Rozdział piętnasty

Uniwersytet Stanowy w Kennesaw


– Jak idzie? – spytał Logan, przykucając przy krześle Eve. – Ma pani wolną chwilkę?

– Nie, nie mam. Zbyt wiele czasu zabrało mi przygotowanie całej aparatury – odparła, ustawiając kamerę. – Dopiero zaczęłam.

– Margaret dzwoniła z Lanier. Mam ich numer telefonu. Myślałem, że zechce pani porozmawiać z matką.

– Czemu pan od razu nie mówił? Pewnie, że chcę. Logan wystukał numer i podał Eve swój telefon.

– Jak się czujesz, mamo?

– Jestem zmęczona. Denerwuję się o ciebie. O siebie też. Poza tym wszystko świetnie. Kiedy to się skończy, Eve?

– Nie mam pojęcia. Jaki jest ten domek?

– Ładny. Nad wodą. Fantastyczny widok.

Pochwały Sandry nie brzmiały jednak zbyt przekonująco. Trudno jej się dziwić – pomyślała Eve. Została nagle wyrwana z wygodnego i przyjemnego życia, na które sobie zasłużyła.

– Spróbuj się rozluźnić i odpocząć. Masz coś do czytania?

Margaret przywiozła parę kryminałów, ale wiesz, że marna ze mnie czytelniczka. Jest tu duży telewizor. Myślisz, że mogłabym zadzwonić do Rona? Nie powiem mu, skąd dzwonię.

– Nie, nie rób tego, mamo. Naprawdę. Postaram się, żebyś za kilka dni mogła wrócić do domu.

– Dobrze – zgodziła się Sandra przygaszonym głosem. – Czuję się trochę samotna. Ale to nic. Uważaj na siebie.

– Obiecuję. Dobranoc, mamo. Będę do ciebie dzwonić codziennie.

Eve oddała telefon Loganowi.

– Dzięki. Teraz mi lepiej.

– O to mi chodziło. Jak się czuje pani matka?

– Jest przygnębiona. Chce wrócić do swojego życia – powiedziała Eve, wpatrując się tępo w monitor. – Zasłużyła sobie na dobre życie. Po ciężkich czasach wreszcie trochę jej się poprawiło. Spotkała kogoś, na kim jej zależy. Matka zawsze lubiła żyć wśród ludzi.

– A pani nie?

Eve wzruszyła ramionami.

– Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Zawsze byłam zapracowana.

– Zawsze?

– Nie zawsze. Kiedy Bonnie… Znów mnie pan wypytuje, Logan.

– Przepraszam, jestem ciekaw, jaka pani jest i co panią porusza. Oczywiście oprócz naszych przyjaciół, którzy już odeszli – dodał, spoglądając na postument. – Po śmierci córki z nikim się pani nie zaprzyjaźniła.

– Byłam zajęta.

– Może nie chce pani zbyt się zbliżać do ludzi, żeby się później nie rozczarować?

– Czy pan sądzi, że zaskoczy mnie swą wspaniałą przenikliwością? Doskonale zdaję sobie sprawę, że unikam bliższych kontaktów z ludźmi. I wiem dlaczego.

– Nie wątpię. Jest pani genialną kobietą. Dlaczego nie chce pani tego zmienić?

– Bo nie chcę.

– Nawet za cenę pełniejszego i ciekawszego życia?

– Nie wie pan, jak bardzo moje życie jest pełne i ciekawe w porównaniu z tym, które wiodłam przedtem. Byłam stracona, a teraz się odnalazłam. Topiłam się w smutku i żalu – powiedziała drżącym głosem – i udało mi się wydostać na suchy ląd. To wystarczy, Logan.

– Nie. Nadszedł czas, aby pójść naprzód.

– Nie rozumie pan.

– Staram się.

– Dlaczego?

– Bo panią lubię.

– O co panu chodzi? – spytała, przyglądając mu się podejrzliwie.

– O nic. Lubię poznawać nowych ludzi i się z nimi zaprzyjaźniać, nawet jeśli istnieje ryzyko, że coś nas rozdzieli. Lubię panią i podziwiam. Pomyślałem, że powiem to pani.

