Następnego ranka, zanim Jaxom i Piemur niechętnie wyplątali się ze swoich futer, Sharra powiedziała im, że Harfiarz wstał o pierwszym brzasku, zaaplikował sobie orzeźwiającą kąpiel, zrobił śniadanie i od dawna siedzi już w gabinecie, mamrocząc coś nad mapami i robiąc rozliczne notatki. Chciał teraz zamienić parę słów z Jaxomem i Piemurem, jeżeli nie mają nic przeciwko temu.
Kiedy weszli, Mistrz Robinton uśmiechnął się współczująco widząc ich pełne rozwagi niespieszne ruchy, skutki bardzo wesołej wieczornej biesiady. Następnie poprosił, żeby wyjaśnili mu swoje najnowsze uzupełnienia na głównej mapie. Zaspokoiwszy ciekawość zapytał, jak doszli do tych wniosków. Kiedy powiedzieli mu, odchylił się od biurka, bezmyślnie bawiąc się patyczkiem do rysowania z tak nieodgadnionym wyrazem twarzy, że Jaxom zaczął się martwić, co też Harfiarz może planować.
— Czy któryś z was zwrócił przypadkiem uwagę na trójkę gwiazd, które nazywaliśmy… błędnie, mogę dodać… Siostrami Świtu lub Porannymi Siostrami?
Jaxom i Piemur wymienili między sobą spojrzenia.
— Czy masz ze sobą dalekowidz, panie? — zapytał Jaxom.
Harfiarz skinął głową.
— Mistrz Idarolan ma dalekowidz na swoim statku. Wnoszę po tym pytaniu, że zauważyliście, że pojawiają się one o zmierzchu?
— I kiedy jest dość księżycowego światła… — dodał Piemur. — I zawsze w tym samym miejscu!
— Widzę, że rzeczywiście czegoś się nauczyliście — powiedział Harfiarz, patrząc na nich rozpromieniony. — Pytałem mistrza Fandarela, czy nie zdołałby nakłonić Wansora, żeby nas tu na kilka dni odwiedził. A czemuż to, jeżeli wolno zapytać, szczerzycie obydwaj zęby, jakbyście na jakimś zgromadzeniu zjedli wszystkie ciastka?
Piemur jeszcze szerzej się uśmiechnął na tę aluzję do jego ulubionej rozrywki z czasów uczniowskich.
— Nie myślę, żeby ktokolwiek odmówił przyjazdu tutaj, jeżeli zaofiaruje mu się chociaż cień zaproszenia — powiedział.
— Czy mistrz Wansor ukończył już swój nowy dalekowidz? — zapytał Jaxom.
— Mam głęboką nadzieję, że tak…
— Mistrzu Robintonie… — Na progu stała Brekke z osobliwym wyrazem twarzy.
— Brekke — Harfiarz ostrzegawczo podniósł do góry rękę — jeżeli przyszłaś, żeby mi powiedzieć, że mam odpocząć albo wypić jakiś kordiał, który sporządzałaś, błagam cię, nie rób tego! Mam o wiele za dużo do zrobienia.
— Ja tylko przyniosłam wiadomość, z którą Kimi przyleciała właśnie od Sebella — powiedziała, podając mu małą rurkę.
— Och!
— A jeśli chody o twój odpoczynek, wystarczy mi popatrzeć na Zaira, żeby wiedzieć, kiedy ci jest potrzebny! — Wychodząc rzuciła okiem na Jaxoma i Piemura.
Jaxom nie miał najmniejszej wątpliwości, że otrzymali z Piemurem milczący rozkaz, aby nie przemęczać Harfiarza.
Czytając wiadomość, Mistrz Robinton podniósł do góry brwi ze zdumienia.
— Aj, aj, aj, wczoraj wieczorem na dom Torika zwalił się cały statek gospodarskich synów. Sebell odnosi wrażenie, że powinien zaczekać, aż urządzą się w tymczasowych kwaterach. — Zachichotał, a następnie zobaczywszy miny Jaxoma i Piemura, dodał: — Chyba nie wszystko poszło tak gładko, jak ci chłopcy mogliby sobie życzyć!
Piemur prychnął z pogardą zrodzoną z jego całoobrotowych badań i tego, co wiedział na temat Torika i pomieszczeń w jego Warowni.
— Jak będziesz już mógł latać pomiędzy, Jaxomie — ciągnął dalej Robinton — nasze badania będą mogły szybciej postępować. Mam zamiar wysłać was i dziewczęta jako drużyny.
— Harfiarz i Pan? — zapytał Jaxom wykorzystując okazję, na którą czekał.
— Harfiarz i Pan? Och, tak, oczywiście. Piemurze, z tego co wiem, tobie i Menolly dobrze się razem pracowało. Tak więc Sharra może iść z Jaxomem. A poza tym… — Nie zdając sobie sprawy z ostrego spojrzenia, jakie Jaxomowi rzucał Piemur, ciągnął dalej: — z powietrza widzi się różne rzeczy w takiej perspektywie, w jakiej nie zawsze można je zobaczyć z ziemi. I oczywiście na odwrót. Tak więc wszelkie badania powinny obejmować obydwie metody. Jaxomie, Piemur wie, czego ja szukam…
— Tak, panie?
— Dawnych śladów, które pozostały na tym kontynencie po naszych antenatach. W żaden sposób nie potrafię sobie wyobrazić, czemu nasi dawno zmarli przodkowie porzucili ten żyzny i piękny kontynent dla zimniejszej, mniej ciekawej północy, ale zakładam, że mieli swoje powody. Najstarsza z naszych Kronik oznajmia: „kiedy człowiek przybył na Pern, obwarował się na południu”. Sądziliśmy — tu Harfiarz uśmiechnął się przepraszająco za. tę omyłkę — że oznacza to Warownię Fort, ponieważ leży ona na południu Kontynentu Północnego. Ale dalej w tym właśnie dokumencie powiedziano niejasno: „lecz przeniesienie się na północ, na płytę, okazało się konieczne”. Nigdy nie mogliśmy tego zrozumieć, ale przecież tyle Kronik uległo zniszczeniu, tak, że ani ich odczytać, ani tym bardziej zrozumieć nie można.
— A potem Torik odkrył kopalnię żelaza, eksploatowaną w sposób odkrywkowy. A N’ton i ja zwróciliśmy uwagę na jakieś nienaturalne formacje na zboczu góry, które, kiedy dotarliśmy wreszcie do tego miejsca, okazały się niewątpliwie szybami kopalni.
— Jeżeli ci nasi starożytni antenaci przebywali na Kontynencie Południowym na tyle długo, że odkryli rudy i wydobywali je, to gdzieś tutaj na Południowym musiały po nich pozostać jeszcze ślady.
— W gorącym klimacie i tropikalnym lesie nic nie przetrwa przez dłuższy czas — powiedział Jaxom. — D’ram wybudował sobie tutaj schronienie zaledwie dwadzieścia pięć Obrotów temu i już niewiele z niego zostało. A to, na co my natknęliśmy się z F’lessanem w Weyrze Benden, było szczelnie zamknięte, chronione przed wpływem pogody.
— Nic — podkreślił Piemur z emfazą — nie dałoby rady zgiąć, zarysować czy zniszczyć tych podpór w wykopach, które znaleźliśmy w kopalni. A nawet najlepszy kamieniarz nie potrafi kroić skały jak sera. A przecież ci starożytni to robili.
— Znaleźliśmy już jakieś ślady. Musi ich być więcej.
Jaxom nigdy jeszcze nie słyszał, żeby Harfiarz był tak nieugięty, ale nie mógł stłumić westchnienia, kiedy popatrzył na rozmiary leżącej przed nimi mapy.
— Wiem, Jaxomie, mając perspektywę poszukiwań na taką skalę można się zniechęcić, ale cóż to będzie za triumf kiedy znajdziemy to miejsce. Albo miejsca! — Oczy Mistrza Robintona błyszczały w radosnym oczekiwaniu. — No — mówił dalej energicznie — jak tylko okaże się, że Jaxom jest już w wystarczająco dobrej formie, żeby latać pomiędzy, ruszymy na południe, wykorzystując tę symetryczną górę jako przewodnika. Są jakieś sprzeciwy? — Niemalże nie czekał na odpowiedź. — Piemur wyruszy po ziemi z Głupkiem. Menolly może mu towarzyszyć, jeżeli będzie chciała, albo może zaczekać, żeby Ruth zabrał ją i Sharrę do tego drugiego obozu. Kiedy dziewczęta będą penetrowały najbliższą okolicę, co jak rozumiem nie zostało zrobione, ty Jaxomie możesz polecieć naprzód na Ruthu i założyć następny obóz, do którego będziesz mógł polecieć pomiędzy następnego dnia. I tak dalej.
— Sądzę, że w Weyrze Fort musiałeś przejść szkolenie mówił dalej Harfiarz, patrząc na Jaxoma — które pozwoli ci zaobserwować i odróżnić naziemne formacje z powietrza? Chcę jednak stanowczo wam uświadomić, że chociaż jest to wspólne przedsięwzięcie, to Piemur jest dużo bardziej doświadczony, Jaxomie, i proszę, żebyś o tym pamiętał, kiedy pojawią się jakieś problemy. I przysyłajcie mi swoje raporty dotyczące tego… — tu postukał w mapę — co wieczór! No, już was nie ma, zorganizujcie sobie wyposażenie i zapasy. I swoje partnerki!
Chociaż wyjaśnienie sytuacji Menolly i Sharrze oraz przygotowanie zapasów i ekwipunku zajęło bardzo niewiele czasu, nasi badacze tego dnia nie opuścili Warowni Nad Zatoczką.
Mistrz Oldive przybył na Liothu z N’tonem i został wylewnie powitany przez Harfiarza, bardziej statecznie przez Brekke i Sharrę, oraz z pewną powściągliwością przez Jaxoma. Robinton natychmiast zaczął nalegać, żeby Uzdrowiciel obejrzał jego śliczną, nową Warownię, zanim, jak się wyraził, będzie musiał oglądać jego stary kadłub.
— On nie oszuka Mistrza Oldive’a — powiedziała Sharra na ucho Jaxomowi, kiedy przyglądali się, jak Harfiarz energicznie maszeruje naokoło Warowni z Mistrzem Oldive’em, który półgłosem wypowiada odpowiednie komentarze. — Ani trochę nie oszuka Uzdrowiciela.
— Co za ulga — powiedział Jaxom. — Inaczej Harfiarz wybrałby się z nami.
— Nie pomiędzy, co to to nie.
— Nie, pojechałby na Głupku.
Sharra roześmiała się, ale jej rozbawienie skończyło się, kiedy oboje patrzyli, jak Uzdrowiciel stanowczo kieruje Harfiarza do części sypialnej domu i cicho zamyka drzwi.
— Nie — powiedziała Sharra, potrząsając powoli głową Mistrz Robinton ani trochę nie oszukał Mistrza Oldive’a. Jaxom bardzo był zadowolony, że nie musi próbować oszukiwać Mistrza Uzdrowiciela, kiedy przyszła kolej na jego badanie. Dla niego ta próba była krótka — kilka pytań, badanie oczu, postukanie po klatce piersiowej, osłuchanie serca i z zadowolonym uśmiechem na swojej ruchliwej twarzy Uzdrowiciel wydał werdykt przychylny dla Jaxoma.
— Z Mistrzem Robintonem też będzie wszystko w porządku, prawda, Mistrzu Oldive? — Jaxom nie mógł oprzeć się, żeby o to nie zapytać.
Kiedy Harfiarz wychynął ze swojego pokoju, był trochę zbyt spokojny, dosyć zamyślony, a krok jego nie był już taki sprężysty. Menolly nalała mu czarkę wina, którą przyjął z tęsknym uśmiechem i głębokim westchnieniem.
— Oczywiście, że będzie z nim wszystko w porządku — powiedział Mistrz Oldive. — Bardzo się poprawił. Ale — tu podniósł w górę długi palec wskazujący — musi się nauczyć żyć regularnym rytmem, oszczędzać swoją energię i racjonować siły, albo ściągnie na siebie następny atak. Wy, młodzi, możecie tu pomóc z waszymi długimi nogami i mocnymi sercami, żeby mu się wydawało, że nikt nie ogranicza jego działalności.
— Zrobimy tak. Właściwie już tak robimy!
— Dobrze. Róbcie tak dalej, a on niedługo będzie już zupełnie zdrowy. Jeżeli będzie pamiętał nauczkę, jaką dał mu ten atak.
Mistrz Oldive rzucił spojrzenie za okno, delikatnie ocierając sobie pot z czoła.
— To piękne miejsce, to był wspaniały pomysł. — Obdarzył Jaxoma przebiegłym uśmiechem. — Ten upał powoduje, że Harfiarz w południe robi się senny, co go zmusza do odpoczynku. Gdziekolwiek spojrzy, widok jest zachwycający, a powietrze wspaniale pachnie. Zazdroszczę wam tego miejsca, Lordzie Jaxomie.
Uroda Warowni Nad Zatoczką najwyraźniej oczarowała również Mistrza Harfiarza, bo jeszcze zanim przybyli Mistrz Fandarel i mistrz Wansor, odzyskał dobry humor. Zachwyt Robintona podwoił się, kiedy Fandarel i Wansor z dumą przedstawili mu nowy dalekowidz, którym Gwiezdny Kowal zajmował się przez ostatnie pół Obrotu. Ten przyrząd, a była to rura tak długa jak ramię Fandarela i tak gruba, że trzeba było dwóch jego dłoni, żeby ją objąć, był starannie pokryty skórą i miał osobliwy okular, nie na końcu, gdzie jak się wydawało Jaxomowi powinien być, ale gdzieś z boku.
Mistrz Robinton również zrobił uwagę na temat tej zmiany, a Wansor wymamrotał coś na temat odbijania i refrakcji okularu i obiektywu i że to jest takie ustawienie, które wydaje mu się najbardziej dogodne do oglądania odległych obiektów. Instrument znaleziony w Weyrze Benden czynił małe rzeczy większymi, a zasady zastosowane tutaj w pewnym sensie były podobne.
— To nie ma nic do rzeczy, ale bardzo jesteśmy zadowoleni, że użyjemy tego nowego dalekowidza w Warowni Nad Zatoczką — ciągnął dalej Wansor ocierając czoło, bo tak był zajęty objaśnianiem budowy nowego przyrządu, że nie zadał sobie trudu, aby zdjąć skórzany strój.
