EPILOG Twarz Naznaczona Ogniem z Nieba

Srebrny Obłok podszedł do Kobiety Bogini, która, przykucnąwszy, rysowała na śniegu magiczne koła, i powiedział:

— Muszę z tobą porozmawiać.

— No to mów — odrzekła Kobieta Bogini, nie przerywając sobie.

— Czy możesz na chwilę przestać rysować koła?

— Te koła nas chronią.

— Ale przestań — powiedział Srebrny Obłok. — Wstań i popatrz mi prosto w oczy. Chcę porozmawiać poważnie.

Kobieta Bogini spojrzała na niego wilkiem i powoli wstała. A jemu wydało się, że słyszy, jak trzeszczą jej kości.

Śnieg przestał padać, przynajmniej na chwilę. Słońce świeciło słabo. Było to słońce jesienne. Stało nisko nad horyzontem.

— No więc? — odezwała się Kobieta Bogini. — Mów.

— Musimy stąd odejść — powiedział Srebrny Obłok.

— Oczywiście. Wszyscy to wiedzą od dawna.

— Opuścimy to miejsce. Dzisiaj. To mam na myśli. Kobieta Bogini w zamyśleniu podrapała się w zadek.

— Ale nie oddaliśmy jeszcze czci Bogini przy sanktuarium.

— To prawda.

— Przyszliśmy tutaj, żeby to zrobić. Jeżeli odejdziemy, nie zrobiwszy tego i nie odprawiwszy rytuałów Letniego Święta, Bogini się na nas pogniewa.

— Bogini już się na nas gniewa — powiedział Srebrny Obłok ze złością. — Wiemy, że tak jest. Przysłała Innych, żeby zajęli brzeg rzeki i nie dopuścili nas do sanktuarium. Nie możemy więc dostać się do niego. Ale nie możemy też zostać tutaj. Nie mamy się gdzie schronić, nie mamy zbyt wiele jedzenia, a zima tuż, tuż.

— Powinieneś był zdać sobie z tego sprawę dawno temu, Srebrny Obłoku.

— Tak. Racja. Powinienem był. Teraz przyznaję, że rzeczy tak się mają. Kiedy skończymy tę rozmowę, wydam ludziom rozkaz, żeby zwijali obóz, ty odprawisz rytuał związany z odejściem i odejdziemy stąd. Zrozumiałaś?

Kobieta Bogini przez chwilę stała nieruchomo, wpatrując się w niego. A potem powiedziała:

— Zrozumiałam. Tak. Ale po tym ty nie będziesz już mógł być wodzem, Srebrny Obłoku.

— Wiem o tym. Zbierze się Drużyna Zabijaczy i zrobi to, co zrobić należy. Możecie mnie zostawić, złożyć mnie w ofierze Bogini. Inny wódz poprowadzi plemię pod górę, a potem na wschód w poszukiwaniu schronienia.

— Tak — zgodziła się Kobieta Bogini. Wyglądało na to, że słowa Srebrnego Obłoku wcale jej nie wzruszyły. — A kto po tobie będzie wodzem? — spytała. — Płonące Oko? Góra o Zwalonym Wierzchołku?

— Ten, kto będzie chciał — odrzekł Srebrny Obłok.

— A jeżeli zechce kilku?

Srebrny Obłok wzruszył ramionami.

— Niech wtedy walczą.

— Ale tak nie powinno być. Ty powinieneś wybrać wodza.

— Nie — odpowiedział. — Moja mądrość się wyczerpała. Mój czas upłynął. Idź, przygotuj się na to, co ma się stać, Kobieto Bogini. Skończyłem rozmowę z tobą.

Odszedł. Kobieta Bogini zawołała go po imieniu, ale on nie zareagował. Rzuciła za nim śnieżką. Śnieżka uderzyła go w ramię, śnieg posypał mu się po plecach, lecz on szedł dalej. Nie chciał teraz z nikim rozmawiać. Był to ostatni dzień jego życia i jedynym jego pragnieniem było pragnienie spokoju. Chciał w spokoju doczekać chwili, w której Drużyna Zabijaczy przyjdzie po niego z maczugą z kości słoniowej. Jutro noga nie będzie go już bolała i ktoś inny będzie dźwigał za niego ciężar władzy.

Oddaliwszy się, przystanął. Stał w samotności i patrzył w stronę sanktuarium, w którym jego ludzie nigdy nie oddali czci Bogini.

Tam w dole, tuż nad rzeką kręciło się kilku Innych. Byli to uzbrojeni wojownicy. Jakie mieli zamiary? Młoda Antylopa trzymał straż w pobliżu sanktuarium — chodził niespokojnie w tę i z powrotem. Czy Inni zamierzali zaatakować? Czy o tym myśleli? Czy chcieli wziąć sanktuarium siłą?

