9. Wczesne lato, siedziba Cechu Harfiarzy i Warownia Ruatha, 15.7.3

Pierwszy zwrócił na to uwagę Zair Robintona, który obudził się nagle z głębokiego, porannego snu na nasłonecznionym parapecie okna i poleciał na ramię swego pana, owijając swój ogon mocno wokół jego szyi. Robinton nie miał serca, żeby skarć swojego przyjaciela, próbował tylko rozluźnić zaciśnięty ogon, żeby uniknąć wrażenia, że się zaraz udusi. Zair nucąc ocierał się policzkiem o Harfiarza.

— Co się z tobą dzieje?

W tej chwili smok — wartownik na wzgórzach ogniowych podniósł się na tylne łapy i zatrąbił. Między niebem a ziemią pojawił się nagle jakiś smok i odpowiedział żywo na wezwanie, zanim zaczął spiralą schodzić do lądowania.

Ktoś zastukał do drzwi i niemal natychmiast je otworzył, prawie, że nieuprzejmie. Robinton właśnie układał piękną reprymendę, kiedy okręcił się na swoim krześle i zobaczył Menolly, z Piękną kurczowo uczepioną jej ramienia i Skałką, Nurkiem i Poliem wykonującymi napowietrzny taniec wokół niej.

— To F’lar i Mnemeth — zawołała.

— Właśnie to zauważyłem, moja droga. Skąd, więc ta panika?

— Panika? Ja wcale me wpadłam w panikę. Wpadłam w podniecenie. Pierwszy raz odkąd zabrano to jajo, Benden zwraca się do ciebie.

— Bądź, więc grzecznym dzieckiem i zobacz, czy Silvina ma jakieś ciastka do naszego klanu. Jest — tu westchnął tęsknie odrobinę za wcześnie, żeby proponować wino.

— Wcale nie jest wcześnie jak na bendeńskie rano — powiedziała Menolly, opuszczając pokój.

Robinton westchnął znowu, ze smutkiem spoglądając na puste drzwi. Bolała nad tym, że rozeszły się drogi Cechu Harfiarzy i Weyru Benden. Na swój sposób bolał i on. Ostro nakazał sobie przestać o tym myśleć. Nie dało się wysłuchać ani odrobiny zmartwienia w tonie odpowiedzi Mnemetha na wyzwanie smoka — wartownika. Co sprowadzało F’lara? A co jeszcze ważniejsze, czy Przywódca Weyru przybył tu za wiedzą Lessy? I za jej zgodą?

Mnemeth już wylądował. F’lar pewnie teraz długimi krokami przechodzi przez łąkę. Robinton aż się skurczył z niecierpliwości większej niż ta, którą odczuwał przez cztery siedmiodni chłodu pomiędzy Weyrem a siedzibą Cechu.

Robinton podniósł się i podszedł do okna akurat w chwili, kiedy F’lar wchodził na wewnętrzny dziedziniec. Szedł długimi krokami, ale F’lar zawsze tak chodził, tak, więc chyba sprawa, z którą przybył nie wymagała pośpiechu. Po co więc przyleciał?

F’lar odezwał się do czeladnika, który obładowywał właśnie biegusa do podróży. Na dachu zebrały się jaszczurki ogniste. Robinton zobaczył, że F’lar podniósł głowę i zauważył je. Przez krótką chwilę Harfiarz rozważał, czy nie powinien poprosić Zaira, żeby oddalił się, kiedy przyjdzie gość. Nawet najmniejsze zaognianie urazy nie miało w tej chwili cienia sensu.

F’lar wszedł do siedziby Cechu. Przez otwarte okno dobiegł Robintona głos Przywódcy Weyru, potem przerwa na odpowiedź. Silvina? Bardziej prawdopodobnie jego czeladniczka, pomyślał uśmiechając się do siebie, czyhająca na Przywódcę Weyru. Tak, miał rację. Słyszał teraz głosy Menolly i F’lara, którzy wchodzili po schodach. W głosach ich nie dało się zauważyć emocji. Dobra dziewczyna! Trzeba łagodnie.

— Robintonie, Menolly powiedziała mi, że jej jaszczurki ogniste określają Mnemetha jako „tego największego” — powiedział F’lar, z lekkim uśmiechem na twarzy wchodząc do pokoju.

— One skąpią na ogół pochwał, F’larze — odpowiedział Robinton, odbierając tacę od Menolly, która wycofała się zamykając drzwi. Nie znaczyło to bynajmniej, żeby przez swoją nieobecność miała nie wiedzieć, co się będzie działo, jako że jej Piękna pozostawała w kontakcie z Zairem.

— Nie macie chyba żadnych problemów w Bendenie, prawda? — zapytał Robinton Przywódcę Weyru, podając mu kubek klanu.

— Nie, nie chodzi o problem. — Robinton czekał. — Ale mamy zagadkę, którą mam nadzieję pomożesz nam rozwiązać.

— Jeżeli tylko będę potrafił — powiedział Harfiarz, gestem zapraszając F’lara, żeby usiadł.

— Nie możemy znaleźć D’rama.

— D’rama? — Robinton niemalże roześmiał się z zaskoczenia. — Czemu to nie możecie znaleźć D’rama?

— Żyje. Tyle wiemy. Nie wiemy gdzie.

— Chyba Ramoth może skontaktować się myślą z Tirothem?

F’lar potrząsnął głową.

— Może powinienem powiedzieć, że nie wiemy kiedy.

