18. Warownia Nad Zatoczką w dzień przybycia Mistrza Robintona, 15.10.14

Przy takiej ilości rąk do pracy i zdolnych rzemieślnikach ukończenie Warowni Nad Zatoczką zajęło tylko jedenaście dni, chociaż kamieniarze trochę kręcili głowami nad takim pośpiechem przy suszeniu zaprawy. Następne trzy dni spędzili na urządzaniu wnętrza. Lessa, Manora, Silvina i Sharra długo się naradzały i po wielokrotnym przesuwaniu mebli doszły w końcu do skutecznego — chociaż nie wydajnego, jak powiedziała Jaxomowi Sharra z figlarnym uśmiechem — wykorzystania darów, które napływały ze wszystkich Warowni, Cechów i osad.

Głos Sharry zaczął nabierać brzmienia, w którym mieszało się pospołu cierpienie i duma. Spędziła cały dzień na rozpakowywaniu, myciu i ustawianiu różnych rzeczy.

— W co ty znowu wpadłeś? — zapytała Piemura, zauważając świeże zadrapania na jego twarzy i rękach.

— Robi wszystko po swojemu — odparł Jaxom, chociaż i na jego czole i karku widniały świeże ślady.

Ponieważ dysponowali tak wielką ilością osób do budowania Warowni, N’ton, F’nor i F’lar, jeżeli tylko czas im na to pozwalał, dołączali do Piemura i Jaxoma, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o kraju bezpośrednio przylegającym do zatoczki.

Piemur dosyć arogancko powiedział F’larowi, że smoki muszą najpierw być w jakimś miejscu, żeby tam się znowu dostać pomiędzy — chyba że ktoś, kto już tam był, uzmysłowi im to miejsce. Ale on, na swoich dwóch nogach i Głupkowych czterech, musiał być pierwszy, żeby zwykli jeźdźcy smoków mogli potem pójść w jego ślady. Jeźdźcy smoków zignorowali te nieco lekceważące uwagi, ale zachowanie Piemura zaczęło działać Jaxomowi na nerwy.

Wszystko jedno, jaką metodą, ale o dobry dzień smoczego lotu od Warowni Nad Zatoczką udało się pozakładać tymczasowe obozowiska. Składały się z małego, pokrytego dachówką schronienia i kamiennego bunkra, zabezpieczającego zapasy awaryjne i futra do spania. Zgodnie z milczącą umową posunęli się o dwa dni lotu w kierunku góry i wybudowali tam następny obóz.

Zakaz lotów pomiędzy dla Jaxoma miał niedługo już zostać odwołany. Musiał teraz tylko zaczekać, powiedział mu F’lar, aż ostatecznie przebada go Mistrz Oldive. Ponieważ Mistrz Oldive miał niedługo znaleźć się w Warowni Nad Zatoczką, żeby sprawdzić, jak przebiega powrót do zdrowia Mistrza Robintona, Jaxom nie będzie musiał długo czekać.

— A jak ja będę mógł latać pomiędzy, to Menolly też będzie mogła? — spytał Jaxom.

— Czemu miałbyś czekać, aż Menolly będzie mogła latać pomiędzy? — zapytała Sharra z pewną zjadliwością w głosie, która, jak miał nadzieję Jaxom, mogła być wywołana ukłuciem zazdrości.

— Wiesz, to ona i Mistrz Robinton znaleźli tę zatoczkę. Mówiąc to zerkał nie w kierunku zatoczki, ale w stronę wszechobecnej góry.

— Z morza — powiedział Piemur z pewnym niesmakiem w głosie.

— Muszę powiedzieć, Piemurze — powiedziała Sharra przyjrzawszy się mu przez dłuższą chwilę — że z nóg korzystano, zanim użyto skrzydeł i żagli. Ale przynajmniej jeśli chodzi o mnie, odczuwam wdzięczność, że istnieją inne sposoby przedostawania się z miejsca na miejsce. I nie jest żadną hańbą stosowanie ich.

Następnie odwróciła się i odeszła, a Piemur został i wpatrywał się w ślad za nią ze zdumieniem.

Ten incydent oczyścił atmosferę i Jaxom z ulgą zauważył, że Piemur skończył ze swoimi złośliwymi uwagami na temat latania i jeżdżenia.

