— Wiem, co początkowo przyznano Torikowi — mówił Robinton do Władców Weyru Benden, kiedy siedzieli razem popijając klan w Warowni Nad Zatoczką.
— Miał zawarowane to, co zdobędzie do czasu, kiedy jeźdźcy z przeszłości opuszczą Weyr Południowy — poprawił F’lar. — Purysta upierałby się, że ponieważ jeszcze nie wszyscy oni udali się w pomiędzy, to Torik może nadal rozszerzać swoje posiadłości.
— Albo zagwarantować sobie lojalność innych na terenie posiadłości? — zauważył Robinton.
Lessa wpatrzyła się w niego przyswajając sobie to, co miał na myśli.
— Czy to dlatego z taką uległością zgadzał się na osadzenie u siebie tylu ludzi bez ziemi? — Przez moment wyglądała na oburzoną, a potem się roześmiała. — Torik jest człowiekiem, którego przez następne Obroty będzie trzeba bacznie obserwować. Nie miałam pojęcia, że okaże się aż tak ambitny.
— Jak również przewidujący — powiedział Robinton suchym tonem. — Tyle samo zyskuje przez wdzięczność, co przez posiadanie.
— Wdzięczność łatwo gorzknieje — powiedział F’lar.
— Nie jest na tyle głupi, żeby miał tylko na niej polegać — stwierdziła Lessa z ponurym wyrazem twarzy, a potem zakłopotana rozejrzała się dookoła. — Czy ja widziałam Sharrę dziś rano?
— Nie, wczoraj wieczorem zabrał ją jakiś jeździec. Ktoś zachorował… och! — Oczy Harfiarza rozszerzyły się, podkreślając jego pełne zdumienia przerażenie. — Nie ma to jak stary głupiec. Nigdy mi do głowy nie przyszło, żeby podać tę wiadomość w wątpliwość. Tak, on posłużyłby się Sharrą, jak i jej siostrami. Ma też kilka córek, żeby ich ze sobą związać. Myślę, że Jaxom zareaguje jakoś na tę sytuację.
— Mam nadzieję, że tak — powiedziała Lessa nieco cierpko. — Pochwalam nawet ten związek z Sharrą. Jeżeli nie jest to zwykła wdzięczność za opiekę… — Cmoknęła na wspomnienie wdzięczności.
Robinton roześmiał się.
— Brekke ma wrażenie, i podobnie Menolly, że ich przywiązanie do siebie jest szczere i obustronne. Jestem zachwycony, że się zgadzacie. Co dzień miałem nadzieję, że poprosi mnie, bym się w jego imieniu oświadczył. Zwłaszcza w świetle dzisiejszych rozważań. A tak przy sposobności, to zresztą nie jest przy sposobności tylko całkiem na temat, wczoraj wieczorem Jaxom poleciał do Ruathy. Zwrócił się do Lytola w sprawie zatwierdzenia go na Lorda Warowni.
— No, no! — F’lar był równie zadowolony, jak jego partnerka. — Podpowiedziała mu to Sharra? A może te wczorajsze niezbyt subtelne szyderstwa Torika?
— Stanowczo za dużo straciłem przez to, że nie wolno mi było udać się wczoraj na ten płaskowyż — powiedział podenerwowany Harfiarz. — Jakie szyderstwa?
Dobiegające z zewnątrz trąbienie Mnemetha i Ramoth skutecznie przerwało dalszą dyskusję.
— Przylegał N’ton z Mistrzem Nicatem i Wansorem — oznajmił F’lar. Wstając odwrócił się do Robintona i Lessy. — Czy pozwolimy, żeby sprawy po prostu toczyły się naturalnym biegiem?
— Zwykle tak jest najlepiej — powiedział Robinton.
