ROZDZIAŁ ÓSMY

Na widok bardziej niż zwykle pochmurnej twarzy Cardelliniego, który wieczorem powitał ich w Port-land, Emelina zrozumiała, jak bardzo pragnęła, by sielanka z Julianem mogła nadal trwać.

– Co się stało, Joe? – zapytał Julian, wsuwając się za Emelina na tylne siedzenie lincolna.

– Dziś po południu miałem wiadomości z biura w Arizonie, szefie -powiedział Joe cicho, wyjeżdżając z lotniska. – Mają jakieś problemy w Tucson. Tony prosi o jak najszybszy kontakt.

Emelina wcisnęła się w kąt i patrzyła przez okno. Nie chciała nic wiedzieć o tej stronie życia Juliana.

– Zadzwonię do niego jutro z samego rana. Chyba tyle może poczekać? – Julian utkwił wzrok w profilu Emeliny.

– I tak nie mógłby pan wiele zrobić dziś wieczorem, prawda?

– Raczej nie. Podrzuć nas do mieszkania Emeliny. Nie ma sensu wracać na wybrzeże, dopóki się nie dowiem, co się dzieje w Tucson.

Emelina odwróciła głowę i spojrzała na niego pytająco. Do jej mieszkania?

– Chyba mnie przenocujesz, Emmy? W końcu jestem przyjacielem rodziny – raczej stwierdził, niż zapytał Julian.

Zarumieniła się na myśl, że Joe wszystko słyszy. Do tej pory jednak i tak na pewno już się zorientował, jakiego rodzaju stosunki łączą ją z jego szefem.

– Czy to ma być pierwsza rata mojego długu?

– Nie – odrzekł śmiało. – Proszę o nocleg wyłącznie z racji naszej, hmm, przyjaźni.

Odwróciła wzrok od jego błyszczących oczu i niechętnie skinęła głową. Co miała powiedzieć?

– Dobrze, możesz do mnie pojechać.

– Dziękuję, Emmy.

W dwadzieścia minut później w milczeniu otworzyła drzwi swojego mieszkania i zapaliła światło w przedpokoju. Julian z wyraźnym zainteresowaniem rozejrzał się po wnętrzu utrzymanym w ostrych barwach.

– Widzę, że twoja fantazja wykracza poza wymyślanie intryg – uśmiechnął się.

– Nie przepadam za pastelowymi kolorami – odrzekła sucho.

Julian spojrzał na jaskrawożółty dywan, zielone meble i lśniące czarne dodatki.

– Żadnych różów i fioletów? -Obawiam się, że nie. Usiądź, a ja poszukam czegoś do jedzenia. Powinno być coś w zamrażarce. – Weszła szybko do sterylnie białej kuchni i zaczęła otwierać drzwiczki szafek. -Mogą być obwarzanki z tuńczykiem?

– Świetnie. – Głos miał nieobecne brzmienie, jakby Julian myślał o czymś innym.

– Julianie? – Zaciekawiona Emelina podeszła do drzwi i zajrzała do salonu. Stał obok stolika z maszyną do pisania i patrzył na leżący obok maszynopis.

– Odejdź stamtąd – nakazała szorstko. -Mówiłam ci, że nikomu nie pozwalam czytać moich książek.

– Oprócz anonimowych wydawców w Nowym Jorku? – dokończył, niechętnie odchodząc od stolika. – Czy nie mogłabyś zrobić dla mnie wyjątku, kochanie? Wiem już o tobie dosyć dużo i bardzo chciałbym dowiedzieć się więcej.

– Przykro mi – rzuciła krótko. – Nie robię żadnych wyjątków od tej akurat zasady.

– Nawet dla mnie, Emmy?

– Dla nikogo.

– Dlaczego, kochanie?

– Dlatego, że to jest za bardzo osobiste! Teraz chodź tu i powiedz, jak przyrządzonego lubisz tuńczyka.

Westchnął i przyszedł do kuchni.

– A jaki mam wybór?

– Z cebulą albo bez – odrzekła z kamienną twarzą.

– Bez.

Po kolacji usiedli na kanapie. Julian wziął Emmy w ramiona i pocałował.

– Dlatego właśnie wybrałem tuńczyka bez cebuli – wyjaśnił, gdy już oderwał usta od jej twarzy.

