Rozdział dziesiąty

– Nie zjadłaś obiadu. Nie możesz pracować, nic nie jedząc, mamo.

Eve wolno podniosła głowę znad biurka.

Bonnie siedziała na podłodze przy drzwiach, obejmując rękami kolana.

– I w dodatku zasypiasz przy biurku zamiast pójść do łóżka.

Chciałam tylko na chwilę zamknąć oczy – powiedziała obronnym tonem Eve. – Muszę skończyć tę pracę.

Wiem – przyznała Bonnie, rzucając okiem na czaszkę na postumencie. – Dobra robota.

Dobra?

Tak mi się wydaje – przyznała Bonnie, marszcząc czoło. – Nie jestem pewna. To chyba jest bardzo ważne. Dlatego zawołałam cię na cmentarz.

Nie wołałaś mnie. Poszłam pod wpływem impulsu.

Naprawdę? – spytała z uśmiechem Bonnie.

A może kwiaty na grobach wytworzyły jakieś podświadome przesłanie. Wiedziałam, że Logan działa podstępnie i być może podejrzewałam, że… Przestań się śmiać.

Przepraszam. Jestem z ciebie bardzo dumna. Miło jest mieć mądrą matkę. Nieźle ci idzie z Jimmym, prawda?

Może być, mam pewne problemy.

Na pewno je rozwiążesz. Pomogę ci.

Co?

Zawsze staram ci się pomagać.

Ach tak, jesteś moim aniołem stróżem? I czuwałaś nade mną, wtedy w nocy, w samochodzie?

Nie, wtedy nie mogłam nic zrobić. Bardzo się bałam. Chcę bycz tobą, ale jeszcze nie teraz. To nie jest twój czas i zostałaby zakłócona równowaga.

Bzdura. Gdyby we wszechświecie istniał jakiś sens czy równowaga, nie zabrano by mi ciebie.

Nie wiem, jak to działa. Czasami wszystko idzie bardzo złe. Nie chcę, żeby tobie źle poszło, mamo. I dlatego teraz musisz bardzo uważać.

Uważam i robię wszystko, żeby się z tego jak najszybciej wyplątać. Dlatego pracuję nad czaszką Jimmy’ego.

Tak, Jimmy jest ważny – odparła z westchnieniem Bonnie. – Szkoda. Inaczej wszystko byłoby znacznie prostsze. Widzę, że w ciągu następnych paru dni zupełnie się wykończysz. Skoro nie chcesz iść do łóżka, to przynajmniej połóż głowę na biurku i śpij.

Śpię.

Ach tak, rzeczywiście. Czasem zapominam, że jestem tylko snem. Zrób mi tę przyjemność i połóż głowę na biurku. Dziwnie wyglądasz, jak śpisz, siedząc wyprostowana na krześle.

To ty jesteś dziwna.

Eve położyła głowę na rękach.

Idziesz już? – spytała po chwili.

Jeszcze nie. Trochę tu zostanę. Lubię się przyglądać, jak śpisz. Wszystkie zmartwienia i problemy gdzieś odlatują i masz taką spokojną twarz.

Pod zamkniętymi powiekami Eve poczuła pałace łzy.

– Dziwny dzieciak…

Barrett House Środa rano - Nic pani wczoraj wieczorem nie zjadła – upomniał ją Logan, wchodząc do laboratorium ze śniadaniem na tacy. – Nie cierpię, kiedy mój wysiłek się marnuje. Nie wyjdę stąd, dopóki pani wszystkiego nie zje. Eve podniosła wzrok znad czaszki.

– Wzrusza mnie pańska troska. Choć wiem, że chodzi wyłącznie o to, żebym nie padła z głodu i przemęczenia, bo wtedy straci pan więcej czasu – dodała, podchodząc do umywalki, żeby umyć ręce.

– Dokładnie o to mi chodzi – powiedział, siadając na zapasowym krześle. – Niech więc mi pani zrobi tę przyjemność.

– Jeszcze czego. Zjem, bo jestem głodna i tak jest rozsądniej. Kropka! – usiadła i zdejmując z tacy serwetkę.

– Przywołała mnie pani do porządku. Zależy mi jedynie na tym, żeby pani coś zjadła. O dziwo, wygląda pani na wypoczętą, choć nie spała pani w swoim łóżku.