Dokładność map harfiarza została poświadczona przez fakt, że kiedy już Wielki Prąd Południowy zakręcił w stronę brzegu, Mistrz Idarolan był w stanie określić ich położenie z zarysów widocznego teraz wybrzeża i mógł przewidzieć, kiedy Siostra Świtu zawinie do Warowni Nad Zatoczką. Minęły dwadzieścia dwa dni od wypłynięcia z wód istańskich, zanim pewnego jasnego poranka statek okrążył zachodni cypelek, które to wydarzenie celebrował specjalnie wybrany komitet powitalny.

Oldive i Brekke zakazali wielkiego przyjęcia i zabawy. Nie miało sensu, żeby przez napięcie i zmęczenie ucztą anulować całą korzyść płynącą z długiej, kojącej podróży. Tak więc Mistrz Fandarel reprezentował te setki rzemieślników i mistrzów, którzy wznosili piękną Warownię Nad Zatoczką. Lessa reprezentowała wszystkie Weyry, których smoki transportowały ludzi i materiały, a Jaxom w logiczny sposób był rzecznikiem Lordów Warowni, którzy dostarczyli materiałów i rąk do pracy.

Najtrudniejsze do zniesienia były chyba te ostatnie chwile, kiedy wdzięczny trójmasztowiec kierował się ku zatoczce i w stronę kamiennego molo. Jaxom wytężał wzrok, kiedy statek ślizgał się po spokojnych wodach coraz bliżej i bliżej, i uniesiony radością wydał dziki okrzyk, na który jaszczurki ogniste aż pisnęły z zaskoczenia, kiedy dostrzegł postać Harfiarza, stojącego na dziobie i machającego do zebranych na brzegu. Jaszczurki ogniste wdały się w wysoce zawiłe napowietrzne tańce nad statkiem.

— Popatrzcie, on jest niemalże czarny od słońca — zawołała Lessa, chwytając w podnieceniu Jaxoma za rękę.

— Nie martw się, na pewno ma za sobą długi, porządny odpoczynek — powiedział Fandarel z szerokim uśmiechem, myśląc z zadowoleniem o tym, jak jego przyjaciel będzie się zachwycał i radował nowym domem. Z molo domu nie było widać.

Statek nagle obrócił się, kiedy Mistrz Idarolan przesunął ster na prawo, żeby przysunąć go zręcznie burtą do nabrzeża. Marynarze wyskoczyli na molo, hamując statek linami zarzucanymi na pachoły. Jaxom skoczył z ochotą, żeby im pomocy. Drewno statku zaskrzypiało protestując przeciw nagłemu hamowaniu. Z boku molo opuszczono powiązane wałki, żeby zapobiec ocieraniu się burty o kamień. Następnie spuszczono deskę mającą służyć za trap.

— Przywiozłem wam go całego i zdrowego, Bendenie, Mistrzu Kowali, Lordzie Warowni — zadudnił głos Mistrza Rybaka, który wskoczył na obudowę kabiny.

Spontaniczny wiwat wyrwał się Jaxomowi z gardła, zawtórował mu ryk Fandarela i okrzyk Lessy. Jaxom i Fandarel stanęli po obydwu stronach podskakującej deski, żeby złapać Robintona za ręce, kiedy ten niemalże ześlizgiwał się na brzeg.

Nad ich głowami zatrąbili Ramoth i Ruth, płosząc jaszczurki ogniste. Lessa objęła Harfiarza stając na palcach i władczo przyciągając jego głowę w dół, żeby go mogła porządnie pocałować. Na jej policzkach błyskały łzy, a Jaxom ze zdumieniem zdał sobie sprawę, że i on ma mokre oczy. Cofnął się uprzejmie, kiedy Fandarel wielce delikatnie klepnął Harfiarza w plecy, pozbawiając go równowagi, a następnie wyciągnął swoją wielgachną dłoń, żeby go podtrzymać. Potem odwrócił się, by pomóc Brekke i Menolly zejść po podskakującej desce. Wszyscy zaczęli mówić jednocześnie. Brekke niespokojnie przeniosła wzrok z Robintona na Jaxoma, dopytując się, czy tego ostatniego nie bolała głowa i czy nie migały mu przed oczami plamki, a następnie ponaglając Harfiarza, żeby zszedł z ostrego słońca, zupełnie jak gdyby dzień po dniu nie prażył się w jego promieniach na pokładzie.

