ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Niech pan jej nie straszy, szefie. – Cardellini pierwszy zareagował na słowa Juliana. Jego poważne spojrzenie przesunęło się współczująco po twarzy Emeliny. – Nie ma sensu jej denerwować.

– Przy mnie zawsze jest zdenerwowana – odrzekł Julian sucho. – Nie martw się o nią, Joe. Wie, w co się pakuje. I ja też wiem. Może pójdziesz się rozejrzeć po domu Leightona.

– Tak, proszę pana. – Odesłany do swoich obowiązków Joe cicho wysunął się na zewnątrz. Emelina zmrużyła oczy.

– On tylko chciał być miły. Nie musiałeś go potraktować jak… jak służącego!

– Pracuje dla mnie. Za pieniądze jakie dostaje, może od czasu do czasu posłuchać polecenia. To, jak ja go traktuję, nie jest najważniejsze.

– A co jest najważniejsze? – zapytała podejrzliwie.

– To, czy utrzyma swoją wygodną posadę, czy też nie, zależy od tego, jak ty go będziesz traktowała.

Emelina otworzyła usta ze zdumienia.

– Jak ja go będę traktowała? Przecież go dopiero co poznałam!

– Właśnie. A on już wyrywa się w twojej obronie. Trzymaj się od niego z daleka, Emmy, bo go wyrzucę z pracy.

– Dobrze wiesz, że to, co mówisz, jest po prostu śmieszne! Zupełnie zwariowałeś! Co się z tobą dzieje?

– Mam ten mały problem z zaborczością. Chcesz dobrej kawy?

– Nie, dziękuję! Jak pan Cardellini słusznie zauważył, jestem trochę zdenerwowana. I denerwuję się coraz bardziej! – Odwróciła się do niego plecami i podeszła do okna.

Nie słyszała, jak przechodził przez pokój, ale nagle stanął za nią. Gdy wyciągnął rękę i podał jej kubek parującej kawy, wiedziała, że jest to oferta rozejmu i nie mogła powstrzymać uśmiechu, który pojawił się w kącikach jej ust.

– Ze mnie się śmiejesz? – zapytał, przesuwając ustami po jej włosach.

Potrząsnęła głową.

– Po prostu czasami bardzo przypominasz mi Kserkse-sa. Gdy włożyłeś mi w rękę ten kubek kawy, skojarzyło mi się z tym, jak Kserkses wtyka mi nos w dłoń, gdy chce, żebym go pogłaskała. Co ja mam z wami zrobić?

– Pogłaskać. – Przesunął palcami po jej karku. Emelina zadrżała.

– Czy chcesz mnie w ten sposób przeprosić za to, że oskarżyłeś mnie o uwodzenie biednego Joe'ego?

– Może. – Westchnął. – Nie przywykłem do przepraszania, Emmy.

– Spróbuj.

Usłyszała, że wciągnął oddech, po czym powiedział równym tonem:

– Przepraszam, Emmy. Nie powinienem był tak się na ciebie rzucać bez powodu.

– Nie, nie powinieneś – przyznała gładko.

– Po prostu jestem trochę przewrażliwiony na tym punkcie.

– Nie masz prawa! – zawołała, wciąż zwrócona twarzą do okna.

– I ty to mówisz? Po ostatniej nocy? – Nadal przesuwał pieszczotliwie palcami po jej karku.

– To, co zdarzyło się ostatniej nocy, nie daje ci do mnie żadnych praw, Julianie – powiedziała.

– Myślę, że sama nie wierzysz w to, co mówisz, kochanie. Wiesz chyba, że teraz, kiedyjuż jesteś moja, nie mam zamiaru oddać cię żadnemu mężczyźnie – odparł Julian z napięciem. -Ale nie wpadaj w panikę. Nie będę cię popędzać.

– Nawet nie potrafię powiedzieć, jak bardzo jestem ci wdzięczna! – zdobyła się na sarkazm.