– Przespałam się tutaj. I proszę nie węszyć w moim pokoju – powiedziała, pijąc sok pomarańczowy. – Już i tak za bardzo wpakował mi się pan w życie.

– Czuję się za panią odpowiedzialny. Chcę pomóc.

– Żeby przyspieszyć pracę?

– Po części. Nie jestem skończonym draniem.

Eve zjadła kawałek omletu. Logan się roześmiał.

– To była znacząca cisza. Przynajmniej mnie pani nie atakuje. Drzemka dobrze pani zrobiła. Wyczuwam lekkie złagodnienie.

– Źle pan wyczuwa. Po prostu nie mam czasu, żeby analizować pańskie wady i zalety.

– To już coś. Widzę, że jest pani na etapie lalek voodoo. Nazwała go pani jakoś?

– Jimmy.

– Dlaczego…? – zaczął, a potem się roześmiał. – To nie jest Hoffa.

– Zobaczymy.

Eve, ku swemu zdumieniu, też się uśmiechnęła. Po wielu godzinach ciężkiej pracy należało jej się parę chwil wytchnienia. Nawet w towarzystwie Logana.

– Choć nie sądzę, żeby się pan zadawał z przywódcą związkowym.

– Powiedzmy, że nie zależałoby mi na rekonstrukcji jego czaszki. To ciekawe – zauważył, spoglądając na postument. – Jakim cudem może pani odtworzyć twarz przy tak małej ilości śladów?

– Co to pana obchodzi? Grunt, że to zrobię.

– Mam dociekliwy umysł. Czy to coś dziwnego?

– Chyba nie – odparła, wzruszając ramionami.

– Jak się nazywają te pałeczki?

– Wyznaczniki grubości tkanki. Zazwyczaj robi się je ze zwykłych gumek do ołówków. Przycinam każdy wyznacznik na odpowiednią grubość i przyklejam we właściwym miejscu na twarzy. Każda czaszka ma ponad dwadzieścia miejsc o znanej grubości tkanki. Grubość tkanki twarzy jest mniej więcej taka sama u ludzi tej samej rasy, płci, wagi i tego samego wieku. Istnieją wykresy antropologiczne, które podają konkretne wymiary dla każdego punktu. Na przykład dla białego mężczyzny o przeciętnej wadze grubość tkanki w midphiltrum wynosi…

– Co takiego?

– Przepraszam. Odległość od nosa do górnej wargi wynosi dziesięć milimetrów. Struktura kości pod tkanką określa, czy ktoś ma wystającą brodę lub wytrzeszczone oczy.

– I co dalej?

– Biorę paski plasteliny, nakładam je między wyznacznikami i buduję do odpowiedniej grubości.

– To przypomina zabawę w łączenie kropek na rysunku.

– Trochę, tyle że to, co robię, jest trójwymiarowe i o wiele trudniejsze. Muszę się koncentrować na naukowych elementach budowania twarzy, to znaczy przestrzegania grubości tkanki w poszczególnych miejscach, gdy je wypełniam plasteliną, pamiętać o mięśniach twarzy i sposobie, w jaki wpływają na jej rysy.

– A na przykład wielkość nosa? Nasz Jimmy nie ma nosa.

Na tym polega trudność. Szerokość i długość określają pomiary. Dla białego mężczyzny, takiego jak Jimmy, mierzę otwór nosowy w najszerszym miejscu i dodaję z każdej strony po pół centymetra na nozdrza. To mi daje szerokość. Długość zależy od wymiaru małej kostki u podstawy otworu nosowego, która nazywa się grzbietem nosa. To bardzo proste. Mnożę grzbiet nosa przez trzy i dodaję grubość tkanki midphiltrum.

– A, znów to…

– Mam mówić czy nie?

– Tak. Zawsze, kiedy coś mnie przerasta, trochę sobie żartuję. Naprawdę, nie chciałem pani przerywać.

– Kość grzbietowa nosa określa również kąt nosa. Dzięki niej wiem, czy nos jest zadarty, przekrzywiony czy bardzo prosty. Jak już się ukształtuje nos, z uszami jest łatwiej. Na ogół są takiej samej długości jak nos.

– To wszystko jest bardzo dokładne.

– Niestety nie – powiedziała Eve, wzruszając ramionami. – Mimo wzorów, pomiarów i danych naukowych nigdy nie jestem pewna, czy rekonstruuję autentyczny nos. Staram się jak mogę i mam nadzieję, że nie odchodzę zbyt daleko od rzeczywistości.

