ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Musi to zrobić, zanim rozsypie się na kawałki ze zdenerwowania.

Co się z nim właściwie działo, do cholery? Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Wiedział, że Emelina przyjedzie, gdy ją o to poprosi. Nigdy w życiu niczego nie był równie pewny. Musi tylko wykręcić numer i kazać jej przyjechać do Tucson.

Nie, poprawił się w myślach, nie kazać, poprosić. Emelinie nie trzeba było wydawać rozkazów. Przyjedzie do niego, nie zadając żadnych pytań. Jest mu to winna.

Julian siedział nieruchomo w wyściełanym skórzanym fotelu za biurkiem w kolorze kości słoniowej.

Nie mógł przestać myśleć o mglistej nocy na plaży. Nie potrafił wtedy oprzeć się pokusie pójścia za tajemniczą kobietą, która prześliznęła się obok jego domu. Obserwował ją wcześniej, gdy rano chodziła do wioski i wracała sama, i zastanawiał się, czy czekała na przyjazd mężczyzny, kochanka. Gdy jednak nikt się nie pojawiał, poczuł ulgę, której do końca nie chciał sobie uświadamiać.

Tej nocy, gdy poszedł za nią i przyłapał ją na próbie włamania do pustego domu, wiedział już, że nie pozbędzie się dziwnej, dręczącej ciekawości, dopóki nie dowie się o niej wszystkiego. Ale wyjaśnienia tylko wzmogły jego niepokój i sprawiły, że jeszcze głębiej zapadła mu w pamięć. Bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z fizycznego pożądania, jakie w nim wzbudzaszym krześle, próbując zebrać myśli. Ulga. Właśnie tak. Przecież chciała już mieć to z głowy! Spłaci swój dług, a potem zobaczy, co pozostało z jej związku z Julianem.

Dwa dni. Według telegramu miała czekać jeszcze dwa dni. Jak ma to wytrzymać? W nagłym impulsie podniosła słuchawkę i wykręciła numer jednej z linii lotniczych. W żaden sposób nie mogła czekać do czwartku. Wyjedzie do Tucson jutro.

Przestraszyła ją łatwość, z jaką zdobyła rezerwację. Czyżby podświadomie miała nadzieję, że nie będzie miejsc? Odłożyła słuchawkę drżącymi palcami, nerwowo podniosła się i poszła do kuchni zrobić coś do jedzenia. Kanapka z serem i szprotkami nie chciała jej jednak przejść przez gardło. Miała wrażenie, że w żołądku wiruje jej stado os.

Staję się jednym kłębkiem nerwów, pomyślała. To śmieszne. Stojąc z nietkniętą kanapką w dłoni, przypomniała sobie wszystkie opowieści, jakie słyszała o metodach działania mafii. Może Julian zażąda od niej defraudacji? Nie, to śmieszne. Nawet nie miała już pracodawcy, którego mogłaby okradać. Rzuciła pracę przed dwoma tygodniami.

Może potrzebował nieznanej kobiety, którą mógłby wprowadzić jako swojego szpiega do jakiejś organizacji w Tucson. Czy poprosi ją, żeby została agentką mafii?

Korowód najrozmaitszych możliwości wirował w głowie Emeliny. Przez większą część nocy nie mogła zasnąć. Na przemian pakowała i rozpakowywała walizkę, którą miała zamiar zabrać ze sobą do Tucson. Następnego ranka, gdy tylko uznała, że Joe może już być w biurze, zadzwoniła.

– Witaj, Emmy. Twoja rezerwacja jest gotowa – powiedział Joe swobodnie. – Kserkses na pewno bardzo się ucieszy z twojego przyjazdu.

– Tak, uhm, dziękuję, Joe. Czy mógłbyś mi dać adres Juliana na wypadek, gdybym się z nim nie spotkała na lotnisku albo coś w tym rodzaju?- zapytała nieśmiało.

– Och, oczywiście. Zaraz ci go podam. – Po chwili Joe wrócił do aparatu i podyktował jej adres. -Ale nie powinnaś się martwić, że się nie spotkacie. Sądzę, że Julian będzie czekał na lotnisku już od świtu.

– Interesujący obrazek – Emelina uśmiechnęła się krzywo.

