ROZDZIAŁ PIĄTY

Emelinę porwała fala podniecenia. Już poprzednim razem, gdy Julian wziął ją w ramiona, zareagowała z niezwykłą dla niej siłą, ale dzisiaj miała wrażenie, że on chce oszołomić wszystkie jej zmysły. Udawało mu się to i ten fakt był najlepszą miarą jej zaangażowania. Emelina bowiem znała siebie na tyle, by wiedzieć, że nie jest zdolna do fizycznego związku z mężczyzną bez więzi uczuciowej.

Z minuty na minutę miała coraz mniejszą możliwość wyboru. Jej myśli pędziły chaotycznie. Jak to możliwe, by tak się zaangażowała w związek z tego rodzaju mężczyzną? Ich znajomość nie powinna przekroczyć granicy zawartego układu. Boże drogi, już samo to było dla niej wystarczającym obciążeniem! Skąd więc brała się w niej pokusa, by zaangażować się jeszcze fizycznie?

Nie powinna była tego robić. To było głupie i niebezpieczne. Ale gdy usta Juliana z niewypowiedzianą czułością przesuwały się po jej dolnej wardze, Emelina przypomniała sobie, że już wcześniej tego dnia poczuła niezrozumiałą ochotę, by go chronić i bronić. Nadal czuła wobec niego pewną rezerwę, ale wiedziała, że dopóki nie wyrówna z nim rachunków, znajduje się po jego stronie na dobre i złe.

– Emmy, kochanie, czy wiesz, że przy tobie płonę? Gdy na ciebie patrzyłem przez te ostatnie dni, czułem ciepło, niepokój, pragnienie. Chcę, żebyś i ty czuła to samo. Chcę, byś mnie pragnęła, byś oddała mi się zupełnie. Pozwól mi się kochać z tobą, słodka Emmy.

Pozwolić mu kochać się z nią? Ta prośba była niedorzeczna. Jak mogłaby go powstrzymać? Emelina pogrążyła się w rozkosznym wyczekiwaniu i nie chciała myśleć o żadnych konsekwencjach tego, co się działo. Jej instynkt domagał się zupełnego poddania.

– Julianie, och, Julianie -westchnęła, gdy on powoli przesuwał usta na jej szyję. Oparła dłonie na jego mocnych ramionach, rozkoszując się ich siłą. Czuła na sobie jego twarde ciało i zdawała sobie sprawę z jego podniecenia. Wszystko to razem przyprawiało ją o zawrót głowy.

– Twoje ciało zostało stworzone dla mojego -mówił Julian z ustami na jej szyi, rozpinając górny guzik jej koszuli. – Jest dokładnie takie, jakie powinno być. Pełne, okrągłe, miękkie i niezmiernie pociągające!

– Jeśli to ma być miły sposób powiedzenia mi, że jestem gruba – wykrztusiła Emelina drżącym głosem – to chyba mi się nie podoba!

– To jest sposób powiedzenia ci, że jesteś doskonała. Dokładnie taka, jakiej potrzebuję – zaprzeczył Julian i odpinając drugi guzik jej bluzki, wsunął język między jej rozchylone usta.

Emelina tak była zafascynowana stwarzanym przez niego zmysłowym rytmem, że prawie nie zauważyła, iż Julian ją rozbiera coraz bardziej. Po chwili jego dłoń przesunęła się po jej nagiej piersi. Westchnęła głęboko i przysunęła się do niego. Julian coś szepnął. Niespokojnie poruszała się pod jego ciałem, które stawało się coraz cięższe i coraz mocniej wgniatało ją w dywan.

Wszystkie wrażenia skupiały się w jedno dojmujące pragnienie: dać Julianowi to, o czym marzył. Emelina poruszyła się niespokojnie, przyciskając pierś do jego dłoni. Gdy zaczaj kciukiem pieścić jej koniuszek, westchnęła.

– Julianie, powinnam cię powstrzymać. Wiem, że powinnam. Dlaczego nie mogę się na to zdobyć?

