Nawet zebra

Po moim przyjeździe z Europy Ted Seabrooke robił wszystko, żebym w jego sali zapaśniczej poczuł się jak u siebie w domu, ale coś się zmieniło; tak bardzo cieszyłem się z faktu powrotu na matę, że miałem w nosie, jak wypadam w porównaniu z innymi – nie zgłosiłem się do udziału w żadnym turnieju. Codziennie ćwiczyłem w pocie czoła; trenowałem młodych w Exeter i bardziej zależało mi na ich postępach. W końcu dostałem licencję sędziego. (Do tamtej pory nie cierpiałem arbitrów zapaśniczych).

W sezonie zimowym 1965 w Exeter pojawił się jeszcze jeden trener – emerytowany podpułkownik lotnictwa Cliff Gallagher, brat sławnego Eda Gallaghera (który w latach 1928-1940 trenował drużynę stanu Oklahoma, jedenastokrotnych zdobywców tytułu mistrza kraju). Cliff urodził się w Kansas, był niezwyciężonym zapaśnikiem w A &M w Oklahomie i grał w futbol w klubie Kansas State (drużynie, która zdobyła mistrzostwo kraju). Niegdyś pobił rekord świata w biegu na pięćdziesiąt jardów przez płotki i na uniwersytecie stanowym w Kansas zrobił doktorat z weterynarii, którą nigdy się później nie zajmował. Miał również dyplom sędziego i często wspólnie prowadziliśmy zawody.

W roli trenera zapasów był trochę niebezpieczny; pokazał chłopakom z Exeter sporo niedozwolonych chwytów: hamerlok, klucz japoński, różne sposoby duszenia, pochodzące z czasów, kiedy można było zmusić przeciwnika do położenia się na plecach, zadając mu ból lub grożąc uduszeniem, a nie wyniesieniem. Ted wyjaśnił mi, że w wybranym punkcie cyklu treningowego zawsze przyprowadza do Exeter Cliffa, by potem powoli i spokojnie tłumaczyć młodym zawodnikom, że pewnych chwytów nie należy używać. Chłopcy, rzecz jasna, chłonęli nowości, a Cliff pokazywał im rzeczy, o których i ja nie miałem wcześniej pojęcia; niektórych chwytów nie znał również Ted.

Tamtego roku w Exeter musieliśmy być bardzo czujni. Zawsze trafiał się jakiś zawodnik, który próbował urwać drugiemu głowę, i wtedy pędziliśmy z Tedem, żeby ich rozdzielić. Pytaliśmy, czy pokazał im to Cliff.

– Tak, proszę pana – tłumaczył się chłopak. – To się chyba nazywa bułgarska dźwignia na głowę i łokieć.

Niezależnie od nazwy, musieliśmy położyć temu kres, ale nigdy nie odważyliśmy się krytykować Cliffa – on świetnie się bawił, a my go podziwialiśmy. Młodzi też – z pewnością niejednokrotnie stosowali w akademiku bułgarską dźwignię na głowę i łokcie.

Na Cliffie jako sędzi można było w pełni polegać. Zawsze przewidywał, kiedy przerwać groźną akcję i zapobiec ewentualnemu urazowi; wiedział, gdzie znajduje się brzeg maty, który z zawodników i jak wykorzystuje go na swą korzyść, i nigdy nie dawał ostrzeżeń za unikanie walki niewłaściwym zawodnikom. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób Cliff nauczył się na pamięć wszystkich przepisów; jako sędzia nie dopuszczał żadnych niedozwolonych chwytów, choć pełniąc funkcję trenera, uczył wszystkich znanych sobie sztuczek – z niedozwolonymi włącznie. Dzięki niemu sędziowałem o wiele lepiej, niż walczyłem na macie. Sędziowanie sprowadza się do metody, w odróżnieniu od walki, w której wszystko zależy od przewagi siłowej – lub jej braku.

Do końca życia zapamiętam fatalne, przeprowadzone na wariackich papierach zawody dla liceów w Maine – ja i Cliff byliśmy jedynymi zapaśnikami w gronie sędziów. Podczas eliminacji byliśmy także jedynymi sędziami, wymierzającymi kary za chwyt na głowę bez założenia chwytu na ramię: gdy zapaśnik chwyta głowę rywala w kleszcze, powinny one obejmować przynajmniej jedno ramię. Nie wolno otoczyć chwytem głowy przeciwnika – tylko głowy. Po jednej z rund Cliff zebrał wszystkich trenerów oraz sędziów i podkreślił znaczenie obowiązku wykonywania uchwytu jednocześnie na głowę i ramię. Ta wiadomość oburzyła innych sędziów i większość zgromadzonych trenerów. Jeden z nich powiedział:

– Sezon trwa już za długo, żeby uczyć ich czegoś innego.

– To nie nowe, to niedozwolone – odparł Cliff.