– Cieszę się. A teraz, skoro już wyczerpaliśmy temat, proponuję, żebyśmy przeszli do następnego. Chciałem ci dzisiaj zaproponować kolację w restauracji na wybrzeżu. Ale nie mam tu samochodu, więc musielibyśmy pojechać twoim.

– Czy to zaproszenie obejmuje również Joe'ego?

– To nie wchodzi w grę. Joe zaraz po założeniu podsłuchu wyjeżdża. Nie wróci, dopóki go nie przywołam.

– A kiedy to nastąpi? – zapytała zaczepnie. -Wtedy, gdy będę miał powody do przypuszczeń, że coś się nagrało na taśmach zainstalowanych w domu Leightona. A teraz przestań mnie prowokować, kochanie. Do dwudziestego ósmego zostały nam jeszcze cztery dni.

– Jeśli sądzisz, że będę się tu kręcić dokoła ciebie, żebyś nie umarł z nudów… – zaczęła, ale on natychmiast jej przerwał. Podszedł o krok bliżej i wyjął kubek z jej dłoni. Pocałunek przywołał wszystkie wspomnienia namiętnej nocy i skutecznie uciszył Emelinę. Gdy Julian odsunął się od niej, oboje mieli przyspieszone oddechy.

– Zapraszam cię tylko na kolację. Nie do łóżka – powiedział.

Julian przebywał z nią prawie bezustannie, ale nie próbował zaciągnąć jej do łóżka. Chodziła z nim i z Kserksesem na długie spacery po plaży, czasami także do wsi na kawę i po pocztę. Wyprawy do wioski przynosiły jej pewną satysfakcję: otwarte spojrzenia i ciche szepty ustały. Najwyraźniej po wiosce rozniosło się, że pan Colter nie ma ochoty być przedmiotem otwartych dociekań. Nikt też nie próbował już więcej ostrzegać Emeliny, że dobiera sobie niewłaściwych przyjaciół.

– Sterroryzowałaś ich, kochanie – zauważył Julian.

– Chcesz powiedzieć, że to ty ich sterroryzowałeś, a ja tylko uświadomiłam im ryzyko, na jakie się narażają. Julianie, czy nie przeszkadza ci, że wszyscy tak o tobie gadają?

– Nieszczególnie. Przyjechałem tu, bo potrzebowałem odpoczynku i samotności. Dzięki podejrzanej reputacji uzyskałem jedno i drugie. Usłyszałem kilka przyciszonych uwag na swój temat, a poza tym nikt mnie nie zaczepiał – odrzekł swobodnie.

– Oprócz mnie – zauważyła Emelina sucho. – Popsułam wszystkie twoje plany dotyczące spokoju i izolacji, prawda?

– Ty – odrzekł miękko – sprawiłaś, że cała ta wycieczka nie była stratą czasu.

Emelina napotkała jego ciepłe spojrzenie i zebrała się na odwagę.

– Julianie, dlaczego właściwie przyjechałeś do Ore-gonu na urlop?

– Próbowałem uciec przed stresami w pracy – odrzekł łagodnie.

Co nie znaczy absolutnie nic, pomyślała, i pospiesznie zmieniła temat.

– Julianie, dzisiaj jest dwudziesty ósmy. Może wieczorem dowiemy się czegoś kompromitującego o Ericu Leightonie.

– Może.

– Brzmi to sceptycznie.

– Kochanie, mówiłem już, że twój plan jest raczej bezsensowny. Widać w nim dużą wyobraźnię, ale…

– Ale myślisz, że nic nam z niego nie przyjdzie? W takim razie po co zawracałeś sobie i Joe'emu głowę z zakładaniem podsłuchu?

– Bo zawsze staram się dotrzymać zobowiązań ze swojej strony. Tak jak i ty – odpowiedział po prostu.

Gdy Julian wieczorem odprowadzał Emelinę, w domu Leightona nadal nie było żadnych oznak życia. Julian pozwolił jej wejść na szczyt urwiska i rozejrzeć się szybko, by mogła się upewnić, że niczego nie przeoczyli.