Lessa uśmiechnęła się tajemniczo idąc w stronę drzwi. N’ton przywiózł trzech czeladników górniczych oraz ich Mistrza. Natychmiast po nim pojawił się F’nor z Wansorem, Benelekiem i jeszcze dwoma młodymi uczniami, w oczywisty sposób wybranymi dla swojej krzepkiej budowy. Nie czekając na Torika, który miał przylecieć z D’ramem, wszyscy polecieli pomiędzy na płaskowyż, lądując tak blisko kopca Nicata, jak tylko się dało. Światło dzienne dostarczyło odpowiedzi, jaką ten kopiec spełniał funkcję — na drugim końcu na ścianie wymalowano liczby i litery, a wzdłuż dwóch długich ścian maszerowały fascynują zwierzęta, które nie przypominały niczego, co chodziło po powierzchni Pernu.
— Sala harfiarzy, gdzie młodzi uczyli się Pieśni Instruktażowych i Ballad — powiedział Harfiarz, który ani po części nie był tak rozczarowany jak reszta, ponieważ ten budynek związany był z jego Cechem.
— No dobrze — powiedział Benelek, odwracając się na pięcie i pokazując na kopiec bezpośrednio na lewo. — Wobec tego tam byliby bardziej zaawansowani uczniowie. Oczywiście jeżeli — głos jego zadźwięczał powątpiewająco — starożytni postępowali zgodnie z logiczną sekwencją i posuwali się na prawo w każdej formacji kolistej. — Złożył krótki ukłon Przywódcom Weyru i trzem Mistrzom Cechów i skinąwszy na jednego z uczniów, wymaszerował zdecydowanie na zewnątrz, wybrał sobie łopatę ze stosu i zaczął wycinać trawę na wewnętrznym skraju wybranego pagórka.
Lessa zaczekała, aż Benelek nie będzie mógł jej słyszeć, i nie powstrzymywała już dłużej śmiechu.
— A jeżeli starożytni go rozczarują, czy będzie sobie jeszcze zawracał głowę jakimiś tajemnicami?
— Dzisiaj czas na rozkopywanie mojego wielkiego kopca — powiedział F’lar i starając się naśladować zdecydowanie Beneleka skinął na pozostałych, żeby się wzięli za narzędzia i dołączyli do niego.
Pamiętając, że wejścia na ogół były usytuowane na krótszych końcach budowli, porzucili rów początkowo wygrzebany przez F’lara na dachu. Ramotki i Mnemeth uprzejmie usunęli ze środka tego końca olbrzymie góry tej osobliwej, szaroczarnej ziemi. Wkrótce pokazało się wejście w postaci drzwi — wystarczająco dużych, żeby mógł tamtędy przejść zielony smok — ślizgających się na szynach; w jednym rogu przebito mniejszy otwór. — Rozmiar dla ludzi — powiedział F’lar.
Te mniejsze drzwi chodziły na niemetalowych zawiasach, który to fakt zastanawiał i zachwycał Mistrzów Nicata i Fandarela. Akurat kiedy otwierali te mniejsze drzwi, pojawili się Jaxom i Ruth. Jak tylko wylądowali na szczycie kopca, w powietrzu Pojawiły się trzy inne smoki.
— D’ram — powiedziała Lessa — i dwa bendeńskie brunatne smoki, które udały się na południe po pomoc.
— Przepraszam, że zajęło to tyle czasu, Mistrzu Robintonie — mówił Jaxom, wręczając Harfiarzowi schludnie zwiniętą rolkę, tak jak gdyby nie miała większego znaczenia. — Dzień dobry, Lesso. Co było w budynku Nicata?
Harfiarz starannie wsunął rulon do swojego mieszka u pasa, zadowolony, że Jaxom tak dobrze się maskował.
— Sala dla dzieci. Idź zobaczyć.
— Czy mógłbym zamienić z tobą kilka słów, Mistrzu Robintonie. Chyba, że… — Jaxom machnął ręką w kierunku kopca i małych drzwiczek, które zapraszająco stały otworem.
— Zaczekam, aż się powietrze oczyści — powiedział Robinton, zwróciwszy uwagę na pełen napięcia wyraz oczu Jaxoma i jego błagalnie uprzejmą minę. Odszedł z młodym człowiekiem na bok. — Tak?
