12

Kate siedziała na tarasie przed domem z filiżanką kawy w dłoni, czekając na Gusa. Oczy osłoniła przed słońcem ciemnymi okularami. Obserwowała spacerujące pary w tenisówkach i mokasynach, trzymające się za ręce z czułością lub by pomóc sobie nawzajem iść. Uśmiechnęła się. Park w osiedlu emerytów był ruchliwym miejscem, pomyślała na widok dziarskiego staruszka ubranego w zielono-białe, kraciaste spodnie i elegancki, biały blezer; przejechał obok na trójkołowym rowerze, z przymocowanego z tyłu drucianego koszyka sterczały kije golfowe. Nie mogła się powstrzymać od refleksji, czy oschły ojciec Patricka uczestniczył w zajęciach, organizowanych w osiedlu emerytów. Wątpiła.

Kate usłyszała, jak z sąsiedniego domu ktoś wychodzi, i spojrzała w tamtą stronę. Z początku widok przesłaniał jej olbrzymi krzak azalii. Kiedy ujrzała na chodniku swych sąsiadów, aż uniosła dłoń do ust. Ulicą kroczyły trzy pary przebrane w stroje rodem z westernów. Najwidoczniej wybierali się na zabawę, zorganizowaną przez miejscowy klub. Jak dobrze, że ci starsi ludzie są tacy aktywni, pomyślała i przypomniała sobie Donalda i Dellę, którzy poświęcili swoje życie jej i jej rodzinie. Ile tracili, nie uczestnicząc w zajęciach, organizowanych z myślą o ludziach w podeszłym wieku. „Kate, sami tak zadecydowaliśmy – powtarzał jej Donald. – Ludzie zamieszkują w takich osiedlach, kiedy ich najbliżsi nie chcą mieć z nimi kłopotu. My mamy rodzinę, troszczymy się o nią i nie mamy czasu na głupstwa”.

Rodzina jest motorem napędzającym świat.

Na ulicy znów zapanował spokój. Kate żałowała, że nie wiedziała, jak jej teść spędzał czas. Ostatnim razem, kiedy tu była, zajrzała do osiedlowego klubu i zdumiał ją bogaty program, jaki oferowano mieszkańcom. Jeśli tylko ktoś miał ochotę uczestniczyć w zajęciach, mógł sobie wypełnić każdą godzinę. Nie dawała jej spokoju myśl, że ojciec Patricka być może spędzał całe dnie w domu przed telewizorem. Zastanawiała się, czemu nigdy nie zaprosił jej ani dziewczynek. Porzuciła te rozważania na widok ciemnoniebieskiego forda escorta, skręcającego na podjazd. Przybył jej gość.

Kiedy Gus wygramolił się z samochodu, Kate głośno odetchnęła. Ubrany był w postrzępione, dżinsowe szorty i tenisówki. Nogi miał owłosione, jak Patrick. I równie mocno umięśnione. Za duża bawełniana koszulka, rozciągnięta przy szyi, a u dołu tworząca nierówną linię, opatrzona była napisem HARD ROCK CAFE. Litery, niegdyś bordowe, spłowiały i przybrały rdzawy kolor. Na głowie miał czapkę z daszkiem z napisem Mets, a na zapinanej na suwak torbie, którą przewiesił sobie przez ramię, rzucały się w oczy wielkie, drukowane litery, układające się w słowo NIKE.

– Jesteś prawdziwą chodzącą reklamą – zauważyła.

– Raga – zgodził się Gus, ściągając czapkę i kłaniając się nisko. – Lubię czuć się swobodnie. A twoja obecność mi w tym pomaga, Kate Starr.

Poczuła, że się rumieni. Roześmiała się zażenowana.

– Masz ochotę na filiżankę kawy?

– Ogromną. A może wolałabyś gdzieś iść na śniadanie? Albo na późne śniadanie z obiadem?

Kate zastanowiła się chwilę, po czym potrząsnęła przecząco głową. Przypomniała sobie wyprawę w środku nocy do Shop Rite. Miała jajka, kanadyjski bekon, angielskie bułeczki maślane z rodzynkami, świeżo wyciskany sok z pomarańczy, mrożone frytki, melona i dżem śliwkowy.

– Sama przyrządzę śniadanie – powiedziała.

– Świetnie. – Gus klasnął w dłonie i ruszył za nią do domu. – Jest coś takiego w kuchniach, co mnie pociąga. W moim mieszkaniu zainstalowano jedynie ciąg szafek, które mają udawać kuchnię. Jem na stojąco, bo nie mam miejsca na postawienie krzesła.

Dzieciak. Sprawiał wrażenie dużego dzieciaka.

– To straszne – powiedziała Kate. – W naszym domu jest wspaniała kuchnia. Mamy wszystkie urządzenia, znane człowiekowi. Centralnie usytuowane miejsce do przyrządzania posiłków. Ładne kafelki, cedrowe belki i mnóstwo zieleni. To najładniejsze pomieszczenie w całym domu. Mamy długi, niski stół z odstawianymi ławami, żeby Donald mógł siedzieć przy stole razem z nami. Przynajmniej tak było kiedyś. Teraz Della karmi go w jego pokoju, zakłada mu śliniak i… – Kate załamał się głos.

Gus wyrzucił ramiona w górę.

– Dosyć. Ten dzień należy do mnie, do ciebie też. Obiecuję wspaniałą zabawę, droga pani, jak tylko mnie nakarmisz. Potem – powiedział, uśmiechając się szelmowsko – czmychniemy, zostawiając brudne naczynia w zlewie. Co o tym myślisz? – Spojrzał na nią spod oka.

Kate poczuła, jak język jej kołowacieje. Wrzuciła boczek na patelnię.

– Co… co będziemy… co zaplanowałeś?

