20

Chyba wiem, co jest przyczyną takiego zachowania Patricka – powiedziała Kate, ocierając oczy. – Wasz ojciec tak długo pozostawał w zamknięciu, że jego procesy myślowe nie przebiegają normalnie. Wrze w nim usprawiedliwiony gniew, a on daje mu upust w jedyny znany sobie sposób. Nie może wyładować swojej złości na ludziach, którzy go zawiedli, więc kto mu zostaje? My. Chwilami ujawnia się dobra część jego charakteru, ta, której nie udało im się zniszczyć. Wszystko mu się plącze… życie w niewoli, w wiecznej obawie, że coś zrobi źle i zostanie ukarany albo będzie torturowany – najczęściej bez żadnego powodu. Przez chwilę musiało mu się wydawać, że… że jesteśmy jego prześladowcami. Że go ukarzemy za to, co zrobił. Ale ta dobra część Patricka kazała mu posprzątać i wszystko naprawić kanapkami z galaretką. Czy jest w tym jakiś sens?

– Nie wymyśliłabym nic lepszego -powiedziała Ellie, płucząc talerze.

– Wszystkim nam brak kwalifikacji do przeprowadzenia psychoterapii – oświadczyła Betsy. – Masz absolutną rację, mamo, twierdząc, że nie możemy go zabrać do specjalisty. Nie może im powiedzieć, gdzie się podziewał przez te wszystkie lata i przez co przeszedł. Te łobuzy naprawdę przede wszystkim zadbały o własne dupy – zauważyła gorzko. – Zawsze marzyłam, że to będzie taka radosna chwila. Cholera, tak bardzo tego chciałam. Pomyśleć tylko, jak my się czujemy i co on musi przeżywać. Mój Boże!

– Della…

– Co Della, mamo? Będzie po nim sprzątała? Gotowała dla niego? Prała? Tu nie o to chodzi. Najważniejsza teraz jesteś ty. Jesteś jedyną szansą dla taty. To zajęcie będzie cię absorbowało przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Tylko ty możesz sprawić, że znów stanie na nogi.

A kiedy stanie na nogi i nauczy się funkcjonować w tym wielkim świecie, w którym żyjemy, wtedy będę mogła… wtedy będę mogła wrócić do Gusa.

– Jak myślicie, jak długo to potrwa? – spytała Kate zła na siebie za desperacki ton swego głosu. Kiedy dziewczęta wzruszyły ramionami, osunęła się na kuchenne krzesło. To wzruszenie ramion oznaczało co najmniej rok, może dłużej. Czy Gus będzie na nią czekał, aż spełni swój obowiązek wobec męża? Jak okropnie to zabrzmiało. Jak strasznie samolubnie.

– Mamo, może wyda ci się to… dziwne, ale zauważyłaś, jak tato się porusza, jak się wysławia? Mówił te wszystkie straszne rzeczy, niektóre powtarzał, jakby chciał im nadać większą wagę. Sprawiał wrażenie, jakby cię nie słyszał. Nie sądzisz, ze… że może mieć też problemy ze słuchem? Kiedy go bili, może również walili go po głowie. Obserwowałam tatę. Słyszał nas przy stole, bo stół jest mały i wszyscy byliśmy blisko. Co o tym myślisz? – spytała Ellie.

– Przekonamy się jutro. Zabiorę waszego ojca na badania, a potem do najlepszego stomatologa, jakiego znajdę. Może internista poleci jakiegoś dobrego okulistę. Sądzę, że kiedy zapoznają się z jego stanem fizycznym, zechcą jak najszybciej się nim zająć. Pytanie tylko, czy mam jechać z waszym ojcem do Los Angeles, czy też iść do miejscowego lekarza? Ludzie w mieście nas znają. Mogą zadawać pytania, na które nie będę mogła odpowiedzieć.

– Uważam, że sama sobie udzieliłaś odpowiedzi – stwierdziła Betsy. – Najlepiej jechać do Los Angeles.

– Dobra, czyli ustalone. Odwiozę was do miasta. Wiem, że chciałybyście tu zostać, by mi pomagać i… i mnie ochraniać. Ale myślę, że lepiej sobie poradzę z waszym ojcem, kiedy zostaniemy sami. Przyjeżdżajcie na weekendy, dzwońcie.

– A co z twoją pracą zawodową? – spytała zawsze praktyczna Betsy.

– Miałam nadzieję, że mi pomożesz i przejmiesz firmę. Jeśli zacznę się zamartwiać o stan moich interesów, nie będę mogła całkowicie poświęcić się ojcu. Poza tym zawsze rysowałaś nie gorzej ode mnie.

– A co z Gusem? – wypaliła Ellie. Natychmiast zasłoniła usta z miną winowajczyni.

– Och, na litość boską, wiem wszystko o Gusie Stewarcie – oświadczyła kwaśno Betsy. – Nic, co robiłyście, nie uszło mojej uwagi. Ale nie mówmy już o tym, co minęło. No więc, mamo, co z Gusem? Może wyjdziemy na taras albo pospacerujemy po ogrodzie – zaproponowała niespodziewanie.

Ellie uniosła wysoko brwi. Kate wymaszerowała na dwór, a za nią wyszły córki. Usiadły na leżakach obok basenu i zaczęły szeptać.

– Żadna z nas nie nadawałaby się na szpiega – powiedziała zachrypniętym głosem Kate.

– Bo jesteśmy tylko zwykłymi ludźmi, który znalazł się w niezwykłym położeniu. Co z Gusem?

– Na razie Gus nie istnieje. Po prostu.

– Kochasz go, prawda? – spytała Betsy. f

– Bardzo. Mieliśmy zamiar w grudniu wziąć ślub.

– A teraz? – spytała Ellie.

– A teraz wszystko się zmieniło.

– Czy ty w ogóle kochasz tatę? – spytała Betsy.

Kate miała ochotę skłamać, by zetrzeć nieszczęśliwą minę z twarzy córki.

– Nie tak, jak myślisz. Wasz ojciec był moją pierwszą miłością. Tego się nigdy nie zapomina. Ale nigdy nie panowały między nami zdrowe stosunki. Idealizowałam go, otaczałam bezgraniczną czcią. Przypominałam robota, zaprogramowanego do wykonywania określonych czynności. Egzystowałam. Zaczynałam żyć dopiero, kiedy wasz ojciec wracał do domu. Robiłam wszystko jak automat, według planu, którego mogła się trzymać tylko taka idiotka jak ja. Dzięki temu mogłam dotrwać do chwili, kiedy w drzwiach pojawiał się Patrick. Wtedy zaczynałam żyć. Rano, kiedy wychodził, znów stawałam się tylko robotem. Myślałam, że byłam normalna. Dlatego nie potrafiłam funkcjonować, kiedy zestrzelono waszego ojca. Zwyczajnie nie wiedziałam jak. Pragnęłam tylko, by mnie aprobował, a czasem pogłaskał po głowie, ale nigdy się tego nie doczekałam.

Podczas naszych sesji u psychoanalityka – pamiętasz, kiedy miałaś jakieś szesnaście lat? – doktor Tennison spytał mnie, czy Patrick mnie kochał, a ja powiedziałam bez chwili wahania, że on nawet mnie nie lubił. Oświadczył wtedy, że można kogoś kochać nie darząc obiektu swych uczuć sympatią i vice versa. Udawałam, że go zrozumiałam, ale w rzeczywistości nie wiedziałam, o czym mówi. Nadal nie wiem, co miał na myśli. Nie rozumiem, jak można kogoś kochać i nie lubić go. A wy? – Córki potrząsnęły głowami. – Czyli, że nie jestem taka głupia – zauważyła ponuro Kate.

– Przez swoją głupotę uczyniłabym z was moje odbicia lustrzane. Gdyby wasz ojciec nie został zestrzelony, gdybym nie spotkała Delii i Donalda, mogłabym wam zrujnować życie. Przeżyłam wstrząs, Betsy, kiedy się zbuntowałaś, ale w głębi serca podziwiałam cię. Zmusiłaś nas obie – mnie i Ellie – do zmiany naszego postępowania. A więc jednak wyniknęło z tego coś dobrego.

Córki otoczyły Kate ramionami. Zapłakały razem nad przeszłością, teraźniejszością i przyszłością.

– Myślicie, że tato kiedykolwiek całkowicie wyzdrowieje? – spytała Ellie jakiś czas później.

– Sądzę, że tak – powiedziała Kate nie wiedząc, czy to prawda.

– Poprowadzę twoją firmę – oświadczyła Betsy. – Ale jeśli coś schrzanię, nie miej do mnie pretensji.

– Będę cię miała na oku, siostrzyczko. To, że jesteś starsza, wcale jeszcze nie znaczy, że jesteś najmądrzejsza – przekomarzała się z nią Ellie.

– Tak, a znasz jeszcze kogoś, kto w wieku dwudziestu sześciu lat zrobił doktorat? – odparowała Betsy.

Docinały sobie wzajemnie. Kate wydawało się to cudowne. To pokolenie tak dziwnie ze sobą rozmawia. Przez kilka minut czuła się niemal szczęśliwa.

– Dziewczęta, może posiedzicie sobie w jacuzzi. Muszę zadzwonić w kilka miejsc i spróbować na jutro zamówić wizytę u lekarza dla waszego ojca. Przynieście tu telefon i coś do picia. Będę musiała tyle kłamać, że na pewno zaschnie mi w gardle.

Słuchały, siedząc w bulgoczącej wodzie, jak Kate dzwoni kolejno do ważnych osób, póki nie uzyskała potrzebnych jej obietnic.

;- Mam u siebie dalekiego krewnego z Polski, który wymaga natychmiastowej pomocy lekarskiej. Czy możemy umówić się na wszystkie badania na jeden dzień…? Oczywiście, że wykonam rysunek domu twojego szwagra. Sprawi mi to prawdziwą przyjemność. Skończę go przed Świętem Dziękczynienia… Wcześniej? Dobrze. Rzucę wszystko i zajmę się tylko tym. Zadzwoń do biura i daj im adres… Oprawiony? Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Dziękuję, Stephenie.

– Mamo, co byś powiedziała na to, gdybyśmy go oszukały i gdybym to ja wykonała ten rysunek? – krzyknęła Betsy, chichocząc. – Powiem ci teraz komplement. Widziałam prawie wszystkie twoje rysunki. Nawet kupiłam jeden, wisiał w banku. I co ty na to?

Kate roześmiała się.

– Powiedz mi, ile za niego zapłaciłaś.

Betsy wymieniła cenę. Kate znów się roześmiała i powiedziała:

– Miałam na nim chyba sto pięćdziesiąt procent zysku.

– Dwa lata temu chorowałam na grypę i nudziłam się, więc dla zabicia czasu spróbowałam skopiować rysunek. Oprawiłam go i gdyby nie mój podpis, nie byłabyś w stanie ich odróżnić.

– Powiedziała to bez śladu skromności – zauważyła Kate i uśmiechnęła się.

– Taka już jestem. Chcę ci zasugerować, że mogę wykonać te rysunki, a jeśli dojdziesz do wniosku, że są równie, dobre jak twoje, opatrzysz je swoim podpisem ze względu na tego faceta. Będę miała poczucie, że mam swój udział w tym, by pomóc ojcu powrócić do zdrowia.

– Niezbyt to uczciwe – stwierdziła Kate. Nastrój i ton głosu Betsy zmienił się w jednej chwili.

– Nie chcę teraz słyszeć o uczciwości. Spójrz tylko na nasze obecne położenie. Zapomnijmy na razie o istnieniu tego słowa.

Ellie, jakby bała się, że zostanie pominięta, spytała:

– A co ze mną? Mam za tobą nosić kredki, czy co?