— Kiedy? D’ram poleciał pomiędzy czasem? To znaczy, kiedyś?

— To jedyne wytłumaczenie. A jest to niewyobrażalne, żeby mógł się udać z powrotem do swojego Czasu. Nie wierzymy, żeby Tiroth miał tyle sił. Przejście pomiędzy czasem, jak wiesz, jest bardzo wyczerpujące zarówno dla jeźdźca, jak i dla smoka. Ale D’rama nie ma.

— Można się przecież tego było spodziewać — powiedział powoli Robinton, obracając pospiesznie w umyśle możliwości różnych kiedy.

— Tak, można było.

— Nie udałby się chyba do Południowego Weyru?

— Nie, bo ze znalezieniem go tam Ramoth nie miałaby żadnych kłopotów. A G’dened cofnął się dość daleko w czasie w samej Iscie, przed Opad Nici, myśląc, że D’ram zatrzyma się tam, gdzie są jego wspomnienia.

— Lord Warbret proponował D’ram owi dowolną z jaskiń na południe od wyspy Ista. Wydawał się na to zgadzać. — Potem kiedy wzruszenie ramion F’lara zadało kłam tej możliwości, Harfiarz dodał — Tak, był chyba za bardzo zgodny.

F’lar podniósł się, zaczął się niespokojnie przechadzać i wreszcie odwrócił się znowu do Harfiarza.

— Czy nie masz jakiegoś pomysłu, gdzie ten człowiek mógł się udać? Bardzo dużo z nim przebywałeś. Czy nie przypominasz sobie czegoś?

— On pod koniec niewiele mówił. Po prostu siedział tam i trzymał Fannę za rękę. — Robinton przekonał się, że musi przełknąć ślinę. Mimo że był oswojony ze śmiertelnością, bezgraniczne oddanie D’rama dla Władczyni Weyru i jego smutek po jej śmierci, wciąż jeszcze były w stanie wycisnąć mu łzy z oczu. — Przekazałem mu propozycje gościny od Groghego i Sangela. Wydaje mi się, że wszędzie, gdzie tylko by się pojawił na Persie, powitano by go z radością. To oczywiste, że woli on towarzystwo swoich wspomnień. Czy mógłbym zapytać, czy istnieje jakiś szczególny powód, żeby dowiadywać się, gdzie on jest?

— Nie ma żadnego powodu, poza tym, że się o niego niepokoimy.

— Oldive powiedział, że był przy całkiem zdrowych zmysłach, F’larze, jeżeli to o to się martwisz.

F’lar skrzywił się i niecierpliwie odgarnął kosmyk włosów, który nieodmiennie opadał mu na oczy, kiedy był podekscytowany.

— Szczerze mówiąc, Robintonie, to chodzi o Lessę. Ramoth nie potrafi znaleźć Tirotha. Lessa jest pewna, że dlatego cofnął się tak bardzo w czasie, gdyż chce popełnić samobójstwo nie przyczyniając nam strapienia. Byłoby to zgodne z naturą D’rama.

— I ta decyzja należy do niego — powiedział Robinton łagodnie.

— Wiem. Wiem. I nikt by go nie potępił, ale Lessa bardzo się martwi. D’ram mógł się zrzec Przywództwa, Robintonie, ale jego wiedza, jego zdanie są dla nas nadal bardzo cenne. Teraz bardziej niż kiedykolwiek. Żeby nie owijać w bawełnę, jest nam potrzebny… musimy mieć z nim jakiś kontakt.

Robinton pomyślał sobie przez moment, że może D’ram był tego świadom i dlatego usunął się razem — z Tirothem, tak by niełatwo się było z nimi skontaktować. Ale D’ram zawsze byłby do dyspozycji Pernu i smoczego ludu.

— Może trzeba mu czasu, żeby doszedł do siebie, F’larze.

— Był wyczerpany pielęgnowaniem Fanny. Sam o tym wiesz. Może zachorował i skąd weźmie kogoś, kto by mu pomógł? Oboje się martwimy.

— Waham się, czy ci to zaproponować, ale czy Brekke próbowała szukać przez jaszczurki ogniste? Swoje, a także te z Weyru Ista.

Uśmiech rozciągnął zmartwione usta F’lara.

— O, tak. Uparła się. Nic z tego nie wyszło. Podobnie jak smoki, jaszczurki ogniste muszą znać kierunek, żeby polecieć pomiędzy czasami.

— Nie miałem dokładnie na myśli wysyłania ich. Miałem na myśli, żeby zapytać je, czy przypominają sobie samotnego spiżowego smoka.

— Prosić te stworzenia, żeby sobie coś przypomniany? — F’lar roześmiał się z niedowierzaniem.

— Mówię poważnie, F’larze. One mają dobrą pamięć, którą można czymś pobudzić. Na przykład, skąd jaszczurki ogniste miałyby wiedzieć, że Czerwona Gwiazda… — Przerwał mu pisk protestu Zaira, który zerwał się tak pospiesznie z ramienia Harfiarza, że zadrapał mu szyję. — Muszę ciągle wspominać o tym w jego obecności! — powiedział Robinton, ponuro poklepując się po zadrapaniu. — Chodzi mi o to, F’larze, że wszystkie jaszczurki ogniste wiedziały, że Czerwona Gwiazda jest niebezpieczna i że nie można się do niej dostać, zanim F’nor i Canth próbowali tam polecieć. Jeżeli w ogóle uda się od nich wydobyć jakąś sensowną informację przy wzmiance o Czerwonej Gwieździe, mówią, że pamiętają, że się jej boją. One? Czy może ich przodkowie, kiedy po raz pierwszy nasi przodkowie próbowali się na nią dostać?