– Pomyślałem, żeby jechać do Point Pleasant, przez jakąś godzinkę pobyć na plaży, a potem pospacerować. Jestem gotów się przejechać, ale nie na tych wirujących urządzeniach. Zaraz dostaję zawrotów głowy. Możemy się najeść różnych tłustych, niezdrowych rzeczy, które tak smakowicie pachną, pograć sobie w bingo, wygram dla ciebie jakieś pluszowe zwierzątka… no wiesz, będziemy robić to, co ubóstwiają dzieciaki.

To, co ubóstwiają dzieciaki. Właściwie nigdy tego nie robiła. Ani ona, ani Patrick.

– Brzmi zabawnie.

– Brzmi? Uwierz mi, będziesz miała frajdę jak nigdy w życiu. Jestem największym dzieciakiem, jakiego znam – oświadczył z dumą. – Właśnie to najbardziej we mnie pociąga płeć przeciwną. Kobiety wprost nie mogą się doczekać, kiedy dostaną mnie w swoje ręce. Chcą mnie pieścić i tulić.

Kate roześmiała się mimo woli.

– Zapamiętam to sobie.

– Mam nadzieję.

Kate odwróciła się słysząc ton jego głosu. Nie powiedział tego żartobliwie. Zmieszana, powróciła do ubijania jajek na puszystą masę.

– Gus, mogę mieć do ciebie prośbę? W garażu jest półka, na której znajdziesz papierowe ręczniki. Mógłbyś je przynieść? Potrzebne mi do odsączenia boczku.

– Oczywiście.

Tak długo nie wracał, że Kate poszła do garażu sprawdzić, co robi. Kiedy go zobaczyła, zaparło jej dech.

– Nie! – krzyknęła. – Nie ruszaj tego!

Gus cofnął się, jakby ukąszony przez kobrę, z ręką wyciągniętą przed siebie.

– To jest… to jest…

– Rower Patricka – powiedział cicho Gus. – Ojciec zabrał go ze sobą, kiedy się przeprowadzał, tak?

– Tak… Zauważyłam go, kiedy przyjechałam tu po raz pierwszy. Nie mogłam… Chciałam go dotknąć… Woził mnie na ramie… Z opon uszło powietrze.

– Kate, jeśli chcesz, mogę go odszykować – powiedział Gus. – Kupię łatki i napompuję koła. Mogę również usunąć rdzę.

– Patrick kochał ten rower. Rozwoził nim gazety, wszędzie jeździł, później, kiedy był starszy, umocował z tyłu koszyk i dostarczał artykuły spożywcze. Jeździł na nim podczas każdej parady, organizowanej w mieście. Co roku go malował, za każdym razem na inny kolor. Kiedyś pomalował go na żółto w czarne paski. Powiedziałam, że wygląda jak długi trzmiel. Ale się wtedy śmiał. Od tamtej pory mówił na rower D.T. – Zaczęła płakać, ale dała Gusowi ręką znak, by nie podchodził do niej, kiedy chciał jej podać kawałek papierowego ręcznika.

– Chodźmy do domu, Gus.

– A więc – powiedział lekko Gus, kiedy znów znaleźli się w kuchni – co robiłaś wczoraj wśród seniorów?

– Mogę cię zapewnić, że to miejsce pełne rozrywek, ale nie miałam wczoraj ochoty na zabawy, więc pojechałam do Westfield. – Opowiedziała o swej wyprawie i o podjętej decyzji. Poczuła się lepiej, i to dzięki obecności Gusa.

– Jezu. Musiało ci być ciężko.

Kate skinęła głową.

– Skrzynie przywiozą jutro o czwartej. Zamierzamy odprawić nabożeństwo o zmroku. Wszystkim zajął się miejscowy przedsiębiorca pogrzebowy. Poszłam do pastora, poleconego mi przez niego. Zgodził się powiedzieć kilka słów. Wyjeżdżam w poniedziałek rano.

– Tak szybko? Myślałem, że zostaniesz dłużej. Powiedziałaś, że zamierzasz tu spędzić cały tydzień.

Zabrzmiało to tak, jakby mnie o coś oskarżał, pomyślała Kate.

– Donald niezbyt dobrze się czuje. Nie chce jeść. Ellie powiedziała, że Della podejrzewa, iż miał niewielki wylew. Przechodzi teraz badania. Muszę wracać do domu.

– Kate, naprawdę bardzo mi przykro. Moja nonszalancja o niczym nie świadczy. Staję się taki, kiedy znajdę się w towarzystwie kobiety, która mi się podoba. Z miejsca zaczynam myśleć, że powinienem być dowcipny i czarujący i… i w ogóle, żeby też się jej spodobać. Nie potrafię umiejętnie postępować z kobietami, a może to one nie umieją postępować ze mną. Chryste, jak nienawidzę tych wszystkich lokali i tego, co człowiek musi robić, by utrzymywać stosunki towarzyskie. Miałem chyba zostać pustelnikiem, żyjącym gdzieś na odludziu albo kimś w tym rodzaju.

Kate zsunęła jajka na talerz, obok boczku położyła idealnie przyrumienioną grzankę. Postawiła talerz przed Gusem, a drugi, dla siebie, naprzeciwko i usiadła. Była zaskoczona, kiedy zmówił modlitwę. Później zastanowi się nad tym, co przed chwilą powiedział.

– Jesteś dobrą kucharką – zauważył Gus, kończąc jajecznicę, kiedy Kate dopiero zabierała się do jedzenia. – Zawsze szybko jadłem – usprawiedliwił się. – Pochodzę z wielodzietnej rodziny. Wśród jedenaściorga dzieci trzeba było mieć długie ręce, inaczej chodziło się głodnym. Jestem najmłodszy. Boże, chciałbym, żeby matka mogła zamieszkać w podobnym domku. Ma mieszkanie na Brooklynie. Nie chce wprowadzić się do żadnego z nas. Żyliśmy dzięki pomocy społecznej, poza tym matka dorabiała jako gosposia. Mój stary zwiał, kiedy się tylko urodziłem. Polubiłabyś moją matkę, jest jak Della.