Wszyscy uprzejmie łapali za tobołki, które marynarze podawali ze statku na brzeg — wszyscy poza Robintonem, któremu pozwolono nieść tylko własną gitarę.

Brekke ruszyła brzegiem w stronę dawnego schronienia, kiedy Fandarel śmiejąc się grzmiąco, w radosnym oczekiwaniu położył jej olbrzymią rękę na plecach i łagodnie popchnął w kierunku wysypanej piaskiem ścieżki, prowadzącej do nowej Warowni Nad Zatoczką. Kiedy Brekke zaczęła protestować, Lessa uciszyła ją i zdecydowanie wskazała na ścieżkę.

— Jestem pewna, że schronienie było tam…

— Było — odparł Mistrz Fandarel, krocząc obok Harfiarza. — Znaleźliśmy lepsze miejsce, bardziej odpowiednie dla naszego Harfiarza!

— Bardziej wydajne, mój przyjacielu? — zapytał Robinton śmiejąc się i poklepując Kowala po sterczących bicepsach.

— Dużo bardziej wydajne. Dużo! — Kowal omal nie udusił się ze śmiechu.

Brekke doszła do zakrętu na ścieżce i zapatrzyła się z niedowierzaniem w nowy dom.

— Nie wierzę własnym oczom! — Przeniosła szybko wzrok z Lessy na Kowala, a następnie Jaxoma. — Co wyście zrobili? Jak to zrobiliście? To po prostu nie jest możliwe!

Robinton i Fandarel dotarli do obydwu kobiet, przy czym Kował uśmiechał się tak szeroko, że widać mu było wszystkie zęby, a jego oczy wyglądały jak szpareczki.

— Wydawało mi się, że Brekke wspominała o małym domku — powiedział Robinton, patrząc na budowlę i uśmiechając się z wahaniem. — Gdyby nie to, poprosiłbym o…

Lessa i Fandarel nie mogli już dłużej wytrzymać tego stanu niepewności i oboje biorąc Harfiarza pod ręce pospieszyli w kierunku szerokich stopni prowadzących na werandę.

— Zaczekaj tylko, aż zobaczysz wnętrze — powiedział Lessa, niemal piszcząc z zadowolenia.

— Wszyscy na Pernie pomagali, przysyłając albo materiały, albo rzemieślników — powiedział Jaxom do Brekke, biorąc ją za zwisającą rękę i prowadząc dalej. Skinął na Menolly, żeby pospieszyła się i dołączyła do nich.

Menolly rozejrzała się i zobaczyła tylko pełną spokoju zatoczkę, starannie zagrabiony piasek, drzewa i kwitnące krzewy rosnące na obrzeżach plaży, która wyglądała równie nieskazitelnie jak tego dnia, kiedy przybyli tu oboje z Jaxomem. Jedynym dowodem na jakąkolwiek zmianę był masyw Warowni oraz okrężna ścieżka z piasku i muszelek.

— Po prostu nie mogę w to uwierzyć.

— Wiem, Menolly. Oni bardzo starali się, żeby tu nadal było ślicznie. A zaczekaj tylko, aż zobaczysz wnętrze Warowni Nad Zatoczką..

— Już jej nadano nazwę?

— No cóż, jest to Warownia położona nad zatoczką, stąd Warownia Nad Zatoczką.

— To wszystko jest takie piękne — powiedziała Brekke, odwracając głowę to w tę, to w tamtą stronę, żeby zobaczyć wszystko. — Menolly, nie złość się. To taka cudowna niespodzianka. Kiedy pomyślę o tym, do czego, jak myślałam, przybywamy… — Roześmiała się, był to radosny dźwięk. — Muszę powiedzieć, że to jest dużo bardziej odpowiednie!