– Będziesz nosiła kredki i dodawała cyfry w księgach. Może uda nam się nakłonić tego faceta, by nam zapłacił.

– Nie ma mowy – oświadczyła Kate. – A gdybyś podpisała je tylko nazwiskiem? Mogę w przyszłości też podpisywać w ten sposób swoje prace. Tak będzie bardziej uczciwie.

– Jestem gotowa do snu – powiedziała Ellie, wyłażąc z jacuzzi. – To urządzenie szturcha człowieka w siedzenie, ale potem śpi się jak niemowlę.

W drodze do sypialni Kate spytała zaniepokojona:

– Będziemy spały razem?

– Tak – odparły jednocześnie obie córki, idące za nią.

– Dobrze. Chyba lepiej, jeśli zostawimy wszystkie światła zapalone na wypadek, gdyby wasz ojciec się obudził. Powinnyśmy też do niego zajrzeć.

Kate przystanęła gwałtownie, zaglądając do pokoju męża.

– O Boże, śpi na podłodze. Okrył się chyba sześcioma kocami.

– Może bał się, że spadnie z łóżka. Jest dość wysokie – zauważyła Ellie.

– Albo przyzwyczaił się do spania na podłodze – powiedziała Betsy. – Może nie miał łóżka. Ten dywan jest wystarczająco gruby, by mógł służyć za materac.

– Sprawia wrażenie takiego… samotnego -mruknęła Kate. Weszła do pokoju i uklęknęła obok Patricka. Miała mu odgarnąć włosy z czoła, kiedy się obudził. Oczy przepełniał mu zwierzęcy strach. Skulił się i wymamrotał coś po rosyjsku, czego Kate nie mogła zrozumieć.

– To ja, Kate. Wszystko w porządku – uspokajała go, klepiąc męża po ramieniu. – Nic ci się nie stanie, póki tu jestem.

– Kate? Kate?

– Tak, Patricku. Spróbuj znów zasnąć. Zostanę tu z tobą przez jakiś czas. – Delikatnie pogłaskała go po włosach. Ponieważ nie mogła sobie przypomnieć żadnej kołysanki, zaczęła nucić: – Miała Marysia owieczkę o runie…

– Białym jak śnieg. Gdziekolwiek…

– Marysia poszła, owieczka biegła też.

– Zaśpiewaj jeszcze raz, Kate.

Kate dała córkom znak, by wyszły. Kiedy skończyła piosenkę o Marysi i jej owieczce, zaczęła śpiewać o Jacku i Jill. Ujrzała uśmiech na twarzy męża, zapadającego ponownie w sen. Serce podeszło Kate do gardła, a łzy kapały na ramiona Patricka, osłonięte koszulą. Poczuła głuchy, gwałtowny gniew. Nawet nie dali mu ubrania. Jedynie zmianę bielizny. Spał w ubraniu, żeby mu było ciepło. Gotowa była zabić ich za to, co z nim zrobili.

– Obiecuję ci, Patricku, że twój dzień jeszcze nadejdzie – szepnęła.


* * *

Rano Kate wręczyła Patrickowi obszerny sweter.

– Na dworze jest chłodno – wyjaśniła. – Pojedziemy do Los Angeles. Zamówiłam wizytę u lekarza. Zajmie nam to cały dzień, Patricku. Wytrzymasz?

– Tak, Kate – powiedział cicho Patrick.

– Jutro sprawimy ci nową garderobę. Albo poprosimy o to dziewczęta. Zrobią zakupy i kiedy wrócimy, nowe ubrania będą już na ciebie czekały. Tak, to dobry pomysł. Zgadzasz się?

– Uważasz, że to dobry pomysł?

– Tak, ale co ty o tym myślisz?

– Chciałbym mieć swoje własne ubrania. Chcę wyrzucić wszystkie te ciuchy, które mam na sobie. Oprócz swetra. Sweter dostałem od ciebie. Tak, to dobry pomysł. Udało mi się, Kate? Podjąłem decyzję? Nie wolno mi… nie było mi wolno rozmawiać ani zadawać pytań. O niczym nie decydowałem.

– Cóż, właśnie zadecydowałeś. W ciągu dnia zdarzy się to jeszcze nie raz – powiedziała łagodnie Kate.

– A jeśli podejmę błędną decyzję? – spytał Patrick. – Co się wtedy stanie?

– Nic a nic. – Znów ogarnęła ją paląca złość na tych bezimiennych, nieznanych ludzi, którzy uczynili z jej męża całkiem innego człowieka. Próbowała nadać swemu głosowi pogodne brzmienie. – Czasem nawet dobrze coś schrzanić, bo wtedy ma się okazję wszystko naprawić.

– Czyli, że będę miał dwie szanse.

– Jasne. A jak zajdzie potrzeba i więcej -powiedziała Kate łamiącym się głosem. Ciekawa była, gdzie podziała się jego złość, wściekłość, wrogość? Czy coś nim powodowało, że był taki uległy? Strach potrafi wyczyniać z ludźmi dziwne rzeczy. Walczyła ze swą bezsilną złością. Twój dzień jeszcze nadejdzie, Patricku. – Kto przygotuje śniadanie? – spytała pogodnie.

– Ja – zaoferowała się Betsy.

– Wezmę prysznic. Patricku, wziąłeś prysznic?

– Było… było za zimno.

– Należy codziennie brać prysznic. Musisz też się golić i myć zęby. Pokażę ci, jak uruchamiać termowentylator w łazience, żeby nie było ci zimno. Nagrzewa pomieszczenie w ciągu pięciu minut.

Patrick ruszył z Kate korytarzem do łazienki. Obserwował ją uważnie i kiwał głową, by pokazać, że rozumie, jak się włącza i wyłącza termowentylator.

– Nie zamykaj drzwi, Kate.

– Dobrze.

– Czy kupimy dziś psa?

Wielki Boże, zupełnie zapomniała. No cóż, dziewczęta będą musiały pomóc i przy tym.

– Tak, Patricku. Czy chodzi ci o jakąś konkretną rasę?

– Psa dla mężczyzny – powiedział z ożywieniem.

– Zgoda. Wiesz, że będziesz go musiał wytresować. Obiecujesz, że weźmiesz za niego całkowitą odpowiedzialność?

– Tak, obiecuję. Traktowali mnie jak psa. Nigdy nie będę postępował z psem tak, jak oni postępowali ze mną. Chcę tego dowieść. Muszę tego dowieść. Nie, jeszcze go nie kupujmy.

Kate coś ścisnęło za gardło. Udało jej się jakoś wydusić:

– Kupimy ci najlepszego psa w całej Kalifornii. Ale jeszcze nie teraz. Zostaniecie prawdziwymi kumplami.

Patrick uśmiechnął się do niej. Wy pieprzone skurwiele, zapłacicie mi za to. Pobiegła do swojej łazienki, wzięła prysznic i umyła włosy, wszystko w ciągu niespełna pięciu minut. Wyszła, ubrana, i pojawiła się w kuchni po zaledwie dwunastu minutach.

– Ładnie wyglądasz, mamo. Założę się, że tacie spodobają się te spodnie i sweter. To twój kolor.

– Dziękuję. Co jest na śniadanie?

– Naleśniki. Są bardzo miękkie. Rozpuściłam masło i ogrzałam syrop. Betsy wycisnęła sok z pomarańczy. Zaparzyłyśmy też kawę.

– Dziewczęta, mam dla was jeszcze jedno zadanie. Jeśli będziecie miały czas, upieczcie tort czekoladowy, grubo lukrowany. Kupcie też lody.

– Co mu mamy kupić z ubrania? Musimy wiedzieć, jaki rozmiar pasuje na tatę – powiedziała Betsy, sięgając po notes. – I co mamy zrobić, jeśli pojawi się Della podczas twojej nieobecności?

– Uściskajcie ją. Kupujcie wszystko duże. Sportowe rzeczy. Na razie nie potrzebny mu garnitur. Pantofle, może mokasyny, numer jedenaście. Grube skarpetki. Pamiętajcie, żeby wszystko było ciepłe. Nosi prawdopodobnie bieliznę numer trzydzieści dwa. Kupcie flanelową piżamę, ciepły szlafrok. Kilka swetrów. Ciepłe spodnie, kurtkę z podpinką. Wełniany kapelusz i rękawiczki. Przejdźcie się po sklepach z odzieżą męską i kierujcie się własnym rozsądkiem. Później wybiorę dla niego kurtkę lotniczą. Może mu się spodoba.

– Gdyby zostało nam trochę czasu, czy mamy pomalować dom? – zażartowała Ellie.

– Nie zapomnijcie upiec tortu – przypomniała im Kate, przypalając papierosa od niedopałka, trzymanego w ustach.

– Cześć, tato. Siadaj. Zrobiłam naleśniki – pochwaliła się Betsy. Nałożyła mu sześć.

– Wyglądają bardzo ładnie – powiedział Patrick. Betsy zachichotała.

– I wybornie smakują.

Patrick zjadł wszystko ze swojego talerza, potem dopił sok i kawę.

– Nigdy niczego nie zostawiam. Jak się coś zostawiło, za karę nie dostawało się następnego posiłku – wyjaśnił.

– Nie musisz się już tym martwić – pocieszyła go Kate. – Jeżeli jest ci wystarczająco ciepło, ruszajmy w drogę. Zadzwonię do was wieczorem, dziewczynki. Karta kredytowa i pieniądze są w biurku.

– Nie korzystasz już z książki kucharskiej? – spytał Patrick.

– Czasami. Ale najczęściej zapominam i wkładam pieniądze do szuflady biurka. Patricku, powiedziałeś, że chcesz mieć trochę pieniędzy. Przyniosę ci. Ile chcesz? – spytała i ujrzała popłoch na twarzy męża. – Co powiesz na pięćdziesiąt dolarów? – dodała łagodnie.

Patrick odprężył się.

– Pięćdziesiąt dolarów będzie… w sam raz.

Kate usłyszała w głosie męża taką ulgę, że zachciało jej się płakać.

– Kupcie też portfel – powiedziała do córek, po czym zwróciła się do Patricka: – Na razie możesz trzymać pieniądze w kieszeni spodni. Do zobaczenia, dziewczęta.

– Wpadniemy podczas weekendu, żeby się z tobą zobaczyć, tato – obiecała Ellie.

– Dobra. Chcecie, żebym was pocałował na pożegnanie?

– Oczywiście – ucieszyła się Betsy, oczy jej zwilgotniały. Ellie uścisnęła ojca i powiedziała:

– Szkoda, że nie pamiętam, jaki byłeś kiedyś.

– A ja ciebie pamiętam. Ciągnęłaś mnie za uszy, kiedy cię brałem na barana. Betsy ciągnęła mnie za włosy. Pamiętam wszystko. Kiedyś powiedzieli mi, że zginęłyście w wypadku drogowym. Wiedziałem, że to nieprawda, bo wasza matka była dobrym kierowcą. Udałem, że im wierzę, ale naprawdę nie uwierzyłem – oświadczył z dumą Patrick. – Niewiele mi zostało włosów – stwierdził niespodziewanie.

– Wystarczy -powiedziała Kate. Był taki potulny, taki dobroduszny. Zastanawiała się, kiedy Patrick znów wybuchnie. A może ten wczorajszy atak furii okaże się pierwszym i ostatnim?

– Wierzę ci, Kate, bo nigdy mnie nie okłamałaś.

– Owszem, Patricku, nigdy cię nie okłamałam. Teraz też nie będę cię okłamywała.

Wyjechali na szosę, ogrzewanie w mercedesie nastawiła na pełny regulator. W pewnej chwili Kate spytała:

– Patricku, czy ty mnie kiedykolwiek kochałeś?