Nie rób tego, Kate. Nie angażuj się. Pod żadnym pozorem.

– Szukam lokatora do tego domku – powiedziała, unosząc wzrok znad talerza. – Jest niby mój, a nie mój. Nie mogę go sprzedać. Jeśli twoja matka jest zainteresowana, jeśli gotowa jest płacić podatki oraz za prąd i ogrzewanie, może tu zamieszkać. Jak widzisz, nie ma tu za dużo mebli, ale podatek też jest niski, kilkaset dolarów rocznie. Zdaje się, że dla mieszkańców organizują mnóstwo zajęć. Sądzisz, że spodobałoby jej się tu? Będę się o wiele lepiej czuła wiedząc, że ktoś tu mieszka i troszczy się o ten dom.

Gus przestał jeść i gapił się na nią.

– Kate Starr, żartujesz sobie ze mnie? Chciałem spytać, czy to poważna oferta, czy też tak sobie to wszystko powiedziałaś?

– Mówię poważnie, jeśli o to ci chodzi. Dlaczego kiedy człowiek próbuje zrobić coś dobrego, z miejsca staje się podejrzany? – spytała.

– Jestem nowojorczykiem – oświadczył Gus, jakby się usprawiedliwiał. – Jeśli zdarzy ci się upaść na ulicy, ludzie przejdą po tobie albo cię ominą. Nikt nie chce się angażować. Ja taki nie jestem, ale widziałem, jak postępują inni. Nie chciałem cię urazić.

– Zdaje się, że ostatnio zrobiłam się przewrażliwiona. Nie wiem, co stałoby się ze mną i dziewczynkami, gdyby nie Della i Donald. Staram się odwdzięczyć innym, kiedy mam okazję.

– Kate, chcesz usłyszeć coś smutnego? – Kiedy skinęła głową, powiedział: – Nigdy nie mieliśmy prawdziwego domu. Zawsze gnieździliśmy się w jakichś mieszkaniach, spaliśmy na trzypoziomowych łóżkach, w sześcioro w jednym pokoju. Dziewczynki spały w piątkę, ale wiesz, o co mi chodzi. Jeśli mówiłaś serio, chciałbym skorzystać z telefonu i zadzwonić do swojej matki.

– Proszę bardzo. – Boże, co ona robi? Coś dobrego dla bliźniego. Rodzina ją pochwali. Słuchając rozmowy Gusa z matką, nie mogła powstrzymać się od uśmiechu.

– Mamusiu, jesteś tam?’. – wrzasnął. – Mamo, słuchaj, mam dla ciebie niespodziankę. Znalazłem dla ciebie dom w Toms River… Nie, nie, mamo, to w New Jersey, nad morzem. Ma… – Kate podniosła cztery palce. – Cztery pokoje, werandę przed wejściem i drugą od ogrodu. Możesz tam postawić swój bujany fotel. Jest tu trawa, prawdziwa trawa, jak Pan Bóg przykazał, i kwiaty, które rosną w ziemi, a nie w doniczkach.

– Bingo i imprezy – szepnęła Kate.

– Bingo, mamo. Chyba codziennie. I różne zajęcia. Mogę przyjeżdżać na weekendy, by przystrzyc trawę i zebrać liście. Są tu dwa drzewa, wielkie, przypominające parasole…Nie wiem, jak się nazywają, mamo, są zielone i mają brązowe pnie. Jesteś zainteresowana? Możesz się wprowadzić pod koniec przyszłego tygodnia… Będzie cię stać na zamieszkanie, mamo, bo nic nie trzeba płacić za wynajęcie. – Głos Gusa zmienił się, stał się łagodniejszy. – Mamo, czasem dobrzy ludzie robią takie rzeczy dla innych. Należy do mojej znajomej, bardzo dobrej znajomej. Będziesz musiała płacić tylko za elektryczność… Mamo, mówiłem, że nie trzeba płacić za wynajem, nie powiedziałem, że prąd jest za darmo. – Do Kate szepnął: – Będę regulował podatki i rachunki za ogrzewanie. – Słuchał, uśmiechając się do słuchawki. – Tak, możesz zabrać swoje poduszki i kołdry, i szklanki, i lampę. Zdjęcia też. Wszystko, co chcesz. Jest też miejsce na twoją maszynę do szycia. – Spojrzał na Kate, która skinęła potakująco. – Dobrze, mamo, zadzwoń do wszystkich i zacznij się pakować.

Kate uśmiechnęła się. Czuła, że słusznie postąpiła.

– Szalę przeważyło bingo – powiedział radośnie Gus, odkładając słuchawkę. – Jak się mówi dziękuję?

– Właśnie powiedziałeś. Nie sądzę, by mój teść czuł się tu szczęśliwy. Należał do odludków, żył zupełnie sam. Nie wydaje mi się, by wiedział, jak się zaprzyjaźnić z ludźmi, a może nie potrafił się zdobyć na taki wysiłek. O ileż łatwiej siedzieć przed telewizorem.

– Musiał bardzo kochać swego syna, wszędzie są jego zdjęcia.

– Tak, choć nigdy tego nie okazywał, nigdy nie powiedział tego Patrickowi.

– Uważam, że nadeszła odpowiednia pora, by wrzucić naczynia do zlewu i sobie stąd pójść – rzucił lekko Gus.

– Chyba masz rację – zgodziła się Kate. – Słuchaj, a właściwie czemu mamy wkładać naczynia do zlewu? Nie możemy ich… po prostu zostawić?

– Świetny pomysł. Panie przodem – powiedział, kłaniając się nisko. Przez całą drogę na plażę śmiali się i chichotali, żartowali i wygłupiali się. Boże, jaki był miły, jak dobrze się przy nim czuła.