– A usta?

– Znów polegam na pomiarach. Długość warg jest zdeterminowana odległością między górnymi a dolnymi dziąsłami. Szerokość na ogół odpowiada odległości między kłami i zazwyczaj równa się odległości między środkiem oczu. Grubość warg wynika z tablic antropologicznych związanych z grubością tkanki. Podobnie jak w wypadku nosa nie mam pojęcia o indywidualnym kształcie ust i muszę kierować się wyczuciem i…

Eve odsunęła tacę i wstała.

– Nie mam czasu na rozmowy. Wracam do pracy.

– To znaczy, że mnie pani wyrzuca – powiedział Logan, wstając i biorąc tacę. – Czy mogę tu czasem przyjść i przyglądać się, nie będzie to pani przeszkadzało?

– Po co? Myśli pan, że naprawdę zrobię twarz Jimmy’ego Hoffy?

– Nie. Czy to jest możliwe?

– Chyba pan nie słuchał tego, co mówiłam. Struktura kości wskazuje rysy twarzy.

– A całe to wygładzanie, wypełnianie, odgadywanie kształtu nosa i ust…

– Jeśli człowiek ma jakieś wstępne wyobrażenie, to może się tym potem kierować. Dlatego, dopóki nie skończę, nigdy nie oglądam zdjęć. W tym okresie pracy nie pozwalam sobie na twórcze działania. Podstawą rekonstrukcji twarzy muszą być czyste wyliczenia i nauka. Kiedy kończę pracę techniczną, zastanawiam się nad twarzą jako całością. Gdybym nie postępowała w ten sposób, skończony produkt byłby jedynie rzeźbą twarzy, a nie jej rekonstrukcją. Jimmy na pewno nie będzie wyglądał jak Jimmy Hoffa, chyba że jest to czaszka Hoffy. Nie musi mnie pan pilnować, Logan.

– Nie to miałem na myśli. Jeśli powiem, że jestem spięty i że się denerwuję, pozwoli mi pani przychodzić?

– Ma pan wątpliwości? Przecież był pan pewien, że to jest Kennedy.

– Chcę zobaczyć, jak ta czaszka ożywa. Wiem, że nie zasłużyłem sobie na żadne względy, ale niech się pani zgodzi.

Eve zawahała się. Nadal była zła i niechętnie nastawiona do Logana. Po tym wszystkim, co zrobił, powinna kazać mu się wypchać. Z drugiej strony, zawieszenie broni może jej się przydać, żeby się bezpiecznie wyplątać z całej sytuacji.

– Dobrze, ale pod warunkiem, że nie będzie się pan odzywał. Jedno słowo i do widzenia.

– Zgoda – powiedział Logan, wychodząc. – Nawet się pani nie zorientuje, że tu jestem. Przyniosę jedzenie, kawę i przycupnę w kącie jak potulny kot.

– Nie znam ani jednego potulnego kota – oświadczyła Eve, podchodząc do postumentu i zabierając się do pracy. – Ma być cicho.


Chevy Chase Środa po południu Coś wolno to panu idzie, Doprel – powiedział Fiske. – Nawet się pan nie zabrał za czaszkę.

– Nigdy nie pracuję na samej czaszce – wyjaśnił Doprel. – Robię odlew i na nim sporządzam rekonstrukcję.

– Wszyscy tak robią? To strata czasu.

– Nie, ale ja tak wolę – odparł z irytacją Doprel. – Tak jest bezpieczniej. Nie muszę uważać na kości czaszki.

– Timwickowi zależy na pośpiechu. Ten odlew…

– Pracuję tak, jak potrafię – odparł zimno Doprel. – Praca idzie szybciej, kiedy nie muszę tak bardzo uważać.

– Timwick nie będzie miał pretensji, jeśli czaszka się zniszczy. Nie mamy czasu na odlewy. Poza tym im szybciej pan się z tym upora, tym szybciej wróci pan do domu.

– Ja nie… Do diabła! A niech się nawet wszystko połamie. Będę pracował na czaszce. I niech pan stąd idzie, Fiske. Miał mi pan przynosić jedzenie i to, czego mogę potrzebować, a nie krytykować moje metody pracy.

Bezczelny gnojek. Traktuje mnie jak służącego – pomyślał Fiske. Znał takich naukowców. Wydawało im się, że są mądrzejsi i lepsi od innych ludzi. Doprel nie potrafiłby zrobić tego, co Fiske, nawet gdyby żył milion lat. Brakowało mu sprytu i odwagi.

