Rozdział trzynasty

Sandra widziała w telewizji poranne wiadomości i Eve przez dziesięć minut walczyła z jej okrzykami niedowierzania i licznymi pytaniami, nim udało jej się poinformować matkę o przyjeździe Margaret.

– Jak to mam wyjechać? – powtórzyła Sandra. – Co się dzieje, Eve?

– Nic dobrego. Nie mogę o tym mówić.

– Czy John Logan naprawdę nie żyje?

– Nie. Posłuchaj, mamo, będą się działy różne nieprzyjemne rzeczy i dopóki wszystkiego nie wyjaśnię, chcę, żebyś była w jakimś bezpiecznym miejscu, o którym nikt nie będzie wiedział.

– Bezpiecznym? Tu jestem bezpieczna. Joe zagląda co drugi dzień, a patrol pilnuje wieczorem domu.

– Mamo…

Musi znaleźć sposób, aby ją przekonać.

– Zrób, o co cię proszę. Jest źle. Zaufaj mi, proszę. Boję się tego, co mogłoby się zdarzyć.

– Boisz się? Tak, wierzę, że się boisz. Nie zachowywałaś się tak, odkąd Fraser… – Urwała, a potem dodała: – Chcę się z tobą zobaczyć.

– Nie mogę przyjechać. To byłoby jeszcze bardziej dla ciebie niebezpieczne.

– W co ty się wplątałaś, Eve?

– Tego też nie mogę ci powiedzieć. Czy zrobisz to dla mnie?

– Przecież pracuję. Nie mogę tak nagle…

– Zabiją cię – powiedziała wyraźnie Eve. – Albo wykorzystają ciebie, żeby zabić mnie. Tego chcesz? Na litość boską, powiedz w biurze, że masz problem rodzinny. To zresztą prawda.

– Zabiją cię – powtórzyła Sandra i po raz pierwszy w jej głosie pojawił się strach. – Zadzwonię do Joego.

– Sama do niego zadzwonię. Być może nie będzie w stanie ci pomóc. Nie wychodź z domu i nie wpuszczaj nikogo, oprócz kobiety, która po ciebie przyjedzie.

– Kto to jest?

A jeśli znaleźli sposób, żeby podsłuchiwać ich telefony? Nie mogła wystawiać Margaret na cel.

– Będzie miała dokument ze zdjęciem. Przefaksuję ci…

Nie, faks został zniszczony razem ze wszystkimi urządzeniami w laboratorium, a poza tym nie był bezpieczny.

– Jakoś ci przekażę zdjęcie i niezbędne informacje. Mamo, nie wychodź z domu z nikim innym, niezależnie od ich papierów i dokumentów. Ani z policją, ani z FBI, ani z ludźmi ze służb specjalnych. Z nikim.

– Kiedy ta osoba tu będzie?

– Nie wiem. Wkrótce. Nie wiem nawet, w jaki sposób się z tobą skontaktuje. Może nie przyjdzie osobiście do domu. Zrób, co ci powie, dobrze?

– Jestem dorosła, Eve. Nie idę na ślepo tam, gdzie mi każą, choć kiedyś tak robiłam. Dobrze, dobrze – powiedziała z westchnieniem. – Nie martw się. Żałuję jedynie, że los zetknął cię z Loganem.

– Ja też, mamo, ja też.

– Uważaj na siebie.

– Dobrze. Kocham cię – dodała impulsywnie.

– O Boże, dopiero teraz się boję. Nieczęsto stajesz się sentymentalna. Ja też cię kocham, Eve – powiedziała i szybko wyłączyła telefon.

Eve nacisnęła guzik na swoim aparacie. Wyrażanie uczuć przychodziło im obu z trudem. W jej dzieciństwie prawie ze sobą nie rozmawiały. Ale Sandra wie, że ją kocha. Nie musiała tego mówić.

Eve wzięła się w garść. Teraz Joe. Wystukała numer jego prywatnego telefonu cyfrowego.

Podniósł po pierwszym dzwonku.

– Joe?

Cisza, a potem jego głos, cichy i twardy.

– Co ty sobie, do diabła, wyobrażasz?

– Możesz rozmawiać? Jest tam ktoś z tobą?

– Wychodzę na parking. Dlaczego się nie odzywałaś? Dlaczego nie oddzwaniałaś…

– Byłam zajęta. Przestań krzyczeć.