– Nie jestem pewny. Byłaś dobrą matką, dbałaś o dom. Byliśmy szczęśliwi, prawda?

– Myślałam, że tak. Kochałam cię całą duszą i sercem – powiedziała cicho.

– Nie wiedziałem, że aż tak – odparł zdumiony Patrick.

– Ale to prawda. Nie jestem pewna, czy ty mnie chociaż lubiłeś. Dlaczego zgłosiłeś się na ochotnika na tę wojnę?

– Chciałem zdobyć punkty. To był jedyny sposób uzyskania awansu. Ale popełniłem błąd. Niewiele błędów popełniłem w życiu, prawda?

– Niewiele.

– Chciałem, żeby wszystko było, jak dawniej. Przepraszam za wczoraj.

– Ja też przepraszam. Czy naprawdę uważałeś, że jestem głupia, że potrzebowałam ciebie, byś za mnie myślał, a w mojej głowie nigdy nie zaświtała żadna myśl?

– Tak, ale dlatego, że naprawdę tak było. Kate skuliła się.

– Masz kłopoty ze słuchem, co?

– Owszem. Chyba za często obrywałem po głowie. Ale jedno ucho jest zupełnie dobre.

– Dlaczego nic nie powiedziałeś? – spytała smutno Kate.

– Bo szwankuje we mnie tyle innych rzeczy. I tak nie mogłabyś mi zajrzeć do uszu.

Boże, pomóż mi wytrwać. Pomóż mi go zrozumieć, być dla niego dobrą.

– Zajmiemy się dzisiaj i tym.

– Kate, jak myślisz, kiedy znów stanę się normalnym człowiekiem? – spytał Patrick.

– Nie wiem. Będziemy ci pomagały z całych sił, ale ciebie też czeka ciężka praca. Zrobię wszystko, co w mojej mocy.

Kate niemal wybuchnęła śmiechem, kiedy Patrick się odezwał:

– Ponieważ kochałaś mnie całą duszą i sercem? Bo już mnie nie kochasz, prawda? – dodał obojętnie.

Kate zastanowiła się, nim odpowiedziała.

– Jakaś cząstka mnie zawsze cię będzie kochała, Patricku. Ale nie jestem już w tobie zakochana. – Boże, błagam, modliła się, niech mnie nie spyta, czy kocham innego. Nie pozwól mu zadać tego pytania. – A ty mnie kochasz? – rzuciła, mając nadzieję, że w ten sposób odwlecze to, czego tak się bała usłyszeć.

– Myślę, że byłem zakochany w idei małżeństwa. Potrzebna mi była żona. Kiedy się jest w wojsku, trzeba mieć żonę, inaczej nie zrobi się kariery. Lubiłem cię. Na ogół. – Powiedział to takim rzeczowym tonem, że Kate uśmiechnęła się lekko. Może, pomyślała, nie zabrzmiało to tak strasznie z uwagi na jego rosyjski akcent. Kiedy się wszystko uładzi, i będzie miała spokojną głowę, zastanowi się nad tym, co właśnie powiedział jej mąż. Nagle odkryła, że pod wpływem słów Patricka zaczyna znikać gnębiące ją dotąd poczucie winy.

– Czeka nas ciężki dzień, Patricku. Powiedz mi coś. Nie rozumiem, dlaczego nie poddano cię leczeniu. Nie rozumiem, jak mogli cię… wypuścić w takim stanie. Potraktowali cię jak zwierzę – wybuchnęła.

To był mój wybór. Zabrali mnie gdzieś, przeprowadzili pobieżne badania. Oczy i uszy mieli mi skontrolować później. Poddano mnie również intensywnym przesłuchiwani om. Kiedy się przyznałem, że puściłem farbę, przestali się mną interesować. Miałem dziewiętnaście lat i sześć miesięcy, by nad tym wszystkim rozmyślać, w głębi duszy wiedziałem, że żaden człowiek nie oprze się takim torturom i środkom farmakologicznym, jakie mi aplikowano. Pragnąłem jak najszybciej znaleźć się w domu. Powiedzieli, że zwrócą nam koszty leczenia. Kłamali, Kate.

– Wiem o tym.

– Kiedy poczuję się lepiej i zacznę normalnie wyglądać, wybierzemy się na obiad do jakiegoś lokalu?

– Chciałbyś?

– Postawiłem sobie taki cel. Na razie. Będę się musiał od nowa nauczyć chodzić, jak inni ludzie. Teraz powłóczę nogami, ale najczęściej moje ruchy są gwałtowne, nieskoordynowane. To dlatego, że często mnie wiązano.

– Popracujemy nad tym. Będziemy spacerowali, jeździli na rowerach. Pamiętasz, jak kiedyś jeździłeś na rowerze obok mojego domu? Kiedy znalazłeś się na naszym podjeździe, zawsze udawałeś, że złapałeś gumę.

– A więc przejrzałaś mnie, tak?

– Naturalnie.

– Kate, naprawdę jesteś bogata?

– Dobrze mi się powodzi. Nie musimy się martwić, że będziemy głodować. Zatrudniam specjalistę od inwestycji. Nad wszystkim czuwa Ellie. Powinieneś być bardzo dumny z dziewcząt. Betsy… Betsy przewiduje wszystkie posunięcia władz. Nawet nie próbuję zrozumieć, jak ona… Odziedziczyła to po tobie, Patricku. Powinieneś z nią porozmawiać, kiedy będziesz się już czuł na siłach. Ellie mówi, że Betsy jest ekspertką w sprawach polityki międzynarodowej. To chyba znaczy, że wie, jak to wszystko funkcjonuje.

– Spławili mnie, Kate, a ja nic nie mogę zrobić.

– Nie będziemy się tym na razie zajmowali, Patricku. Na razie zignorujemy ich i postaramy postawić cię na nogi. Kiedy staniesz się znów silny, zastanowimy się, jak logicznie i rozsądnie wszystko rozegrać. Nie wierzę, że nic się nie da zrobić. Nie chcę w to wierzyć.

– Staliśmy się niewolnikami systemu. – Kate dosłyszała w jego głosie strach i zareagowała gwałtownie.

– Nie chcę widzieć, jak się wycofujesz, zanim jeszcze zaczęliśmy. Jeśli uwierzymy, że jesteśmy w stanie przeciwstawić się systemowi, to już będzie połowa sukcesu. Nie zawsze liczy się zwycięstwo. Liczy się to, żeby wytłumaczyli się ze swego postępowania, kiedy nadejdzie stosowny moment. Wszystko zależy od ciebie, Patricku.

Reszta drogi upłynęła im w milczeniu, przy szumie klimatyzacji i cichej muzyce z radia.

W szpitalu powiedziano Kate, by przyszła o czwartej po południu. Do tego czasu Patricka przyjmie internista, dentysta i okulista. Badanie słuchu zostawiono na sam koniec. Lekarz zapewnił Kate, że kiedy zgłosi się po swego kuzyna Harry’ego, będzie już miał okulary i aparat słuchowy. Zajmą się również jego zębami.

Mając dużo wolnego czasu, Kate poszła na lunch i długi spacer. W środku dnia wstąpiła na kawę, by móc skorzystać z toalety. Na widok automatu telefonicznego na ścianie serce zabiło jej mocniej. Jeśli będzie miała szczęście, złapie jeszcze Gusa w biurze. Zazwyczaj jadł lunch w redakcji, chyba że pracował w terenie nad jakimś artykułem. Sprawdziła, ile ma drobnych. Starczy, by uzyskać połączenie, ale jeśli Gus zechce porozmawiać, będzie musiał oddzwonić.

Gdy usłyszała jego głos, zaczęła płakać. Ciągle jeszcze płakała, kiedy powiedział jej, by odłożyła słuchawkę, a on za chwilę do niej oddzwoni. Rozmawiali przez pół godziny – o pogodzie, o Betsy i Ellie, o tym że jest pewna, iż kiedy wróci do domu, zastanie w nim Delię.

– Brakuje mi ciebie – powiedziała. – Śniłeś mi się ostatniej nocy.

– Kate, martwię się o ciebie. Poradzisz sobie z tym wszystkim?

– Raz wydaje mi się, że tak, za chwilę myślę, że to beznadziejne. Muszę spróbować. Mówiłeś, że mnie rozumiesz.

– Rozumiem, ale nie przeszkadza mi to martwić się o ciebie. Czy mogę ci jakoś pomóc?

– Jak ci poszło z tym facetem na lotnisku?

– Nie za dobrze. Próbował mnie zastraszyć. Myślał, że można zastraszyć „New York Timesa”. Powiedziałem mu, żeby się odpieprzył. Podpisałem ten cholerny dokument, a niżej umieściłem uwagę „Pod przymusem”. Próbował mi wmówić, że nie wyjdę stamtąd, póki nie podpiszę drugiego oświadczenia. Przez pięć cholernych godzin gapiliśmy się na siebie. Wyszedł, by gdzieś zadzwonić, i w końcu mnie puścił.

– Żałuję, że nie pomyślałam, by zrobić to samo.

– Z nimi można walczyć tylko z pozycji siły. Nie mogłaś im się sprzeciwić. Stawką był powrót twojego męża. Te łobuzy wykorzystały to. Póki u ciebie pozostanie wszystko w porządku, jakoś wytrzymam. Kiedy znowu do mnie zadzwonisz?

– Postaram się za kilka dni. Spróbuję opracować plan dnia. Patrick powinien prowadzić regularny tryb życia. Myślałam o zapisaniu go na zajęcia gimnastyczne. Zawoziłabym go do miasta i czekała na niego. Teraz nie mogę ci powiedzieć nic bardziej konkretnego. Wiesz, że muszę to zrobić, Gus.

– Wiem. Ten biedak zasłużył sobie na wszystko, co najlepsze. Jeśli będę a mógł jakoś pomóc, daj mi znać. Kocham cię, Kate, więcej niż życie.

Kate zacisnęła powieki. Chciała mu powiedzieć, że kocha go równie mocno, może nawet mocniej, ale słowa nie chciały jej przejść przez gardło. Nie miała prawa tego mówić. Nie teraz. Może już nigdy.

– Dbaj o siebie, Kate. Myśl o tobie nie opuszcza mnie ani na chwilę.

– Nie jadaj za często w barach szybkiej obsługi – wyszeptała Kate zdławionym głosem, nim odwiesiła słuchawkę.

Kiedy usiadła za stolikiem, by dokończyć kawę, rozejrzała się wokoło. Kilku gości, którzy siedzieli, gdy tu weszła, opuściło lokal. Gapił się na nią zza gazety facet, który na odległość wyglądał podejrzanie. Kate popatrzyła na niego wyzywająco. Była bardzo rozczarowana, kiedy mężczyzna zagadnął ją, gdy podeszła do kasy, by zapłacić rachunek.

– Pani Starr?

– Tak.

– Wydawało mi się, że panią poznaję. Nazywam się Timmins, jestem pastorem. Kilka miesięcy temu wykonała pani rysunek naszego probostwa. Zamierzałem napisać do pani list, by poinformować panią, ile pochlebnych uwag otrzymałem od swoich parafian. – Sięgnął ręką do krawata. – Przepraszam, ale dziś mam dzień bez koloratki.

– Każdemu z nas potrzebne są takie dni – powiedziała Kate, uśmiechając się szeroko. Gdy wychodziła na popołudniowe słońce, czuła się jak skończona idiotka.

W szpitalu Kate usiadła w poczekalni, czekając na lekarza. Pojawił się za dziesięć piąta.