— Sharra została zatrzymana w Południowym Weyrze przez swojego brata — powiedział Jaxom przyciszonym głosem, tak, że nie było słychać, jak jest poruszony.
— Jakim cudem się o tym dowiedziałeś? — zapytał Harfiarz, rzucając okiem na krążącego spiżowego smoka, który niósł na swoim grzbiecie Południowca.
— Powiedziała Ruthowi. Torik chce, żeby poślubiła jednego z jego nowych gospodarzy. Uważa, że północne lordziątka do niczego mu się nie mogą przydać! — W oczach Jaxoma pojawił się niebezpieczny błysk, a rysy mu stężały, przez co po raz pierwszy, odkąd go Harfiarz znał, chłopiec zaczął przypominać z wyglądu swojego ojca, Faxa, a podobieństwo to sprawiło Robintonowi niewielką przyjemność.
— Co do niektórych lordziątek niewątpliwie ma rację — powiedział Robinton rozbawiony. — Co zamierzasz zrobić, Jaxomie? — dodał, ponieważ na posępnej twarzy młodego człowieka nie było reakcji na jego żart. Jakoś Harfiarz nie docenił tego, jak dojrzał Lord Ruathy przez te pełne wydarzeń ostatnie pół Obrotu.
— Mam zamiar ją odzyskać — powiedział Jaxom cichym, stanowczym tonem i wskazał na Rutha. — Torik zapomniał, że musi liczyć się z Ruthem.
— Chcesz polecieć do Warowni Południowej i po prostu ją porwać? — zapytał Robinton, usiłując nie zmienić wyrazu twarzy, chociaż nie było to proste przy tak romantycznym zachowaniu Jaxoma.
— A czemu nie? — Nagle w oczach Jaxoma pojawił się na powrót błysk humoru. — Wątpię, czy Torik spodziewa się, żebym podjął jakieś bezpośrednie kroki. Jestem przecież jednym z tych bezużytecznych północnych lordziątek!
— Ale najpierw ktoś inny podejmie jakieś kroki wobec ciebie, jak mi się zdaje — powiedział szybko półgłosem Robinton.
Torik i jego grupa zsiedli na pustej przestrzeni pomiędzy dwoma rzędami kopców. Południowiec zostawił swoich ludzi, żeby się we wszystkim rozeznali, i zdejmując z siebie rynsztunek do lotów ruszył w kierunku Lessy i tych, którzy zebrali się naokoło odkopanych drzwi. Ale przywitawszy się z nimi odwrócił się i nie było wątpliwości, że kieruje się do Jaxoma.
— Witaj, Harfiarzu! — powiedział, zatrzymując się z uprzejmym ukłonem przed Robintonem, zanim spojrzał na Jaxoma. Ku zadowoleniu Robintona, Lord Ruathy nawet nie wyprostował się, ani nie odwrócił twarzą do Torika.
— Witam, gospodarzu Toriku — powiedział Jaxom przez ramię w chłodnym, obojętnym pozdrowieniu. Ten tytuł, chociaż niewątpliwie przysługiwał on Torikowi, jako że inni Lordowie Warowni Pernu nigdy nie zaprosili go, by przyjął pełny tytuł, zatrzymał południowca w pół kroku. Jego oczy zwęziły się, kiedy patrzył przenikliwie na Jaxoma.
— Witam, Lordzie Jaxomie. — Tonik wycedził te słowa tak, że tytuł brzmiał jak obelga. Sugerował również, że nie w pełni on się jeszcze Jaxomowi należał.
Jaxom powoli odwrócił się w jego stronę.
— Sharra mówi mi — powiedział zauważając, podobnie jak Robinton, jak Torikowi ze zdziwienia zadrgały mięśnie wokół oczu i jak pospiesznie zerknął na jaszczurki ogniste wokół Rutha — że nie znajduje w twoich oczach aprobaty alians z Ruathą.