– W żaden sposób nie udałoby ci się mnie dzisiaj powstrzymać. Nawet o tym nie myśl, Emmy. Nawet o tym nie myśl – powtórzył, nie dopuszczając żadnych wątpliwości. Przesunął usta na jej pierś i delikatnie zaczał ją drażnić zębami. Emelina zadrżała, mimowolnie zginając nogę w kolanie. Miała wrażenie, że wszystkie mięśnie jej ciała napinają się jednocześnie. Było to przyjemne, ale i nieco denerwujące.

– Dotknij mnie, kochanie -poprosił Julian ochryple. – Proszę, dotknij mnie.

Jak mogła mu odmówić? Przesunęła palcami po jego karku i włożyła dłoń za kołnierzyk koszuli, gładząc go po ramionach. Ośmielona do dalszego działania oparła rozwarte dłonie o jego pierś i zajęła się górnym guzikiem. Julian uniósł się nieco nad nią. Gdy nie mogła sobie poradzić z guzikami, zniecierpliwiony sam zrzucił koszulę.

– Jesteś taki piękny – westchnęła, przesuwając palcami po jego piersi. – Jak Kserkses.

Ciemne oczy utkwione były w jej twarzy, a usta drgnęły w lekkim uśmiechu.

– Jak mój pies? Dzięki!

– Gładki i silny i… – Urwała, nie chcąc kończyć zdania.

– I jaki?

– I trochę przerażający – dokończyła szczerze.

– Boisz się mnie, Emmy? – Powoli wyciągnął się obok niej i powiódł ręką po jej brzuchu aż do zapięcia dżinsów. Nie odrywając wzroku od jej oczu, zaczął zdejmować resztę jej ubrania.

– Czasami. – Usta miała bardzo wyschnięte i w całym ciele czuła napięcie. Co się z nią działo?

– Nie bój się mnie. Dopóki wiem, że mogę ci ufać, nie masz żadnego powodu, żeby się mnie bać, słodka Emmy. – Pochylił głowę i pocałował ją szybko, po czym wsunął ręce pod pasek spodni i ściągnął je z jej bioder. Stało się to, zanim Emelina zdążyła się zastanowić, czy chce się posunąć tak daleko. Leżała naga przed kominkiem, kasztanowe włosy miała rozrzucone, i patrzyła na niego spod wpółprzymkniętych powiek.

W blasku ognia ich ciała przybrały złocisty kolor. Emelina zapragnęła ujrzeć Juliana w całej okazałości. Chciała widzieć jego ciało w tym złotym blasku.

– Robisz się bardzo śmiała – zażartował, gdy sięgnęła do zamka jego spodni. – Już najwyższy czas!

Emelina cofnęła rękę zawstydzona, ale on pochwycił jej przegub i poprowadził dłoń z powrotem. Ośmielona, rozebrała go powoli. Wciągnęła oddech, gdy zobaczyła, jak bardzo jest podniecony.

– Dotknij mnie jeszcze – błagał. – Boże, jak dobrze jest czuć twój dotyk! – Przez cały czas gładził jej ciało. Gdy przesunął dłoń na wewnętrzną stronę uda, jęknęła i oparła twarz na jego ramieniu.

– Podoba ci się to, Emmy? – szepnął, przesuwając dłoń wyżej po gładkiej skórze. – Czy sprawia ci to przyjemność?

– Och, tak – westchnęła, myśląc: jak to miło z jego strony, że tak się troszczy o jej zadowolenie. Jej były mąż nigdy nie zawracał sobie tym głowy i uważał, że jeśli stosunki małżeńskie jej nie zadowalają, to jest to jej własna wina. Emelina poczuła wdzięczność dla Juliana. Przysunęła się do niego bliżej i z wahaniem dotknęła jego muskularnego uda. Było mocne, szorstkie od włosów i podniecająco inne od jej skóry.