– A tak, prawda? – Wyczuwała, że Joe też się uśmiechnął. – Możesz odebrać swój bilet w czwartek przy stanowisku linii lotniczej. Czy też wolisz, żebym przyjechał i zabrał cię na lotnisko? – dodał szybko.

– Och nie, to nie jest konieczne – odrzekła Emelina pospiesznie żałując, że musi okłamać Joe'ego. – Znajomy mnie podrzuci.

– Dobrze. Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebowała.

– Dziękuję, Joe.

– Wszystko dla damy Juliana – odpowiedział z emfazą.

Emelina odłożyła słuchawkę, wciąż myśląc o tych słowach. Dama Juliana. Nie, nie może zostać kobietą Juliana, dopóki sytuacja się nie wyjaśni. A wówczas przepaść może się stać zbyt głęboka, by ją przejść.

Nic szczególnego nie zdarzyło się podczas lotu do Tucson, ale po wylądowaniu nerwy Emeliny były w takim stanie, jakby przeszła przez wielką burzę. Udało jej się wpakować swoje trzy walizki do taksówki, a potem wnieść je do nowoczesnego motelu, ale w chwilę później poczuła się, jakby miała zemdleć.

Potrzebowała działania. Musi się rozejrzeć w sytuacji i poczynić jakieś plany. Pospiesznie wciągnęła na siebie dżinsy i koszulę, wybiegła z hotelu i znalazła następną taksówkę.

– Czy mógłby pan przejechać obok tego domu? – zapytała, podając kierowcy adres.

– Jasne – zgodził się kierowca. – Nie chce się pani zatrzymać?

– Nie, chcę tylko przejechać obok. – Siedziała na tylnym siedzeniu i patrzyła przez okno. Kierowca zawiózł ją do bogatej dzielnicy. Domy stały tu daleko od siebie, na działkach tak urządzonych, by wtapiały się w pustynne otoczenie. Zwolnili przed nowoczesnym białym domem, zbudowanym w kształcie czworoboku z wewnętrznym dziedzińcem. Bramy z ręcznie kutego żelaza strzegły dostępu do pięknego parku. Nie było widać, czy ktoś jest w domu.

– To tutaj, proszę pani – powiedział kierowca. – Chce pani jeszcze raz tędy przejechać?

– Nie. Raz wystarczy – szepnęła, patrząc przez tylną szybę na piękny, luksusowy budynek. – Dziękuję.

– Proszę. – Taksówkarz obojętnie wzruszył ramionami.

To tyle, jeśli chodzi o rozpoznanie terenu, pomyślała Emelina, niespokojnie przemierzając motelowy pokój. I co teraz? Zbliżała się piąta po południu. Może powinna coś zjeść, zanim wezwie następną taksówkę.

Co ma włożyć na to spotkanie? Rozpakowała wszystkie trzy walizki i doszła do wniosku, że nic z przywiezionych rzeczy nie nadaje się na tę okazję. W końcu wzięła prysznic i znów nałożyła dżinsy.

Stojąc przed lustrem, zebrała włosy na czubku głowy w węzeł. Powiedziała sobie, że dżinsy i koszula to bardzo funkcjonalny strój i skierowała się do restauracji przy motelu.

– Proszę o margaritę – oznajmiła kelnerce. Może odrobina alkoholu pomoże jej się rozluźnić. Spojrzała na zegarek. Zbliżała się szósta. O której Julian wraca z pracy?

Zadowolona z działania pierwszej margarity, zamówiła następną. Najbardziej smakowała jej sól na brzegu kieliszka. Spojrzała na zegarek i pomyślała, że Julian może wracać później. Nie ma sensu się spieszyć.

– Jeszcze jedna margarita? – zapytała kelnerka, przechodząc obok jej stolika.

Ta zachęta wystarczyła.

– Tak, proszę.

– Może jakieś chrupki? – zaproponowała kobieta łagodnie, widząc dziwny błysk w oku swej klientki.

– To brzmi znakomicie – Emelina poczuła znaczną poprawę nastroju.