Doszli do schodów z czarnego kamienia, spojonych białą, twardą zaprawą, co powodowało, że były mocne i ładne zarazem. Nad werandą rozciągał się dach pokryty śmietankowopomarańczowymi dachówkami, a weranda okrążała Warownię, niemal dotykając otaczających ją drzew, których kwiaty dodawały powietrzu korzennej woni. Metalowe okiennice były niezwykle duże, tak, że mogli zajrzeć do domu i ujrzeć w przelocie umeblowanie. Harfiarz chodził po głównym pokoju i wznosił okrzyki zachwytu i zdumienia. Kiedy Jaxom, Brekke i Menolly weszli do środka, Robinton zaglądał akurat do pokoju przeznaczonego na gabinet, a twarz jego przybrała oszołomiony wyraz, gdy zdał sobie sprawę, że Silvina przestała tu wszystko z jego zatłoczonego warsztatu w Cechu Harfiarzy. Zair wtórował jego zmieszaniu, trajkocząc piskliwie i z podnieceniem z poprzecznej belki pod sufitem, na której przycupnął. Piękna i Berd polecieli, żeby do niego dołączyć i nagle pojawili się Meer, Talla i Farli.

Wyglądają zupełnie tak, jak gdyby porównywali swoje wrażenia, pomyślał Jaxom.

— To jest Farli! Chyba słyszałem, że jest tu Piemur. Ale gdzie on jest? — Harfiarz wydawał się być zaskoczony i nieco dotknięty.

— Sharra i on pilnują rożnów — powiedział Jaxom.

— Nie chcieliśmy, żeby kręciło się tu za dużo ludzi. Musisz odpocząć — dodała Lessa kojącym głosem.

— Odpoczywać? Nie zamęczą mnie! Mnie trzeba trochę pomęczyć! PIEMUR!

Jeżeli jego opalona i odprężona twarz nie byli wystarczającym dowodem na to, że wrócił do zdrowia, to ryk, jaki z siebie wydał, energiczny i ogłuszający jak zawsze, nie pozostawił żadnych wątpliwości co do jego energii.

Wyraźnie dała się słyszeć daleka, spłoszona odpowiedź:

— Mistrzu?

— PIEMUR, DO RAPORTU!

— Na szczęście wsadziliśmy go na statek, żeby odpoczął — powiedziała Brekke, uśmiechając się do Władczyni Weyru. — Czy potrafisz sobie wyobrazić, co byśmy przeżyli z nim na lądzie?

— To, czego wy dwie nie potraficie docenić, to jak bardzo moja chwilowa niedyspozycja opóźniła pewne ważkie…

— Chwilowa niedyspozycja? — Fandarelowi oczy wyszły na wierzch ze zdumienia. — Mój drogi Robintonie…

— Mistrzu Robintonie? — Menolly z zapchanej szafki wyjęła czarkę, śliczny szklany pucharek, którego podstawka zabarwiona była na harfiarski błękit, a na czaszy wycięte było imię Mistrza i jego harfa. — Czy już to widziałeś? — Wyciągnęła go w jego kierunku.

— Słowo daję, harfiarski błękit! — Robinton wziął i bacznie przyglądał się podarunkowi.

— To z mojego Cechu — powiedział Fandarel rozpromieniony. — Mermal wymyślił, żeby całe szkło zabarwić na niebiesko, ale ja dowodziłem, że będziesz wolał widzieć czerwień bendeńskiego wina w przezroczystej czarze.

Oczy Robintona zabłysły uznaniem i wdzięcznością, kiedy dokładnie oglądał czarkę. Potem jego pociągła twarz przybrała pełen smutku wyraz.

— Ale ona jest pusta — powiedział żałosnym, tragicznym wręcz głosem.

W tym momencie w kuchennym narożu Warowni zaczęło się jakieś zamieszanie. Gwałtowne szarpnięcie odrzuciło na bok zasłonę, kiedy Piemur chwiejnie wpadał do pokoju, niemal przewracając Brekke.

— Mistrzu? — wydyszał.

— A, tak, Piemur — wycedził Harfiarz przyglądając się swojemu młodemu czeladnikowi, jak gdyby chwilowo zapomniał, po co go wzywał. Obydwaj patrzyli na siebie statecznie, Harfiarz z zakłopotaniam marszczył brwi, podczas gdy pierś Piemura podnosiła się i opadała ciężko, kiedy dyszał. — Piemurze, czy byłeś tu już wystarczająco długo, żeby zorientować się, gdzie trzymają wino? Dali mi ten śliczny pucharek, a on jest pusty!