– Emmy, jeśli cokolwiek zdarzy się dzisiaj w tym domu, będziemy to mieli na taśmie. Masz się nie zbliżać sama do tego miejsca, słyszysz?! – nakazał kategorycznie.

– Słyszę, Julianie – westchnęła.

– Nie martw się – powiedział z krzywym uśmieszkiem – nic przez to nie stracisz. Siedź w domu do rana. I myśl o mnie – dodał. Pociągnął ją w ramiona i pocałował szybko i mocno. Kserkses trącił ją nosem w rękę, domagając się czułego pożegnania, i po chwili Emelina patrzyła na dwie postacie płci męskiej oddalające się drogą. Czy Julian miał rację? Czy nic się dzisiaj nie stanie? I co wtedy zrobi? Bardzo liczyła na to, że jej plan przyniesie efekty. Jeśli nie, będzie musiała wymyślić jakiś inny sposób ochrony Keitha.

Wyglądało na to, że Julian chętnie poczyniłby dla niej kolejne kroki. Z lekkim dreszczem Emelina opuściła firankę i poszła do łóżka. Będzie się zastanawiać nad innymi możliwościami dopiero wówczas, gdy jej pierwotny plan nie przyniesie żadnych efektów. Nie ma sensu martwić się na zapas. Już i tak ma wobec Juliana wystarczające zobowiązania.

Ta myśl sprawiła, że nie mogła zasnąć przez następne dwie godziny. W końcu zirytowana odrzuciła kołdrę i poszła do kuchni sprawdzić zawartość lodówki.

Księżyc świecił jasno i nie musiała zapalać światła, stała więc w mroku i gryzła krakersa z serem topionym, gdy nagle w pewnej odległości zobaczyła tylne światła samochodu. Ktoś jechał w stronę plaży. Ściśle biorąc, ktoś jechał w stronę domu Erica Leightona. Emelina przełknęła resztę krakersa i poczuła, że w jej żyłach zaczyna płynąć czysta adrenalina. A więc jednak coś się tej nocy miało wydarzyć! Nie myliła się!

Pobiegła do sypialni. W ciemnościach znalazła tenisówki, spodnie i czarny sweter. Zakaz Juliana poszedł w zapomnienie. Emelina wysunęła się z domu i ruszyła w stronę morza.

Na skraju urwiska położyła się na brzuchu i ostrożnie zerknęła na plażę. Miała rację. Samochód, który wcześniej zauważyła, dużym łukiem dojeżdżał właśnie do domu Leightona po żwirowej drodze prowadzącej od dalszego końca plaży. Emelina obserwowała samochód, drżąc z zimna w wilgotnym nocnym powietrzu. Czy Erie Leighton znajdował się w środku?

Auto zatrzymało się na tyłach domu. Człowiek, który z niego wysiadł, w jednej ręce niósł papierową torbę, a w drugiej walizkę. Emelina wpatrywała się w mrok, usiłując sobie przypomnieć, jak dokładnie wyglądał Leighton. To musiał być on. Kto inny mógłby tu przyjechać o tej porze?

Przesunęła się o cal dalej po krawędzi urwiska. Gdy drzwi domu zamknęły się za mężczyzną, wzięła głęboki oddech i chyłkiem przekradła się w dół, na plażę.

Co tam może się dziać? Dlaczego nikogo więcej nie było w pobliżu? Co się znajdowało w tej walizce? Emelina zeszła z urwiska i ukryła się za skalnym nawisem. Na szczęście plaża była nierówna i kamienista. W skałach wzdłuż krawędzi urwiska z łatwością można było znaleźć schronienie.

Nikt więcej jednak nie przyjechał i wyglądało na to, że w domu nic się nie dzieje. Emelina przeczołgała się wzdłuż odkrytego kawałka plaży i dotarła do dużej skały w pobliżu domu. Skuliła się za nią i dla rozgrzewki przesunęła dłońmi po ramionach. Dlaczego, do diabła, nie wzięła żadnej kurtki? Zamarznie, jeśli będzie musiała czekać tu długo.