– Nim znów mnie pan wykorzysta?

– Aha.

– Jest pan niemożliwy. – Eve wróciła wzrokiem do monitora. – Czy pan się spodziewa, że teraz się przeprosimy i pójdziemy się bawić w piaskownicy?

– Nie, niczego się nie spodziewam i niczego nie planuję. Dla odmiany chciałem być wobec pani szczery. Przepraszam, jeśli wytrąciło to panią z równowagi. Proszę wracać do pracy.

– Już wracam.

– Myślałem, że więcej pani zrobi do tej pory.

Eve ucieszyła się, iż ten dziwny moment intymności minął i Logan znów jest sobą. Rzeczywiście wyprowadził ją z równowagi.

– Czyszczenie Bena trwało dłużej, niż myślałam – odparła, rzucając okiem na Kesslera, który siedział przy stole w drugim końcu laboratorium. – Gary nie jest zadowolony. Nie może się doczekać, żeby wreszcie zacząć swoją pracę, a ja potrzebuję jeszcze czaszki do weryfikacji.

– Po co robiła pani zdjęcia w Barrett House?

– Dla pewności.

– Jak długo potrwa nałożenie? To miejsce jest za bardzo na widoku. Chciałbym jak najprędzej się stąd wynieść.

– Staram się jak mogę.

Eve przesunęła kamerę wycelowaną w czaszkę na postumencie, po czym lekko poprawiła drugą kamerę, wycelowaną w jedną z fotografii Bena Chadbourne’a, którą Logan dał jej jeszcze w Barrett House.

– Ile czasu to zajmie? – powtórzył.

– To zależy. Czasami najdłużej trwa ustawianie, a ja w dodatku nie znam tego sprzętu. Myślę, że teraz będzie dobrze.

– Na czym to polega?

– Nie ma pan nic innego do roboty?

– Bardzo mnie to interesuje. Czy pani przeszkadzam?

– Niespecjalnie – powiedziała obojętnie Eve, przesuwając kamerę. – Jak pan widzi, jedna kamera jest skierowana na czaszkę, druga – na fotografię. W obu wypadkach kąt ustawienia musi być taki sam. Później obie kamery podłączy się do miksera, który połączyłam także z wideo. Dzięki temu widzimy obraz na ekranie. Mikser może dzielić obraz na ekranie poziomo i pionowo, symetrycznie i cząstkowo. Ale ja muszę stworzyć obraz znikający.

– Co to takiego?

– Coś jak projekcja marzenia na filmie. Wie pan, kiedy jeden widok blednie, a na jego miejscu pojawia się drugi. Jedno wyobrażenie nakładam na drugie i widzi się zarówno zdjęcie, jak i czaszkę pod nim, jakby skóra tej osoby była przezroczysta.

– Może mi to pani pokazać?

– Proszę.

Eve wprowadziła oba obrazy na ekran i zaczęła przekształcanie.

– Dlaczego wybrała pani…

– Proszę być cicho. Pracuję.

– Przepraszam.

Prawie o nim zapomniała, pochłonięta trudnym zadaniem. Przesunąć. Za bardzo. Wrócić. Poprawić. Znowu. Znowu. I jeszcze raz.

– Mój Boże! – wykrzyknął Logan, pochylając się do przodu i wpatrując w niesamowity, połączony w jedno wizerunek. – To niesłychane.

– Nie ma w tym nic nadzwyczajnego.

– Mogę coś powiedzieć?

– Nic innego pan nie robi.

– Dlaczego wybrała pani zdjęcie, na którym Chadbourne się uśmiecha?

– Ze względu na zęby. Zęby rzadko są doskonałe i każdy zestaw ma swoje ułomności. Jeśli zęby pasują, wygraliśmy. Dlatego musiałam to zrobić, nim Gary zacznie usuwać zęby.

– I tutaj zęby pasują?

– O tak – odparła z satysfakcją. – Niewątpliwie. Nie widzi pan?