– A więc, pani Starr, miło mi zakomunikować, że stan pani kuzyna nie jest taki zły, jak się początkowo obawialiśmy. EKG jest prawidłowe. Ma trochę przekrwione płuca, ale minie mu to po zastosowanym leczeniu. Nerki funkcjonują prawidłowo, układ trawienny również biorąc pod uwagę dziwną dietę, którą stosował. Nasz stomatolog uzupełnił dziewięć ubytków i usunął sześć zębów z przodu. Za trzy dni będzie gotowa proteza. Oczywiście na razie wolno mu jeść tylko miękkie pokarmy. Nie możemy jeszcze usunąć katarakty. Ale po zabiegu laserem odzyska wzrok w lewym oku. Otrzymał już okulary i zupełnie dobrze widzi na prawe oko. Stwierdziliśmy u niego znaczne uszkodzenie słuchu, ale otrzymał najnowocześniejszy aparat słuchowy. Jest nim zachwycony. Umieszcza się go za uchem i jest prawie niewidoczny. Jama ustna pozostanie drętwa jeszcze przez jakieś sześć godzin. Pani kuzyna bardzo zmęczyły badania i zabiegi, drzemie teraz w jednej z sal dla rekonwalescentów. Aha, wstępne wyniki analizy krwi i moczu są dobre. Będziemy mogli coś więcej powiedzieć, kiedy zgłoszą się państwo po protezę. Może pani teraz zabrać swego kuzyna do domu, pani Starr. Tylko przedtem… -machnął jej przed nosem rachunkiem -… proszę wstąpić do biura i oddać im to.

– Dziękuję, panie doktorze – powiedziała Kate i spojrzała na rachunek. Dwa tysiące osiemset dolarów.

Niewygórowana cena za zdrowie Patricka. Wypełniła czek i podpisała się zamaszyście.

Wyszła do poczekalni i stała spokojnie patrząc, jak Patrick drepcze w jej stronę.

– Strasznie się czuję – wymamrotał ustami pełnymi opatrunków.

– I strasznie wyglądasz – rzuciła beztrosko. – Będziesz mógł spać przez całą drogę do domu.

– Słyszę każde twoje słowo – wymamrotał Patrick, na jego twarzy malowało się zdumienie. – Każde słowo. I wyraźnie cię widzę. Jesteś bardzo ładna, Kate, ale trochę za gruba w pasie.

Kate nie wiedziała śmiać się czy płakać, kiedy Patrick trącił ją żartobliwie w ramię.

– Gdybym chciała być złośliwa – odezwała się, próbując ukryć uśmiech – powiedziałabym, że wyglądasz teraz jak kupa nieszczęścia. Miarkuj się więc. – Wsunęła mu rękę pod ramię. Wydał jakiś odgłos. Śmieje się, pomyślała Kate. Naprawdę się śmieje. Wyszczerzyła się od ucha do ucha.

Patrick usnął, kiedy tylko samochód ruszył, i wciąż spał, gdy Kate skręciła na podjazd. Dom był oświetlony jak choinka. W mgnieniu oka wyskoczyła z samochodu widząc w drzwiach pulchną postać Delii. Śmiały się i płakały, obejmowały się i całowały, a potem zaczęły paplać jedna przez drugą. Patrick nadal pochrapywał w samochodzie, podczas gdy one spacerowały po ogrodzie.

– Delio, jesteś mi naprawdę potrzebna, możesz zostać? Zostaniesz?

– Oczywiście. Teraz mnie potrzebujesz. Przedtem to było co innego. Dziewczęta zostawiły taki bałagan, że sprzątanie zajęło mi kilka godzin. Tort zupełnie im się nie udał, wierzch zsunął się na stół. Nawet ptaki nie będą go chciały jeść. Upiekłam drugi. Ugotowałam zupę z kurczaka, i spaghetti, i budyń, i masę innych rzeczy. Wszystko czeka. Powiesiłam ubrania kapitana Starra. Twoje córki mają dobry gust, Kate. Betsy mnie uściskała. Powiedziała, że mnie kocha. Płakałyśmy i płakałyśmy. Wszystko będzie dobrze. Powiedziały mi, że kapitan Starr może mnie nie polubić, bo jestem Meksykanką. Co mogę na to poradzić?

– Chodzi nie tyle o to, że jesteś Meksykanką, ile o to, że nie jesteś Amerykanką. Wszystko załatwiłam. Z początku może zachowywać się trochę wyniośle, ale znam Patricka – pokocha cię tak, jak my cię kochamy. I przestań mówić o nim „kapitan Starr”. Tak między nami, powinnyśmy się do niego zwracać Harry. „Hej, ty” podoba mi się bardziej niż „Harry”.

Były na środku dziedzińca, pod jednym z licznych drzew, kiedy Della spytała:

– A co z Gusem?

– Rozmawiałam z nim dzisiaj – wyznała cicho Kate. – Myślałam, że serce mi pęknie. Powiedział mi, jak bardzo mnie kocha. Chciałam mu się zrewanżować, ale nie potrafiłam. Nie mam prawa mu tego mówić. Nie wiem, co z nami będzie. W drodze do miasta Patrick zwierzył mi się, że kiedy się pobieraliśmy, był bardziej zakochany w idei małżeństwa niż we mnie. Przyznał, że na ogół mnie lubił. Lubił mnie! Delio, jak mogłam się nie zorientować? Czy byłam aż tak głupia? Dałabym się za niego zabić, gdyby mnie o to poprosił. To, co uważałam za rzeczywistość, wyglądało zupełnie inaczej. Musiałam być największą idiotką na świecie. Kobieta powinna wiedzieć, że mąż jej nie kocha. Ale nie ja – tak pochłaniało mnie robienie kurczaczków i kaczuszek, kokardek i falbanek, że nigdy mi to nie przeszło przez myśl. Skąd mam wiedzieć, czy Gus naprawdę mnie kocha? Patrick też mi mówił, że mnie kocha.

Della, zawsze praktyczna, zaproponowała:

– Spytaj go, czy jest w tobie zakochany.

– Nie mogę tego zrobić – zająknęła się Kate.

– W takim razie ja go zapytam – oświadczyła Della.

„- Nie zrobisz tego. – Kate otoczyła staruszkę ramieniem. – Musimy zaprowadzić Patricka do domu i położyć do łóżka. Miał ciężki dzień.

– Widzę, Kate, że tobie też nie było lekko. No cóż, teraz masz mnie. Chciał się z tobą kochać?

– Delio! – krzyknęła Kate. – Wydaje mi się, że seks jest teraz ostatnią rzeczą, o której pomyślałby Patrick.

– Jest mężczyzną – zauważyła Della. – Co zrobisz, kiedy zacznie o tym myśleć?

– Nie chcę o tym rozmawiać, Delio.

– Wcześniej czy później będziesz musiała o tym pomyśleć. Kapitan Starr jest mężczyzną. Stan, w jakim jest teraz, minie.

– Wobec tego pomyślę o tym później. Z całą pewnością nie teraz – oświadczyła wyraźnie rozdrażniona.

Della wzruszyła ramionami.

– Życie nie jest łatwe – stwierdziła filozoficznie.

Serce podeszło Kate do gardła, kiedy wróciły na podjazd, do skąpanego w świetle czerwonego mercedesa. Patrick kulił się na przednim siedzeniu, obejmując się rękami za głowę. Wydawał odgłosy, przypominające te, jakie wydaje schwytane zwierzę.

– To przez światła. Wydaje mu się, że jest przesłuchiwany. Nie lubi ciemności. Widocznie przed wyjściem dziewczęta włączyły lampy – szepnęła Kate.

– Patricku, to ja, Kate – powiedziała łagodnie, zbliżając się do samochodu od strony drzwiczek dla kierowcy. – Pojechaliśmy dzisiaj do szpitala. W drodze do domu usnąłeś. Chcę, żebyś teraz wstał i wysiadł z samochodu. Nikt ci nie zrobi krzywdy. To dobre światło, rozprasza mrok. – Podbiegła do drzwiczek dla pasażerów i otworzyła je.

– Myślałem, że to zły sen – powiedział Patrick.

– Już wszystko dobrze – uspokajała go Kate. – Przyjechała Della, Patricku. Chcę, żebyś się z nią przywitał. Będzie nam pomagała. Zrobi ci zaraz okład na dziąsła. Chodź ze mną.

– Te lampy przedtem nie świeciły tak jasno, prawda?

– Świeciły tak samo, tylko teraz lepiej widzisz dzięki okularom. Delio, to mój mąż Patrick, znany również jako Harry.

– Bardzo mi miło pana poznać, kapitanie Starr. Przez całe lata słuchałam opowieści o panu od pana żony i córek. Wydaje mi się, jakbym pana znała.

Patrick zesztywniał. Kate ścisnęła go za ramię.

– Witaj, Delio – powiedział, niemal natychmiast się odprężając. Weszli do domu, Della z miejsca zaczęła się krzątać, by przygotować okłady z esencji na dziąsła Patricka.

Kiedy Patrick leżał już w łóżku z okładami na dziąsłach, Della stwierdziła:

– Przed tobą długa droga, Kate. Pytanie tylko, co się stanie, kiedy dotrzesz do końca?

– Jak powiedziała Scarlett, pomyślę o tym jutro – odparła Kate zmęczonym głosem. – Delio, będziesz spała ze mną w moim pokoju?

– Zostawiłam tam swoje rzeczy. Uważam, że powinnaś się położyć, wyglądasz na wyczerpaną.

– Delio, twoja obecność jest dla mnie kojąca. Wystarczy, że patrzę na ciebie, a od razu mi lżej. Jak zwykle nie potrafię wyrazić ci swojej wdzięczności.

– I jak zwykle niepotrzebne mi żadne podziękowania. Na pewno nie chcesz nic zjeść?

– Na pewno. Poza tym Patrick powiedział mi dzisiaj, że jestem za gruba. Sądzę, że mogłabym zrzucić kilka kilogramów.

Nazajutrz Kate zaczęła wprowadzać w życie nowy rozkład dnia Patricka. Aby wyglądać bardziej oficjalnie, Kate trzymała linijkę. Niezupełnie wiedziała, dlaczego, ale Patrick o nic nie pytał. Ubrany był w szarą bluzę Nike, tenisówki L.A. Gear i czapkę Metsów. W ustach wciąż trzymał okład z esencji. Na nosie miał przyciemnione okulary, aparat słuchowy nastawiony na pełny regulator. Spoglądał wyczekująco na Kate.

Kate machnęła linijką i odchrząknęła.

– Zjadłeś smaczne śniadanie – gorącą zupę mleczną, rozgniecione banany, budyń, napiłeś się soku. Teraz zrobimy… zrobimy kilka prostych ćwiczeń, bo nie poradziłabym sobie z trudniejszymi. Potem pójdziemy na spacer. Na długi spacer. Kiedy się zmęczymy, odpoczniemy, wrócimy do domu, zjemy lunch. Della ugotuje spaghetti, zupę i dużo miękkich potraw, trzeba ci też będzie zmienić okład. Zdrzemniesz się godzinkę, a potem zaczniemy od nowa. Jeśli zechcesz, pojedziemy do miasta, zorientujemy się, czy można cię zapisać na jakieś zajęcia sportowe. Wstąpimy do perfumerii i kupimy dla ciebie jakąś farbę do włosów. Potem napijemy się herbaty, zjemy jakieś słodkie wypieki Delii. Popływamy, pomoczymy się w jacuzzi, zadzwonię do masażysty, by codziennie robił ci masaż całego ciała. Może i mnie.

– Przyda ci się – mruknął Patrick.

– Słyszałam to – zauważyła Kate. Znów wydał ten zabawny odgłos, przypominający śmiech. Della wyjrzała rozbawiona przez okno kuchenne.