W tej samej chwili usłyszała za plecami cichy dźwięk i natychmiast zapomniała o chłodzie. Odwróciła się instynktownie, zareagowała jednak zbyt wolno. Twarda dłoń nakryła jej usta i ktoś pociągnął ją na piasek u podnóża skały. Jakiś mężczyzna nakrył ją swym ciałem i unieruchomił.

– Cicho bądź i przestań się szamotać, ty kretynko!

– zazgrzytał wściekle głos Juliana.

Uczucie ulgi było obezwładniające. Julian ostrożnie zdjął rękę z jej ust i przyciągnął ją do siebie.

– Zachowuj się cicho – polecił.

Skinęła głową, z trudem łapiąc oddech. Ciepło jego ciała było bardzo przyjemne. Przysunęła się bliżej. Julian otoczył ją ramieniem, wychylił się za krawędź skały i spojrzał w stronę domu.

– Cholera! – szepnął. – Teraz jesteśmy tu uwięzieni. Do brzegu przybija łódź.

– Łódź?

– Cicho. Mówię poważnie, Emmy. Ani słowa, dopóki nie znajdziemy się bezpiecznie w domu. Wierz mi, wtedy będziesz miała wiele powodów, by krzyczeć! Mówiłem, żebyś tu dzisiaj nie przychodziła! Jak śmiałaś być tak nieposłuszna? Boże drogi, kobieto, spiorę ci ten twój uroczy tyłek pasem!

Do brzegu zbliżała się wiosłowa łódź, w której siedziały dwie osoby, a Leighton – to musiał być on – schodził po schodach na ich spotkanie.

Łódź przybiła do brzegu i wszyscy trzej ruszyli w stronę domu. Gdy przechodzili przez plażę, Emelinie i Julianowi udało się pochwycić fragmenty prowadzonej przyciszonym głosem rozmowy:

– Jezu, jak zimno. Masz jakąś kawę, Leighton?

– Tak, kupiłem po drodze. Ty zawsze narzekasz na zimno, Dan, nawet w środku lata!

– No cóż – zauważył trzeci mężczyzna filozoficznie – biorąc pod uwagę zyski, jakie przynoszą nam te małe wycieczki, mnie osobiście nie przeszkadza, że trochę zmarznę po drodze.

– Wszystko zgodnie z planem? – zapytał krótko Leighton.

– Och, tak. Charlie siedzi na statku i czeka, aż wrócimy z towarem.

– Charlie? A co się stało z tym poprzednim facetem?

– W głosie Leightona zabrzmiał niepokój.

– Zgarnęli go w zeszłym tygodniu w gejowskim barze za palenie skręta – roześmiał się mężczyzna.

– Możesz to sobie wyobrazić? Przez dwa lata wozimy tu bez żadnych przeszkód poważny towar, a ten kretyn daje się zamknąć za marihuanę!

– Gliny pewnie namierzały bar, a on miał pecha, że znalazł się tam akurat niewłaściwego wieczoru – rzekł drugi. -Ale wszystko będzie w porządku. W przyszłym miesiącu wróci do pracy.

Dalszego ciągu rozmowy nie usłyszeli, gdyż mężczyźni weszli po rozchwianych schodkach na ganek i zniknęli we wnętrzu domu. Po chwili, która wydawała jej się wiecznością, Emelina poruszyła się pod ciężarem Juliana.

– Ciężki jesteś – szepnęła.

– Trudno. Nie ruszaj się.

– Ale oni są teraz w domu. Nie mogą nas zauważyć.