Mistrz Robinton mrugnął do Menolly i Sharry, i obydwie dziewczyny rozebrały wykładającego ciągle Gwiezdnego Kowala z jego zwierzchniej odzieży, podczas gdy on wyjaśniał niemal nieświadom tego, że się nim zajmują, iż była to jego pierwsza wizyta na Kontynencie Południowym i tak, oczywiście, słyszał o kapryśnym zachowaniu tych trzech gwiazd znanych jako Siostry Świtu. Aż do niedawna przypisywał tę anomalię braku doświadczenia obserwatorów. Ale kiedy już sam Mistrz Robinton zwrócił uwagę na te ich osobliwe cechy, Wansor uznał, że ma dostateczny powód, żeby przywieźć swój cenny przyrząd na południe i samemu zbadać tę sprawę. Gwiazdy nie miały zwyczaju pozostawać na stałych pozycjach na niebie. Wszystkie jego równania, żeby już nie wspominać o takich doświadczonych obserwatorach, jak N’ton i Lord Larad, potwierdzały tę ich charakterystyczną cechę. Co więcej Kroniki przekazane potomnym przez antenatów, chociaż były w opłakanym stanie, wspominały, że gwiazdy poruszają się ustalonym torem, który napewno nie jest przypadkowy. Tak więc, jeżeli zaobserwowano, że trzy gwiazdy sprzeciwiają się tym prawom natury, musi dla tego zjawiska istnieć jakieś wytłumaczenie. Miał nadzieję, że znajdzie je dziś wieczorem.
Po dłuższych dyskusjach na punkt obserwacyjny wybrano niewielkie wzniesienie na kamienistym wschodnim cyplu Warowni Nad Zatoczką, nieco dalej niż miejsce, w którym wykopano doły do pieczenia. Mistrz Fandarel zmobilizował Piemura i Jaxoma, żeby pomogli mu ustawić rusztowanie, na którym umieścił połączenie przegubowe potrzebne do zamontowania dalekowidza. Wansor naturalnie doglądał całego przedsięwzięcia, aż zaczął tak wchodzić Kowalowi w drogę, że ten dobry człowiek posadził mistrza cechowego na skraju przylądka niedaleko drzew, skąd bez problemów mógł się wszystkiemu przyglądać, ale już nikomu nie przeszkadzał. Zanim rusztowanie zostało ukończone, mistrz Wansor zapadł w sen z głową opartą na rękach, pochrapując cichutko i rytmicznie.
Trzymając palec przy ustach na znak, że mają nie zakłócić spokoju małemu człowieczkowi, Fandarel poprowadził Jaxoma i Piemura z powrotem na główną plażę. Wszyscy zażyli orzeźwiającej kąpieli, zanim dołączyli do reszty na popołudniowy odpoczynek. Żeby nie stracić ani jednej chwili, kiedy już Siostry pokażą się o zmierzchu, wszyscy jedli na przylądku. Mistrz Idarolan przyniósł ze swojego statku dalekowidz, a Kowal szybko skontruował drugie rusztowanie z materiałów pozostałych po sporządzeniu rusztowania Wansora.
Zachód słońca, który przedtem przychodził zawsze za szybko, wydawał się opóźniać i opóźniać. Jaxom pomyślał sobie, że jeżeli Wansor zacznie jeszcze raz poprawiać ustawienie dalekowidza albo swojej ławy, albo siebie na tej ławie, to on sam prawdopodobnie zrobi coś niespodziewanego. Nawet smoki, które bawiły się w wodzie, tak jakby tę rozrywkę dopiero co wynaleziono, rozciągnęły się teraz spokojnie na plaży, a jaszczurki ogniste spały wokół Rutha lub na ramionach swoich przyjaciół.
Słońce w końcu zaszło, rozpościerając kolorową poświatę na zachodnim widnokręgu. Kiedy niebo na wschodzie pociemniało, Wansor przyłożył oko do swojego przyrządu, wydał pełen zaskoczenia okrzyk i niemalże spadł z ławy.
— To niemożliwe. Nie ma żadnego logicznego wytłumaczenia dla takiego ustawienia. — Poprawił się i znowu popatrzył przez urządzenie, delikatnie regulując ostrość.
Mistrz Idarolan trzymał oko przyciśnięte do swojego dalekowidza.
— Widzę tylko Siostry Świtu w ich zwykłym ustawieniu. Tak jak zawsze były.
— Ale nie mogą tak być. Są za blisko siebie. Gwiazdy nie grupują się tak blisko. Zawsze dzieli je spora odległość.
— Pozwól mi popatrzeć, człowieku. — Kowal niemalże podrygiwał z niecierpliwości, żeby zerknąć przez dalekowidz. Wansor niechętnie ustąpił mu miejsca, powtarzając, że niemożliwe było to, co zobaczył.
— N’tonie, ty masz młodsze oczy! — Żeglarz podał swój aparat spiżowemu jeźdźcowi, który go pospiesznie przyjął.
— Widzę trzy okrągłe obiekty! — oznajmił Fandarel grzmiącym głosem. — Okrągłe, metaliczne obiekty. Obiekty wykonane przez człowieka. To nie są gwiazdy, Wansorze — powiedział, patrząc na strapionego Gwiezdnego Kowala — to są przedmioty!
Robinton, niemalże odpychając masywnego Kowala na bok, przyłożył oko i wykrzyknął:
— One są okrągłe. Błyszczą. Tak jak metal. Nie tak jak gwiazdy.
— Jedno jest pewne — odezwał się z kompletnym brakiem uszanowania Piemur w pełnej nabożnej czci ciszy — właśnie znalazłeś ślady po naszych przodkach na Południowym, Mistrzu Robintonie.
— Masz absolutną rację mówiąc to — powiedział Mistrz Robinton tak osobliwie stłumionym głosem, że Jaxom nie miał pewności, czy powstrzymuje się on od śmiechu, czy od gniewu, — ale to wcale nie jest to, co miałem na myśli i ty dobrze o tym wiesz!
Wszyscy mieli okazję spojrzeć przez przyrząd Wansora, ponieważ dalekowidz Idarolana nie miał wystarczającej mocy. Wszyscy wtórowali werdyktowi Fandarela: te tak zwane Siostry Świtu to nie były gwiazdy. Widać było, że to okrągłe, metalowe obiekty, które, jak się zdawało, wisiały na pozycjach stacjonarnych na niebie. A przecież zaobserwowano, że nawet księżyce odwracały się drugą stroną do Pernu podczas swoich regularnych cyklów.
Poproszono F’lara i Lessę, jak również F’nora, żeby przyszli jak najszybciej, zanim Siostry Świtu znikną tego wieczoru. Kiedy Lessa zobaczyła to zjawisko, jej irytacja zniknęła. F’lar i F’nor nie odrywali wzroku od aparatu w tym krótkim okresie, kiedy osobliwe obiekty było jeszcze widać na z wolna ciemniejącym niebie.
Kiedy zobaczono, że Wansor usiłuje rozwiązywać równania kreśląc je na piasku, Jaxom i Piemur przynieśli pospiesznie stół i narzędzia do rysowania. Gwiezdny Kowal pisał jak szalony przez kilka minut, a następnie dociekliwie przyglądał się wynikowi, jaki otrzymał, jak gdyby przedstawiał on sobą jakąś jeszcze bardziej tajemniczą zagadkę. Zdezorientowany poprosił Fandarela i N’tona, żeby sprawdzili, czy w jego rachunkach nie ma jakiegoś błędu.
— A jeżeli nie ma błędu, jaki jest twój wniosek, mistrzu Wansorze? — zapytał go Fandarel.
— Te… te przedmioty są stacjonarne. One przez cały czas pozostają w tym samym położeniu względem Pernu. Jak gdyby podążały za planetą.
— To dowodziłoby, czyż nie — powiedział Robinton, nie przejmując się tą wiadomością — że zostały wykonane przez człowieka.
— Dokładnie do takiej konkluzji doszedłem. — Ale Wansor nie wydawał się uspokojony. — Zbudowano je tak, by przez cały czas pozostawały w miejscu.
— A my nie możemy dostać się stąd tam — półgłosem powiedział z ubolewaniem F’nor.
— Ani mi się waż, F’norze — powiedziała Brekke z takim przejęciem, że F’lar i Harfiarz aż zachichotali.
— Zbudowano je tak, by tam pozostawały — zaczął Piemur — ale przecież nie mogli ich chyba zbudować tutaj, czyż nie, Mistrzu Fandarelu?
— Wątpię. W Kronikach znajdujemy aluzje do wielu cudownych rzeczy zrobionych przez człowieka, ale nigdzie i nigdy nie wspomniano o stacjonarnych gwiazdach.
— Ale Kroniki mówią, że człowiek przybył na Pern… — Piemur popatrzył na Harfiarza szukając potwierdzenia. — Może oni używali tych rzeczy, żeby na Pern przylecieć z jakiegoś innego miejsca, jakiegoś innego świata.
— I mając te wszystkie światy na niebie do wyboru — zaczęła Brekke, przerywając pełną namysłu ciszę, która zapadła po wypowiedzi Piemura — nie znaleźli sobie lepszego miejsca niż Pern?
— Gdybyś zwiedziła tyle Pernu co ja ostatnio — powiedział Piemur, którego ducha nie dało się poskromić dłuższy czas — to wiedziałabyś, że Pern wcale nie jest takim złym światem… jeżeli zignorować zagrożenie Nićmi!
— Niektórym z nas trudno to zrobić — powiedział F’lar bardzo ironicznym tonem.
Menolly dała Piemurowi ostrą sójkę w bok, ale F’lar tylko się roześmiał, kiedy Harfiarz zorientował się nagle, jak nietaktowna była jego ostatnia uwaga.
— To niesłychanie frapujący rozwój wypadków — powiedział Robinton, obrzucając spojrzeniem nocne niebo, jak gdyby miały się tam objawić jeszcze jakieś tajemnice. — Och, zobaczyć te pojazdy, które przywiozły naszych przodków na ten świat.
— Dobry temat, żeby nad nim trochę spokojnie pomyśleć, co, Mistrzu Robintonie? — zapytał Oldive z przebiegłym uśmiechem na twarzy podkreślając słowo „spokojnie”.
Harfiarz wykonał niecierpliwy gest, odsuwając od siebie tę sugestię.
— No cóż, nie możesz się przecież tam wybrać — powiedział Uzdrowiciel.
— Ja nie mogę — zgodził się Robinton. A potem, wprawiając wszystkich w popłoch, podniósł nagle gwałtownym ruchem prawą rękę w kierunku trzech Sióstr Świtu. — Zairze, te trzy okrągłe obiekty na niebie? Czy możesz tam się udać?
Jaxom wstrzymał oddech, czuł, jak przy jego boku Menolly zesztywniała, i wiedział, że ona również przestała oddychać. Usłyszał przenikliwy, pospiesznie stłumiony krzyk Brekke. Wszyscy patrzyli na Zaira.
Malutki spiżowy jaszczur wyciągnął łebek w kierunku warg Robintona i wydał gdzieś z głębi gardła cichy, dziwaczny dźwięk.
— Zair? Siostry Świtu? — Robinton powtórzył swoje słowa. Czy poleciałbyś tam?
Zair przechylił teraz łebek popatrując na swojego przyjaciela i wyraźnie nie rozumiejąc, czego on od niego chce.
— Zairze? Czerwona Gwiazda?
Skutek tego pytania był natychmiastowy. Zair zniknął z gdaknięciem gniewnej trwogi, a jaszczurki ogniste, które wtulały się w Rutha, obudziły się i poszły w jego ślady.
— Wydaje się, że otrzymałeś odpowiedź na obydwa swoje pytania — powiedział F’lar.
— A co mówi Ruth? — szepnęła Menolly do ucha Jaxomowi. — O Siostrach Świtu? Czy o Zairze?
— O obu.
— On spał — odparł Jaxom, porozumiawszy się ze swoim smokiem.
— To do niego podobne!
— No więc? A jaki obraz przekazała ci Piękna, zanim zniknęła?
— Żaden!
Mimo że cały wieczór spędzili na poważnej dyskusji, nie znaleźli żadnego rozwiązania. Robinton i Wansor prawdopodobnie prowadziliby rozmowę przez całą noc, gdyby Mistrz Oldive nie wrzucił Robintonowi ukradkiem czegoś do wina. Tak po prawdzie nikt nie widział, żeby to robił, ale w jednej chwili Mistrz Robinton zawzięcie dyskutował z Wansorem, a w następnej nagle zwiądł przy stole. Jak tylko głowa mu opadła, zaczął chrapać.
— Nie wolno mu zaniedbywać zdrowia dla rozmów — zauważył Mistrz Oldive, dając znak smoczym jeźdźcom, żeby mu pomogli przenieść Harfiarza do łóżka.
To wydarzenie zakończyło wieczorną dyskusję. Jeźdźcy smoków powrócili do swoich Weyrów, Oldive i Fandarel do swoich Cechów. Wansor pozostał. Nie wyciągnęłoby się go z Warowni Nad Zatoczką nawet całym skrzydłem smoków.
Taktownie zdecydowali, żeby nie rozgłaszać informacji o prawdziwej naturze Sióstr Świtu, przynajmniej dokąd Wansor i inni zainteresowani tym rzemieślnicy gwiezdni nie będą mieli czasu, żeby przestudiować to zjawisko i nie dojdą do jakiegoś wniosku, który by nie wprawił ludzi w popłoch. Ostatnio wystarczająco wiele już mieli wstrząsów — tak brzmiał komentarz F’lara. Niektórzy mogliby uznać te nieszkodliwe obiekty za niebezpieczne, całkiem jak Czerwona Gwiazda.
— Niebezpieczne? — wykrzyknął Fandarel. — Gdyby groziło nam z ich strony jakieś niebezpieczeństwo, bylibyśmy się o tym dowiedzieli już wiele Obrotów temu.
Z tym F’lar gotów był się zgodzić, ale ponieważ obawa, że unoszące się na niebie obiekty niosą ze sobą nieszczęście, zadomowiła się mocno w ludziach, lepiej było zachować dyskrecję.
F’lar zgodził się, żeby na pomoc w poszukiwaniach przysłać wszystkich, bez których można było obejść się w Bendenie. Stało się to teraz ważniejsze niż kiedykolwiek — tak uważał Przywódca Weyru — żeby ujawnić, co też ta ziemia kryje.