Wypiła trzecią margaritę, przegryzając chrupkami. Zauważyła z satysfakcją, że alkohol działa. Jej żołądek prawie się uspokoił. Szkoda tylko, że miała wrażenie, że jej głowa jest oddzielona od reszty ciała. Ale dzięki temu łatwiej jej było myśleć jasno.

– To była znakomita kolacja – wyznała kelnerce, która podeszła do niej po raz czwarty. – Ale chyba powinnam już pójść. Nie ma sensu dłużej tego odkładać, prawda?

– Chyba nie – zgodziła się kelnerka i powściągnęła uśmiech widząc, jak Emelina ostrożnie podnosi się zza stolika. – Czy pani prowadzi? – dodała ze szczerym zaniepokojeniem.

– Broń Boże, nie! Miałam zamiar wezwać taksówkę. Widzi pani, zupełnie nie znam Tucson.

– Ja zawołam taksówkę – zaproponowała kobieta.

– To bardzo miło z pani strony. – Emelina dała jej duży napiwek i bardzo precyzyjnie poszła w stronę drzwi.

Gdy taksówka przyjechała, z ulgą wcisnęła się na siedzenie.

– Chcę pojechać pod ten adres.

– Proszę – odrzekł młody człowiek i spojrzał na swą pasażerkę, powściągając uśmiech. Sprawdził, czy jej drzwi są zamknięte i ruszył w stronę ekskluzywnego przedmieścia.

– Zdaje się, że przygotowała się pani do przyjęcia – powiedział chwilę później, zatrzymując samochód przed domem Juliana.

– Do jakiego przyjęcia? – Emelina otworzyła oczy, zamknięte przez większą część drogi, i zamrugała powiekami.

– Tu się chyba odbywa przyjęcie – wyjaśnił kierowca, patrząc w tylne lusterko. – Samochody są zaparkowane aż do następnej przecznicy.

– Aha. – Emelina zauważyła, że taksówkarz miał rację. Cały podjazd zastawiony był autami. – No, trudno. I tak tam wejdę! Ile płacę?

Taksówkarz wymienił sumę, a Emelina dołożyła pięć dolarów napiwku.

– Jestem dzisiaj bardzo hojna – wyjaśniła w odpowiedzi na jego protesty.

– No, to dziękuję – odrzekł mężczyzna niepewnie i wyskoczył z samochodu, by pomóc jej otworzyć drzwi. Miała z tym kłopoty.

– Dobranoc i dziękuję – powiedziała uprzejmie. Uniosła głowę z królewską godnością i podeszła do kutej bramy. Gdzieś w tym domu był Julian i nawet jeśli wydawał właśnie przyjęcie, nie miała zamiaru odwrócić się i odejść. Mimo zamglonego umysłu wiedziała, że trudno jej będzie zdobyć się na podobną odwagę następnego dnia.

Nikt jej nie zatrzymywał. Przeszła przez bramę do ogrodu. Miękkie światło latarni oświetlało pięknie ubranych mężczyzn i kobiety. Odgłosy śmiechu i rozmów niosły się po nocy i Emelina stwierdziła, że są spontaniczne. To dobrze. Jeśli wszyscy dobrze się bawili, to Julian na pewno też. Pomyślała chytrze, że na pewno będzie w świetnym nastroju. To idealny moment, żeby rozliczyć z nim ten głupi rachunek.

Niektórzy z zaproszonych gości odwrócili się i spojrzeli na nią z ciekawością. Gdy uświadomili sobie, że jej nie znają, uśmiechnęli się i wrócili do swoich rozmów. Kilka osób zerknęło z zainteresowaniem na jej dżinsy, ale nie były to spojrzenia krytyczne.

Obok otwartych przeszklonych drzwi Emelina zauważyła bar ustawiony do obsługi gości. Skierowała się w tę stronę.

– Proszę o margaritę – zwróciła się grzecznie do uprzejmego barmana. – Chcę się włączyć w towarzystwo.

– To z pewnością pani pomoże – zgodził się barman, mieszając drinka. – Proszę.

– Dziękuję. Czy widział pan Juliana? – Emelina zlizała sól z brzegu szklanki i oparła się o bar. Potrzebowała podpory. Przesunęła wzrokiem po radosnym zgromadzeniu.