– Och – odpowiedziała słabym głosem. – Powinieneś był uprzedzić, to ja też jadłabym bez cebuli.

– Nic nie szkodzi, smakujesz wspaniale. – Znów ją pocałował, przyciągnął bliżej i posadził sobie na kolanach.

– Emmy, możliwe, że rano będę musiał wyjechać – szepnął, gładząc jej biodra.

– Czy… czy myślisz, że w Tucson dzieje się coś aż tak poważnego? – zapytała, marszcząc brwi.

– Możliwe. Jeszcze przed moim wyjazdem zaczęło się tam burzyć i wygląda na to, że teraz sytuacja eksplodowała.

– Och, Julianie – szepnęła Emelina niespokojnie.

– Czy będziesz za mną tęskniła? Wzięła głęboki oddech, wiedziała, że odpowiedź będzie miarą jej zaangażowania.

– Tak.

– To dobrze – odrzekł z zadowoleniem i pochylając się, powiódł ustami po jej szyi. Po chwili podniósł się, wziął ją na ręce i poszedł do sypialni.

Następnego ranka Emelinę obudził dzwonek telefonu. Poruszyła się leniwie nieco zdezorientowana, a potern rozpoznała ciężar ramienia Juliana na piersiach i z wysiłkiem otworzyła oczy.

– Julianie! Telefon!

– Słyszę – jęknął. – Nie zwracaj na to uwagi. To prawdopodobnie jeden z twoich poprzednich narzeczonych.

– Tylko Joe wie, że tu jesteśmy. – Uniosła się na łokciu i sięgnęła po słuchawkę. – Halo?

– Emmy? Joe. Czy jest tam szef? Muszę z nim natychmiast porozmawiać.

Ze smutkiem podała słuchawkę Julianowi. Oparł się o poduszki. Prześcieradło osunęło mu się do pasa.

– Tak, Joe, co się dzieje? – zapytał zrezygnowany. – Dobrze, dobrze. Zaraz do niego zadzwonię. – Spojrzał na Emelinę, która przesunęła się na drugi koniec łóżka, i wykręcił jakiś numer.

– Nie uciekaj, Emmy – szepnął czekając, aż ktoś po drugiej stronie podniesie słuchawkę. – Nie pocałowałaś mnie jeszcze na dzień dobry.

– Jesteś jak Kserkses – oburzyła się. – Myślisz, że masz prawo do czułości, gdy tylko przyjdzie ci na to ochota!

– Lepiej uwierz, że tak jest. Pocałuj mnie, kochanie. Ledwie jej usta dotknęły jego ust, usłyszała odgłos słuchawki podnoszonej na drugim końcu linii. Julian niechętnie oderwał się od niej. Emelina pomknęła pod prysznic. Nie chciała słuchać rozmowy, która miała odebrać jej Juliana.

Gdy Julian wszedł do łazienki, wiedziała, że nadeszło to, czego najbardziej się obawiała. Bez.słowa otoczył ją ramionami i przywarł twarzą do jej policzka.

– Jedziesz do Arizony, tak? – spytała.

– Muszę tam być dzisiaj po południu, Emmy. Nie chcę jeszcze wyjeżdżać. Nie tak szybko. – W jego słowach brzmiała szczerość, która dla Emeliny była pociechą. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. W milczeniu obróciła się w jego ramionach, przyciskając śliskie od mydła piersi do jego nagiego ciała, i uniosła twarz do jego twarzy.

– Joe przyprowadzi twój samochód z Oregonu – powiedział Julian przy śniadaniu. – Nie chcę, żebyś tam wracała, Emmy. Przynajmniej, dopóki to wszystko się nie skończy.

Po śniadaniu poszli na spacer. Joe zajął się potwierdzeniem rezerwaq'i Juliana. Żadne z nich nie wspominało o wyjeździe.

Gdy nadeszła pora wyjazdu na lotnisko, Julian ujął Emelinę pod brodę i uśmiechnął się do niej łagodnie.

– Kochanie, to nie jest koniec. Wiesz o tym, prawda?

– Wiem. – Ale następnym razem wszystko między nimi będzie wyglądało inaczej. Następnym razem będzie musiała wyrównać rachunek. – Och, Julianie, szkoda, że… – Zawiesiła głos, nie kończąc zdania.