— Nie, lordziątko. Nie znajduje! — Torik z szerokim uśmiechem na twarzy rzucił okiem na Harfiarza. — Stać ją na coś lepszego niż Warownia o rozmiarach chustki do nosa gdzieś na północy. — To ostatnie słowo zaakcentował pogardliwie.
— Cóż to słyszę, Toriku? — zapytała spokojnie Lessa, ale jej spojrzenie przeszywało go na wskroś, kiedy ustawiła się obok Jaxoma.
— Gospodarz Torik ma inne plany dla Sharry — powiedział Jaxom bardziej rozbawionym niż zasmuconym tonem. — Może ona sobie pozwolić na coś więcej, jak się zdaje, niż Warownia o rozmiarach chustki do nosa, taka jak Ruatha.
— W żaden sposób nie chciałbym obrazić Ruathy — powiedział szybko Torik, widząc błysk gniewu na twarzy Lessy, chociaż Władczyni Weyru nadal się uśmiechała.
— To byłoby bardzo nierozsądne z twojej strony, zważywszy, jak jestem dumna z mojej Krwi i z obecnego posiadacza tego tytułu — powiedziała od niechcenia.
— Przecież mógłbyś ponownie rozważyć tę sprawę, Toriku — powiedział Robinton tak uprzejmie jak zawsze, chociaż ewidentnie przekazywał Południowcowi ostrzeżenie, że znajduje się on na bardzo niebezpiecznym gruncie. — Sądzę, że ten alians, którego tak bardzo pragną oboje młodzi, przyniósłby ci znaczne korzyści, stawiając cię w jednym rzędzie z najbardziej prestiżowymi Warowniami Pernu.
— I w dobrym świetle w oczach Bendenu — powiedziała Lessa, uśmiechając się tak słodko, że Robinton niemalże zachichotał, widząc, w co ten człowiek sam się wpędził.
Torik stał, z roztargnieniem pocierał sobie kark i nie uśmiechał się już tak szeroko.
— Moglibyśmy tę sprawę omówić nieco szerzej. — Lessa wzięła Torika pod rękę i odwróciła go. — Mistrzu Robintonie, czy dołączysz do nas? Myślę, że ta twoja mała chatka wspaniale nadaje się do tego, żebyśmy mogli porozmawiać i żeby nam nikt nie przeszkadzał.
— Sądziłem, że mamy odkopywać pełną chwały przeszłość Pernu — powiedział Torik z dobrodusznym śmiechem. Ale nie odebrał Lessie swojego ramienia.
— Nie ma chyba lepszego czasu jak czas teraźniejszy — powiedziała Lessa jak najsłodziej — żeby porozmawiać o przyszłości. Twojej przyszłości.
F’lar dołączył do nich z lewej strony, równając krok z Lessą, wiedząc oczywiście, co się działo dzięki kontaktowi pomiędzy Mnemethem i Lessą. Harfiarz, chcąc dodać Jaxomowi otuchy, obejrzał się na niego przez ramię, ale młody człowiek wpatrywał się w swojego smoka.
— Tak, przy tylu ambitnych ludziach bez ziemi lawinowo napływających na Kontynent Południowy — zaczął gładko F’lar — powinniśmy jakoś zagwarantować ci, że będziesz miał te ziemie, które chcesz, Toriku. Nie mam najmniejszej chęci na rodzinne wendety na Południu. I to bez potrzeby, bo jest dość wolnego miejsca dla tego pokolenia i jeszcze kilku następnych.
Odpowiedzią Torika był serdeczny śmiech i chociaż dostosował swój krok do Lessy, wciąż jeszcze robił na Robintonie wrażenia kogoś o niewzruszonej pewności siebie.
— A ponieważ jest tyle wolnego miejsca, czemu nie miałbym mieć wielkich planów dla mojej siostry?
