Bar samoobsługowy znajdował się w połowie budynku. Louis podziękował losowi za odrobinę szczęścia: Inżynierowie byli wszystkożerni. Gulasz z mięsa i grzybów mógłby być bardziej słony, ale napełnił mu żołądek.
Nikt nie używał tu wystarczającej ilości soli. A wszystkie morza były słodkowodne, z wyjątkiem Oceanów Wielkich. Niewykluczone, że Louis jako jedyny hominid na Pierścieniu potrzebował soli i nie mógł obywać się bez niej do końca życia.
Zjadł szybko. Poganiał go czas. Lalecznik zaczynał się płoszyć. Zadziwiające, że jeszcze nie odleciał, zostawiając Louisa, zdrajcę Chmee i Pierścień ich wspólnemu losowi. Człowiek niemal podziwiał lalecznika za to, że zaczekał, by wybawić schwytanego w pułapkę członka swojej załogi.
Ale dwugłowy może zmienić zamiar, kiedy zobaczy zbliżającą się ekipę remontową. Louis zamierzał znaleźć się na pokładzie „Igły”, zanim Najlepiej Ukryty skieruje teleskop w tamtą stronę.
Wrócił na wyższe piętra. Wszystkie ekrany, które wypróbował, wyświetlały niezrozumiałe pismo, bez obrazów i głosu. W końcu przy jednym z dalszych ekranów dostrzegł znajomy kołnierz.
— Harkabeeparolyn?
Bibliotekarka odwróciła się. Mały, spłaszczony nos; wargi jak kreska; delikatna, łysa czaszka; długie, falujące, białe włosy… oraz ładnie zaokrąglone biodra i zgrabne nogi. W kategoriach ludzkich mogła mieć około czterdziestki. Louis nie wiedział, czy Inżynierowie starzeli się wolniej, czy szybciej niż ludzie.
— Tak?
Jej ton był oschły. Louis podszedł.
— Potrzebuję ekranu programowanego głosem i taśmy na temat właściwości scrithu — powiedział.
Zmarszczyła brwi.
— Nie wiem, co masz na myśli. Programowany głosem?
— Chcę, żeby treść taśmy została odczytana na głos. Harkabeeparotyn wytrzeszczyła oczy, a potem roześmiała się.
Próbowała stłumić śmiech, ale i tak było za późno. Znaleźli się w centrum zainteresowania.
— Nie ma czegoś takiego. Nigdy nie było — próbowała szeptać, ale eksplodował w niej nie opanowany w porę chichot i powiedziała to znacznie głośniej: — Dlaczego nie potrafisz czytać?
Psiakrew i nieżas! Mężczyzna poczuł rumieniec wypełzający mu na szyję i uszy. Umiejętność czytania i pisania była, oczywiście, godna podziwu i wszyscy prędzej czy później uczyli się czytać, przynajmniej w interworldzie. Ale nie była to sprawa życia i śmierci. Każdy świat miał skrzynki głosowe! Przecież bez skrzynki głosowej jego komunikator nie działałby!
— Potrzebuję większej pomocy, niż sądziłem. Potrzebuję kogoś, kto będzie mi czytał.
— Żądasz więcej niż to, za co zapłaciłeś. Niech twój pan renegocjuje umowę.
Louis nie był przygotowany na ryzyko przekupienia tej zakłopotanej i wrogo usposobionej kobiety.
— Pomożesz mi znaleźć taśmy, których potrzebuję? — zapytał.
— Zapłaciłeś za to. Kupiłeś sobie prawo do przerywania mi pracy. Powiedz tylko, czego chcesz — powiedziała energicznie. Uderzyła w klawisze i na ekranie pojawiły się stronice z dziwnym pismem. — Właściwości scrithu? Oto praca z dziedziny fizyki. Są w niej rozdziały na temat budowy i dynamiki świata, w tym jeden dotyczący scrithu. Może być dla ciebie za trudny.
— Niech będzie to i podręcznik do fizyki. Spojrzała z powątpiewaniem.
— W porządku. — Uderzyła w następne klawisze. — Stara taśma dla studentów inżynierii na temat budowy systemu transportowego krawędzi. Interesująca tylko dla historyków, ale może ci się na coś przyda.
— Owszem. Czy twoi współplemieńcy kiedykolwiek dotarli pod spód tego świata?
Harkabeeparolyn wyprostowała się.
— Jestem pewna, że tak. Rządziliśmy światem i gwiazdami dzięki maszynom, za które Maszynowi Ludzie wielbiliby nas, gdybyśmy je nadal mieli. — Znowu wystukała coś na klawiaturze. — Ale nie mamy taśm dotyczących tego wydarzenia. Po co ci to wszystko?
