Samotny w mrocznej pustce forkasztelu zdawał się jakby większy, ogromny, bardzo stary — stary jak sam Ojciec Czas, który powinien był przybyć do tego miejsca cichego jak grobowiec, by cierpliwymi oczyma spoglądać na krótkotrwałe zwycięstwo snu-pocieszyciela. On jednak był tylko dzieckiem czasu, samotnym zabytkiem przepadlego i zapomnianego pokolenia. …
Martinowi Harry’emu Greenbergowi
z podwójną dozą serdeczności