Próbowała go zadowolić w taki sposób, jak on zadowalał ją, głaszcząc i pieszcząc jego skórę, powoli zbliżając się do centrum pożądania. Ale gdy wahała się zbyt długo, Julian jęknął i przysunął się do jej dłoni, domagając się zmysłowego dotyku. Przywarł do niej, wsunął dłoń pod jej okrągłe pośladki i delikatnie pieścił ją kciukiem. Emelina poczuła niezwykłą falę podniecenia, przepływającą przez całe jej ciało.

– Julianie, och, Julianie! Czuję się tak… tak… Nie mogła znaleźć odpowiednich słów. Uczucie było przyjemne, ale także rozpraszające. Zapomniała o swej chęci, by pieścić go tak jak on ją. W tej chwili nie myślała o niczym oprócz ciepłego, płynnego miodu, który krążył w jej żyłach. Chciała wreszcie poznać, czym jest prawdziwe zaspokojenie. Przywarła do ramion Juliana, rozsunęła nogi i drażniła go czubkami piersi.

– Emmy – westchnął. – Emmy, tak cię pragnę! Uniósł się i z mocą wszedł w jej ciało, miękkie, jedwabiste i wilgotne. Siła jego wtargnięcia na chwilę zaparła Emelinie dech. Po chwili jednak odzyskała przytomność umysłu. Zniknęło gdzieś dziwne, nerwowe dążenie do zaspokojenia. Teraz najważniejsze było, żeby uszczęśliwić Juliana. Pragnęła tego bardziej niż zadowolenia dla siebie. Gdy przywarł ustami do jej szyi, jednocześnie poruszając się w niej w zmysłowej kadencji rosnącego pożądania, otoczyła go mocno ramionami i wygięła biodra w łuk.

– Tak, kochanie – wyszeptał namiętnie – poddaj mi się. Tak cię potrzebuję!

Emelina usłuchała i bez reszty skupiła się na zaspokojeniu go. Wyczuła, że on pragnie, by zupełnie się zapomniała. Musiał być przekonany, że nie potrafi mu się oprzeć. Oparła rozwarte dłonie na jego plecach i przylgnęła do niego, oplatając go mocno nogami i szepcząc słowa, które, jak sądziła, pragnął usłyszeć.

Próbowała ocenić tempo wzrastania jego podniecenia. Uświadomiła sobie, że jego ciało staje się coraz bardziej napięte, i uznała, że właściwa chwila nadeszła.

W pragnieniu, by okazać dokładnie taką reakcję, jakiej po niej oczekiwał, wyprodukowała coś, co miało być doskonałą imitacją spazmów namiętności wstrząsających kobietą w szczytowym momencie miłości. Ostrożnie wbiła paznokcie w rozpaloną skórę jego ramion, z całej siły napięła mięśnie i wstrzymując oddech powtarzała jego imię. Wiedziała, że musi to być dobra imitacja prawdziwych uczuć, gdyż kilkakrotnie wypróbowała ją na swoim byłym mężu, który okazał egoistyczne zadowolenie z efektu. Julian jednak nie odpowiedział na ten spektakl wybuchem męskiej satysfakcji, Emelina, nadal czując jego twardość, spłoszona otworzyła oczy. Co się dzieje, pomyślała w panice. Czy nie jest zadowolony? Dlaczego nie zachował się tak, jak powinien się zachować mężczyzna w tej sytuacji? Czy nie udało jej się go zadowolić? Na tę myśl poczuła strach. Tak bardzo chciała, żeby było mu dobrze!

– Jeśli już skończyłaś ten spektakl, to może wrócimy do tego, co prawdziwe?

W blasku ognia twarz Juliana była skurczona powstrzymywaną namiętnością i czymś jeszcze, co niebezpiecznie przypominało gniew. Emelina była zmieszana. Ani na chwilę nie dał się nabrać. Spojrzała mu w twarz bezradnie rozszerzonymi oczami. Co kobieta powinna powiedzieć w takiej sytuacji?