– Nigdy w życiu nie widziałam w jednym miejscu tyle… tyle golizny. Uważam, że noszenie połowy tych kostiumów plażowych powinno być zabronione prawem. Nie obchodzi mnie, czy zabrzmiało to pruderyjnie – stwierdziła Kate, kiedy minęła ich młoda, może siedemnastoletnia dziewczyna, ubrana w dwa kawałki sznurka i niewiele ponad to.

– Może się zdziwisz, Kate, ale zgadzam się z tobą. Szczerze mówiąc wolę bardziej zabudowane kostiumy. Według mnie są bardziej seksowne.

– Mhm – mruknęła jedynie Kate.

Minął ich brązowy adonis w biało-czerwonych slipkach.

– Ładne muskuły – powiedziała Kate i zachichotała. Na widok miny Gusa spoważniała. – To również powinno być zabronione – oświadczyła skromnie.

– Facet prawdopodobnie zażywa steroidy i przez całe życie nie przepracował uczciwie ani jednego dnia. Ja też mam niczego sobie pośladki.

– Ach, tak – mruknęła jedynie Kate.

– Wiesz, że jestem w kwiecie wieku.

– Ach, tak – powtórzyła Kate i spytała ostrożnie: – A właściwie ile masz lat?

– A jak sądzisz? – spytał przezornie Gus.

– Gdybym wiedziała, nie pytałabym – odparła Kate. – Sądzę, że dwadzieścia dziewięć, może trzydzieści. – Boże, był taki młody.

– Skończyłem trzydzieści jeden.

– Kiedy?

– Dwa tygodnie temu – odparł zawstydzony.

No tak, zaraz zapyta, ile ja mam lat. Czekała. Ponieważ się nie odzywał, wypaliła:

– Ja mam czterdzieści cztery. Od przyszłego miesiąca czterdzieści pięć.

– Ach, tak – powiedział Gus. – Wiesz co? To dla mnie nic nowego. Mówiłaś, ile masz lat, kiedy pisałem ten artykuł, który nigdy nie został opublikowany. Przeszkadza ci twój wiek? – spytał zaciekawiony.

Kate unikała jego wzroku.

– To zależy. Jak się ma czterdzieści pięć lat, do pięćdziesiątki zostaje tylko pięć lat. A pięćdziesiątka to półmetek. Czasami wydaje mi się, że nie żyłam, tylko istniałam. Wiele mnie ominęło. Pewnego dnia zostanę za sprawą Ellie lub Betsy babcią. Nie wiem, jak to przyjmę. Ale jednocześnie doświadczyłam rzeczy, o których inni czytają jedynie w gazetach. Sądzę, że w ogólnym rozrachunku daje to remis.

– Nie mogę się doczekać, kiedy będę miał czterdzieści lat – powiedział Gus. – Spodziewam się, że wtedy w jednej chwili stanę się mądry, sławny, bogaty i w ogóle. Dostanę Pulitzera. Ej, lubisz horrory?

Kate zamrugała powiekami.

– Ubóstwiam.

– Dobra, wypożyczmy sobie mój ulubiony film, „Inwazja łowców ciał”.

– Też go lubię. Kiedy go oglądamy, Della gryzie palce. Ale w domu mojego teścia nie ma magnetowidu.

– Możemy wypożyczyć.

– Zamierzasz się ożenić, kiedy osiągniesz czterdziestkę?

– Jeśli spotkam odpowiednią kobietę, może. Kawalerski stan ma swoje plusy. Według „Cosmopolitan” jest na mnie duże zapotrzebowanie. Ale zachowuję daleko idącą ostrożność. I jestem zwolennikiem bezpiecznego seksu. A ty? AIDS to straszna rzecz. Człowiek ze strachu gotów zostać mnichem. Znam dziewczynę, która wstąpiła do zakonu – wiesz, do jednego z takich miejsc, gdzie rezygnuje się ze wszelkich przysługujących praw, ubiera się na czarno i nawet się nie myśli o seksie.

– Ach, tak – zamruczała Kate. – Słuchaj, uważam, że powinniśmy zmienić temat.

– Dlaczego? Co takiego powiedziałem? Ach, chodzi ci o to, że zapytałem cię o zdanie. To skrzywienie zawodowe. Przez cały dzień nic nie robię, tylko zadaję ludziom pytania. Według mnie twoja reakcja świadczy, że jesteś skryta.

– Czy to dla ciebie takie ważne wiedzieć, co myślę?

– Owszem. Lubię cię, Kate Starr. Kiedy się kogoś lubi, chce się o nim wszystko wiedzieć. Znów zepsułem ci nastrój. Przepraszam. Może już stąd pójdziemy? Po drodze wypożyczymy parę kaset, magnetowid, kupimy prażoną kukurydzę. Podczas gdy ty będziesz szykowała kolację, ja wszystko zainstaluję.

Kate, zadowolona, że rozmowa zeszła na inny temat, uśmiechnęła się.

– Gus, to był wspaniały dzień, cieszę się, że przyjechałeś. Kiedy Kate wiązała tenisówki, Gus powiedział:

– Kate, jesteś śliczna. Byłaś dziś na słońcu tyle, ile trzeba. Do twarzy ci z opalenizną. Nie jestem bezczelny i wcale nie próbuję cię podrywać. To tylko przypuszczenie, ale podejrzewam, że od lat nikt ci nie prawił komplementów. Czy twój mąż często cię chwalił?

– Niezbyt. Za to potrafił krytykować – odparła Kate.

Gus wsunął stopy w tenisówki i pobiegli razem, by odebrać nagrody, które wcześniej wygrali.

Jest miły, pomyślała Kate. Nawet bardzo. I szczery. Z rodzaju „widzisz, co dostajesz”. Lubiła to. Ale miał zaledwie trzydzieści jeden lat.

