1

To był niezwykły przypadek. Nikt inny nie widział wcześniej czegoś takiego na Świecie Stołecznym, w związku z czym wieść dotarła w końcu do uszu samego Imperatora Ryah VII, Najwyższego Ansaara, Wszechwiedzącego, Najświętszego Obrońcy Rasy.

Łańcuch informacji, który prowadził do Imperatora, rozpoczął się od Loompana Chilidora, zarządcy list pasażerów. Był to osobnik pochodzący z niskiej kasty, o bladej skórze i krótkim grzebieniu, którego obowiązkiem było sprawdzanie obwodów identyfikacyjnych pasażerów przybyłych statków. Rutynowa praca. Jednak tym razem, podczas sprawdzania listy pasażerów statku Velipok przybyłego z Seppuldirior, na fioletowej powierzchni pola pojawiły się świetliste zielone smugi.

Złamano tiihad!

* * *

Najwyższy z sześciu poziomów nieregularności — wyższy nawet od vribor, nosicielstwa choroby zakaźnej, gulimil, przemytu niebezpiecznej broni i shhtek, noszenia medalionów wymarłej i proskrybowanej dynastii Simgin. Złamanie tiihad stanowiło atak na samą strukturę Imperium.

Długie, zwisające ręce Loompana Chilidor drgnęły nerwowo. Jego małe żółte oczy przybrały ze zdziwienia kolor pomarańczowy. Nacisnął czerwony przycisk zamykający pole luminescencyjne i wywołał swojego bezpośredniego przełożonego, Domtela Tibuso, kierownika ruchu pasażerskiego.

Powolny, krępy Domtel Tibuso pojawił się po chwili. Fioletowe pole luminescencyjne przybrało teraz kształt fioletowej, gumowatej klatki. W jej środku znajdowało się kilkudziesięciu pasażerów.

Domtel Tibuso ze zdziwieniem spojrzał na zielone smugi biegnące w poprzek pola.

— Zielony? Złamanie tiihad?

Większość istot w klatce należała do rasy Ansaarów. Znajdowało się w nich kilku Liigachi, Vrulvruli oraz grupka wyglądających na podenerwowanych Zmachów. Wszystkie te rasy od wieków posiadały pełne obywatelstwo Imperium i z pewnością rozumiały prawo.

Jednakże jednej z istot Domtel Tribuso nie był w stanie zidentyfikować: obcy spoza Imperium, barbarzyńska forma życia z Terytoriów, nieproszony gość na tym świętym świecie. Maula. Domtel Tribuso poczuł zdziwienie, niesmak i gniew.

Maula był niezwykle chudy, jego twarz była płaska jak talerz, o zbitych rysach. Jego oczy znajdowały się praktycznie obok siebie, niewielki guzikowaty nos tuż poniżej, usta — czy to były usta? — były zaledwie drobną szczeliną w pobliżu podbródka. Nogi istoty były znacznie za długie, jej ręce groteskowo krótkie. Istota nie miała grzebienia, jedynie krótkie, ciemne, nieprzyjemne futro porastające czaszkę. Na jego klatce piersiowej można było dostrzec dwie dziwne, okrągłe wypukłości.

Kierownik ruchu pasażerskiego przywołał swoich asystentów.

— Zabierzcie tego maula do pokoju przesłuchań numer 3.

Była to cela dla nieautoryzowanych form życia, przeznaczona zazwyczaj dla nietypowych zwierzaków i trofeów myśliwskich przywożonych przez obywateli Imperium, które musiały zostać zbadane przez imperialnego weterynarza przed zwolnieniem z kwarantanny.

Maula to nie był jednak zwierzak. Wyraźnie była to inteligentna forma życia — pasażer posiadający bilet. Istota spokojnie stała wśród innych pasażerów o statusie obywatela, tak jakby uważała się za jednego z nich. Miała nawet przy sobie kilka, wyglądających na kosztowne, walizek.