— Masz więcej niż jedną, ale nie mówimy teraz o Jaxomie i Sharrze — powiedziała Lessy nieco poirytowana, odsuwając od siebie to, co nieważne. — F’lar i ja mieliśmy zamiar zorganizować zatwierdzenie twoich posiadłości w jakiś bardziej formalny sposób — ciągnęła, gestem wskazując na starożytną pustą budowlę, w której teraz stali — ale Mistrz Nicat chciałby załatwić z formalnego punktu widzenia sprawy swojego Cechu Górniczego, a Lordowi Groghe zależy, żeby jego dwaj synowie nie gospodarowali na przylegających do siebie terenach, i ostatnio pojawiły się jeszcze inne pytania, na które koniecznie trzeba odpowiedzieć.
— Odpowiedzieć? — zapytał uprzejmie Torik, opierając się o jedną ze ścian i krzyżując ręce na piersi.
Robinton zaczął się zastanawiać, na ile ta opieszała poza była udawana. Czy ambicja Torika była tak wielka, że mogła przeważyć nad zdrowym rozsądkiem?
— Jednym z pytań, na które koniecznie trzeba odpowiedzieć jest: ile ziemi jeden człowiek powinien posiadać na Południu? — powiedział F’lar, leniwie wyskrobując sobie czubkiem noża ziemię spod paznokcia. Położył lekki nacisk na słowo jeden.
— I? Nasza początkowa umowa mówiła, że mogę posiadać wszystkie ziemie, które sobie zdobędę, zanim wymrą Władcy Weyrów z przeszłości.
— Czego prawdę mówiąc jeszcze nie zrobili — stwierdził Robinton.
Torik zgodził się z tym.
— Nie będę się upierał przy czekaniu — przyznał lekko skłaniając głowę — ponieważ warunki początkowe uległy pewnej zmianie. A ponieważ moja Warownia została całkowicie zdezorganizowana przez ubogie i pełne nadziei lordziątka, oraz ludzi bez ziemi i chłopców, doszły do mnie słuchy, na których mogę polegać, że inni zrezygnowali z naszej pomocy i lądują wszędzie, gdzie tylko uda im się wyciągnąć łódź na brzeg.
— To jeszcze jeden powód, żeby zagwarantować, że nie zostaniesz pozbawiony ani jednej piędzi ziemi, którą masz prawo Posiadać — powiedział F’lar. — Wiem, że rozsyłałeś wyprawy badawcze. Jak daleko oni faktycznie doszli?
— Przy pomocy smoczych jeźdźców D’rama — powiedział Torik, a Robinton zauważył, jak przenikliwie patrzy w twarz F’lara, żeby zobaczyć, czy o tej niespodziewanej pomocy wiedział Benden — rozszerzyliśmy znajomość tego terenu aż do podnóża Zachodniego Pasma.
— Tak daleko? — Spiżowy jeździec wydawał się zaskoczony, a może nawet odrobinę zaniepokojony.
Robinton wiedział z tej szczęśliwie odkrytej mapy, że chociaż obszar pomiędzy morzem a Zachodnią Barierą był niezmiernie wielki, stanowił tylko mały fragment całkowitej powierzchni olbrzymiego Kontynentu Południowego.
— A oczywiście Piemur na zachodzie doszedł do Wielkiej Zatoki nad Pustynią — mówił Torik.
— Mój drogi Toriku, jakim cudem ty chcesz to wszystko zagospodarować? — F’lar wydawał się uprzejmie zatroskany.
— Osadziłem drobnych gospodarzy z rozrastającymi się rodzinami wzdłuż większości nadającego się do zamieszkania wybrzeża i w strategicznych punktach w głębi lądu. Ludzie, których przysyłaliście mi w minionych Obrotach, okazali się szalenie pracowici. — Uśmiech Torika nabrał pewności.
— Podejrzewam, że zaprzysięgli ci lojalność za twoją początkową szczodrość? — zapytał z westchnieniem F’lar.
— Naturalnie.
Lessy roześmiała się.
— Tak myślałam, wtedy, kiedy spotkaliśmy się w Bendenie, że z ciebie przebiegły i niezależny człowiek.
— Moja droga Władczyni Weyru, tu jest dość ziemi dla wszystkich, którzy chcieliby ją zagospodarować. Niektóre małe gospodarstwa mogą okazać się dużo cenniejsze niż bardziej rozległe, przynajmniej w oczach tych, którzy naprawdę doceniają ich wartość.
