24

Ujrzałam nad sobą nieznajome oblicze. Ten ktoś przykładał do czoła zakrwawioną chustkę. Krótkie włosy, jasne oczy, piegi.

– Cześć, Larry – powiedziałam. Mój głos wydawał się odległy i dziwny. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego.

Wciąż było ciemno. Larry doprowadził się trochę do porządku, ale rana wciąż krwawiła. Nie mogłam stracić przytomności na tak długo. Byłam nieprzytomna? Pamiętałam tylko oczy, czarne oczy. Zbyt szybko usiadłam. Larry złapał mnie za ramię. Gdyby nie to, upadłabym.

– Gdzie są…

– Wampiry – dokończył za mnie.

Oparłam się o jego ramię i wyszeptałam:

– Tak.

Wokół nas, w ciemnościach byli ludzie, stłoczeni w małych grupkach szeptali między sobą. Blask policyjnych kogutów rozcinał ciemność. Przy radiowozie stali dwaj mundurowi, rozmawiając z mężczyzną, którego imienia nie potrafiłam sobie przypomnieć.

– Karl – wychrypiałam.

– Co? – spytał Larry.

– Karl Inger, ten wysoki facet, który rozmawia z glinami.

Larry skinął głową.

– Zgadza się.

Obok nas przyklęknął niski, ciemnowłosy mężczyzna. Jeremy Ruebens z organizacji Najpierw Ludzie, który, o ile dobrze pamiętałam, ostatnio do nas strzelał. Co się działo, u licha? Jeremy uśmiechnął się do mnie. Wyglądało na to, że szczerze.

– Od kiedy to stałeś się wobec mnie tak przyjazny?

Jego uśmiech poszerzył się.

– Ocaliliśmy cię.

Odsunęłam się od Larry’ego, aby usiąść o własnych siłach. Przez chwilę kręciło mi się w głowie, ale zaraz doszłam do siebie. No jasne. Twarda ze mnie sztuka.

– Mów, Larry.

Zerknął na Jeremy’ego Ruebensa, a potem na mnie.

– Oni nas uratowali.

– Jak to?

– Oblali wodą święconą tę, co mnie ugryzła. – Wolną ręką mimowolnie dotknął szyi, ale zauważył, że dostrzegłam ten gest. – Czy ona będzie teraz mieć nade mną władzę?

– A czy kiedy cię ugryzła, wdarła się równocześnie do twego umysłu?

– Nie wiem – odparł. – Skąd mam wiedzieć?

Już chciałam udzielić mu dokładniejszych wyjaśnień, ale powstrzymałam się. Jak wyjaśnić to, co wymyka się wszelkim wytłumaczeniom?

– Gdyby Alejandro, mistrz wampirów, ugryzł mnie wtedy, gdy wszedł do mego umysłu, znajdowałabym się teraz w jego mocy.

– Alejandro?

– To ten, którego tamte wampiry nazywają mistrzem.

Pokręciłam głową, ale świat dokoła mnie zawirował czarnymi falami i musiałam przełknąć ślinę, aby nie zwymiotować. Co on mi zrobił? Miałam już wcześniej do czynienia z mentalnymi gierkami, ale nigdy dotąd nie przejawiałam podobnych reakcji.

– Karetka już jedzie – rzekł Larry.

– To nie będzie konieczne.

– Była pani nieprzytomna przeszło godzinę, panno Blake – stwierdził Ruebens. – Gdy nie zdołaliśmy pani docucić, poprosiliśmy policję, aby wezwała pogotowie.

Ruebens był tak blisko, że wystarczyło wyciągnąć rękę, abym mogła go dotknąć. Wydawał się wyjątkowo przyjazny, wręcz emanował ciepłem, jak panna młoda w dniu swego ślubu. Od kiedy zmienił front i postanowił się ze mną zaprzyjaźnić?

– A zatem oblali wodą święconą wampirzycę, która cię ugryzła. Co było potem? – spytałam Larry’ego.

– Przepędzili resztę krwiopijców krzyżami i amuletami.

– Amuletami?

Ruebens wyjął łańcuszek ze zwisającymi zeń dwoma miniaturowymi, oprawnymi w metal książeczkami. Obie swobodnie zmieściłyby się na jednej mojej dłoni i zostałoby jeszcze trochę wolnego miejsca.

– To nie amulety, Larry. To miniaturowe egzemplarze Tory.

– Myślałem, że symbolem Żydów jest gwiazda Dawida.

– Gwiazda nie działa, ponieważ jest symbolem rasy, a nie religii.

– A więc to miniaturowe Biblie?

Uniosłam brwi.

– Tora to nie cała Biblia, a jedynie pierwsze księgi Starego Testamentu, jeśli chodzi o ścisłość.

– Czy Biblia poskutkowałaby w przypadku nas, chrześcijan?

– Nie wiem. Być może. – Tak się składa, że podczas żadnego ataku wampirów nie miałam pod ręką Biblii. Moja wina. Kiedy ostatni raz czytałam Pismo Święte? Czyżbym stawała się wierzącą niepraktykującą? O moją duszę będę się martwić później, gdy moje ciało poczuje się nieco lepiej. – Odwołajcie pogotowie, nic mi nie jest.

– Ale kiepsko pani wygląda – rzekł Ruebens. Wyciągnął rękę, jakby chciał mnie dotknąć. Spojrzałam na niego. Zastygł w bezruchu. – Proszę, panno Blake, chcemy tylko pani pomóc. Mamy wspólnych wrogów.

Zauważyłam zmierzających w naszą stronę policjantów. Towarzyszył im Karl Inger; mówił coś półgłosem do funkcjonariuszy.

– Czy policja wie, że wcześniej do nas strzelaliście? – Przez twarz Ruebensa przemknął cień. – Nie wiedzą, prawda?

– Panno Blake, ocaliliśmy panią od losu gorszego niż śmierć. Popełniłem błąd, podnosząc na panią rękę. Ożywia pani zmarłych, ale jeśli faktycznie jest pani wrogiem wampirów, czyni to nas sojusznikami.

– Wróg mego wroga jest moim przyjacielem, tak?

Skinął głową. Policja była tuż-tuż, jeszcze parę kroków i usłyszą, o czym rozmawiamy.

– W porządku, ale jeśli jeszcze raz wymierzy pan we mnie broń, zapomnę, że ocalił mi pan życie.

– To już się nie powtórzy, panno Blake, ma pani moje słowo.

Chciałam mu jeszcze przyciąć, ale gliniarze byli za blisko. Usłyszeliby moje słowa. Nie zamierzałam wydać im Ruebensa ani jego organizacji, musiałam więc zachować moją ciętą ripostę na następną okazję. Znając Ruebensa, szansa jeszcze się nadarzy.

Skłamałam policji o tym, czego dokonali Najpierw Ludzie, i skłamałam o tym, czego chciał ode mnie Alejandro. Był to po prostu kolejny przykład bezsensownej napaści, dwa podobne ataki zakończyły się śmiercią ofiar. Później wyznam prawdę Dolphowi i Zerbrowskiemu, teraz jednak nie miałam ochoty tłumaczyć zawiłości tej sprawy całkiem obcym glinom. W gruncie rzeczy nie byłam pewna, czy nawet Dolphowi opowiem o wszystkim. Zamierzałam pominąć pewne drobne szczegóły. Jak choćby to, że niemal bezsprzecznie byłam ludzką służebnicą Jean-Claude’a. Nie, lepiej o tym nikomu nie wspominać.

Загрузка...