– Julian… – Schwyciła oddech. – Julianie, tak mi przykro. Nie potrafię. To znaczy, nigdy mi się nie udało i… i chciałam tylko zadowolić ciebie – wyrzuciła z siebie pospiesznie. Oczy Juliana pociemniały.

– Cicho bądź, moja Emmy, i pozwól, że ja się tym zajmę.

Pocałował ją w usta i wygiął biodra. Emelina poddała się. Zrobiła, co mogła, i nie udało się. Teraz pozostawało tylko trzymać się jego ramion, on zaś prowadził ją po szlakach, których nigdy jeszcze do końca nie poznała. Miała tylko nadzieję, że nie poczuje się zbyt mocno rozczarowany, jeśli nie uda jej się dotrzeć do końca.

Pozbawiona obciążenia, skupiła się teraz na własnych doznaniach. Jakieś rozżarzone węgle rozpalały jej biodra i przesyłały dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Dokąd prowadziło to dziwne napięcie?

Julian kochał się z nią, jakby była całym jego światem. Drażnił ją i torturował dłońmi i ustami. Nikt nigdy tak jej nie pieścił. Poddała się nowym przeżyciom i nie myślała już o niczym oprócz przebiegającej przez nią falami rozkoszy. Poruszała się pod nim już nie z wyrachowaniem, lecz z nieświadomej potrzeby. Znów wbiła paznokcie w jego skórę, tym razem niemal do krwi.

– Julian! – Ten okrzyk był jednocześnie rozkazem i prośbą.

– Trzymaj mnie, Emmy. Trzymaj mnie tak, jakbyś mnie nigdy nie miała wypuścić! – szepnął Julian. Jego palce przesunęły się w dół między ich splecionymi ciałami, odnalazły wilgotny, gęsty krzew i zrobiły tam coś, od czego Emelina poszybowała głową naprzód w niewidzialną przepaść.

Narosłe napięcie eksplodowało w całym jej ciele. Przywarła do mężczyzny, jakby był jedynym schronieniem w burzy wstrząsającej całą jej istotą. Prawie nie zauważyła jego gwałtownego rozładowania. Jak zza mgły dobiegł do niej dźwięk własnego imienia, a potem opadła pod ciężarem Juliana, pewna, że już nigdy więcej nie będzie się w stanie poruszyć.

Po dłuższej chwili Julian zsunął się z niej i przetoczył na bok. Emelina wynurzyła się rozmarzona z chwilowego snu bez snów. Odwróciła głowę, spojrzała na niego spod gęstych rzęs i zauważyła, że przypatruje jej się z zadowoleniem.

– Nigdy, przenigdy nie kłam przede mną, Emmy – ostrzegł ją miękko, przesuwając palcami po jej potarganych włosach. – Ani słowami, ani ciałem. Próba kłamstwa to najpewniejszy sposób, żeby mnie rozgniewać. Chcę od ciebie tylko szczerości, rozumiesz?

Emelinę przeszył nagły dreszcz mrożącej niepewności.

– Przepraszam, Julianie. Chciałam tylko, żebyś był zadowolony. Nie sądziłam, że jestem zdolna do… do odkrycia, na czym to naprawdę polega, a wiedziałam, że nie będziesz zadowolony, dopóki mnie nie zaspokoisz, więc… więc próbowałam się zachowywać tak, jakby to się stało. Och, nie wiem, jak ci to wytłumaczyć – powiedziała, odwracając głowę, żeby nie patrzeć mu w oczy.

Przytrzymał dłonią jej podbródek i uniósł głowę do góry. Tym razem zobaczyła w jego twarzy czułość.

– Ty słodka kretynko. Jesteś stworzona do namiętności, nie wiesz o tym?

– Nie – odrzekła szczerze. – Nie wiem!

– Ale tak jest i od tej chwili ja będę jedynym mężczyzną, który ma prawo przywoływać do życia tę stronę twojej osobowości. Czy to jasne? – zapytał obrysowując kciukiem jej usta.