– Nie jestem ekspertem. I przeszkadza mi ten dziwny podwójny obraz.

– Wszystko do siebie pasuje – powiedziała Eve, wskazując na ekran. – Niech pan spojrzy. Linia szczęki czaszki pokrywa się z linią warg na zdjęciu. A to – postukała w otwór nosa – jest tego samego kształtu i rozmiaru co nos. Gałki oczne są w tym samym miejscu. Jest jeszcze kilka innych punktów stycznych i wszystkie do siebie pasują.

– I co teraz?

– Wydrukuję kilkanaście odbitek obrazu z ekranu i zajmę się następną fotografią.

– Przecież powiedziała pani, że wszystko doskonale pasuje.

– Dla zwykłego człowieka. Nie dla prezydenta Stanów Zjednoczonych. Każda cecha musi być potwierdzona. Muszę zrobić lepsze ujęcie z boku kanału usznego i połączenia mięśni z boku…

– Rozumiem – przerwał jej Logan, podnosząc ręce. – Czy mogę pani jakoś pomóc?

– Niech pan idzie porozmawiać z Garym i trochę go uspokoi. Za chwilę zacznie mnie poganiać.

– Dobrze, już idę – zgodził się, wstając. – Ostatnio nic innego nie robię, tylko uspokajam. Bardzo deprymuje mnie fakt, że sam nie mogę działać.

– Wolę, kiedy jest pan w fazie pasywnej – odparła sucho Eve. – Za każdym razem, kiedy zaczyna pan działać, wpadam w kłopoty.

No comment.

Eve wróciła wzrokiem na ekran. Wiedziała, że nakładanie obrazów potwierdzi to, co osiągnęła, modelując czaszkę, ale mimo to czuła się podekscytowana. To był kolejny fragment muru składającego się z dowodów.

– Niedługo skończymy, Ben – szepnęła i nacisnęła guzik drukarki.

3.35.

Padał deszcz.

Eve nie zdawała sobie z tego sprawy, kiedy pracowała w laboratorium. Teraz stanęła w otwartych drzwiach budynku, spoglądając na wypielęgnowane trawniki uniwersyteckiego miasteczka. Z przyjemnością wciągnęła do płuc chłodne, wilgotne powietrze. Powinna odczuwać zmęczenie, tymczasem nadal wibrowała energią.

– Nie stój tutaj – powiedział Joe, oparty o ceglany murek niedaleko drzwi. – Wracaj do środka.

– Muszę odetchnąć świeżym powietrzem.

– Skończyłaś?

– Skończyłam nakładanie. Gary dopiero co zaczął wydobywać DNA. Jesteś cały mokry – spostrzegła, patrząc na jego ubranie.

– Nie cały. Chroni mnie gzyms. Trochę chłodu nie zawadzi – powiedział z uśmiechem. – Jest mi gorąco, dosłownie i w przenośni.

– Zauważyłam. Nie powinieneś mieć pretensji do Logana. To ja podjęłam się tej pracy. Wiedziałam, że istnieje ryzyko, bo za dużo płacił.

– Założę się, że nie miałaś pojęcia, o jakie ryzyko chodzi, dopóki się zupełnie nie zaangażowałaś.

– Nadal sama podejmowałam decyzję. – Właściwie dlaczego broni Logana? Joe miał rację, krytykując jego metody, a Eve była tak samo wściekła, kiedy się zorientowała, jak bardzo Logan ją wykorzystał. – Już późno – powiedziała, zmieniając temat. – Nie powinieneś tu tkwić. Dianę będzie się martwić.

– Dzwoniłem do niej.

– Jeśli jej powiedziałeś, że jesteś ze mną, też będzie się martwić. Na pewno widziała wiadomości w telewizji.

– Nie mówiłem, że jestem z tobą.

– Oszukałeś Dianę?

– Nie, powiedziałem, że muszę dłużej popracować.

– To prawie kłamstwo. Ja byłabym wściekła, gdybyś nie był ze mną szczery.