– Nie krzyczę. Jestem wściekły. Najchętniej bym cię udusił.

– Może będziesz musiał ustawić się w kolejce.

– To ma być śmieszne?

– Nie. Mam problem, Joe.

– To widać. Zabiłaś Logana?

– Co? – spytała Eve, zaciskając dłoń na słuchawce.

– Zabiłaś go?

– Zwariowałeś?

– Odpowiedz. Jeśli go zabiłaś, jestem pewien, że to było w obronie własnej, ale muszę wiedzieć, żeby wszystko zafiksować.

– Dlaczego uważasz… Nie zabiłam Logana. On żyje. Podali kłamliwe informacje.

– To znaczy, że jesteś w prawdziwych opałach – powiedział po dłuższej chwili. – Oglądałaś CNN?

– O pożarze Barrett House? Tak.

– Nie, najnowsze wiadomości. W których wspominają, że jesteś podejrzana.

– Ja?

– Novak, prawnik Logana, powiedział, że byliście razem w Barrett House. Powiedział, że byłaś kochanką Logana i że martwił go ten związek, ponieważ uważa cię za osobę niezrównoważoną psychicznie.

– Co za łobuz.

– Wiedzą o Lakewood, Eve.

– Jakim cudem? Skąd mogą wiedzieć? Spaliłeś akta. Obiecałeś, że…

– Nie wiem, jak się dowiedzieli. Myślałem, że wszystko zniszczyłem.

– Powinieneś…

Ach, do jasnej cholery, winiła Joego za coś, za co nie ponosił żadnej odpowiedzialności.

– Wspomnieli o Lakewood?

– Tak. Tłumaczyłem ci, że nie należało trzymać tego w tajemnicy. Nie ma nic złego…

– Okazuje się, że jest.

– Powiedz mi, gdzie jesteś. Przyjadę do ciebie.

Eve usiłowała pozbierać myśli.

– Nie powinnam się z tobą widzieć. Dopóki nie jesteś w to wmieszany…

– Powiedz. Jestem wmieszany. Powiedz mi albo sam cię wytropię.

Eve doskonale wiedziała, że Joe potrafi, być bardzo uparty.

– Przyjeżdżam do Atlanty. Muszę się widzieć z Kesslerem. Spotkamy się na parkingu „Hardee” w Dekalb, jutro o dziesiątej rano. To jakieś sześć przecznic od Emory.

– Dobrze. Jak sytuacja, Eve?

– Fatalna. Gorzej być nie może.

– Może, może. Na razie masz jeszcze mnie.

– To prawda. Czy mógłbyś odszukać zdjęcie Margaret Wilson, sekretarki Logana, i zawieźć je matce? Powiedz jej, że to właśnie Margaret się nią zajmie.

– Jak się zajmie?

– Zawiezie ją w bezpieczne miejsce.

– Ja to zrobię – odparł obrażonym tonem Joe. – Nikt więcej nie musi się fatygować.

– Nie rób mi tego, Joe. Potrzebuję pomocy ze wszystkich stron. Zawieziesz to zdjęcie?

– Jasne. Nie wiem tylko, dlaczego mi nie ufasz.

– Ufam…

Może zrozumie, kiedy mu wszystko wytłumaczy. Przypomniało jej się coś jeszcze.

– I znajdź zdjęcia Jamesa Timwicka i niejakiego Alberta Fiske’a. Weź je jutro ze sobą.

– Z Timwickiem nie będzie problemu. Kto to jest Albert Fiske?

– Imię i nazwisko, do których muszę dopasować twarz. Do widzenia, Joe.

Lakewood. Wielki Boże!

Włożyła telefon do torebki i wstała. Z pokoju obok dobiegał dźwięk telewizora. Logan i Gil dowiedzą się o Lakewood.

Logan na pewno wie. Prawnik szpiegował na jego polecenie i za jego pieniądze. Znów ten przeklęty Logan.

Logan i Gil spojrzeli na nią, kiedy weszła do pokoju.

– Intryga nabiera rozmachu – powiedział Logan, wyłączając telewizor.

– Zgadza się. Ja jestem stuknięta, a pan nie żyje. Chcą nam maksymalnie utrudnić każdy następny ruch.

– Nie utrudnić. Uniemożliwić – poprawił ją Gil. – Naprawdę była pani w Lakewood?