Kiedy Jaxom wpychał nogi do swojego śpiwora, usiłował nie złościć się na myśl o następnym najeździe na Warownię Nad Zatoczką właśnie wtedy, kiedy sądził, że wreszcie zostaną sami z Sharrą.
Czy ona go unika? Czy też to po prostu zbieg okoliczności? Taki jak przedwczesne przybycie Piemura do Warowni Nad Zatoczką? I tego, że martwili się o Mistrza Robintona, musieli penetrować teren, po czym byli zbyt zmęczeni, żeby zrobić coś więcej, niż iść spać. Że zjechało się tu z pół Pernu, by ukończyć dom dla Harfiarza, który potem przybył osobiście, a teraz to! Nie, Sharra go nie unikała. Po prostu… była. Jej piękny, głęboki głos, o ton niższy od głosu Menolly, jej twarz często ukryta w pasmach ciemnych włosów, które zawsze wysmykiwały się spod rzemienia i zapinki…
Gorąco żałował, że znowu ma nastąpić najazd na Warownię Nad Zatoczką, ale niewiele to dawało, ponieważ nie miał żadnego wpływu na to, co tu się miało dziać. Był Lordem Ruathy, a nie Panem zatoczki. Jeżeli to miejsce należało do kogoś, to do Mistrza Robintona i Menolly, na mocy tego, że zagnał ich tutaj wicher.
Jaxom westchnął, gryzło go sumienie. Mistrz Oldive stwierdził, że już całkowicie doszedł do siebie po płomiennej grypie. Mógł latać pomżędzy. On i Ruth mogli wrócić do Warowni Ruatha. Powinien tam wrócić. Ale nie chciał — i to nie tylko ze względu na Sharrę.
Nie był tak naprawdę potrzebny w Ruatha. Lytol poradzi sobie jak zawsze. Ruth nie musiał latać i zwalczać Nici, czy to w Ruatha, czy Weyrze Fort. Benden okazał wyrozumiałość, ale F’lar bez ogródek dał mu do zrozumienia, że biały smok i młody Lord Ruathy mają się nie narażać.
Jaxom uświadomił sobie nagle, że nie było również żadnych zakazów dotyczących badania przez niego terenu. Tak naprawdę nikt nie sugerował, że powinien wracać do Ruathy już teraz.
Pocieszyła go nieco ta myśl, chociaż wcale nie pocieszało go to, że jutro F’lar przyśle tu jeźdźców; jeźdźców, których smoki potrafiły latać znacznie szybciej i dalej niż jego Ruth; jeźdźców, którzy będą mogli przed nim dolecieć do tej góry. Jeźdźców, którzy może odkryją te ślady, co do których istnienia gdzieś w głębi Kontynentu Południowego Robinton miał taką nadzieję. Jeźdźców, którzy mogli również dostrzec w Sharrze jej urodę i łagodne ciepło ducha, które było tak pełne powabu dla Jaxoma.
Wiercąc się na sienniku usiłował znaleźć sobie wygodną pozycję, znaleźć sen. Może plan Robintona dla niego, Sharry, Menolly i Piemura nie ulegnie zmianie. Jak stale wypominał Piemur im wszystkim, smoki były świetne, jak trzeba było nad czymś przelecieć, ale żeby naprawdę poznać kraj należy przemierzać go na piechotę. Może F’lar i Robinton będą chcieli, żeby smoczych jeźdźców rozesłać tak, żeby spenetrowali jak największy obszar, a tym, którzy zaczęli badania, pozwolą dalej posuwać się w stronę góry.
Następnie Jaxom przyznał się przed sobą, że chciał być pierwszy przy tej górze! Ten symetryczny stożek przyciągnął go z powrotem nad zatoczkę, kiedy był chory i rozgorączkowany; dominował w jego myślach, wciskał się natrętnym koszmarem w jego sny. Chciał być pierwszym, który się przy nim znajdzie, nawet jeżeli to pragnienie było irracjonalne.
Gdzieś w środku tych rozważań wreszcie zasnął. I znowu w jego snach pojawiły się nakładające się na siebie sceny: znowu góra wybuchała, cała jej jedna strona rozpadała się i rzygała w dół po zboczu pulsującymi, pomarańczowoczerwonymi płonącymi skałami i gorącymi potokami roztopionej lawy. I znowu Jaxom był równocześnie wystraszonym uciekinierem i beznamiętnym obserwatorem. Potem ta czerwona ściana zaczęła zbliżać się do niego, była tak blisko, tuż za nim, że czuł jej gorący oddech na stopach…
Obudził się! Wschodzące słońce ukosem przeświecało przez drzewa i pieściło jego prawą stopę, która wystawała przez rozdarcie w cienkim kocu. Wschodzące słońce!
Jaxom spróbował skontaktować się z Ruthem. Jego smok wciąż jeszcze spał na polance, gdzie było stare schronienie i gdzie wymoszczono piaszczysty grajdoł, żeby było mu wygodnie.
Zerknął na Piemura, który spał zwinięty w schludny kłębuszek z obiema rękami pod prawym policzkiem. Wyślizgnąwszy się ze swego łóżka, Jaxom bezszelestnie otworzył drzwi i niosąc w ręce sandały przeszedł na palcach do kuchni. Ruth na moment poruszył się, kiedy Jaxom go mijał, zrzucając ze swojego grzbietu jaszczurkę ognistą czy nawet dwie. Młodzieniec zatrzymał się, jak gdyby uderzyło go coś zagadkowego. Wpatrzył się w Rutha, a następnie w jaszczurki ogniste. Żadna z tych, które wtulały się w jego przyjaciela, nie miała namalowanych pasków. Musi zapytać Rutha, kiedy ten się zbudzi, czy jaszczurki ogniste z Południowego zawsze z nim spały. Jeżeli tak, to te sny mogły być ich snami — stare wspomnienia wywoływane obecnością ludzi! Ta góra! Nie, z tej strony gołym okiem było widać idealny stożek, nieskażony uszkodzeniami po wybuchu!
Jak tylko doszedł na plażę, zerknął w górę, żeby zobaczyć, czy da radę dojrzeć Siostry Świtu. Ale niestety było już za późno, żeby zobaczyć, jak rano pojawiają się na niebie.
Obydwa dalekowidze, ten Wansora, starannie okryty wherową skórą dla ochrony przed rosą i ten Idarolana, w skórzanej pochwie, wciąż jeszcze stały na rusztowaniach. Jaxom szeroko się uśmiechnął na daremność swoich poczynań, niemniej nie mógł się oprzeć, żeby nie odkryć aparatu Wansora i nie spojrzeć w niebo. Starannie potem okrył go z powrotem i stał spoglądając na wschód w stronę góry.
W jego snach góra wybuchała. A miała dwie strony. Nagle podjąwszy decyzję wyjął dalekowidz Rybaka z pochwy. Chociaż Wansorowy aparat miał dużo lepszą rozdzielczość, nie pozwoliłby sobie na to, żeby popsuć pracochłonne ustawienie jego ostrości. Poza tym aparat Idarolana miał wystarczającą moc. A i tak nie dało się przez niego zobaczyć tego zniszczenia, które Jaxom miał nadzieję ujrzeć. Z namysłem opuścił aparat. Teraz mógł polecieć pomiędzy. Co więcej, otrzymał od Mistrza Robintona rozkaz, by penetrować ziemie Kontynentu Południowego. A najważniejsze, że chwał pierwszy znaleźć się przy tej górze!
Roześmiał się. To przedsięwzięcie nie było chyba takie niebezpieczne jak zwrot jaja. Obydwaj z Ruthem mogli polecieć pomiędzy i wrócić, zanim ktokolwiek w Warowni Nad Zatoczką zorientuje się, co planują. Zdjął dalekowidz z osady. Będzie mu potrzebny. Kiedy już będą z Ruthem w powietrzu, przyjrzy się dokładnie tej górze, żeby znaleźć punkt, do którego smok będzie mógł bezpiecznie przenieść się pomiędzy.
Okręcił się na pięcie i wzdrygnął zaskoczony. Piemur, Sharra i Menolly stali rzędem, przyglądając się mu.
— Powiedz nam proszę, Lordzie Jaxomie, co zobaczyłeś przez dalekowidz Rybaka? Może jakąś górę?… — zapytał Piemur, pokazując wszystkie zęby w gładkim uśmiechu.
Na ramieniu Menolly Piękna coś zaćwierkała.
— Czy zobaczył wystarczająco dużo? — zapytała Menolly Piemura, ignorując Jaxoma.
— Pewno, że tak!
— On przecież nie miałby chyba zamiaru udać się tam bez nas, prawda? — zapytała Sharra.
Przyglądali mu się z kpiącym wyrazem twarzy.
— Ruth nie uniesie nas czworga.
Żadne z was nie jest tłuste. Poradzę sobie, powiedział Ruth.
Sharra roześmiała się, zakryła usta, żeby przyciszyć ten odgłos i wyciągnęła oskarżycielsko palec w jego stronę.
— Założę się, o co chcecie, że Ruth właśnie powiedział, iż nas uniesie! — powiedziała pozostałej dwójce.
— Założę się, że masz rację. — Menolly nie spuszczała oczu z twarzy Jaxoma. — Myślę, że naprawdę będzie lepiej, jak otrzymasz jakąś pomoc w tym przedsięwzięciu. — Znacząco rozciągnęła dwa ostatnie słowa.
— Tym przedsięwzięciu? — zawtórował Piemur słowom, czujny jak zwykle na wszystkie niuanse mowy.
Jaxom zacisnął zęby, piorunując ją wzrokiem.
— Czy jesteś pewien, że uniesiesz naszą czwórkę? — zapytał Rutha.
Smok pojawił się na plaży z oczami błyszczącymi z podniecenia.
Musiałem teraz już przez wiele dni latać prosto. Jestem od tego bardzo mocny. Żadne z was nie jest ciężkie. Odległość nie jest duża. Lecimy zobaczyć tę górę?
— Nie ma wątpliwości, że Ruth jest chętny — powiedziała Menolly — ale jeżeli nie ruszymy się szybko… — Wskazała na Warownię Nad Zatoczką. — Chodźmy, Sharro, po rzeczy do latania.
— Będę musiał przygotować pasy do latania dla czworga.
— Więc zrób to. — Menolly i Sharra pomknęły po piasku.
Najbardziej poręczne były liny do polowania i Jaxom oraz Piemur zdążyli je zamocować na miejscu, zanim dziewczyny wróciły niosąc kurtki i hełmy. Jaxom wypróbował ciężar dalekowidza Rybaka i w myśli przyrzekł, że wrócą tak szybko, że Idarolan nawet nie zauważy zniknięcia aparatu.
To prawda, że Ruth z wysiłkiem poderwał się z plaży, ale kiedy już znalazł się w powietrzu, zapewnił Jaxoma; że leci z łatwością. Skręcił na południowy wschód, a jego jeździec skupił się na odległym szczycie. Nawet z tej wysokości nie potrafił dostrzec żadnego uszczerbku w stożku. Obniżał dalekowidz po troszku, aż wyraźnie i szczegółowo zobaczył wyróżniającą się grań z górą w tle.
Zapytał Rutha, czy zna ich cel, a ten zapewnił go, że tak. I poleciał z nimi pomiędzy, zanim Jaxoma zdążyły ogarnąć wątpliwości co do tego przedsięwzięcia. Nagle znaleźli się nad granią, łapiąc powietrze. Dech im zaparło od niewiarygodnego zimna pomiędzy po całych miesiącach prażenia się w tropikalnym słońcu, jak również od tej efektownej panoramy, która rozciągała się przed nimi.
Jak powiedział kiedyś Piemur, odległości były zwodnicze. Góra wznosiła się na wysokim płaskowyżu, który sam leżał kilka tysięcy długości smoka nad poziomem morza. Daleko pod nimi szeroka, połyskująca odnoga morska wcinała się w stromy klif: trawiasty po stronie góry, gęsto zalesiony po ich stronie. Na południu górował, jak ciągnąca się ze wschodu na zachód bariera, łańcuch szczytów, zwieńczonych śniegiem i okrytych mgłą.
Sama góra, wciąż jeszcze dosyć od nich odległa, była dominującym elementem krajobrazu.
— Popatrzcie. — Sharra wskazała nagle na lewo, w kierunku morza. — Tam jest więcej wulkanów. Niektóre z nich dymią! Otwarte morze usiane było długim łańcuchem wierzchołków, wygiętym na północny wschód; u stóp niektórych z nich znajdowały się solidne wyspy, inne zaś były tylko stożkami wystającymi z wody.
— Pożyczysz dalekowidza, Jaxomie? — Piemur wziął aparat i bacznie się przyglądał. — Tak — odparł niedbale po dłuższej chwili — kilka z nich jest czynnych. Ale na drugim końcu. Nie ma niebezpieczeństwa. — Zatoczył dalekowidzem łuk w kierunku łańcucha górskiego i po chwili z namysłem zaczął kręcić głową. To mógłby być ten sam łańcuch, który widziałem na zachodzie. W głosie jego brzmiało wahanie. — Parę miesięcy zajmie dostanie się tam! I zimno! — Znowu zatoczył dalekowidzem krótki łuk. Pożyteczna z tego rzecz. Ta woda wchodzi głęboko w ląd. Prawdopodobnie Idarolan mógłby żeglować tędy, gdyby chciał. — Wręczył z powrotem dalekowidz Jaxomowi i badawczo oglądał górę.
— Cóż to za piękny widok — powiedziała Sharra z długim westchnieniem.
— To ta druga strona musiała wylecieć w powietrze — powiedział Jaxom bardziej do siebie niż do innych.
— Ta druga strona? — natychmiast odezwały się Sharra i Menolly.
A Jaxom poczuł, jak Piemur sztywnieje za jego plecami.
— Czy wam się też coś śniło zeszłej nocy? — zapytał Jaxom.
— A jak myślisz, jakim cudem obudziliśmy się w porę, żeby usłyszeć, jak się wymykasz? — zapytała Menolly nieco ostro.
— No to lećmy zobaczyć tę drugą stronę — powiedział Piemur, jak gdyby chodziło tylko o zaproponowanie kąpieli.
— Czemu nie? — odparła Sharra tak samo niedbale. — Chciałabym zobaczyć to miejsce z moich snów, powiedział Ruth i bez najmniejszego ostrzeżenia opuścił się w dół.