– Nie jesteś Dianę. Ona woli nie wiedzieć, kiedy dzieje się coś nieprzyjemnego. Nigdy się nie przyzwyczaiła do tego, że jest żoną gliniarza. Chciałaby, żebym odszedł z policji i znalazł sobie bardziej prestiżowe zajęcie.

– Sytuacja z pewnością nie należy do najprzyjemniejszych, ale i tak dałabym ci w łeb. Małżeństwo powinno być związkiem dwojga partnerów.

– Są różne rodzaje małżeństw.

– Właściwie nie powinnam się dziwić. Mnie też wszystkiego nie mówisz. – Eve odwróciła głowę, wpatrując się w ciemność. – Na przykład nigdy nie wspominałeś, że na służbie zabijałeś ludzi.

– W twoim życiu dość było gwałtu i przemocy.

– Tak właśnie postanowiłeś? Podobnie jak w wypadku Dianę? Żeby chronić delikatne kobiety przed nieprzyjemnymi sytuacjami?

Czy chciałem cię chronić? Do diabła, tak! Ale chciałem także chronić samego siebie. Wiedziałem, że tak zareagujesz. Nie chciałem, żebyś widziała we mnie Frasera.

– Nigdy by mi to nie przyszło do głowy. Znam cię. Jestem pewna, że robiłeś tylko to, co musiałeś.

– Odwróć się i pokaż mi swoją twarz.

Eve wzięła się w garść, odwróciła głowę i spojrzała na Joego.

– Cholera! – mruknął przez zęby.

– Muszę się przyzwyczaić do tej myśli. Czuję się tak, jakbym cię naprawdę nie znała.

– Znasz mnie najlepiej ze wszystkich ludzi, tak samo jak ja znam ciebie najlepiej ze wszystkich.

– To dlaczego nie powiedziałeś mi…

– Dobrze, powiem ci. – Joe zacisnął pięści. – Chcesz znać dokładną liczbę? Trzech. Dwóch było handlarzami narkotyków. Trzeci lubił zabijać i przypominał mi Frasera. Często się później zastanawiałem, czy działałem w obronie własnej. Może nie chciałem, żeby dłużej chodził po tej ziemi. I nigdy nie czułem z ich powodu wyrzutów sumienia – dodał, zniżając głos. – Czy teraz znasz mnie lepiej?

– Joe, ja nie…

– Chcesz, żebym ci opowiedział o służbie w jednostce specjalnej? Nie, widzę z twojej twarzy, że nie chcesz. Masz dość. Nie chcesz żyć w pobliżu kogoś, kto ma śmierć na sumieniu. Wiedziałem o tym. Od śmierci Bonnie nie słuchasz wiadomości ani nie czytasz gazet. Musiałem tylko zapewnić sobie dyskrecję kolegów. I dziś zrobiłbym to samo. Nie jestem policjantem z serialu, który pomaga biednym ludziom, ale ty tego nie możesz zaakceptować. Nasz pan Logan niepotrzebnie narozrabiał.

– Nie powinieneś był mu grozić.

– Wiem. Głupio się zachowałem. Byłem wściekły i pozwoliłem, żebyś to zobaczyła. A może tylko sam siebie oszukuję – powiedział z beztroskim uśmiechem. – Może zrobiłem to celowo. Może byłem już zmęczony ciągłym…

Jak długo mogę tłumić w sobie wszystko bez… – Joe odetchnął głęboko. – Eve, nie psuj tego, co mamy. Przyjaźnimy się od wielu lat. Znasz mnie.

– Naprawdę? – szepnęła.

– Dobrze, zaczniemy od początku. Będę z tobą szczery, nawet jeśli miałoby cię to zniszczyć. Zadowolona jesteś? – Joe odwrócił się od niej. – Bo ja nie. Ale ja jestem do tego przyzwyczajony. Na tym polega moje życie.

– O co…

– To do niczego nie prowadzi. Muszę pójść i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Nie martw się za bardzo. Jeśli spotkam jakichś przestępców, potraktuję ich nadzwyczaj łagodnie. Nie chcielibyśmy, żebym miał krew na rękach, prawda?

