Jakuba oraz po płótno do zawinięcia zwłok, mirrę i proszek aloesowy do namaszczenia, Maria z Magdali czuwała przy Jezusie leżącym na podłodze w przedsionku grobowca. Gdy mężczyźni wrócili z pogrążonym w smutku Jakubem, Maria powitała ich zdumiewającym okrzykiem: „Bracia, cud! Rabbuli, nasz Pan, żyje!".

Według Jakuba jego brat w istocie był żywy, chociaż w śpiączce i ledwie oddychał. Jakub wraz z uczniami natychmiast przenieśli nieprzytomnego Jezusa do bezpiecznego miejsca w jaskini i posłali w tajemnicy po esseńskiego medyka, by zajął się nim, albowiem wciąż jeszcze trzymał się życia. Po zbadaniu Jezusa lekarz stwierdził, że miecz żołnierza ominął główne organy wewnętrzne ukrzyżowanego i Rzymianie przedwcześnie obwieścili jego zgon. Esseńczyk opiekował się Jezusem przez cały tydzień i uratował go od śmierci. Lecz Jezus był osłabiony po zadanych mu torturach.

Według Jakuba:

Dwie są relacje o jego powstaniu z martwych. Maria z Magdali zaświadczyła, że nasz Pan Jezus Chrystus zmartwychwstał mocą swego Ojca w niebiosach. Medyk natomiast stwierdził, że Jezus przeżył swe ukrzyżowanie jako zwykły śmiertelnik, ponieważ jego rana przypadkiem okazała się płytka. [Przypis: Nie był to jedyny odnotowany przypadek przeżycia ukrzyżowania. Historyk Józef Flawiusz opisał podobny, który zdarzył się czterdzieści lat później. „Zostałem posłany przez cesarza Tytusa do wioski zwanej Thecoa, by sprawdzić, czy miejsce to nadaje się na obozowisko. Kiedy wróciłem, ujrzałem wielu jeńców ukrzyżowanych i w trzech z nich rozpoznałem moich znajomych. Okryło to mnie wielkim smutkiem i ze łzami w oczach udałem się do Tytusa i powiedziałem mu o nich, a cesarz kazał ich zaraz zdjąć z krzyży. Jednakże dwóch umarło pod ręką medyka, natomiast trzeci wrócił do zdrowia". Zob.: Flawiusz, Dawne dzieje Izraela]. Czy brat mój, a nasz Pan umarł i został przywrócony do życia przez Boga, czy też uzdrowiony został na ciele dzięki medycynie i woli bożej, tego nie umiem powiedzieć. Gdy jednak upewniłem się co do tego, pospieszyłem powiadomić o tym innych, którzy sądzili, iż nie żyje. I powiedziałem im: „Marantha, nasz Pan, powrócił", a oni przyjęli jego powrót, radowali się i odnowili swą wiarę.

Wszyscy jak jeden zgodzili się, że wydarzył się cud. Jezus był żywy. Gdy już ozdrawiał i nabrał sił, pewnej nocy wezwał mnie i naszego wuja Szymona Kleofasa do swej kryjówki i rzekł do nas: „Jesteście mymi umiłowanymi i staniecie się źródłem życia dla wielu. Ogłaszajcie Dobrą Nowinę Syna i Ojca". Potem powiedział, że musi odejść, a gdy spytałem dokąd, odparł:, Jest wiele miejsc w domu Ojca mego, muszę je odwiedzić i nieść tam posłanie zbawienia, aż zostanę wezwany, by wejść do Ojca w niebie". Przed pianiem koguta odprowadziliśmy naszego Pana do wzgórza koło Betanii i kazał nam zostać i błogosławił nas, po czym odszedł z kijem w dłoni, i zniknął we mgle i ciemności. Uklękliśmy wtedy i złożyliśmy dzięki i wznieśliśmy nasze serca do nieba.

Amen. Jezus przeżył ukrzyżowanie i Jakub to potwierdził, a wszystko, co zapisał potem, usłyszał od naocznych świadków dalszej pielgrzymki Jezusa.

Jego wygląd fizyczny zmienił się z powodu przeżytych cierpień i prawie żaden ze spotkanych ponownie ludzi nie poznał go od razu. Jezus udał się do Cezarei, do Damaszku, odbył podróż do Partii i kolejną do Babilonii, powrócił do Antiochii, a potem popłynął na Cypr, do Neapolu i w końcu dotarł do samego Rzymu.

Jakub dowiadywał się, że spotykano go w tych miejscach i wielu innych, od uczniów powracających do Jerozolimy. Marantha, mówili po aramejsku i Jakub wiedział, że Pan przyszedł do nich i że widzieli go na własne oczy.

Świadectwa jego drugiego posłannictwa były bardzo liczne. W wiosce Emaus, siedem mil od Jerozolimy, spotkali go Kleofas i Szymon, a Jezus łamał z nimi chleb. Na brzegu jeziora Genezaret spotkał Tomasza, Szymona Piotra i Szymona, syna Jonasza, objawił się im i spożył z nimi posiłek. Pięć lat po ukrzyżowaniu, na drodze do Damaszku, Szaweł z Tarsu – zwany Pawłem po swym nawróceniu – spotkał nocą nieznajomego, a kiedy go zapytał, kim jest, ten odpowiedział: „Jestem Jezus".

