13. Zatoczka na Kontynencie Południowym, 15.7.7 — 15.8.7

Jaxom obudził się i poczuł, jak coś mokrego ześlizguje mu się z czoła na nos. Poirytowany zmiótł to z twarzy.

Czy czujesz się lepiej? W głosie Rutha tak wymownie zabrzmiała pełna smutku nadzieja, że jego jeździec poczuł się zaskoczony.

— Czy czuję się lepiej? — Nie w pełni rozbudzony Jaxom spróbował się podnieść na łokciu, ale nie zdołał poruszyć głową, którą mu ktoś musiał zaklinować.

Brekke mówi: leż spokojnie.

— Leż spokojnie, Jaxomie — rozkazała Brekke. Poczuł na swojej piersi jej rękę, niepozwalającą mu się poruszyć.

Słyszał, jak gdzieś obok kapie woda. Potem na jego czole została znowu umieszczona jakaś mokra szmatka, tym razem chłodna i aromatyczna. Po obu stronach głowy wyczuwał dwa kloce, miękko wyściełane, bo sięgały od jego policzków do ramion przypuszczalnie po to, żeby powstrzymać go od poruszania głową na boki. Zastanawiał się, co się stało. Dlaczego tu była Brekke?

Byłeś bardzo chory, powiedział Ruth, a jego głos zabarwił niepokój. Bardzo się martwiłem. Przywołałem Brekke. Ona jest uzdrowicielką. Ona mnie usłyszała. Ja cię nie mogłem zostawić. Przyleciała z F’norem i Canthem. Potem F’nor poleciał po tę drugą.

— Czy długo byłem chory? — Jaxom poczuł się skonsternowany, że potrzebne były aż dwie pielęgniarki. Miał tylko nadzieję, że „tą drugą” nie była Deelan.

— Kilka dni — odpowiedziała Brekke, ale Ruth miał chyba na myśli jakiś dłuższy czas. — Teraz już wszystko będzie w porządku. Nareszcie przełamała się gorączka.

— Czy Lytol wie, gdzie jestem? — Jaxom otworzył oczy, stwierdził, że ma je zakryte kompresem i sięgnął, żeby go ściągnąć. Plamki zatańczyły mu przed oczami, mimo że miał je zasłonięte materiałem kompresu, jęknął i zamknął powieki.

— Mówiłam ci, że masz leżeć spokojnie. I nie otwieraj oczu ani nie próbuj z nich zdjąć bandaża — powiedziała Brekke, dając mu lekkiego klapsa po ręce. — Oczywiście, że Lytol wie. F’nor natychmiast go zawiadomił. A ja przesłałam mu wiadomość, jak ci tylko gorączka opadła. Menolly też już nie ma gorączki.

— Menolly? Jakim cudem ona mogła zarazić się ode mnie katarem? Przecież była z Sebellem.

Ktoś jeszcze musiał być w pokoju, bo Brekke nie mogła jednocześnie mówić i śmiać się. Zaczęła mu spokojnie wyjaśniać, że to nie było przeziębienie. Zachorował na to, co Południowcy nazywali płomienną grypą; jej początkowe objawy były podobne do objawów przeziębienia.

— Ale wyzdrowieję, prawda?

— Czy dokuczają ci oczy?

— Prawdę mówiąc, to nie mam ochoty ich znowu otwierać.

— Plamki? Jak gdybyś patrzył prosto w słońce?

— Właśnie.

Brekke poklepała go po ręce.

— To normalne, prawda, Sharro? Jak długo to zwykle trwa?

— Tyle, co bóle głowy. Tak więc miej oczy zakryte, Jaxomie. — Sharra mówiła powoli, jej słowa niemal się zlewały, ale jej niski głos miał w sobie bogatą śpiewność, która spowodowała, że zaczął się zastanawiać, czy jej twarz jest równie piękna jak głos. Wątpił w to. Nikt nie mógł być taki piękny. — Żebyś mi się nie ważył rozglądać. Boli cię jeszcze głowa, prawda? No, to trzymaj oczy zamknięte. Zaciemniłyśmy to pomieszczenie, na ile się dało, ale mógłbyś sobie na stałe uszkodzić wzrok, jeżeli nie będziesz teraz uważał.

Jaxom poczuł, że Brekke poprawia mu kompres.

— To Menolly też zachorowała?

— Tak, ale Mistrz Oldive przesłał nam wiadomość, że lekarstwo bardzo dobrze działa na jej organizm. — Brekke zawahała się. — Ona oczywiście nie zwalczała Nici, ani nie latała pomiędzy, a to bardzo pogorszyło twój stan.

Jaxom jęknął.

— Już wcześniej zdarzało mi się latać pomiędzy, jak byłem przeziębiony i wcale się przez to gorzej nie czułem.

— Jak byłeś przeziębiony to tak, ale nie, jak miałeś płomienną grypę — powiedziała Sharra. — Masz, Brekke. Jest już gotowy dla niego.

Poczuł, że umieszczono mu między wargami słomkę. Brekke powiedziała, żeby ssał przez nią, jako że nie wolno mu podnieść głowy.

— Co to jest? — wymamrotał ze słomką w ustach.

— Sok owocowy — powiedziała Sharra tak skwapliwie, że Jaxom z dużą ostrożnością pociągnął łyk. — To tylko sok owocowy, Jaxomie. Twoje ciało potrzebuje teraz dużo płynów. Ta gorączka cię wysuszyła.

Sok był chłodny i tak delikatny w smaku, że nie potrafił określić, z jakich mógł być owoców. Ale było to właśnie to, czego mu było trzeba, sok nie był ani za kwaśny, co podrażniłoby jego wysuszone usta, ani za słodki, co na pusty żołądek by go mdliło. Wypił wszystko i poprosił o jeszcze, ale Brekke powiedziała, że na razie mu wystarczy. Powinien się teraz postarać zasnąć.

— Ruth? Czy z tobą wszystko w porządku?

Teraz, kiedy wróciłeś do siebie, będę jadł. Nie odejdę daleko. Nie potrzebuję.

— Ruth? — Wpadłszy w popłoch, że jego smok się zaniedbywał, Jaxom nieroztropnie spróbował unieść głowę. Ból był nieprawdopodobny.

— Z Ruthem jest wszystko w absolutnym porządku, Jaxomie — powiedziała Brekke surowym głosem. Pchnęła jego ramiona z powrotem na łóżko. — Rutha po prostu obsiadły jaszczurki ogniste, i kąpał się regularnie rano i wieczorem. Nigdy nie oddalał się od ciebie na więcej, jak dwie swoje długości. Uspokoiłam jego obawy. — Jaxom jęknął, zapomniawszy kompletnie, że Brekke potrafiła rozmawiać ze wszystkimi smokami. — F’nor i Canth polowali dla niego, ponieważ nie chciał od ciebie odejść, więc żadną miarą nie zostały z niego skóra i kości tak jak z ciebie. Będzie teraz polował, nic nie ucierpiawszy przez tę zwłokę. A ty idź spać.

Nie miał żadnego wyboru, ale gdy jego świadomość się rozpływała, zaczął podejrzewać, że ten sok zawierał jeszcze coś, oprócz owoców.

Kiedy się obudził, wypoczęty i zniecierpliwiony, pamiętał o tym, żeby nie ruszać głową. Usiłował sięgnąć myślą wstecz poprzez zniekształcone wspomnienia, że jest mu gorąco i zimno. Wyraźnie pamiętał, jak dolecieli nad zatoczkę, jak zataczając się przeszedł do cienia i jak padł u podnóża drzewa pąsów, wytężając siły, żeby dosięgnąć grona owoców, pragnąc ochłodzić swoje spieczone usta i gardło. To wtedy Ruth musiał zdać sobie sprawę, że jest chory.

Jaxom tylko niejasno przypominał sobie, jak widział przelotnie Brekke i F’nora, jak błagał ich, żeby przyprowadzili do niego Rutha. Przypuszczał, że musieli wznieść dla niego jakieś tymczasowe schronienie. Sharra mówiła coś w tym sensie. Wyciągnął powoli lewą rękę i poruszył nią w górę i w dół, nie dotykając niczego poza ramą od łóżka. Wyciągnął prawą rękę.

— Jaxom? — Usłyszał miękki głos Sharry. — Ruth tak mocno zasnął, że mnie nie uprzedził. Czy chce ci się pić? — W jej głosie wcale nie było słychać skruchy, że spała. Wydała cichy odgłos konsternacji, kiedy dotknęła teraz już suchego kompresu. — Nie otwieraj oczu.