Nie miała pojęcia, która godzina, kiedy skończyli oglądać ostatni horror. Wcześniej zdjęła zegarek, by pozmywać, a w pokoju nie było ściennego zegara. Zauważyła, że Gus nie nosi zegarka. Ciekawa była dlaczego i już miała spytać, kiedy powiedział:

– Według zegara w magnetowidzie jest wpół do drugiej. Dobrze, że nie musimy wstawać z kurami. A może pospacerowalibyśmy sobie na bosaka?

Była to najgłupsza propozycja, jaką kiedykolwiek słyszała. Wykluczone.

– Dobrze – zgodziła się.

– Zuch dziewczyna. Wiedziałem, że jesteś w moim typie – powiedział Gus, pomagając jej wstać.

W jego typie. Co to właściwie znaczyło? Miała ochotę zapytać. Przyszło jej do głowy wyrażenie „gra przedwstępna” i skuliła się nagle. Kiedy Gus wziął ją za rękę, przemknęło jej przez myśl słowo „uwodzenie”. Potknęła się, uderzając się boleśnie w palec. W milczeniu zniosła ból i pokuśtykała dalej.

Noc była ciepła, kojąca, jedynym źródłem światła okazały się gwiazdy, migoczące na niebie. Latarnia na końcu ulicy zgasła. Powinnam to komuś zgłosić, pomyślała Kate. Starsi ludzie potrzebują dużo światła; ostatecznie za nie płacą.

– To noc, o jakich piszą poeci – powiedział z rozmarzeniem Gus. – Spójrz na księżyc. Ma kształt idealnego sierpa. Lubię światło księżyca. A ty?

– O, tak. Księżycowe światło jest takie romantyczne. – W chwili, gdy to powiedziała, skrzywiła się, gdyż poczuła pulsowanie w bolącym palcu u nogi. Zaczęło jej burczeć w brzuchu, sama nie wiedziała czemu. – Zwracasz uwagę, którędy idziemy? Możemy zabłądzić. – Co za bzdury wygaduje.

– Trochę. Byłem kiedyś skautem. Wystarczy jedynie odszukać Gwiazdę Polarną i…

– Naprawdę?

– Nie, żartowałem. Patrzę na tabliczki z nazwami ulic, skręciliśmy tylko raz. Zaufaj mi, odstawię cię do domu całą i zdrową.

Kate zastanawiała się, czy Gus czuje, że jej dłoń jest wilgotna.

– Czy kiedykolwiek wypowiadałeś życzenie na widok spadającej gwiazdy? – spytała zadumana.

– Robię to zawsze, kiedy tylko mam okazję. Nowy Jork ciągle spowija smog, tak że nieczęsto widujemy gwiazdy. A ty?

– Zrobiłam to, kiedy zestrzelono samolot Patricka. Przez jakiś czas winiłam za to siebie. Zaczęłam czytać książki z dziedziny astrologii, wypowiadać życzenia na widok spadających gwiazd. Robiłam wszystko. Może powinnam się modlić, ale sądziłam, że Bóg chce mnie za coś ukarać. Przeżywałam bardzo trudny okres. Nie byłam wystarczająco silna. Nie miałam nikogo, kto mógłby mną pokierować, pomóc mi. Donald i Della robili, co mogli, ale upierałam się jak osioł. Dzięki Bogu, że się jakoś otrząsnęłam.

– A jak jest teraz? – spytał cicho Gus.

– Pod względem emocjonalnym wszystko w porządku. Ale w świetle prawa moje położenie jest okropne. Nick Mancuso, mój prawnik, powiedział, że mogę się rozwieść z Patrickiem, ale nigdy się na to nie zdobędę. Zorganizowanie tej… mszy żałobnej było nielegalne. Zrobiłam to dla siebie. Musiałam pochować Patricka. Wiem, że nigdy nie wróci. Nie ma w moim życiu nikogo, kto… Chcę powiedzieć, że nigdy nie myślałam poważnie o rozwodzie.

– Nie chcesz powtórnie wyjść za mąż, mieć jakieś życie poza pracą? – spytał cicho Gus.

– Może kiedyś.

– Dziewczynki dorosły, to wstyd, żebyś teraz została sama, Kate. Straciłaś najlepsze lata swego życia. Nie bierz tego dosłownie. Ale zastanów się nad tym. Mogłabyś mieć drugą rodzinę… zresztą sama wiesz, co próbuję powiedzieć.

– Ależ ja mam rodzinę, mam Dellę i Donalda. Mam na co dzień Ellie. Poza tym wciąż gnębi mnie to straszne poczucie winy. I prześladuje myśl, że Bóg ukarałby mnie śmiercią, gdybym odważyła się na rozwód czy coś w tym rodzaju. Naprawdę spodziewałam się Jego gniewu, kiedy grzebałam rzeczy, należące do Patricka. Zrobiłam się trochę odważniejsza, gdy nic się nie stało. – Urwała. – Dlaczego o tym mówimy?

– Chciałbym wiedzieć, jakim facetem był kapitan Starr.

– Nigdy nie rozmawiam o Patricku – wymamrotała Kate.

– Dlaczego?

– Bo kiedy o nim mówię, czuję wyrzuty sumienia, że ja żyję, a on nie. Miał tyle witalności, inteligencji. Gus, on był taki mądry. Czułam się przy nim jak ktoś gorszy. Tworzył coś nowego. Ja tylko istniałam.

– Cóż ma znaczyć to gadanie? – spytał Gus, przystając.

– Patrick tak często to powtarzał, aż mu uwierzyłam. Był egoistą. Ludzie dzielą się na tych, którzy biorą, i tych, którzy dają. Ja dawałam, Patrick brał. Żyłam w swoim małym światku. Patrick mnie odizolował od wszystkiego, może sama się odizolowałam. Sądzę, że najbardziej dumna byłam, kiedy dostałam dyplom. Chcesz poznać tajemnicę?