F’lar obrzucił Mistrza Harfiarza przeciągłym, badawczym spojrzeniem.

— Nie byłoby to pierwsze z ich wspomnień, które okazało się dokładne — ciągnął dalej Robinton. — Mistrz Andemon jest przekonany, że jest to bardzo prawdopodobne, iż te stworzenia potrafią przypominać sobie niezwykłe zdarzenia, którego świadkiem było jedno z nich czy które samo przeżyło. Instynkt odgrywa ważną rolę u wszystkich zwierząt… więc czemu nie miałby jej odgrywać i w pamięci?

— Nie jestem pewien, czy rozumiem, jak ty masz zamiar wpłynąć na tę… tę pamięć jaszczurek ognistych, żeby pomogła nam odnaleźć D’rama, w tym kiedy, w którym jest.

— Proste. Poproszę je, żeby przypomniały sobie samotnego smoka. Byłoby to wystarczająco niezwykłe, żeby zwróciły na to uwagę… i zapamiętały.

F’lar nie był przekonany, czy się to uda.

— Och, myślę, że tak, jeżeli poprosimy Rutha, żeby je zapytał.

— Rutha?

— Kiedy wszystkie jaszczurki ogniste śmiertelnie bały się innych smoków, oblegały wprost Rutha. Jaxom mówił mi, że rozmawiają z jego białym smokiem, wszędzie, gdzie tylko się znajdzie. Jest ich tak wiele, że musi się znaleźć jedna, która by pamiętała to, czego się chcemy dowiedzieć.

— Jeżeli udałoby mi się ukoić lęk Lessy, zapomniałbym nawet o mojej antypatii do tych nieznośnych stworzeń.

— Ufam, że będziesz pamiętał, co oświadczyłeś. — Robinton szeroko się uśmiechnął, by stonować swoją uwagę.

— Czy polecisz ze mną do Warowni Ruatha?

W tym momencie Robinton przypomniał sobie o Jaxomowych Bruzdach po Niciach. Oczywiście powinny dawno się zagoić. Ale nie mógł sobie przypomnieć, czy N’ton omawiał kiedykolwiek trening Jaxoma z Weyrem Benden.

— Czy nie powinniśmy się najpierw dowiedzieć, czy Jaxom jest w Warowni?

— A czemu miałoby go nie być? — zapytał F’lar marszcząc brwi.

— Bo często przebywa w okolicach Warowni, nabywając wiedzy o ziemi, albo u Fandarela wraz z innymi młodymi ludźmi.

— Słusznie. — F’lar odwrócił wzrok od Harfiarza i nie widzącym wzrokiem popatrzył za okno. — Nie, Mnemeth mówi, że Ruth jest w Warowni. Widzisz, mam swój własny przekaźnik informacji — dodał F’lar z szerokim uśmiechem.

Robinton miał nadzieję, że Ruth pomyśli o tym, żeby powiedzieć Jaxomowi, iż Mnemeth do niego mówił. Żałował, że nie było czasu, aby wysłać Zaira z wiadomością do Ruathy, ale niczym by tego nie mógł wytłumaczyć, a absolutnie nie chciał wystawiać na szwank tego gestu F’lara.

— Dużo bardziej można na nim polegać niż na moim i dalszy ma zasięg, niż ten drucik Fandarela. — Robinton włożył na siebie grubą kurtkę ze wherowej skóry i hełm, którego używał w czasie lotów. — Jak już o Fandarelu mowa, słyszałeś pewnie, że przeciągnął on te swoje linie aż do kopalni Cromu. — Gestem zaprosił F’lara, by pierwszy wyszedł z pokoju.

— Tak, wiem. To jeszcze jeden powód, żeby zlokalizować D’rama.

— Czy tak?

F’lar zareagował na uprzejme pytanie Harfiarza śmiechem, w którym nie było ani krzty rezerwy, tak że Robinton zaczął mieć szczerą nadzieję, że ta wizyta naprawiła ich stosunki.

— Czyżby Nicat nie nalegał na ciebie, Robintonie? Żeby wybrać się na południe do tych kopalni?

— Tych, z których handluje Torik?

— Tak myślałem, że będziesz o tym wiedział.

— Tak, wiem, że Nicat martwi się o górnictwo. Rudy zaczynają być bardzo ubogie. Fandarel dużo bardziej jest zmartwiony niż Nicat. Jemu potrzebne są metale wyższej jakości.

— Jeżeli raz wpuścimy Cechy na Południe, zaczną nas naciskać o pozwolenie na wstęp Lordowie Warowni… — F’lar instynktownie zniżył głos, chociaż dziedziniec, przez który szli, był pusty.

— Kontynent Południowy jest wystarczająco duży, żeby przyjąć cały Północny Pern i jeszcze nim grzechotać. F’larze, przecież my zaledwie liznęliśmy go po brzegach. Na Wielkie Skorupy i ich Odłamki! — Tu Robinton klepnął się po czole. — Co tu mówić o jaszczurkach ognistych i ich skojarzeniowej pamięci. To jest to! To tam się D’ram udał.

— Gdzie?

— A przynajmniej myślę, że mógł się tam udać.

— Mów, człowieku. Gdzie?