Zdjęła bandaż, a on usłyszał, jak zanurza go w jakiejś cieczy, wykręca i następnie zadrżał, gdy poczuł chłód na skórze. Sięgnął w górę, przytrzymał bandaż na czole, najpierw lekko, a potem przyciskając bardziej pewnie.

— Hej, to nie boli…

— Ćśśś. Brekke zasnęła, a ona tak łatwo się budzi. — Głos Sharry był przytłumiony; teraz palce jej zacisnęły się na jego wargach.

— Czemu nie mogę odwrócić głowy z boku na bok? — Jaxom starał się, żeby w jego głosie nie było słychać takiego strachu, jaki odczuwał.

Śmiech Sharry uspokoił go.

— Zaklinowałyśmy ci głowę między dwoma klockami, żebyś nią nie mógł poruszać. Pamiętasz? — Poprowadziła do nich jego ręce, a następnie usunęła te ograniczenia. — Obróć głowę, tylko troszeczkę, z boku na bok. Jeżeli twoja skóra nie będzie już nadwrażliwa, to najgorszą część płomiennej grypy pewnie masz za sobą.

Delikatnie obrócił głowę w lewo, potem w prawo. Wykonał śmielszy ruch.

— Nie boli. Naprawdę nie boli.

— O nie, mowy nie ma. — Sharra złapała go za nadgarstki, kiedy sięgnął po kompres. — Mam zapaloną nocną lampkę. Zaczekaj, aż ją osłonię. Im mniej światła, tym lepiej.

Posłyszał, jak gmera przy osłonie żarów.

— Czy teraz już mogę?

— Pozwalam ci tylko dlatego spróbować — podkreśliła ostatnie słowo, przykrywając jego rękę na bandażu swoją dłonią — że jest bezksiężycowa noc i nie zrobisz sobie krzywdy. Jeżeli zobaczysz nawet najmniejszą świecącą plamkę, natychmiast zakryj oczy.

— To takie niebezpieczne?

— Może być.

Powoli odciągnęła bandaż.

— Nic nie widzę!

— Widzisz jakieś plamki, jakiś ostry blask?

— Nie. Nic! Och! — Coś musiało zasłaniać mu pole widzenia, bo teraz widział jakieś niewyraźne zarysy.

— Trzymałam ci rękę przed nosem, na wszelki wypadek powiedziała.

Dostrzegał teraz obok siebie niewyraźny zarys jej postaci. Musi chyba klęczeć. Powoli wzrok mu się poprawiał, kiedy mrugając uwalniał z piasku swoje rzęsy.

— Mam oczy pełne piasku.

— Chwileczkę. — Nagle ktoś mu ostrożnie zaczął wkraplać wodę do oczu. Zamrugał jak wściekły i zaczął głośno narzekać. Mówiłam ci, żebyś był cicho, bo obudzisz Brekke. Ona jest wyczerpana. Oczyściło ci to oczy z piasku?

— Tak, już jest dużo lepiej. Nie chciałem przysporzyć wam tylu kłopotów.

— Co ty powiesz? A ja myślałam, że to wszystko zaplanowałeś.

Jaxom złapał ją za rękę i podniósł ją do ust, trzymając tak silnie, jak tylko mu pozwalało jego osłabienie, ponieważ ona na ten pocałunek cichutko krzyknęła i odebrała mu dłoń.

— Dziękuję!

— Zakładam ci na powrót ten bandaż — powiedziała z niedwuznacznym wyrzutem w głosie.

Jaxom zachichotał, zadowolony, że udało mu się ją wprawić w zakłopotanie. Żałował tylko, że nie ma światła. Widział, że była szczupła. Jej głos, mimo że była taka stanowcza, brzmiał młodo. Czy jej twarz będzie taka śliczna, żeby pasowała do tego głosu?

— Wypij proszę cały sok — powiedziała i poczuł słomkę na wargach. — Prześpij się jeszcze teraz porządnie, a najgorsze będziesz miał już za sobą.

— Jesteś uzdrowicielką? — Jaxom poczuł się skonsternowany. Jej głos brzmiał tak młodo. Założył, że była wychowanką Brekke.

— Bez wątpienia. Nie przypuszczasz chyba, że zawierzyliby Życie Lorda Warowni Ruatha jakiemuś terminatorowi? Mam duże doświadczenie w leczeniu ludzi chorych na płomienną grypę.

Zalało go znane mu już uczucie, że unosi się w powietrzu. Wywoływał je sok fellisowy i nie mógł już jej odpowiedzieć, choć by bardzo tego chciał.

Ku jego rozczarowaniu, kiedy obudził się następnego dnia, na jego wołanie odpowiedziała Brekke. Wydawało mu się, że nieuprzejmie będzie pytać, gdzie jest Sharra. Nie mógł również zapytać Rutha, bo Brekke usłyszałaby wymianę ich myśli. Ale Sharra ewidentnie opowiedziała Brekke o tym, jak się obudził w środku nocy, ponieważ jej głos brzmiał bardziej beztrosko, niemal wesoło, kiedy go witała. Żeby uświetnić jego dochodzenie do zdrowia, pozwoliła mu na kubek słabiutkiego klahu i miseczkę rozmoczonego ciasta.

Uprzedziwszy go, żeby trzymał oczy zamknięte, zmieniła bandaże, ale nowy bandaż nie był taki gęsty i kiedy otworzył oczy, mógł rozróżnić wokół siebie jasne i ciemne obszary.

W południe pozwolono mu usiąść i zjeść lekki posiłek, dostarczony przez Brekke, ale nawet ta niewielka czynność wyczerpała go. Niemniej kiedy Brekke zaproponowała mu, by napił się jeszcze soku, zaczął z rozdrażnieniem narzekać.

— Zaprawionego sokiem fellisowym? Czy chcecie, żebym przespał całe życie?

— Och, nadrobisz stracony czas, zapewniam cię — odparła, a on zapadając ponownie w sen łamał sobie głowę nad tą jej tajemniczą wypowiedzią.

Następnego dnia denerwował się jeszcze bardziej na nakładane na niego ograniczenia. Złościł się, ale kiedy Sharra i Brekke pomogły mu przejść nalewkę, żeby wymienić sienniki w łóżku, osłabł tak, że po kilku minutach w pozycji siedzącej z wdzięcznością znowu się wyciągnął. Tym bardziej był więc zdumiony, kiedy tego wieczoru usłyszał w sąsiednim pokoju głos N’tona.

— Dużo lepiej wyglądasz, Jaxomie — powiedział N’ton podchodząc cicho do łóżka. — Przyniesie to ogromną ulgę Lytolowi. Ale jeżeli jeszcze kiedyś — w szorstkim głosie N’tona odbijał się cały jego niepokój — spróbujesz zwalczać Nici, kiedy będziesz chory, to ja… to ja… zdam cię na łaskę i niełaskę Lessy.

— Nie sądziłem, żeby to było coś więcej niż zapchany nos, N’tonie — odparł Jaxom, nerwowo wtykając palce w trawiaste nierówności swojego siennika. — A to był mój pierwszy Opad na Ruthu…

— Wiem, wiem. — W głosie N’tona było już dużo mnie dezaprobaty. — Skąd miałeś wiedzieć, że zapadasz na płomienną grypę. Czy wiesz, że zawdzięczasz swoje życie Ruthowi? F’nor mówi, że Ruth ma więcej rozumu niż większość ludzi. Połowa smoków na Permie nie miałaby pojęcia, co zrobić, gdyby ich jeździec zaczął majaczyć; wszystko by im się kompletnie pomieszało od chaosu w umysłach ich jeźdźców. Nie, ty i Ruth jesteście bardzo dobrze widziani w Bendenie. Bardzo dobrze! Skup się teraz na odzyskiwaniu sił. A kiedy poczujesz się silniejszy, D’ram powiedział, że chętnie dotrzyma ci towarzystwa i pokaże parę interesujących rzeczy, które odkrył podczas swego pobytu tutaj.

— Nie miał nam z Ruthem za złe, że polecieliśmy za nim?

— Nie. — N’ton był autentycznie zaskoczony pytaniem Jaxoma. — Nie, chłopcze, był zaskoczony, że komukolwiek go brakowało i miło mu było, że wciąż jeszcze potrzebny jest jako smoczy jeździec.

— N’tonie! — Wołanie Brekke było stanowcze.

— Mówiły, że nie wolno mi zostać długo. — Jaxom usłyszał, jak stopy N’tona szurają po podłodze, kiedy się podnosił. Przyjdę tu znowu, obiecuję. — Jaxom usłyszał, jak Tris narzeka i wyobraził sobie, jak ta malutka jaszczurka ognista czepia się ramienia N’tona, żeby utrzymać równowagę.