Ignacy z Antiochii jako chłopiec słyszał, jak Jezus przemawia na placu na długo po ukrzyżowaniu. Kiedy Ignacy dorósł, powiedział jego uczniom: „On jest żywy, widziałem go". Później, gdy Jezus popłynął statkiem handlowym do Italii i szedł Via Appia do Rzymu, spotkał apostoła Piotra, a ten zupełnie osłupiał. Jezus powiedział: „Dotknij mnie i przekonaj się, że nie jestem bezcielesnym demonem". Piotr dotknął go i uwierzył, że jest z krwi i kości. „Dokąd idziesz, Panie?" – zapytał. A Jezus odparł: „Przychodzę tu, aby ponownie być ukrzyżowany". [Przypis: Jakub potwierdza tu słowa teologa Ireneusza – który pisał w okresie między rokiem sto osiemdziesiątym drugim i sto osiemdziesiątym ósmym i jako pierwszy wspomniał o czterech ewangeliach kanonicznych – że Jezus żył jeszcze w wieku pięćdziesięciu lat. Jakub potwierdza również informację nieznanego autora z Acta Pilati, Akt Piłata, znanych także jako Ewangelia Nikodema, napisanych prawdopodobnie około roku sto dziewięćdziesiątego, że Jezus nie umarł w roku trzydziestym, lecz między rokiem czterdziestym pierwszym a pięćdziesiątym czwartym, podczas panowania cesarza Klaudiusza].

Poznała go z wyglądu jedynie garstka bliskich, którzy znali go wcześniej, natomiast reszta uczniów i wyznawców wierzyła w jego wniebowstąpienie w pobliżu Betanii. Jakub, Szymon Kleofas i krewni Jezusa podtrzymywali tę wersję. Apostołowie bowiem, pragnąc uchronić Jezusa i zapobiec jego ponownemu aresztowaniu i ukrzyżowaniu, postanowili nie mówić nikomu o tym, co się naprawdę wydarzyło. Tak więc Jezus mógł bezpiecznie kontynuować swoje posłannictwo jako pokorny i święty Nauczyciel, ujawniając się tylko nielicznym.

W Rzymie, jak dowiedział się Jakub, widziano często jego brata Jezusa przy bramie miejskiej wśród żebraków i chorych, niosącego im pocieszenie i pomoc. W dziewiątym roku rządów cesarza Klaudiusza sześćdziesięciu tysiącom rzymskich Żydów nakazano wynieść się z miasta. Jezus był pośród nich. „I Pan nasz, uciekając z Rzymu wraz z uczniami, przemierzył tej nocy żyzne pola jeziora Fucinus, które zostało osuszone przez cesarza Klaudiusza i było uprawiane przez Rzymian". Jezus miał wówczas pięćdziesiąt cztery lata. Jakub napisał:

Paweł opowiedział mi, że kiedy przybył do Koryntu i zamieszkał z Żydem noszącym imię Aquila i jego żoną Priscilla trudniącymi się rzemiosłem skórzanym, dowiedział się o ostatecznej agonii i prawdziwym zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Jezusa. Aquila i Priscilla zostali wygnani z Rzymu wraz z innymi Żydami na rozkaz cesarza Klaudiusza. Edykt cesarski zabraniał praktykowania ich zakazanej wiary na ziemi rzymskiej. Aquila i Priscilla opuścili Rzym w towarzystwie Jezusa i odbyli uciążliwą podróż na południe do portu Puteoli. W tym portowym mieście, oczekując na statek ze zbożem, który miał go zabrać do Aleksandrii i dalej do Gazy, Jezus zebrał uchodźców w dzielnicy żydowskiej i mówił do nich o zachowaniu niewzruszonej wiary w Boga i w przyszłe Królestwo Ojca i Jego Syna. I ujawnił wówczas, że to on właśnie jest Synem Bożym. W zgromadzeniu był donosiciel, który za nagrodę wynoszącą piętnaście tysięcy sestercji poinformował miejscowe władze, że Jezus złamał cesarski nakaz. W wyniku tego oddział stacjonujących w garnizonie pod miastem żołnierzy rzymskich aresztował Jezusa pod zarzutem zdrady.

Skazano go na śmierć bez procesu. Na wzniesieniu pod Puteoli został wychłostany i przywiązany do krzyża, a jego krwawiące ciało pokryto łatwo palną substancją. Żołnierze postawili krzyż, podpalili Jezusa pochodnią i odeszli. Gdy tylko zniknęli, zerwał się silny wiatr od morza i zgasił płomienie pochłaniające ciało naszego Pana. Kiedy Aquila i inni przyjaciele zdjęli osmalone ciało z krzyża, Jezus był już bez życia. Jego zwłoki zostały tymczasowo złożone w jaskini, w oczekiwaniu nocy i odpowiedniego pochówku. Nocą Aquila i Priscilla wraz z siedmioma osobami przynieśli całun i maści do zabalsamowania naszego Pana, lecz zastali jaskinię pustą. Uczniowie wpadli w konsternację i pomieszanie, lecz kiedy tak się zastanawiali, co się stało z ciałem, nagle wejście do jaskini wypełniło się jasnym światłem i Jezus objawił im się w całej chwale. Skinął na nich i Aquila, i Priscilla oraz siedmiu innych świadków podążyli za nim na wierzchołek odległej góry, wznoszącej się ponad Puteoli. Później, o świtaniu, Jezus dał im swoje błogosławieństwo, po czym natychmiast wzniósł się wysoko i zniknął im z oczu w obłoku, który uniósł go ku niebiosom, a wszyscy padli w zadziwieniu i przerażeniu na kolana, składając dzięki Ojcu i Synowi.