Jaxom usłyszał, jak Menolly i Sharra wykrzyknęły ze zdumienia, i zadowolony był, że zamontował im te rzemienie do latania. Ruth przeprosił słowami, których Jaxom nie miał czasu przekazać, ponieważ biały smok rzucił się w prąd ciepłego powietrza, a ten uniósł ich w górę i doprowadził na drugą stronę szerokiej morskiej odnogi. Kiedy smok wyrównał lot, Jaxom użył dalekowidza i znalazł wyróżniającą się formację skalną na północnym stoku. Przekazał Ruthowi obraz.
Znaleźli się pomiędzy: znaleźli się w powietrzu, unosili się nad tą formacją skalną, a góra przez kilka oddechów wydawała się przerażająco pochylać w ich stronę. Ruth odzyskał szybkość lotu i skręcił dalej na północ, bijąc silnie skrzydłami i zataczając szeroki łuk w kierunku wschodniej grani.
Na moment oślepiło ich wschodzące słońce, które jak dotąd przysłaniał masyw góry. Przed nimi leżał najbardziej niewiarygodny teren, jaki Jaxom kiedykolwiek widział — dużo bardziej rozległy i głęboki niż równiny Telgaru czy pustynie Igenu. Jego wzrok szybko od tego efektownego krajobrazu odciągnęła góra.
Nagle okazało się, że ten widok Jaxom zna aż za dobrze; znał go z tak wielu niespokojnych nocy i niejasnych snów. Wschodniego stoku nie było! Ujście, szeroko otwarte jak jakieś usta, zdawało się warczeć, jego lewy kącik obciągnięty był w dół. Wzrok Jaxoma podążył za tą linią i zobaczył jeszcze trzy kratery wulkanów, przycupniętych na południowe — wschodnim zboczu jak jakieś złowieszcze potomstwo. Lawa spłynęła na południe, w stronę pofalowanych równin.
Ruth nadal szybował w dół, instynktownie oddalając się od góry w stronę życzliwszej doliny.
Mimo że Jaxom nie mógł się napatrzeć na północne zbocza wulkanu, odwrócił się teraz od tych złowieszczych kłów pękniętej góry, od tego zbocza ze swoich koszmarnych snów.
Niemal przewidział, jakie będą słowa Rutha:
To miejsce ja znam. One mówią, że to jest to miejsce, gdzie byli ich ludzie!
Prosto ze słońca zanurkowały w ich stronę całe chmary jaszczurek ognistych i ostro skręciły, umykając z linii lotu Rutha. Piękna, Meer, Talla i Parli, które w to niewiarygodne miejsce przyjechały na ramionach swoich przyjaciół, zerwały się do lotu, by dołączyć do nowo przybyłych.
— Spójrz w dół, Jaxomie! Spójrz w dół! — wrzasnął mu prosto w ucho Piemur, szarpiąc go za ramię i pokazując jak oszalały na jakieś miejsce pod lewą przednią łapą Rutha.
Poranne słońce ostro podkreślało regularne zarysy czegoś. Jakieś kopce, dalej proste, przecinające się linie, tworzące osobliwe kwadraty, tam gdzie żadnych takich kwadratowych formacji być nie powinno.
— To tego szuka Mistrz Robinton! — Uśmiechnął się szeroko przez ramię do Piemura, który odwrócił się, żeby skierować uwagę dziewcząt na ziemię.
Potem Jaxomowi wyrwał się achy okrzyk i ścisnął nogami Rutha, żeby skierować go na północny wschód. Poczuł, jak Piemur chwyta go za ramiona, kiedy harfiarz również dostrzegł to co on. Mgiełka z dalekich dymiących wulkanów łączyła się z szarą mgiełką opadającą z nieba.
— Nici!
— Nici!
Nici! Zanim Jaxom zdążył go ukierunkować, Ruth szybko zabrał ich pomiędzy. W następnej chwili wisieli w powietrzu nad zatoczką, gdzie na plaży wygodnie mieściło się pięć smoków. Rybacy Mistrza Idarolana pędzili z brzegu na statek, żeby umieścić na drewnianych rusztowaniach dachówki, mające chronić drewniane pokłady przed Opadem Nici!
Canth pyta, gdzie byliśmy? Muszę natychmiast zabrać się do żucia smoczego kamienia. Jaszczurki ogniste mają pomagać w ochronie statku. Zdenerwowaliśmy wszystkich. Czemu?
Jaxom poprosił Rutha, żeby wysadził ich niedaleko stosu smoczego kamienia na plaży i żeby zabrał się do żucia.
— Muszę poszukać Głupka! — Piemur skoczył na piasek i oddalił się biegiem w kierunku lasu.
— Podaj mi dalekowidz Mistrza Idarolana — powiedziała Jaxomowi Menolly. — Widziałam jego minę i chociaż nie przypuszczam, żeby to z powodu dalekowidza był zły…
— Ja stawię czoło burzy w Warowni Nad Zatoczką — powiedziała Sharra do Jaxoma, uśmiechając się do niego i pocieszająco ściskając go za ramię. — Nie miej takiej przygnębionej miny! Nigdy nie zrezygnowałabym z dzisiejszej przejażdżki. Nawet gdyby miała mnie zbesztać Lessa!
Penetrowaliśmy kraj na południu, tak jak nam kazał Harfiarz! — oznajmił niespodziewanie Ruth, podnosząc głowę i popatrując w stronę innych smoków. — Wróciliśmy tu na czas, żeby zwalczać Nici. Nie zrobiliśmy niczego złego.
Jaxom wzdrygnął się, zaskoczony zdecydowanym tonem głosu Rutha, zwłaszcza, że był przekonany, iż biały smok odpowiada Canthowi, ponieważ to właśnie ten brunatny smok spoglądał w ich kierunku, a jego oczy wirowały. Jaxom zobaczył Liotha obok Cantha, Monartha i jeszcze dwa bendeńskie smoki, których nie znał z widzenia.
Tak, będę latał w poprzek waszej formacji, powiedział Ruth, odpowiadając znowu na słowa, których Jaxom nie słyszał. Tak jak to robiłem przedtem. Mam dość kamienia, żeby ziać. Nici są już niemal nad zatoczką.
Wyciągnął szyję w kierunku Jaxoma, a jeździec skoczył mu na kark z uczuciem ulgi, że natychmiastowy Opad Nici opóźni konfrontację z F’larem czy N’tonem. Chociaż pewnie nie popadnę w niełaskę u żadnego z nich, zdał sobie sprawę Jaxom.
Zrobiliśmy to, co Harfiarz kazał nam zrobić, powiedział Ruth i wystrzelił w niebo. Nikt nam nie powiedział, żebyśmy dziś nie lecieli w stronę tej góry. Cieszę się, że to zrobiliśmy. Nie będą mnie już dręczyły te sny, teraz, kiedy już widzialem to miejsce. Potem Ruth dodał z pewnym zaskoczeniem: Brekke nie sądzi, żebyś miał już dość siły, aby wyprawiać się na Nici pierwszego dnia, którego wolno ci było polecieć pomiędzy. Masz mi powiedzieć, jak tylko poczujesz się zmęczony!
Po tym, co usłyszał, nic nie byłoby w stanie nakłonić Jaxoma, żeby się przyznał do zmęczenia, nawet gdyby mieli latać podczas całego czterogodzinnego Opadu. W rzeczywistości spotkali Nici o trzy zatoczki na wschód. Spotkali je i zniszczyli; Ruth i Jaxom przelatywali klucząc nad, pod i przez trójkątną formację pięciu pozostałych smoków, rozciągniętą ze wschodu na zachód. Jaxom wyraził nadzieję, że Piemur zdążył zaprowadzić Głupka w bezpieczne miejsce. Po chwili Ruth odparł, że Farli przekazała, że zwierzak jest na werandzie Warowni Nad Zatoczką. Ona sama była gotowa ziać ogniem, gdyby jakieś Nici zaatakowały Warownię.
Kiedy krążyli nad samą Warownią, Jaxom zauważył, że wysokie maszty Siostry Świtu zakwitły płomieniami i uświadomił sobie, że muszą tam chyba być inne jaszczurki ogniste, które chronią statek. Wydawało się, że sporo ich tam ziało! Czyżby jaszczurki — Południowcy przyłączyły swoje siły do jaszczurek z paskami? Czy z jakiegoś powodu zdecydowały się pomagać ludziom?
Nie miał czasu na dalsze rozmyślania podczas pikowania, zakosów i ziania w czasie Opadu Nici. Był już bardzo zmęczony, kiedy srebrzysty deszcz zaniknął i Canth otrąbił powrót. Ruth poleciał na wschód i Jaxom zobaczył, jak F’nor daje sygnał: dobra robota. Potem poszybowali z powrotem do zatoczki.
Jaxom kazał Ruthowi wylądować na węższym skrawku zachodniej plaży, żeby zostawić smokom więcej wolnego miejsca. Ześlizgnął się z grzbietu smoka, walnął go w spocony kark i kichnął, kiedy prosto w twarz wionął mu smród smoczego kamienia. Ruth lekko zakaszlał.
Coraz lepiej idzie mi żucie. Nie zostano mi nic płomienia. Podniósł potem głowę, spoglądając w stronę Cantha, który wylądował obok nich. Czemu F’nor się złości? Dobrze lataliśmy. Nie umknęły nam żadne Nici. Ruth wykręcił głowę w tył do swojego jeźdźca, jego oczy zaczęły wirować szybciej, pojawiły się w nich żółte błyski. Nie rozumiem. Parsknął, a od oparów smoczego kamienia Jaxom się rozkaszlał.
— Jaxom! Proszę na słówko!
F’nor kroczył w jego kierunku poprzez piach, rozpinając pas przy kurtce i zdzierając z głowy hełm ostrymi, gniewnymi ruchami.
— Tak?
— Gdzie wyście się wszyscy podziali dziś rano? Dlaczego odlecieliście nie mówiąc nikomu ani słowa? Co masz do powiedzenia na swoje usprawiedliwienie, że przyleciałeś na moment przed Nićmi? Czy zapomniałeś, że dziś miał być Opad?
Jaxom przyglądał się F’norowi. Twarz brunatnego jeźdźca przesycona była gniewem i zmęczeniem. Jaxoma zaczęła ogarniać ta sama zimna furia, która wybuchnęła w nim tamtego dnia, tak dawno temu, w jego własnej Warowni. Wyprostował ramiona i podniósł wyżej głowę. Jego oczy były na tym samym poziomie co oczy F’nora, wcześniej tego nie zauważył. Nie pozwoli sobie, nie wolno mu utracić panowania nad sobą, tak jak to się stało tamtego poranka w Ruatha.
— Byliśmy przygotowani na Nici, kiedy zaczęły spadać, brunatny jeźdźcze — odpowiedział spokojnie. — Moim obowiązkiem, jako smoczego jeźdźca, było chronić Warownię Nad Zatoczką. Uczyniłem to. Spotkał mnie ten zaszczyt i przyjemność, że mogłem lecieć z Bendenem. — Tu lekko się skłonił i z satysfakcją zobaczył, jak gniew na twarzy F’nora ustępuje miejsca zaskoczeniu. — Jestem pewien, że w tym czasie reszta doniosła Mistrzowi Robintonowi, co odkryliśmy tego poranka. Jazda do wody, Ruth — zwrócił się do smoka, a następnie kontynuował: — Z radością odpowiem na wszystkie twoje pytania, F’norze, jak tylko wyczyszczę Rutha. — Złożył F’norowi, który wpatrywał się w niego ze szczerym zaskoczeniem, drugi ukłon, a następnie zdarł z siebie gorący i przepocony rynsztunek, zostawiając tylko skrócone spodnie, które bardziej pasowały do tego upału.
F’nor wciąż jeszcze patrzył w ślad za nim, kiedy Jaxom pobiegł i zgrabnie zanurkował, wypływając obok swojego pławiącego się w wodzie białego przyjaciela.
Ruth wykręcił się, wydmuchując fontannę wody nad swoją głowę, jego na wpół przesłonięte powiekami oczy połyskiwały zielono tuż pod powierzchnią.
Canth mówi, że F’nor się stropi. Co ty takiego powiedziałeś, że to stropiło brunatnego jeźdźca?
— To, czego nie spodziewał się usłyszeć od białego jeźdźca. Nie dam rady cię umyć, jak będziesz się cały czas przewracał z boku na bok.
Jesteś zły. Pozadzierasz mi skórę, jak będziesz ją tak mocno szorował.
— Jestem zły. Nie na ciebie.
Czy nie powinniśmy polecieć nad nasze jeziorko? Ruth zadał to pytanie tylko na próbę i pełen niepokoju odwrócił głowę w stronę swojego jeźdźca.
— Do czego nam potrzebne lodowate jeziorko, jeżeli mamy cały ciepły ocean? Po prostu zdenerwowałem się na F’nora. Nie jestem przecież chory ani nie jestem dzieckiem, żeby mi trzeba było opiekuna. Zwalczałem już Nid razem z tobą i bez ciebie. Jestem już w takim wieku, że nie muszę się opowiadać przed nikim z tego, co robiłem ani dlaczego to robiłem.
Ja zapomniałem, że dziś miały padać Nici.
Jaxom mógł się tylko roześmiać, kiedy Ruth tak pokornie to przyznał.
— Ja też. Ale żebyś nigdy przed nikim się nie wygadał.
W tym momencie opuściły się w dół jaszczurki ogniste, żeby mu pomóc. Same też zresztą powinny się wyszorować, sądząc po smrodzie, jaki buchał z ich mokrej skóry. Karciły Rutha dużo ostrzej, niż robił to Jaxom — jeżeli taplał się zbyt głęboko w falach, kiedy chciały go opłukać. Wśród tej chmary znajdowały się Meer, Talla i Farli. Jaxom przyłożył się do roboty. Był zmęczony, ale zdecydował, że zdąży wykąpać Rutha. Będzie miał potem całe popołudnie na odpoczynek.
Ale nie był mu pisany. Nie musiał zresztą sam kąpać Rutha, ponieważ przyłączyła się do niego Sharra.
— Czy chciałbyś, żebym znowu zajęła się drugim bokiem? zapytała, brodząc w jego kierunku.
— Byłbym ci bezgranicznie wdzięczny — powiedział z szerokim uśmiechem i westchnął.
Rzuciła mu szczotkę na rączce.
— Brekke przywiozła je ze sobą. Sądziła, że przydadzą się do czyszczenia smoków i innych rzeczy. Dobre, twarde włosie. Będzie się to podobało, czyż nie, Ruth?
Nabrała garść mokrego piasku z dna zatoczki, skropiła nim kark Rutha i energicznie zabrała się do szorowania. Ruth pogwizdywał ze szczęścia.