– Nie wiemy, jak długo tam zostaną. Ajeśli zdecydują się wrócić na plażę, gdy będziemy w połowie ścieżki? Wtedy na pewno nas zobaczą. – Julian przesunął się nieco i pociągnął ją bliżej. – Na razie jesteśmy tu uwięzieni. Przysięgam, Emelino, gdy już będzie po wszystkim, to sprawię ci takie lanie, że nie będziesz mogła usiąść przez tydzień!

– Nie przesadzaj – mruknęła.

– Zważywszy na okoliczności, i tak zachowuję się wyjątkowo spokojnie! Gdy się obudziłem i usłyszałem, że Kserkses skamle, by go wypuścić, wiedziałem, że coś jest nie tak. Ubrałem się i poszedłem do ciebie. Okazało się, że nie ma cię w domu, ale wiedziałem, gdzie szukać. – Groźnie zacisnął dłoń na jej talii. – Powiadam ci, Emmy Stratton, że to, co z tobą zrobię, gdy się stąd wydostaniemy, na pewno dla ciebie będzie o wiele bardziej bolesne niż dla mnie!

– Przestań mi grozić – warknęła z wściekłością.

– Nikt cię nie prosił, żebyś mnie szukał. Świetnie sobie radziłam sama.

Usłyszała nad głową stłumione przekleństwo. Julian usiłował pohamować gniew. Zanim jednak zdążył coś powiedzieć, drzwi domu Leightona znów się otworzyły i pojawili się w nich trzej mężczyźni. Dwaj, którzy wracali do łodzi, pili jeszcze kawę ze styropianowych kubków, a jeden z nich miał w ręku przywiezioną przez Leightona walizkę.

– Nie przejmujcie się – poradził swobodnie Leigh-ton. – Do zobaczenia za miesiąc.

Tamci skinęli głowami. W chwilę później Leighton zepchnął łódź z piasku. Przez moment patrzył, jak łódź znika za skałami, po czym szybko wrócił do domu. Zaraz potem światła zgasły. Leighton wsiadł do samochodu i odjechał drogą prowadzącą na szczyt urwiska.

– Dobra, Miss Tajnych Agentek, chodźmy stąd.

– Julian podniósł się na nogi, otaczając dłonią przegub Emeliny. Pociągnął ją za sobą i bez słowa poprowadził w stronę wąskiej ścieżki.

Dopiero na skraju urwiska Emelinie udało się złapać oddech. Z twarzą rozjaśnioną triumfem wybuchnęła potokiem słów.

– Udało się, Julianie! Teraz wiemy na pewno, że Leighton używa tego domu do przemytu narkotyków albo czegoś w tym rodzaju. Nie mogę się doczekać, żeby powiedzieć o tym Keithowi. To, co wiemy o Leightonie, jest o wiele groźniejsze od tego, czym on mógłby obciążyć mojego brata!

– Sądzisz, że to będzie takie łatwe? – spytał Julian. Zbliżali się już do domu.

– Myślisz, że ktoś taki jak Eric Leighton będzie tolerował fakt, że twój brat wie o jego comiesięcznych wycieczkach do Oregonu? Głupia jesteś, moja damo. Jeśli Keith również zechce zrewanżować się szantażem, to bardzo prawdopodobne, że długo nie pożyje!

Emelina gwałtownie pobladła. Gdy Julian wszedł do domu i zapalił światło, zobaczył, że wpatruje się w niego z przerażeniem na twarzy. Z oczami rozszerzonymi strachem stała nieruchomo pośrodku saloniku. Odpędził od siebie pragnienie, by ją wziąć w ramiona i pocieszyć.

– Czas już, żebyś się trochę przestraszyła – powiedział, wbijając pięści w kieszenie dżinsów. Stał na szeroko rozstawionych nogach i patrzył na nią bezlitośnie. – To nie jest zabawa, Emmy. Przyznaję, że miałaś intuicję i wyobraźnię, ale muszę ci odjąć punkty za brak rozsądku. Na tej plaży mogłaś się wpakować w poważne kłopoty. Jak myślisz, co by zrobił Leighton i jego przyjaciele, gdyby cię tam znaleźli?