Joe był na nią zły. Może miał rację. To przyjaciel, ktoś bliższy nawet niż brat, a ona potraktowała go jak obcego. Joe znał ją zbyt dobrze, żeby nie zdawać sobie sprawy z jej odczuć. Eve jednak tak dobrze go nie znała. Okazało się, że nie miała pojęcia o wszystkich tych rzeczach, które przed nią ukrywał.

Z drugiej strony wcale nie chciała o nich wiedzieć. Policjanci codziennie mają do czynienia z przemocą i powinna przyjąć do wiadomości, iż Joe nie jest wyjątkiem.

„Nie chciałem, żebyś patrząc na mnie widziała Frasera”.

Mimo protestów tak właśnie pomyślała, kiedy Logan poinformował ją o ludziach, których zabił Joe. Ta myśl była niesprawiedliwa i nieracjonalna, ale przyszła jej do głowy i nic się nie dało na to poradzić.

Kolejna fala, która zakłóciła jej życie, spowodowana przez Logana. Tym razem jednak nie była to fala z jeziora, ale fala morskiego przypływu.

Trzeba o tym zapomnieć. Dość miała problemów i kłopotów. Łatwo powiedzieć, trudniej zapomnieć, że rozgniewała Joego. A jeśli nie tylko go rozgniewała, lecz także zraniła? To byłoby straszne. Nie mogła pozbyć się tej myśli, ale mogła odłożyć ją na później. Joe był dla niej zbyt ważny. Jeśli zacznie się nim martwić, nie zdoła zająć się niczym innym.

Pójdzie i spróbuje pomóc Gary’emu. Niech to wszystko wreszcie się skończy, wtedy będzie mogła wrócić do normalnego życia z normalnymi problemami.

Eve odwróciła się i ruszyła do laboratorium.


– Wszystko w porządku? – spytał Kessler na jej widok.

– Jasne. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem. Jak ci idzie?

– Niedobrze. – Kessler spojrzał na ząb, którym się zajmował. – Biedak zostanie bez zębów, nim znajdę dość materiału. To już trzeci, który obrabiam.

– Chcesz, żebym ci pomogła?

– I odebrała mi część sławy?

– Obiecuję, że nikomu nie powiem.

– Akurat. Obiecanki cacanki, a głupiemu radość. Idź stąd.

– Jak chcesz. – Eve nie ruszyła się z miejsca, obserwując, jak Kessler delikatnie nacina emalię zęba. – Pomyślałam, że jak zdobędziemy próbkę DNA, powinieneś na chwilę wyjechać. Może do domu nad oceanem?

– Chcesz mnie chronić, Duncan? Masz wyrzuty sumienia?

– Aha.

– Dobrze. Wyrzuty sumienia są bardzo pożyteczne. – Kessler zmarszczył brwi, przyglądając się zębowi. – Nie łudź się jednak, że robię to dla ciebie. Dzięki tej pracy stanę się sławny. Zawsze chciałem być na świeczniku.

– I dlatego właśnie pracujesz jak szalony, a żyjesz jak pustelnik.

– Zupełnie jak ty. Jeszcze drobne pięćdziesiąt lat i zamieszkasz w laboratorium, odżywiając się zimną pizzą.

– I kłamiąc, że chcę zostać sławna. Przyznaj, że jesteś po prostu ciekaw.

– Po części – przyznał, otwierając ząb.

– A reszta?

– Czy wiesz, że kiedy byłem dzieckiem, w latach trzydziestych, mieszkałem w Monachium?

Eve potrząsnęła głową, przyglądając mu się ze zdumieniem.

– Nigdy o tym nie mówiłeś.