I tak oto brat mój Jezus wstąpił do swego Stwórcy. Aquila i Priscilla opowiedzieli o tym w Koryncie Pawłowi, który opowiedział to mnie. Nasz Pan jest teraz wyniesiony na tron w niebiosach i siedzi po prawicy Ojca.

Jakub zamyka swoją relację akcentem osobistym:

Wiara w boski cel mego brata Jezusa umacniała się we mnie z dnia na dzień, a także we wszystkich jego uczniach. Jego przesłanie zostało poniesione dalej. Ja przestrzegałem prawa żydowskiego: nie spożywałem mięsa, nie piłem wina, nosiłem tylko jedno odzienie, a moje włosy i broda pozostawały niestrzyżone. Przewodziłem także jego Kościołowi w Jerozolimie. Nowina rozpowszechniona została między Żydami w diasporze, między innymi narodami od Damaszku aż po Rzym, pośród nawróconych w Samarii, a także pomiędzy tymi z Cezarei, Efezu i Joppy, gdzie chrzcimy obrzezanych i nieobrzezanych.

Władze podejrzewają mnie, mój ziemski czas dobiega końca. Dlatego przekazuję jedną kopię tej opowieści o Jezusie Mateuszowi dla Barnaby, do wykorzystania na Cyprze, i drugą Markowi dla Piotra w Rzymie, a tę przekażę komuś innemu.

Pozdrowienie Jakuba, pisane moją własną ręką.

[Przypis: Jakub, brat Jezusa, autor tej zaginionej ewangelii, został skazany na śmierć przez najwyższego kapłana w Jerozolimie w roku sześćdziesiątym drugim. Kilka miesięcy po napisaniu przez Jakuba tego świadectwa zwolniło się stanowisko pośród panujących z powodu zmiany rzymskich prokuratorów w Judei. Najwyższy kapłan Jerozolimy, zuchwały człowiek imieniem Ananus, uzurpował sobie władzę i postanowił pozbyć się Jakuba Sprawiedliwego, przywódcy wspólnoty chrześcijańskiej w Jerozolimie, oskarżając go o bluźnierstwo. Bluźnierstwo to, jak napisał Hegesippus w drugim stuleciu, miało polegać na głoszeniu przez Jakuba, że Jezus nie umarł na krzyżu. Według historyka Józefa Flawiusza: „Ananus zebrał sędziów Sanhedrynu i przyprowadził im brata Jezusa, zwanego Chrystusem, noszącego imię Jakub, a także kilku innych. Gdy sformułował oskarżenie wobec nich jako łamiących prawo, posłał ich na ukamienowanie". Według innych świadków, gdy przygotowywano Jakuba do egzekucji, padł na kolana i modlił się: „Błagam Cię, Panie Boże i Ojcze, wybacz im, albowiem nie wiedzą, co czynią". Pewien zaprzyjaźniony kapłan chciał zapobiec zabójstwu i zwrócił się do katów: „Przestańcie! Co czynicie? Sprawiedliwy modli się za was!". Jednakże jeden z nich odsunął go na bok i pałką służącą do trzepania ubrań roztrzaskał mu głowę i zabił go na miejscu].

Tak oto umarł brat Jezusa.

Jego spuścizną, sporządzoną kilka miesięcy przedtem, w roku sześćdziesiątym drugim, był właśnie ten tekst. Słowo.

[Końcowy przypis: Wszelkie rozbieżności między czterema ewangeliami kanonicznymi a Ewangelią według Jakuba wyjaśnia to, że czterej ewangeliści, pisząc swoje teksty, Marek około roku siedemdziesiątego, Mateusz około osiemdziesiątego, Łukasz w latach osiemdziesiąt-dziewięćdziesiąt i Jan w latach osiemdziesiąt pięć-dziewięćdziesiąt pięć, nie wiedzieli o drugim posłannictwie Jezusa, o jego pobycie w Rzymie i drugim ukrzyżowaniu. Niewielki krąg apostołów znających prawdę utrzymywał ją w tajemnicy, by chronić dalsze nauczanie Jezusa. Trzy kopie biografii Jezusa, napisane przez Jakuba w roku sześćdziesiątym drugim, nie stały się szerzej znane, ponieważ jedna, posłana Barnabie na Cypr, zaginęła po jego śmierci w Salaminie, kopia Piotra zaginęła, kiedy ukrzyżowano go w Rzymie w roku sześćdziesiątym czwartym, trzecią zaś była ta ukryta w Ostii. Czterej ewangeliści nie mieli więc informacji wykraczających poza ograniczone, ustne relacje o śmierci Jezusa, jego zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu pod Jerozolimą w roku trzydziestym. Pisząc swe teksty czterdzieści, a nawet sześćdziesiąt lat po tych zdarzeniach, nie wiedzieli o późniejszym okresie życia Jezusa Chrystusa. Dalszą część historii i jej dopełnienie zawierał już tylko zapis Jakuba, który pozostawał nieznany przez dziewiętnaście stuleci, aż po dzień dzisiejszy].