Piemur zamrugał ponownie oczami, potem potrząsnął głową i zwrócił się ogólnie do obecnych w pokoju.

— Nic mu już nie jest! A jeżeli ten piekący się intruś się przypali… — Obdarzył Harfiarza pełnym absolutnego niesmaku spojrzeniem, odwrócił się na pięcie, szarpnięciem odrzucał zasłonkę i słychać było, jak hałaśliwie otwiera jakieś drzwi.

Jaxom przechwycił spojrzenie Menolly, a ona puściła do niego oko. Opryskliwe zachowanie i łamiący się głos Piemura nie ukryły jego uczuć przed tymi, którzy go znali. Tupiąc wrócił do głównej sali, wymachiwał bukłakiem z bendeńskim woskiem na zatyczce.

— Nie machaj tym, chłopcze — zawołał Harfiarz, powstrzymując go podniesieniem ręki, co miało oznaczać protest przeciwko takiemu świętokradczemu postępowaniu. — Wino należy traktować z szacunkiem… — Wziął bukłak od Piemura i przyjrzał się bacznie pieczęci. — Hmmm. Jeden z lepszych roczników! No, no, Piemurze, czy nie nauczyłeś się ode mnie, jak traktować wino? Skrzywił się, kiedy z wprawą rozłamywał pieczęć i odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, w jakim stanie jest koniec zatyczki. Przesunął nią sobie pod nosem, delikatnie wciągając aromat. — Ach! Tak! Pięknie! Nic mu nie zaszkodziła podróż! Bądź grzecznym chłopcem, Piemurze, nalej nam wszystkim, dobrze? Widzę, że tę Warownię w podziwu godny sposób zaopatrzono w czarki.

Jaxom i Menolly już je rozdawali, a Piemur, z kurtuazją należną dobremu bendeńskiemu winu, nalewał; Harfiarz, wysoko podnosząc czarkę, Przyglądał się tej ceremonii ze wzrastającym zniecierpliwieniem.

— Za twój powrót do zdrowia, mój przyjacielu — wzniósł Fandarel toast, któremu zdecydowanie zawtórowali wszyscy.

— Jestem oszołomiony tym wszystkim — powiedział Harfiarz wzmacniając swoje stwierdzenie upiciem jedynie małego łyczka wspaniałego wina. Spojrzał to na jednego, to na drugiego ze swoich przyjaciół i pokiwał głową. — Prawdziwie oszołomiony!

— Nie widziałeś jeszcze wszystkiego, Robintonie — powiedziała Lessa i wzięła go rękę. — Chodź zobaczyć. Brekke, Piemur, Jaxom, weźcie tobołki.

— Nie tak szybko, Lesso, bo rozleję wino! — Harfiarz spoglądał na swoją czarkę, kiedy Lessa ciągnęła go za sobą. Poprowadzono go przez przesuwany panel na mały korytarzyk, który oddzielał główną salę od pomieszczeń sypialnych. Brekke szła za nimi z twarzą płonącą głębokim zainteresowaniem i ciekawością.

Sypialnia Harfiarza była największa, zajmowała cały narożnik naprzeciwko jego pracowni. Umeblowano jeszcze cztery sypialnie tak, by pomieściły po dwie osoby każda, ale jak zwróciła uwagę Lessa, na samej werandzie mogło wygodnie się przespać wielu gości. Nie żeby pozwolono Robintonowi tylu przyjmować. Harfiarz wyraził radość na widok łazienki, odpowiednie wrażenie wywarli na nim obszerna kuchnia i sumiennie obejrzał dodatkowe palenisko na zewnątrz. Pociągnął nosem, kiedy podmuch od morza przyniósł aromat piekącego się mięsa. — Gdzie się to piecze, jeżeli mi wolno zapytać?

— Doły do pieczenia i duszenia mamy na plaży — powiedział Jaxom — używamy ich, kiedy zwala się tu cała horda.

Harfiarz roześmiał się, zgodził się, że horda była prawdopodobnie właściwym określeniem.