— Jeszcze dokładnie nie wiem. Możesz mi pomóc odkryć pochodzenie starego eliksiru młodości?
Harkabeeparolyn roześmiała się, tym razem cicho.
— Nie sądzę, żebyś zdołał unieść tyle szpul z książkami. Ci, którzy robili to lekarstwo, nigdy nie zdradzili swojego sekretu. Autorzy tych ksiąg natomiast nigdy go nie znaleźli. Mogę dać ci dzieła religijne, akta policyjne, relacje z wypraw do różnych części świata. Jest też opowieść o nieśmiertelnym wampirze, który przez tysiąc falanów prześladował Trawożernych Gigantów, stając się z wiekiem coraz bardziej przebiegłym, aż…
— Nie.
— Nigdy nie znaleziono jego zapasu eliksiru. Nie? Niech pomyślę… Ktisek dołączył do Dziesiątki, ponieważ pozostałym budynkom wcześniej zabrakło eliksiru. Fascynująca lekcja polityki…
— Nie, zapomnij o tym. Wiesz coś o Oceanach Wielkich?
— Są dwa Oceany Wielkie — poinformowała go. — Łatwo je dostrzec nocą na Łuku. Niektóre stare historie mówią, że eliksir młodości pochodzi z Oceanu znajdującego się w kierunku przeciwnym do obrotu.
— Uhm.
— Jesteś naiwny. — Harkabeeparolyn uśmiechnęła się z przymusem. — Na Łuku można gołym okiem dojrzeć tylko dwie charakterystyczne rzeczy. Jeśli coś cennego pochodziło z daleka, a teraz już tego nie ma, mówi się, że pochodziło z jednego z Oceanów Wielkich. Kto może temu zaprzeczyć albo zaproponuje inne źródło?
— Prawdopodobnie masz rację — westchnął.
— Luiwu, jaki związek mają te rzeczy?
— Może nie mają.
Wzięła szpule, o które prosił, i jeszcze jedną: książeczkę dla dzieci, opowieści o Oceanie Wielkim.
— Nie mam pojęcia, co z tym zrobisz. Nie ukradniesz ich przecież. Gdybyś uciekł, szukano by cię, i nie mógłbyś poza tym zabrać ze sobą maszyny do czytania.
— Dziękuję za pomoc.
Potrzebował kogoś, kto by mu je przeczytał. Nie miał odwagi poprosić przypadkowego nieznajomego. A może nieprzypadkowego? W jednym z pokojów była wampirzyca. Jeśli wampiry z mrocznej farmy wiedziały o Louisie Wu, może ona również go znała. Ale wampirzyca wyszła, zostawiając po sobie tylko zapach.
Louis opadł na krzesło przed ekranem i zamknął oczy. Bezużyteczne szpule wypychały dwie kieszenie jego kamizelki. „Jeszcze nie przegrałem” — pomyślał. — „Może znowu znajdę chłopca. Może uda mi się zmusić Fortaralisplyara, żeby przeczytał albo przysłał kogoś. To będzie, oczywiście, więcej kosztowało. Wszystko zawsze kosztuje więcej. I trwa dłużej.”
Maszyna do czytania była duża, niezgrabna, połączona ze ścianą grubym kablem. Producent z pewnością nie miał materiału nadprzewodzącego. Louis włożył do mej szpulę i utkwił wzrok w niezrozumiałym piśmie. Rozdzielczość ekranu była kiepska i brakowało miejsca na mikrofon. Harkabeeparolyn powiedziała prawdę.
„Nie mam na to czasu.” Wstał. Nie miał wyboru.
Dach Biblioteki był wielkim ogrodem. Od środka, od szczytu spiralnych schodów rozchodziły się kręte dróżki, Gigantyczne kwiaty, produkujące nektar, rosły w żyznej, czarnej ziemi między dróżkami. Były tam również ciemnozielone rogi obfitości z drobnymi, niebieskimi kwiatkami, grządka „kiełbasek”, które pękły, wypuszczając złote kwiaty, oraz drzewa z festonami zielonkawo--żółtego spagetti.
Pary siedzące na rozstawionych tu i ówdzie ławkach nie zwróciły na Louisa uwagi. Zauważył wielu ubranych w niebieskie szaty bibliotekarzy, z których jeden, wysoki mężczyzna, oprowadzał hałaśliwą grupę turystów z rasy Wiszących Ludzi. Nikt nie wyglądał na strażnika. Z dachu Biblioteki nie prowadziły w dół żadne rampy: nie było czego pilnować, chyba że złodziej potrafił latać.