– Rozmawiamy wyłącznie o pracy, prawda? Kości, zmarli… – Kessler poprawił okulary na nosie. – Moja matka była Żydówką, ale ojciec był czystym Aryjczykiem i miał znajomości na wysokim szczeblu. Naziści kazali mu się rozwieść, ojciec jednak odmówił. Był właścicielem niewielkiej piekarni i przez dwa miesiące, codziennie, wstawiał wybite szyby. Mimo to nadal odmawiał rozwodu. Pewnego wieczoru nie wrócił z piekarni do domu. Powiedziano nam, że przejechała go ciężarówka. Stracił nogę i spędził dziewięć miesięcy w szpitalu. Kiedy doszedł do siebie, wszystko się skończyło. Sklep nie miał klientów, a naziści zaczęli wyłapywać Żydów. Udało nam się uciec do Szwajcarii, a później do Ameryki.

– To straszne, Gary. Bardzo mi przykro.

– Mnie nie było przykro. Byłem wściekły. Przyglądałem się tym skurwysynom, jak rządzili całym sąsiedztwem, bijąc każdego, kto im się przeciwstawił. Zabierając wszystko, dzięki czemu można było jakoś przeżyć. A ci, którzy to zrobili – kiwnął głową w stronę czaszki – są tacy sami jak naziści. Chcą rządzić całym światem. Doprowadzają mnie do szału. Tym razem im się nie uda.

Eve przełknęła ślinę i odchrząknęła.

– Proszę, proszę, co za szlachetne motywy.

– Oczywiście. Poza tym być może jest to mój łabędzi śpiew i chcę, aby zabrzmiał głośno i wyraźnie.

– Łabędzi śpiew? Wybierasz się na emeryturę?

– Zapewne. Jestem już starym człowiekiem, Eve.

– O nie – zaprotestowała, potrząsając głową.

Masz rację – potwierdził z chichotem Gary. – Nie jestem stary. Za każdym razem, kiedy patrzę w lustro, widzę młodego, dwudziestoletniego chłopaka. Och, mam może nieco więcej zmarszczek, ale nie zwracam na nie uwagi. To tak jak twoje nakładanie. Nie jest ważne, co widać na wierzchu, skoro wiem, że pod spodem jest młody człowiek. Czy myślisz, że każdy stary facet ma takie same złudzenia?

– To wcale nie są złudzenia. Wszyscy widzimy to, co chcemy zobaczyć. Wszyscy mamy jakąś wizję siebie – dodała, usiłując się uśmiechnąć. – A poza tym nie jesteś stary. Nie pójdziesz jeszcze na emeryturę. Jesteś mi potrzebny.

– To prawda. Jedynie wyjątkowo życzliwy i dobroduszny mężczyzna potrafi sobie radzić z kimś tak upartym i pełnym wad jak ty. Być może pokręcę się jeszcze trochę, żeby dać ci… Cholera! – Odsunął od siebie ząb. – Znów nic. Przynosisz mi pecha.

– Co za głęboko naukowe podejście. Zawołaj, jak mnie będziesz potrzebował.

– To mało prawdopodobne – odparł Kessler, pochylając się nad czaszką.

– Jak idzie? – spytał Logan, prostując się na krześle w drugim końcu pokoju.

– Nieszczególnie – odparła Eve.

– Widziałem kanapę w drugim pokoju. Może się pani prześpi.

– Muszę tu być na wszelki wypadek, gdyby Kessler potrzebował pomocy. – Eve usiadła obok Logana i oparła głowę o ścianę. – Jestem za to odpowiedzialna. Ja go w to wciągnęłam.

– Wydaje się, że nieźle się bawi – powiedział Logan, wpatrując się w Kesslera. – Na swój intelektualny sposób.

– Intelektualny? On się uważa za Schwarzkopfa, Eliota Nessa, Lancelota czy kogoś w tym rodzaju. I niech pan lepiej pilnuje, żeby nic mu się nie stało – rzekła gwałtownie. – Powinnam wziąć do tego pańskiego człowieka z Duke. A mnie zależało na tym, żeby to był ktoś najlepszy. Nie zastanawiałam się nad niebezpieczeństwem, na jakie narażam Gary’ego.

– Jak tylko będziemy mieli próbkę DNA i oświadczenie Kesslera, gdzieś go schowamy.

– Tak jak schował pan moją matkę?