— Pewnie kłopot ciągle będzie z tym, kiedy. A Ruth wciąż jest naszym kluczem do rozwiązania tej zagadki.

Musieli przejść tylko kilka długości smoka, zanim doszli na łąkę do Mnemetha. Zair trzepotał nad głową Robintona, trajkocząc niespokojnie i trzymając się z daleka od spiżowej bestii. Wzbraniał się usiąść na ramieniu swego pana, chociaż Harfiarz gestem zachęcał go, żeby wylądował.

— Lecę do Ruathy, do białego smoka, do Rutha. Dołącz więc tam do nas, ty niemądre stworzenie, jeżeli nie chcesz jechać na moim ramieniu.

— Mnemeth nie ma nic przeciwko Zairowi — powiedział F’lar.

— Obawiam się, że wciąż jeszcze jest wręcz przeciwnie — powiedział Robinton.

Cień gniewu zatańczył w oczach spiżowego jeźdźca.

— Żaden smok nie ział ogniem na żadną jaszczurkę ognistą.

— Nie tutaj, Przywódco smoków, nie tutaj. Ale one wszystkie pamiętają, że coś takiego się stało. A jaszczurki ogniste potrafią mówić tylko o tym, co one lub jedna z nich rzeczywiście widziały.

— No to lećmy do Ruathy i przekonajmy się, czy jedna z nich widziała D’rama.

A więc jaszczurki ogniste wciąż jeszcze są drażliwym tematem, pomyślał ze smutkiem Robinton, wspinając się na barku Mnemetha, by usiąść za F’larem. Żałował, że Zair tak się wzdragał przed jazdą na Mnemethu.

Jaxom i Lytol stali na stopniach Warowni, kiedy Mnemeth zatrąbił swoje imię do smoka — wartownika i zatoczył koło, by wylądować na olbrzymim dziedzińcu. Kiedy witano obydwu gości, Robinton zmierzył wzrokiem twarz Jaxoma, żeby zobaczyć czy Bruzda po Niciach nie rzuca się w oczy. Nie mógł dostrzec po niej ani śladu i zastanawiał się, czy patrzy na właściwy policzek. Mógł tylko mieć nadzieję, że rany Rutha wygoiły się równie dobrze. Oczywiście F’lar był tak pochłonięty tą sprawą D’rama, że nie będzie szukał Pobrużdżenia na Jaxomie czy Ruthu.

— Ruth mówił, że pytałeś o niego, F’larze — powiedział Jaxom. — Tuszę, że nie stało się nic złego?

— Ruth może nam pomóc odnaleźć D’rama.

— Odnaleźć D’rama? On nie… — Jaxom przerwał, patrząc niespokojnie na Lytola, który marszczył brwi i potrząsał głową. — Nie, ale przeszedł pomiędzy czasem — powiedział Robinton. — Myślałem, że może gdyby Ruth popytał jaszczurek ognistych, one mogłyby mu powiedzieć.

Jaxom szeroko otwartymi oczami patrzył na Harfiarza, który zastanawiał się, czemu ten chłopak wygląda na takiego strapionego i co dziwniejsze wystraszonego. Robinton nie przeoczył ani Jaxomowego spojrzenia spod oka w kierunku F’lara, ani konwulsyjnie przełkniętej śliny.

— Pamiętam, jak mówiłeś, że jaszczurki ogniste często opowiadają Ruthowi różne rzeczy — ciągnął dalej Robinton niedbale, dając Jaxomowi czas na odzyskanie panowania nad sobą. Co gryzło tego chłopca?

— Gdzie? To możliwe. Ale kiedy, Mistrzu Robintonie?

— Mam przeczucie, że wiem dokąd D’ram się udał. Czy to by pomogło?

— Nie jestem pewien, czy rozumiem — powiedział Lytol, patrząc to na jednego, to na drugiego — o co tutaj chodzi? — Lytol. prowadził swoich gości do Warowni i w kierunku małego, prywatnego pokoju. Na stole ustawiono wino i czarki, oraz ser, chleb i owoce.

— No cóż — powiedział Robinton, spoglądając na bukłak z winem. — Wytłumaczę…

— I zaschnie ci w ustach, jestem tego pewien — powiedział Jaxom, długim krokiem podchodząc do stołu, żeby nalać. — To bendeńskie wino, Mistrzu Robintonie. Dla naszych znakomitych gości tylko to, co najlepsze.

— Ten chłopak robi się dorosły, Lytolu — powiedział F’lar, biorąc czarkę i spoglądając z aprobatą na Jaxoma.

— Ten chłopak już zrobił się dorosły — na wpół powiedział, a na wpół warknął Lytol. — A teraz w sprawie tych jaszczurek ognistych…

Zair pojawił się nagle w powietrzu, zapiszczał i rzucił się na ramię Robintona, owijając swój ogon ściśle wokół szyi Harfiarza i trajkocząc nerwowo, jak gdyby chciał się upewnić, że Robinton nie poniósł żadnej krzywdy jadąc na „tym największym”.