— Jak się czuje Menolly? Czy wraca do zdrowia? Powiedz Lytolowi, że bardzo mi przykro, iż miał przeze mnie tyle zmartwień!

— On to wie, Jaxomie. A Menolly czyje się dużo lepiej. Dużo lżej przechodziła tę płomiennę grypę niż ty. Sebell rozpoznał objawy niemal natychmiast i wezwał Oldive’a. Nie śpiesz się jednak ze wstawaniem.

Mimo że tak się cieszył wizytą N’tona, odczuł ulgę, gdy ten już poszedł. Czuł się osłabiony i zaczęła go boleć głowa.

— Brekke? Czy to może być nawrót?

— Jest z N’tonem, Jaxomie.

— Sharra! Głowa mnie boli. — Nie potrafił opanować drżenia głosu.

Jej chłodna ręka dotknęła jego policzka.

— Nie masz gorączki, Jaxomie. Szybko się męczysz, to wszystko. Śpij teraz.

Te spokojne słowa wypowiedziane łagodnym, głębokim głosem uśmierzyły jego niepokój i chociaż bardzo nie chciał zasypiać, oczy mu się zamknęły. Jej palce masowały jego czoło, zsunęły się na kark, łagodnie wygładzały napięcia, a przez cały ten czas jej głos zachęcał go, by odpoczął, zasnął. I zrobił to.

O świcie obudziła go chłodna, wilgotna morska bryza i zaczął rozdrażniony gmerać przy kocu, chcąc przykryć odkryte nogi i plecy, bo spał na brzuchu zaplątany w lekki koc. Uporządkowawszy wszystko z pewną trudnością, nie mógł już zasnąć, chociaż zamknął oczy spodziewając się snu. Otworzył je znowu, popatrując niespokojnie za uniesione zasłony schronienia. Aż nagle wykrzyknął, sztywniejąc ze zdziwienia, i dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę, że nie ma już zabandażowanych oczu i że nic nie przeszkadza mu patrzeć.

— Jaxom?

Skręcając się zobaczył wysoką postać Sharry wyskakującą z hamaka, zauważył, jakie długie są jej czarne włosy, spływające na ramiona, zasłaniające jej twarz.

— Sharra!

— Jak twoje oczy, Jaxomie? — zapytała przyciszonym szeptem i szybko podeszła do jego łóżka.

— Moje oczy mają się świetnie, Sharro — odparł chwytając ją za rękę i zatrzymując ją w miejscu, gdzie mógł zobaczyć wyraźnie twarz dziewczyny w przyćmionym świetle. — O nie, mowy nie ma — powiedział z niskim śmiechem, kiedy próbowała mu się wyrwać. — Czekałem na to, żeby zobaczyć jak wyglądasz. — Swoją wolną ręką odgarnął na bok włosy zasłaniające jej twarz.

— No i? — przeciągnęła to słowo z dumnym wyzwaniem, podświadomie prostując ramiona i odrzucając włosy do tyłu. Sharra nie była ładna. Tego się spodziewał. Jej rysy były zbyt nieregularne, a zwłaszcza nos miała zbyt długi w stosunku do twarzy, a chociaż brodę miała kształtną, była ona odrobinę zbyt stanowcza jak na piękność. Ale jej usta wyginały się w śliczny podwójny łuk, którego lewy kącik drgał, kiedy pohamowywała wesołość. Głęboko osadzone oczy również się śmiały. Powoli uniosła lewą brew, wyginając ją w łuk, rozbawiona jego badawczym spojrzeniem.

— No i? — powtórzyła.

— Wiem, że możesz się ze mną nie zgodzić, ale ja sądzę, że jesteś piękna! — Oparł się jej ponownym wysiłkom, by uwolnić rękę i wstać. — Na pewno zdajesz sobie sprawę, że mówisz prześlicznym głosem.

— To akurat usiłowałam kultywować — powiedziała.

— Udało ci się. — Przycisnął silniej jej rękę, przyciągając ją bliżej. Było to dla niego ogromnie ważne, żeby określić jej wiek.

Roześmiała się miękko, poruszając palcami w jego silnym uścisku.

— Puść mnie już Jaxomie, bądź grzecznym chłopczykiem!

— Nie jestem grzeczny i nie jestem chłopczykiem. — Przemówił z cichym naciskiem, na który z jej twarzy zniknęło dobrotliwe rozbawienie. Spokojnie odpowiedziała spojrzeniem na jego spojrzenie, a potem lekko się do niego uśmiechnęła.

— Nie, nie jesteś grzeczny, i nie jesteś chłopczykiem. Byłeś bardzo chorym mężczyzną, a moim zadaniem — podkreśliła ostatnie słowo lekko, kiedy pozwolił jej wyciągnąć dłoń z jego ręki — jest uleczenie cię.

— Im prędzej, tym lepiej. — Jaxom wyciągnął się z uśmiechem. Pomyślał, że na stojąco będzie niemalże jego wzrostu. Podobało mu się to, że będą mogli patrzyć sobie prosto w oczy.

Obrzuciła go jednym przeciągłym, nieco zakłopotanym spojrzeniem, a potem z tajemniczym wzruszeniem ramion odwróciła się od niego, zebrała włosy i owinęła je schludnie wokół głowy. Wyszła z pokoju.

Chociaż żadne z nich słowem nie wspomniało o tych porannych zwierzeniach, Jaxomowi później łatwiej było pogodzić się z ograniczeniami, jakie narzucała mu jego rekonwalescencja. Jadł, co mu dali bez narzekania, zażywał lekarstwa i posłusznie odpoczywał.

Jedna sprawa trapiła go jednak, tak że w końcu wygadał się przed Brekke.

— Kiedy miałem gorączkę, Brekke, czy ja… to znaczy… Brekke uśmiechnęła się i uspokajająco poklepała go po ręce. — Nigdy nie zwracamy uwagi na takie majaczenia. Zwykle są tak niespójne, że i tak nie da się ich zrozumieć.

Coś w jej głosie niepokoiło go jednak dalej. „…tak niespójne, że i tak nie da się ich zrozumieć?” A więc wypaplał wszystko. Nie żeby martwiła go Brekke, jeżeli wypaplał coś o tym przeklętym jaju królowej. Ale jeżeli Sharra słyszała? Była z Warowni Południowej. Czy równie ochoczo zlekceważy jego majaczenia na temat tego po dwakroć przeklętego jaja? Nie mógł się odprężyć. Co za pech, że musiał zachorować akurat, kiedy jest coś, co trzeba utrzymać w sekrecie! Martwił się tym, aż zasnął, a następnego ranka wrócił do tych myśli, chociaż zmuszał się do wesołości, nasłuchując, jak Ruth kąpie się z jaszczurkami ognistymi.

On przybywa, powiedział nagle Ruth, a w jego głosie brzmiało zaskoczenie. I to D’ram go przywozi.

— Kogo D’ram przywozi? — zapytał Jaxom.

— Sharro — zawołała Brekke z drugiego pokoju — nasi goście przybyli. Czy przyprowadzisz ich z plaży? — Weszła szybko do pokoju Jaxoma, wygładziła lekki koc i bacznie zajrzała mu w twarz. — Masz czystą twarz? A ręce?

— Kto to przybywa, że wpadłaś w taki popłoch? Ruth?

On się cieszy, że mnie też widzi, ton zdziwienia w głosie Rutha zabarwiony był zachwytem.

Po tej uwadze Jaxom zorientował się, kim jest gość, ale potrafił tylko patrzeć oszołomiony szeroko otwartymi oczami, kiedy Lytol wielkimi krokami wszedł do pokoju. Pod hełmem jego twarz była napięta i blada i nie zadał sobie trudu, by rozpiąć kurtkę podczas drogi z plaży, tak, że na jego — czole i górnej wardze lśniły kropelki potu. Stanął w drzwiach, po prostu patrząc na swego podopiecznego.

Raptownie odwrócił się w kierunku ściany, szorstko odchrząknął, zdarł z siebie hełm i rękawice, rozpiął pas przy kurtce i mruknął ze zdziwienia, kiedy przy jego łokciu pojawiła się Brekke, żeby uwolnić go od tego wszystkiego. Kiedy mijała łóżko Jaxoma w drodze do wyjścia z pokoju, popatrzyła na niego z takim napięciem, że nie miał pojęcia, co mu próbuje przekazać.

Ona mówi, że on płacze, powiedział mu Ruth. I że ty nie masz się dziwić ani wprawiać go w zakłopotanie. Ruth przerwał. Ona także sądzi, że Lytol już wyzdrowiał. Przecież Lytol nie był chory.