Takie już moje szczęście, pomyślał Srebrny Obłok. Tkwimy tu w bezruchu, upływa tydzień za tygodniem, każda ze stron boi się drugiej, żadna nie chce zaryzykować i zdobyć sanktuarium siłą. A w dniu, w którym decyduję się wycofać i oddać je Innym, oni postanawiają się o nie bić. Nie mamy sposobu, żeby się z nimi porozumieć, więc będziemy musieli się bić i wielu z nas straci życie. Niepotrzebnie. Gdyby poczekali do jutra, sanktuarium dostałoby się im bez walki, bo my byśmy już stąd odeszli.

— Płonące Oko! — krzyknął. — Drzewo Wilków! Obaj przybiegli do niego natychmiast. Srebrny Obłok pokazał im, co się dzieje koło sanktuarium.

— Czy oni mają zamiar zacząć walkę? — spytał Drzewo Wilków.

— Bogini jedna wie, mój chłopcze. Ale lepiej się przygotujcie. Na wszelki wypadek. Powiedzcie pozostałym. Powiedzcie wszystkim, żeby się przygotowali. Nawet starcom. — Srebrny Obłok podniósł włócznię. — Jeżeli zaatakują, ja będę walczył razem z wami.

Płonące Oko popatrzył na niego z niedowierzaniem.

— Ty, Srebrny Obłoku?

— A dlaczego nie? Czy myślisz, że zapomniałem, jak się walczy?

Lepiej zginąć w bitwie, powiedział sobie, niż mieć do czynienia z maczugą z kości słoniowej Drużyny Zabijaczy. Chociaż z drugiej strony wolałby, żeby bitwy nie było i żeby Lud odszedł stąd w pokoju.

Płonące Oko i Drzewo Wilków pobiegli do obozu, aby ogłosić alarm.

A zaraz potem, nagle, pojawiła się skądś Ta Która Wie. Zbliżała się w podskokach, jakby ją coś ugryzło. Tego ranka oddaliła się od grupy, jak to miała w zwyczaju. Poszła z powrotem po śladach biegnących zboczem wzgórza na wschód. Ona naprawdę z każdym dniem staje się bardziej dziwna, pomyślał Srebrny Obłok.

— Srebrny Obłoku! Srebrny Obłoku! Popatrz! Srebrny Obłok odwrócił się w jej stronę.

— Na co mam patrzeć?

— Tam, na wzgórzu! Światło! — obróciła się szybko, wskazując za siebie. — Widzisz je?

— Co? Gdzie?

Zmrużył oczy i spojrzał w górę. Nie widział tam niczego niezwykłego.

— Tam, na ścieżce — powiedziała Ta Która Wie. — Na tej, którą przyszliśmy. Widzisz światło?

— Nie… Tak! Tak!

Srebrny Obłok poczuł, że przenika go dziwny chłód. Takie światło już kiedyś widział. Powietrze drżało, raz za razem następowały czerwone i zielone błyski. Świecące czerwone i zielone pętle i spirale tańczyły szybko na niebie, tworząc coś w rodzaju girlandy blasku. W samym środku tej girlandy płonęło białe światło, tak jasne, że Srebrny Obłok prawie nie mógł na nie patrzeć.

Takie samo światło pojawiło się wtedy, kiedy, wiele tygodni temu, zeszli z pagórka i przybyli w to miejsce. Tego dnia, kiedy Bogini zabrała chłopca imieniem Twarz Naznaczona Ogniem z Nieba.

Srebrny Obłok zaczął po cichu, ochrypłym głosem odmawiać modlitwę. Słyszał, że Kobieta Bogini znajdująca się za nim coś śpiewnie recytuje i że zaraz przyłączają się do niej dwie pozostałe kapłanki.

— Co to za światło, Srebrny Obłoku? — spytał go ktoś. — Powiedz nam, co to za światło?

Nie odpowiedział. Powoli, niezdarnie, jak ktoś, kto zbyt długo brnął przez śnieg i kto ma wskutek tego nogi jak z kamienia, zaczął się posuwać w stronę ścieżki prowadzącej pod górę. Muszę podejść bliżej, pomyślał. Muszę to zobaczyć.

— Bogini jest znowu tutaj — wyszeptała za nim jakaś kobieta.

Srebrny Obłok szedł dalej. Słyszał, że jego współplemieńcy idą za nim. I, spojrzawszy w dół, w stronę sanktuarium, zorientował się, że i Inni widzą to zjawisko na zboczu wzgórza, że porzucili swoje zajęcia na brzegu rzeki i zbliżają się powoli do tego tajemniczego światła, tak samo jak on popychani chęcią przyjrzenia mu się z bliska.

— Tam jest Bogini! — jęknęła jakaś kobieta. — Widzę Ją. Widzę Ją!

— Tak, Bogini!