I wreszcie, pomyślał Randall, odnaleziono to świadectwo. Prawda. Cała prawda. Słowo w swej pełni.

Przypomniało mu się coś jeszcze. W Ewangelii według Jana znajdowała się dziwna obietnica, która brzmiała tak: „Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które trzeba by napisać".

A teraz świat mieścił już w sobie wszystkie księgi, które należało napisać. Nareszcie, w jednej jedynej księdze.

Tej właśnie, która leżała przed nim i była Słowem.

To porywająca opowieść, która zapewne zelektryzuje wszystkich. Steve Randall po jej dwukrotnym przeczytaniu zdał sobie sprawę, że oto w jego rękach spoczywa zadanie przekazania tego cudownego odkrycia czekającemu na nie światu.

Z pewnością było to największe wydarzenie w historii archeologii biblijnej. Właściwie w całej historii archeologii nie było chyba w ogóle odkrycia o podobnej wadze. Czy dorównywało mu odnalezienie starożytnej Troi Homera przez Schliemanna? Albo odkrycie przez Cartera grobu Tutenchamona? Odnalezienie kamienia z Rosetty? Odkopanie człowieka neandertalskiego, brakującego ogniwa? Nie, nic nie przewyższało odkrycia profesora Augusta Montiego w ruinach antycznej Ostii we Włoszech.

Randall myślał teraz jak człowiek reklamy i wiedział, że gdy otworzy tamę, do głowy zaczną mu napływać dziesiątki pomysłów na zaprezentowanie nowej Biblii światu. A jednak nie wiedzieć czemu, nie chciał tej tamy otworzyć. Był egoistą, wciąż pochłoniętym osobistym wstrząsem, jaki przeżył pod wpływem lektury.

Jakże zazdrościł innym, zarówno wierzącym, jak i zachwianym w swej wierze i odstępcom od niej, tym, którzy potrzebowali Słowa i z pewnością przyjmą je jeszcze bardziej emocjonalnie od niego. Jego myśl powędrowała ku bliskim – choremu ojcu, zagubionej matce, wyzbytemu złudzeń Tomowi Careyowi, nawet ku siostrze Clare. Próbował wyobrazić sobie ich reakcję na wieść o odrodzonym, nowym Chrystusie.

Natychmiast pomyślał także o Judy i o swej żonie Barbarze, o wolności, o którą go prosiła, i miłości, której tak potrzebowała, o jej nadziejach na lepsze życie dla siebie i córki.

Wstał z kanapy, przeszedł powoli do sypialni i usiadł na skraju łóżka, wpatrując się w telefon.

W Amsterdamie był późny wieczór, więc u Barbary, sześć tysięcy mil stąd na zachód, trwało wczesne popołudnie.

Przemyślał wszystko jeszcze raz. W końcu podniósł słuchawkę i zamówił międzynarodową rozmowę z Ameryką.

Połączono go po piętnastu minutach.

– Halo, czy to ty Barbaro?

– Kto mówi?

– Tu Steve. Jak się miewasz?

– Steve? Nie za dobrze cię słyszę. Skąd dzwonisz?

– Jestem w Amsterdamie.

– W Amsterdamie? Mój Boże, a cóż ty robisz… aha, rzeczywiście, wspominałeś Judy o jakimś nowym zleceniu.

– No właśnie. A tak przy okazji, co u niej?

– Dałabym ci ją do telefonu, ale nie ma jej w domu. Wszystko z nią w porządku, świetnie sobie radzi.

– Wciąż chodzi do tego psychiatry?

– Tak, spotyka się z Arthurem. I przyjęli ją z powrotem do szkoły. Chyba pisze ci o tym w liście.

– To dobrze.

– Napisała piękny list do twojego ojca. Rozmawiałam niedawno z Clare, chyba powoli mu się poprawia.

– Nie odpowiedziałaś jeszcze na moje pytanie, Barbaro. Jak się miewasz?

– No… nie wiem, co mam ci odpowiedzieć, Steve.

– Dobrze, ja powiem pierwszy. Przede wszystkim chciałem cię przeprosić. Jest mi cholernie przykro, że tak się zachowałem, kiedy rozmawialiśmy w Oak City.

– Nie ma sprawy. Masz swoje…

– Jest sprawa, Barbaro. Powiem ci, dlaczego dzwonię. Przemyślałem to wszystko na spokojnie, to znaczy sprawę rozwodu i to, że ci powiedziałem, iż się nigdy nie zgodzę. Teraz chcę ci powiedzieć, że moje odczucia się zmieniły. Uważam, że zasługujesz na to, by być wolną i móc wyjść za Arthura Burke'a. To jest słuszne i chcę tego dla ciebie. To właśnie… no, po prostu jesteś wolna, możesz wnieść sprawę o rozwód, a ja nie będę się sprzeciwiał.