— Powiedziałabym więc — ciągnęła dalej Lessy niedwuznacznie ignorując aluzję Torika do rozmiarów Ruathy — że wystarczy ci z naddatkiem tego, co masz, żebyś był w pełni zajęty i miał na czym gospodarować, od Zachodniej Bariery do Wielkiej Zatoki.
Nagle Torik wyprostował się. Lessy patrzyła na F’lara, niemo prosząc go o aprobatę dla tego, co przyznawała Tonikowi, więc tylko Robinton dostrzegł wyraz wzmożonej czujności, intensywnego zaskoczenia i niezadowolenia w oczach Południowca. Torik szybko odzyskał równowagę.
— Tak, aż do Wielkiej Zatoki na zachodzie, taką mam nadzieję. Mam mapy. Co prawda w mojej Warowni, ale za waszym pozwoleniem…
Zrobił jeden krok do drzwi, kiedy zatrzymało go trąbienie Ramoth. Kiedy dołączył do niego Mnemeth, F’lar szybko stanął mu na drodze.
— Już jest za późno, Toriku.
Kiedy Jaxom przyglądał się Przywódcom Weyru Benden i Robintonowi, idącym z Torikiem w stronę odkopanego domu, odetchnął głęboko, żeby rozpędzić gniew, który wywołało lekceważące zachowanie Torika.
Ruatha Warownią o rozmiarach chustki do nosa? Też coś! Ruatha, druga co do wieku i niewątpliwie najbardziej kwitnąca Warownia na Pernie. Gdyby wtedy nie przyszła Lessa, pokazałby temu…
Jaxom znowu zaczerpnął powietrza. Torik przewyższał go wzrostem i zasięgiem rąk. Ten Południowiec byłby go zmasakrował, gdyby Lessa się nie wtrąciła i nie uratowała go przed jego własnym szaleństwem. Nigdy Jaxomowi nie przyszło na myśl, że Torik nie będzie zaszczycony aliansem z Ruathą. Niemal zwaliło go z nóg, kiedy Ruth poinformował go o swoim kontakcie z Sharrą — zwabiono ją podstępem do Warowni Południowej — i powiedział, że Torik nie zgadza się na jej małżeństwo na Północy. Torik również nie chciał słuchać, kiedy Sharra przysięgała, że jest głęboko przywiązana do Jaxoma. I kazał swojej królowej i jeszcze dwóm innym jaszczurkom pilnować jej, tak żeby nie mogła przesłać wiadomości do Jaxoma. Nie wiedział, że Sharra potrafi rozmawiać z Ruthem, a było to pierwsze, co zrobiła, kiedy się rano obudziła. W głosie Rutha dawał się zauważyć cień rozbawienia tą sekretną rozmową.
Jaxom zaczekał, aż cała czwórka wejdzie do niewielkiego budyneczku i ruszył w kierunku Rutha. „Polecisz do Południowej Warowni i ją porwiesz”, powiedział żartując Harfiarz, ale to było dokładnie to, co zamierzał zrobić Jaxom.
Ruth — zapytał w myśli zbliżając się do smoka — czy naokoło ciebie są jakieś jaszczurki ogniste Torika?
Nie! Lecimy uratować Sharrę? Co mam jej powiedzieć, gdzie ma na nas czekać? Byliśmy tylko w Wylęgarni w Południowym. Czy mam spytać Ramoth?
— Wolałbym nie wciągać w to bendeńskich smoków. Udamy się na teren Wylęgarni. To jajo jednak nam się do czegoś przydało — dodał doceniając ironię sytuacji, kiedy wskakiwał na grzbiet Rutha. — Przekaż jej obraz, Ruth. Zapytaj ją, czy będzie mogła tam przyjść?
Ona mówi, że tak.
— No to lecimy!
Jaxom zaczął się otwarcie śmiać, kiedy Ruth zabrał ich pomiędzy.