– Przechodził tędy kilka minut temu – odrzekł barman. – Chyba poszedł w tamtą stronę. – Skinął głową w kierunku przeciwnego końca ogrodu.

Emelina podparła się na łokciu i spojrzała we wskazanym kierunku. Julian tam stał zajęty rozmową z dwoma mężczyznami. Pił coś, co wyglądało na szkocką z lodem. Ubrany był w wieczorową marynarkę o klasycznym kroju i czarne spodnie. W świetle latarni jego ciemne włosy lśniły i ostre cienie pokrywały twarz, o której trudno byłoby powiedzieć, że jest przystojna.

– Prawda, że on jest piękny? – szepnęła Emelina do barmana.

Ten uniósł brwi.

– Prawdę mówiąc, nigdy o nim nie myślałem w ten sposób – powiedział dyplomatycznie, nie chcąc się wdawać w otwarty spór.

– Ależ tak – upierała się Emelina. – Och, przyznaję, że nie wygląda jak amant filmowy, ale amanci filmowi i tak nigdy mi się nie podobali. On ma w sobie coś innego.

– Kobiety często przyciąga władza – zauważył barman ze zdumiewającą intuicją.

Emelina energicznie potrząsnęła głową.

– Nie, to nie to. Wielu przyjaciół mojego brata ma władzę, a nigdy mnie nie pociągali. Nie, wie pan, w Julianie najważniejsze jest to, że można mu ufać. Zawsze dotrzymuje swoich zobowiązań. – Pociągnęła następny łyk margarity.

– Ma pani rację – zgodził się barman z namysłem.

– On ma dobrą reputację w tym mieście. Słyszałem, że zawsze przeprowadza to, co zamierzy. I dobrze płaci wynajętym barmanom – uśmiechnął się.

– Ci ludzie – Emelina wskazała ręką na otaczający ich tłum. – Czy to wszystko jego przyjaciele?

– Przyjaciele i partnerzy w interesach. Colter wydaje dwa takie przyjęcia rocznie, by się wywiązać z obowiązków towarzyskich. Ale wydaje mi się, że szczególnie za tym nie przepada.

– Nie? – Emelina uśmiechnęła się promiennie.

– W gruncie rzeczy to spokojny człowiek, prawda?

– Nie znam go aż tak dobrze – rzekł mężczyzna pospiesznie. – Ale nikt raczej nie uważa go za hulakę. Żyje spokojnie i unika rozgłosu. Jest pani jego dobrą znajomą?

– Jestem mu coś winna – wyjaśniła Emelina bardzo poważnie. – Przyjechałam tutaj, żeby spłacić dług.

– Rozumiem. – Barman wyglądał na zaintrygowanego i sprawiał wrażenie, jakby chciał zaryzykować następne pytanie, ale w przyciszony szmer rozmów naraz wdarło się ostre szczekanie. – Och, do diabła, ten cholerny pies się uwolnił! Miał być zamknięty na tylnym podwórku! Colter będzie wściekły.

Tłum gości odwrócił się w stronę otwartej furtki, przez którą wypadł Kserkses. Zaszczekał jeszcze raz i rzucił się w stronę Emeliny.

W nagłej ciszy rozległ się głos Juliana.

– Kserkses! Co do diabła?!… Emelina! – zawołał na widok postaci, która pod ciężarem psa ugięła się i upadła na ziemię.

Kserkses zupełnie wytrącił ją z równowagi. Leżała na plecach na trawie, a on stał nad nią uszczęśliwiony. Julian na chwilę zastygł ze zdumienia, po czym ruszył do nich.

– Dobry piesek, dobry piesek – powtarzała Emelina bez tchu, bezskutecznie usiłując wstać. – Siad, mały! Uspokój się, Kserkses. Muszę wstać.

– Kserkses! Siad! – Ton Juliana nie dopuszczał sprzeciwu.

Tym razem pies usłuchał i usiadł obok Emeliny na tylnych łapach.

– Och, Julianie – wymamrotała Emelina siadając i usiłując uporządkować ubranie. – Dziękuję, że zabrałeś tego psa. Chyba miał dobre intencje, ale jest taki agresywny!