– Steve! Ja nigdy… no, nie wiem, co mam powiedzieć. Nie mogę w to uwierzyć. Modliłam się, żebyś to zrobił dla dobra Judy.

– Nie robię tego dla dobra Judy, tylko dla twojego, Barbaro. Zasłużyłaś na trochę szczęścia.

– Cholera… Steve, zatkało mnie. Co za uczucie! Od lat nie spotkało mnie z twojej strony coś tak miłego. Prawie mogłabym powiedzieć… i powiem… że cię za to kocham.

– Daj spokój. Za mało jest miłości na świecie, żeby jązużywać na byle co. Kochaj tego gościa, za którego chcesz wyjść, i kochaj swoją córkę, to wystarczy. I wiedz, że ja też ją kocham.

– Steve, mój miły, pamiętaj, że Judy jest tak samo twoją córeczką jak i moją. Możesz się z nią widywać, kiedy tylko zechcesz, przyrzekam ci to.

– Dzięki. Mam nadzieję, że ona też będzie tego chciała.

– Chce, Steve. Ona cię kocha.

– Dobra, w każdym razie jutro postaram się zadzwonić do Crawforda i powiem mu, że zgodziliśmy się co do rozwodu. Niech się skontaktuje z tobą i uzgodni z twoim prawnikiem podział majątku i co tam jeszcze trzeba.

– Nie będzie żadnych problemów, Steve. Ale nie powiedziałeś mi jeszcze, jak ty się czujesz.

– Jeszcze nie wiem, ale lepiej, zdecydowanie lepiej. Układam sobie różne sprawy. Może jestem głupi, że pozwalam ci odejść, ale…

– Szkoda, że nam nie wyszło, Steve.

– Mnie też szkoda, ale tak się stało i już. Dobrze, że ty wychodzisz na prostą, Barbaro. Życzę wam obu jak najlepiej. Może kiedyś tam do was zajrzę, jak będę w okolicy.

– Zawsze będziesz mile widziany, Steve.

– Nie zapomnij powiedzieć Judy, że ją kocham. I jeśli jeszcze cokolwiek z tego zostało, ciebie też.

– My też cię kochamy, Steve. Trzymaj się.

– Do widzenia.

Odłożył słuchawkę na widełki łagodnym ruchem. Czuł się… jak przyzwoity człowiek. Od dawna tak o sobie nie myślał. Odczuwał też smutek, emocję bardziej mu znajomą.

Zastanawiał się, co go popchnęło do przecięcia tych więzów. Czyżby zmiękł pod wpływem fascynującej historii o Jezusie? A może to wyrzuty sumienia sprawiły, że się poddał? Czy też podświadomie chciał to zrobić już od dawna? Nieważne, stało się i koniec.

Wtem uświadomił sobie, że nie jest sam. Podniósł wzrok i w drzwiach między salonem a sypialnią ujrzał Darlene.

Wyglądała jak zwykle atrakcyjnie, w białej przezroczystej bluzeczce z prześwitującym siatkowym biustonoszem i w obcisłej niebieskiej mini podkreślającej kształtne długie nogi. Uśmiechała się do niego szeroko. Właściwie sprawiała wrażenie bardzo uradowanej.

Potrząsnęła wesoło blond włosami i weszła do sypialni.

– Jak się czuje mój kotek? – zamruczała.

– Myślałem, że jesteś na wycieczce. – Jej obecność zaskoczyła go.

– Skończyła się, głuptasie. – Nachyliła się, pocałowała go w nos i usiadła na łóżku, tuląc się do niego. – Już prawie północ.

– Naprawdę? – Coś przemknęło mu przez głowę i spojrzał na jej uradowaną twarz. – A kiedy ty wróciłaś?

– Jakieś pięć minut temu.

– Byłaś w swoim pokoju?

– Nie, siedziałam w salonie. Byłeś tak zajęty rozmową, że mnie nie usłyszałeś. – Z jej twarzy nie schodził uśmiech. – Słuchałam, nie mogłam się powstrzymać.

– To nie ma znaczenia. Powiedz, jak…

– Ależ to ma znaczenie, Steve, i to wielkie. Nie masz pojęcia, jaka jestem szczęśliwa.

– Z jakiego powodu? – zapytał, zaczynając coś podejrzewać.

– To chyba oczywiste, nie? – Udawała zdumienie. – Cieszę się, że wreszcie zdobyłeś się na rozstanie z tą ropuchą. Myślałam, że już nigdy się jej nie pozbędziesz. Ale zrobiłeś to, dzięki Bogu. Jesteś wolny, absolutnie wolny, chociaż długo to trwało. – Pocałowała go w policzek. – Nareszcie możemy być razem.

– Przecież jesteśmy razem, Darlene – odrzekł ostrożnie, patrząc na nią spod oka.

– Głuptasie, przecież wiesz, o czym mówię.

– No nie bardzo. O czym właściwie mówisz, Darlene? – Odsunął się i spojrzał jej w oczy.