— Przepraszam was — powiedział Robinton i uspokajał Zaira, aż ten ucichł. Następnie wyłożył Lytolowi swoją teorię, że jaszczurki ogniste dzieliły między sobą obszerną pulę wspólnej wiedzy, co tłumaczyłoby ich lęk przed… tu odchrząknął i wskazał na wschód, żeby oszczędzić im wszystkim wyskoków swojego spiżowego jaszczura. Jaszczurki ogniste potrafiły przekazywać sobie silne emocje, czego dowodem było wołanie Brekke do Cantha w tamtą fatalną noc. Popadły w to przerażenie związane z kradzieżą jaja królowej i wszystkie były w stanie olbrzymiego podniecenia, zanim z jaja nie Wylęgło się bez żadnych kłopotów smoczątko. Wydawało się, że mają w pamięci jego obraz w pobliżu czarnej nicości, i wydawało się, że pamiętają, jak na nie same ziano ogniem. Jaxom mówił mu przy kilku okazjach, iż jaszczurki ogniste raczą Rutha niesamowitymi opowieściami, które, jak twierdziły, pamiętają. Jeżeli ten ich osobliwy talent nie był przywidzeniami tych niemądrych stworzeń, wywołanymi upałami… tu musiał ułagodzić oburzonego Zaira… to mieli oto szansę, żeby dowieść tego, przy współpracy Rutha. D’ram, jak się wydaje, oddalił się sam w czas, i Ramoth nie mogła dosięgnąć umysłu jego smoka. Wyprowadzało to z równowagi Ramoth i Lessę, która martwiła się, że D’ram owi może grozić jakieś niebezpieczeństwo. Mimo że D’ram zrzekł się Przywództwa Weyru, Pern wciąż jeszcze go potrzebował, miał dla niego miejsce i nie chciał z nim utracić kontaktu.

— W ciągu ostatnich Obrotów — ciągnął dalej Robinton zdarzyło się parę razy… — tu odchrząknął i spojrzał na F’lara, czy się zgadza; F’lar skinął głową. — …Zdarzyło mi się zapuścić na południe. Raz zwiało nas z Menolly z kursu daleko na wchód, gdzie zatrzymaliśmy się w prześlicznej zatoczce, z białym piaskiem i obfitością drzew z czerwonymi owocami; wody zatoczki roiły się od ryb żółtogonów i białych ryb — paluszków. Słońce miło grzało, a wody leniwie płynącego strumienia o parę kroków od zatoczki były słodkie jak wino. — Popatrzył tęsknie na swoją czarkę. Ze śmiechem Jaxom ponownie ją napełnił. — Opowiadałem o niej D’ram owi, już teraz nie pamiętam, czemu. Jestem prawie przekonany, że opisałem ją wystarczająco dokładnie, żeby smok o talencie Tirotha mógł tam trafić.

— D’ram nie chciałby tu wywoływać żadnych komplikacji powiedział powoli Lytol. — Udałby się w czas, kiedy na Południowym nie było jeszcze Władców z przeszłości. Skok wstecz o dziesięć, dwanaście Obrotów nie przeciążyłby Tirotha.

— Jest sprawa, która może skomplikować tę kwestię, Robintonie — powiedział F’lar. — Jeżeli te stworzenia potrafią przypomnieć sobie ważne wydarzenia, które przytrafiły się ich przodkom — w co F’lar ewidentnie powątpiewał — to żadna z tutejszych jaszczurek ognistych nie będzie mogła mieć wspomnień, które mogłyby się nam przydać. Nie mają przodków z tego terenu. — Wskazał na Zaira. — On jest z tego gniazda jaj, które Menolly przyniosła z okolicy Warowni Morskiego Półkola, czyż nie?

— Jaszczurki ogniste zewsząd zlatują się do Rutha — powiedział Robinton, szukając potwierdzenia u młodego Lorda.

— F’lar utrafił w samo sedno. — powiedział Jaxom.

— Nie, jeżeli udasz się nad tą zatoczkę, Jaxomie. Jestem pewien, że fatalny urok Rutha zadziała nawet tam.

— Chcesz, żebym się udał na Kontynent Południowy? Robinton dostrzegł niedowierzanie i nagle rozbudzone zainteresowanie w oczach Jaxoma. A więc ten chłopak odkrył, że latanie na ziejącym ogniem smoku to jeszcze za mało, żeby uzyskać zadowolenie z życia.

— Nie chcę, żeby ktokolwiek udawał się na południe — odparł F’lar — ponieważ jest to… jest to łamanie naszej umowy, ale nie widzę żadnego innego sposobu na zlokalizowanie D’rama.

— Od Południowego Weyru do zatoczki jest daleko — powiedział Robinton łagodnie — a wiemy, że Władcy z przeszłości nie podejmują żadnych dłuższych wypraw.

— Oni podjęli dosyć daleką wyprawę nie tak dawno temu, czyż nie? — zapytał F’lar ze znaczną gwałtownością i gniewnym błyskiem w swoich bursztynowych oczach.

Ze znużeniem Robinton uświadomił sobie, że rozdźwięk pomiędzy Cechem Harfiarzy i Weyrem Benden był na razie powierzchownie zabliźniony.

— Lordzie Lytolu — ciągnął dalej Przywódca Weyru — Benden zaniedbuję swoje obowiązki. Czy mogę cię prosić o wyrażenie zgody, by zwerbować Jaxoma do tych poszukiwań?

Lytol potrząsnął głową i gestem wskazał Jaxoma.

— Zależy to wyłącznie od niego.

Robinton zobaczył, jak F’lar przetrawia skutki tego odwołania się do Jaxoma i jak obrzuca młodego człowieka przeciągłym, bacznym spojrzeniem. Następnie uśmiechnął się.

— A twoja odpowiedź, Lordzie Jaxomie?

Z chwalebnym opanowaniem, jak pomyślał Robinton, młody człowiek skłonił głowę.