Być może jednak Doprel zrozumie swój błąd. Timwick powiedział, że to zależy od wyników.

– Nie chciałem pana urazić – powiedział z uśmiechem Fiske. – Zrobię świeżej kawy.


Barrett House Środa, 22.50


Koniec.

Eve cofnęła się, zdjęła okulary i wytarła oczy wierzchem dłoni. Piekły ją po męczącym układaniu warstw plasteliny. Na razie bała się cokolwiek dodawać, żeby nie popełnić błędu. Postanowiła, że usiądzie i trochę odpocznie. Usiadła na krześle przy biurku i zamknęła oczy.

– Dobrze się pani czuje? – spytał Logan.

Eve podskoczyła i spojrzała w kąt laboratorium. Zupełnie zapomniała, że on tu jest. W ciągu ostatniej doby wchodził i wychodził jak duch, nie mówiąc ani słowa.

Może zresztą coś mówił. Eve tak była zaabsorbowana pracą, że niewiele pamiętała. Jak przez mgłę przypomniała sobie, że dzwoniła do matki, ale nie wiedziała, o czym rozmawiały.

– W porządku? – odezwał się znów Logan.

– Oczywiście. Odpoczywałam. Mój wzrok nie jest w najlepszym stanie i bolą mnie oczy.

– Nic dziwnego. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem, żeby ktoś pracował tak intensywnie. Michał Anioł na pewno częściej odpoczywał, rzeźbiąc Dawida.

– Miał więcej czasu.

– I jak?

– Nie wiem. Nigdy nie wiem, dopóki nie skończę. Na razie mam za sobą etap podstawowy. Teraz przyszła pora na kłopoty.

– Powinna pani odpocząć.

Logan siedział spokojnie, ale Eve wyczuwała w nim ogromne napięcie.

– Właśnie usiłowałam odpocząć.

– Przepraszam. To wszystko z troski. Obawiałem się, że lada moment się pani przewróci – powiedział z uśmiechem.

– Mimo to nie powstrzymywał mnie pan.

– Nie mogę. Czas leci. Jak długo jeszcze? – spytał po chwili.

– Dwanaście godzin. Może odrobinę dłużej – odparła, opierając się wygodniej. – Nie wiem. Tyle, ile będzie trzeba. Niech mnie pan nie pogania.

– Dobrze – powiedział, zrywając się na nogi. – Niech pani odpocznie. Proszę się położyć na kanapie. Kiedy mam panią obudzić?

– Nie będę spała. Chcę tylko zamknąć na moment oczy.

– Przyjdę później. Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu – dodał, wychodząc.

– Wszystko mi jedno – odparła, zamykając oczy. – Proszę mi powiedzieć, czy te wszystkie uprzejme słówka i zwroty nie stają panu kością w gardle?

– Trochę. Dam sobie radę. Już dawno przekonałem się, że jeśli nie jest się najważniejszą częścią komputera, należy smarować kółka i nie przeszkadzać.

– W życiu nie słyszałam tak poplątanych metafor.

– Skąd pani wie? Jest pani tak zmęczona, że nie poznaje własnych myśli.

– Nie muszę. Od tej chwili działam wyłącznie instynktownie. Muszę tylko patrzeć.

– Mogę panią karmić, nie zastąpię jednak wzroku.

– Nikt mnie nie zastąpi.

Logan zamknął za sobą drzwi.

– Nikt – mruknęła Eve. – Teraz jest nas tylko dwoje, prawda, Jimmy?


Chevy Chase Środa wieczorem, 23.45


– On już prawie skończył, Timwick – powiedział Fiske. – Stwierdził, że poszło łatwiej, niż przypuszczał. Jeszcze jakieś dwanaście godzin.

– Widziałeś czaszkę?

– Nic z tego nie rozumiem. Nie ma oczu ani nosa. Wydaje mi się, że tracisz czas.

– Mam na ten temat swoje zdanie. Zadzwoń, jak skończy, a ja zaraz zejdę.

Fiske odłożył słuchawkę. Jeszcze dwanaście godzin i dowie się, kto jest jego następnym celem: Doprel czy Logan i Duncan. Miał nadzieję, że będzie to Doprel. Zlikwidowanie Logana i Duncan było trudniejsze, ale Doprel doprowadzał go do szału.