– O tym, że możemy wziąć ślub, już najwyższy czas – odparła. – Dopóki żona wisiała ci na szyi, nie zawracałam ci tym głowy, przyznasz chyba? Godziłam się z losem, bo chciałam być z tobą. Wiedziałam, że ożeniłbyś się ze mną, gdybyś mógł. Każda dziewczyna tego pragnie. Teraz już możesz, kochanie, i jestem tym taka podekscytowana jak nigdy. – Darlene wstała i zaczęła rozpinać bluzkę. – Chodźmy do łóżka, Steve, trzeba to uczcić. Szkoda marnować czas.

Randall także wstał i chwycił ją za przeguby rąk.

– Nie, Darlene – powiedział.

Uśmiech spełzł z jej twarzy. Spojrzała na jego dłonie.

– Co ty robisz, Steve? Puścił jej ręce.

– Nie będziemy świętować naszego ślubu, boja nie zamierzam się z nikim żenić, w każdym razie nie teraz.

– Nie zamierzasz? Żartujesz, prawda?

– Darlene, przypomnij sobie. Małżeństwo nigdy nie było częścią naszego układu. Czy kiedykolwiek obiecywałem ci ożenek? Od początku stawiałem sprawę jasno: jeżeli chcesz ze mną mieszkać, to świetnie, super. Możemy być razem i dobrze się bawić. Nigdy nie mówiłem o niczym więcej.

Darlene zmarszczyła gładkie czoło.

– Tak było kiedyś – stwierdziła – bo byłeś związany z inną kobietą. To znaczy… no, ja rozumiałam, że tak musi być. Ale mówiłeś, że mnie kochasz, i wierzyłam w to. Myślałam, że jak się rozwiedziesz, będziesz chciał być ze mną. To znaczy, tak na poważnie. – Usiłowała nie tracić dobrego humoru. – Posłuchaj, Steve, może nam być świetnie razem. Już jest świetnie, a może być dziesięć razy lepiej. Słyszałam, co mówiłeś przez telefon o swojej córce. To dobrze, że się o nią troszczysz, ale ona dorasta i niedługo odejdzie z twojego życia, tak czy inaczej. A ty nie będziesz się musiał tym martwić, bo będziesz miał mnie. Mam dwadzieścia cztery lata i chętnie dam ci tyle dzieci, ile będziesz chciał. Pigułki za okno, robimy córeczki i synków, i jeszcze mamy z tego uciechę, czyż to nie piękne? Możesz zacząć wszystko od początku, Steve.

Randall przestępował skrępowany z nogi na nogę, wpatrując się w dywan.

– Możesz w to wierzyć albo nie, Darlene – rzekł cicho – ale ja nie chcę zaczynać od nowa. Mam pewne plany na przyszłość, lecz nie obejmują małżeństwa.

– Chcesz powiedzieć małżeństwa ze mną. – Jej głos nabierał ostrości, rysy twarzy stężały. – Uważasz, że zasługujesz na kogoś lepszego – ciągnęła. – Uważasz, że ja się nie nadaję na twoją żonę.

– Nigdy tego nie powiedziałem, bo to nieprawda. Wyjaśnię ci inaczej. Taki układ bez komplikacji, jaki mieliśmy dotąd, to jedno, a małżeństwo to coś całkiem innego. Wiem co nieco na ten temat, już próbowałem. My na dłuższą metę nie nadajemy się do poważnego związku. Przede wszystkim ja się nie nadaję. Jestem dla ciebie za stary, a ty za młoda dla mnie. Nie mamy właściwie wspólnych zainteresowań. I jeszcze sto innych rzeczy. Nic by z tego nie wyszło.

– Pieprzenie – wypaliła Darlene. Była zła i okazywała to, po raz pierwszy odważyła się na takie zachowanie wobec niego. – Nie oszukuj mnie, Steve, tak jak oszukujesz wszystkich innych. Widzę cię na wskroś, jest tak, jak powiedziałam. Uważasz, że jesteś za świetny dla takiej dziewczyny jak ja. Coś ci powiem. Wielu mężczyzn błagałoby mnie na kolanach, żebym za nich wyszła. Wielu już to robiło. Kiedy Roy pojawił się na statku… Roy Ingram, pamiętasz?… przyjechał aż z Kansas City specjalnie po to, żeby mnie prosić o rękę. Dobrze o tym wiesz i wiesz, że go odrzuciłam, bo byłam lojalna wobec ciebie. Skoro jestem dobra dla Roya, to dlaczego nie dla ciebie?

– Do diabła, to nie ma z tym nic wspólnego! Ile razy mam to powtarzać? Albo ktoś do kogoś pasuje, albo nie, i tylko o to chodzi. Ja do ciebie nie pasuję, ale może Roy tak. Ty nie pasujesz do mnie, ale może będziesz pasowała do Roya.

– Może nawet zamierzam to sprawdzić – odparła, zapinając bluzkę. – Może faktycznie sprawdzę, czy Roy nie byłby dla mnie odpowiedniej szy.

– Zrób, jak uważasz, Darlene. Ja nie będę ci stał na drodze. Spoglądała mu twardo w oczy.