— Pochlebia mi to, że mogę być przydatny, Przywódco Weyru.

— Nie masz przypadkiem żadnych map Kontynentu Południowego tu w Warowni? — zapytał F’lar.

— Tak się składa, że mam. — Następnie Jaxom dodał tłumacząc się w pośpiechu. — Fandarel udzielił nam kilku lekcji sporządzania map.

Mapy te były jednak niepełne. F’lar rozpoznał w nich kopie map początkowych badań Kontynentu Południowego przez F’nora, kiedy zastępca skrzydła Bendenu zabrał pierwsze jaja Ramoth, cofając się o dziesięć Obrotów, żeby dojrzały, zanim znowu będą opadały Nici. Przedsięwzięcie zostało uwieńczone częściowym sukcesem.

— Mam mapy, które obejmują szerszy obszar wybrzeża — powiedział Robinton niedbale, nabazgrał notkę do Menolly i przyczepił ją Zairowi do sprzączki na obroży. Wysłał malutkiego spiżowego jaszczura z powrotem do siedziby Cechu Harfiarzy, błagając go, by nie zapomniał, po co leci.

— A on przyniesie te mapy od razu z powrotem? — zapytał F’lar sceptycznie i nieco pogardliwie. — Brekke i F’nor również usiłują przekonać mnie, jakie to one są użyteczne.

— Podejrzewam, że mając coś tak ważnego jak te mapy, Menolly przymili się do smoka — wartownika, żeby ją tu przyniósł. — Robinton westchnął, żałując, że nie nalegał, aby przysłała te mapy przez jaszczurki ogniste. Nie należało tracić żadnej okazji.

— Jaxom, ile czasu pokonałeś pomiędzy? — zapytał nagle F’lar.

Jaxomowi krew napłynęła do twarzy. Z zaskoczeniem Robinton dojrzał cienką linię blizny, białą na czerwonym policzku. Na szczęście Jaxom odwrócony był do Przywódcy Weyru drugim policzkiem.

— No cóż…

— Słuchaj, chłopcze, nie znam żadnego młodego jeźdźca smoków, który by nie stosował tej sztuczki, żeby zdążyć na czas. Chodzi mi o ustalenie, jak dokładne jest poczucie czasu Rutha. Niektóre smoki w ogóle go nie mają.

— Ruth zawsze wie, kiedy jest — odparł Jaxom z żywą dumą . — Powiedziałbym, że ma najlepszą pamięć czasową na całym Pernie.

F’lar zastanawiał się nad tym przez długą chwilę.

— Czy próbowałeś kiedyś długich skoków?

Jaxom powoli skinął głową, zerknąwszy na Lytola, którego twarz pozostała bez wyrazu.

— Nie było żadnej niepewności w skoku? Żadnego nadmiernie długiego przebywania pomiędzy?

— Nie, panie. W ogóle to łatwo jest być dokładnym, kiedy się skacze w nocy.

— Nie jestem pewien, czy rozumiem, co masz na myśli.

— Te równania gwiazdowe, które rozwiązał Wansor. Wydaje mi się, że byłeś na tej sesji w Cechu Kowali… — Głos młodego człowieka przycichł niepewnie, aż kompletnie zaskoczony F’lar pojął, do czego Jaxom zmierza. — Jeżeli obliczy się położenie głównych gwiazd na niebie, to można z dużą dokładnością trafić na miejsce.

— Jeżeli skacze się nocą — dodał Mistrz Harfiarz, który nigdy nie pomyślał, żeby w taki sposób wykorzystać równania Wansora.

— Nigdy mi nie przyszło na myśl, żeby to zrobić — powiedział F’lar.

— Precedens istnieje — powiedział Robinton szeroko się uśmiechając — w twoim własnym Weyrze, F’larze.

— Lessa wykorzystała gwiazdy z gobelinu, żeby cofnąć się w czasie do Władców z przeszłości, prawda? — Było jasne, że Jaxom zapomniał o tym; a sądząc po przestrachu na jego twarzy zapomniał również, że jego wzmianka o tych Władcach będzie dość niezręczna.

— Nie uda nam się ich ignorować, prawda? — powiedział Przywódca Weyru z większą tolerancją, niż przewidywał Robinton. — No cóż, oni istnieją i nie można ich ignorować. Wracajmy do bieżącej kwestii, Robintonie. Jak długo może to zająć twojej jaszczurce ognistej?

Tuż za oknem Warowni podniosła się nagle awantura na wiele głosów w tak oczywisty sposób należących do jaszczurek, że wszyscy pospieszyli do okna.

— Menolly zrobiła co trzeba — powiedział Robinton półgłosem do Jaxoma. — Są tutaj, F’larze.

— Kto? Menolly i smok — wartownik?

— Nie, panie — powiedział Jaxom, a w jego głosie brzmiał triumf. — Zair, królowa Menolly i jej trzy spiżowe jaszczurki. Mają mapy przypasane do swoich grzbietów.

Zair wleciał do środka, trajkocząc ze złości, zatroskania i zmieszania pospołu. Za nim wleciała czwórka jaszczurek Menolly. Maleńka królowa, Piękna, zaczęła besztać ich wszystkich, krążąc po pokoju. Robinton z łatwością przywabił Zaira na swoją rękę. Ale Piękna nie pozwalała swoim spiżowym towarzyszom przestać krążyć poza zasięgiem ich rąk, podczas gdy F’lar z sardonicznym uśmiechem i Lytol bez wyrazu przyglądali się usiłowaniom Robintona i Jaxoma, by nakłonić pozostałe cztery jaszczurki do lądowania.