Jaxom nie miał czasu, żeby uporządkować sobie te okrężne aluzje, ponieważ jego opiekun odzyskał już panowanie nad sobą i odwrócił się.

— Cieplej tu niż w Ruatha — powiedział Jaxom, usiłując przerwać milczenie.

— Potrzeba ci trochę słońca, chłopcze — w tym samym momencie powiedział Lytol.

— Nie wolno mi jeszcze wstawać z łóżka.

— Ta góra wygląda tak samo, jak na twoim szkicu.

Znowu odezwali się równocześnie, odpowiadając nawzajem na swoje uwagi.

Tego już było Jaxomowi za wiele, wybuchnął śmiechem i pomachał do Lytola, żeby usiadł przy nim na łóżku. Wciąż jeszcze się śmiejąc, Jaxom chwycił Lytola za przedramię, mocno je ściskając i próbując tym gestem przeprosić za wszystkie troski, których był przyczyną. Raptownie Lytol porwał go szorstko w objęcia, a następnie puścił, zdrowo klepnąwszy w plecy. Jaxomowi oczy również napełniły się łzami na to niespodziewane okazanie uczuć. Opiekun zawsze skrupulatnie troszczył się o swego podopiecznego, ale im Jaxom był starszy, tym częściej się zastanawiał, czy Lytol w ogóle go lubi.

— Już myślałem, że cię straciłem.

— Mnie nie tak łatwo stracić, panie.

Jaxom nie mógł za nic powstrzymać swojego szerokiego, niezbyt mądrego uśmiechu, ponieważ Lytol miał na twarzy autentyczny uśmiech: pierwszy jaki Jaxom pamiętał.

— Nic z ciebie nie zostało, tylko blada skóra i kości — powiedział Lytol w swój zwykły, chropawy sposób.

— To minie. Wolno mi już jeść, ile tylko zechcę — odparł Jaxom. — Masz na coś ochotę?

— Nie przyleciałem tu, żeby jeść. Przyleciałem, żeby cię zobaczyć. I powiem ci tyle, młody Lordzie Jaxomie, radzę, żebyś wybrał się do Mistrza Kowali i wziął jeszcze parę lekcji rysowania szkiców: wcale nie umiejscowiłeś dokładnie drzew wzdłuż brzegu zatoczki. Chociaż górę narysowałeś dobrze.

— Wiedziałem, że przy drzewach popełniłem błąd, to jedna z rzeczy, które chciałem sprawdzić. Tylko, że kiedy już tu się znalazłem, zupełnie o tym zapomniałem.

— Tak mi dano do zrozumienia.

— Powiedz mi proszę, co słychać w Warowni. — Jaxom zapalił się nagle do tych drobnych szczegółów, które go kiedyś nudziły.

Pogadali sobie po przyjacielsku, że Jaxom aż był zdziwiony. Uświadomił sobie, że odkąd nieumyślnie Naznaczył Rutha, czuł się skrępowany w towarzystwie Lytola. Ale to napięcie się teraz ulotniło. Jeżeli nic innego dobrego nie przyniosła ta choroba, to zbliżyła przynajmniej ich obu bardziej, niż to potrafił sobie Jaxom w dzieciństwie wyobrazić.

Weszła Brekke, uśmiechając się przepraszająco.

— Przykro mi, Lordzie Lytolu, ale Jaxom łatwo się męczy. Lytol posłusznie podniósł się, zerkając niespokojnie na wychowanka.

— Brekke, po tym jak Lytol przebył taką odległość na smoku, musi mieć prawo…

— Nie, chłopcze, zawsze mogę wrócić. — Uśmiech Lytola zaskoczył Brekke. — Wolałbym nie podejmować ryzyka, jeśli chodzi o niego. — Następnie wprawił Brekke w zdumienie jeszcze raz, kiedy objął Jaxoma z niezgrabną tkliwością, a potem wielkimi krokami wyszedł z pokoju.

Brekke wytrzeszczyła oczy na Jaxoma, który wzruszył ramionami sygnalizując, że sama może sobie zinterpretować zachowanie jego opiekuna. Pospiesznie wyszła, żeby odprowadzić gości na plażę.

On bardzo się cieszy, że cię zobaczył, powiedział Ruth. Uśmiecha się.

Jaxom wyciągnął się, starając ułożyć wygodnie. Zamknął oczy cichutko się śmiejąc. Udało mu się doprowadzić Lytola do tego, że zobaczył jego piękną górę.

Opiekun nie był jedyną osobą, która przybyła, żeby zobaczyć tę górę i Jaxoma. Następnego popołudnia przybył Lord Groghe, postękując i sapiąc z gorąca, pokrzykując na swoją malutką królową, żeby nie zgubiła się wśród tych wszystkich obcych i żeby nie przemokła do nitki, bo nie chce mieć w drodze powrotnej mokrego ramienia.

— Słyszałem, że zachorowałeś na tę całą płomienną grypę, jak ta harfiarka — powiedział Lord Groghe, wkraczając do pokoju z taką energią, że rekonwalescent natychmiast poczuł się zmęczony.

Jeszcze bardziej odbierała mu odwagę szczegółowa obserwacja, której poddał go Groghe. Jaxom był pewien, że ten człowiek przeliczył mu żebra, tak długo im się przyglądał.

— Nie możesz go trochę lepiej karmić, Brekke? Sądziłem, że Z ciebie pierwszorzędny uzdrowiciel. Chłopak jest jak szczapa! Nie mogę na to pozwolić. Muszę przyznać, że wybrałeś sobie Przepiękne miejsce, żeby zachorować. Rozejrzę się, skoro już tu Jestem. Nie żeby przylot zabrał dużo czasu. Hmmm. Tak, muszę się rozejrzeć. — Groghe wysunął szczękę w kierunku Jaxoma, ponownie zmarszczywszy brwi. — A ty się rozejrzałeś? Zanim cię złapała ta choroba?

Jaxom uświadomił sobie, że całkowicie niespodziewana wizyta Lorda Groghe mogła mieć kilka powodów: po pierwsze, uspokojenie Lordów Warowni, że Lord Ruathy przebywa w krainie żywych, pomimo wszystkich sprzecznych plotek. Drugi powód niepokoił nieco Jaxoma, kiedy tak wyraźnie przypominał sobie uwagę Lessy, która chciała „najlepszą jego część”.

Kiedy Brekke taktownie przypomniała zawadiackiemu i jowialnemu Lordowi Warowni, że nie wolno mu męczyć pacjenta, Jaxom niemalże zaczął wiwatować.

— Nie martw się chłopcze. Wrócę tu jeszcze, nie obawiaj się. Lord Groghe pomachał mu wesoło od drzwi. — Śliczne miejsce. Zazdroszczę ci.

— Czy wszyscy na północy wiedzą, gdzie ja jestem? — zapytał Jaxom, kiedy Brekke wróciła.

— D’ram go przywiózł — powiedziała, ciężko westchnąwszy. — D’ram powinien być mądrzejszy — powiedziała Sharra, padając na ławkę i zawzięcie powiewając palmowym liściem jak wachlarzem. Udawała, że ciężar spadł jej z serca, gdy Lord się oddalił. — Ten człowiek wystarczy, żeby wyczerpać zdrowego, a co dopiero rekonwalescenta.

— Domyślam się — powiedziała Brekke, ignorując uwagi Sharry — że Lordom Warowni konieczny był dowód, że Jaxom wraca do zdrowia.

— Oglądał Jaxoma jak hodowca. Czy musiałeś pokazać mu zęby?

— Niech cię nie zwiedzie zachowanie Lorda Groghe, Sharro — powiedział Jaxom. — Ma umysł równie bystry jak Mistrz Robinton. A jeżeli D’ram go tu przywiózł, to F’lar i Lessa musieli o tym wiedzieć. Nie przypuszczam, żeby pragnęli jego powrotu tutaj… ani żeby rozglądał się po tym kraju.

— Jeżeli Lessa naprawdę pozwoliła Lordowi Groghe na przyjazd, to usłyszy ode mnie, nic się nie bój — odparła Brekke, zaciskając z dezaprobatą usta. — To nie jest łatwy gość dla rekonwalescenta. Na tę gorączkę chorowałeś Jaxomie przez szesnaście dni…

— Co? — Oszołomionego Jaxoma aż podniosło na łóżku. Ale… ale…

— Płomienna grypa jest niebezpieczna dla dorosłych — powiedziała Sharra. Zerknęła na Brekke, która skinęła głową. — Byłeś bliski śmierci.