— Wypróbuj swój fotel — powiedział Fandarel, kiedy wrócili do głównego pokoju, krocząc w kierunku krzesła z poręczami. Obrócił je dookoła, żeby Harfiarz mógł mu się przyjrzeć. Bendarek zrobił ci go dokładnie na miarę. Zobacz, czy pasuje. Bendarek będzie z niepokojem czekał na wiadomość.

Harfiarz niespiesznie oglądał pięknie rzeźbione krzesło o wysokim oparciu, pokryte wherową skórą ufarbowaną na głęboki błękit harfiarzy. Usiadł, położył ręce na poręczach, przekonał się, że mają one dokładnie długość jego przedramion i że siedzenie krzesła wspaniale pasuje do jego długich nóg i torsu.

— Jest piękne, powiedzcie to Mistrzowi Bendarekowi. I ma idealny rozmiar. Jakież wielkie względy okazał mi Bendarek. Jakiż jestem oszołomiony tym i każdą bez wyjątku inną rzeczą w tej Warowni. To jest… wspaniałe. To jedyne właściwe określenie. Brak mi słów. To sprawiło, że mi kompletnie brak słów. Nigdy w najbardziej szalonych marzeniach nie spodziewałem się takiego luksusu w tej niezbadanej głuszy, takiego piękna, takiej troskliwości, takiej wygody.

— Jeżeli brak ci słów, Robintonie, oszczędź nam swojej elokwencji — doszedł ich suchy głos. Wszyscy odwrócili się i ujrzeli Mistrza Rybaka stojącego w otwartych głównych drzwiach.

Wszyscy się roześmieli i zaproszono Mistrza Idarolana, żeby wszedł i przyjął czarkę wina.

— Jest tam jeszcze więcej tobołków dla ciebie, Mistrzu Robintonie — powiedział Rybak, gestem wskazując na werandę.

— Ty i twoja załoga macie jeść z nami, Mistrzu Idarolanie zawołała Lessa.

— Miałem taką nadzieję. Nie rozpowiadajcie tego po okolicy, ale od czasu do czasu nachodzi mnie chętka na czerwone mięso, a nie na białe.

— Mistrzu Robintonie! Popatrz tutaj! — Głos Menolly wysoko wzniósł się ze zdumienia. Zaglądała właśnie do jednej z szaf ustawionych wzdłuż ścian pomiędzy oknami. — Przysięgłabym, że to ręka Dermently’ego! I wszystkie bez wyjątku tradycyjne pieśni i ballady, na nowo przepisane na arkusze i oprawione w błękitną wherową skórę! Dokładnie to, co chciałeś, żeby Arnor dla ciebie zrobił.

Harfiarz wykrzyknął ze zdumienia i mowy nie było, żeby nie otworzył każdego tomu i nie ocenił sztuki rzemieślniczej i zawartego w nim zbioru. Potem poddawał oględzinom wszystkie szafki i skrzynie w Warowni Nad Zatoczką, aż popołudniowy upał wypędził ich na plażę; wykąpali się i ochłodzili. Brekke gryzła się tym, że Harfiarz powinien odpocząć, w ciszy i odosobnieniu, ale Fandarel rozprawił się z tym pomysłem wskazując gestem na Robintona, który dokazywał w wodzie razem z innymi.

— On teraz pozwala sobie na inny rodzaj odpoczynku. Zostaw go. Niedługo zapadnie noc, to się wyśpi.

Kiedy słońce opadło niżej nad zachodni widnokrąg, powiała wieczorna bryza. Wyniesiono na zewnątrz koce, maty oraz ławki, tak żeby wszystkim gościom było wygodnie. Kiedy przybyli F’lar i F’nor, zostali entuzjastycznie przywitani przez Harfiarza, który chciał pokazać im swoją piękną Warownię i czuł się nieco rozczarowany, że oni już całkiem dobrze ją znają.

— Zapominasz, jak wielu ludzi pomagało ją budować, Robintonie — powiedział F’lar. — To jest prawdopodobnie najlepiej znana Warownia na całym świecie.