W jaki sposób maula zdołał kupić bilet na Haraar, dlaczego został wpuszczony na pokład Velipoka i dlaczego kapitan statku nie poinformował wcześniej portu o jego pobycie na pokładzie? Potrzebne było śledztwo. Domtel Tribuso przywołał swoją przełożoną, Graligal Dren, i przekazał jej maula.

Graligal Dren, kobieta ze średniej kasty, o głębokiej oliwkowej barwie i wysokim, strzelistym, niezwykle wąskim i delikatnym grzebieniu, spojrzała przez grube szkło i zadała pytanie.

— Czy rozumiesz uniwersalny język imperialny, istoto?

— Mówię nim całkiem dobrze, dziękuję — Głos maula był czysty i wysoki. Można było w nim rozpoznać lekki akcent z Kwadrantu Zachodniego.

— A czy masz imię?

— Nazywam się Laylah Wallis.

Niezrozumiały bulgot, zwykłe dźwięki. Cóż, można było się spodziewać, że barbarzyńcy mają barbarzyńskie imiona. Imię to widniało na liście pasażerów: LAYLAH WALLIS. Urzędnicy emigracyjni, którzy pozwolili istocie dostać się na pokład statku lecącego na Haraar musieli chyba oszaleć.

— Wsiadłaś na pokład w Hathpoin w systemie Seppuldidorior?

— Zgadza się.

— A wcześniej, skąd przybyłaś?

— Mingtha, w systemie Ghair. Gdzie dotarłam z Zemblano w systemie Briff. A wcześniej…

— Nie potrzebuję całego planu podróży, istoto. Po prostu powiedz mi, skąd pochodzisz.

— Z Ziemi — powiedziała maula — Niewielkiego świata położonego w regionie, który nazywacie Ramieniem Północnozachodnim. Jesteśmy częścią Imperium od około dwudziestu lat.

Ramię Północnozachodnie było grupą niechlujnych światów zamieszkałych przez prymitywne istoty — światów granicznych, ledwo cywilizowanych, ponurych, prymitywnych placówek Imperium. Graligal Dren zadziwił fakt, że istota z takiego świata mówiła uniwersalnym imperialnym z tak wielką precyzją i siłą, a nawet wyniosłością. Można było pomyśleć, że ta maula ma w sobie dwadzieścia pokoleń krwi Dynastii.

W postawie istoty nie było jednak ani krzty szacunku. Maula po prostu patrzyła na nią swoimi paskudnymi, małymi oczkami w płaskiej twarzy. Arogancja! Głupota! Lecz tylko arogancki, głupi maula próbowałby dostać się na Haraar.

— Powiedz mi, Laylah Wallis — powiedziała Graligal Dren — czy wiesz, gdzie się teraz znajdujesz?

— To jest Haraar, Świat Stołeczny.

— Tak. Serce i dusza Imperium. Przybyłaś tu wiedząc, że istoty z Terytoriów nie mają prawa wstępu do Przestrzeni Imperialnej?

— Tak.

Szaleństwo.

— W jaki sposób zdobyłaś bilet? — zapytała Graligal Dren.

— To długa historia — rzekła maula. — Powiedziałam komuś, kto był w stanie zdobyć dla mnie bilet, że chcę odwiedzić Haraar. Zostało to załatwione.

Maula roztaczała wokół siebie szaleńczą pewność siebie.

— Ten świat jest święty — powiedziała powoli Graligal Dren — To miejsce narodzin naszej rasy. Czcimy nawet pył, który zalega w najmniejszych alejkach. Nie możemy pozwolić na zbezczeszczenie tego świętego miejsca przez istoty, które są — które uważamy za — które mogą być zdefiniowane jako…

Maula — powiedziała Laylah Wallis — Barbarzyńcy. Istoty podrzędne.

— Dokładnie.

— Każdy maula, który odważy się postawić tu stopę, zostaje skazany na śmierć.

— Wiedziałaś o tym, zanim tu przybyłaś? I mimo to przybyłaś?

— Na to wygląda — powiedziała Laylah Wallis.

Загрузка...