Julian patrzył na siedzącą na ziemi postać. Włosy Emeliny wysunęły się ze spinki i opadły jej na ramiona. Sprane dżinsy ciasno opinały krągłe biodra. Żółta koszula była poplamiona trawą. Julian zauważył jej dziwnie błyszczące oczy i uświadomił sobie, że jego słodka Emmy nie jest zupełnie trzeźwa. Margarita, którą trzymała w ręku, gdy jak burza wypadł Kserkses, wylała jej się na spodnie.

Uświadomił sobie, że jest rozdarty między falą rozbawionej czułości i nagłego lęku. Była tutaj. Niezupełnie we właściwym miejscu, o właściwej porze i we właściwym stanie, ale była tu. Wyciągnął rękę i pomógł jej wstać.

– Emmy, ty słodka kretynko. Co ty tu, do diabła, robisz?

– Płacę dług – wyjaśniła grzecznie, patrząc na niego z powagą.

– Oczywiście – przytaknął sucho. – A co innego miałabyś tu robić. Wejdź do środka. George – rzucił szorstko do barmana – zabierz Kserksesa na podwórko i tym razem dopilnuj, żeby był dobrze przywiązany.

– Już, panie Colter -powiedział mężczyzna posłusznie i z wahaniem wyciągnął rękę do obroży Kserksesa.

– Chodź, pies. Kserkses nie poruszył się i nie spuszczał wzroku z Emeliny. Barman znów pociągnął go za obrożę. Pies zupełnie to zignorował.

– Niech idzie z nami, Julianie -westchnęła Emelina.

– On jest bardzo uparty. Prawie tak jak ty. Julian miał wrażenie, że grunt pali mu się pod nogami. Jeszcze nigdy w życiu sytuacja do tego stopnia nie wymknęła mu się spod kontroli.

– Zostaw go, George. Chodź, Kserkses. – Otoczył Emelinę ramieniem i skierował w stronę domu. Pies szedł tuż za nimi. Rozbawiony tłum gości znów pogrążył się w rozmowie.

– Można być pewnym, że niczego nie zrobisz zgodnie z planem – westchnął Julian. Posadził ją w dużym fotelu, podszedł do barku i nalał sobie następną szkocką. Pomyślał ponuro, że jest mu to bardzo potrzebne.

– Czy mogłabym dostać jeszcze jedną margaritę? -zapytała Emelina, rozglądając się po wnętrzu. Pokój był piękny, urządzony w hiszpańskim stylu kolonialnym, z ciemnymi belkami na suficie i białymi ścianami. Meble były ciężkie i większość z nich wyglądała na ręcznie rzeźbione.

– Przykro mi, ale nie mam tu składników do margarity – odrzekł Julian szorstko i natychmiast pożałował swego tonu. Co się z nim działo? Nie chciał na nią krzyczeć, żeby jej nie zdenerwować. Dlaczego, do diabła, musiała przyjechać pijana! Z drugiej strony, to może wszystko ułatwić. – Może chcesz kieliszek wina? – zaproponował przepraszająco.

– Świetny pomysł – uśmiechnęła się radośnie.

– Emmy, jesteś pijana jak szewc, prawda? – stwierdził, nalewając wino.

– Zjadłam świetną kolację w restauracji obok mojego motelu – wyjaśniła.

– Czyżby? Ile margarit? – Podał jej wino i zmarszczył czoło. Musiała przytrzymywać kieliszek obiema dłońmi.

– Nie pamiętam. Ale były jeszcze chrupki. Kelnerka mi przyniosła.

Julian pokiwał głową, słysząc, jak starannie wymawia każde słowo. Pociągnął łyk ze swojej szklanki i usiadł na krześle naprzeciwko niej. Uszczęśliwiony Kserkses rozciągnął się na podłodze między nimi.

– Nie wiem, czy to, że jesteś pijana, ułatwi wszystko, czy utrudni – wyznał Julian, wyciągając nogi i odchylając się na oparcie krzesła.

– Och, to bardzo wszystko ułatwia – wyjaśniła Emelina pogodnie, pociągając łyk wina. – Przydałoby się trochę soli – oznajmiła, patrząc na kieliszek.