– Oczywiście – powiedział Gus i spojrzał na nią zaciekawiony.

– Po ceremonii wręczania dyplomów zatrzymałam togę i biret na jeden dzień dłużej. Tamtej nocy, koło czwartej nad ranem – właściwie było już rano – pojechałam do college’u, poszłam na dziedziniec, gdzie odbywała się cała uroczystość, i… włożyłam biret oraz togę i przeszłam przez cały dziedziniec. Potem usiadłam na krześle, na którym siedziałam podczas ceremonii, i… odegrałam ponownie całą scenę odbioru dyplomu, wróciłam na swoje miejsce, usiadłam, a na koniec rzuciłam biret w górę i krzyknęłam na cały głos: „No i co, Patricku, kto jest głupiutką gąską?” Potem poryczałam się jak bóbr. Uważam, że głupio zrobiłam. Boże, dlaczego ci to mówię?

– Ponieważ czułaś potrzebę wypowiedzenia tego głośno. Ufasz mi i czujesz się ze mną dobrze. Jesteśmy przyjaciółmi. Jeśli zaczynasz żałować, że mi to powiedziałaś, zawierzę ci swoją największą tajemnice, byśmy byli kwita. Usiądźmy na krawężniku. Masz ochotę na papierosa?

Kate spodziewała się czegoś wstrząsającego, niezwykłego, czegoś, co jeszcze bardziej zbliży ją do tego dziwnego, młodego człowieka. Objęła się za nogi i czekała.

Gus wypuścił kółeczko dymu.

– Pamiętasz, jak ci mówiłem, że nasz stary porzucił nas? No więc pracowałem już jakiś rok w redakcji, kiedy postanowiłem odnaleźć drania. Moja matka nigdy nie powiedziała o nim złego słowa. Każde z nas, dzieciaków, miało swoją własną historyjkę na jego temat, ale fakt pozostawał faktem, że nas zostawił. Z pomocą przyjaciela wykorzystałem źródła „Timesa”, by go odnaleźć. Zajęło mi to dwa lata, ale wpadłem na ślad tego łobuza. Zmienił nazwisko, założył nową rodzinę. Mieszka w… w posiadłości. Powinnaś zobaczyć jego dom. Musi mieć ze czterdzieści pokoi. Zatrudnia lokaja, pokojówki, guwernantkę dla dzieciaków. Ma basen, korty tenisowe, należy do klubu. Ten drań ma wszystko. Żona jest o połowę od niego młodsza, gra w tenisa wystrojona w brylanty, wciera w ciało wodę Evian, leżąc na słońcu. Ma garaż na sześć samochodów, bynajmniej nie pusty. Stoją tam dwa rollsy, benz, jaguar, porsche i lamborghini. W przystani trzyma jacht. Wiesz, jak go nazwał? „Matilda”. Tak ma na imię moja matka. Jest przedsiębiorcą budowlanym, ma powiązania ze światem przestępczym. Wszystkiego tego dowiedziałem się z raportu.

Kate ścisnęła jego dłoń i przysunęła się trochę bliżej. Wpatrywał się w ciemną ulicę, ledwo świadom jej obecności.

– To straszne – szepnęła.

– Redakcja otrzymała rachunek na tysiące dolarów za sporządzenie dossier. Okropnie się czułem i zamierzałem w jakiś sposób oddać te pieniądze. Ale wpadłem na lepszy pomysł. Pewnego dnia pojechałem do Connecticut, do jego książęcej rezydencji. W raporcie podano, że pan Ronald Wedster – tak się teraz nazywa – - czwartkowe wieczory zawsze spędza w domu. Kilka miesięcy zajęło mi zebranie się na odwagę i udanie się tam, ale w końcu się wybrałem. Śmiało podszedłem do drzwi i zadzwoniłem. Byłem w garniturze i krawacie, dasz wiarę? Wręczyłem zarozumiałemu lokajowi swoją wizytówkę. Polecono mi usiąść na kanapce i czekać. Czekałem trzydzieści minut. Potrzebował aż tyle czasu, by się otrząsnąć z szoku na wieść, że się pojawiłem. Kiedy w końcu przyszedł, by się ze mną zobaczyć, miałem ochotę go zabić. Nigdy nie widziałem u nikogo równie zimnych oczu. Zabawne, że też był w garniturze i krawacie. Spytał „Czego chcesz?”

– O Boże, Gus, co mu odpowiedziałeś? – szepnęła Kate.

– Oświadczyłem – ciągnął Gus, przełknąwszy ślinę – „Chcę to, co masz”. Nie wiem, dlaczego to powiedziałem. Chciałem mówić coś o mamie, o swych braciach i siostrach, ale nie zrobiłem tego. W ułamku sekundy domyśliłem się, że podczas tych trzydziestu minut wykonał kilka telefonów, by mnie sprawdzić. Nikt nie ma odwagi zadrzeć z „New York Timesem”. Rozumiesz, odszukałem go, więc musiał mnie wysłuchać. Jeśli ja wpadłem na jego ślad, mogło się to udać również innym.

– Co nastąpiło potem?

– Ten skurwysyn spytał: „Ile?”

– O mój Boże! – wykrzyknęła Kate.

– Powiedziałem: „Pięćdziesiąt tysięcy miesięcznie. Pierwszego każdego miesiąca w Chase Manhattan. Zaliczka pięć tysięcy, płatna teraz”. Natychmiast wypisał czek. Zadał mi jednak jedno pytanie.

– Jakie? – Kate ścisnęła go za rękę.

– Spytał „Co za to będę miał?”

– A ty co na to…

– Powiedziałem – odezwał się zachrypniętym głosem Gus – „Nic a nic, ty skończony draniu”, a on na to: „Tak myślałem, jesteś nieodrodnym synem swej matki”. Powaliłem go. Co sądzisz o mojej tajemnicy?