W tym momencie Sharra i kucharz okrętowy — chudzielec, bo jak jej powiedział tylko ktoś taki mógł zmieścić się w tej niby — kuchni, o rozmiarach szafy, na Siostrze Świtu — ogłosili, że uczta jest gotowa i niemalże zostali stratowani przez głodnych gości.

Kiedy nikt nie mógł zjeść już ani kawałeczka i nawet Harfiarz musiał ograniczyć się do małych łyczków wina, goście usadowili się w niewielkich grupkach: Jaxom, Piemur, Menolly i Sharra w jednej, rybacy w największej, a smoczy jeźdźcy i rzemieślnicy w trzeciej.

— Ciekawe, jaką teraz zaplanują dla nas robotę — powiedział Piemur kwaśnym szeptem po tym, jak przez chwilę wpatrywał się w pełne przejęcia twarze trzeciej grupy.

Menolly roześmiała się.

— Pewnie więcej tego samego. Robinton na statku przeglądał te wasze mapy i raporty, aż myślałam, że zużyje cały atrament od samego patrzenia. — Podciągnęła kolana pod brodę i nieśmiały uśmiech rozjaśnił jej oczy. — Sebell przyjedzie jutro z N’tonem i Mistrzem Oldive. Jak rozumiem, Sebell, N’ton i F’lar mają dopilnować ludzi Torika i tej całej czeredy synów gospodarzy i panów, którzy przybywają z Północy. To oni sporządzą mapę tej zachodniej części… linia podziału przebiega na tej twojej rzece z czarnymi skałami, Piemurze!

Piemur jęknął, wijąc się teatralnie po piasku.

— To miejsce! Obym go już nigdy nie zobaczył! — Podniósł jedną pięść w kierunku nieba, żeby podkreślić swoje zdeterminowanie. — Kilka dni zajęło mi, zanim znalazłem jakąś przerwę w skałach na drugim brzegu, abyśmy mogli wydrapać się na górę. Do tego musiałem pojechać w dół po kamieniach na Głupku i przepłynąć z nim na drugą stronę. Rybki niemalże zrobiły z nas sobie obiad.

— A reszta z nas — ciągnęła dalej Menolly — razem z F’norem i Harfiarzem będzie badała tę stronę.

— W głębi lądu, mam nadzieję? — zapytał ostro Piemur.

Skinęła głową.

— Tak zrozumiałam — zerknęła przez ramię na Przywódców Weyru i Mistrzów Cechów — Idarolan może pożegluje wzdłuż brzegu…

— Niech mu idzie na zdrowie. Ja już się dość nachodziłem!

— Och, cicho Piemurze. Nikt cię nie zmuszał, żebyś…

— O?

— Dość tego, Piemurze — powiedział zniecierpliwiony Jaxom. — Mamy udać się w głąb lądu? — Menolly skinęła głową.

Jak jeden mąż obejrzeli się przez ramię w kierunku góry, chociaż leżąc nie mogli jej dostrzec.

Jaxom szeroko się uśmiechnął do Menolly.

— A Mistrz Oldive będzie tutaj jutro, więc będę mógł znowu latać pomiędzy!

— Dużo ci z tego przyjdzie — powiedział Piemur parsknąwszy. — Wciąż jeszcze będziesz musiał najpierw przelecieć tę drogę na wprost.

— Wcale a wcale mi to nie przeszkadza.

Handryczenie się jaszczurek ognistych na drzewach odwróciło uwagę Piemura i odwiodło go od podjęcia swojej zwykłej, zgorzkniałej argumentacji, co w innym przypadku niechybnie by zrobił. Na tle ciemniejszej zieleni liści widać było dwie złote smugi.

— Piękna i Farli rozstrzygają sprawę! — zawołała Menolly, a potem ze zdziwieniem rozejrzała się dookoła. — Tutaj są teraz tylko nasze jaszczurki ogniste, Jaxomie. Czy cała ta działalność wypłoszyła stąd południowe?

— Nie przypuszczam. One przylatują i odlatują. Podejrzewam, że niektóre z nich mogą siedzieć na drzewach, denerwując się, że nie mają odwagi podlecieć do Rutha.

— Czy dowiedziałeś się czegoś więcej o tych ich ludziach?

Zmartwiony Jaxom przyznał, że nawet nie próbował. Tyle się działo innych rzeczy.