– Zadzwonię do ciebie dziś wieczorem. – Pochylił się, by ją pocałować. – Bądź w domu.

– Zobaczę, czy uda mi się to zmieścić w rozkładzie dnia – uśmiechnęła się zaczepnie, ale oczy jej zwilgotniały i z jakiegoś powodu nie mogła przełknąć śliny.

– Lepiej tego dopilnuj – powiedział, nie okazując rozbawienia. – Bo jak nie, to następnym razem, gdy się spotkamy, naprawdę cię spiorę.

– Słowa, słowa. Będę w domu, Julianie – dodała szybko widząc, że on nie uważa tego za dobry temat do żartów.

Nie było czasu na dalsze rozmowy. W drzwiach pojawił się Joe. Emelina zauważyła wahanie na twarzy Juliana i wiedziała, że chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie mógł znaleźć słów. Ona czuła to samo. Pod wpływem nagłego impulsu podeszła do stolika i zgarnęła leżący na nim maszynopis.

– Trzymaj – włożyła go w dłoń Juliana. – Coś do czytania w samolocie. Do widzenia.

– Dziękuję, Emmy – odrzekł cicho, przenosząc wzrok z maszynopisu na jej twarz. Nie powiedział nic więcej. Pocałował ją odrobinę szorstko i wyszedł.

Przez następną godzinę Emelina przeklinała się za złamanie własnych zasad. Co ją podkusiło, żeby dać maszynopis Julianowi? Gdy wreszcie wyrobiła sobie filozoficzne podejście do sprawy i pomyślała, że nie ma sposobu, by mogła odzyskać maszynopis, Julian siedział już w samolocie do Tucson. Stewardesa podała mu kubek kawy. Otworzył paczkę i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w stronę tytułową z absurdalnym uczuciem, że wdziera się w intymny świat Emeliny.

Pomyślał jednak, że to śmieszne. W końcu miała nadzieję, że uda jej się opublikować tę książkę! Ludzie będą ją czytali. I sama mu ją dała. Ta ostatnia myśl napełniła go głębokim zadowoleniem. Spojrzał na tytuł: Więź umysłów. Gorliwie przewrócił kartkę i zaczął czytać.

Napotkał tam kobietę o imieniu Rana, która miała niezwykły problem. Urodzona w świecie, gdzie telepatia i zdolność do łączenia umysłów były normą, Rana pozbawiona była tej umiejętności i przez całe życie czuła się wyobcowana. Nie dla niej były związki, jakie powstawały, gdy zakochani w sobie mężczyzna i kobieta dzielili niezwykłą wspólnotę połączonych myśli.

By pozbyć się wrażenia, że nie pasuje do społeczeństwa, Rana zatrudniła się jako towarzyszka podróży najstarszej córki potężnego rodu. Miała zawieźć ją na sąsiednią planetę, gdzie na dziewczynę oczekiwał narzeczony – dziedzic równie możnej rodziny. Ta praca dawała Ranie szansę wyrwania się z własnej planety, a być może nawet z całego systemu słonecznego. Gdzieś tam w przestworzach galaktyki znajdowały się światy, w których ludzie tacy jak ona, nietelepaci, stanowili normę. Postanowiła poszukać takiego świata.

Najpierw jednak musiała wykonać swoje zadanie, które bardzo się skomplikowało, gdy statek, którym obie podróżowały, został zaatakowany przez wrogów przyszłego męża. Rana i jej towarzyszka, wystrzelone w przestrzeń kosmiczną w zepsutej szalupie ratunkowej, bezradnie dryfowały, czekając na ratunek. Główny problem leżał w tym, kto odnajdzie je pierwszy – sprzymierzeńcy czy też wrogowie narzeczonego, którzy chcieli porwać narzeczoną. W drugim rozdziale ratunek nadszedł. Rana i jej pracodawczyni, Kari, czekały w napięciu, gdy ktoś zaczął wyważać zepsuty właz.

– To bez sensu, Rano – powiedziała cicho Kari i ze zdumieniem wpatrzyła się w swą towarzyszkę. – Ich umysły są dla mnie tak samo zamknięte jak twój!Nawet nie potrafię powiedzieć, ilu ich tam jest!

