Rozdział 13


Wielkie bum gruchnęło pół godziny przed lunchem następnego dnia, czyli w środę dwudziestego marca, i całkowicie niezasłużenie oberwało się Kollbergowi.

Siedział przy biurku w komendzie południowej w Västberdze i rozwiązywał zadanie szachowe zamieszczone w „Svenska Dagbladet”. Ponieważ bez przerwy myślał o lunchu, nie mógł się skoncentrować i nie szło mu najlepiej. Przed godziną zadzwonił do żony z informacją, że zje w domu. Dał jej sporo na czasu na pichcenie, więc mógł się spodziewać czegoś wyjątkowo pysznego.

Rano zadzwonił Martin Beck. Wspomniał o jakimś zebraniu w Głównym Zarządzie Policji i powiedział, że przyjdzie później. To natchnęło Kollberga do zlecenia pewnego zadania Skackemu; wprawdzie wzmacniało muskulaturę, ale było pozbawione sensu.

Zadowolony z życia, zerknął na zegarek i z radością pomyślał o najbliższej przyszłości.

I właśnie wtedy zadzwonił telefon.

– Kollberg, słucham.

– Hm, tak. Hjelm z tej strony. Cześć!

Kollberg nie przypominał sobie, żeby ostatnio prosił o cokolwiek laboratorium techniki kryminalistycznej.

– Cześć! W czym mogę pomóc? – zapytał w dobrej wierze.

– To byłby precedens w historii kryminalistyki.

Hjelm, zrzęda i nadwrażliwiec, był utalentowanym technikiem. Doświadczenie ich nauczyło, że lepiej z nim nie zadzierać. Kollberg bardzo się pilnował, żeby nie wdawać się z nim w niepotrzebne dyskusje.

– Czasami wątpię w waszą poczytalność – dodał Hjelm.

– To znaczy? – uprzejmie zapytał Kollberg.

– Dziesięć dni temu Melander podesłał nam mnóstwo rupieci z pogorzeliska, od starych puszek po konserwach do bambulca z odciskiem palca Gunvalda Larssona.

– Aha.

– Aha? I kto to mówi? Nie musisz grzebać się w śmieciach dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nieporównanie łatwiej włożyć do foliowej torebki zamarzniętą psią kupę i nakleić kartkę z napisem „przedmiot nieznany”, niż ustalić, co to jest. Prawda?

– Wiem, że macie bardzo dużo pracy – powiedział przymilnie Kollberg.

– Dużo pracy? Czy to jakiś żart? Masz pojęcie, ile próbek badamy co roku?

Kollberg nie miał najmniejszego pojęcia i wolał nie zgadywać.

– Pięćdziesiąt tysięcy. A wiesz, ilu mamy ludzi? – Hjelmowi odpowiedziała cisza. – No właśnie. Kiedy przez sześć dni ślęczeliśmy nad tymi cudami, zadzwonił Rönn i powiedział, że dochodzenie zamknięte i możemy wszystko wywalić do kosza.

Kollberg z irytacją popatrzył na zegarek.

– Uhm. Zgadza się.

– Doprawdy? Nic się nie zgadza! Ledwie zaczęliśmy wywalać, zadzwonił Gunvald Larsson i powiedział, że dochodzenie wcale nie jest zamknięte, że mamy kontynuować, bo to cholernie pilne i ważne.

– Nie był do tego upoważniony – pospieszył z wyjaśnieniem Kollberg. – Dostał w łeb i jest bardziej zamulony niż zwykle.

– No tak. A w poniedziałek przypadkiem natknąłem się na Hammara, który powiedział mi to samo co ty. Że dochodzenie zamknięte i że jest po sprawie.

– I?

– I kwadrans później zadzwonił nie kto inny, tylko sam Beck z pytaniem, czy nie znaleźliśmy czegoś „dziwnego” w związku z tym pożarem.

– Martin?

– Otóż to. Urocza gromadka. Melander, Rönn, Larsson, Hammar i Beck. I każdy mówi co innego.

– I?

– I dzisiaj usiłuję złapać kogoś, kto za to wszystko odpowiada. I co słyszę? Larsson jest na zwolnieniu lekarskim i siedzi w domu. Dzwonię do niego do domu, ale nikt nie odbiera. Potem próbuję namierzyć Hammara, ale Hammar wziął wolne. Kiedy spytałem o Melandera, dowiedziałem się, że od godziny siedzi w klopie. Rönn już wyszedł, Beck jest na jakimś zebraniu, a Skacke szuka Rönna. W końcu udało mi się dorwać Eka. Właśnie wrócił z urlopu, nie ma zielonego pojęcia, o czym mówię, i odsyła mnie do Hammara, który wziął wolne, do Becka, który jest na zebraniu, do Rönna, który już wyszedł, ewentualnie do Skackego, który szuka Rönna. Zostałeś tylko ty.

Na moje nieszczęście, pomyślał Kollberg i zapytał:

– Z czym dzwonisz?

– Ten facet, Malm, leżał na plecach na materacu i, jak mówiłem Beckowi, miał podejrzanie mocno zwęglone plecy. Doszliśmy z Beckiem do wniosku, że skoro materac się palił… to chyba logiczne, prawda?

– Jasne. Słuchaj, dochodzenie jest zamknięte.

– Wątpię. Tak się składa, że znaleźliśmy w materacu kilka drobiazgów, których nie powinno tam być.

– Jakich drobiazgów?

– Choćby sprężynki, aluminiowej łuski i pewnych chemikaliów.

– O czym to świadczy?

– O podpaleniu.

Загрузка...