– Daję ci ostatnią szansę, Steve. Mam dość kurwienia się z tobąj jestem przyzwoitą dziewczyną i chcę być traktowana z szacunkiem. Jeżeli jesteś gotów zachować się jak należy, zostanę. Jeżeli nie, odchodzę w tym momencie, lecę pierwszym samolotem do domu i nigdy nie wrócę. Nigdy już mnie nie zobaczysz. Twoja decyzja.

Korciło go, żeby zerwać z niej ubranie, rzucić na łóżko i pieprzyć, aż dym jej pójdzie uszami. Pragnął jej. I nie chciał zostać sam. Ale pohamował się. Cena, jaką wyznaczyła Darlene, była za wysoka. Kolejne beznadziejne małżeństwo. Nie potrafił sobie tego wyobrazić, szczególnie teraz, kiedy odnajdywał drogę, która miała go poprowadzić do lepszego życia. Darlene nie była tą drogą, była ślepą uliczką. Co gorsza, widząc ją taką, jaka była, widząc tę młodą kobietę stojącą u progu życia, wiedział, że zniszczyłby to życie przez brak miłości i porozumienia. Związani małżeństwem, staliby się ofiarami: on samobójstwa, a ona morderstwa. Nie mógł do tego dopuścić.

– Przykro mi, Darlene – rzekł. – Nie mogę iść za twoją myślą.

Jej twarz zniekształciła maska gniewu.

– Więc dobrze, ty podły sukinsynu, już nigdy tego ze mną nie zrobisz! Idę się pakować, a ty możesz mi zarezerwować lot. I zapłacić za bilet. Powiedz im, że rano odbiorę bilet w kasie.

Randall wyszedł za nią do przedpokoju.

– Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? – zapytał bez przekonania.

Odwróciła się raptownie.

– Jestem pewna, że chcę bilet na samolot do Kansas City, w jedną stronę, rozumiesz? I nigdy, przenigdy już się do mnie nie zbliżaj!

Wybiegła z apartamentu, trzaskając drzwiami. Randall po chwili zaczął sobie robić mocnego drinka, zamierzając sprawdzić, czy uda mu się jeszcze popracować tej nocy.

Godzinę i trzy drinki później był tak pochłonięty przeglądaniem materiałów, że nawet nie zdążył się nad sobą poużalać. Przejrzał teczki z wywiadami i materiałami biograficznymi o profesorze Bernardzie Jeffriesie, specjaliście od tłumaczeń, analizy tekstów i papirologii, o profesorze Henrim Aubercie, ekspercie od datowania metodą węgla radioaktywnego, o Karlu Hennigu, wydawcy i drukarzu. Ostatnią teczkę odłożył, postanowił najpierw przejrzeć ponownie Pergamin Petroniusza i Ewangelię według Jakuba. Przeczytał oba teksty z takim samym dreszczykiem emocji jak poprzednio i teraz chciał się czegoś dowiedzieć o ich odkrywcy.

Otworzył teczkę z materiałami opisującymi archeologa, profesora Augusta Montiego. Wewnątrz, ku jego rozczarowaniu, znajdowało się tylko pięć spiętych spinaczem kartek maszynopisu. Przeczytał je szybko.

Był tam zupełnie bezbarwny życiorys profesora. Sześćdziesiąt cztery lata. Wdowiec. Dwie córki, Angela i Claretta, ta druga już zamężna. Kariera naukowa, stanowiska, nagrody. Obecnie dyrektor Istituto di Archeologia Cristiana, wykładowca archeologii na Uniwesytecie Rzymskim. Lista wykopalisk, w których uczestniczył lub które nadzorował we Włoszech i na Bliskim Wschodzie. Na koniec dwie strony pełne specjalistycznych, archeologicznych terminów na temat znaleziska w Ostii przed sześciu laty. I tyle. To miał być materiał reklamowy?

Randall nie wierzył własnym oczom. Profesor Monti dokonał najdonioślejszego odkrycia w historii świata, a informacje na jego temat były mniej więcej tak samo ekscytujące jak rozkład jazdy pociągów.

Poirytowany dopił szkocką i sięgnął po telefon.

Była pierwsza w nocy, ale powiedziano mu, że Wheeler zawsze pracuje do późna. Zamierzał z nim porozmawiać, nawet gdyby miał go obudzić. Postać Montiego była kluczowa w promocji Międzynarodowego Nowego Testamentu. Randall chciał znać przyczynę braku informacji i postarać się natychmiast o jak najwięcej szczegółów.

Zadzwonił do apartamentu Wheelera. W słuchawce rozległ się kobiecy głos. Była to Naomi Dunn.

– Mówi Steve – powiedział. – Chciałbym rozmawiać z George'em Wheelerem.

– Wheeler wyjechał z miasta – usłyszał. – Porządkuję papiery w jego pokoju. Mogę ci w czymś pomóc, Steve?

– Może i tak. Przeczytałem po raz pierwszy teksty Jakuba i Petroniusza w całości. Niesamowite. Jestem wstrząśnięty do głębi.

– Spodziewałam się tego.