– Mamy jeszcze strzelbę – zauważyła Rana. – Jeśli zgasimy światło, będziemy miały nad nimi niewielką przewagę. Otwór jest wąski i muszą wchodzić pojedynczo. – Nerwowo zacisnęła palce na rękojeści małej strzelby, którą znalazła w magazynie sprzętu.

– Co nam z tego przyjdzie? – Kari potrząsnęła głową. Ktokolwiek jest za drzwiami, jest uzbrojony po zęby.

– To jedyna szansa, jaką mamy. Schowaj się za konsoletą komputerową, Kari. Potrzebuję wolnej przestrzeni na linii strzału.

Wielki Heliosie!Nigdy w życiu jeszcze z niczego nie strzelała. Czy w razie konieczności zdobędzie się na przyciśnięcie cyngla? Wyłączyła światło. Nie miała czasu na rozmyślania. Drzwi zewnętrznej śluzy otworzyły się z sykiem i pojawiła się w nich sylwetka mężczyzny w ciężkim skafandrze próżniowym. Hełm miał odpięty i odrzucony na plecy. Rana widziała jego surową, pobrużdżoną twarz.

– Kari z rodu Thoran – odezwał się mężczyzna oficjalnie -jestem Chal. Ród Lanal wysłał mnie, bym ci przyszedł na ratunek. Nie bój się.

– Ona się nie boi, tylkojest nieśmiała wobec obcych – sprostowała Rana, pragnąc sprawić wrażenie, że kontroluje sytuację. Przy takim mężczyźnie trudno jest blefować. – To był nerwowy dzień. Dosyć się zdarzyło, by przyszła narzeczona dostała gęsiej skórki. A teraz może spróbujesz nas przekonać, że naprawdę jesteś tym, za kogo się podajesz.

Mężczyzna, który przedstawił się jako Chal, zatoczył łuk latarką i oświetlił jej postać przycupniętą za krzesłem przy konsolecie. Zastygł nieruchomo na widok pistoletu w jej dłoni.

– Kim jesteś, na Heliosa? – Oficjalne tony zupełnie znikły z jego głosu.

– Jestem towarzyszką podróży tej damy. Mężczyzna stał i przyglądał jej się uważnie. Na jego twarzy powoli pojawił się pełen uznania uśmiech.

– Jakoś zawsze uważałem damy do towarzystwa za potulne, łagodne istoty.

– Zmieniłyśmy się nieco przez wieki. – Rana poruszyła pistoletem. -Każjednemu ze swoich ludzi połączyć się telepatycznie z Domem Lanal. Zanim ruszymy dalej, chcę wiedzieć, kim naprawdę jesteś.

– Tak, pani – zgodził się kpiąco i ostrożnie wycofał w stronę włazu. – Może, gdy to twoje zadanie dobiegnie końca,poszukaszpracy u mnie?Przydałaby misie dama do towarzystwa, która poważnie traktuje swoje obowiązki.

– Ruszaj się! – syknęła Rana w desperacji.

– Już idę. Tylko pamiętaj, że gdyby ci przyszło dla mnie pracować, będę się spodziewał takich samych usług, jakie zapewniasz swojej obecnej pracodawczyni!

Julian uśmiechnął się lekko przy tych słowach. W postaci Chała było coś, z czym się identyfikował.

Zupełnie nie był zaskoczony, gdy bohaterka w końcu rzeczywiście podjęła pracę dla kosmicznego poszukiwacza przygód. Opowiadanie Emmy było naładowane emocjami, ale gdy Julian dotarł do ostatniej strony, uświadomił sobie, że najbardziej zafascynował go sposób, w jaki Emelina przedstawiła płomienny romans, który rozwinął się między Raną i Chalem.

Obydwoje obdarzeni byli przekleństwem nietelepa-tycznych umysłów. W społeczeństwie, gdzie telepatia była środkiem gwarantującym szczerość i uczciwość postępowania, ci dwoje musieli nauczyć się ufać ludziom w tradycyjny sposób. Dla nich miłość niosła ze sobą ryzyko, którego inni nie musieli się obawiać. Gdy kobieta-telepatka i mężczyzna-telepata zakochiwali się w sobie, nie było żadnych wątpliwości co do prawdziwości ich uczuć. Zawsze można to było sprawdzić łączeniem umysłów. Ta pewność była niedostępna dla Rany i Chala.

