Rozdział 14


Lennart Kollberg nie był z tych, którym odejmuje mowę, ale tym razem zamurowało go na amen i gapił się przez okno na ohydny przedmiejski industrialny pejzaż. Odmurowało go po minucie.

– Że co? – zapytał oszołomiony. – Co masz na myśli?

– Nie dotarło? – Hjelm nie krył zadowolenia. – Wyraziłem się nie dość jasno? To było podpalenie.

– Podpalenie?

– Tak. Na sto procent. Ktoś umieścił w materacu zapalnik z opóźnionym zapłonem. Taką chemiczną minibombę zegarową.

– Zegarową?

– Otóż to. Zmyślna zabawka. Prosta w obsłudze, ciut większa od pudełka zapałek. Oczywiście niewiele z niej zostaje. Bez gruntownej analizy łatwo ją przeoczyć. Trzeba wiedzieć, czego się szuka.

– Ale ty wiedziałeś. Psim swędem?

– W naszym zawodzie nie zdajemy się na przypadek. Po prostu zakonotowałem pewne szczegóły i wyciągnąłem logiczne wnioski.

Kollberg pozbierał się na tyle, żeby się zniecierpliwić. Zmarszczył gniewnie jasne brwi.

– Skończ z tym ględzeniem o własnej genialności. Masz coś do powiedzenia, to wyduś to, do cholery!

– Już to zrobiłem. Jeśli chcesz, żebym ci to wyłożył jeszcze raz, proszę bardzo. Otóż ktoś umieścił w materacu Malma chemiczną bombę zapalającą. Do chemicznej substancji zapalnej z zapalnikiem podłącza się malutki mechanizm sprężynowy, przypominający prosty mechanizm zegarka. Dostaniecie więcej szczegółów, kiedy wszystko sprawdzimy.

– Jesteś tego pewien?

– Czy jestem pewien? Nie mamy zwyczaju niczego się domyślać. Poza tym to ciekawe, że nikogo nie zastanowił fakt, że ubranie i skóra na plecach były niemal całkowicie zwęglone i że doszczętnie spłonął tylko materac, podczas gdy łóżko było w nie najgorszym stanie.

– Bomba zapalająca w materacu. – Kollberg nie krył sceptycyzmu. – Zegarowa, wielkości pudełka zapałek… Do pierwszego kwietnia zostało jeszcze dziesięć dni.

Hjelm burknął coś w odpowiedzi. Na pewno nie były to uprzejmości.

– W życiu o czymś takim nie słyszałem.

– A ja słyszałem – odciął się Hjelm. – Z tego, co wiem, w Szwecji ta zabawka jest stosunkowo nowa, ale nie na południu, zwłaszcza we Francji. Oglądałem ją w Paryżu. W La Sûreté.

Do pokoju wszedł, nie pukając, Skacke, stanął jak wryty i gapił się na speszone oblicze Kollberga.

– Może by nie zaszkodziło, gdyby panowie od czasu do czasu odbywali podróże szkoleniowe – dodał jadowicie Hjelm.

– Na jaki czas można coś takiego nastawić?

– Na osiem godzin. Przynajmniej te bombki, które widziałem w Paryżu. I można je zdetonować praktycznie natychmiast.

– Ale chyba je słychać. Nie tykają?

– Nie głośniej niż twój zegarek.

– Co się dzieje w chwili detonacji?

– Następuje wybuch, ogień rozprzestrzenia się w parę sekund i nie można go ugasić zwykłymi środkami. Ten, kto śpi, ma znikome szanse na przeżycie, jeśli w ogóle jakieś ma. W dziewięciu przypadkach na dziesięć policja uważa, że przyczyną było zaprószenie albo snuje inne domysły… – Hjelm zawiesił głos. – Chyba że technik, który bada sprawę, zna się na rzeczy i jest spostrzegawczy.

– Nie. To absurd. Musi być jakiś umiar w zbiegach okoliczności. Próbujesz mi wmówić, że cwaniaczek Malm pozatykał wszystkie szpary i wywietrzniki, otworzył gaz i położył się na łóżku, w którym ktoś umieścił tykającą maszynę piekielną? I zanim wyleciał w powietrze, zdążył odebrać sobie życie? I że od bomby zapalił się gaz, dom eksplodował i trzy inne osoby spłonęły na oczach najgłupszego detektywa, jakiego kiedykolwiek nosiła ziemia? Który sobie stał i się na to gapił? Jak to wyjaśnisz?

– To nie moja sprawa – powiedział Hjelm z wyjątkowym ciepłem w głosie. – Ja tylko przekazuję fakty. Wyjaśnienia pozostawiam wam. Chyba od tego jest policja, prawda?

– Żegnam!

Kollberg rzucił słuchawkę na widełki.

– O co chodzi? – zapytał Skacke. – Czy ktoś umarł? Rönna nie było…

– Milcz! I pukaj, zanim wparujesz do pokoju przełożonego. Nie zapominaj, co się przydarzyło Stenströmowi. – Wstał, podszedł do drzwi, włożył jesionkę i kapelusz. – Mam dla ciebie bardzo ważne zadanie. – Wycelował w Skackego gruby palec wskazujący. – Zadzwonisz do Głównego Zarządu Policji i powiesz Martinowi, żeby natychmiast urwał się z nasiadówy. Potem odszukasz Rönna i Hammara i wyciągniesz z klopa Melandera, nawet gdybyś musiał wyważyć drzwi. Powiesz im, żeby w te pędy skontaktowali się z szefem sekcji SKL Hjelmem. Przekaż to samo Ekowi, Strömgrenowi i każdemu z pierwszego wydziału, który się napatoczy. Jak się z tym uporasz, pójdziesz do swojego pokoju, zadzwonisz do Hjelma i dowiesz się, co jest grane.

– Wychodzisz? – spytał Skacke.

– Sprawa służbowa. – Kollberg zerknął na zegarek. – Za dwie godziny będę na Kungsholmsgatan.

Już na Västberga Allé niewiele brakowało, żeby wpadł za nadmierną szybkość.

W domu przy Palandergatan żona wyszła z kuchni w chmurze wonnych oparów.

– Rany, ale ty dziwacznie wyglądasz – zagaiła niefrasobliwie. – Jedzenie jeszcze niegotowe. Mamy kwadrans dla siebie.

– Tylko nie tam. – Kollberg spojrzał na drzwi sypialni. – Materac może eksplodować.

Загрузка...