– Tak mnie poruszyło to odkrycie – ciągnął Randall – że chciałem się też czegoś dowiedzieć o geniuszu, który tego dokonał, o profesorze Montim. Dostałem materiały na jego temat i właśnie je przejrzałem. Strasznie to kiepskie, suche i bezbarwne. Nie wiadomo, jak wpadł na trop tych znalezisk, właściwie to jest wielkie nic.

– Pan Wheeler i signor Gayda na pewno mogą ci dostarczyć…

– To nie wystarczy, Naomi. Ja potrzebuję jakiejś osobistej relacji, czegoś z sercem, z ikrą. Skąd wiedział, gdzie kopać, i czego właściwie tam szukał. Jak się czuł, kiedy znalazł to, co znalazł. Nie chodzi tylko o to, co zrobił, ale też co myślał przed odkryciem, w trakcie pracy i po dotarciu do znaleziska. Przecież to fantastyczna historia, nie możemy jej skopać.

– Masz rację – odparła Naomi. – Więc co zrobimy?

– Przede wszystkim, czy ktoś w ogóle przeprowadził z Montim jakąś osobistą rozmowę?

– Niech pomyślę. Na samym początku niektórzy z wydawców, a potem cała piątka spotkali się z nim kilkakrotnie w Rzymie, kiedy otrzymali prawa do pergaminu i papirusu od rządu włoskiego. Potem nie mieli już powodu się z nim spotykać. Ale pamiętam coś jeszcze. Kiedy zbieraliśmy zespół do akcji reklamowej, jeszcze zanim złożyliśmy ci propozycję, jedna z dziewczyn z twojej ekipy, Jessica Taylor, chciała porozmawiać z Montim i zdobyć więcej materiału. Później jeszcze Edlund próbował się z nim umówić w Rzymie, żeby porobić zdjęcia. Obojgu się nie powiodło, za każdym razem Monti w imieniu rządu włoskiego wizytował wykopaliska w jakimś trudno dostępnym, odległym terenie. Któraś z córek obiecała Jessice, a potem też Edlundowi, że da znać, jak tylko ojciec wróci do Rzymu. Ale już się nie odezwała.

– Kiedy to było?

– Ze trzy miesiące temu.

– No to profesor chyba już wrócił? Muszę się z nim zobaczyć, czas nam się kurczy. Naomi, czy mogłabyś zadzwonić do Rzymu i umówić mnie na spotkanie, powiedzmy, na pojutrze? Nie, czekaj, to będzie niedziela. W takim razie na poniedziałek. Jeżeli go nie będzie, powiedz córce czy komu tam, że i tak pojadę i znajdę go, gdziekolwiek teraz jest. Żadne „później" nie wchodzi w grę.

– Załatwione, Steve.

Poczuł się nagle zmęczony i bez życia.

– Dzięki, Naomi. A skoro już się tym zajmiesz, to umów mnie przy okazji z Aubertem w Paryżu i z Hennigiem w Moguncji, dobrze? Muszę się jak najszybciej zobaczyć ze wszystkimi szefami projektu. Znajdę na to czas, będę pracował wieczorami. Poza tym chciałbym mieć teraz jak najwięcej zajęć.

Po drugiej stronie nastąpił moment ciszy, a potem Naomi odezwała się mniej bezosobowym tonem.

– Czyżbym wyczuła nutkę… litości nad samym sobą w twoim głosie, Steve?

– Pewnie tak, Naomi. W końcu mnie to dopadło. Piję szkocką i trochę się nad sobą użalam. Chyba… sam nie wiem, ale chyba jeszcze nigdy nie czułem się taki samotny jak dzisiaj.

– A ja myślałam, że Petroniusz i Jakub pochłonęli cię bez reszty. To całkiem dobrzy przyjaciele, Steve.

– Wiem, Naomi, już mi pomogli. Ale muszę im poświęcić więcej czasu.

– A co z Darlene?

– Zerwaliśmy ze sobą. Wraca do Ameryki, to już postanowione.

– Rozumiem. – Zanim Naomi znów przemówiła, nastała długa chwila milczenia. – Wiesz co, Steve, nie znoszę, kiedy ktoś się czuje samotny. Wiem, jak to jest. Sama sobie z tym radzę, ale jakoś mnie przygnębia, gdy innym się to przytrafia. Szczególnie tym, których lubię. – Umilkła ponownie, po czym dodała: – Potrzebujesz towarzystwa, Steve? Jeżeli chcesz, mogę zostać u ciebie ná noc.

– Tak, to by mi pomogło.

– Tylko dzisiaj i już nigdy więcej. I tylko dlatego, że nie chcę, żebyś był sam.

– Przyjdź, Naomi.

– Przyjdę. Ale tylko dlatego, że nie chcę, żebyś był sam.

– Będę czekał.

Odłożył słuchawkę i zaczął się rozbierać. Sam nie wiedział, dlaczego to robi. Nie zamierzał jej tego mówić, ale kochanie się z Naomi niewiele się różniło od samotności.

A jednak potrzebował kogoś, kogokolwiek i czegokolwiek, tylko na teraz, na to krótkie teraz, zanim się zbliży do Słowa w całej jego krasie i mocy. Zanim pozna jego odkrywcę w Rzymie.

Загрузка...