Barrett House Czwartek, 6.45


Wygładzić glinę.

Delikatnie. Z wyczuciem. Niech czubki palców poruszają się same z siebie. Nie myśleć.

Pomóż mi, Jimmy.

Glina była zimna, ale czubki palców Eve, kiedy ją rzeźbiły i wygładzały, robiły wrażenie ciepłych, nawet gorących.

Uszy. Nie miała pojęcia, czy powinny przylegać do głowy i czy nie miały dłuższych płatków.

Dłuższy i cieńszy nos.

Wargi?

Znów raczej ogólnie. Znała ich szerokość, ale nie kształt. Wyrzeźbiła zamknięte usta, bez wyrazu.

Oczy.

Bardzo ważne. Bardzo trudne. Żadnych tablic z pomiarami i zaledwie kilka naukowych wskaźników. Dobrze, nie należy się spieszyć. Najważniejszy jest kształt i kąt oczodołów. Rozmiar gałek ocznych jest u wszystkich prawie taki sam i niewiele się zmienia między wiekiem dziecięcym a dorosłym. Czy oczy Jimmy’ego powinny być wytrzeszczone, głęboko osadzone, czy gdzieś pośrodku? Musi zdecydować na podstawie kąta oczodołów i kości nad oczami.

Jeszcze nie teraz. Oczy robiła zawsze na końcu. Większość rzeźbiarzy sądowych pracowała z góry na dół i wykonywała oczy prawie na samym początku. Eve nie potrafiła tak pracować. Przekonała się, że spoglądające na nią oczy zmuszają ją do większego pośpiechu, jakby mówiły: „Chcę wrócić do domu”.

Bardziej wygładzić kości policzkowe, nie za głęboko. Nie patrzeć na twarz jako na całość. Traktować każdy kawałek i fragment oddzielnie.

Wygładzić. Wypełnić. Wolniej. To jeszcze nie koniec. Umysł nie może rządzić dłońmi. Niczego nie trzeba sobie wyobrażać. Rzeźbić. Wymiary nadal są bardzo ważne. Sprawdzić.

Szerokość nosa – 32 milimetry. Dobrze.

Wysunięcie nosa – 19 milimetrów. Dobrze.

Wysokość warg – 14 milimetrów. Nie, powinno być 12. Obsunąć górną wargę, na ogół jest węższa od dolnej.

Bardziej zabudować okolicę ust, tam jest jeden z głównych mięśni.

Poprawić nozdrza. Drobne zmarszczki po obu stronach nosa. Jak głębokie?

Co za różnica? Jeszcze nikt nigdy nikogo nie zidentyfikował na podstawie zmarszczek.

Pogłębić okolicę dolnej wargi. Dlaczego? Nieważne, tak trzeba.

Wygładzić. Wyrzeźbić. Wypełnić.

Zmarszczki wokół oczu i wokół ust.

Eve pracowała teraz jak w gorączce, jej dłonie niemal fruwały wokół twarzy Jimmy’ego.

Już prawie koniec.

Kim jesteś, Jimmy? Pomóż mi. Kończymy. Zrobimy zdjęcie, roześlemy je i ktoś zabierze cię do domu.

Wygładzić. Wyrzeźbić. Koniec.

Eve cofnęła się o krok i głęboko odetchnęła. Zrobiła wszystko, co mogła.

Oprócz oczu.

Jaki kolor? Logan pewno wolałby, żeby wzięła niebieskie. Błękitne oczy Kennedy’ego były tak samo znane jak jego uśmiech. Do diabła z Loganem! To nie jest Kennedy. Dlaczego miałaby podlizywać się Loganowi? Zrobiła jeszcze krok w tył i po raz pierwszy spojrzała na całą twarz. Weźmie brązowe oczy, jak zwykle…

– Och, mój Boże!

Stała nieruchomo, wpatrując się w twarz, którą stworzyła. Czuła się tak, jakby ją ktoś kopnął w brzuch.

Nie!

To kłamstwo.

Podeszła wolno do stołu, gdzie leżała kasetka z oczami: niebieskimi, brązowymi, szarymi, zielonymi.

Zaniosła do postumentu całą kasetkę.

Była wykończona i wyobraźnia mogła jej płatać figle. Oczy zmienią wszystko. Brązowe. Włoży mu brązowe oczy. Drżącymi rękami wyjęła pierwszą brązową gałkę oczną i włożyła ją w lewy oczodół. Potem to samo zrobiła z prawym okiem.