A jednak dzięki wyobraźni Emeliny powstał między nimi czuły i pełen miłości związek. Związek, który paradoksalnie wydawał się tym silniejszy i trwalszy, bo trzeba go było budować ostrożnie.

Julian zdał sobie sprawę, jak wiele z osobowości jego słodkiej Emmy znalazło się w tym maszynopisie. Prawość, żywa wyobraźnia, romantyczne spojrzenie na życie; wszystko to znalazło swój wyraz na stronach Więzi umysłów. Samolot wylądował w Tucson. Julian odebrał niezadowolonego Kserksesa i powiedział sobie, że w końcu będzie miał to wszystko. Musi to wszystko mieć. Jak bohater powieści Emeliny, żył w świecie, który był częściowo niedostępny, dopóki ona nie pojawiła się na horyzoncie.


Następnego popołudnia dzwonek telefonu przerwał Emelinie spekulacje na temat: „Co Julian sądzi o maszynopisie?" Podniosła słuchawkę i wydało się jej, że śni. Wydawnictwo z Nowego Jorku wyraziło chęć nabycia praw do Więzi umysłów.

Drżącą ręką odłożyła słuchawkę i przestała się martwić o to, że Julian przeczytał tę książkę. Wpatrzyła się w ścianę niewidzącym wzrokiem i z całego serca zapragnęła, żeby był tutaj i świętował razem z nią. Uświadomiła sobie naraz, że był to jedyny mężczyzna na świecie, z którym chciałaby uczcić to wielkie wydarzenie.

Nawet nie znała numeru jego telefonu w Tucson. W informacji powiedziano jej, że na liście abonentów nie ma Juliana Coltera.

O siódmej wieczorem otworzyła butelkę caberneta sauvignon, którą kupiła wcześniej za piętnaście dolarów, przygotowała małą porcję kawioru i nastawiła taśmę z nagraniem koncertu Mozarta. Gdy usiadła, by nacieszyć się tym wszystkim w samotności, zadzwonił telefon.

– Emmy? – usłyszała głęboki, ciepły głos Juliana. -Julian! -wykrzyknęła. – Och, Julianie, sprzedałam książkę! Dziś po południu miałam telefon z wydawnictwa! Chciałam do ciebie zadzwonić, ale nie znałam numeru. Mój brat wyjechał w interesach do Los Angeles i nie miałam komu się pochwalić!

– Sprzedałaś Więź umysłowi Gratuluję, kochanie, ale nie mogę powiedzieć, żebym był bardzo zdziwiony – zaśmiał się. – Podobała mi się ta książka. Bardzo.

– Naprawdę? – Opinia Juliana była dla Emeliny tak samo ważna jak opinia wydawcy.

– Mhm. Jak mogła mi się nie podobać, skoro na każdej stronie odnajdywałem coś z ciebie? – odrzekł po prostu.

– Och – powiedziała Emelina słabym głosem.

– Co teraz robisz?

– Teraz? Świętuję.

– Z kim? – Ciepły ton natychmiast zniknął z głos Juliana.

– Ze sobą – zawiesiła głos. Westchnął.

– Czy jestem zaborczy?

Emelina postanowiła to zignorować.

– A ty co robisz? – zapytała.

– Oglądam wieczorne wiadomości i głaszcze Kserk-sesa. Zdaje się, że za tobą tęskni.

– Mhm – mruknęła Emelina. – Brzmi to bardzo po domowemu.

– A ty sobie wyobrażałaś, że co zazwyczaj robię wieczorami?

– Nawet by mi nie przyszło do głowy, żeby to sobie wyobrażać.

– Na pewno próbowałaś. Jak mogłabyś się od tego powstrzymać?

– Julianie, czy ty się ze mną drażnisz?

– Tylko dlatego, że bardzo chciałbym być z tobą i świętować, zamiast tutaj głaskać Kserksesa – odparł.

– Julianie, taka jestem podniecona – szepnęła Emeli-na. – Chyba jutro rzucę pracę.