Trzeciego dnia, kiedy jechali do miasta po protezę, Patrick nie zdrzemnął się ani na moment. Kate chichotała przez większą część drogi do domu obserwując Patricka, podziwiającego w lusterku wstecznym swoje nowe zęby. Kiedy zatrzymała się na światłach, ukazał w uśmiechu dziąsła, a potem wydał ten zabawny dźwięk.

– Domyślam się, że zrobiłeś jakąś głęboką uwagę – powiedziała Kate, kiedy zbliżali się do wyjazdu w kierunku Bakersfield – ale ni cholery nic nie zrozumiałam. To chyba dlatego, że nie przyzwyczaiłeś się jeszcze do protezy, no i przez ten twój rosyjski akcent. Myślę, że powinniśmy zatrudnić dla ciebie nauczyciela wymowy. Nie martw się, jakoś wygospodarujemy na to czas. Cóż to jest jeszcze sześćdziesiąt minut w twoim życiu?

Patrick przewrócił oczy, a potem klepnął ją w ramię. Kate wzruszył ten prosty gest.

– Może się teraz odświeżysz – zaproponowała Kate, kiedy zatrzymali się na podjeździe. -Przygotuję mrożoną herbatę, napijemy się na tarasie.

– Dobra – zgodził się Patrick i podreptał do domu. Wzrokiem pełnym litości obserwowała go, jak szedł korytarzem, powłócząc nogami.


* * *

Było tego wszystkiego za wiele. Czuł się jednocześnie wolny i osaczony. Kręciło mu się w głowie. Jego pokój… Nie podobało mu się to określenie: jego pokój. Ten pokój też nie brzmiało lepiej.

Chciał, żeby wszystko było, jak dawniej, oczekiwał tego. Akceptował zmiany w wyglądzie córek, ale nie Kate. Kate była… Kate była… głupiutką gąską. Nazywał ją tak kiedyś, ale to tylko słowa. Kate była zwykłą, prostą dziewczyną o kochających oczach, pełną ciepła.

Obrzucił pokój uważnym spojrzeniem. Wyglądał jak pokój mężczyzny, z narzutą w zielono-białą kratkę i zasłonami pod kolor. Nawet poduszki obleczone były w powłoczki. Zastanawiał się dlaczego. Może bali się, że ma wszy albo łupież. Pokój wydawał mu się za duży, miał zbyt wiele okien. Potrzebował czegoś mniejszego, gdzie mógłby się zwinąć w kłębek. Tyle przestrzeni onieśmielało go.

To był obcy pokój w obcym domu. Czy kiedykolwiek poczuje się tu, jak u siebie? Wciągnął powietrze nosem, mając nadzieję, że poczuje jakiś znajomy zapach. Naftalina. Nie używano tego pomieszczenia. Był to pokój gościnny. Umieszczono go w pokoju gościnnym. Spojrzał na białe ściany, zielony dywan, o jeden ton ciemniejszy od narzuty i zasłon. Zastanawiał się, czy może poprosić o coś żółtego. Dobra byłaby czerwień, nawet oranż. Pomyślał o pomarańczowym kolorze i skulił się w sobie.

Dopiero wtedy zauważył garderobę. Nigdy do niej nie zaglądał. Zastanowił się dlaczego. „Może jej nie widziałem” – mruknął. Otworzył drzwi, owionął go zapach cedrowego drewna. Wciągnął powietrze raz i drugi, zanim doszedł do wniosku, że podoba mu się ten zapach. Garderoba była malutka, wyposażono ją jedynie w drążek do wieszania ubrań i jedną półkę. Ręce mu się trzęsły, kiedy spróbował wyciągnąć drążek. Półka dała się wyjąć z łatwością. Postawił ją przed drzwiami i wszedł do środka. Przestał się trząść dopiero, gdy wcisnął się w sam róg i chude ręce kurczowo skrzyżował na piersi. Przesuwał dłonie coraz wyżej, aż zaczął się nimi uderzać po twarzy, po ramionach, rwać rzadkie włosy. Dygocząc na całym ciele osunął się na podłogę. Stopami wczepił się w puszysty dywan.

– Boże, musisz mi pomóc. Nie dam sobie sam rady. Proszę, pomóż mi. Nie mogę znieść wyrazu twarzy moich najbliższych. Wzbudzam w nich lęk. Nie chcę tego. Dlaczego siedzę w tej garderobie? Dlaczego nie potrafię stanąć na środku pokoju? Dlaczego potrzebuję tego ciemnego, ciasnego kąta? Kate mnie nie ukarze. Dziewczęta nie będą mnie biły. Pokaż mi, co mam robić. Pokaż mi, jak mam postępować. Zapomniałem. Ktoś musi mi pomóc – błagał. – Daj mi jakiś znak, coś, czego będę się mógł uczepić, kiedy zrobi się zupełnie źle. Cokolwiek. Zrozumiem to. Tak bardzo tego pragnę. Proszę, Boże, pomóż mi.

– Patricku?

Znak dla niego. Podniósł się z trudem. Patrzyli na siebie.

– Chcesz mnie zapytać, dlaczego tu jestem?

– Chyba wiem dlaczego. Czujesz się tam bezpiecznie. Wszystko inne wzbudza w tobie… lęk. Potrzebujesz czasu, by się przyzwyczaić – powiedziała łagodnie Kate.

– Kate, czy mogłabyś mi wyświadczyć przysługę?

– Oczywiście.

– Nie podobają mi się te kolory.

– Cóż, możemy to zmienić. Jaki byś wolał?

– Jakiś… żywszy.

– Na przykład…

– Żółty. Lubię też czerwony.

– Załatwione, Patricku. Jutro wezwę kogoś, by przemalował twój pokój. Co powiesz na jasnożółty? Będzie wyglądało… bardzo żywo.

– Właśnie, żywo. -Patrick uśmiechnął się. Kate była owym znakiem dla niego. Dzięki Kate wszystko się odmieni. – Dziękuję Ci, Boże – wymamrotał.

W miarę upływu dni i tygodni stan Patricka ulegał tak gwałtownej poprawie, że Kate wprost nie mogła uwierzyć. Zanim nadszedł Nowy Rok, przybyło mu siedem kilogramów. Jeszcze dziesięć i dojdzie do normy. Twarz mu się zaokrągliła, ruchy stały się bardziej płynne, jeśli bardzo uważał, potrafił już normalnie chodzić, a czasem nawet się ślizgał ku uciesze Kate. Nie był już taki blady, korzystał bowiem z łóżka opalającego w klubie odnowy biologicznej.

– Nie opalaj się za dużo, Patricku, słońce nie jest dla ciebie dobre – ostrzegła go.

Przed Dniem św. Patricka, na który Della ugotowała wielki kawał peklowanej wołowiny i dwie główki kapusty oraz drobne, białe ziemniaki, Patrick robił co rano siedmiokilometrową przechadzkę, potem ćwiczył hantlami, pływał, a przed kolacją wybierał się na jeszcze jeden siedmiokilometrowy spacer. Potem przychodził masażysta, a po nim korepetytor.

Kate była wyczerpana i straciła tylko trzy kilogramy.

W czerwcu Patrick zdał egzamin na prawo jazdy i Kate kupiła mu jeepa, jaskrawoczerwonego, by pasował do koloru jej mercedesa. Nadal nosił w kieszeni spodni pięćdziesiąt dolarów, które Kate dała mu nazajutrz po jego przyjeździe.

Do połowy sierpnia przytył o kolejne dziewięć kilogramów i wiecznie zaglądał do lodówki. Biegał, pływał i ćwiczył.

Pewnego słonecznego, pogodnego popołudnia Patrick wymknął się z domu, kiedy Kate brała prysznic. Pojechał do schroniska dla zwierząt, gdzie za swoje pięćdziesiąt dolarów kupił psa, znalezionego na szosie. Był to nędzny, zaniedbany, brudny kundel o wielkich, smutnych ślepiach i uciętym ogonie. Spodobała mu się ręka Patricka.

– Wezmę tego. Czy ma jakieś imię?

– Wołamy na niego Jake. Pasuje do niego, jeśli wie pan, co mam na myśli.

Patrick nie wiedział i nie miał zamiaru pytać.

Jake tak okropnie śmierdział, że Patrick musiał w drodze do domu otworzyć wszystkie okna w samochodzie.

– Nieźle nam się dostanie, Jake, kiedy dotrzemy do domu. Nie wolno mi samemu nigdzie chodzić. – Ostatnie zdanie wypowiedział prawie bez śladu rosyjskiego akcentu. – Wiesz co, Jake? Wyglądasz jak ja, kiedy się tu znalazłem. Powiem ci jeszcze coś. Moja żona jest w porządku. Dla mnie zrezygnowała ze swojego życia. Chcę jej coś powiedzieć, ale chyba jeszcze nie nadeszła odpowiednia chwila. Niezbyt mnie lubi.

Wygłaszał swój długi monolog od czasu do czasu spoglądając na psa, jakby oczekiwał od niego odpowiedzi.

– Nie jest taka, jak się spodziewałem. Nic a nic. Ma swoje zdanie. Przed moim wyjazdem nawet nie wiedziała, co to znaczy. A teraz spójrzcie tylko! Chyba jestem zazdrosny. Chciałem, żeby wszystko było po staremu, tymczasem wszystko się zmieniło. Chcę ją kochać. Myślę, że oczekuje mojej miłości. Chyba spodziewa się, że… że coś zrobię. No wiesz, zaciągnę ją w krzaki czy coś w tym rodzaju. Jest dla mnie taka dobra, próbuje mi pomóc i w ogóle. Zresztą powinna, należy mi się to. Chciałbym do niej coś czuć poza wdzięcznością, ale nawet wdzięczność przychodzi mi z trudem. Jak myślisz, dlaczego, Jake?

Wiesz, wtedy musiałem się wyrwać z domu. Czułem się stłamszony, ale gdy dostałem się w niewolę, potrafiłem myśleć tylko o Kate. Zależało mi na niej. Dawniej mi na niej zależało. Była niemal idealną dziewczyną. Na żonę. Widzisz, wszyscy mówili, że jestem idealnym pilotem. I do czego mnie to doprowadziło? Straciłem dwadzieścia pieprzonych lat życia, oto, do czego.

Kate coś przede mną ukrywa. Widzę to w jej oczach. Dziewczęta wiedzą, co to za tajemnica, ale nic mi nie mówią. – Roześmiał się, na ten dziwny odgłos Jake stulił uszy po sobie.

– Jestem intruzem w jej życiu, Jake. Nie chce, bym został z nią, i z tego powodu gnębią ją wyrzuty sumienia. Widzisz, znam tę kobietę.

Gdyby ktoś do mnie przyszedł teraz, w tej chwili, i powiedział: „No, Patricku, znów umożliwię ci latanie”, uciekłbym stamtąd tak szybko, że zostawiłbym ślady na puszystym dywanie Kate. To jedyne, czego pragnę, Jake, znów latać. Kate i dziewczęta mają swoje własne życie. Chciałbym ją kochać, kochać naprawdę. Chciałbym, żebyśmy mieli szansę, ale nic z tego. Kate jeszcze o tym nie wie. Myśli, że potrafi naprawić cały świat. Wydaje jej się, że zdoła mnie zmienić, uratować nasze małżeństwo. Ale wczoraj minęło, Jake. Wciąż to powtarza. Sądzi, że nie umiem samodzielnie myśleć. Teraz ona chce ze mnie zrobić drugą stronę lustra. Właśnie przez to zaczęło się między nami wszystko psuć. Dawniej była tylko dodatkiem do mnie. Ale jestem od niej mądrzejszy; nie dopuszczę do tego. Nie, mój panie, nie dopuszczę do tego.