– Co twoim zdaniem potrzebuje soli? Wino czy nasza rozmowa? – warknął i znów poczuł drżenie palców. Zacisnął je mocniej na szklance.

– Wino. Jeśli chodzi o naszą rozmowę, nie jestem pewna, czego ona potrzebuje – Emelina zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową. – Nie, to nieprawda. Potrzebuje tego, żeby wreszcie ją odbyć.

– Masz rację – zgodził się Julian, usiłując wziąć się w garść. – Ale najpierw powiedz, co oznacza ten twój najazd. Dlaczego przyjechałaś dzisiaj, a nie w czwartek?

– Nie mogłam dłużej czekać. Bardzo się denerwowałam, Julianie. – Spojrzała na niego rozszerzonymi oczami. – Nie znoszę być w długach.

– Emmy, kochanie – zaczął łagodnie, z całego serca pragnąc usunąć z jej oczu to spojrzenie pełne wyrzutu. – Czy myślisz, że to będzie aż tak trudne?

– Spłata długu? – Zamrugała sennie oczami. – To zależy, czego sobie ode mnie zażyczysz, prawda?

– Chyba tak. – Pomimo całej determinacji Julian nadal nie mógł się zdobyć na to, by powiedzieć, czego od niej chce. A jeśli mu odmówi? Nie, pomyślał, nie odmówi. Zapłaci. Kostki jego palców zaciśnięte wokół szklanki zbielały. Oczywiście, że zapłaci. Powiedz jej, czego chcesz, ty głupcze.

– Czy Joe wie, że tu jesteś?

Z niechęcią usłyszał swój głos zadający nieważne pytanie zamiast ważnego.

– Nie. – Emelina potrząsnęła głową. – Myśli, że przylecę jutro lotem o trzeciej dziesięć. Oszukałam go – rzekła z dumą.

– Widzę, że będę musiał z nim pomówić – rzekł Julian sucho.

Emelina oburzyła się.

– Nie! Nie wolno ci się na niego denerwować! To nie jego wina, tylko moja!

– To mnie nie dziwi.

– Julianie – zaczęła stanowczo. – Masz się nie złościć na Joe'ego. Przyrzeknij mi to. Zrobił, co mu kazałeś!

– Dobrze, nie będę się na niego złościł – skapitulował Julian, uświadamiając sobie, że kłótnia z Emelina tego wieczoru nie ma najmniejszego sensu. Poza tym nie chciał teraz jej denerwować.

Następne wybawienie zjawiło się niespodziewanie od strony ogrodu. Barman George z zakłopotaniem przemknął przez pokój.

– Przepraszam, szefie. Zabrakło lodu. Ja tylko na chwilę.

W salonie zapadła martwa cisza. Młody człowiek' pospieszył do kuchni i pojawił się z kilkoma workami lodu. Szybko skinął głową Emelinie, która uśmiechnęła się do niego łaskawie, i znów zniknął w ogrodzie.

– Bardzo miły człowiek – powiedziała Emelina do Juliana. – Spotkałam dzisiaj mnóstwo miłych ludzi. Taksówkarzy, kelnerki, barmanów. Wszyscy byli ogromnie mili. – Podniosła kieliszek w toaście. – Za miłych ludzi na całym świecie.

Kąciki ust Juliana opadły. Przyglądał się, jak Emelina wysącza swoje wino.

– Czy zaliczasz mnie do tych, którzy byli dla ciebie mili, Emmy? – zapytał cicho.

– Och, oczywiście – zapewniła go. – Czy mogłabym dostać jeszcze wina?

– Kochanie, myślę, że wypiłaś już dosyć. Potrząsnęła głową.

– Nie, nie dosyć. Jeszcze trochę mogę myśleć. Bądź dla mnie miły, Julianie, i przynieś mi jeszcze wina. Grzeczny chłopiec.

Podniósł się niechętnie i wziął od niej kieliszek.

– Nie musisz do mnie mówić tak, jakbym był Kserksesem.

– Jesteście bardzo do siebie podobni – stwierdziła stanowczo.