— Ruth, powiedz proszę Pięknej, żeby zaczęła się zachowywać przyzwoicie i siadła na mojej ręce — zawołał Jaxom, kiedy jego próżne wysiłki, żeby przymilić się do małej królowej zaczęły się stawać śmieszne w obecności kogoś, na kim chciał wywrzeć odpowiednie wrażenie.

Piękna wydała z siebie pełne zaskoczenia gdaknięcie, ale natychmiast spoczęła na stole. Wściekle karciła Jaxoma, kiedy odwiązywał mapę. Ciągnęła dalej swój monolog, kiedy nieśmiało, nie w pełni zwijając skrzydła, spiżowe jaszczurki lądowały, żeby zdjął z nich ładunek. Kiedy już uwolniono je od obciążenia, spiżowe wycofały się za okno. Piękna wygłosiła do wszystkich w pokoju ostatnią ochrypłą orację, a następnie machnąwszy ogonem zniknęła im z oczu. Zair wydał z siebie coś w rodzaju przepraszającego pisku i ukrył pyszczek we włosach Robintona.

— No cóż — powiedział Robinton, kiedy w pokoju zapadła mile widziana cisza — wróciły naprawdę szybko, prawda?

F’lar wybuchnął śmiechem.

— Co do powrotu, tak. Ale doręczenie to inna sprawa. Nie lubiłbym spierać się o każdą przyniesioną dla mnie wiadomość.

— To dlatego że nie było tu Menolly — powiedział Jaxom. Piękna nie była pewna, komu może zaufać. Nie chciałem cię urazić, F’larze — dodał pośpiesznie.

— Oto ta mapa, której mi trzeba — powiedział Robinton, rozwijając ją na całą szerokość. Skinął na pozostałych, by rozwinęli te fragmenty, które trzymali. Wkrótce mapy zostały ułożone na stole według kolejności, a podwijające się końce obciążono kawałkami owoców i czarkami z winem.

— Wydawałoby się — powiedział Lytol łagodnie — że zwiewało cię z kursu we wszystkich kierunkach, Mistrzu Robintonie.

— Och, to nie mnie, panie — odpowiedział niewinnie Harfiarz. — Bardzo pomogli mi Panowie na Morskich Warowniach, tutaj i tu. — Wskazał na zachodnie kawałki mapy, gdzie zawiła finfa brzegowa była starannie nakreślona. — To jest robota Idalorana i tych kapitanów, którzy składali mu raporty. — Przerwał igrając z myślą, czy by nie wspomnieć, w ilu to badaniach Idarolana pomagały przeróżne jaszczurki ogniste należące do załóg. — Torik i jego gospodarze, oczywiście — ciągnął dalej, decydując się nie przedobrzać sprawy — mają absolutne prawo, żeby odkrywać ziemię dla siebie. Oni w szczegółach opracowali tę część… — Gest jego ręki objął kciuk półwyspu, będącego Południowym Weyrem i Warownią oraz pokaźne połacie terytorium po obydwu stronach.

— Gdzie znajdują się te kopalnie, z których handluje Torik?

— Tutaj. — Palec Robintona opadł na zacieniowanie u stóp pagórków, nieco na zachód od osady i kawał w głębi lądu.

F’lar rozważał tę lokalizację sunąc palcami po dobrze napiętej skórze z powrotem do miejsca, gdzie zlokalizowany był Weyr.

— A gdzie jest ta twoja zatoczka?

Robinton wskazał na punkt, który był równie daleko od Południowego Weyru, jak Ruatha od Bendenu.

— Na tym obszarze. Wzdłuż linii brzegowej znajduje się całkiem sporo małych zatoczek. Nie potrafiłbym dokładnie powiedzieć, która to z nich, ale to gdzieś tutaj.

F’lar zamruczał coś, że jego wspomnienia są zbyt ogólnikowe i skąd miałby smok wziąć to szczegółowe ukierunkowanie, które potrzebne jest, żeby wejść pomiędzy.

— W samym środku tej zatoczki wznosi się stożek starej góry, idealnie symetryczny. — Robinton wykonał odpowiedni gest. Zair był ze mną i mógłby przekazać Ruthowi odpowiedni obraz. — Robinton lekko przekrzywił głowę i na stronie puścił do Jaxoma oko.

— Czy Ruth potrafiłby przyjąć ukierunkowanie od jaszczurki ognistej? — zapytał F’lar Jaxoma, marszcząc się na niesolidność tego źródła.

— Już ma to za sobą — zauważył Jaxom, a Robinton dojrzał błysk rozbawienia w oczach chłopca. Zaczął się zastanawiać, dokąd to jaszczurki ogniste zaprowadziły białego smoka. Może Menolly będzie wiedziała?

— Co to jest? — zapytał nagle F’lar. — Konspiracja, żeby przywrócić te stworzenia do łask?

— Wydawało mi się, że podejmujemy wspólną próbę, w celu zlokalizowania D’rama — odparł Robinton z łagodnym wyrzutem.

F’lar parsknął i pochylił się nad mapami.

Cała współpraca będzie zależała wyłącznie od Rutha, jak to uświadomił sobie Robinton. Wynik będzie w końcu zależał od tego, czy biały smok okaże się pociągający dla jaszczurek z Południowego. Jeżeli nie, Jaxom zgodził się cofać w czasie nad zatoczką rozsądnymi skokami… jeżeli, wprowadził poprawkę F’lar, Jaxom będzie w stanie znaleźć tę zatoczkę, o którą chodzi.