– Włożyła pani złe oczy, Eve – powiedział Logan. – Sama pani o tym wie.

Wpatrywała się w brązowe oczy, sztywno wyprostowana.

– Niczego nie wiem.

– Niech pani zmieni oczy.

– To błąd. Gdzieś musiałam się pomylić.

– Pani się nie myli. Niech pani wstawi oczy, które należą do tej twarzy.

Eve wyjęła z oczodołów brązowe gałki i odłożyła je do kasetki. Niewidzącym wzrokiem spoglądała na szereg sztucznych oczu.

– Przecież wie pani, które wziąć.

– Tak.

Wyciągnęła rękę, wzięła oczy i wcisnęła je w oczodoły.

– A teraz niech się pani cofnie i spojrzy na niego.

Eve odsunęła się od postumentu. Niewiarygodne.

Wielki Boże, to nie może być prawda. Nie było też żadnych wątpliwości.

– Ty draniu! – zawołała drżącym głosem, wpatrując się w szare oczy.

Cała się trzęsła. Miała wrażenie, że kula ziemska drży na swej osi.

– To jest Ben Chadbourne. To jest prezydent.


Chevy Chase


– I co? – spytał ponuro Doprel. – Czy to wasz terrorysta?

Timwick spojrzał na czaszkę.

– Jest pan pewien, że to właściwa rekonstrukcja?

– Tak. Mogę już wracać do domu?

– Owszem, bardzo panu dziękuję. Za chwilę załatwię samochód do Nowego Jorku. Bardzo proszę o dyskrecję. W grę wchodzi kwestia bezpieczeństwa.

– Nie zamierzam nikomu o tym opowiadać. Nie jest to szczytowe osiągnięcie w mojej karierze zawodowej. Idę się spakować.

Doprel wyszedł z pokoju.

– Mam go odwieźć? – spytał Fiske.

– Nie – odparł Timwick. – Ta czaszka nie ma znaczenia. Doprel się nie liczy. Ktoś inny go odwiezie. Ty masz swoje zadanie i musimy się spieszyć. Teraz zostaw mnie samego – rozkazał, podchodząc do telefonu. – Muszę zadzwonić.

Poczekał, aż Fiske wyjdzie i wybrał specjalny numer do Białego Domu.

– To nie on. Ten sam wiek. Ta sama ogólna struktura twarzy. Ale to nie jest on.


Barrett House Oszukał mnie pan – szepnęła Eve.

– Tak. To moje ostatnie kłamstwo.

– I mam panu uwierzyć? Gdziekolwiek się obrócę, okazuje się, że znów pan skłamał. Nigdy pan nie myślał, że to jest Kennedy. Mój Boże, nawet zgromadził pan te wszystkie książki, żebym uwierzyła w to, co pan chciał mi wmówić. Jakaś bzdurna zasłona dymna.

Wcale nie taka bzdurna. Bardzo się namęczyłem, żeby kłamstwo wyglądało wiarygodnie. Musiałem ukryć fakt, że zajmuję się historią Donnellego. Dlatego wprowadziłem fałszywy ślad – na Kennedy’ego. Żeby nie wiedzieli, czy coś podejrzewam, czy jestem stuknięty. Zacząłem też dyskretnie szukać rzeźbiarza sądowego, jedynej osoby, która mogłaby potwierdzić historię Donnellego.

– To znaczy mnie.

– Tak. Była pani kluczową osobą w moim dochodzeniu.

Eve spojrzała na czaszkę Jimmy’ego. Nie, to już nie był Jimmy, tylko Ben Chadbourne, prezydent Stanów Zjednoczonych. Potrząsnęła głową.

– To szaleństwo. Kiedy opowiedział mi pan, co zaszło w domu pogrzebowym Donnellego, zakładałam, iż to się zdarzyło dawno temu. Tak właśnie miałam myśleć, prawda?

– Tak. Cała sprawa wydarzyła się zaledwie dwa lata temu.

– Same kłamstwa.

– Nie mogła pani mieć jakichkolwiek podejrzeń ani żadnych uprzedzeń. Jedynie w ten sposób mogłem być pewien, że zrekonstruuje pani prawdziwą twarz. Pani praca była czymś absolutnie cudownym. Wcześniej nie miałem prawie wątpliwości, że chodzi o niego, ale każde dotknięcie pani ręki…

– Jak zginął? Został zamordowany?