— Ja? — przerażony Jaxom dotknął ręką głowy. Brekke znowu skinęła głową.

— Jak widzisz, nie bez powodu chcemy, byś wolno powracał do zdrowia.

— Byłem bliski śmierci? — Jaxom nie mógł dojść do siebie.

— Rekonwalescencja będzie długa, żebyś całkiem wydobrzał. A teraz myślę, że przyszedł czas na coś do jedzenia — powiedziała Brekke i wyszła z pokoju.

— Byłem bliski śmierci? — Jaxom zwrócił się do Sharry.

— Obawiam się, że tak. — Wydawała się bardziej rozbawiona, niż zatroskana jego reakcją. — Ważne jest to, że nie umarłeś. Bezwiednie spojrzała w kierunku plaży i westchnęła z ulgą. Uśmiechnęła się przelotnie, ale Jaxom zauważył, że jej pełne wyrazu oczy pociemniały na wspomnienie jakiegoś smutku.

— Kto ci umarł na płomienną grypę, Sharro, że cię to tak smuci? — Nikt, kogo byś dobrze znał, Jaxomie, i nikt, kogo ja bym dobrze znała. Tylko, że… tylko że żaden uzdrowiciel nie lubi tracić pacjentów.

Nie udało mu się dowiedzieć nic więcej na ten temat i przestał nawet próbować, kiedy zobaczył, że tak dotkliwie odczuwa tamtą śmierć.

Następnego ranka, przeklinając, gdyż chwiał się na nogach, Jaxom z pomocą Brekke i Sharry udał się na plażę. Ruth rwał się w jego kierunku po piasku. Niemal go stratował z radości. Brekke surowo rozkazała Ruthowi, by stał spokojnie, bo inaczej zwali Jaxoma z nóg. Oczy smoka zaczęły wirować z zatroskania i zanucił na przeprosiny, wyciągając głowę bardzo ostrożnie w kierunku swego jeźdźca, niemal jak gdyby obawiał się przytulić pyskiem do niego na powitanie. Jaxom objął smoka. Ruth napiął mięśnie, żeby podtrzymać ciężar ciała przyjaciela, tak pełen zachęty, że niemal rozedrgany jak struna. Łzy popłynęły w dół po policzkach Jaxoma, który je szybko wytarł o miękką skórę Przyjaciela. Kochany Ruth. Cudowny Ruth. Nieproszona przyszła Jaxomowi do głowy myśl: Gdybym tak umarł na tę płomienną grypę…

Ale nie umarłeś, powiedział Ruth. Zostałeś. Kazałem ci. A teraz jesteś już dużo silniejszy. Będziesz coraz silniejszy z każdym dniem i będziemy pływać, i opalać się, i będzie dobrze.

Głos Rutha brzmiał tak dziko, że Jaxom musiał uspokajać go słowami i pieszczotami, aż Brekke i Sharra zaczęły nalegać, żeby lepiej usiadł zanim się przewróci. Przygotowały dla niego materac z plecionych wstęgowatych liści palmowych. Ułożyły go pod pochylającym się w kierunku lądu pniem, spory kawałek od brzegu, żeby uniknąć wystawiania rekonwalescenta na pełne światło słoneczne. Pomogły mu teraz przejść na to posłanie. Ruth wyciągnął się tak, że głowę położył tuż przy boku Jaxoma, a jego oczy wirowały lawendowym kolorem napięcia.

F’lar i Lessa przybyli w południe, kiedy już Jaxom zdążył się troszkę zdrzemnąć. Był zaskoczony, gdy okazało się, że mimo całej swojej oschłości, Lessa była gościem kojącym, cichym, obdarzonym łagodnym głosem.

— Musieliśmy pozwolić Lordowi Groghe przylecieć tu osobiście, Jaxomie, chociaż jestem pewna, że nie byłeś zachwycony jego wizytą. Według pogłosek już umarłeś i Ruth także. — Lessa wyraziście wzruszyła ramionami. — Złym wieściom nie potrzeba harfiarza.

— Lorda Groghe bardziej interesowało to, gdzie jestem, niż to w jakim jestem stanie, czyż nie? — zapytał Jaxom zjadliwie.

F’lar skinął głową i szeroko się do niego uśmiechnął.

— Dlatego musieliśmy pozwolić, żeby D’ram go tu przywiózł. Smok — wartownik z Warowni Fort jest za stary, żeby z umysłu Groghe’a poznać docelowe miejsce.

— Miał również ze sobą swoją jaszczurkę ognistą — powiedział Jaxom.

— Nieznośne stworzenia — powiedziała Lessa z oczami błyszczącymi ze zdenerwowania.

— Te same nieznośne stworzenia bardzo się przydały przy ratowaniu życia Jaxoma, Lesso — stwierdziła Brekke stanowczo.

— W porządku, potrafią być przydatne, ale moim zdaniem ich złe nawyki dalece przeważają nad dobrymi.

— Mała królowa Lorda Groghe może i jest inteligentna ciągnęła dalej Brekke — ale nie na tyle sprytna, żeby go doprowadzić tutaj o własnych siłach.

— To nie w tym problem — skrzywił się F’lar. — On teraz już widział tę górę. I układ terenu.

— No to my pierwsi zgłosimy do niego swoje prawo — odparła zdecydowanie Lessa. — Nie obchodzi mnie to, ilu synów Groghe’a chce się tu osiedlić, pierwszeństwo w wyborze należy do smoczych jeźdźców Pernu. Jaxom może pomóc…

— Jeszcze trochę czasu upłynie, zanim Jaxom będzie mógł w czymkolwiek pomóc — powiedziała Brekke, wtrącając się tak gładko, że Jaxom zaczął zastanawiać się, czy źle zrozumiał wyraz zdumienia na twarzy Lessy.

— Nie martw się. Wymyślę coś, żeby pohamować ambicje Lorda Groghe — dodał F’lar.

— Jeżeli jeden się tu dostanie, inni podążą za nim — powiedziała z namysłem Brekke — i nie bardzo można im to mieć za złe. Ta część Kontynentu Południowego jest dużo piękniejsza niż to nasze pierwsze osiedle.

— Ciągnie mnie, żeby dostać się w pobliże tej góry — powiedział F’lar, odwracając głowę na południe. — Jaxomie, wiem, że niewiele dotąd mogłeś zdziałać, ale jaka część tych jaszczurek ognistych wokół Rutha to Południowcy?

— One nie są z Weyru Południowego, jeżeli o to się martwisz — powiedziała Sharra.

— Skąd wiesz? — zapytała Lessa.

Sharra wzruszyła ramionami.

— Nie dadzą się dotknąć. Lecą pomiędzy, jeżeli tylko ktoś się do nich zbliży. To Ruth je fascynuje. Nie my.

— My nie jesteśmy ich ludźmi — powiedział Jaxom. — Teraz, kiedy mogę już dostać się do Rutha, zobaczę, czego uda mi się dowiedzieć od niego na ich temat.

— Bardzo bym chciała, żebyś to zrobił — powiedziała Lessa. A jeżeli są tu jakieś jaszczurki z Weyru Południowego… — Pozwoliła, by to zdanie zawisło nie dokończone.

— Myślę, że powinniśmy dać Jaxomowi odpocząć.

F’lar zachichotał wskazując ręką Lessie, by szła przed nim.

— Ale z nas goście. Przyszliśmy się z nim zobaczyć i nie daliśmy mu dojść do słowa.

— Ostatnio niewiele robiłem i nie mam o czym opowiadać. Jaxom rzucił srogie spojrzenie na Brekke i Sharrę. — Wrócicie, to będę miał o czym mówić.

— Jeżeli wydarzy się coś ciekawego, niech Ruth skontaktuje się z Mnemethem lub Ramoth.

Brekke i Sharra wyszli razem z Przywódcami Weyru, a Jaxom wdzięczny był za tę chwilę wytchnienia. Słyszał, jak Ruth rozmawia z dwoma bendeńskimi smokami i zachichotał, kiedy Ruth stanowczo poinformował Ramoth, że wśród jego nowych przyjaciół nie ma żadnych jaszczurek ognistych z Weyru Południowego. Jaxom zastanawiał się, czemu wcześniej nie wpadł na to, żeby zapytać znajome Rutha o ich ludzi. Westchnął. Ostatnio rozmyślał przede wszystkim o swojej chorobie i o tym, jak bliski był śmierci, a to było ponure. Nastrój mu się poprawi, gdy zajmie się rozwiązywaniem zagadek.