— Bogini. Bogini jest Inną!

— Bogini jest Inną! Spójrzcie na Nią! Popatrzcie! Srebrny Obłok zmrużył oczy. Wytężył wzrok, chcąc zobaczyć to, co widzieli pozostali. Ale światło było zbyt jaskrawe… to dziwne światło, ta porażająca wzrok girlanda koloru z wirującą bielą w środku…

Potem światło zaczęło przygasać. I Srebrny Obłok zobaczył Boginię.

Bogini stała spokojnie na zboczu, w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowało się to dziwne światło. Rzeczywiście była taka jak Inni — bardzo wysoka, bardzo szczupła. Cerę miała bladą, a włosy jasne. Jej wargi były czerwone, a czoło wznosiło się stromo. Miała na sobie białe szaty, takie, jakich Srebrny Obłok nigdy przedtem nie widział.

I trzymała w ramionach dziecko. Dziecko z ich plemienia.

Powoli, spokojnie Bogini zeszła z pagórka i podeszła do grupy stojącej poniżej. Srebrny Obłok wciąż szedł w jej stronę. Ta Która Wie znajdowała się teraz na lewo od niego, Kobieta Bogini na prawo, a Ta Co Przechowuje Przeszłość szła za nim. Wszystkie trzy, oszołomione tak jak on, skupiły się blisko niego, jak gdyby liczyły na to, że święta obecność wodza będzie stanowiła ochronę.

Bogini była teraz bardzo blisko.

Jaką dziwną miała twarz! I jaka ta twarz była piękna, mimo że była twarzą Innej, tak, zdecydowanie twardą Innej. I malował się na niej taki spokój! Bogini uśmiechała się, a jej oczy błyszczały radością.

Błyszczały też oczy chłopca znajdującego się w jej ramionach — chłopca już dość dużego i ubranego w dziwną szatę.

— To znamię na jego twarzy — powiedziała Ta Która Wie. — Widzicie je? To znak ognia z nieba! Wiecie przecież, co to za dziecko. Gdzie jest Czerwony Dym o Wschodzie Słońca? Spójrz, Czerwony Dymie, Bogini przyniosła twojego zaginionego syna, Twarz Naznaczoną Ogniem z Nieba.

— Twarz Naznaczona Ogniem z Nieba był mały. A ten jest…

— Ale znamię! Znamię na jego policzku!

— Twarz Naznaczona Ogniem z Nieba! Twarz Naznaczona Ogniem z Nieba! — rozległy się liczne okrzyki.

Tak, pomyślał Srebrny Obłok. Twarz Naznaczona Ogniem z Nieba. To musi być on. A jaki jest szczęśliwy! Uśmiecha się, macha ręką, krzyczy coś do nich. Przez kilka tygodni urósł tak, jakby upłynęło kilka lat. Stało się to bez wątpienia za sprawą cudu, który uczyniła Bogini. Ale nie było wątpliwości, że ten chłopiec to Twarz Naznaczona Ogniem z Nieba, a nie kto inny. Gdzie on był? I dlaczego teraz wrócił? Kto to wie? Wszystko to stało się za sprawą cudu, którego dokonała Bogini.

— Popatrz — szepnęła Ta Co Przechowuje Przeszłość. — Nadchodzą Inni.

Srebrny Obłok rozejrzał się. Tak — wrogowie byli tuż tuż. Ale zbliżyli się nie po to, żeby walczyć — mógł to wyczytać z ich twarzy. Pod górę szli nie tylko wojownicy Innych, ale wszyscy — kobiety, dzieci i starcy zbliżali się wraz z wojownikami. I wszyscy zdawali się tak samo jak Lud oszołomieni pojawieniem się Bogini — tak samo pełni lęku i pokorni w obliczu tego nieziemskiego zjawiska.

Bogini stała w miejscu i czekała, wciąż trzymając chłopca w ramionach i wciąż się uśmiechając. Zarówno od niej, jaki od chłopca bił złoty blask.

Srebrny Obłok padł przed nimi na kolana. Emanowała z nich radość, która napełniła jego oczy gorącymi łzami. Srebrny Obłok poczuł, że musi uklęknąć i złożyć dzięki. Uczynił to. Kobieta Bogini także uklękła, a zaraz potem Ta Która Wie zrobiła to samo. A później Srebrny Obłok rozejrzał się naokoło i zobaczył, że pozostali też klękają, oddając cześć Bogini — klękają wszyscy, zarówno Lud, jak i Inni. Jedni obok drugich, porzuciwszy wszelką myśl o wojnie. Klęczeli tak na śniegu, podnosząc pełen podziwu wzrok i składając hołd otoczonej blaskiem postaci trzymającej w ramionach uśmiechnięte dziecko, postaci, która stała wśród nich jak zwiastun wiosny i pokoju.

Загрузка...