— Co się z tobą działo, kiedy ja zwalczałem Nici? — zapytał ją, przerywając na chwilę, zanim zaczął szorować zad Rutha.
— Menolly wciąż jeszcze odpowiada na pytania. — Sharra popatrzyła na niego sponad rozciągniętego na dnie ciała Rutha, w jej oczach tańczyły chochliki, a uśmiech był psotny. — Mówiła tak szybko, że Mistrz Robinton nie był w stanie jej przerwać, a kiedy ja wychodziłam, wciąż jeszcze mówiła. Nie zdawałam sobie sprawy, że ktoś mógłby przegadać Mistrza Harfiarza. W każdym razie już niemal na samym początku przestał się wściekać. A czy tobie F’nor bardzo dopiekł?
— Wymieniliśmy… poglądy.
— Założę się, że tak, sądząc po tym, jak się Brekke zachowywała. Mówiłam jej, że odzyskałeś sporo sił, kiedy jej nie było. Zachowywała się tak, jak gdybyś podniósł się z mar, żeby polecieć zwalczać Opad! — Sharra parsknęła pogardliwie.
Jaxom przechylił się przez grzbiet Rutha, uśmiechając się do niej szeroko i myśląc o tym, jaka była ładna z tym psotnym wyrazem w oczach, z kroplami wody na twarzy, tam gdzie ją Ruth ochlapał. Zerknęła na niego podnosząc pytająco jedną brew.
— Czy my naprawdę widzieliśmy to, co ja myślę, że widzieliśmy dziś rano, Sharro?
— Niewątpliwie! — Wycelowała w niego swoją szczotkę, przybierając surowy wyraz twarzy. — I masz wiele szczęścia, że byliśmy tam, żeby zaświadczyć, bo nie przypuszczam, aby ktokolwiek uwierzył tylko tobie. — Przerwała, oczy jej znowu zabłysły. — I tak nie jestem całkiem pewna, czy oni nam uwierzyli.
— Kto nam nie wierzy?
— Mistrz Robinton, mistrz Wansor i Brekke. Czy nie słuchałeś, co mówiłam?
— Nie — powiedział szczerząc zęby — przyglądałem ci się.
— Jaxom!
Roześmiał się, kiedy opaleniznę na jej twarzy i szyi pogłębił rumieniec.
Okropnie mnie swędzi tam, gdzie się o mnie opierasz, Jaxomie.
— Widzisz? — powiedziała Sharra, dając mu szczotką klapsa w rękę. — Strasznie zaniedbujesz Rutha.
— Skąd wiedziałaś, że Ruth do mnie mówił?
— Zawsze zdradza cię twoja twarz.
— Słuchaj, dokąd udaje się Siostra Świtu? — zapytał Jaxom widząc, że statek z żaglami wydymającymi się na wietrze wypływa na morze.
— Na ryby, oczywiście. Opad Nici zawsze ściąga ich całe ławice. A twoja eskapada tego ranka sprowadzi nam tu całą chmarę ludzi. Będą nam potrzebne te ryby, żeby ich wyżywić.
Jaxom jęknął, zamykając oczy i potrząsając głową, przerażony:
— I to… — Sharra przerwała, żeby położyć nacisk na to, co mówi — jest dla nas karą za naszą poranną eskapadę bez zezwolenia.
Nagle oboje wpadli do wody, kiedy Ruth niespodziewanie rzucił się do przodu.
— Ruth!
Moi przyjaciele nadlatują!
Biały smok trąbił radośnie na powitanie, kiedy Jaxom z oczami zamglonymi od wody ujrzał pół skrzydła smoków na niebie.
Tam jest Ramoth i Mnemeth, Tiroth, Gyamath, Branth, Orth…
— Wszyscy Przywódcy Weyrów, Sharro!
Pluła i krztusiła się wodą, którą połknęła.
— Wspaniale! — W jej głosie nie było słychać szczęścia. Moja szczotka! — Zaczęła szukać naokoło.
I Path, Golanth, Drenth i on jest tutaj na naszym smoku — wartowniku!
— Tam jest Lytol! Stójże spokojnie, Ruth. Musimy cię jeszcze wyczyścić ogon.
Muszę pozdrowić moich przyjaciół jak należy, powiedział Ruth, wyciągając swój ogon z uścisku Jaxoma, żeby przysiąść na zadzie i melodyjnie zagruchać do drugiej grupy jeźdźców, którzy właśnie pojawili się nad zatoczką.
— Być może on nie jest całkiem czysty — powiedziała nieco cierpko Sharra zaczynając wyżymać swoje długie włosy — ale ja jestem.
Jestem wystarczająco czysty. Moi przyjaciele też będę chcieli popływać.
— Nie licz na to, że sobie jeszcze popływasz, Ruth. Będziemy dziś bardzo zajęci!
— Jaxom, czy udało ci się już coś zjeść? — zapytała Sharra. Kiedy potrząsnął głową, złapała go za rękę. — Chodźmy szybko, od tyłu, zanim ktoś nas złapie.
Zatrzymał się na brzegu tylko po to, żeby pozbierać swój rynsztunek, a potem oboje pobiegli starą ścieżką do kuchennego wejścia Warowni Nad Zatoczką. Sharra wydała z siebie przesadne westchnienie ulgi, kiedy przekonała się, że miejsce to jest puste. Kazała mu usiąść, nalała kubek klanu i podała plastry owoców i ciepłą zupę z garnka, który stał z boku płyty do podgrzewania.
Obydwoje słyszeli wołania i okrzyki świeżo przybyłych, nad którymi górował głęboki baryton Robintona, wykrzykującego pozdrowienia z werandy.
Jaxom na wpół podniósł się z ławy, przełykając następny kęs, ale Sharra popchnęła go z powrotem.
— Wystarczająco szybko cię znajdą. Jedz!
— Ruth jest na plaży — dał się nagle dyszeć głos Lytola — ale nigdzie nie widzę Jaxoma…
— Wiem, że jest tu gdzieś… — zaczął Robinton.
Spiżowa strzała ze świstem wpadła do kuchni, coś zaszczebiotała i zniknęła.
— Jest za tymi drzwiami, Lytolu, w kuchni — powiedział ze śmiechem Robinton.
— Jestem bliski tego, żeby się zgodzić z Lessą — wymamrotał Jaxom z niesmakiem.
Nabrał olbrzymią porcję ze swojej miski, wpychając ją sobie do ust. Musiał się podnieść, zbierając to, co mu wypłynęło z kącików ust, jako że Lytol już wchodził do środka.
— Przepraszam, panie — wymamrotał Jaxom z pełnymi ustami. — Nie jadłem śniadania!
W oczach Lytola malowało się takie napięcie, że jego podopieczny ze zdenerwowania aż się szeroko uśmiechnął. Zastanawiał się, czy Lytol już wie o jego porannej wyprawie.
— Dużo lepiej wyglądasz, niż kiedy cię ostatni raz widziałem, chłopcze. Witam cię, Sharro. — Pozdrowił ją z roztargnioną kurtuazją, pokonując dzielącą ich odległość, żeby mocno chwycić Jaxoma za rękę. Wargi rozciągnęły mu się w uśmiechu, zanim zrobił krok w tył. — Jesteś opalony, dobrze wyglądasz. A cóż to dzisiaj robiłeś?
— Co zrobiłem? Ja? Nic, panie. — Jaxom nie mógł się teraz powstrzymać od uśmiechu. Lytol był zachwycony, nie zdenerwowany. — Ta góra stała tam już od dłuższego czasu. Ja jej wcale nie zrobiłem. Ale bardzo chciałem być pierwszym, który ją zobaczy z bliska!
— Jaxom! — Ryku Harfiarza nie dało się zignorować.
— Tak, panie?
— Chodź tu, Jaxomie!
W ciągu następnych kilku godzin Jaxom odczuwał głęboką wdzięczność, że Sharra pomyślała o tym, by podać mu śniadanie. Niewiele miał czasu na jedzenie. Jak tylko wszedł do głównej sali, zebrani Władcy Weyrów i Mistrzowie Cechów zarzucili go pytaniami. Piemur był bardzo zajęty w czasie Opadu, ponieważ Mistrz Robinton ukończył już szkic południowo — wschodniego zbocza góry, a teraz pokazywał go pełnym niedowierzania gościom razem z prowizoryczną mapą tej części Południowego. Z niemalże rytmicznego sposobu, w jaki Menolly opisywała ich poranną przejażdżkę, Jaxom zorientował się, że powtarza to sprawozdanie już któryś raz z rzędu.
Po tej sesji najbardziej utkwiło Jaxomowi w pamięci uczucie żalu, że Mistrz Harfiarz nie mógł sam zobaczyć tej góry. Ale gdyby Jaxom miał czekać, aż Mistrz Oldive pozwoli Harfiarzowi latać pomiędzy…
— Wiem, że dopiero co latałeś podczas Opadu, Jaxomie, ale gdybyś zechciał tylko uzmysłowić Mnemethowi… — zaczął F’lar. N’ton wybuchnął śmiechem, pokazując na Jaxoma.
— Ten twój wyraz twarzy, chłopcze. F’larze, on musi nas poprowadzić! Pozwól mu na to!
A więc Jaxom wciągnął na siebie swój nieco wilgotny rynsztunek i obudził Rutha, który prażył się na słońcu. Ruth był całkiem zadowolony; że przypadł mu w udziale zaszczyt prowadzenia spiżowych smoków Pernu, ale Jaxomowi z trudem udawało się ukryć przejęcie. Jaxom i jego biały smok pokazujący drogę najważniejszym ludziom na całym Pernie.
Mógł poprosić Rutha, żeby ten przeskoczył bezpośrednio na południowo — wschodnią stronę tej Dwulicowej Góry, do tego celu, który tam znalazł. Ale jakoś chciał, żeby wszyscy przeżyli w pełni wstrząs, jaki wywoływały te dwie strony — dobrotliwa i piękna.
Sądząc po wyrazie twarzy jeźdźców, kiedy usiedli na krótko na grani, osiągnął pożądany efekt. Dał im dość czasu, by na horyzoncie dojrzeli Pasmo Bariery, połyskujące w słońcu jak poszczerbione zęby. Gestem wskazał w stronę morza, gdzie ani poranne mgły, ani Nici nie zasłaniały teraz węża wulkanów, pełznącego na północny wschód w morze, a tam nad horyzontem wił się dym.
Na jego prośbę Ruth poszybował na drugą stronę przesmyku, wzbijając się wysoko, zanim podał współrzędne do następnego skoku pomiędzy. Wychynęli ponad rozległą przestrzenią południowo — wschodniego zbocza Dwulicowej; już bardziej teatralnego podejścia nikt nie mógłby sobie wymarzyć.
Mnemeth popędził nagle do przodu i jak przekazał Ruth Jaxomowi, powiedział, że powinni wylądować. Ruth i Jaxom uprzejmie krążyli w powietrzu, kiedy wielki spiżowy smok siadał w pobliżu przecięcia jakichś regularnych linii, tak daleko od tych trzech wtórnych stożków, jak tylko było można. Jeden za drugim wielkie spiżowe smoki Pernu siadały na murawie, a ich jeźdźcy i pasażerowie kroczyli przez wysokie, falujące trawy, żeby dołączyć do F’lara, który przykucnął i zaczął dłubać nożem w skraju jednej z tych dziwnych linii.
— Pokryte nawiewaną przez całe Obroty ziemią i starą trawą — powiedział, rezygnując ze swojej próby.
— Wulkany często wydmuchują duże ilości popiołu — powiedział T’bor z Dalekich Rubieży. On się na tym znał, bo w Tilleku, który był przypisany do Weyru Dalekich Rubieży, było niemało starych wulkanów. — Gdyby te wszystkie wulkany wybuchnęły naraz, popiołu byłoby tyle, że grzęzłoby się w nim na pół długości smoka.
Przez ułamek sekundy Jaxomowi wydawało się, że grozi im zasypanie popiołem. Światło słoneczne przygasło, a trajkocząca, trzepocząca się masa opadła w dół, niemalże dotykając głowy Mnemetha. Później cała setka jaszczurek ognistych uniosła się znowu w górę.
Wśród okrzyków zaskoczenia i konsternacji Jaxom usłyszał, jak Ruth oznajmia.
One są szczęśliwe. Wrócili do nich ludzie!
— Zapytaj je o te trzy góry, Ruth? Czy pamiętają, jak wybuchały?
Nie było żadnych wątpliwości, że pamiętały. Nagle na niebie nie było widać żadnej jaszczurki poza tymi, które nosiły paski.
One pamiętają te góry, powiedział Ruth. One pamiętają ogień w powietrzu i ogień pelznący po ziemi. Boją się tych gór. Ludzie też ich się bali.
Menolly podbiegła do Jaxoma z wykrzywioną z przejęcia twarzą.
— Czy Ruth zapytał jaszczurki ogniste o góry? Piękna i cała reszta niemalże miały atak.
F’lar podszedł do nich wielkimi krokami.
— Menolly? Co to za zamieszanie z tymi jaszczurkami? Nie udało mi się dostrzec ani jednej z paskami. Czy one wszystkie były z Południowega?
— One pamiętają ludzi!
— Oczywiście, że tu byli ludzie. Nie powiedziały nam nic nowego. Ale żeby one mówiły, że to pamiętają? — F’lar mruknął powątpiewająco. — Mogłem przyjąć do wiadomości, że to przy ich pomocy odnaleźliście D’rama nad zatoczką… ale tam chodziło tylko o cofnięcie się o dwadzieścia pięć Obrotów. Ale… — Nie mogąc znaleźć odpowiedniego zwrotu na wyraienie swojego sceptycyzmu, F’lar tylko wskazał ręką na wygasłe wulkany i od dawna zasypane ślady po osadzie.
— Dwie sprawy, F’larze — powiedziała Menolly, śmiało przeciwstawiając się bendeńskiemu Przywódcy — żadna jaszczurka ognista w obecnych czasach nie wiedziała nic o Czerwonej Gwieździe, która wszystkie je przerażała. One także… — Menolly przerwała, a Jaxom był pewien, że właśnie miała zamiar poruszyć sprawę snów jaszczurek ognistych o jaju Ramoth. Pospiesznie się wtrącił.