Było ich kilka. Najbardziej gryzło go wciąż, co też mógł mówić w swoim delirium. Replika Brekke wcale go tak naprawdę nie uspokoiła. Próbował zmusić się do myślenia o tamtym okresie, ale nie pamiętał nic poza gorącem i zimnem, żywymi, ale niejasnymi koszmarami.

Pomyślał o odwiedzinach swojego opiekuna. A więc Lytol go lubi! Zapomniał zapytać Lytola o Coranę. Powinien jej przesłać jakąś wiadomość. Musiała słyszeć o jego chorobie. Ale to tylko ułatwiało zerwanie tego związku. Teraz kiedy zobaczył Sharrę, nie mógłby dalej ciągnąć związku z Coraną. Musi pamiętać, żeby zapytać Lytola.

O czym mówił, kiedy miał gorączkę? W jaki sposób mówią rozgorączkowani chorzy? Czy są to urywane zdania, jakieś fragmenty? Całe zwroty? Może nie musi się martwić. Przynajmniej nie o to, co powiedział w gorączce.

Nie podobało mu się, że Lord Groghe pojawił się tak ni stąd, ni zowąd, żeby go skontrolować. Gdyby nie zachorował, Lord Groghe nigdy nie dowiedziałby się o tej części Kontynentu Południowego. A przynajmniej dowiedziałby się dopiero wtedy, kiedy by tego chcieli jeźdźcy smoków. I ta góra! To zbyt niezwykły rys krajobrazu, żeby o nim zapomnieć. Każdy smok będzie umiał ją odnaleźć. A może nie? Jeżeli jeździec nie miał bardzo wyraźnego obrazu w umyśle, to smok nie zawsze widział wystarczająco ostro, żeby skoczyć pomiędzy. Obraz z drugiej ręki? D’ram i Tiroth tak zrobili z opisu Mistrza Robintona. Ale D’ram i Tiroth mieli wielkie doświadczenie.

Jaxom chciał wyzdrowieć. Chciał się dostać w pobliże tej góry. Chciał być pierwszy. Jak długo zajmie mu dochodzenie do zdrowia?

Pozwolono mu troszkę popływać następnego dnia, które to ćwiczenie, jak mówiła Brekke, miało mu wzmocnić mięśnie, a dowiodło tylko, że ich nie ma. Gdy tylko znalazł się na swoim posłaniu na plaży, wyczerpany zapadł w głęboki sen.

Obudzony dotknięciem Sharry krzyknął i usiadł wyprostowany, rozglądając się dookoła.

— Co się stało, Jaxomie?

— Sen! Koszmar! — Pewien był, że stało się coś złego. Potem wzrok jego padł na Rutha, który wyciągnął się jak długi, z pyskiem o łokieć od jego stóp, a przynajmniej z tuzin jaszczurek ognistych zwinęło się kłębek i leżało na nim lub obok niego, drgając w rytm własnych snów.

— No, teraz już nie śpisz. Co się stało?

— Ten sen był taki żywy… a teraz przepadł. A tak go chciałem zapamiętać.

Sharra położyła mu na czole chłodną dłoń. Odepchnął ją.

— Nie mam gorączki — powiedział kapryśnie.

— Nie, nie masz. Czy boli cię głowa? Widzisz jakieś plamki?

Zniecierpliwiony i rozzłoszczony zaprzeczył, a następnie westchnął i uśmiechnął się do niej przepraszająco.

— Ależ jestem nieprzyjemny, prawda?

— Rzadko kiedy. — Uśmiechnęła się szeroko, a następnie usiadła na piasku obok niego.

— Jeżeli codziennie będę pływał trochę dłużej i dalej, ile czasu zajmie mi całkowity powrót do zdrowia?

— Dlaczego tak się do tego palisz?

Jaxom uśmiechnął się szeroko, skręcając głowę w kierunku góry.

— Chcę się tam dostać przed Groghe’em.

— Och, myślę, że uda ci się to bez problemów. — Twarz Sharry przybrała figlarny wyraz. — Będziesz teraz z dnia na dzień coraz mocniejszy. Nie chcemy tylko, żebyś zbyt szybko się forsował. Lepiej niech to teraz trwa o parę dni dłużej, niż żebyś miał mieć nawrót i musiał jeszcze raz przejść przez wszystko.

— Nawrót? A skąd będę wiedział, czy go mam?

— To łatwe. Plamy i bóle głowy. Bardzo cię proszę, postępuj według naszych wskazówek, Jaxomie.

Prośba w jej niebieskich oczach była szczera, a Jaxomowi przyjemnie było wyobrażać sobie, że to było dla niego, Jaxoma, a nie dla niego, pacjenta. Nie odrywając od niej oczu powoli skinął głową na znak zgody i został nagrodzony uśmiechem.

F’nor i D’ram przybyli późnym popołudniem, w rynsztunku bojowym, z pełnymi workami smoczego kamienia przerzuconymi przez grzbiety smoków.

— Jutro Nici — powiedziała Jaxomowi Sharra, zauważywszy jego pytające spojrzenie.

— Nici?

— One padają na całym Pernie, a tu nad zatoczką padały już trzy razy, odkąd zachorowałeś. Dokładnie mówiąc już w dzień po tym, jak zachorowałeś! — Uśmiechnęła się szeroko, kiedy mu szczęka opadła ze zdumienia. — To była rzadka rozkosz obserwować smoki na niebie. Musieliśmy ochronić przed Nićmi tylko teren schronienia. Resztą zajęły się robaki piaskowe lub jak je niektórzy nazywają: pędraki. — Zachichotała. — Tiroth skarży się, że to nie jest porządna walka, kiedy nie ściga się Opadu do samego końca. Zaczekaj tylko, jak zobaczysz Rutha w akcji. O tak, nic nie mogło go powstrzymać przed lotem. Brekke go nasłuchuje, a oczywiście Tiroth i Canth wszystkim dyrygują. Jest taki dumny z siebie, że może cię chronić!

Jaxom, opanowany przez różnorodne emocje, przełknął ślinę; na pierwszy plan wybijało się zmartwienie, że Sharra tak od niechcenia to wyjaśnia.

— Zresztą ty zdawałeś sobie sprawę z Nici. Jak się raz zostanie smoczym jeźdźcem to ewidentnie nie zapomina się… nawet w gorączce. Jęczałeś coś, że nadciągają Nici, a ty nie możesz oderwać się od ziemi. — Na szczęście przyglądała się smokom, które ślizgowym lotem schodziły do lądowania na plaży, ponieważ Jaxom był pewien, że zdradziłby go wyraz twarzy. — Mistrz Oldive mówi, że my, ludzie, również mamy instynkt, ukryty głęboko w naszej świadomości, na który reagujemy automatycznie. Tak jak ty zareagowałeś na Opad Nici, mimo że byłeś taki chory. Ruth to taki dzieciak. Zapewniam cię, że bardzo się o niego troszczyłam po każdym Opadzie i pilnowałam, żeby przy pomocy jaszczurek ognistych pozbył się całego smrodu smoczego kamienia ze skóry.

Pomachała na powitanie F’norowi i D’ramowi, którzy przechadzali się po plaży, poluzowując swój rynsztunek bojowy. Canth i Tiroth zrzuciły już z siebie worki ze smoczym kamieniem i z wysoko wyciągniętymi skrzydłami, postękując z radości, brodziły w letniej wodzie. Ruth ślizgał się po powierzchni, chcąc do nich dołączyć. Chmara jaszczurek ognistych trajkotała nad tymi trzema smokami; takie towarzystwo przysparzało już wiele radości.

— Wróciło ci trochę kolorów, Jaxomie. Lepiej wyglądasz! — powiedział F’nor, chwytając jego dłoń na powitanie.

D’ram skinął głową, zgadzając się z F’norem.

Świadom, jak wiele zawdzięcza obydwu jeźdźcom, Jaxom wyjąkał jakieś słowa podziękowania.

— Powiem ci coś — powiedział F’nor kucając — to była rzadka rozkosz patrzeć na tego twojego malca przy robocie w powietrzu. To prawdziwy artysta, gdy trzeba nagle zmienić kierunek. Dopadł trzy razy więcej Nici niż nasze olbrzymy. Dobrze go trenowałeś!

— Nie przypuszczam, żeby uznano mnie za dość silnego, żebym mógł zwalczać jutro Nici?