– Dlatego tylko, że sprzedałaś jedną książkę? – roześmiał się.

– Wydawnictwo jest zainteresowane współpracą mną. Potrzebuje wielu tytułów do nowej serii kobie fantastyki przygodowej. Oczekują następnej książki.

– W takim razie powinniśmy chyba poszukać agenta, prawda? Chyba wolałbym, żebyś nie wkracza ła w świat nowojorskich wydawców na własną rękę. – W głosie Juliana pojawił się poważny ton. – Czy mas zamiar wykorzystać w swojej nowej fabule własn przygody? – zapytał już lżejszym tonem.

– To zależy. Chciałbyś się znaleźć w książce, Julianie?

– Wielki Boże, nie! – wykrzyknął z przerażeniem.

– W takim razie musisz być dla mnie miły!

– Widzę, że ty także nie cofasz się przed niewielkim szantażem, kochanie. Tak się jednak składa, że nie mam oporów, by być wobec ciebie miłym. Gdybym był teraz z tobą, pokazałbym ci dokładnie, co mam na myśli.

– To brzmi jak aluzja erotyczna.

– Aluzje erotyczne to najciekawsze ze wszystkich aluzji.

– Mam wrażenie, że ta rozmowa za chwilę przerodzi się w obsceniczny telefon!

– Nic nie szkodzi – zapewnił ją. – Jesteśmy kochankami.

Jeszcze długo po odłożeniu słuchawki Emelina zastanawiała się nad tymi słowami. Kochankowie. Patrząc niewidzącym wzrokiem na resztki kawioru, uświadomiła sobie, że to słowo było prawdziwe, przynajmniej, jeśli chodziło o nią.

Była zakochana w Julianie Colterze.

Zakochana w Julianie Colterze.

Jak to możliwe? Nie potrafiła powiedzieć, kiedy przekroczyła niebezpieczną granicę między pożądaniem a miłością, ale wiedziała na pewno, że to już się stało.

Była zakochana w człowieku, o którym prawie nic nie wiedziała i wobec którego miała bardzo poważny dług do spłacenia. Podekscytowana zerwała się na nogi i zaczęła sprzątać pozostałości po swojej małej uczcie. Co powinna teraz zrobić? Co powinna zrobić kobieta zakochana w takim mężczyźnie jak Julian Colter? Na litość boską, on nie figurował nawet w książce telefonicznej!

Co tak naprawdę do niej czuł? Po tym, jak się kochali, nie mogła wątpić, że jej pragnął. Przypomniała sobie także, że można mu wierzyć. Ze swojej strony dotrzymał zobowiązania.

Dlatego też będzie się spodziewał, że ona go dotrzyma ze swojej. Wyprostowała się i zaniosła naczynia do zlewu. Jeśli o to chodzi, Julian nie będzie miał powodów do narzekania. Zawsze płaciła swoje długi. Ale gdy już to zostanie załatwione, jak długo jeszcze będzie jej pragnął? Do diabła, zbyt wiele było niewiadomych. Podeszła do telefonu i jeszcze raz spróbowała połączyć się z bratem. Keith na pewno ucieszy się na wiadomość o sprzedaży maszynopisu.

Tym razem miała szczęście. Był w hotelu, w którym przeważnie się zatrzymywał podczas pobytu w Los \ Angeles. Zareagował tak, jak sobie tylko mogła wymarzyć.

– Więc masz zamiar rzucić pracę? Tak po prostu?

– zaśmiał się wreszcie w słuchawkę.

– Chcę pisać przez cały czas, Keith. Zapewnili mnie, że są zainteresowani moją następną książką – powiedziała Emelina z podnieceniem.

– W takim razie, powodzenia. Nawet jeśli wydawnictwo zmieni zdanie, nie umrzesz z głodu, prawda?

– To znaczy, że od czasu do czasu pojawisz się z torbą jedzenia? – zaśmiała się.

– Wydaje mi się, że nie będzie takiej potrzeby, Emmy – odrzekł Keith swobodnie. – Julian dopilnuje, żebyś miała co jeść.

– Julian?! – wykrzyknęła ze zdumieniem.

– Mam nieodparte wrażenie, że ten człowiek zastawił na ciebie sidła, siostro, i tak łatwo cię z nich nie wypuści.