— Jaszczurki ogniste muszą pamiętać, F’larze. Odkąd znalazłem się nad zatoczką, trapiły mnie koszmarne sny. Początkowo myślałem, że były to pozostałości po płomiennej grypie. Poprzedniej nocy dowiedziałem się, że Sharrę i Piemura męczyły podobne koszmary… na temat tej góry. Tamtego zbocza, a nie tego, którym jest zwrócona do zatoczki.
— Ruth zawsze sypia w nocy z jaszczurkami ognistymi, F’larze — powiedziała Menolly, przekonując go. — On mógł przekazywać Jaxomowi te sny! A nasze jaszczurki nam!
F’lar skinął głową, jak gdyby dopuszczając tę możliwość.
— A ostatniej nocy wasze sny były bardziej wyraziste niż kiedykolwiek?
— Tak, panie!
F’lar zaczął chichotać spoglądając to na Menolly, to na Jaxoma.
— Tak więc tego ranka postanowiliście sprawdzić, czy jest coś w tych snach?
— Tak, panie!
— W porządku, Jaxomie. — F’lar walnął go dobrodusznie w plecy. — Myślę, że nie mogę mieć ci tego za złe. Zrobiłbym to samo, gdybym miał szansę. A co mamy robić teraz, jakie teraz macce propozycje… wy i te wasze drogocenne jaszczurki?
— Ja nie jestem jaszczurką ognistą, F’larze, ale ja bym się wziął za kopanie — powiedział Mistrz Kowal, podchodząc do nich wielkimi krokami. Jego twarz lśniła od potu, ręce miał poplamione ziemią i trawą. — Musimy dokopać się pod tę trawę i ziemię. Musimy dowiedzieć się, jak oni zrobili te linie, proste jak od linijki, które tak trwały Obrót za Obrotem. Po co zbudowali te kopce, o ile to są kopce. Musimy kopać, ot co. — Obrócił się powoli wokół, popatrując na ślady chaotycznego kopania pozostawione przez niektórych jeźdźców smoków. — Frapujące. Absolutnie frapujące! — Kowal się rozpromienił. — Za twoim pozwoleniem poproszę Mistrza Nicata o kilku jego rzemieślników. Będą nam potrzebni kopacze. Poza tym obiecałem Robintonowi, że wrócę natychmiast i opowiem mu, co widziałem.
— Ja również chciałabym wrócić, F’larze — powiedziała Menolly. — Mistrz Robinton siedzi jak na szpilkach. Zair był tutaj już dwa razy. Musi się niecierpliwić.
— Zabiorę ich z powrotem, F’larze — powiedział Jaxom. Ogarnęło go nagłe pragnienie, żeby się stąd oddalić, tak samo jak tego ranka palił się, żeby tu przybyć.
F’lar nie chciał pozwolić, żeby Ruth latał z obciążeniem, nie po ich porannej wycieczce i Opadzie Nici. Wysłał Mistrza Fandarela i Menolly z powrotem do Warowni Nad Zatoczką z F’lessanem i Golanthem, poleciwszy młodemu spiżowemu jeźdźcowi, żeby zabrał Mistrza Kowalskiego, gdzie tylko ten chciałby się udać. Jeżeli zaskoczyło go to, że Jaxom chciał wracać, nie pokazał tego po sobie.
On i Ruth odlecieli, zanim Kowal i Menolly dosiedli Golantha. Powrócili nad zatoczkę, gdzie na szczęście nie było ludzi. Ciepłe, parne powietrze po chłodniejszej, bardziej orzeźwiającej atmosferze płaskowyżu, było jak opatulająca kołdra, pozbawiało Jaxoma sił. Skorzystał z tego, że nikt nie zauważył jego powrotu i pozwolił, żeby Ruth zabrał ich na swoją polankę. Było tu nieco chłodniej i Jaxom z wdzięcznością zwinął się w kłębek pomiędzy przednimi łapami swojego smoka. Natychmiast zapadł w sen.
Obudziło go dotknięcie w ramię. Skórzana kurtka zsunęła mu się z barku i było mu chłodno.
— Mówiłam ci, że ja go obudzę, Mirrim — usłyszał, jak Sharra mówi zdenerwowanym tonem.
— Jakie to ma znaczenie? Słuchaj, Jaxomie, przyniosłam ci trochę klahu. Mistrz Robinton chce z tobą porozmawiać. Spałeś przez całe popołudnie. Nie miałyśmy pojęcia, gdzie cię szukać.
Jaxom wymamrotał coś półgłosem, pragnąc z całego serca, żeby Mirrim gdzieś sobie poszła. Dotknięty czuł się jej sugestią, że właściwie to nie miał prawa spać przez całe popołudnie.
— No, Jaxomie. Wiem, że już nie śpisz.
— Mylisz się. Jeszcze się nie dobudziłem. — Jaxom pozwolił sobie na szerokie ziewnięcie, zanim otwarł oczy. — Idź już, Mirrim. Powiedz Mistrzowi Robintonowi, że zaraz przyjdę.
— Jesteś mu potrzebny natychmiast!
— Dużo szybciej znajdę się przy nim, jak pójdziesz mu powiedzieć, że zaraz przyjdę. A teraz wynoś się!
Mirrim obdarzyła go jednym przeciągłym, ostrym spojrzeniem i pomaszerowała w kierunku kuchennych schodów.
— Ty jesteś moją prawdziwą przyjaciółką, Sharro — powiedział Jaxom. — Mirrim okropnie działa mi na nerwy! Menolly powiedziała mi kiedyś, że ona poprawi się po loże godowym Path. Ale na razie nic na to nie wskazuje.
Sharra przyglądała się Ruthowi, który wciąż jeszcze mocno spal, ani mu drgnęła powieka.
— Wiem, o co chcesz zapytać… — powiedział Jaxom ze śmiechem podnosząc rękę, żeby uprzedzić jej słowa. — Nie, żadnych snów.
— Jak również żadnej jaszczurki ognistej. — Uśmiechnęła się do niego, potrząsając głową i ponownie zawiązując sobie rzemyk na włosach. — Mądrze zrobiłeś, że przyszedłeś tu i odpocząłeś. W domu by ci się nie udało. Jaszczurki wpadają i wypadają, znad zatoczki na płaskowyż i z powrotem, niemalże dostały histerii! Nikt nie może się rozeznać w tym, co mówią nasze czy co im przekazują południowe. A przecież niektóre z tych południowych od dawna wiedzą, że my tu jesteśmy.
— A Mistrzowi Robintonowi wydaje się, że Ruthowi uda się to rozplątać?
— Niewykluczone, że może mu się udać. — Popatrzyła z namysłem na śpiącego białego smoka. — Biedaczysko, wyczerpało go to wszystko, co dzisiaj robił. — W jej głosie odezwała się melodyjna i czuła nuta, a Jaxom z chęcią usłyszałby, że jej słowa dotyczą i jego. Zobaczyła, jak on się jej przygląda i okryła się rumieńcem.
— Tak się cieszę, że dotarliśmy tam pierwsi!
— Ja też!
— Jaxom!
Na krzyk Mirrim Sharra cofnęła się pospiesznie.
— Żeby ją spiekło!
Chwycił Sharrę za rękę i pobiegł z nią w kierunku Warowni, wcale nie puścił jej ręki, kiedy weszli do głównej sali.
— Spałem przez całe popołudnie czy przez cały dzień? — zapytał ją Jaxom półgłosem, kiedy zobaczył mapy, wykresy, szkice i diagramy poprzypinane do ścian i rozłożone na stołach.
Harfiarz odwrócony do nich plecami pochylał się nad długim stołem jadalnym. Piemur zajęty był szkicowaniem. Menolly przyglądała się temu, co pochłaniało uwagę Harfiarza, a Mirrim stała z boku, znudzona i poirytowana. Z poprzecznych belek spoglądały jaszczurki ogniste. Od czasu do czasu jedna z nich znikała z pokoju, a inna wlatywała przez okno, żeby zająć jej miejsce. Kiedy zrobiło się chłodniej od wieczornej bryzy, powietrze wypełnił aromat piekącej się ryby.
— Brekke będzie na nas wściekła — powiedział Jaxom Sharrze.
— Na nas? Dlaczego? Przecież cały czas pracuje siedząc.
— Przestań mamrotać, Sharro. Jaxomie, chodź no tutaj i dodaj swoje uwagi do tego, co mi mówili inni — powiedział Robinton, okręcając się i patrząc na nich spod zmarszczonych brwi.
— Panie, Piemur, Menolly i Sharra spenetrowali dużo więcej terenu niż ja.
— Tak, ale oni nie mają Rutha i nie potrafią tak jak on postępować z jaszczurkami ognistymi. Czy on może nam pomóc w rozplątaniu ich sprzecznych i poplątanych wizji?
— Ja bardzo chętnie pomogę, Mistrzu Robintonie — powiedział Jaxom — ale sądzę, że wymaga pan więcej od Rutha i tych jaszczurek, niż one z siebie mogą dać.
Mistrz Robinton wyprostował się.
— Czy zechciałbyś wytłumaczyć?
— To oczywiste, że jaszczurki ogniste wydają się podzielać wspólną pulę gwałtownych przeżyć takich jak… — Jaxom wskazał w kierunku Czerwonej Gwiazdy — i jak upadek Cantha, no i oczywiście ta góra. Ale to wszystko są doniosłe wydarzenia… nie codzienna rutyna.
— Udało wam się jednak zlokalizować D’rama nad tą zatoczką — powiedział Robinton.
— Mieliśmy szczęście. Gdybym wpierw zapytał o ludzi, nigdy byśmy nie otrzymali tej odpowiedzi.
— Niewiele więcej było szczegółów, na których mogłeś się oprzeć w czasie swojego pierwszego przedsięwzięcia.
— Panie? — Jaxom wpatrywał się w niego z pełnym oszołomienia zdumieniem, ponieważ Harfiarz wycedził te słowa ze zwodniczą łagodnością, kładąc tylko niewielki akcent na „pierwszego”, ale tego co implikował nie dało się nie zrozumieć; Harfiarz skądś dowiedział się, że to Jaxom uratował tamto jajo. Jaxom spojrzał oskarżycielsko spod oka na Menolly, której twarz przybrała zakłopotany i zdumiony wyraz, jak gdyby delikatne napomknienie Harfiarza ją też zaskoczyło.
— Skoro o tym mówimy, to bardzo podobnej informacji udzielił mi Zair — ciągnął dalej Mistrz Robinton gładko — ale nie miałem na tyle rozumu, żeby zinterpretować ją tak sprytnie jak ty. Moje gratulacje, chociaż spóźnione — skłonił głowę i mówił dalej szybko, jak gdyby o tej sprawie wspomniał tylko mimochodem — za sposób w jaki tego dokonałeś. A teraz gdybyście zechcieli z Ruthem swoje wspaniałe postrzeganie zwrócić na problemy dnia dzisiejszego, moglibyśmy sobie zaoszczędzić kilku godzin próżnego trudu. Podobnie jak wtedy, Jaxomie, czas pracuje przeciwko nam. Tego płaskowyżu Robinton postukał w leżące przed nim szkice — nie wolno… nam zachować w tajemnicy. To jest dziedzictwo wszystkich ludzi Pernu…
— Ale ono leży na wschodzie, Mistrzu Robintonie, który ma być ziemią smoczych jeźdźców — powiedziała Mirrim, niemalże wojowniczo.
— Oczywiście, że tak, moje drogie dziecko — powiedział uspokajająco Harfiarz. — A gdyby Ruthowi udało się tak oczarować te jaszczurki ogniste, żeby skupiły swoją pamięć…
— Oczywiście, że spróbuję, Mistrzu Robintonie — powiedział Jaxom, kiedy Harfiarz spojrzał na niego wyczekująco — ale sam wiesz, jak one reagują na… — Tu wskazał na niebo. — One są niemal równie niespójne, jeśli chodzi o te wybuchy.
— Jak to powiedziała Sharra, nieostre spojrzenie z marzeń sennych — powiedziała Menolly, szeroko się uśmiechając.
— Dokładnie o to mi chodzi — powiedział Harfiarz, mocno uderzając otwartą dłonią o stół. — Jeżeli Jaxomowi poprzez Rutha uda się wyostrzyć ich spojrzenie, może tym z nas, którzy mają jaszczurki ogniste uda się otrzymać wyraźne, użyteczne obrazy z ich umysłów, zamiast tego chaosu.
— Dlaczego? Po co? — zapytał Jaxom. — Wiemy, że góra wybuchała. Wiemy, że osiedle trzeba było porzucić, że ci, którzy przeżyli udali się na północ…
— Jest bardzo wiele rzeczy, których nie wiemy, a moglibyśmy znaleźć jakieś odpowiedzi, a może nawet jakieś przyrządy, które po sobie pozostawili, tak jak ten powiększalnik, który został w opuszczonych pokojach Weyru Benden. Popatrzcie tylko, jak ten instrument poprawił nasze zrozumienie tego świata i niebios ponad nim. A może nawet jakieś modele tych fascynujących maszyn, o których wspominają stare Kroniki. — Wciągnął na mapę szkice. — Jest tu cały szereg kopców, dużych i małych. Niektóre z nich pewnie służyły do spania, jako magazyny, świetlice; niektóre być może jako warsztaty…
— A skąd my w ogóle wiemy, że starożytni pod tym względem byli podobni do nas? — zapytała Minim. — Że mieli te magazyny, warsztaty i tak dalej.
— Ponieważ, moje drogie dziecko, ani potrzeby, ani natura człowieka nie zmieniły się od najwcześniejszych Kronik, jakie są w naszym posiadaniu.
— To wcale nie znaczy, że oni cokolwiek zostawili w tych kopcach, kiedy opuszczali płaskowyż — powiedziała Mirrim.
— Te sny były spójne, jeśli chodzi o pewne szczegóły — powiedział Robinton wykazując więcej cierpliwości w stosunku do wątpliwości Mirrim, niż byłby go posądził Jaxom. — Ta ognista góra, ta stopiona skała, ten deszcz lawy. Biegnący ludzie… Przerwał i popatrzył po nich wyczekująco.
— Ludzie uciekający w panice! — powiedziała Sharra. — Nie mieliby czasu, żeby cokolwiek ze sobą zabrać. A przynajmniej bardzo niewiele!
— Mogli tu wrócić, kiedy minęło już najgorsze — powiedziała Menolly. — Pamiętacie, wtedy, w zachodnim Tilleku…
— Dokładnie to miałem na myśli — powiedział Harfiarz, kiwając głową z aprobatą.