– Mówiłem, że jest bezpieczna. Przecież rozmawiała pani z nią przez telefon.

– Nie jest bezpieczna i nie będzie, dopóki to wszystko się nie skończy. – Nikt z nich nie będzie bezpieczny. Joe, Gary i moja matka zostali przeze mnie wciągnięci w sieć.

– No, może nie jest tak bezpieczna, jak bym chciał – przyznał Logan. – Ale nic lepszego w tej chwili nie wymyślę. Kessler wyprowadził panią z równowagi. Co takiego powiedział?

Naziści, łabędzi śpiew i młody mężczyzna w lustrze.

– Nic szczególnego. Nic ważnego.

Kłamstwo. Życie Gary’ego było ważne. Ważne było także to, że nigdy nie znała przeszłości Gary’ego Kesslera. Oto noc objawień – pomyślała ze znużeniem. Logan, Joe, a teraz Gary. Eve zamknęła oczy.

– Niech mu pan zapewni bezpieczeństwo, dobrze?


Biały Dom 7.20


– Kessler – powiedziała Lisa, gdy tylko Timwick podniósł słuchawkę. – Sprawdź Kesslera w Emory.

– Nie pouczaj mnie, Liso. Sprawdzę Kesslera. Jest na mojej liście.

– Przenieś go na wyższą pozycję na liście. Duncan wielokrotnie z nim współpracowała. Znalazłam to w informacjach na dyskietce, którą mi przesłałeś.

– Pracowała także z innymi. – Lisa usłyszała szelest papierów. – Natomiast od ponad dwóch lat nie miała żadnego kontaktu z Kesslerem.

– Kessler był pierwszym antropologiem, z którym współpracowała. Znają się od dawna. Takie rzeczy mają dla niej znaczenie.

– To dlaczego ostatnio z nim nie pracowała? Logan zebrał informacje o Crawfordzie w…

– Czy pojawili się w Duke?

– Nie, ale to nic nie znaczy. Minął zaledwie…

– Zaledwie? Już dawno powinieneś ich złapać. Czas ucieka. Daj Kesslera na pierwsze miejsce na liście – rzuciła sucho i odłożyła słuchawkę.

Niepotrzebnie potraktowała go tak ostro. Im bardziej Timwick panikował, tym bardziej stawał się obrażony i despotyczny. Z drugiej strony, jak inteligentny mężczyzna może być tak strasznie ograniczony i pozbawiony wyobraźni? Czyż nie zdaje sobie sprawy, że w całej sprawie kluczową postacią nie jest Logan, lecz Duncan?

Lisa odetchnęła głęboko, starając się opanować. Nie wolno jej wpaść w panikę ani utracić kontroli. Problem jest dwustopniowy. Po pierwsze muszą odzyskać czaszkę Bena. Bez niej wszelkie dowody nie miały żadnego znaczenia. Po drugie należy jak najszybciej wyeliminować Logana i Duncan oraz zniszczyć istniejące dowody. Do cholery, Timwick w ogóle się tym nie zajmował. Od czasu pomyłki z Donnellim Lisa wiedziała, że Timwick jest słabym ogniwem, i przygotowała alternatywny plan działania.

Nadeszła odpowiednia pora, aby wprowadzić go w życie. Im dłużej to wszystko trwało, tym niebezpieczeństwo było większe. Musiała całkowicie przejąć dowodzenie.

Jak do tego doszło? Lisa nigdy czegoś takiego nie chciała. To było niesprawiedliwe. No, ale na świecie nie ma sprawiedliwości i trzeba robić to, czego wymaga sytuacja. Nie mogła już odwrócić tego, co stało się tamtego dnia, i teraz musi chronić siebie i wszystko, co osiągnęła.

Otworzyła notes na nazwisku, które dostała od Timwicka przed trzema tygodniami, i szybko wykręciła numer telefonu. Po drugiej stronie zabrzmiały trzy dzwonki, po czym rozległ się męski głos.

– Pan Fiske? Nie znamy się wprawdzie, ale chyba już najwyższy czas, żebyśmy się spotkali.

Загрузка...