– Ale on nie… to znaczy my nie… nie planujemy małżeństwa ani nawet… nawet nie mamy zamiaru razem zamieszkać! – Emelina gwałtownie szukała słów, próbując wyjaśnić bratu sytuację. – Juliana i mnie nie łączy nic, co można by nazwać… związkiem -powiedziała, nie uświadamiając sobie, że w jej głosie pobrzmiewa smutek. – My, hmm, po prostu poznaliśmy się na plaży i on zaoferował mi pomoc w zastawieniu pułapki na Leightona. To wszystko, Keith, naprawdę.

– Jasne, że tak. – Prawie widziała, jak się uśmiecha do słuchawki. – Emmy, nie musisz przede mną udawać. Pamiętaj, że jestem twoim bratem. Bardzo dobrze wiem, że jesteś w nim zakochana.

– Och, Keith, co ja mam zrobić?

– Julian Colter potrafi zadbać o swoje sprawy – powiedział Keith. – A on chce ciebie. On się tobą zaopiekuje, Emmy.

– Ty idioto, wcale mi nie zależy na tym, żeby ktoś się mną zaopiekował!

– Wiem -westchnął. -Ty chcesz obietnicy płomiennej miłości i wiecznej, niegasnącej namiętności. Ale mężczyźni nie patrzą na życie w tak romantyczny sposób. Powinnaś już o tym wiedzieć. W każdym razie nie tacy mężczyźni jak Colter. Wierz mi na słowo, Julian myśli w dużo bardziej podstawowych kategoriach.

– W kategoriach takich jak seks? – zapytała lodowato.

– Tak, między innymi. A teraz powiedz mi dokładnie, co ustaliłaś z wydawnictwem. Kiedy nadejdzie umowa? Ile wypłacą ci zaliczki? Jaki procent od nakładu dostaniesz?

– Prawdę mówiąc, byłam za bardzo podniecona, żeby o to wszystko zapytać – powiedziała Emelina.

– W takim razie powinniśmy ci poszukać agenta.

– Tak właśnie powiedział Julian.

– Nie dziwi mnie to. Biznes wydawniczy to na pewno nie jest świat, w który należy wkraczać w różowych okularach. Może zemleć taką romantyczkę jak ty w drobny mak.

– Ty i Julian jesteście bardzo cyniczni!

– Na niektóre sprawy patrzymy tak samo. Wydaje mi się, że Colter podejdzie do tego bardzo rozsądnie.

Czy to ma znaczyć, że zastraszy wydawców, żeby płacili mi na czas? – zastanowiła się Emelina z grymasem na twarzy i zmieniła temat.

– Keith, czy miałeś jakieś wiadomości od Leightona?

– Nie. W zeszłym miesiącu, gdy postawił mi ultimatum, powiedział, że za jakiś czas pojawi się po pieniądze. Julian dzwonił wczoraj i zasugerował, żebym na razie zapłacił, żeby Leighton nie nabrał podejrzeń. Rozmawiał z policją w Oregonie. Dwudziestego ósmego będą obserwowali dom. Jeśli wszystko przebiegnie zgodnie z planem, powinienem mieć Erica z głowy przed pierwszym listopada. A to będzie wielka ulga – zakończył ze szczerym westchnieniem. – Co za historia! Nie wiem, co byśmy zrobili bez Coltera. Mogłoby się to skończyć bardzo niedobrze.

– Nie zapominaj, że to był mój pomysł! Keith roześmiał się.

– I pomyśleć tylko, że moim zdaniem był to wariacki plan, z którego absolutnie nic nie powinno wyniknąć. To dowodzi, że mężczyzna nigdy nie powinien lekceważyć swojej starszej siostry, prawda?

– Cieszę się, że czegoś cię to nauczyło – odrzekła słodko.

– Dobranoc, Emmy. Pamiętaj, co mówiłem o agencie. – Keith odłożył słuchawkę.

Czy agent poradziłby sobie z Julianem Colterem?

– zastanowiła się nagle. Może powinna wysłać agenta, by wynegocjował warunki spłaty jej długu. Z żalem odepchnęła tę myśl ód siebie. Nie miała żadnych podstaw do „negocjacji". Przyjęła pomoc Juliana i nieopatrznie obiecała zapłacić według jego życzenia.