— Ale Mistrzu — ciągnęła dalej stropiona Menolly — popiół wydobywał się z wulkanu całymi tygodniami. Koniec końców dolina zapełniła się popiołem — wykonała płaski gest ręką — i zza tego całego rumowiska wcale nie można zobaczyć, co tam było przedtem.
— Na tym płaskowyżu przeważają silne wiatry południowo — wschodnie — powiedział Piemur, wykonując ręką taki gest, jak gdyby coś zamiatał. — Nie zwróciliście uwagi na siłę tego wiatru?
— Właśnie dlatego że cokolwiek zostało, my mogliśmy zobaczyć to z powietrza — powiedział Harfiarz. — Wiem, że to niewielka szansa, Jaxomie, ale mam wrażenie, że ten wybuch kompletnie zaskoczył starożytnych. Nie mam pojęcia dlaczego. Przecież chyba ludzie, którzy potrafili utrzymać Siostry Świtu na niebie w pozycji stacjonarnej przez kto wie jak wiele Obrotów, powinni być na tyle mądrzy, żeby rozpoznać czynny wulkan. Podejrzewam, że ten wybuch był niespodziewany. Zaskoczył ludzi zajętych swoimi codziennymi pracami w chatach, Warowniach i Cechach. Jeżeli uda ci się skłonić Rutha, żeby wyostrzył dla nas te rozbieżne obrazy, może uda nam się rozpoznać, który z tych kopców był ważny, po tym, ilu ludzi z niego czy z nich ucieka.
— Nie mogę udać się osobiście na płaskowyż i dokonać penetracji terenu na własną rękę, ale nic nie powstrzyma mojego umysłu przed zaproponowaniem odpowiednich działań.
— Będziemy twoimi rękami i nogami — zaoferował się Jaxom.
— A one będą twoimi oczami — dodała Menolly, wskazując na jaszczurki ogniste siedzące na poprzecznej belce.
— Wiedziałem, że mnie zrozumiecie — powiedział rozpromieniony Harfiarz, spoglądając na nich wszystkich z uczuciem.
— Kiedy chcesz, żebyśmy spróbowali? — zapytał Jaxom.
— Czy jutro byłoby. za wcześnie? — zapytał Harfiarz żałośnie. — Jak chodzi o mnie, to nie. Piemurze, Menolly, Sharro, będziecie mi potrzebni, wy i wasze jaszczurki!
— Mogłabym również postarać się przyjść — powiedziała Mirrim.
Jaxom zauważył zacięty wyraz twarzy Sharry i uświadomił sobie, że obecność Mirrim byłaby jej równie niemiła jak jemu.
— Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł, Minim. Path wypłoszyłaby południowe jaszczurki ogniste!
— Och, nie bądź śmieszny, Jaxomie — odparła rozdrażniona Mirrim.
— On ma rację, Mirrim. Wyjrzyj teraz nad zatoczkę. Nie ma ani jednej jaszczurki bez pasków — powiedziała Menolly. — Wszystkie znikają, gdy tylko widzą jakiegoś smoka poza Ruthem.
— To śmieszne. Mam trzy najlepiej wytresowane jaszczurki na Pernie…
— Muszę się zgodzić z Jaxomem — powiedział Harfiarz, uśmiechając się szczerze na przeprosiny do bendeńskiej dziewczyny jeźdźca. — A chociaż zgadzam się, że twoje jaszczurki są najlepiej wytresowane na calym Pernie, nie mamy czasu, żeby południowe jaszczurki oswajały się z Path.
— Path nie musiałoby być widać…
— Mirrim, decyzja została podjęta — powiedział Robinton stanowczo, już bez cienia uśmiechu.
— No to nie ma żadnych wątpliwości. Skoro jestem tu niepotrzebna… — Sztywno wyszła z sali.
Jaxom zauważył, że Harfiarz spogląda w ślad za nią i przeszyło go uczucie zażenowania, że Mirrim dała się tak ponieść złości. Widział, że Menolly również była tym poruszona.
— Czy jej Path jest dziś napalona? — zapytał Harfiarz cicho Menolly.
— Nie sądzę, Mistrzu Robintonie.
Zair roztrajkotał się na ramieniu Harfiarza, którego twarz się zachmurzyła.
— Wróciła Brekke. Miałem odpoczywać.
Na wpół wybiegł z sali, odwracając się na moment we drzwiach, żeby położyć palec na ustach, po czym szybko dał nura do swego pokoju. Piemur z obojętną miną przesunął się w bok, żeby zająć miejsce tak nagle opuszczone. Do pokoju wpadły jaszczurki ogniste. Jaxom wypatrzył Berda i Gralla.
— Mistrz Robinton naprawdę powinien odpoczywać — powiedziała Menolly, nerwowo przekładając szkice na stole.
— On się wcale nie wysilał — zwrócił im uwagę Piemur. — Taka praca to dla niego chleb powszedni. Ze skóry już wychodził z nudów. A nadopiekuńczość Brekke go wykańczała. Przecież nie jest na tym płaskowyżu, nie kopie w ziemi…
— Mówiłem ci, Brekke — powiedział F’nor, a jego głos dochodził z werandy, gdzie razem ze swoją partnerką wchodził na ostatni stopień — że martwisz się bez żadnego powodu.
— Menolly, jak długo Mistrz Robinton już odpoczywa? — zapytała Brekke, podchodząc prosto do stołu.
— Od połowy bukłaka — odparł Piemur, szczerząc zęby i pokazując na wino przewieszone przez oparcie krzesła — i poszedł bez protestów.
Brekke obdarzyła młodego harfiarza jednym przeciągłym i badawczym spojrzeniem.
— Ani na moment bym ci nie zaufała, harfiarzu Piemurze. Potem popatrzyła na Jaxoma. — Czy ty tu też byłeś przez całe popołudnie?
— Ja? Skądże znowu. Spalimy z Ruthem, dokąd nie obudziła nas Mirrim.
— A gdzie jest Mirrim? — zapytał F’nor, rozglądając się dookoła.
— Gdzieś na zewnątrz — odparła Menolly głosem tak obojętnym, że Brekke popatrzyła na nią niespokojnie.
— Czy Mirrim… — Brekke zacisnęła wargi w wąziutką, pełną dezaprobaty linię. — Żeby tę dziewczynę! — Popatrzyła w górę na Berda i natychmiast pędem wypadła z sali.
F’nor pochylał się teraz nad mapami, potrząsając głową mile zaskoczony.
— Wiecie, że wy tu pracujecie za dwudziestu? — Szeroko się do nich uśmiechnął.
— No, ta część dwudziestki ma już dość roboty — powiedział Piemur wyciągając w górę ręce, aż mu stawy zatrzeszczały. — Chcę popływać, zmyć pot z czoła i atrament z palców. Idzie ktoś ze mną?
Jaxom przyjął zaproszenie z równym entuzjazmem, jak obydwie dziewczyny, i z dzwoniącą im w uszach skargą F’nora, że go opuszczają, ruszyli na plażę. Jaxom zdążył złapać Menolly za rękę, kiedy Sharra i Piemur pognali za zakręt.
— Menolly, skąd Mistrz Robinton wie?
Menolly śmiała się, kiedy pędzili wzdłuż ścieżki, ale teraz jej oczy pociemniały.
— Ja mu nie powiedziałam, Jaxomie. Nie wiem, jak to wykombinował. Ale wszystkie fakty wskazują na ciebie.
— Jak to?
Wyliczała powody na palcach.
— Na początek to jajo musiał zwrócić jakiś smok. Jedyny sposób. Najlepiej taki smok, który dobrze był obeznany z bendeńską Wylęgarnią. Na tym smoku musiał jechać ktoś, komu na serio zależało, żeby zwrócić to jajo i kto potrafił je odnaleźć! Najważniejszy wydawał się ten ostatni warunek. — Teraz więcej ludzi domyśli się, że to byłeś ty.
— Dlaczego teraz?
— Nikt z Weyru Południowego nie zwrócił jaja Ramoth. — Menolly uśmiechnęła się do Jaxoma i poklepała go po policzku. — Byłam dumna z ciebie, Jaxomie, kiedy zdałam sobie sprawę, że to wam udało się zwrócić jajo! A jeszcze dumniejsza, że nie pisnęliście ani słówka na ten temat. A wtedy sytuacja była krytyczna i ważne było, żeby Benden wierzył, iż to jakiś Południowiec pożałował i zwrócił jajo Ramoth…
— Hej, Jaxom, Menolly, chodźcie wreszcie! — ryk Piemura rozproszył ich uwagę.
— Ścigamy się? — powiedziała Menolly, odwracając się i pędząc w stronę plaży.
Nie było im pisane wiele czasu na kąpiel. Pojawił się znowu statek Mistrza Idarolana, na przednim maszcie powiewał proporczyk oznaczający zapełnioną ładownię. Brekke zawołała do nich, żeby pomogli wypatroszyć wystarczającą ilość ryb na wieczorny posiłek. Nie była pewna ilu z tych, którzy byli teraz na płaskowyżu, wróci do Warowni Nad Zatoczką na kolację, ale ugotowaną rybę można było podać następnego dnia w pasztecikach. Odesłała Mirrim z zapasami dla mistrza Wansora i N’tona, którzy chcieli spędzić wieczór obserwując gwiazdy, a raczej, jak bez żadnego szacunku powiedział Piemur, obserwując Siostry Świtu, Zmierzchu i Północy.
— O co się założysz, że Mirrim będzie chciała zostać jeszcze na ten wieczór, żeby sprawdzić, czy Path rzeczywiście płoszy południowe jaszczurki ogniste? — zapytał Piemur z nieco złośliwym uśmiechem na twarzy.
— Jaszczurki Mirrim naprawdę są dobrze wytresowane — powiedziała Menolly.
— A głos mają całkiem podobny do jej głosu, kiedy robią awantury jaszczurkom wszystkich znajomych — dodał Piemur.
— A to już jest nie w porządku — powiedziała Menolly. — Mirrim jest moją dobrą przyjaciółką…
— I jako najlepsza przyjaciółka powinnaś jej wythnnaczyć, że nie może rządzić wszystkimi na całym Pernie!
Kiedy Menolly zamierzała się obrazić, między niebem a ziemią nad zatoczką zaczęły znowu pojawiać się smoki, a przy ich trąbieniu już niczego nie było słychać.
Nie tylko smoki były w dobrym humorze. Cały wieczór przesycony był atmosferą intensywnego podniecenia i oczekiwania. Jaxom zadowolony był, że przespał popołudnie, bo za nic nie chciałby stracić tego wieczoru. Przyleciało wszystkich siedmiu Przywódców Weyrów, w tym D’ram, który przywiózł jakieś wiadomości przeznaczone tylko dla uszu F’lara, a dotyczące spraw Weyru Południowego, oraz N’ton, który zatrzymał się tylko na część wieczoru, ponieważ prowadził obserwację nieba razem z Wansorem. Byli tam również Mistrzowie Cechów Nicat, Fandarel, Idarolan, Robinton — i Lord Lytol.
Ku zdumieniu Jaxoma trzech Władców Weyrów z przeszłości, a mianowicie G’narish z Igenu, R’mart z Telgaru i D’ram, obecnie z Weyru Południowego, było mniej zainteresowanych tym, co mogło ukrywać się w starym osiedlu, niż N’ton, G’dened i F’lar. Jeźdźcy z przeszłości dużo bardziej palili się do zbadania szerokich przestrzeni i dalekiego pasma górskiego, niż do kopania w ziemi, która mogła ujawnić ich przeszłość.
— To jest przeszłość — powiedział R’mart z Telgaru. — Przeszło, umarło i zostało bardzo głęboko pogrzebane. My musimy żyć tu i teraz, a pamiętaj F’larze, że jest to sztuczka, której sam nas nauczyłeś. — Szeroko się uśmiechnął, żeby zamaskować przytyk. — Poza tym, czy to nie ty, F’larze, sugerowałeś, że jest bezużyteczną rzeczą łamać sobie głowę, jak nasi przodkowie robili różne rzeczy… że lepiej budować samemu to, co może przydać się w naszych czasach i Obrotach?
F’lar wyszczerzył zęby rozbawiony tym, jak odpłacono mu się jego własnymi słowami.
— Pewnie mam nadzieję, że znajdziemy tam niezniszczone zapisy, które wypełnią luki w dziedziczonej przez nas wiedzy. A może nawet jakiś użyteczny przedmiot, taki jak ten powiększalnik, który odkryliśmy w Weyrze Benden.
— I popatrzcie tylko, co on z nami zrobił! — wykrzyknął R’mart, porykując ze śmiechu.
— Nie uszkodzone aparaty byłby bezcenne — powiedział bardzo poważnie Fandarel.
— Może uda nam się jakieś dla ciebie znaleźć, Mistrzu Robintonie — powiedział Nicat z namysłem — ponieważ tylko jedna część tego osiedla została poważnie uszkodzona. — Teraz wszyscy zwrócili na niego uwagę. — Popatrzcie — wyciągnął ogólny szkic terenu — wypływ lawy skierowany był na południe. Tu, tu i tu stożki gór rozłupały się, a wypływ podążał za konfiguracją zbocza góry, odsuwając się od większości osiedla. Przeważająca część wiatrów niosła popiół również od tego miejsca. Kopałem dziś tylko odrobinę, ale znalazłem jedynie cienką warstwę wulkanicznego rumowiska.
— Czy istnieje tylko to jedno osiedle? Kiedy oni mogli zasiedlić cały świat? — zapytał R’mart.
— Inne znajdziemy jutro — zapewnił ich Harfiarz — Prawda, Jaxomie?
— Panie? — Jaxom na wpół podniósł się, kiedy tak niespodziewanie wciągnięty został do głównego nurtu dyskusji.
— Nie, mówiąc poważnie, R’marcie, możesz mieć absolutną słuszność — powiedział F’lar, pochylając się nad stołem. — I tak naprawdę to my nie wiemy, czy starożytni opuścili płaskowyż natychmiast po wybuchu.
— Niczego się nie dowiemy, dopóki nie dostaniemy się do jednego z tych kopców i nie odkryjemy, co pozostawili po sobie, o ile w ogóle coś zostawili — powiedział N’ton.
— Tylko ostrożnie, Przywódco Weyru — powiedział do N’tona Mistrz Nicat, ale wzrok jego przesuwał się po twarzach wszystkich. — A będzie jeszcze lepiej, jeżeli przyślę wam jakiegoś mistrza cechowego i kilku solidnych czeladników, żeby pokierowali wykopaliskami.