— Nie i jeszcze przez jakiś czas nie — odpowiedział stanowczo F’nor. — Wiem, jak się czujesz, Jaxomie — ciągnął dalej, opadając obok niego na maty. — Czułem się w ten sam sposób, kiedy byłem ranny i nie wolno mi było zwalczać Nici. Ale teraz twoim jedynym obowiązkiem wobec Warowni i Weyru jest wrócić do sił. Masz czas porządnie się rozejrzeć po tym kraju! Zazdroszczę ci tej szansy. Naprawdę! — Uśmiech F’nora pełen był szczerej zazdrości. — Nie miałem czasu, żeby polatać sobie tutaj gdzieś dalej, nawet już po Opadzie. Las ciągnie się daleko we wszystkie strony. — F’nor wykonał szeroki gest ręką. — Zobaczysz. Czy przywieźć a materiały piśmiennicze, kiedy tu będę leciał następnym razem, żebyś mógł założyć Kronikę? Nie będziesz mógł jeszcze przez jakiś czas wyprawiać się przeciw Niciom, ale będziesz tak ciężko pracował Jaxomie, że walka wyda ci się rozkoszą!

— Mówisz tak tylko, aby… — Jaxom przerwał, zaskoczony rozgoryczeniem w swoim głosie.

— Tak, ponieważ trzeba ci pogorszyć humor, skoro nie możesz robić tego, co chciałbyś najbardziej — powiedział F’nor. Wyciągnął dłoń i chwycił za rękę Jaxoma. — Ja rozumiem, Jaxomie. Ruth przekazał Canthowi pełny raport. Przykro mi. Niefortunne to dla ciebie, ale Ruth się denerwuje, kiedy jesteś wytrącony z równowagi, a może o tym nie wiedziałeś? — Zachichotał.

— Doceniam to, co próbujesz zrobić, F’norze — powiedział Jaxom.

W tym momencie spomiędzy drzew wynurzyły się Brekke i Sharra; Brekke szybko podeszła do swojego partnera. Nie objęła brązowego jeźdźca, a tego Jaxom się spodziewał. Ale to, jak na niego patrzyła, ten łagodny, niemal pełen wahania sposób, w jaki oparła dłoń na jego ramieniu, bardziej wymownie mówiły o miłości tych dwojga niż jakieś wylewne powitanie. Nieco zażenowany Jaxom odwrócił głowę i zobaczył, że Sharra przygląda się Brekke i F’norowi z osobliwym wyrazem twarzy, który zniknął, jak tylko zdała sobie sprawę, że Jaxom na nią patrzy.

— Picie dla wszystkich — powiedziała rześko, podając kubek D’ramowi, kiedy Brekke obsłużyła F’nora.

Był to miły wieczór, a kiedy pożywiali się na plaży, Jaxomowi udało się stłumić złość, która go nachodziła, gdy myślał o jutrzejszym Opadzie Nici. Trzy smoki zrobiły sobie niewielkie gniazda w ciągle ciepłym piasku powyżej górnej linii przypływu, a ich oczy połyskiwały jak klejnoty w ciemności, gdzie nie sięgało już światło ogniska.

Brekke i Sharra zaśpiewały jedną z melodyjek Menolly, a D’ram wtórował im nieco ochrypłym basem. Kiedy Brekke zauważyła, że Jaxomowi głowa opada na bok, kazała mu wracać do schronienia, przeciw czemu nie protestował. Zapadał w sen z twarzą zwróconą w stronę żarzącego się ognia, ukołysany przez śpiewające głosy.

Obudziło go podniecenie Rutha i zamrugał nic nie rozumiejąc, kiedy głos smoka przeniknął do jego snu. Nici! Ruth miał zamiar zwalczać dzisiaj Nici razem z Tirothem D’rama i F’norowym Canthem. Jaxom odrzucił koc, pospiesznie włożył spodnie i szybkim krokiem wyszedł ze schronienia na plażę. Brekke i Sharra pomagały dwóm jeźdźcom smoków załadować na ich bestie worki smoczego kamienia. Ruth pilnie przeżuwał smoczy kamień ułożony w stos na plaży, a u jego stóp siedziały cztery jaszczurki ogniste. Na wschodzie już świtało. Jaxom wpatrywał się poprzez nikłe światło, usiłując dojrzeć to mgliste odbarwienie, które oznaczało Nici. Wysoko nad nim Poranne Siostry mrugały niespodziewanie jasno, a inne gwiazdy na zachodzie bladły przy nich, niemal znikając. Jaxom zmarszczył się na ten widok. Nie zdawał sobie sprawy ani jakie były jasne, ani jak bliskie się wydawały. W Ruatha były bardziej przyćmione, o świcie wyglądały jak ledwo widoczne punkciki na południowo-wschodnim horyzoncie. Musi pamiętać, żeby zapytać F’nora, czy mógłby użyć dalekowidza i czy Lytol zechciałby przysłać mu jego równania gwiazdowe i mapy. A potem Jaxom zauważył nieobecność jaszczurek ognistych, które naprzykrzały się Ruthowi dniem i nocą.

— Jaxom! — Brekke go zauważyła. Dwaj jeźdźcy pomachali pozdrawiając go i dosiedli swoich bestii.

Jaxom sprawdzał Rutha, żeby upewnić się, czy ma on dość kamienia w żołądku. Pieścił przyjaciela i chwalił jego gotowość do wyprawienia się przeciw Niciom.

Ja pamiętam wszystkie ćwiczenia, jakich nas uczono w Weyrze Fort. Mam do pomocy F’nora i Cantha, i D’rama, i Tirotha. Brekke też zawsze mnie obserwuje. Nigdy przedtem nie słuchałem kobiety. Ale Brekke jest dobra! Ona jest też smutna, ale Canth mówi, że to jej dobrze robi, gdy nas słucha. Wie, że nigdy nie jest sama.

Stali wszyscy zwróceni twarzami na wschód, gdzie pulsowała Czerwona Gwiazda, okrągła, jaskrawa i pomarańczowoczerwona. Potem wyglądało tak, jak gdyby nadlatywała jakaś mgiełka i F’nor podnosząc rękę zawołał do Rutha, by się wzbił do góry. Canth i Tiroth wystrzelili w powietrze, ich skrzydła potężnymi uderzeniami pomagały im się wznieść. Ruth był już wysoko w górze przed nimi i rwał się do przodu. Obok niego pojawiły się cztery jaszczurki ogniste, tak maleńkie przy nim, jak on przy Canthu i Tirothu.

— Nie wyprawiaj się sam przeciw Niciom, Ruth! — krzyknął Jaxom.

— Nie zrobi tego — powiedziała Brekke, a jej oczy skrzyły się. — Jest tak młody, że chce być pierwszy. A przy tym oszczędza starszym smokom wiele wysiłku. Ale musimy wejść do środka.

Jak jeden mąż cała trójka zatrzymała się, żeby jeszcze raz spojrzeć na swoich obrońców, a następnie szybko przeszła do schronienia.

— Niewiele widać — powiedział Sharra Jaxomowi, który stał w otwartych drzwiach.

— Zobaczyłbym, gdyby Nici wpadły w tę zieleń.

— Nie wpadną. Nasi jeźdźcy są zdolni.

Jaxom poczuł jak mu się na plecach robi gęsia skórka i przeszedł go potężny dreszcz.

— Żebyś mi się nie ośmielił złapać kataru — powiedziała Sharra. Poszła po koszulę dla niego.

— Nie jest mi zimno. Tylko myślę o Niciach i o tym lesie. Sharra wydała lekceważący dźwięk.

— Zapominam. Urodziłeś się w północnej Warowni! Nici nie mogą tu zrobić nic gorszego, jak tylko potargać czy podziurawić liście, które goją się w lasach Południowego. Lasy są całe obsiane robakami. A jeżeli chcesz wiedzieć, była to pierwsza rzecz, jaką zrobili F’nor i D’ram… sprawdzili, czy ziemia jest dobrze obsiana pędrakami. I jest!

Natknęliśmy się na Nici, powiedział mu Ruth, wydawał się uniesiony radością. Ja dobrze zieję. Mam dokonywać przelotów klinowych, podczas gdy Canth i Tiroth przelatuję na wschód i na zachód. Jesteśmy wysoko. Jaszczurki ogniste też dobrze zieją. Tutaj! Berd. Ty jesteś najbliżej! Meer, uderz z prawej. Talia! Pomóż mu! Już idę. Już idę. W dół. Już idę. Zieję! Chronię mojego przyjaciela!

Brekke przechwyciła spojrzenie Jaxoma, uśmiechając się do niego.

— Mamy od niego komentarz na bieżąco, tak, że wszyscy wiemy, jak on dobrze walczy! — Jej spojrzenie przestało się skupiać na nim, potem zamrugała oczami. — Czasami widzę Opad przez trzy pary smoczych oczu. Sama nie wiem, gdzie patrzę! Dobrze im idzie!