Zawsze dotrzymywała słowa.

Dni biegły szybko, zbliżał się dwudziesty ósmy. Keith zadzwonił pewnego popołudnia i powiedział, że dokonał pierwszej wpłaty dla Erica Leightona.

– Boże, chciałbym zobaczyć jego twarz w chwili, gdy policja nakryje go z walizką pełną narkotyków! – zakończył.

Julian dzwonił prawie każdego wieczoru i z tego co mówił, Emelina wywnioskowała, że miał pełne ręce roboty w Tucson. Obawiała się zadawać zbyt wiele pytań. Informował ją jednak o swoich rozmowach z policją stanu Oregon i zapewniał, że wszystko przebiega zgodnie z planem.

– W następnym tygodniu będziemy mieli całą sprawę z głowy, kochanie – powiedział pewnego wieczoru. -I ten bałagan w Tucson też powinien się do tej pory skończyć. Wtedy znajdziemy czas dla siebie.

Emelina wzięła głęboki oddech i powiedziała z namysłem:

– Julianie, pragnę się pozbyć tego długu. Nie chcę, żeby mi dłużej wisiał nad głową.

– Nie martw się – odrzekł chłodno – to jest najważniejsza pozycja w moim terminarzu.

Emelina nie była pewna, czy powinna poczuć ulgę, czy strach.

W końcu nadszedł dwudziesty ósmy. Emelinę kusiło, by wrócić do wynajętego domku i obserwować akcję z bliska, ale wiedziała, że Julian byłby na nią wściekły, gdyby się o tym dowiedział, a ona nie czuła się teraz na siłach, by stawić mu czoło. Wróciła do pisania.

Dwudziestego dziewiątego rano zadzwonił telefon.

– Już po wszystkim, Emmy. – W głosie Juliana brzmiało ponure zadowolenie.

Emelina przymknęła oczy.

– Policja ma Leightona?

– Tak. Przed chwilą powiedziałem o tym twojemu bratu. Leighton nie będzie więcej zawracał mu głowy próbami szantażu. Będzie miał pełne ręce roboty, żeby się wywinąć z oskarżenia o przemyt narkotyków. A z tego, co usłyszałem od policji, nie ma najmniejszych szans, żeby mu to uszło na sucho.

Emelina wypuściła wstrzymywany oddech.

– Dziękuję ci, Julianie.

– Nie dziękuj. Masz zapłacić, pamiętasz?

– Tak. -Emelina znieruchomiała. Słuchawka zaciążyła jej w ręku, jakby była zrobiona z ołowiu. Od tego wieczoru, gdy powiedziała, że pragnie jak najszybciej pozbyć się długu, ton Juliana w rozmowach wyraźnie się ochłodził. Nie było więcej zaczepnych aluzji ani mowy o kochankach. Rozmowy stały się rzeczowe, a ta była najgorsza ze wszystkich. Emelina czuła, że zmienia się jakość ich znajomości, i nie miała pojęcia, jak temu zaradzić.

– Jest jeszcze kilka spraw, które muszę uporządkować, a potem będę wolny i zajmę się naszymi sprawami, Emmy -mówił Julian rzeczowo. – Zadzwonię pierwszego, w przyszłym tygodniu.

– Pozdrów ode mnie Kserksesa – poprosiła cicho i odłożyła słuchawkę. Zamrugała oczami, żeby powstrzymać łzy, które zebrały się pod powiekami.

W następnym tygodniu Julian wezwie ją do zapłacenia długu. Czego od niej zażąda? Pieniędzy? Może. Jaką ironią losu byłoby, gdyby się okazało, że zamieniła jednego szantażystę na drugiego. Nie miała kontaktów w kręgach biznesu, które Julian mógłby uznać za pożyteczne. Mógłby to być tylka jej brat, a Julian obiecał, że nie będzie do tego mieszał Keitha. Czego ktoś taki jak Julian Colter mógłby od niej chcieć?

Najbardziej ze wszystkiego na świecie chciała spłacić swój dług wobec Juliana Coltera. Dopóki tego nie zrobi, nigdy się nie dowie, czy jest jakaś szansa na związek między nimi.

Загрузка...