Przylecieli nisko nad ziemią, z południa, tak samo jak to zrobili niecały Obrót temu. Teraz jednak pierścienia piasku nikt nie zajmował. Tylko przez krótką chwilę, bo zaraz z radosnym powitaniem nadleciały jaszczurki ogniste.
— Torika? — zapytał Jaxom zastanawiając się, czy nie powinien zsiąść i udać się na poszukiwanie Sherry.
Ona przychodzi! Jest z nią królowa Torika. Uciekaj stąd Nie podoba mi się to, że pilnujesz moich przyjaciół!
Jaxom nie miał czasu, żeby zdziwić się pełnym zawziętości nastawieniem swojego smoka. Sharra wbiegła na teren Wylęgarni, ciągnąc za sobą koc, w który usiłowała się owinąć,. Pognała do niego z niespokojnym wyrazem twarzy i niemalże potknęła się o skraj pledu, obejrzała się przez ramię.
Mówi, że goni ją dwóch ludzi Torika. Ruth na pół skoczył, na pół poszybował w stronę Sherry, a Jaxom pochylił się wyciągając ręce, żeby ją złapać i wciągnąć na kark smoka. Dwóch mężczyzn z obnażonymi mieczami, pędząc co sił, wpadło do Wylęgarni. Ale Ruth wystrzelił w powietrze i kiedy ziemia pod nimi uciekała obydwaj mężczyźni stali na piasku przeklinając bezradnie. Smok — wartownik z Weyru Południowego okrzyknął Rutha, który odpowiedział na pozdrowienie wznosząc się w górę w ciepłym powietrzu.
— Myślę, że twój brat się przeliczył, Sharro.
— Zabierz mnie stąd, Jaxomie. Zabierz mnie do Ruathy! Jeszcze nigdy w życiu nie byłam taka wściekła. Nie chcę go więcej widzieć. Ze wszystkich przebiegłych, wykolejonych…
— Musimy znowu spotkać się twoim bratem, bo ja nie mam zamiaru się przed nim ukrywać. Dzisiaj zajmiemy się tym otwarcie!
— Jaxom! — W głosie Sherry dała się słyszeć prawdziwa troska. Objęła go mocno w pasie. — On cię zabije.
— Nie dojdzie do pojedynku, Sharro — powiedział ze śmiechem Jaxom. — Owiń się w ten koc, Ruth zabierze nas przez pomiędzy tak szybko, jak tylko się da!
— Jaxomie, mam nadzieję, że wiesz, co robisz!
Ruth zabrał ich z powrotem na płaskowyż, radośnie śpiewając na powitanie, kiedy po spirali schodził w dół.
— Och ja prawie zamarzłam, ale zabrali mi mój rynsztunek do lotów — zawołała Sharra. Jej gołe nogi na karku Rutha były sine z zimna. Jaxom pochylił się, żeby je pomasować i trochę rozgrzać. — A tam jest Torik. Z Lessą, F’larem i Robintonem!
— I z największymi z bendeńskich smoków!
— Jaxomie!
— Twój brat robi wszystko po swojemu, a ja po mojemu! Po mojemu!
— Jaxomie! — W jej głosie było zaskoczenie, ale i szacunek; objęła go mocniej w pasie.
Ruth wylądował, a kiedy zsiedli, ustawił się po lewej stronie Jaxoma; dwoje zakochanych ruszyło na spotkanie pozostałych. Torik już nie miał na twarzy swojego zwyczajowego uśmiechu.
— Toriku, nigdzie na całym Pernie nie dasz rady ukryć Sharry, tak żebym nie mógł jej znaleźć! — powiedział Jaxom zaledwie skinąwszy głową Przywódcom Weyru Benden i Harfiarzowi. W twardej minie Torika nie było ani cienia kompromisu. Nie spodziewał się go. — Miejsce i czas nie stanowią dla Rutha żadnej przeszkody. Sharra i ja możemy udać się, gdzie i kiedy tylko chcemy.