No, Jake, jesteśmy na miejscu. Oto, gdzie teraz mieszkam. Tymczasowo. Kate wydaje się, że zakopała się tu na długo, ale czytam w niej jak w książce. Ona tylko spełnia swój obowiązek, Jake. No dobra, wysiadamy, pokażę ci, jakie cię czeka wygodne życie.

Wysiadł z jeepa, ale Jake odmówił wyjścia z samochodu. Boi się, pomyślał Patrick.

– To jest wolność, Jake. Dostaniesz stek, największy, jaki kiedykolwiek widziałeś, a kość wyrzucimy. – Gdyby Jake był kotem, zamruczałby czując delikatny dotyk ręki Patricka. – No, chodź, stary, umyjemy cię. Będziesz spał w moim pokoju, a jeśli ona przypadkiem zaprotestuje, pokażemy jej, kto tu rządzi.

W chwilę później wrócił do Jake’a z potulną miną. Z tarasu dobiegał podniesiony głos Kate.

– Jest wkurzona – wyjaśnił. – Powiem ci, po czym poznaję, że jest wkurzona, Jake. Kiedy jest wściekła, woła na mnie Harry. Gdy zwraca się do mnie Patricku, to znaczy, że wszystko w porządku. No, tym razem jesteśmy w gównie po same uszy.

Kate wybiegła przed drzwi frontowe, jej oczy rzucały ognie.

– Znasz zasady, Patricku. Niepokoiłam się o ciebie do szaleństwa. Dlaczego nic nie powiedziałeś…? No więc? Co masz na swoje usprawiedliwienie? – wycedziła.

– Poznaj Jake’a. Pojechałem do schroniska. Kupiłem go za pięćdziesiąt dolarów. Trochę śmierdzi. Mniej więcej tak, jak ja, kiedy się tu pojawiłem. Wydaje mi się, że nikt go nie chciał.

– Jakie pięćdziesiąt dolarów? – spytała Kate.

– Te, które mi dałaś nazajutrz po moim przyjeździe – wyjaśnił cierpliwie Patrick.

– Wydawało mi się, że powiedziałeś, iż nie jesteś jeszcze gotowy na psa.

– Wtedy nie byłem. Ale teraz tak. Ten pies jest w moim guście. Kiedy go wyszoruję, od razu zmieni wygląd. Nie uważasz, Kate?

Po raz pierwszy Patrick zrobił coś z własnej inicjatywy. Zupełnie zapomniała o tamtych pięćdziesięciu dolarach. Miał taką niepewną minę, a pies był wprost skamieniały z przerażenia. Wbrew sobie podeszła do kundla i podrapała go za uchem.

– Będzie wymagał mnóstwo troski.

– Też tak myślę. Chyba powinniśmy go nakarmić. Obiecałem, że dostanie stek, a kość wyrzucimy. To chyba dobry pomysł, co?

– Tak. Z rusztu czy z patelni? – spytała.

– Z rusztu. Ja przyrządzę.

– Nie miałeś problemu z trafieniem do schroniska?

– Nie. Spytałem o drogę. Spotkałem listonosza, on mi powiedział. Bardzo… bardzo się denerwowałem. Ale byłem ostrożny. Zapiąłem pasy.

– Zawiozłabym cię. Wystarczyło tylko poprosić.

– Musiałem zrobić to sam. Wydaje mi się, że zaczynasz mieć mnie dosyć. Musisz od czasu do czasu ode mnie odetchnąć. Mogę biegać i chodzić na spacery z Jake’em. Nie chcę, żebyś zaczęła mnie nienawidzić, Kate. – Szurając nogami wszedł na taras. – Jestem tu już prawie cały rok. Rok to kawał czasu.

– Dla mnie to bez znaczenia. Betsy radzi sobie z interesami lepiej ode mnie. Jestem to winna tobie i sobie. Nigdy nie mogłabym cię znienawidzić. Nie chcę więcej słyszeć takich bzdur.

– Dobra, Kate. Zupełnie nieźle radzę już sobie z prowadzeniem samochodu.

– Owszem. Jestem z ciebie bardzo dumna.

Patrick rozpromienił się.

Kiedy weszli do kuchni, Kate usiadła za stołem. Widziała, jak Patrick włącza rożen i rzuca na niego stek. Jake stał obok niego.

– Dlaczego nagle poczułam się jakoś dziwnie? – spytała Delię.

– Już niedługo przestaniesz być mu potrzebna. Trudno uwierzyć, że to ten sam człowiek, którego zobaczyłam, kiedy tu przyjechałam. Największy przełom, przynajmniej według mnie, nastąpił, kiedy zaczął spać w łóżku. Mogę się mylić, ale sądzę, że za rok będzie gotów zacząć samodzielne życie. Odstawi cię do lamusa, ale będziesz mogła wrócić do Gusa.

– Giii… – szepnęła Kate.

– Chce znów latać – powiedziała Della.

– Wiem. Nie sądzę, by był już do tego gotów. Z drugiej strony, może właśnie to pozwoli mu całkowicie stanąć na nogi. Zamierzam o tym z nim porozmawiać. W zeszłym tygodniu powiedział mi, ile dostał pieniędzy od rządu – dwieście tysięcy. Nigdy go o to nie pytałam5 a on nigdy nie wspominał. Zdaje się, że ostatnio dużo rozmyśla, ale nic mi nie mówi. – Westchnęła. – Jezu, muszę się zacząć szykować na dzisiejsze spotkanie Izby Handlowej. Wypożyczyłam dla Patricka kasety, o które mnie prosił. Nie wiem, czy powinien oglądać te wszystkie filmy o Wietnamie.

– To dla niego jeden ze sposobów dowiedzenia się, co się działo, kiedy przebywał w Rosji. Przeczytał wszystko, co mu dałyście z Betsy. Chłonie jak gąbka, a potem przez dzień, dwa prawie nic nie mówi. Kate, twojego męża prześladuje jeszcze wiele demonów.

– Potrzebna mu fachowa pomoc. Ja nie mam odpowiednich kwalifikacji. Za każdym razem, kiedy go o coś pytam, zmienia temat. Nie chciałabym się tak irytować widząc, jak długo wszystko rozważa w myślach, zanim zdobędzie się na jakieś działanie. To już prawie rok. Uważam, że powinien się już pozbyć części swych lęków. Od dawna nie miał złych snów.

– Może boi się ciebie – powiedziała łagodnie Della.

– Mnie! Dlaczego miałby się bać mnie? Przecież mu pomagam.

– Wydaje mi się, że go onieśmielasz. Może tak, jak on kiedyś onieśmielał ciebie. Umysł to dziwny instrument, Kate. Kiedy Patrick przyszedł do domu z psem, oczekiwał twojej aprobaty, ale dostrzegłam w jego oczach również strach. Obserwowałam was przez okno w kuchni. Postąpił źle, ale postąpił również dobrze. Nie był pewien, jak zareagujesz. Wydaje mi się, że wspaniale sobie poradziłaś.

Kate, maszerując do swojego pokoju, by się przebrać, pociągała nosem. Postanowiła, że nie pójdzie na spotkanie Izby Handlowej. Znajdzie w jakiejś restauracji automat telefoniczny, zadzwoni do Gusa i odbędzie z nim długą rozmowę. Potem coś zje i wróci do domu. Była chytra i przebiegła. Początkowo Patrick wypytywał ją o te spotkania, ale później przestał. Lubił godzinami siedzieć przed pięćdziesięciosześciocalowym telewizorem z miską prażonej kukurydzy na kolanach. Dziś miał wolne popołudnie, jak nazywała to Kate, to znaczy żadnych lekcji, nic, tylko relaks.

Niecierpliwie przesuwała wieszaki w garderobie. Na spotkania Izby Handlowej zawsze wkładała garsonkę, nie mogła wypaść z roli. Ogarnęła ją fala wyrzutów sumienia. Zdecydowała się na gołębi kostium i jaskrawopurpurową bluzkę zawiązywaną pod szyją. Tak w jej pojęciu ubierały się kobiety interesu. Włosy, teraz długie, ściągała z tyłu głowy i upinała w kok. Na nogi włożyła szpilki od Ferragamo i cofnęła się o krok, by ocenić swój wygląd w lustrze. Brakowało tylko podwójnych łezek w uszach i odrobiny perfum.

Była gotowa, by rozmawiać z Gusem. Czuła się dobrze, wyglądała dobrze.

To wszystko, co miała.

Była w hallu zastanawiając się, gdzie położyła kluczyki do samochodu, kiedy kłąb mydlin rzucił ją na ścianę. Krzyknęła przerażona i zobaczyła Patricka wymachującego w powietrzu rękami.

– Co… co się stało?

Patrick cofał się, blady jak ściana, z rękami w górze. Z końca korytarza dobiegły ją głośne utyskiwania Delii na psa. A więc o to chodziło. Jakiś wewnętrzny instynkt przestrzegł Kate, że dla Patricka to sprawa być albo nie być.

– No, cóż – powiedziała wesoło, siląc się na beztroskę. – I tak nie miałam ochoty iść na to cholerne spotkanie. – Przepraszam, Gus, zadzwonię do ciebie pod koniec tygodnia. Jak długo będzie czekał w redakcji na jej telefon? Przez całą noc, odpowiedziała sobie.- Myślę – dodała, zrzucając z nóg szpilki i ściągając żakiet – że powinniśmy przygotować się do tej kąpieli. Uprzedzam, że nigdy nie miałam psa, ale widziałam w telewizji, że zawsze wyskakują z wanny. Trzeba zamknąć drzwi, jedna osoba musi stać, gotowa złapać psa, gdyby chciał czmychnąć, a druga – szorować go. Ponieważ nie możemy zamknąć drzwi, Della stanie na progu na warcie, a ja pomogę ci go myć. Sądzę, że we dwójkę wykąpiemy Jake’a. Jestem gotowa. – Podwinęła rękawy swojej purpurowej bluzki.

Della wprowadziła ociekającego wodą Jake’a do łazienki i razem udało im się wepchnąć go do wanny.

– To nie był dobry pomysł, prawda, Kate? – spytał Patrick.

– To był świetny pomysł – odpowiedziała. – Skąd mogliśmy wiedzieć, że Jake się tak rozbryka. To ładny psiak. Może zastosujmy odżywkę, to łatwiej będzie go rozczesać, kiedy go wytrzemy. Uważam, że możemy go wysuszyć suszarką do włosów. Wtedy będzie mógł siedzieć z tobą na kanapie, kiedy włączysz sobie film.

– Śmierdzi jak mokry kundel. Boże, ciekawa jestem, kiedy był ostatni raz kąpany? – mruczała Della.

– Prawdopodobnie nigdy – powiedział Patrick cierpko.

– To wyjaśnia, czemu tak się boi. Czuję, jak mu wali serce. Pamiętasz, jak to było, prawda, Patricku? – Spojrzenia Kate i Patricka spotkały się.

– Nie jesteś na mnie zła, że nie możesz iść na spotkanie? Jesteś cała mokra.

Coś wisiało w powietrzu, ale nie wiedziała co.

– To drobiazg, Patricku. Musisz się nauczyć, co jest ważne, a co nie. To spotkanie znaczy tyle, co wielkie zero.

– Dziś popełniłem dwa błędy – zauważył.

Kate czuła, że jest spięty, niepokoiły ją zaciśnięte szczęki Patricka. Czy znów dostanie ataku furii?

– Nie popełniłeś błędu kupując psa. Powiedziałam tylko, że powinieneś mnie uprzedzić, że wychodzisz z domu. Niepokoiłam się o ciebie. Jeśli nie chcesz mi o czymś powiedzieć, zostaw przynajmniej karteczkę z wiadomością.

– Wydajesz mi się smutna, Kate.