– Przypuszczalnie. To ma sens.

– I ten człowiek w Białym Domu jest jednym z jego sobowtórów?

Logan kiwnął głową.

– To zbyt dziwaczne. Niemożliwe. Nie w wypadku prezydenta.

– Zrobili to.

– Timwick?

– On ich kryje.

– Kogo?

– Zonę Chadbourne’a, To na pewno ona wszystkim dyryguje. Jedynie ona może ochraniać sobowtóra i pilnować, żeby się nie zblamował.

Lisa Chadbourne. Eve pamiętała ją z konferencji prasowej, kiedy stała z boku, wpatrując się w męża z uwielbieniem.

– I to ona zamordowała Chadbourne’a?

– Może. To wyjdzie na jaw dopiero wówczas, gdy będzie wiadomo, co się z nim stało.

– Ale dlaczego?

– Nie wiem. Może ze względów ambicjonalnych. Jest sprytna, niegłupia i potrafi się znaleźć w każdej sytuacji. Skończyła prawo i została wspólniczką w znanej firmie prawniczej. Potem wyszła za Chadbourne’a i wmanewrowała go aż do Białego Domu. Jak już się tam znalazła, robiła wszystko tak jak trzeba. Jest doskonałą pierwszą damą – dodał z ironicznym uśmiechem.

– Nie wierzę, żeby go zabiła.

– Wiedziałem, że pani nie uwierzy. Samemu trudno mi to przyszło. Rozmawiałem z nią parę razy i zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Połączenie wdzięku i inteligencji jest rozbrajające.

Eve potrząsnęła z niedowierzaniem głową.

– Zarzucam panią informacjami. Chciałbym dać pani więcej czasu na przyswojenie sobie tego wszystkiego, ale to niemożliwe. Bo nie mamy czasu. Dobrze – powiedział, wstając. – Proszę uważać, że to nie Lisa Chadbourne. Przyjmijmy, że stoi za tym ktoś inny. Trzeba jednak przyznać, że ona musi w tym tkwić po uszy.

– To jest… do przyjęcia. A jeśli to nie jest Chadbourne? – spytała, rzucając okiem na czaszkę. – Może to któryś z jego sobowtórów?

– To jest Chadbourne.

– Bo pan tak chce?

– Bo jest. To jedyne sensowne wytłumaczenie. James Timwick przywiózł ciało do Donnellego.

– Skąd pan wie? Jego ojciec mógł kłamać.

– Na pewno. To była niezła kanalia. Jednakże niegłupia kanalia. Miewał do czynienia z różnymi podejrzanymi typami i musiał jakoś dbać o swoje interesy. W krematorium zainstalował urządzenie do nagrywania, które przed śmiercią przekazał synowi. Z powodu tej taśmy kazałem Gilowi zająć się sprawą.

– Jeśli miał pan obciążającą taśmę, nie potrzebował pan innych dowodów. Mógł ją pan dostarczyć policji, telewizji…

– Sama taśma by nie wystarczyła. Nie było na niej żadnych szczegółów. Niczego w rodzaju: „Cześć, nazywam się James Timwick i przywiozłem ciało prezydenta Stanów Zjednoczonych”. Na taśmie była jedynie ogólnikowa rozmowa z krematorium. Timwick kazał jednemu ze swych ludzi przynieść ciało. W pewnej chwili poprosił Donnellego o krzesło, żeby usiąść. Najwyraźniej biedny człowiek miał za sobą trudny dzień i był zmęczony.

– Skąd pan wie, że to był Timwick?

– Kiedyś go poznałem. Jest dyrektorem służb specjalnych i brał udział w wielu spotkaniach, na których występował Chadbourne, i…

– Służby specjalne. Powiedział mi pan, że Timwick jest figurą w Ministerstwie Skarbu. Ach tak, tajne służby jako część Ministerstwa Skarbu. Jeszcze jedno kłamstwo.

– Przepraszam. Timwick ma za sobą wyróżniającą się karierę i odegrał kluczową rolę w wyborach prezydenckich, kiedy Chadbourne został prezydentem. Ma bardzo charakterystyczny głos. Pochodzi z Massachusetts i wyniósł stamtąd wyraźny akcent. Wydawało mi się, że to jego głos jest nagrany na taśmie i kiedy młody Donnelli przysłał mi nagranie, porównałem je z nagraniami z kampanii prezydenckiej. Nic trudnego. Timwick nie jest człowiekiem, który chciałby stać w cieniu. Był poważnie rozczarowany, gdy nie został ministrem u Chadbourne’a.