Louis zamierzał marnie odwdzięczyć się za oferowaną gościnność. Prawda, że kupił tę gościnność… ale martwiło go to.
Z brzegu dachu wyrastał kondensator wody jak wyrzeźbiony trójkątny żagiel. Odprowadzał wodę do stawu w kształcie półksiężyca. W stawie roiło się od dzieci Inżynierów. Louis usłyszał swoje imię, „Luiwu!”, i odwrócił się w porę, by złapać rzuconą w niego piłkę.
Brązowowłosy chłopiec, którego spotkał w sali map, klasnął w ręce i krzyknął o zwrot piłki. Louis zawahał się. Ostrzec go, by opuścił dach? Dach będzie wkrótce niebezpiecznym miejscem. Ale chłopak był bystry. Może na tyle bystry, by przejrzeć jego zamiary i zawołać strażników.
Louis odrzucił mu mokrą piłkę, pomachał ręką i odszedł. Gdyby tylko potrafił wymyślić sposób na pozbycie się stąd wszystkich!
Wzdłuż brzegu dachu nie było poręczy. Szedł ostrożnie. Okrążył kępę małych drzewek, których pnie wydawały się wyżęte jak ścierka, i znalazł się w miejscu w miarę odosobnionym. Włączył komunikator.
— Najlepiej Ukryty?
— Jestem. Chmee nadal jest atakowany. Odwzajemnił się raz, paląc jeden z dużych obrotowych miotaczy pocisków na wielkim statku. Nie potrafię odgadnąć jego motywów.
— Prawdopodobnie demonstruje im, jak dobrą ma osłonę. Potem zacznie z nimi pertraktować.
— O czym pertraktować?
— Nawet on jeszcze tego nie wie. Wątpię, czy mogą wiele dla niego zrobić, z wyjątkiem przedstawienia go jakiejś samicy albo trzem. Najlepiej Ukryty, nie jestem w stanie przeprowadzić tutaj żadnych badań. Nie potrafię czytać na ekranach. Zresztą i tak mam za dużo materiałów. To zajęłoby mi tydzień.
— Czego mógłby Chmee dokonać przez ten tydzień? Nie odważę się tu zostać dla zaspokojenia ciekawości.
— Mam parę szpul z książkami. Dowiemy się z nich wielu rzeczy, jeśli zdołamy je odczytać. Dasz sobie z tym radę?
— To raczej mało prawdopodobne. Możesz mi dostarczyć jedną z ich maszyn do czytania? Mógłbym puścić taśmy na ekranie i przekazać je do komputera „Igły".
— Są ciężkie. Mają grube kable, które…
— Odetnij kable. Louis westchnął:
— W porządku. A co potem?
— Już widzę latające miasto przez kamery sondy. Skieruję ją do ciebie. Musisz usunąć filtr deuteru, żeby odsłonić dysk transferowy. Masz chwytak?
— Nie mam żadnych narzędzi. Tylko laserową latarkę. Powiesz mi, gdzie ciąć.
— Mam nadzieję, że to warte utraty połowy mojej zdolności uzupełnienia zapasu paliwa. Bardzo dobrze. Jeśli jesteś w stanie zdobyć maszynę do czytania i jeśli zmieści się w otwór do dysku transferowego, to świetnie. W przeciwnym razie, zabierz same taśmy. Może sobie z nimi poradzę.
Louis stał na krawędzi dachu Biblioteki i patrzył w dół, na mroczną farmę. Na skraju cienia widniało światło południa. Dalej ciągnęły się prostokąty pól uprawnych. Rzeka Wężowa wiła się na lewo i znikała między niskimi górami. Za górami znajdowały się morza, równiny, małe pasmo górskie, mniejsze morza zaniebieszczone z powodu odległości… a w końcu coraz wyżej i wyżej wznosił się Łuk. Na pół zahipnotyzowany, Louis czekał pod jasnym niebem. Nic więcej nie miał do roboty. Ledwo uświadamiał sobie upływ czasu.
Nadleciała sonda w podmuchu niebieskiego płomienia. W miejscu, gdzie ledwo widoczny ogień dotknął dachu, rośliny i ziemia zmieniły się w pomarańczowe piekło. Mokre dzieci, mali Wiszący Ludzie i ubrani na niebiesko bibliotekarze pobiegli z krzykiem w stronę klatki schodowej.
Sonda osiadła w płomieniach i przewróciła się na bok, hamując przy pomocy dysz. Wokół jej górnego obwodu znajdowały się małe dysze sterujące, a pod spodem jedna duża. Sonda miała dwadzieścia stóp długości i dziesięć grubości — cylinder najeżony kamerami i innymi instrumentami.