– Mój Boże – westchnęła jedynie Kate.

– Nigdy nie opowiedziałem o tym braciom, siostrom ani matce. Nie tknąłem tych pieniędzy. Leżą w banku. Wpływają regularnie każdego pierwszego. Wybrałem tylko tyle, by zwrócić „Timesowi” za raport, to wszystko. Reszta jest korzystnie ulokowana. Mam w banku masę pieniędzy. Prawie cztery miliony dolarów. Nie wiem, co z nimi zrobić. W tym roku zacząłem rozważać, czy nie rozdzielić ich między rodzeństwo i matkę, ale nie wiem, co wymyślić, kiedy spytają, skąd je mam. Nie chcę, by ktokolwiek z nich, a szczególnie matka, dowiedzieli się o ojcu. To by ją zabiło. Chyba uważasz mnie za niezbyt sympatyczną postać, co?

– Wprost przeciwnie. Według mnie jesteś bardzo dobrym człowiekiem. Zrobiłeś, co musiałeś. Może potraktuj je jako pomoc dla dzieci, wykorzystaj na opłatę czesnego, zakup upominków na urodziny, Gwiazdkę i z okazji ukończenia szkoły? To z pewnością pochłonie sporą kwotę.

– Wziąłem pieniądze za milczenie. Jak to o mnie świadczy?

– Należy raczej spytać, jak to świadczy o twoim ojcu.

– Wiedziałem,, że jest jakiś powód, dla którego cię lubię. Zawsze mówisz to, co należy. Jesteś niesamowitą kobietą, Kate Starr. No, sądzę, że powinniśmy wracać. Wydaje mi się, że w naszym kierunku zmierza samochód patrolowy.

Kate w okamgnieniu zerwała się na nogi. Znów wzięli się za ręce. Nie była pewna, kto sięgnął po czyją dłoń. Dziwne, ale czuła, że to Gus ją podniósł na duchu.

Kiedy wrócili do domu, Kate zamknęła drzwi na klucz.

– Jest tylko jedna łazienka. Możesz zająć pokój po prawej stronie. Przygotowałam go dziś rano. Sprzątnę w kuchni, a ty możesz się w tym czasie umyć.

– Pomogę ci – zaoferował się Gus.

– Zaleję tylko naczynia wodą.

– Na pewno? Kate skinęła głową.

– Kate, czy po usłyszeniu mojej tajemnicy zmieniłaś o mnie zdanie?

Uśmiechnęła się.

– Ani trochę.

– Jesteśmy teraz jakby w zmowie, prawda?

– Tak. Nie zdradzę twojej tajemnicy.

– Ani ja twojej.

I co teraz? – pomyślała Kate, serce waliło jej jak młotem. No właśnie, co teraz?

Później, w mrocznym holu, Gus skinął na nią palcem.

– Zbliż się – powiedział.

Podeszła do niego niczym w transie. Kiedy stanęła obok Gusa, uświadomiła sobie, jaki jest wysoki, górował nad nią i musiał ją ująć pod brodę, by móc spojrzeć jej w oczy. Zaraz ją pocałuje, a ona wcale nie miała ochoty go powstrzymywać. Mimo woli zamknęła oczy i czekała. Jego usta były miękkie w dotyku, jednocześnie dawały i brały, skłaniając łagodnie do reakcji. Objął ją. Był silny, czuła się w jego ramionach bezpieczna. Dellkatnie dotykał palcami jej twarzy, przesuwając nimi po cieniach, ślizgających się na jej kościach policzkowych. Jego pocałunek wydawał się Kate najnaturalniejszą rzeczą pod słońcem. Ale jaki pocałunek. Czuły gest, nakłaniający do odpowiedzi, niczego nie żądający.

– Dobranoc, Kate Starr. Smacznie śpij – szepnął. Po chwili już go nie było, oddzielały ich drzwi. Przez chwilę miała ochotę przekręcić gałkę, ale się powstrzymała.

Gus czekał po drugiej stronie drzwi, wyczuwając jej niezdecydowanie. Kiedy usłyszał, jak otwierają się, a po chwili zamykają drzwi jej pokoju, miał w głębi duszy ochotę obdarzyć ją oklaskami. Tymczasem jęknął.

Jak dobrze było trzymać Kate w ramionach. Pocałunek był też dokładnie taki, jak się spodziewał. Ale jeszcze nie pora na cokolwiek więcej. Była taka wrażliwa, chociaż pod wieloma względami silna. Cieszył się, że mu się zwierzyła. Stali się teraz przyjaciółmi, szczerymi i otwartymi wobec siebie. Krok po kroku, Stewart, upomniał sam siebie. Żadnych gier. Gry są dobre dla dzieci, zresztą częściej sprawiają ból niż przynoszą przyjemność. Postępuj wolno i rozważnie, ostrzegł siebie. Za bardzo lubisz Kate, by przekroczyć linię, którą zakreśliła. Kiedy nadejdzie odpowiednia pora, Kate przekroczy ją z własnej nieprzymuszonej woli.

Rozbierając się Gus pomyślał, że pokój jest urządzony po spartańsku. Czy pomieszczenie to było traktowane jako zapasowe, jako pokój dla Patricka Starra, gdyby kiedykolwiek przyjechał tu z wizytą i chciał przenocować? Stało tu tylko jednoosobowe łóżko z granatową narzutą. A gdzie spałaby Kate i dziewczynki? Z ciekawości podciągnął prześcieradło, by obejrzeć materac. Sprawiał wrażenie nowego, obicie było lśniące, pikowanie nie zniszczone. Czy Patrick Starr był równie dziwnym człowiekiem, jak jego ojciec? Kate powiedziała, że nie prawił komplementów, wolał krytykować. Żałował, że nie poznał Kate, kiedy była młoda, a potem pomyślał, jaka szkoda, że nie jest w jej wieku. Kładąc głowę na twardej poduszce mruknął:

– Zdaje mi się, Kate, że się w tobie zakochałem. Naprawdę.