– Niech pan zapyta Logana.

Logan potrząsnął głową.

– Ta informacja do mnie nie dotarła. Pewno Novak zachował ją dla Timwicka.

– Wiedział pan, że pracuje dla nich?

– Podejrzewałem. Novak jest ambitny. Pozostaje kwestia, w jakim stopniu ta informacja jest dla nich ważna. Jak długo była pani w Lakewood?

– Trzy tygodnie.

– Kto panią tam zawiózł?

– Joe.

– Czyli władza. Niedobrze.

– To nie była władza, tylko Joe – zaprotestowała wściekle.

– Quinn w tym czasie pracował w FBI.

– Nikt o tym nie wiedział, nawet moja matka.

– Jest dla pani najbliższą osobą. Musiała wiedzieć.

– Lakewood nie jest instytucją publiczną. To mały prywatny szpital w Georgii Południowej. Joe zawiózł mnie tam pod innym nazwiskiem. Jako Annę Quinn. Powiedział, że jestem jego żoną.

– I pojechała pani z własnej woli?

Eve uśmiechnęła się krzywo.

– Nie. Joe potrafi zmusić człowieka do wszystkiego. Zawlókł mnie tam siłą.

– Dlaczego? Eve milczała.

– Dlaczego?

A niech to, i tak się dowie.

– Tej nocy, kiedy wykonano karę śmierci na Fraserze, przedawkowałam środki uspokajające. Mieszkałam w motelu koło więzienia i Joe mnie znalazł. Zmusił mnie do wymiotów i prowadził mnie w kółko po pokoju, aż niebezpieczeństwo minęło. Potem zawiózł mnie do Lakewood. Był tam ze mną przez trzy tygodnie. Na początku chcieli mnie karmić środkami uspokajającymi, ale powiedział, że nie po to mnie przywiózł. Zmusił mnie do rozmowy z każdym psychiatrą po kolei. Zmusił mnie do mówienia o Bonnie. Zmusił mnie do mówienia o Fraserze. Zmusił mnie do mówienia o matce. Zmusił mnie nawet do mówienia o ojcu, którego nie widziałam, odkąd byłam dzieckiem. Jednakże po trzech tygodniach uważał, że za mało się obnażyłam przed dobrymi panami lekarzami, zabrał mnie więc na Cumberland Island i trzymał tam jeszcze przez tydzień.

– Cumberland Island?

To mało znana wyspa na oceanie. Z jednym hotelem, ale nie mieszkaliśmy w nim. Rozbiliśmy obozowisko i Joe zastosował własną terapię.

– I przed nim się pani obnażyła?

– Nie miałam wyboru. On ma niezwykłą siłę przekonywania. Nie miał zamiaru pozwolić, żebym zwariowała albo się zabiła. Musiałam z tego wyjść.

– To musi być niezwykły facet – powiedział Gil.

– O tak. Niewątpliwie. Nie ma takiego drugiego. Eve podeszła do okna i spojrzała na ocean.

– Walczyłam jak lew. Na nic.

– Szkoda, że lepiej nie zatarł śladów po Lakewood.

– Ja też żałuję. Tam, gdzie się wychowałam, mieszkało wielu stukniętych ludzi, lecz jak kogoś zabierali do szpitala, to naprawdę musiał być obłąkany. Joe nie myśli tak jak my. Jest bardzo bezpośredni. Uważa, że jeśli coś się zepsuje, trzeba wezwać specjalistę do naprawy. Dla niego pobyt w szpitalu dla nerwowo chorych nie piętnuje człowieka. Tego się nie bał.

– A pani się bała? – spytał Logan.

– Tak – odparła po chwili.

– Dlaczego?

– Bałam się, że zostanę tam na zawsze.

– To śmieszne. Każdy by się załamał na pani miejscu.

– Jak blisko jest od załamania nerwowego do zupełnego obłędu? Człowiek nigdy nie zdaje sobie sprawy, po jakiej linie stąpa, dopóki omal się nie ześlizgnie w przepaść.

– Pani walczyła.

– Joe ściągnął mnie z powrotem na ziemię. A potem czułam do siebie obrzydzenie i wściekłość. Postanowiłam, że Fraser już mi nic więcej nie zabierze. Ani mojego życia, ani zdrowia psychicznego. Nie mógł ze mną wygrać. Oni też ze mną nie wygrają. Pytanie tylko, jak im przeszkodzić w przedstawianiu mnie jako wariatki.