Chciała powiedzieć „bo jest mi smutno, cały tydzień czekałam, by dziś wieczorem zadzwonić do Gusa; mam prawo być smutna”. Ale nie powiedziała tego, tylko oświadczyła:

– Jestem smutna, bo to biedne psisko nie wie, co się z nim dzieje. Musimy go wytrzeć. Delio, przynieś coś z kuchni do wytarcia tego nieszczęśnika, byśmy mogli położyć kres jego cierpieniom. Nie, nie… źle się wyraziłam, Patricku. Chodzi mi o to, że musimy go wyciągnąć z wanny i wytrzeć, by znów poczuł się jak pies. Ustaliliśmy, że nie będziesz brał wszystkiego, co mówię, dosłownie.

– Postaram się – obiecał Patrick i trochę się odprężył, ale nie na tyle, by Kate mogła nabrać pewności, że nie zanosi się na nic złego.

Jake zniósł suszenie suszarką lepiej, niż Patrick. Kate miała wrażenie, że w jakiś sposób Patrick porównuje się z psem. Zdążyła się już zorientować, że Patrick mówił wtedy, kiedy chciał, ani minuty wcześniej. Ale właściwie zawsze taki był. Sprawiało jej przyjemność, że zachował jeden ze swych dawnych rysów charakteru.

Wieczór zaczął się jak zwykle. Jedli kolację, Jake przymilał się o jedzenie, choć dostał potężną porcję mięsa. Patrick ostrym tonem kazał psu leżeć. Jake merdał ogonem i patrzył błagalnie swymi smutnymi ślepiami, siedząc na tylnych łapach, z otwartego pyska wystawał mu język.

Kate zobaczyła wszystko jak na zwolnionym filmie. Patrick wykrzywił twarz, uniósł rękę, Jake o wiernych ślepiach próbował polizać zamierzającą się na niego dłoń. Della gwałtownie doskoczyła i dosłownie ściągnęła Patricka z krzesła na podłogę, a teraz stała nad nim, oddychając z trudem. Jake myślał, że to zabawa, i próbował polizać Patricka po twarzy. Patrick przewrócił się na kamiennej podłodze i walnął w nią zaciśniętą pięścią.

– Myślałam, że kochasz Jake’a? Nakarmiłeś go, wykąpałeś, wybrałeś dla niego imię -powiedziała Kate zachrypniętym głosem. – Ufa ci, a ty chciałeś go uderzyć. Gdybyś to zrobił, pies mógłby się zwrócić przeciwko tobie i cię zaatakować, i byłaby to wyłącznie twoja wina. Co się stało, Patricku?

– Chyba zabiorę Jake’a na długi spacer – włączyła się Dełla. – Nie zawracajcie sobie głowy brudnymi naczyniami, posprzątam później, kiedy upiekę ciasteczka, które obiecałam… Harry’emu.

– Chyba cię rozumiem, Patricku – powiedziała Kate, odgarniając mu włosy z czoła. Przemawiała niskim, kojącym, niemal śpiewnym głosem. – Czujesz zamęt w głowie. Traktowano cię, jak psa. Nakarmiłeś Jake’a, a on wciąż dopominał się o więcej, wyobrażam sobie, że mniej więcej tak, jak ty musiałeś żebrać o jedzenie. Odbyłeś długą drogę, Patricku. Te napady… czymkolwiek są, będą coraz rzadsze. Już po wszystkim, Jake’owi nic się nie stało. Myślał, że to zabawa.

Patrick usiadł i objął się rękami za kolana.

– Mogłem mu zrobić krzywdę, zrazić go do siebie. Kiedy… kiedy wspomniałem… wspomniałem coś o wykąpaniu Jake’a, Della powiedziała, że może powinniśmy go polać wodą z węża, ale potem stwierdziła, że jest za zimno i jeszcze by się przeziębił. Tamto… tamto jedno słowo, wąż, wszystko zapoczątkowało. Kiedyś Wietnamczycy oblali mnie wodą z węża. Któż by, u diabła, pomyślał, że wiedzą, co to takiego wąż? To był jeden z owych węży strażackich, z których woda wypływa z prędkością czterdziestu metrów na sekundę. Strumień wody odrzucił mnie na ścianę, a potem na bronę z zaostrzonego bambusa. Stąd mam te wszystkie szramy na plecach. Myślałem, że się uduszę. A oni zaśmiewali się, szturchając mnie kijami, by mnie zmusić do wejścia z powrotem pod strumień wody, kiedy próbowałem się odczołgać na bok. To była moja jedyna kąpiel tam. Zresztą bez mydła. – Skrzywił się.

– Wstań, Patricku, w tym domu nie siedzi się na podłodze. Już po wszystkim, już jest dobrze.

– Mylisz się, Kate, już nigdy nie będzie dobrze. Nigdy nie odzyskam tamtych lat. Nigdy nie będę w stanie ich zapomnieć. Nie wolno mi o tym rozmawiać z nikim poza tobą i dziewczętami. Jak mam się z tym uporać, skoro nie mogę niczego wyjawić? Powiedziałaś, żebym na początek spisał wszystko w tym głupim dzienniku. Zgodziłem się, bo twierdziłaś, że mi to pomoże. Wiesz, co ci powiem? Myliłaś się, teraz jest jeszcze gorzej, niż zaraz po moim powrocie do domu. Minął prawie rok – cały cholerny rok – a byłem gotów zabić to biedne psisko – powiedział Patrick zrozpaczonym głosem.

– Ale tego nie zrobiłeś, i to jest najważniejsze. Już nigdy nie zrobisz Jake’owi krzywdy. Po tym, co zaszło dzisiaj, będziesz nad sobą panował – oświadczyła spokojnie Kate.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że minął prawie rok, a nikt się z nami nie skontaktował? Nikt nie zadzwonił, by spytać, jak się czuję. Nikt się mną nie interesuje. Z chwilą, gdy podpisałem ten dokument, stałem się nikim. Patrick Starr przestał istnieć. Mam już serdecznie dosyć tej uczciwości. Uczciwość powinna obowiązywać obie strony. Przez cały ubiegły rok podtrzymywałaś mnie na duchu, kiedy działo się ze mną źle. Byłaś zawsze przy mnie. Nigdy się nie wściekałaś, nigdy ze mną nie walczyłaś, nawet wtedy, gdy zachowywałem się okropnie. A przecież nawet mnie nie kochasz – powiedział nie kryjąc zdumienia. – Ale zawsze wiedziałem, kiedy jesteś wkurzona. Wołałaś wtedy na mnie Harry.

Kate roześmiała się.

– Chyba masz rację. Wiesz co? Widzę, że dużo rozmyślasz. Może podzieliłbyś się swymi refleksjami ze mną.

– Cóż – odparł Patrick, zastanowiwszy się. – Chyba poczekam do tego przyjęcia, które planujesz zorganizować razem z dziewczętami dla uczczenia pierwszej rocznicy mojego powrotu. Słyszałem, jak rozmawiałyście – przyznał się zawstydzony. – Dzięki temu aparatowi słuchowemu słyszę nawet spadającą szpilkę. – Roześmiał się na widok miny Kate. Był to przyjemny, pogodny śmiech męża, wywołany zakłopotaną miną żony.

– A co zrobisz potem? – spytała z niepokojem Kate.

– Potem chyba wrócę do domu i rozpocznę nowe życie. Może uda mi się kupić w Westfield dom, należący kiedyś do mojego ojca. Wydaje mi się, że jak się ma dość pieniędzy, można kupić prawie wszystko.

– Nie zawsze. A jeszcze później?

– Może zapiszę się na kurs latania. Może nawet dostanę pracę na lotnisku w Linden. Mogę też spróbować w Newark. Jedyna rzecz, na której się znam, to samoloty. Będę miał Jake’a. Kupię sobie rower i przejadę się obok twojego dawnego domu. Jeśli zostanie mi jeszcze trochę pieniędzy, mogę kupić i ten dom. Będę wtedy mógł przyjeżdżać tam razem z Jake’em, siadać pod drzwiami i wyobrażać sobie, że za chwilę wyjdziesz i nas przegonisz.

Kate tak mocno zagryzła dolną wargę, że poczuła krew. Chciało jej się płakać.

– To było jedno z twoich marzeń. Nie rozumiem ciebie. Powiedziałeś, że nie byłeś we mnie zakochany. Dlaczego więc chciałbyś siedzieć przed moim domem?

– To jedno z najprzyjemniejszych wspomnień. Wtedy wszystko wydawało się takie proste. Byliśmy niewinnymi dzieciakami. Nie sądzę, by kiedykolwiek działo nam się lepiej. Jeśli podarujesz mi tę starą książkę kucharską Betty Crocker, tę z kieszenią za okładką, wtedy już niczego mi nie będzie brak.

Rozpłakała się, całym jej ciałem wstrząsało głośne, urywane łkanie. Patrick otoczył ją ramieniem, jednocześnie włączając magnetowid.

– Myślę, że będzie ci mnie brak, Kate. Kogo będzie ci brak, mnie czy Harry’ego?

– Zamknij się, Patricku. Zamknij się, słyszysz mnie?

– Dzięki temu aparatowi słuchowemu…

– Wynoś się do diabła! – krzyknęła Kate, wyswobadzając się z jego objęć. Ruszyła korytarzem do swojej sypialni. Trzasnęła drzwiami i zamknęła je na klucz. Rycząc jak bóbr, rzuciła się na łóżko. Kiedy zabrakło jej łez, przekręciła się na bok i sięgnęła po aparat telefoniczny. Nie przejmując się, czy ktoś słyszy, nie przejmując się niczym, wykręciła numer telefonu Gusa w redakcji „New York Timesa”.

– Cześć – powiedziała. – Dzwonię z domu. – Wyraz „dom” nada odpowiedni ton ich rozmowie. – Jak tam twoja nagroda Pulitzera? – Był to stały przedmiot ich żartów. Zmusiła się do chichotu.

– Jak Harry? – spytał Gus.

– Harry miał dzisiaj zły dzień, ale zarazem dobry. Pojechał i kupił sobie psa. Woła na niego Jake. W lutym Ellie bierze ślub. Ponieważ jest romantyczką, zapragnęła się pobrać w dzień św. Walentego. Betsy tak świetnie daje sobie radę z prowadzeniem firmy, że przestałam zawracać jej głowę telefonami. Myślę o zajęciu się ceramiką.

– Boże! – wykrzyknął Gus.

– Może będę tkała kilimy.

– Boże – powtórzył Gus. – Mówisz trochę przez nos, czyżbyś była przeziębiona?

– Chyba tak – skłamała Kate. – Zastanawiam się nad kupnem samolotu.

– Zamierzasz nim latać czy tylko mu się przyglądać? – spytał Gus.

– Będę mu się przyglądać. Cierpię na lęk wysokości.

– Ja też. Chciałem powiedzieć, że też cierpię na lęk wysokości. Mamy wiele wspólnych cech, nie sądzisz?

– Zawsze tak uważałam. Minął prawie rok, odkąd… odkąd wrócił Harry. Dziewczęta planują zorganizowanie przyjęcia okolicznościowego. Z serpentynami, balonikami i tak dalej.

– Zapowiada się niezła zabawa.

– Zależy od punktu widzenia.

– Kate…

– No cóż, myślę, że zabrałam ci dość czasu. Myślałam o tobie przez cały dzień, a wtedy zawsze muszę się upewnić, że moi przyjaciele dobrze się mają. Wracaj do pisania artykułu, godnego nagrody Pulitzera.

– Kate…

– Do widzenia, Gus. Wkrótce znów zadzwonię.

Kate zaczekała, aż się rozłączył, ale nie odłożyła słuchawki. Odchrząknęła.