– Byłam bardzo ostrożna, Julianie!

– Byłaś bardzo głupia – poprawił ponuro.

– Przestań na mnie krzyczeć! To był mój plan. Miałam prawo sprawdzić, co się dzieje.

– Kazałem ci trzymać się dzisiaj z daleka od tego domu. Dałaś mi słowo.

– Nie dałam – rozłościła się. – Zapytałeś mnie, czy słyszę, co mówisz, a ja powiedziałam, że słyszę. Nie obiecywałam, że posłucham.

– Masz cholernie dużo zimnej krwi, żeby tak dzielić włos na czworo – prychnął.

Emelina dopiero teraz zauważyła, jak bardzo był wściekły.

– Posłuchaj, Julianie. Bardzo mi przykro, że tak się o mnie musiałeś martwić, ale wszystko jest w porządku. Nic się nie stało i teraz wiemy, że Leighton naprawdę robi coś nielegalnego. Doceniam twoją pomoc w przygotowaniu pułapki i miałeś świetny pomysł z tymi paragonami. Bez tego moglibyśmy tu stracić kilka tygodni na obserwacji i czekaniu. Ale teraz nie ma żadnego powodu, żebyś był taki zły. W końcu jesteśmy górą w tej sytuacji i dalej już poradzimy sobie z Keithem sami.

Popatrzył na nią z niedowierzaniem.

– Daj sobie spokój, Emmy. Nie ułagodzisz mnie tak jak Kserksesa, przemawiając do mnie łagodnie i głaszcząc mnie po głowie!

– Nie próbuję cię ułagodzić – wybuchnęła Emelina. – Chcę cię przekonać!

– Nie jestem w nastroju do wysłuchiwania twojego pokrętnego przekonywania. Mam ochotę sprać ci tyłek. Wydaje mi się, że to jedyny sposób, żeby się z tobą dogadać!

Emelina uświadomiła sobie, jak bliski Julian był spełnienia swej groźby, i odruchowo cofnęła się o krok.

– Nie ośmielisz się mnie dotknąć! Podszedł bliżej.

– Czy nie wiesz, Emmy, że diabła nie wolno kusić? -zapytał spokojnym, złowieszczym tonem. -Oczywiście, że mogę cię dotknąć. Dam ci lekcję, jakiej szybko nie zapomnisz, moja damo. Od dzisiaj masz słuchać, gdy ci każę coś zrobić.

Emelina straciła resztki opanowania. Odwróciła się i wybiegła z domu. Zanim zdążyła się zastanowić, już była na schodach. Kserkses radośnie wypadł za nią przez otwarte drzwi, nawet o pierwszej w nocy chętny do udziału w nowej zabawie. Za nim wybiegł Julian.

Emelina biegła ulicą w stronę swojego domu, a Kse-rkses tuż za nią. W blasku księżyca jej włosy lśniły, a zaokrąglone kształty wyglądały bardzo kusząco. Julian zbliżał się do niej pomału, z ponurą świadomością, że staje się coraz bardziej podniecony. W tym ściganiu własnej kobiety było coś prymitywnego, co napełniało go zadowoleniem. Czuł dziwną euforię i był zdeterminowany wygrać tę próbę sił.

Dogonił ją wreszcie, otoczył ramieniem i zatrzymał pośrodku drogi. Emelina wydała z siebie słaby jęk protestu. Kserkses stanął i spojrzał na nich pytająco.

– Julianie! – Emelina gwałtownie łapała oddech. – Puść mnie natychmiast!

Ignorując to żądanie, przerzucił ją sobie przez ramię i trzymał mocno, świadomy wypukłości jej uda pod swoją dłonią. Zastanawiał się, co zrobić najpierw: przełożyć ją przez kolano i spuścić manto, czy też kochać się z nią. Gdy próbowała się uwolnić, dał jej lekkiego klapsa.