* * *

Kiedy nazajutrz rano Gus, odświeżony prysznicem, wszedł do kuchni, Kate smażyła właśnie boczek i rozmawiała przez telefon. Wskazała mu imbryk z kawą i szklankę soku pomarańczowego, który nalała dla niego. Chcąc nie chcąc przysłuchiwał się jej rozmowie.

– Wyjeżdżam jutro w południe. Nie przejmuj się, jeśli nie będziesz mnie mogła odebrać z lotniska, wezmę taksówkę. Jesteś pewna, że stan Donalda się nie pogorszył… Ellie, przykro mi to mówić, ale lekarze nie wiedzą wszystkiego. A co mówi Della? Jest przy nim dwadzieścia cztery godziny na dobę. – Słuchała uważnie słów córki. – Zgadzam się z Dellą, Donald miał dosyć szturchania i poganiania. Uściskaj go i ucałuj ode mnie. Po południu wybieramy się z Gusem do Atlantic City. To tylko godzina i dwadzieścia minut jazdy stąd… Tak, Ellie, zagram po jednym razie za każdego z was i przywiozę wasze wygrane w srebrnych dolarówkach… Ellie, nie pisali… nie było dziś nic w gazetach o tym, no wiesz, że kazałyśmy wykopać tamte skrzynie, co…? Racja, zapomniałam o różnicy czasu. Cóż, nawet jeśli, i tak nic nie możemy na to poradzić. Po prostu wolałabym… Boże, kiedy to się wszystko skończy?

– Jutro rano – powiedział Gus bezgłośnie. Kate obdarzyła go promiennym uśmiechem. Usiadł za stołem, czując zawroty głowy. Zapragnął znów ją pocałować. Powiedział jej to i uśmiechnął się widząc, jak unosi do góry brwi. Niemal wybuchnął głośnym śmiechem, kiedy upuściła łopatkę. Pochyliła się, by ją podnieść, czerwona na twarzy. Poczuł, że też się rumieni.

– Cześć, skarbie – powiedziała Kate i odłożyła słuchawkę. Odwróciła się do niego.

– A więc pod jaką postacią chcesz jajka – odwracane, sadzone czy jajecznicę? – spytała rzeczowo.

Żadnego wygłupiania się dziś rano, pomyślał. Na jej nastrój musiała wpłynąć rozmowa z córką. Spostrzeżenie to ucieszyło go.

– Odwracane. Lubię moczyć w nich pieczywo.

– Ja też – powiedziała Kate. – Kiedy jem jajka, zawsze nalewam sobie dwie filiżanki kawy. W jednej moczę tost z żółtkiem, drugą wypijam.

– Ja też, ale bałem się przyznać – oświadczył uradowany Gus. – Moja mama mówi, że tak jedzą tylko ludzie niewychowani.

Kate roześmiała się i nalała cztery filiżanki kawy. Maczali grzanki i chrupali je, uśmiechając się do siebie.

– Czy dzisiaj też zostawimy brudne naczynia? – spytała Kate, chichocząc.

– Oczywiście. Ruszajmy w drogę. Poczekaj – powiedział, wyciągając portfel. – Muszę sobie zostawić na benzynę i opłacenie autostrady. – Położył na stole banknot dziesięciodolarowy. – Zostało mi czterdzieści. Kopnij mnie w kostkę, jeśli przekroczę trzydzieści dziewięć dolców.

– Dobra – zgodziła Kate i zajrzała do portmonetki. – Potrzebne mi będą pieniądze na taksówkę i kilka czasopism, lubię mieć przy sobie trochę drobnych. Zostaje mi pięćdziesiąt trzy dolary. – Położyła na stole banknot dwudziestodolarowy obok dziesiątki Gusa. – Przyszło ci do głowy – powiedziała z szelmowską miną – że dysponując całą tą kwotą, którą masz w nowojorskim banku plus moimi oszczędnościami, moglibyśmy wziąć Atlantic Gty szturmem?

– Możemy nieźle dziś zaszaleć. Mamy razem dziewięćdziesiąt dwa dolary. Załóżmy się – wygramy czy przegramy?

– Wygramy! – wykrzyknęła entuzjastycznie Kate.

– Zgadzam się z tobą. Ile? Kate zachichotała.

– Wrócimy do domu mając dwa razy tyle pieniędzy, co teraz.

– A według mnie wrócimy z trzystoma dwunastoma dolarami i mam nadzieję, że to ty będziesz dziś wygrywała, bo jesteś mi dłużna kolację. Pamiętasz swoją obietnicę sprzed ilu? Siedmiu lat?

– Owszem, obiecałam ci hot – doga i napój gazowany. Nie zapomniałam. – Boże, czy to grzech być szczęśliwym?

– Jeśli wygrasz, możesz mnie zaprosić do Lobster Shanty. Zgoda?

– Zgoda. – uśmiechnęła się Kate.

– Kate, muszę stąd wyjechać o siódmej. Mam kawał drogi do domu. Posmutniałaś – powiedział. Widok jej strapionej miny sprawił mu przyjemność.

– Chyba tak. Już za tobą tęsknię. To był taki cudowny weekend. Nie pamiętam, kiedy się tak dobrze bawiłam.

– Mogę cię odwiedzać w Kalifornii. Nie za często, ale jeśli mnie zaprosisz, przyjadę.

– Będzie mi bardzo miło, Gus, naprawdę. – Uśmiech powrócił na jej twarz. – Uważaj się za zaproszonego. Masz stałe zaproszenie. – Wzięła go pod rękę i razem wyszli z domu, roześmiani od ucha do ucha.

Загрузка...