– Na razie nie możemy nic zrobić. Jesteśmy w pozycji obronnej – powiedział Logan. – Musimy znaleźć broń i przejść do ataku.

– Dzwonił pan do Margaret?

– Jest w drodze.

– Dokąd zabierze matkę?

– Skonsultuje się z agentem, który w tej chwili pilnuje pani matki. Niezależnie od tego, dokąd pojadą, ma zabrać przynajmniej jednego ochroniarza. Powiedziała pani matce, że Margaret po nią przyjedzie?

– Tak. Powiedziałam też Joemu, żeby się z nami spotkał jutro w Atlancie. Co? Nie podoba się to panu?

– Nic nie mówiłem. Nie wiem jedynie, czy rozsądnie jest go wciągać. Im mniej ludzi…

– Bzdura. Ufam mu bardziej niż panu czy Gilowi.

– Wcale mnie to nie dziwi – powiedział Gil, wstając. – Nie mogę się doczekać spotkania z fascynującym panem Quinnem. Chyba pójdę na spacer. Idziesz ze mną, John?

– Tak, chętnie odetchnę świeżym powietrzem. Niedługo wrócimy. Niech pani obejrzy wiadomości, dobrze?

Chcieli omówić sytuację. Ocenić najnowsze wydarzenia i zaplanować następne. Niech im będzie. Wkrótce się przekonają, że muszą z nią uzgadniać wszelkie decyzje.

Z drugiej strony być może i ona nie zechce ich we wszystko wtajemniczać. Jutro znów zobaczy się z Joem. Logan ją wykorzystał i nie miała żadnej gwarancji, że znów tego nie zrobi. Joemu mogła zaufać. Przez długi czas razem pracowali i razem nadal mogli sobie poradzić. Nawet z Timwickiem i z Lisa Chadbourne.

Lisa Chadbourne. Czy naprawdę jest najważniejszą konspiratorką w całej tej grze? Sygnały, jakie przekazywała Detwilowi, świadczyły o jej współudziale, ale niekoniecznie oznaczały, że to właśnie ona jest mózgiem operacji.

Jednakże kobieta, której obraz studiowała na wideo, nie była typem osoby, która zadowoliłaby się drugorzędną pozycją. Emanowała pewnością siebie i charyzmą.

Z opisu Gila nie wynikało, że Timwick potrafiłby obmyślić i przeprowadzić tego rodzaju oszustwo. Musiałby mieć stalowe nerwy i błyskawiczny refleks. Według tego, co mówił Gil, Timwick załamywał się pod presją.

Jeśli Lisa Chadbourne jest głównym graczem, Eve musi jej się dokładnie przyjrzeć. Wyjęła z torebki taśmy, które zabrała z Barrett House. Wsunęła jedną kasetę do odtwarzacza i usiadła na kanapie przed telewizorem.

Na ekranie pojawiła się uśmiechnięta twarz Lisy Chadbourne. Piękna, inteligentna i… Tak, fascynująca. Eve z napięciem pochyliła się ku ekranowi, nie spuszczając z niej wzroku.


– Co pani robi? – spytał Logan, kiedy wszedł dwie godziny później do pokoju. – Ogląda pani Lisę Chadbourne?

Eve wyłączyła wideo.

– Chciałam ją przestudiować.

– Sygnały do Detwila?

– Nie tylko. Mowę jej ciała. Wyraz twarzy w różnych sytuacjach. Mimika może dużo powiedzieć.

– Naprawdę? Nie sądziłem, że cokolwiek mówi. Jestem pewien, że Lisa Chadbourne potrafi powściągać emocje.

– Jestem artystką i szczegółowo zajmowałam się mimiką twarzy. Kiedy zaczęłam pracować jako rzeźbiarz sądowy, poszłam na kurs dotyczący mowy ciała i twarzy, i ich związków z psychologią. Wyraz twarzy może mieć duże znaczenie przy identyfikacji. Twarz bez wyrazu jest jak pusta tablica.

– I czego się pani dowiedziała o Lisie Chadbourne?

– Jest lekko wyniosła, zuchwała, ale i ostrożna. Może trochę próżna. Nie – zaprzeczyła sama sobie Eve. – Nie próżna. Jest na to zbyt pewna siebie. Wie, kim jest, i lubi siebie.