– Przestań się wyrywać i bądź grzeczna, bo i tak cię nie puszczę – powiedział, wspinając się na schody. Otworzył drzwi kopniakiem. Emelina doceniła powagę sytuacji i z niepokojem przełknęła ślinę.

Julian przeniósł ją przez próg i bez wahania skierował się prosto do sypialni. Pochylił się i bezceremonialnie rzucił ją na środek łóżka. Wyprostował się, oparł ręce na biodrach i patrzył na swego więźnia z mieszaniną satysfakcji i wyczekiwania.

Emelina przyglądała mu się niepewnie. Nadal czuła odrazę do tego, co zrobił, ale niejasno uświadomiła sobie, że w gruncie rzeczy nie boi się go. Julian Colter był tego wieczoru naładowany emocjami, urażony i bardzo z niej niezadowolony, ale z niezawodnym kobiecym instynktem wiedziała, że nigdy nie wyrządzi jej żadnej krzywdy. Pomimo agresywnego nastroju, obchodził się z nią ostrożnie. Mężczyzna, który ma zamiar fizycznie skrzywdzić kobietę, dotyka jej w zupełnie inny sposób.

To wszystko nie oznaczało jednak, że następnych kilka minut będzie dla niej łatwe. Tym razem trudno będzie ułagodzić Juliana.

– Proszę, Julianie, spróbuj się uspokoić i bądź rozsądny – zaczęła ostrożnie, cofając się nieco na łóżku. – Przykro mi, że tak się przeze mnie zdenerwowałeś, ale jeśli się przez chwilę nad tym zastanowisz, to zrozumiesz, że miałam prawo dzisiaj tam być.

Powoli zaczął rozpinać guziki swojej koszuli, patrząc na nią przymrużonymi oczami.

– Przez całą drogę tutaj zastanawiałem się, czy powimenem dać ci lanie, czy kochać się z tobą aż do chwili gdy nie będziesz w stanie się ruszyć. Chyba w końcu się zdecydowałem.

Oczy Emeliny rozszerzyły się nerwowo. Przesunęła się jeszcze dalej na drugi koniec łóżka. Niestety, był to ślepy zaułek, gdyż łóżko przylegało do ściany. Spróbowała jeszcze raz.

– Julianie, wydaje mi się, że powinniśmy porozmawiać. S…seks nie jest żadnym wyjściem w takiej sytuacji. Przyznaję, że zdarzyło się między nami m…małe nieporozumienie. Rozumiem twój punkt widzenia – dodała szybko, gdy rzucił koszulę na drugi koniec pokoju i zaczął rozpinać spodnie. Po chwili stał przed nią zupełnie nagi. Z fascynacją spojrzała na jego podniecone, imponujące ciało.

– Chodź tu, Emmy – nakazał zbyt łagodnym głosem. – Chodź tu i porozmawiajmy o naszym małym nieporozumieniu. Pozwól, że wyjaśnię ci lepiej mój punkt widzenia.

Bezradnie powiodła wzrokiem po ciemnym zaroście na jego piersi w dół aż do mocnych ud, po czym znów napotkała spojrzenie jego błyszczących oczu.

– Julianie, seks niczego nie rozwiązuje! – tłumaczyła.

– Nie zgadzam się. – Oparł kolano na łóżku. – Myślę, że dostarczy mi wiele satysfakcji. A jeśli nie, spróbuję drugiej możliwości.

– Sprawisz mi lanie? Nie ośmieliłbyś się! Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.

– Chodź tu, moja słodka Emmy. Mam zamiar cię dzisiaj tak zmęczyć, żebyś już nie miała siły ode mnie uciekać.

Emelina wzięła głęboki oddech i skurczyła się pod ścianą.

– Do cholery, Julianie, nie dam się zastraszyć! Nie zawracał sobie więcej głowy mówieniem. Oczy mu pociemniały. Sięgnął po swoją kobietę ze zdeterminowaną arogancją mężczyzny, który ma zamiar wziąć to, co do niego należy.

Загрузка...