– Nie mogę uwierzyć, że pozwolili się szantażować Donnellemu. Dlaczego mu nie odebrali czaszki i taśmy?

– Powiedział im, że zdeponował kopię nagrania i wyjaśnienia u adwokata, który miał je wysłać do środków przekazu, gdyby Donnelli zmarł śmiercią nienaturalną.

– A potem zmarł na atak serca, a jego syn znikł.

– Timwick nie miał z tym nic wspólnego, musiał więc przyjąć, że młody Donnelli zrobił lepszy interes. Wyobrażam sobie, że szukali go bardzo intensywnie. Zachowywałem szczególną ostrożność, jednak skądś musieli się dowiedzieć, że młody Donnelli się ze mną skontaktował. A może nie – dodał, wzruszając ramionami. – Może szukali czegoś lub kogoś podejrzanego, a ja niechcący włączyłem dzwonki alarmowe.

– To niewiarygodne. Dlaczego mieliby zamordować Chadbourne’a?

– Mam pewien pomysł, choć jedynie zgaduję. Lisa Chadbourne jest wyjątkową kobietą. Niektórzy twierdzą, iż byłaby lepszym prezydentem niż jej mąż. Z drugiej strony powszechnie się uważa, że za wcześnie jeszcze, by kobieta została prezydentem, zatem Lisa musi działać za kulisami. Na pewno wieczne przebywanie w cieniu męża mocno jej dokuczyło. A Ben Chadbourne nie był słabym mężczyzną. Może chciała bardziej go kontrolować?

– Dużo tych „może”.

– Tyle mogę pani powiedzieć. Wierzę, że tak właśnie się to odbyło. Czy zrobi pani coś dla mnie? W bibliotece, w górnej szufladzie biurka, są trzy kasety wideo z ostatnich wystąpień i konferencji prasowych Chadbourne’a. Byłbym wdzięczny, gdyby je pani obejrzała.

– I co mam na nich zobaczyć?

– Niech je pani obejrzy.

– To znów jakaś głupota…

– Co pani zależy?

Eve milczała przez chwilę, a potem kiwnęła głową.

– Dobrze – powiedziała, wychodząc. – Obejrzę.

Gdy tylko wyszła, Logan podszedł do telefonu i zadzwonił do Gila w powozowni.

– Skończyła. To jest czaszka Chadbourne’a.

Gil zaklął cicho.

– Nie wiem, dlaczego mnie to dziwi. Tego się przecież spodziewaliśmy.

– Obserwowałem jej pracę i też przeżyłem szok.

– Jak ona to przyjęła?

– Pomnóż swoją reakcję przez milion razy i będziesz blisko. Nie jest pewna, czy ma mi uwierzyć. Nie dziwię się. Po tych wszystkich kłamstwach, którymi ją częstowałem, sam bym sobie nie wierzył. Przynajmniej zgodziła się obejrzeć nagrania. Kiedy skończy, znów nad nią popracuję.

– A mamy czas?

– Bóg raczy wiedzieć. Rekonstrukcja czaszki jest jednak pierwszą szczeliną. Ona jest nam nadal potrzebna i musi uwierzyć, że to jest naprawdę Chadbourne. Później wszystko pójdzie samo. Jesteś gotów do wyjazdu?

– Tak.

– Powiedz Markowi i Margaret, żeby wszystko spakowali. Wywieź ich stąd czym prędzej.

– Zrobione.

Logan odłożył słuchawkę i podszedł do czaszki Chadbourne’a. Biedny facet. Nie zasłużył sobie na taki los. On sam nigdy nie zgadzał się z jego polityką, ale lubił go jako człowieka. Wszyscy ludzie lubili Bena Chadbourne’a. Miał marzenia, które usiłował zrealizować. Brakowało mu praktycznego podejścia do rzeczywistości i prawdopodobnie wpakowałby kraj w straszne długi, ale w ostatnich czasach niewiele osób miało jeszcze jakieś marzenia.

A ci, co mieli, zazwyczaj kończyli jak ten człowiek, który wpatrywał się teraz w niego szklanymi oczyma.

Загрузка...