– Jest z siebie zadowolona?

– Nie. Jest bardzo intensywnie skupiona i… chyba trochę samotna.

– Czyta pani jak w szklanej kuli – powiedział Logan.

Częściowo zgaduję. Choć może nawet zbyt dużo. Ludzie na ogół potrafią kontrolować większość mięśni twarzy. Oprócz tych dookoła oczu, nad którymi trudno panować. Brak wyrazu też o czymś mówi. Założę się, że Lisa Chadbourne ma bardzo mało przyjaciół i poza nimi trzyma wszystkich na dystans. Logan uniósł brwi.

– Nie odniosłem takiego wrażenia, gdy ją poznałem. Była bardzo ciepła, towarzyska i doskonale radziła sobie z ludźmi.

– I była w tym na tyle dobra, że nawet pana oszukała. Cały swój wdzięk i czar skierowała na pana. Mężczyźni nadal rządzą światem i ona stara się być z nimi w dobrych stosunkach. Przypuszczalnie weszło jej to już w krew.

– Ale pani nie oszukała?

– Może by jej się udało, gdyby nie dał mi pan tych nagrań, na których widać jej każdy ruch i wyraz twarzy. Jest doskonała i prawie nigdy nie wypada z roli. Czasem się to zdarza, na ułamek sekundy. Dzięki Bogu za stopklatkę. To genialny wynalazek.

– A zatem doszła pani do wniosku, że Lisa Chadbourne jest samotną, nierozumianą kobietą, która przypadkiem została wplątana w tę historię? – spytał ironicznie Logan.

– Nie. Uważam, że jest w stanie nawet zabić. Wykazuje intensywność i determinację o sile wybuchu atomowego. Myślę, że potrafi zrobić wszystko, co chce, i nigdy nie będzie zakładniczką.

Eve włączyła telewizor.

– Obawiam się, że zupełnie zapomniałam o wiadomościach. Mogą panowie sami obejrzeć.

– Zbyt wiele sobie pani wyobraża na podstawie tych nagrań.

– Może mi pan wierzyć albo nie. Wszystko mi jedno.

Wierzę, naturalnie, że mowa ciała i wyraz twarzy mogą wiele powiedzieć o człowieku. Wysyłam na specjalne kursy na ten temat wszystkich moich współpracowników. Jednakże w wypadku Lisy Chadbourne musimy być bardzo, bardzo ostrożni.

– Musimy być ostrożni we wszystkim, co się z nią wiąże. Idę nad morze.

– Mogę pójść z panią? – zapytał Logan.

– Nie. Kiedy pan wychodził z Gilem, mnie nikt nie zapraszał.

– Aha! – zawołał Gil.

Eve zbiegła po schodach. Oprócz grupki dzieci, grających w piłkę kilkaset metrów od falochronu, na plaży nie było nikogo. Przypuszczalnie ludzie mogliby ją teraz rozpoznać. CNN prawdopodobnie pokazała zdjęcie obłąkanej piromanki, która zabiła Logana.

Obłąkana. Wzdrygnęła się na to słowo. Niech szlag trafi Lisę Chadbourne. Wykorzystała tę część życia Eve, która wciąż sprawiała jej ból. Wyobraziła sobie, jak rozpatruje najrozmaitsze możliwości, a potem uderza niby pająk czarna wdowa, prosto w serce…

Dlaczego uważała, że to właśnie Lisa zaplanowała atak na nią? Równie dobrze mógł to być Timwick. Nie. Lisa Chadbourne potrafiła zrozumieć drugą kobietę.

Eve usiadła na falochronie i spojrzała w wodę.

„Zbyt wiele sobie pani wyobraża na podstawie tych nagrań”.

Rzeczywiście. Subtelne niuanse, które wyłapywała, mogły się narodzić w jej wyobraźni. Akurat. Doskonale umiała odczytywać i portretować wyraz twarzy.

Jej obserwacje były czymś więcej. Towarzyszył im taki sam instynkt jak ostatnim stadiom rzeźbienia twarzy.

Znała Lisę Chadbourne.

Fraser.

Zadrżała. Lisa Chadbourne i Fraser wcale nie byli do siebie podobni. Dlaczego dla niej tworzyli jedność?