– Nowe też – powiedział ten gość, sam nie wiem już, sędzia czy trener. W każdym razie wyraził opinię większości: stosowali niedozwolony chwyt i dopuszczali go przez cały sezon, może nawet przez wiele lat, więc teraz nie mieli zamiaru zawracać sobie głowy takimi przepisami.

– Ja i Johnny będziemy karali za niedozwolony chwyt, zrozumiano? – uprzedził Cliff.

Tak też zrobiliśmy.

Za wykonywanie niedozwolonego chwytu zapaśnik może stracić całkiem sporo punktów. Ciągłe łamanie przepisów potrafi doprowadzić do dyskwalifikacji. Aniśmy się obejrzeli, a już ukaraliśmy i zdyskwalifikowaliśmy pół stanu Maine. („Zdyskwalifikowaliśmy” również kilku protestujących trenerów). W półfinałach wykluczyłem też z turnieju pewnego zawodnika wagi ciężkiej, który umyślnie obijał przeciwnika o stół sędziego punkowego; dwukrotnie dawałem mu ostrzeżenia oraz karałem za walkę poza matą i po usłyszeniu gwizdka. Zapytałem nawet trenera, czy rzeczony zapaśnik jest głuchy.

– Nie, po prostu trochę przygłupi – odpowiedział. Gdy zdyskwalifikowałem zawodnika wagi ciężkiej, z trybuny na matę zeszli jego rodzice. Bez trudu rozpoznałem, co to za ludzie – nie musieli się przedstawiać. Na pierwszy rzut oka widać było, że zostali wyposażeni w ten sam rodzaj genów, co ich syn. Ocalił mnie Cliff.

– Skoro niczego nie rozumiecie, to pojmijcie chociaż jedną zasadę. To zaledwie jeden przepis i wyjaśnię wam go tylko raz. (Słuchali go). To jest mata – mówił, demonstrując miejsce, w którym staliśmy. – A tam – pokazał stolik sędziego, na który zawodnik rzucał rywala – jest zakichany stolik. Zapasy – ciągnął – uprawia się na macie. Tak mówią przepisy.

Rodzice olbrzyma odmaszerowali bez słowa. Dzięki temu dożyliśmy z Cliffem finałów.

Odbywały się one w nocy. Wynurzyli się z niej przerażający osadnicy z puszcz Maine. (Mój dobry znajomy, Stephen King, nie zmyśla wszystkiego i na pewno zna ludzi, o których mi tu chodzi). Przy tamtych kibicach rodzice ogromnych rozmiarów zapaśnika wagi ciężkiej wyglądali na istoty mniej więcej cywilizowane. W ramach protestu przeciwko przepisowi o niedozwolonym chwycie na głowę wszyscy inni sędziowie rozjechali się do domów i na przemian z Cliffem prowadziliśmy walki we wszystkich kategoriach wagowych. Gdy on był sędzią głównym, ja sędziowałem na macie i na odwrót. Sędzia z maty ma prawo (zwykle niewykorzystywane) do anulowania decyzji głównego; czasami dostrzega w kłębowisku dwóch ciał coś, co umyka uwagi głównego – na przykład niewłaściwie założony chwyt na głowę. Sędzia na macie przydaje się szczególnie w chwilach, gdy należy określić, ile ktoś zdobył (lub nie zdobył) punktów na obrzeżach maty, nim jeszcze zawodnicy znajdą się poza obszarem dozwolonym.

W turnieju zapaśniczym dla szkół średnich może być od 11 do 13 kategorii wagowych. Obecnie w zawodach klasy A w Nowej Anglii najlżejsza jest kategoria do 103 funtów, mamy 13 wag, z których największa to do 189 funtów i ciężka (do 275). Od czasu do czasu zdarza się waga do 100 funtów, w niektórych stanach tworzy się kategorie do 215 lub 220 funtów. W 1965 roku w Maine zawodnikom w kategorii ciężkiej nie stawiano żadnych ograniczeń wagowych. (Kiedyś nawet nosiła ona nazwę nieograniczonej).

W pierwszych trzech finałach daliśmy chyba z sześć punktów karnych za niedozwolony chwyt na głowę – który był widocznie jakąś charakterystyczną cechą życia w Maine – a Cliff zdyskwalifikował jednego zawodnika za to, że gryzł. Pewien zapaśnik już niemal dotykał łopatkami maty, gdy tamten ugryzł przeciwnika w przedramię. Kibice podnieśli nieziemski wrzask. Przecież nic nie mogłoby obrazić ich bardziej niż zakaz gryzienia. (Na trybunach siedzieli ludzie wyglądający na takich, co gryzą swoich bliźnich parę razy dziennie).

Cliff Gallagher miał wtedy sześćdziesiąt osiem lat i tylko o 10 funtów przekraczał limit swojej dawnej kategorii do 145 funtów. Cały składał się z mięśni, tak jak stary dobry Caswell z Pitt. Był prawie łysy. Miał długą i pooraną bruzdami twarz, odstające uszy, byczy kark i olbrzymie dłonie. Nie podobało mu się, jak tłum reagował na jego decyzje. Podszedł do stolika sędziego punktowego i wziął do ręki mikrofon.