Później Jaxom nie potrafił powiedzieć, co jadł i pił. Kiedy Ruth podjął swój monolog, Jaxom zwracał baczną uwagę na to, co mówi jego smok, spoglądając od czasu do czasu na Brekke, na której twarzy odbijało się intensywne skupienie, gdy przysłuchiwała się trzem smokom i czterem jaszczurkom ognistym. Nagle komentarz Rutha się urwał i Jaxom aż krzyknął.

— Wszystko w porządku. Oni nie lecą za Opadem do samego końca — powiedziała Rrekke. — Tylko tyle żeby nam zapewnić bezpieczeństwo. Benden jutro wyprawia,się na Nici nad Neratem. F’nor i Canth nie powinni się dzisiaj przemęczać.

Jaxom podniósł się tak gwałtownie, że jego ławka ze stukotem padła na podłogę. Wymamrotał przeprosiny, postawił ją, a następnie ruszyt wielkimi krokami w kierunku plaży. Kiedy doszedł na piasek, wpatrywał się ciągle na zachód i z trudem udawało mu się dostrzec daleką mgiełkę Nici. Przeszedł go znowu dreszcz i musiał sobie przygładzić włosy na karku. Zatoczka przed nim, zwykłe spokojna, leniwie falująca, zmącona była od ruchu ryb, które nurkowały, wynurzały się nad powierzchnię i waliły z powrotem w dół, jak gdyby je coś ścigało.

— Co się z nimi dzieje? — zapytał Sharry, która przyłączyła się do niego.

— Ryby pożywiają się do syta Nićmi. Zwykle udaje im się oczyścić zatoczkę na czas, żeby smoki mogły się wykąpać, kiedy powrócą. Patrz! Tam są! Właśnie się pojawili!

To był dobry Opad! Ruth był pełen triumfu, a następnie buntu. Ale nie mamy go ścigać. Canth i Tiroth mówią, że jak już się znajdzie za rzeką, to nie ma tam nic poza kamienistym pustkowiem i że jest głupotą tracić płomień nad czymś, czemu Nici nie mogą wyrządzić krzywdy. Ooooch!

Sharra i Jaxom roześmieli się, kiedy mały biały smok wyrzucił z siebie strumyk ognia, niemalże osmalając sobie pysk, ponieważ ustawił się pod niewłaściwym kątem lotu. Natychmiast naprawił swój błąd, ześlizgując się dalej w dół już we właściwej płaszczyźnie.

W chwili kiedy wylądowały duże smoki, woda wygładziła się. Ruth przechwalał się, że ani razu nie musiał uzupełniać swojego ognia, że teraz już wie, ile mu trzeba smoczego kamienia, żeby wystarczyło na cały Opad. Canth odwrócił głowę w stronę małego bialaska z pełną rozbawienia tolerancją.

Tiroth parsknął i uwolniony od swego worka po smoczym kamieniu skinął raz D’ramowi głową, a następnie ruszył do wody. Nagle powietrze zaroiło się od jaszczurek ognistych, unoszących się ochoczo nad Tirothem. Stary spiżowy smok wyrzucił głowę w górę, ponownie parsknął i z westchnieniem przewrócił się w wodzie na bok. Jaszczurki ogniste opuściły się w dół i zanim zabrały się do jego skóry wszystkimi czterema łapkami, pełnymi pyszczkami naniosły na niego piasek. Oczy Tirotha, zakryte wewnętrznymi powiekami dla ochrony przed wodą, lśniły pod powierzchnią jak niesamowita podmorska tęcza.

Canth ryknął i połowa chmary opuściła Tirotha, żeby zadbać o niego, kiedy chlapał się w wodzie. Ruth przyglądał się tej scenie, wreszcie zamrugał, otrzepał się z lekka i potulnie wszedł do wody w pewnej odległości od spiżowego i brunatnego. Cztery jaszczurki ogniste, te z paskami, oderwały się od dużych smoków i zaczęty szorować białego.

— Pomogę ci, Jaxomie — powiedziała Sharra.

Wyszorowanie smoczej skóry tak, żeby pozbyć się z niej smrodu smoczego kamienia, to męczące zajęcie w każdych warunkach i chociaż przypadł mu tylko jeden bok Rutha, musiał zacisnąć zęby, żeby się nie skarżyć przed zakończeniem pracy.

— Miałeś się nie forsować, Jaxomie — powiedział Sharra ostrym głosem, kiedy wyprostowała się po wyszorowaniu rozwidlenia na ogonie Rutha i zauważyła, jak Jaxom opiera się o jego zad. Władczym gestem wskazała mu plażę. — Wychodź! Przyniosę ci coś do jedzenia. Jesteś bielszy od niego!

— Nigdy nie dojdę do siebie, jak nie będę się starał!

— Przestań mamrotać do mnie półgłosem…

— I nie mów mi, że robisz to tylko dla mojego dobra…

— Nie, robię to tylko dla siebie! Nie mam ochoty pielęgnować cię, jak będziesz miał nawrót choroby!

Spiorunowała go wzrokiem tak ostrym, że zebrał się w sobie, wyprostował i majestatycznym krokiem wyszedł z wody. Chociaż do jego prywatnego posłania pod drzewami nie było daleko, nogi ciążyły mu jak z ołowiu, kiedy wlókł się do brzegu. Położył się, wydając westchnienie ulgi i zamknął oczy.

Kiedy je znowu otworzył, ktoś nim potrząsał i okazało się, że Brekke przygląda mu się figlarnie.

— Jak się teraz czujesz?

— Znowu coś mi się śniło?

— Hmmm. Znowu koszmary?

— Nie, jakieś dziwne sny. Tylko, że wszystkie nieostre.

Jaxom potrząsnął głową, żeby uwolnić się od miazmatów koszmaru. Zdał sobie sprawę, że jest południe. Ruth chrapiąc spał po jego lewej ręce. Daleko po prawej widać było D’rama, który odpoczywał oparty o jedną z przednich nóg Tirotha. Nie było śladu po F’norze i Canthu.

— Pewnie jesteś głodny — powiedział Brekke, wyciągając ku niemu talerz z jedzeniem i kubek, które ze sobą przyniosła.

— Jak długo spałem? — Jaxom czuł obrzydzenie do siebie. Wyprostował ramiona i pomacał mięśnie, zesztywniałe od szorowania smoka.

— Kilka godzin. Dobrze ci to zrobiło.

— Ostatnio strasznie dużo mi się śni. Czy to pozostałości po płomiennej grypie?

Brekke zamrugała, a następnie z namysłem zmarszczyła czoło.

— Właściwie to i ja śnię tutaj dużo więcej niż normalnie. Może to od nadmiaru słońca.

W tym momencie obudził się Tiroth, ryknął, z trudem wstał na nogi, obsypał swojego jeźdźca piaskiem. Brekke krzyknęła cicho, ze spojrzeniem utkwionym w starym spiżowym smoku, który otrzepywał się z piasku i rozpościerał skrzydła.

— Brekke, muszę lecieć! — zawołał D’ram. — Czy słyszałaś?

— Tak słyszałam. Leć szybko! — zawołała w odpowiedzi, podnosząc na pożegnanie rękę.

To coś, co obudziło Tirotha, podnieciło jaszczurki ogniste, które zaczęły krążyć, pikować, ochryple trajkotać. Ruth podniósł głowę, popatrzył na nie sennie, potem z powrotem opadł na piasek, obojętny na to całe podniecenie. Brekke odwróciła się, by popatrzeć na białego smoka z osobliwym wyrazem twarzy.

— Co się stało, Brekke?

— Spiżowe smoki w Weyrze Ista wykrwawiają swoją zdobycz.

— Och, na Skorupy i ich Odłamki! — Początkowe zaskoczenie Jaxoma przeszło w pełen rozczarowania niesmak do własnej słabości.

Miał nadzieję, ze pozwolą mu wziąć udział w tym locie godowym. Chciał zachęcać okrzykami G’deneda i Barnatha.

— Wiem — powiedziała uspokajająco Brekke. — Będzie tam Canth, i Tiroth też. Oni mi wszystko opowiadają. A teraz jedz!

Jaxom posłuchał, wciąż jeszcze przeklinając swój niefortunny sen, kiedy zauważył, że Brekke ponownie wpatruje się w Rutha.

— Czy coś nie w porządku z Ruthem?

— Z Ruthem? Nie, nic. Biedaczysko, taki był dumny, że może dla ciebie wyprawić się na Nici, a teraz jest za bardzo zmęczony, żeby się przejmować czymkolwiek innym.

Загрузка...