Omawiano znowu sprawę pamięci jaszczurek. F’lar wcale nie miał chęci przyznać, że te małe stworzonka, w przeciwieństwie do smoków, które pod innymi względami przypominały, miały zdolność pamiętania. Ich opowieści mogły wszystkie być wyobrażone — mogły być wynikiem snów wywołanych słońcem i pozbawione wszelkiej treści. Robinton odparł na to, że wyobraźnia ma swoje oparcie w pamięci — kiedy nie ma jednej, druga staje się niemożliwa. Popołudnie kończyło się, co podkreślił powrót do Warowni wychowanków po całodziennej wyprawie z Brandem. F’lar stwierdził, że spędził poza Bendenem dużo więcej czasu, niż planował wyruszając w drogę. Uprzedził Jaxoma, zeby był bardzo ostrożny przy lataniu pomiędzy. Robinton podejrzewał, że byłoby najlepiej, gdyby F’lar sam sobie tę radę wziął do serca — i żeby nie ryzykował ani sobą, ani swoim smokiem. Jeżeli nie zlokalizuje zatoczki, miał nie tracić czasu ani energu, tylko wrócić. Jeżeli znajdzie D’rama dobrze by było, żeby zapamiętał sobie czas i miejsce i powrócił natychmiast do Bendenu ze współrzędnymi dla F’lara. F’lar nie chciał się narzucać bez potrzeby D’ram owi w jego smutku i jeżeli Jaxom przemknie się niezauważony, to jeszcze lepiej.

— Myślę, że możesz zaufać Jaxomowi, pokieruje tą sytuacją dyplomatycznie — powiedział Robinton, obserwując młodego człowieka spod oka. — Dowiódł już, że jest dyskretny. — Ale czemu Jaxom tak zareagował na zwykły komplement, zastanawiał się Robinton i żeby odwrócić uwagę od wytrąconego z równowagi młodego jeźdźca, zaczął robić dużo zamieszania przy zwijaniu map.

Robinton powiedział Jaxomowi, żeby się dobrze wyspał, zjadł porządne śniadanie i zgłosił natychmiast potem do siedziby Cechu Harfiarzy po swojego przewodnika. A potem Robinton i F’lar opuścili Warownię. Kiedy Przywódca Weyru i Mnemeth przywieźli Harfiarza z powrotem do Cechu, Robinton powstrzymał się przed czymś więcej niż tylko kurtuazyjnym zaproszeniem. potrzeby Pernu przywiodły Przywódcę Weyru Benden z powrotem do Cechu. Bez pośpiechu!

Kiedy Robinton przyglądał się, jak F’lar i spiżowy Mnemeth wznoszą się nad wzgórza ogniowe i migiem znikają, pojawiła się Piękna, besztając Zaira, który przysiadł na swoim zwykłym miejscu na ramieniu Harfiarza. Zair nie zareagował na jej trzeszczenie, na co Robinton szeroko się uśmiechnął. Menolly musi ze wzburzeniem czekać na sprawozdanie o tym, co działo się tego popołudnia. Nie pozwalała sobie na to, żeby zakłócać jego spokój, ale nie przeszkadzało to Pięknej zadręczać pytaniami jego spiżowego jaszczura. Dobre dziecko z tej Menolly, warta tyle marek, ile waży. Miał nadzieję, że będzie pochwalać pomysł podróży z młodym Jaxomem. Nie wspominał o jej udziale przy Lytolu, ponieważ nie tak dawno F’lar gorąco nakazywał mu jak najściślejsze trzymanie w sekrecie tych podróży na Południowy. Sam Zair by nie wystarczył, żeby Jaxom znalazł właściwą zatoczkę, ale razem z Menolly, która była z nim w czasie tej burzliwej wycieczki, i jej jaszczurkami ognistymi, działającymi jak wzmacniacze, nie będą mieli żadnego kłopotu. Ale im mniej ludzi będzie o tym wiedziało, tym lepiej.

Następnego dnia, kiedy Harfiarz poinformował Jaxoma o tym dodatkowym zabezpieczeniu ich zwycięstwa, Jaxom przyjął to z ulgą i zaskoczeniem.

— Pamiętaj no, młody Jaxomie, nie wolno o tym mówić, że Menolly i ja posunęliśmy się w badaniach tak daleko na południe. Jak już o faktach mowa, to nie planowaliśmy tej wycieczki…

Menolly zachichotała.

— Mówiłam ci, że będzie burza.

— Dziękuję. Od tamtego momentu zwracałem baczną uwagę na twoją znajomość pogody, dobrze o tym wiesz. — Skrzywił się: przypominając sobie trzy dni choroby morskiej i Menolly rozpaczliwie ściskającą ster ich lekkiego stateczku.

Nie obarczał ich żadnymi radami więcej, nalegał, żeby wzięli ze sobą zapas jedzenia z kuchni, i powiedział, że ma nadzieję otrzymać korzystny raport.

— O miejscu pobytu D’rama? — zapytała Menolly i popatrzyła na niego oczami, w których tańczyły psotne ogniki — czy o roli jaką odegrają jaszczurki ogniste?

— Oczywiście o obydwu, ty impertynencka dziewczyno. Już cię tu nie ma.

Загрузка...