– Kimkolwiek jesteś, ty skurwielu, mam nadzieję, że pójdziesz prosto do piekła. – Wsunęła palce do ust i zagwizdała tak, jak ją nauczył Patrick, kiedy byli dziećmi. – Mam nadzieję, że popękały ci bębenki! – wrzasnęła, nim rzuciła słuchawkę z powrotem na widełki. Bywały chwile, jak teraz, kiedy zastanawiała się, czy nie zwariowała. Patrick zapewniał ją, że nie, że naprawdę gdzieś tam siedział jakiś mężczyzna bez twarzy i podsłuchiwał każdą ich rozmowę telefoniczną. Wierzył w to, więc ona też.

Kate rzuciła w kąt spódnicę od kostiumu i purpurową bluzkę i wciągnęła spodnie oraz pulower. Może uda jej się wykraść parę ciasteczek, jeśli Della nie zrezygnowała z pieczenia. Ubóstwiała jej wypieki.

Patrick puścił sobie na wideo „Szeregowca Beniamina”. Oglądał film, bawiąc się uszami Jake’a, i co chwila wybuchał śmiechem. Od razu zauważyła, że Della właśnie przekłada ciasteczka z blachy na talerz. Złapała jedno, ale natychmiast puściła czując, jak parzy w rękę.

– Dobrze ci tak – zauważyła Della. – Włóż naczynia do zmywarki.

– Co przyrządzimy na przyjęcie Patricka? – spytała Kate.

– Raczej bankiet. Twoje córki przygotowały spis na dwie strony. Jeśli się bliżej przyjrzeć, widać, że najważniejsze będą desery. Tort czekoladowy, lody ananasowe własnej roboty, ambrozja, cobbler wiśniowy. Cocktail z krewetek, homar, pieczony kapłon, żeberka, kandyzowane bataty, fasolka szparagowa, migdały, sałata zielona, bułeczki własnej roboty, obok kukurydzy jest znak zapytania. Nie mam pojęcia, co oznacza. Betsy chce marynowane buraczki i jajka z wielką ilością cebuli. Napisała, by użyć octu aromatyzowanego. A co ty byś sobie życzyła?

– Włoskiego hot-doga. Sałatkę z kapusty i kawałek tego tortu czekoladowego. A ty?

– Przyjemnie będzie zjeść taco.

– Jak myślisz, ile czasu zajmie nam przyszykowanie tego wszystkiego? – spytała zaciekawiona Kate.

– To zależy, ile czasu zajmie nam nadmuchiwanie baloników – stwierdziła gderliwie Della.

– O cholera! – zaklęła Kate. – Delio, chciałam ci podzię…

– Kate, zanieś te ciasteczka Patrickowi. Dwa są dla Jake’a. Lepiej daj mu jeść z ręki, żeby nie pobrudził dywanu.

Patrick uśmiechnął się do niej, kiedy wręczała mu talerz z ciasteczkami. Wzięła jedno, by dać Jake’owi.

– Ja to zrobię, Kate. Chcę, żeby wiedział, że to ode mnie dostaje jeść. Nie masz chyba nic przeciwko temu? – spytał, bawiąc się uszami Jake’a.

– Oczywiście, że nie. – Ale czuła się urażona i zastanawiała się czemu. Przypatrywała się przez chwilę Patrickowi i psu, a potem wstała i poszła do swego pokoju.

W dniu przyjęcia Kate wstała wcześnie. Od kilku dni gotowały i sprzątały z Delią. Dziewczęta miały przyjechać koło piątej. Zaparzyła kawę i wyszła na taras. Rok temu myślała, że nastąpił koniec jej świata. Dzisiaj była z siebie dumna. Czuła to samo, co w dniu, w którym otrzymała dyplom. Dobra robota, Kate Starr. Poklepała się po ramieniu, oczy piekły ją od łez.

– Ale z ciebie ranny ptaszek – powiedział cicho Patrick. – Słuchaj, miałaś rację, ich ćwierkanie jest takie radosne. A ja chciałem je wystrzelać. Nie znam wielu przyjemniejszych dźwięków, niż ptasi świergot. Chcę ci podziękować za to, że nie pozwoliłaś mi… i za ostatni wieczór. Jake obudził mnie w środku nocy, żeby go wypuścić. Szybko się uczy, szybciej niż ja.

Kate uśmiechnęła się.

– Miałeś utrudniony start. Jestem z ciebie dumna, Patricku.

– To dla mnie bardzo dużo znaczy, bo wiem, że naprawdę to czujesz.

– Mam dla ciebie prezent – powiedziała Kate, nagle onieśmielona komplementem męża. – Zaczekaj, zaraz ci go przyniosę.

– Ja też mam coś dla ciebie – oświadczył Patrick. Pobiegli na wyścigi do domu po przygotowane prezenty. Kate wróciła na taras pierwsza i wręczyła upominek mężowi, kiedy się tylko pojawił.

– Mój jest trochę głupi – powiedziała.

– Wielki kubek. W sam raz na wyprawę przez cały kraj. Wspaniały prezent, Kate.

– Zamierzasz wrócić, Patricku?

– Nie, razem z Jake’em… zostaniemy nomadami. – Okłamał ją, ale Kate o tym nie wiedziała. – Naprawdę nie miałem pojęcia, co ci dać. Byłoby głupio, gdybym ci coś kupił za pieniądze, które dostałem od ciebie, a nie zdobyłem się na podjęcie gotówki ze swojego konta. – Zza bluzy wyciągnął cztery kołonotatniki. Podał je Kate, jakby wręczał jej bezcenny dar. Bo rzeczywiście był to bezcenny dar, dawał dwadzieścia lat swojego życia żonie, która już nigdy nie będzie jego żoną.

– Jest tu wszystko, Kate. Każda minuta ostatnich dwudziestu lat. Miałaś rację, musiałem to spisać. Jest doprowadzony do samego końca. Kończy się… kończy się opisem mojego jutrzejszego wyjazdu. To wszystko, co mogę ci dać.

– Dziękuję – powiedziała Kate, łzy płynęły jej po policzkach. – Dobrze… dobrze się nimi zaopiekuję.

– Nie musisz ich czytać – zastrzegł się Patrick. – Mogłabyś się zbyt przejąć.

– Chcę je przeczytać.

– Dobra, ale nie musisz. Dzięki tobie stanąłem na nogi.

– Wiem o tym, Patricku. Zawsze o tym wiedziałam. A ty wiedziałeś, że o tym wiem -jąkała się.

– Powtarzasz się – powiedział z uśmiechem. – Zdawało mi się, że chwaliłaś się, iż ukończyłaś college.

– No cóż, coś się zyskuje, coś się traci. Chcesz się przejść?

– Tak, z przyjemnością. Jake lubi tę obrożę i smycz od Gucciego, które mu kupiłaś.

– Zasłużył sobie na to. Będzie jedynym psem w Westfield, który ma obrożę i smycz od Gucciego.

– Wiem, ale czy ktokolwiek w Westfield ma pojęcie, kto to taki ów Gucci? A propos, co to za jeden?

– Facet, który robi buty i portfele. Zdaje się, że siedzi w więzieniu. – Patrick gwizdnął przeciągle. – Zaraz wracam. Tylko zaniosę do pokoju prezent od ciebie.

– Skoro mamy przejść siedem kilometrów, proponuję, żebyś poszedł też do łazienki. Czuję się zażenowana, kiedy sikasz w krzakach.

– Myślałby kto – roześmiał się Patrick.

Kate skończyła czytać dziennik Patricka za kwadrans piąta. Zabrała się do lektury, kiedy skończyło się przyjęcie i wszyscy położyli się do łóżek. Zamknęła notes z policzkami mokrymi od łez i zaniosła go do biurka. Wzięła krótki prysznic, założyła czystą bluzę i pomaszerowała do kuchni. Otworzyła drzwi do pokoju Delii, weszła na paluszkach do środka i pochyliła się, by szepnąć coś staruszce na ucho.

Włączyła ekspres do kawy i pobiegła z powrotem do swojego pokoju. Słyszała, że obydwa prysznice są odkręcone, co znaczyło, że Patrick i dziewczęta wstali. Usiadła za biurkiem, wyciągnęła z szuflady papier i pióro. Przygryzła dolną wargę, a potem przez pięć minut coś pisała.

– No, czas się zbierać – powiedział Patrick wzruszonym głosem. – Nie wiedziałem, że tak trudno będzie mi się z wami pożegnać. Może nie powinienem tego mówić.

– Może nie powinieneś – zgodziła się Betsy. – Jadę z tobą.

– Ja też – dołączyła się Ellie.

Patrick podszedł do żony, wziął od niej torbę i wręczył ją Delii.

– Nie, Kate, nie możesz jechać z nami. Za miesiąc od dziś, może za rok, znienawidziłabyś mnie. A nie chcę tego. Słuchaj, lubię cię. Nawet cię kocham. Ale… już do mnie nie pasujesz. A ja nie pasuję do ciebie. Nikt nie jest temu winien. Po prostu tak jest. Twoim zadaniem było doprowadzić mnie do tego punktu. Od tej pory muszę sobie dać radę sam. Jeśli będzie mi ciężko, zadzwonię do ciebie, byś mogła mnie podnieść na duchu. Jake pomoże mi pokonywać trudności. Nie płacz, Kate, brzydko wyglądasz, kiedy płaczesz.

Nie odbieram ci dziewcząt. Muszę spędzić z nimi trochę czasu, poznać je. Obiecuję, że je odeślę.

– Och, Patricku, to nie w porządku – powiedziała płaczliwie Kate. – Chcę jechać z wami. Znów jesteśmy rodziną. Dlaczego mi to robisz?

– Ponieważ ty nie masz dość odwagi, by to zrobić. Owszem, teraz, w tej minucie, chcesz jechać ze mną, ale nic dobrego z tego nie wyniknie.

Oboje się zmieniliśmy. Nie jestem już tamtym dawnym Patrickiem. Jestem Harrym jakimś tam, a ty jesteś Kate. Urosły ci skrzydła, Kate, i musisz pofrunąć. Zadzwoń do tego faceta i powiedz mu, że jesteś w drodze do niego. Życie jest zbyt krótkie, by je marnować. Ej, muszę dużo zrobić i odwiedzić wiele miejsc. I zrobię to. Po swojemu. Razem z Jake’em.

– Och, Patricku… łamiesz mi serce – płakała Kate.

– No uspokój się i pomachaj nam na pożegnanie – powiedział radośnie Patrick.

– Idź do diabła, Patricku! – krzyknęła Kate.

– Kate, na twoim miejscu zrzuciłbym pięć kilogramów, zanim stanąłbym na progu domu tego faceta. – Patrick śmiejąc się zajął miejsce za kierownicą. Pomachał ręką. Jake zaszczekał. Dziewczęta przesłały całusy. Jeep ruszył podjazdem.

– Dlaczego ją okłamałeś? – spytała Betsy.

– Chciała jechać z nami. Znów bylibyśmy rodziną – krzyknęła Ellie. Patrick spojrzał na swe córki.

– Czy żadna z was niczego się nie nauczyła w tych modnych college’ach, na które uczęszczała? Wasza matka kocha innego mężczyznę. Była gotowa go porzucić. Dla mnie. Prawie jej na to pozwoliłem. Do ostatniej chwili zamierzałem… należę do tych, którzy biorą. Wasza matka jest z tych, co dają. Powiimyście o tym wiedzieć. Wiem jedno, wasza matka zrobi słusznie. Widzicie, oboje coś sobie obiecaliśmy. Dotrzymaliśmy słowa, a teraz czas, by każde z nas mogło przeżyć życie po swojemu.

No, dobra, kompania śpiew! Wyruszamy w dzikie przestworza…

Загрузка...