Żałośnie popłakując jaszczurka — królowa usiłowała wylądować na ramieniu Tonika, ale on odpędził ją.
— Co więcej, jaszczurki ogniste są posłuszne Ruthowi! Czyż nie, mój przyjacielu? — Jaxom oparł dłoń na głowie białego smoka. — Powiedz jaszczurkom, żeby wszystkie odleciały z płaskowyżu!
Ruth zrobił to dodając, kiedy szeroka łąka nagle opustoszała, że one nie życzą sobie odlatywać.
Oczy Torika zwęziły się nieco na ten pokaz. Potem jaszczurki wróciły. Tym razem Torik pozwolił malutkiej królowej wylądować na swoim ramieniu, ale ciągle wpatrywał się w oczy Jaxoma.
— Skąd ty znasz Weyr Południowy? Poinformowano mnie, że nigdy tam nie byłeś! — Na wpół odwrócił się do F’lara i Lessy, jak gdyby chcąc oskarżyć ich o współudział.
— Twój informator się mylił — powiedział Jaxom zastanawiając się, czy był to Dors’e. — Dzisiejszy dzień nie był pierwszym, kiedy odzyskałem z Weyru Południowego coś, co należało do Północy. — Objął władczo Sharrę.
Torik stracił panowanie nad sobą.
— Ty! — Wyciągnął rękę wskazując na Jaxoma; na jego twarzy mieszały się gniew, oburzenie, zawód, frustracja i w końcu niechętny szacunek. — To ty zabrałeś z powrotem to jajo! Ty i ten… ale jaszczurki ogniste przekazały nam obraz czegoś czarnego!
— Głupi bym był, gdybym nie przyciemnił białej skóry podczas nocnego lotu, prawda? — zapytał Jaxom ze zrozumiałą pogardą.
— Wiedziałem, że to nie był jeden z jeźdźców T’rona — wykrzyknął Tonik, zaciskając pięści. — Ale żebyś to ty… No cóż…
Nagle całe zachowanie Tonika uległo radykalnej zmianie. Zaczął się znowu uśmiechać, z pewną goryczą, patrząc najpierw na Przywódców Weyru Benden, a potem na Harfiarza. Potem zaczął się śmiać, rozpraszając tym śmiechem swój gniew i swoją frustrację.
— Gdybyś ty lordziątko wiedział… — tu znowu zawzięcie wycelował palcem w Jaxoma — ile planów zrujnowałeś; jakie… Ile osób wiedziało, że to byłeś ty? — Odwrócił się teraz oskarżycielsko do smoczych jeźdźców.
— Niewielu — powiedział Robinton zastanawiając się pospiesznie, czy Lessa i F’lar kiedykolwiek się domyślili.
— Ja wiedziałam — powiedziała Sharra — i Brekke też. Jaxom martwił się o to jajo przez cały czas, kiedy gorączkował. — Na jej twarzy malowała się duma.
— To nie ma teraz żadnego znaczenia — powiedział Jaxom. — Ważne jest to, czy mam twoje pozwolenie, żeby ożenić się z Sharrą i żeby została Panią na Ruatha?
— Nie bardzo widzę, jak bym ci mógł w tym przeszkodzić. — Torik w bezbronnym geście rozłożył ręce.
— To prawda, że nie mógłbyś, bo to co Jaxom mówi o zdolnościach Rutha jest prawdą — powiedział F’lar. — Nie należy nigdy nie doceniać smoczego jeźdźca, Toriku. — Potem wyszczerzył zęby nie łagodząc tego ukrytego ostrzeżenia. — Zwłaszcza smoczego jeźdźca z Północy.
— Na pewno dobrze sobie to zapamiętam. — powiedział Torik, a ton jego głosu pozwalał się domyślić, jaki był zasmucony. Szeroki, uprzejmy uśmiech pojawił mu się znowu na twarzy. — Zwłaszcza w czasie naszej obecnej dyskusji. Zanim te popędliwe młodziki nam przeszkodziły, omawialiśmy, jak rozległe będą moje włości, czyż nie?