— Zdradzisz nam sztuczki swojego Cechu, co Mistrzu Nicacie? — zainteresował się R’mart. — Lepiej, żebyśmy się czegoś dowiedzieli o górnictwie, prawda, Mistrzu Górniczy?
Jaxom zdusił chichot na wyraz niezrozumienia, a następnie oburzenia na twarzy Mistrra Górniczego.
— Jeźdźcy smoków zajmujący się górnictwem?
— A czemu nie? — zapytał F’lar. — Nid przejdą. Będzie następna Przerwa, aż za szybko. Jedno wam przyrzekam, teraz, kiedy ziemie na Kontynencie Południowym są dostępne, nigdy już żaden z Weyrów nie uzależni się od nikogo na czas Przerwy.
— A, tak, to bardzo rozsądny pomysł, Przywódco Weyru, bardzo rozsądny — roztropnie zgodził się z nim Mistrz Nicat, chociaż będzie mu niewątpliwie trzeba nieco czasu, żeby oswoić się z tak rewolucyjną ideą.
Smoki wylegujące się na brzegu zanuciły pozdrawiając kogoś. N’ton nagle podniósł się na nogi.
— Powinienem wracać do Wansora i naszych obserwacji gwiazd. To musiały wrócić Mirrim i Path. Kłaniam się wam wszystkim.
— Poświecę ci przy wyjściu, N’tonie — powiedział Jaxom łapiąc za koszyczek z żarem i odsłaniając go.
Byli już dobrze poza zasięgiem słuchu pozostałych, kiedy N’ton odwrócił się do Jaxoma.
— Bardziej ci to pasuje, Jaxomie, niż potulne latanie ze skrzydłem królowych?
— Nie zrobiłem tego naumyślnie, N’tonie — powiedział Jaxom ze śmiechem. — Po prostu chciałem zobaczyć tę górę przed wszystkimi.
— Tym razem nie miałeś żadnych przeczuć?
— Przeczuć?
N’ton, chichocząc, po koleżeńsku objął go ramieniem.
— Pewnie nie, pewnie natchnęły cię tylko wizje jaszczurek ognistych.
— Ta góra?
N’ton z lekka nim potrząsnął.
— Porządny z ciebie facet.
Zobaczyli ciemny kształt smoka siedzącego na plaży, a następnie dwa lśniące kręgi, gdy Lioth odwrócił do nich swoją głowę.
— W nocy ma się pożytek z białego koloru swojego smoka — powiedział N’ton pokazując na Rutha, siedzącego trochę z boku.
Cieszę się, że przyszedłeś. Swędzi mnie tam, gdzie nie mogę dosięgnąć, powiedział Ruth.
— Potrzebuje, żeby się nim zająć, N’tonie.
— Zostaw więc żary przy mnie, a ja je dam Mirrim, żeby mogła znaleźć drogę do cypla.
Rozdzielili się, kiedy Jaxom odszedł, żeby zająć się Ruthem. Usłyszeli, jak N’ton pozdrawia Mirrim, ich głosy dobrze się niosły w spokojnym, nocnym powietrzu.
— Oczywiście, że z Wansorem wszystko w porządku — powiedziała Mirrim ze złością w głosie. — Przykleił się okiem do tej swojej rury. Nie miał pojęcia, że przyleciałam, nic nie zjadł, nie zorientował się, że odleciałam. A co więcej — przerwała, głęboko wciągając powietrze — Path wcale nie wypłoszyła tych południowych jaszczurek.
— A czemu miałaby je spłoszyć?
— Mnie nie pozwolono być na płaskowyżu, kiedy Jaxom i ci inni będę próbowali nakłonić południowe jaszczurki, żeby pokazały coś z sensem.
— Z sensem? Ach, tak, będą chcieli zobaczyć, czy Ruthowi uda się wyostrzyć ich wizje. No, nie powinnaś się tym martwić, Mirrim. Jest tyle innych rzeczy, które możesz robić.
— Przynajmniej moja smoczyca nie jest bezpłciowym karłem, który nie nadaje się do niczego poza kontaktami z jaszczurkami!
— Mirrim!
Jaxom usłyszał chłód w głosie N’tona, a i jego niemal krew zalała z wściekłości. Rozdrażniona uwaga Mirrim rozbrzmiewała mu w uszach.
— Wiesz, o co mi chodzi, N’tonie…
To podobne do Mirrim, pomyślał Jaxom, żeby nie zwrócić uwagi na ostrzegawczy ton głosu N’tona.
— Powinieneś wiedzieć — drgnęła urażona. — Czy to nie ty powiedziałeś F’norowi i Brekke, że wątpisz, czy Ruth kiedykolwiek będzie się parzył? Gdzie idziesz, N’tonie? Myślałam, że idziesz…
— Ty w ogóle nie myślisz, Mirrim!
— Co się stało, N’tonie? — Nagła panika w jej głosie nieco pocieszyła Jaxoma.
Nie przestawaj, powiedział Ruth, wciąż mnie swędzi.
— Jaxom? — wołanie N’tona nie było głośne, miało go podnieść na duchu, ale głos niósł się dobrze.
— Jaxom? — krzyknęła Minim. — Och, nie! — A potem Jaxom usłyszał, jak odbiega, zobaczył, jak podskakują koszyczki z żarami, usłyszał, jak płacze. Jak to dziewczyna, najpierw mówi, potem myśli i płacze po całych dniach. Teraz będzie pełna skruchy i będzie się przy nim plątać, wpędzając go w pomiędzy swoją potrzebą uzyskania wybaczenia.
— Jaxom! — Ton N’tona był niespokojny.
— Tak, N’tonie? — Jaxom sumiennie drapał Rutha po kręgoslupie, zastanawiając się, czemu okrutna uwaga Mirrim nie bolała go aż tak, jak powinna. Bezpłciowy karzeł! Kiedy zobaczył, jak N’ton kroczy w jego kierunku, miał świadomość dziwnego uczucia ulgi, jak gdyby zdjęto z niego jakiś ciężar. Wspomnienie tych jeźdźców, którzy czekali aż zielona smoczyca Fortu będzie się parzyć, przemknęło mu przez myśl. Tak, odczuł ulgę, kiedy okazało się, że Ruth nie jest zainteresowany. Mógł odczuwać pewien żal, że Ruth jest pozbawiony tego doświadczenia; ale ulgę przynosiła mu świadomość, że nigdy nie będzie musiał tego przeżyć.
— Musiałeś ją słyszeć. — W głosie N’tona dał się słyszeć cień nadziei, że jednak Jaxom nie słyszał.
— Słyszałem. Nad wodą głos się niesie.
— Żeby tę dziewczynę pokręciło! Żeby ją spiekło! Mieliśmy ci wyjaśnić… potem zachorowałeś na tę płomienną grypę, a teraz to. Nigdy nie było okazji… — chaotycznie padały wyjaśnienia N’tona.
— Przeżyję. Podobnie jak Mirrimowa Path mamy wiele innych rzeczy do zrobienia.
N’ton wydał z siebie donośny jęk.
— Jaxom! — Jego palce zwarły się na ramieniu Jaxoma, próbując wyrazić niemy żal.
— To nie twoja wina, N’tonie.
— Czy Ruth rozumie, co zostało powiedziane?
— Ruth rozumie, że go grzbiet swędzi. — Mówiąc to Jaxom dziwił się, że Ruth się ani trochę nie przejmował.
Waśnie tam dokładnie trafiłeś. Podrap mocniej.
Jaxom poczuł pod palcami lekko łuszczącą się suchość w skądinąd luźnej i miękkiej skórze.
— Myślę, że domyśliłem się, N’tonie — ciągnął dalej Jaxom wtedy w Weyrze Fort, że coś jest nie w porządku. Wiem, że Knebel spodziewał się, że Ruth wzniesie się do lotu z tą zieloną, Myślałem, że Ruth, skoro się urodził taki mały, dojrzeje później niż inne smoki.
— Jest tak dojrzały, jak może być, Jaxomie!
Jaxoma wzruszył ton szczerego żalu w głosie spiżowego jeźdźca.
— No więc? To jest mój smok, a ja jestem jego jeźdźcem, Jesteśmy razem!
— On jest jedyny w moim rodzaju! — słowa N’tona były pełne ciepła, gładził Rutha po skórze z czułością i szacunkiem, Podobnie jak i ty, mój przyjacielu! — Chwycił znowu Jaxoma za ramię, pozwalając, by ten gest zastąpił niewypowiedziane słowa. Lioth zanucił w ciemności za nimi, a Ruth odwracając głowę w stronę spiżowego smoka, uprzejmie mu odpowiedział.
Lioth to wspaniały smok. Jego jeździec jest życzliwym człowiekiem. Oni są dobrymi przyjaciółmi!
— Na zawsze jesteśmy twoimi przyjaciółmi — powiedział N’ton ściskając aż do bólu po raz ostatni ramię Jaxoma. — Muszę lecieć do Wansora. Jesteś pewien, że z tobą wszystko w porządku?
— Leć, N’tonie. Ja tylko podrapię Rutha, aż go przestanie swędzieć!
Przywódca Weyru Fort zawahał się na moment, potem obrócił na pięcie i poszedł w kierunku swojej spiżowej bestii.
— Myślę, że będzie lepiej, jak ci posmaruję ten łuszczący się kawałek, Ruth — powiedział Jaxom. — Zaniedbałem cię ostatnio.
Ruth odwrócił głowę, a jego oczy zrobiły się w ciemnościach bardziej niebieskie.
Nigdy mnie nie zaniedbujesz.
— A właśnie, że tak, albo byś się nie łuszczył! Tyle ostatnio musiałeś robić!
— W kuchni jest garnek ze świeżą oliwą. Zaczekaj chwilę. Jego oczy przyzwyczaiły się już do tych tropikalnych ciemności; wrócił do Warowni, znalazł w kuchni garnek i pokłusował z powrotem. Odczuwał pewne znużenie, tak na ciele, jak i na umyśle. Mirrim była bardzo kłopotliwą osobą. Gdyby pozwolił przylecieć jej i Path… No cóż, prędzej czy później dowiedziałby się, jaką postawiono Ruthowi diagnozę. Czemu Ruth się nie przejmował? Może gdyby on sam naprawdę miał ochotę, żeby jego smok doświadczył tej części swojej osobowości, Ruth byłby dojrzał. Jaxom złorzeczył, że nigdy nie pozwalano im w pełni zostać jeźdźcem i smokiem: wychowano ich przecież w Warowni, zamiast w Weyrze, gdzie parzenie się smoków było zrozumiałym i akceptowanym faktem z weyrowego życia. Ruth nie był przecież obojętny na doświadczenia seksualne. Zawsze był obecny, kiedy Jaxom się kochał.
Ja kocham z tobą i kocham ciebie. Ale okropnie mnie swędzi grzbiet.
Tu przynajmniej nie było wątpliwości, pomyślał Jaxom spiesząc przez las do swego smoka.
Ktoś jeszcze był z Ruthem, drapiąc go po grzbiecie zamiast niego. No, jeżeli to była Mirrim… Jaxom z gniewem zrobił kilka kroków do przodu.
Sharra jest ze mną, powiedział mu spokojnie Ruth.
— Sharra? Przyniosłem tę oliwkę. Ruthowi paskudnie zaczęła się łuszczyć w jednym miejscu skóra. Zaniedbałem go.
— Nigdy nie zaniedbywałeś Rutha — powiedziała do niego z takim naciskiem, że zaskoczony Jaxom aż się musiał uśmiechnąć.
— Czy Mirrim… — zaczął trzymając garnuszek z oliwą tak, żeby mogła zanurzyć w nim dłoń.
— Tak i nikt z nas ani odrobinę jej nie współczuł. — Zagniewana, tak mocno potarła grzbiet Rutha, że aż zaczął się skarżyć. Przepraszam cię, Ruth. Odesłali Mirrim z powrotem do Bendenu!
Jaxom rzucił okiem na plażę, gdzie przedtem wylądowała Path i rzeczywiście zielonej smoczycy nie było.
— A ciebie przysłano do mnie? — Okazało się, że Sharra mu nie przeszkadza: tak naprawdę to jej obecność była dobrodziejstwem.
— Nie przysłano… — Sharra się zająknęła. — Ja… ja… zostałam wezwana! — pospiesznie zakończyła zdanie Sharra.
— Wezwana? — Jaxom przestał wcierać olej w grzbiet Rutha i popatrzył na nią. Jej twarz była jedną jasną smugą, zamiast oczu i ust było widać ciemniejsze plamy.
— Tak, wezwana. Ruth mnie zawołał. Powiedział, że Mirrim…
— On powiedział? — przerwał jej lasom, kiedy w końcu dotarły do niego jej słowa. — Ty potrafisz słyszeć Rutha?
Trzeba było, żeby mnie słyszała, kiedy byłeś chory, Jaxomie, powiedział Ruth w tym samym momencie, kiedy Sharra mówiła głośno.
— Słyszałam go od czasu, kiedy byłeś taki chory.
— Ruth, czemu zawołałeś Sharrę?
Ona jest dla ciebie dobra. Potrzebujesz jej. To, co powiedziała Mirrim, a nawet to, co powiedział N’ton, chociaż był bardziej życzliwy, spowodowało, że twój umysł się zamknął. Ja nie lubię, kiedy nie mogę słyszeć, co myślisz. Sharra otworzy twoje myśli dla nas.
— Czy zrobisz to dla nas, Sharro?
Tym razem Jaxom nie zawahał się. Ujął dłonie Sherry, tłuste od oliwy, i przyciągnął ją do siebie, niezmiernie zadowolony, że była prawie tego samego wzrostu co on i że jej usta były tak blisko jego ust.
— Wszystko bym zrobiła dla ciebie, Jaxomie, wszystko, dla ciebie i dla Rutha! — Jej wargi rozkosznie poruszały się przy jego ustach, aż uniemożliwił jej dalsze mówienie.
W brzuchu coś zaczęło mu tajać, rozpraszając ten zimny ucisk, który tak trapił smoka i jego samego — ciepło to powiązane było z dotykiem szczupłego ciała Sharry, z zapachem jej długich, gęstych włosów, kiedy ją całował, z naciskiem jej rąk na skórze jego pleców. A jej dłonie płasko leżące na jego talii, nie były dłońmi uzdrowicielki, tylko kochanki.
Kochali się w cichej, ciepłej ciemności, rozkoszując się sobą nawzajem, reagując z pełną wrażliwością na moment ekstazy, w pełni świadomi, że Ruth kocha razem z nimi.