Louis zaczekał, aż znikną płomienie. Potem ruszył w stronę sondy, brnąc przez zwęglone szczątki. O ile mógł stwierdzić, dach był pusty… żadnych ciał. Nikt nie zginął. To dobrze.
Kiedy odcinał gęste molekularne sito na czubku sondy, instruował go głos z komunikatora. W końcu odsłonił dysk transferowy.
— Co teraz? — zapytał.
— Zmieniłem kierunek działania dysku transferowego w drugiej sondzie i usunąłem filtr. Możesz przynieść maszynę do czytania?
— Spróbuję. Nie podoba mi się to wszystko.
— Za dwa lata to nie będzie miało znaczenia. Daję ci trzydzieści minut. Przynieś, co zdołasz.
Kilkunastu bibliotekarzy w niebieskich szatach prawie zdecydowało się pójść po niego, kiedy Louis pojawił się na klatce schodowej. Na twarz miał naciągnięty kaptur. Odłamki ciężkiego metalu, którym strzelili do niego, odbity się od stroju ochronnego; wtedy ruszył w dół skokami.
Strzelanina ustała. Bibliotekarze cofali się.
Kiedy odsunęli się dość daleko, Louis przeciął laserem szczyt schodów. Spiralne schody były przymocowane tylko u góry i u dołu. Teraz ściągnęły się jak sprężyna, wyrywając boczne rampy z progów drzwi. Bibliotekarze złapali się ich kurczowo. Louis miał dla siebie dwa górne piętra.
Ale kiedy ruszył do najbliższej czytelni, drogę zagrodziła mu Harkabeeparolyn z siekierą w rękach.
— Znowu potrzebuję twojej pomocy — powiedział. Zamachnęła się. Louis złapał siekierę, kiedy odbiła się od stroju ochronnego. Kobieta walczyła, starając się wyrwać ją mężczyźnie.
— Uważaj — zawołał. Przeciągnął wiązką z lasera przez kabel zasilający maszynę do czytania. Kabel buchnął płomieniem i opadł, sypiąc iskrami.
— Budynek Lyar drogo za to zapłaci! — krzyknęła Harkabeeparolyn.
— Nic się na to nie poradzi. Chcę, żebyś mi pomogła zanieść maszynę do czytania na dach. Myślałem, że będę musiał przebić się przez ścianę. Ale to lepszy pomysł.
— Nie zrobię tego!
Louis przeciął światłem maszynę. Rozpadła się na części i spłonęła. Smród był straszliwy.
— Powiedz, kiedy — zapylał.
— Kochanek wampirów!
Maszyna była ciężka, a Louis nie miał zamiaru wypuścić lasera. Oparł się o schody; większość ciężaru spoczęła w ramionach Harkabeeparolyn.
— Jeśli ją upuścimy, będziemy musieli wrócić po następną — ostrzegł.
— Idiota!… Już… zniszczyłeś kabel! Nie odpowiedział.
— Dlaczego to robisz?
— Próbuję uratować ten świat przed otarciem się o słońce. Omal nie upuściła ciężaru.
— Ale… silniki! Znowu są na swoim miejscu!
— Więc wiedziałaś! Jest trochę za późno. Większość waszych statków kosmicznych nie wróciła. Nie ma tylu silników. Idź dalej.
Kiedy dotarli do dachu, sonda uniosła się i wylądowała obok nich przy pomocy dysz sterujących. Postawili maszynę. Nie chciała się zmieścić. Louis zazgrzytał zębami i wyciął z niej ekran. Teraz powinna dać się wepchnąć do środka.
Harkabeeparolyn tylko mu się przyglądała. Była zbyt wyczerpana, by wtrącać uwagi.
Ekran wszedł do otworu, gdzie przedtem znajdował się filtr molekularny, i zniknął. To, co zostało — wnętrzności maszyny — było znacznie cięższe. Louisowi udało się dźwignąć jeden koniec do otworu. Położył się na plecach i nogami popchnął resztę do środka, aż zniknęła również.
— Budynek Lyar nie ma z tym nic wspólnego — powiedział bibliotekarce. — Nie wiedzieli, co zamierzam. Proszę. — Rzucił jej skrawek matowego, czarnego materiału. — Lyarowie mogą wam powiedzieć, jak naprawić tym kondensatory wody i inne stare maszyny. Możecie uniezależnić całe miasto od Maszynowych Ludzi.
Patrzyła na niego oczami pełnymi przerażenia. Trudno było stwierdzić, czy słucha.
Wsunął się, najpierw stopami, do sondy. I głową naprzód wpadł do ładowni „Igły".