Dlatego że znów wrócił strach. Wrócił tego dnia, kiedy zniszczono jej laboratorium i przypomniała sobie Frasera. To Lisa kierowała niszczycielską dłonią.

Fraser był naznaczony szaleństwem, którego Eve nie dostrzegała u Lisy Chadbourne, oboje jednak mieli pewność siebie pochodzącą z władzy.

Przyjemność, jaką daje władza, jest silną motywacją. Władza Frasera pochodziła z zabijania. Motywy Lisy Chadbourne były z pewnością bardziej skomplikowane… I bardziej naznaczone śmiercią. Chęć zyskania władzy na skalę światową była znacznie groźniejsza.

Do diabła ze skalą światową. Nie ma nic straszniejszego ponad to, co się zdarzyło Bonnie. Świat składa się z historii osobistych i tragedii pojedynczych ludzi, a to, co robił Fraser, niczym się nie różniło od tego, co robiła Lisa Chadbourne.

Morderstwo jest morderstwem. Oboje zabierali ludziom życie, a życie jest świętością. Eve nie miała pewności, czy Detwil stanowi takie niebezpieczeństwo, jak przedstawił to Logan. Nie znała się na polityce ani na intrygach, ani na dyplomatycznych implikacjach, lecz znała się na morderstwie. Z tego składało się jej całe życie.

I strasznie tego nienawidziła.


– Pamiętaj o śledzeniu matki, Jamesie – powiedziała Lisa, marszcząc czoło nad dossier Eve w komputerze. – To czuły punkt Duncan. Myślę, że znajdziemy sposób, żeby to wykorzystać.

– Jest pod obserwacją – poinformował Timwick. – Duncan dzwoniła chyba do matki dziś rano. Rozmawiała przez telefon cyfrowy, ale koło domu umieściliśmy człowieka ze wzmacniaczem. Mamy jedynie fragmenty rozmowy, założę się jednak, że Duncan usiłuje przenieść gdzieś matkę.

Sprytnie. Lisa zrobiłaby dokładnie to samo. Usunęłaby wszelkie słabe punkty.

– Na to nie możemy pozwolić. Zrób coś.

– Na zawsze?

O Boże, ten człowiek umiał tylko zabijać.

– Nie, może nam się jeszcze przydać.

– Pilnują ją ochroniarze Logana i policja z Atlanty. Prosty ruch nie będzie łatwy.

– Postaraj się. Wyślij Fiske’a. Załatwił sprawę Barrett House wyjątkowo dobrze. Co z antropologiem sądowym?

– Obserwujemy Crawforda z Duke University.

– A ludzie, z którymi Eve Duncan współpracowała?

– Sprawdzamy całą listę. To musi trochę potrwać.

– Nie mamy czasu. To nie powinno być aż tak trudne. Szukamy człowieka z odpowiednimi kwalifikacjami i doświadczeniem w badaniach nad DNA.

– Jest ich więcej, niż ci się wydaje.

– Musimy ograniczyć listę. Przyślij ją mnie – powiedziała Lisa i spojrzała na zegarek. – Muszę iść. Mam spotkanie. Zadzwonię do ciebie.

Odłożyła słuchawkę i zaczęła wyłączać plik Eve Duncan. Potem zawahała się na moment, przyglądając się jej twarzy. Eve działała szybko, starając się uniknąć dalszych, strat. Lisa miała przeczucie, iż postara się chronić matkę, choć matka niewiele dla niej w życiu zrobiła. Pozwoliła córce wychować się na ulicy i nie uchroniła jej przed ciążą ani przed nieślubnym dzieckiem.

Eve najwyraźniej wybaczyła matce i pozostawała wobec niej lojalna. Lojalność jest rzadką i cenną cechą. Im dłużej Lisa studiowała informacje o Eve, tym bardziej ją podziwiała… I tym lepiej ją poznawała. Widziała między nimi obiema szereg podobieństw. Rodzice Lisy kochali ją i wspomagali, ale ona także znalazła własną drogę i walczyła z systemem wbrew wszelkim przeciwnościom.

Cóż to za bzdury – pomyślała niecierpliwie. Nie mogę zbaczać z raz obranej drogi tylko dlatego, iż odczuwam pewne współczucie dla Eve Duncan.

Niezależnie od tego, kto mi na tej drodze stanie.

Загрузка...