– Może po prostu obydwaj jesteśmy spragnieni miłości? – zapytał, podając jej napełniony do połowy kieliszek. Do diabła, musi przez to jak najszybciej przebrnąć! Tętno dudniło mu, wnętrza dłoni miał wilgotne. Czuł się jak idiota. Nic nie szło zgodnie z planem! – Do diabła, Emmy, nie tak chciałem to urządzić! Miałem zamiar zabrać cię na piękną kolację, zawieźć samochodem z odkrytym dachem, a potem przywieźć z powrotem tutaj, poczęstować koniakiem…

– I uwieść mnie? – zapytała zwięźle.

– Nie! W każdym razie nie od razu – przyznał w przypływie szczerości. Oparł się wygodniej na krześle i usiłował zebrać na odwagę. – Nie, Emmy, nie miałem zamiaru cię uwodzić, dopóki nie zgodzisz się spłacić długu – wydusił wreszcie.

– Ach! Wreszcie doszliśmy do sedna sprawy. Czego dokładnie chcesz ode mnie zażądać, Julianie? Ostrzegam cię, że nie mam żadnych osiągnięć w szpiegowaniu, defraudacji ani innych tego typu rzeczach. Powinnam cię chyba także ostrzec, że nie mam już regularnych dochodów. Jeśli chcesz pieniędzy, to będziesz musiał razem ze mną poczekać na odsetki od nakładu. – Śmiało spojrzała mu w twarz i przygryzła dolną wargę.

Julian wytrzymał jej spojrzenie. Nie będzie już dłużej kluczył, zdecydował.

– Emmy – powiedział łagodnie – nie chcę twoich pieniędzy. Nie chcę, żebyś dla mnie szpiegowała i de-fraudowała. Chcę czegoś, co tylko ty możesz mi dać. Chcę, żebyś zamieszkała ze mną tutaj, w Tucson.

Emelina zmarszczyła czoło.

– Możesz to powtórzyć?

– Słyszałaś, co powiedziałem. Daj mi słowo, że przeprowadzisz się do mnie, Emmy. Potrzebuję cię.

– Tak właśnie ma wyglądać moja spłata długu? – wydusiła z trudem.

– Tak. – Tylko to jedno słowo wydobyło się spomiędzy zaciśniętych zębów Juliana.

Emelina jeszcze przez chwilę patrzyła na niego, a potem potrząsnęła głową. -Nie.

Julian poczuł, że cała krew odpływa z jego twarzy. To jedno słowo było jak uderzenie. Przebiegła przez niego fala bezradnej złości. Kochał ją! Nie uświadamiał sobie tego w pełni aż do tej chwili; nie chciał zdawać sobie sprawy z głębi własnych uczuć. Kochał ją, a ona go odtrąciła. Julian miał wrażenie, że ziemia usuwa mu się spod stóp.

W salonie zaległa martwa cisza. Emelina i Julian patrzyli na siebie. Kserkses wyczuł napięcie i pytaj; podniósł łeb niepewny, jak powinien zareagować.

W końcu Julianowi udało się zebrać energię i od zwać. Wymagało to wszystkich sił, jakie miał.

– Myślałem – powiedział ochryple – że zawsze płacisz swoje długi.

– Och, tak, Julianie. Ale nigdy nie zgodziłabym się zamieszkać z tobą dlatego tylko, żeby dotrzymać zobowiązania.

– Rozumiem. – Boże, co on teraz ma zrobić? Chciał wpaść we wściekłość, oskarżyć ją lub potępić. Obiecała, że spłaci ten dług! Dała mu słowo, a teraz nie chce go dotrzymać! Jeszcze nigdy nie czuł takiej bezradności i rozpaczy.

Emelina ziewnęła. Postawiła kieliszek na stole, oparła się wygodnie i podwinęła nogi pod siebie. Rzęsy opadły jej na policzki.

– Przyjadę tu i zamieszkam z tobą, Julianie – wymruczała sennie – nie z powodu naszego układu, ale dlatego, że cię kocham. Ale to nieładnie, że tak się ze mną drażnisz. Rano musisz mi powiedzieć, czego naprawdę ode mnie chcesz.

Julian zerwał się na równe nogi, potykając o Kserk-sesa, i jednym susem dopadł jej fotela.

Ale tego wieczoru nie było już nic do powiedzenia. Emelina smacznie usnęła.

Загрузка...