— Sądziłam, że przynajmniej raz spróbujesz. — Wyglądało na to, że Menolly jest zła.

— Co? I pozbawię ciebie tej przyjemności? — Jaxom udał, że jest zaskoczony i dotknięty. — Ani mi się śni… — Przerwał nagle, przypominając sobie te bardzo osobliwe sny, jak gdyby patrzył na coś setką oczu. Przypomniał sobie także, co mówiła Brekke, tamtego pierwszego dnia, kiedy Ruth poleciał zwalczać Nici: Trudno jest przyglądać się czemuś przez trzy pary oczu naraz. Czy może w swoich snach widział jakąś scenę poprzez wiele oczu jaszczurek ognistych?

— Co się stało, Jaxomie?

— Może jednak mi się to śniło — powiedział z pełnym wahania śmiechem. — Słuchaj, Menolly, jeżeli będzie ci się coś dziś w nocy śniło, zapamiętaj to, dobrze?

— Śniło? — zapytała Sharra zaciekawiona. — O jakie sny chodzi?

— Czy tobie też się coś śniło? — odwrócił się do niej Jaxom.

Sharra usiadła w swojej zwykłej pozycji, podwinąwszy w skomplikowany sposób nogę, co ewidentnie fascynowało Menolly i wprawiało ją w zakłopotanie.

— Oczywiście. Tylko że… podobnie jak ty, nie pamiętam ich, z wyjątkiem tego, że niczego nie widziałam wyraźnie. Jak gdyby moje oczy z marzeń sennych straciły zdolność do ostrego widzenia.

— Ładnie powiedziane — powiedziała Menolly. — Oczy z marzeń sennych zatracające ostrość widzenia.

Piemur jęknął i zaczął walić pięściami w piasek.

— No i będzie następna piosenka!

— Och, bądźże cicho! — Menolly popatrzyła na niego ze zniecierpliwieniem. — Wszystkie te samotne wędrówki zmieniły cię, Piemurze, i przynajmniej jeśli chodzi o mnie, wcale mi się ta zmiana nie podoba.

— Nikt nie twierdzi, że ci się musi podobać — warknął na nią Piemur i jednym płynnym ruchem podniósł się na nogi, i ruszył do lasu, pełnymi złości uderzeniami usuwając sobie zarośla z drogi.

— Od kiedy on jest taki drażliwy? — zapytała Menolly Jaxoma i Sharrę.

— Od kiedy tu się pojawił — powiedział Jaxom, wzruszając ramionami na znak, że nie udało im się go zmienić.

— Pamiętaj, on bardzo martwił się o Mistrza Robintona — powiedziała Sharra powoli.

— My wszyscy martwiliśmy się o Mistrza Robintona — powiedziała Menolly — ale to jeszcze nie powód, żeby nam się zmieniało usposobienie!

Zapadła niezręczna cisza. Sharra wyprostowała nogi i podniosła się raptownie.

— Ciekawe, czy ktokolwiek pamiętał, żeby dziś wieczorem nakarmić Głupka! — Odeszła. od nich nie całkiem w tym samym kierunku co Piemur.

Menolly spoglądała za nią przez dłuższą chwilę. Kiedy odwracała się do Jaxoma, jej oczy były ciemne z zatroskania, a potem nagły figlarny błysk przywrócił im normalny kolor morskiego błękitu.

— Skoro oni już nie mogą nas usłyszeć, Jaxomie — rozejrzała się spod oka, żeby mieć pewność, że nikt nie podkradł się do niej od tyłu — to może lepiej wspomnę, że zostało ustalone niemal na pewno, że nikt z Weyru Południowego nie zwrócił jaja Ramoth.

— Och! Naprawdę?

— Och! Naprawdę!

Następnie wstała z czarką w ręce i ruszyła do bukłaka z winem wiszącego na gałęzi drzewa.

Czy ona go ostrzegała? Nie żeby to robiło jakąś różnicę. Jego przygoda w swoim czasie spełniła swój cel. Teraz, kiedy Weyr Południowy został zintegrowany z innymi, miał jeszcze mniej powodów niż przedtem, żeby przyznawać się do roli, jaką odegrał w tej sprawie.

Загрузка...