– Tu nie ma miejsca na gryzienie, zrozumiano? – powiedział. Nie byli zachwyceni, ale się uspokoili.

Czekało nas jeszcze mnóstwo walk (i niedozwolonych chwytów na głowę): sędziowaliśmy na zmianę, raz w roli sędziego głównego, raz na macie. Bez przerwy rozbrzmiewały nasze gwizdki – poza chwytami na głowę bez ramienia mieliśmy do czynienia z nożycami, pełnymi nelsonami, nożycami numer cztery na ciało, wykręcaniem kolan i ciosami głową z byka, tyle że nikt już nie gryzł. W wadze do 177 funtów wyznaczyłem punkty karne, które przesądziły o wyniku; myślałem, że kibice zejdą na matę mnie zlinczować, a trener ukaranego zawodnika nazwał mnie dupkiem, za co należały się kolejne punkty karne, ale dałem już sobie spokój.

Tłumy szalały, a Cliff naradził się ze mną i podszedł do mikrofonu.

– Tu nie ma też miejsca na wydłubywanie przeciwnikowi oczu, zrozumiano?

Pojedynek wagi ciężkiej sędziował Cliff, za co byłem mu – i jestem – dozgonnie wdzięczny. Chłopak, którym w półfinałach rzucano o stolik sędziego punktowego (dzięki czemu wygrał), wyglądał na nieco zmęczonego; jego przeciwnik specjalizował się w wykręcaniu palców, a Cliff ukarał go dwukrotnie w pierwszej rundzie, za każdym razem cierpliwie wyjaśniając przepisy. (Jeżeli chwytasz przeciwnika za palce, musisz złapać za cztery, a nie za dwa, jeden czy za sam kciuk). Ale wyginacz palców był uparty, a zawodnik obijany o stół punktowego – rzecz jasna, hm, przewrażliwiony. Gdy rywal znów wygiął mu palce, odegrał się, uderzając go z byka głową. Cliff słusznie ukarał również jego. Dlatego na początku drugiej rundy obydwaj mieli tyle samo punktów karnych i nie wykonali jeszcze ani jednego dozwolonego chwytu lub rzutu. Wiedziałem, że Cliff ma ręce pełne roboty.

Zginacz palców leżał pod przeciwnikiem, który założył mu nożyce i pełnego nelsona, za co został ponownie ukarany. Wtedy zginacz założył na nożyce tamtego swoje nożyce, za co dostał punkty karne, a zawodnik w górnej pozycji, nie wiedzieć czemu, uderzył rywala w kark – tego już było za wiele: został zdyskwalifikowany za niesportowe zachowanie. (Pomyślałem sobie wtedy, że może jednak w półfinale Cliff powinien pozwolić na poobijanie go trochę o stolik sędziego). Gallagher właśnie podnosił rękę wyginacza palców na znak zwycięstwa, gdy zauważyłem matkę pokonanego. I znowu nie miałem żadnych kłopotów z rozpoznaniem tych samych genów – ta kobieta była bez wątpienia matką zapaśnika wagi ciężkiej.

Tamtego roku w Maine – i nigdzie indziej – słyszałem, jak na sędziów mówi się „zebry”. Przypuszczam, że wzięło się to z biało-czarnych pasów na koszulkach; Cliff chyba słyszał już to przezwisko. Mimo to nie byliśmy przygotowani na taką obelgę ze strony mamy wagi ciężkiej. Dotoczyła się dostojnie do stolika sędziego punktowego i wyrwała mu z ręki mikrofon. Wskazała Cliffa, stojącego niepewnie na środku maty, i powiedziała:

– Nawet zebra nie chciałaby się z tobą walić. Kibice, choć skłonni do nieposłuszeństwa, podobnie jak Cliff Gallagher nie wiedzieli, w jaki sposób zareagować na takie twierdzenie. Stali lub siedzieli w pełnej zdumienia ciszy, podczas gdy Cliff powoli podszedł do mikrofonu. Urodził się w Kansas, ale nawet w Maine chodził niczym kowboj z Oklahomy.

– Zrozumiano? – zapytał tłumu.

Powrót z Maine trwał dość długo, ale Cliff całą drogę powtarzał: „Nawet zebra nie chciałaby, co, Johnny?”. Od tych słów zawsze zaczynał nasze rozmowy telefoniczne.

Tamtej zimy sędziowałem wszędzie tam, gdzie mnie zaproszono. Nie zbiłem na tym fortuny, nigdy też nie widziałem niczego podobnego do turnieju w Maine. Ale do pozostania w tym zawodzie, oprócz zadowolenia z samej pracy, skłonił mnie Cliff Gallagher. To był mój wspaniały powrót do zapasów.

– Przecież ci mówiłem, że zawsze będziesz je kochał – przypominał trener Seabrooke.

Загрузка...