Emelina czuła zbyt wielki zamęt w myślach, by protestować. Patrzyła na niego, szukając w jego twarzy wyjaśnienia tego, co się działo. Julian zauważył pytanie w jej oczach. Pochylił się i przesunął ustami po je ustach.

– A jeśli kiedyś jeszcze przyjdzie ci do głowy, by udawać namiętność, to obiecuję, że natychmiast wszystko przerwę i przełożę cię przez kolano. A zanim skończę lanie, nie będziesz w stanie nawet myśleć o takich zabawach!

– To brzmi nieco perwersyjnie – zaryzykowała Emelina, widząc błysk w jego oku.

Jego rozbawienie przerodziło się w wybuch szczerego śmiechu. Przygarnął ją do siebie.

– To jest perwersyjne – zapewnił ją. – i to bardzo. Nie śmiałbym niczego podobnego sugerować, gdybyś nie była taką czarownicą w łóżku! – Przesunął dłonią po jej udzie i zaczął drażnić jej usta swoimi. Emelina poczuła, że jego rozbawienie zmienia się w coś innego.

– Julianie? – zapytała cicho, gdy poczuła w ciele pierwsze oznaki pobudzenia.

– Musisz się wiele nauczyć, kochanie, a biorąc pod uwagę twój zaawansowany wiek, wydaje mi się, że nie powinniśmy tracić czasu.

– Och – odrzekła bez zastanowienia – zawsze uważa się, że kobiety osiągają szczyt formy po trzydziestce.

– Udowodnij mi to!

Gdy Emelina się obudziła, był ranek. Leżała w łóżku Juliana, nie na dywaniku. Powodem, dla którego się obudziła, nie było światło słońca sączące się spomiędzy chmur ani kolejny przypływ namiętności leżącego obok niej mężczyzny. Obudził ją zimny, wilgotny nos dotykający jej dłoni.

Kserkses oparł ciemny łeb na łóżku i wpatrywał się w nią intensywnie. Wyczekujący, żałosny wyraz jego pyska sprawił, że Emelina jęknęła i nakryła głowę poduszką.

Kserkses przystąpił do bardziej zdecydowanego działania. Znów trącił ją nosem i z jego gardła wydobył się cichy pomruk. Czyżby warczał na nią? Ta myśl natychmiast ją rozbudziła. Spojrzała na psa podejrzliwie, podciągając prześcieradło na nagiej piersi. Nadal uważała, że między panem a psem istnieje znaczne podobieństwo. Obydwaj, jeśli nie mogli osiągnąć swoich celów za pomocą uprzejmości, uciekali się do zastraszenia.

Kserkses spojrzał na nią z nadzieją, wyczuwając, że poczynił pewne postępy.

– Chce wyjść – ziewnął Julian obok niej. – Zdaje się, że ciebie wybrał do tego zaszczytnego obowiązku. Widzę, że twoja obecność w moim łóżku niesie ze sobą niebagatelne korzyści uboczne. Może wypuścisz go, a potem poćwiczysz robienie kawy, tak jak ci to kiedyś pokazywałem?

Emelina spojrzała na jego twarz, na której malował się wyraz absolutnej niewinności i zmarszczyła brwi, uświadamiając sobie, że jest zupełnie naga pod prześcieradłem.

– Nie mam zamiaru obsługiwać ciebie i twojego psa! Kserkses znów warknął złowieszczo. Emelina szybko odwróciła głowę i spojrzała na niego.

– Chyba powinnaś się ruszyć – powiedział Julian dobrotliwie za jej plecami. – Zdaje się, że zaczyna się niecierpliwić. A mnie przydałaby się filiżanka kawy.

– Mówiłam już, że nie będę służącą żadnego z was! – prychneła.

Tym razem to Julian warknął. Emelina nie czuła się na siłach walczyć z dwoma osobnikami płci męskiej. Ściągnęła narzutę z łóżka, owinęła się nią i posłusznie poszła za wezwaniem Kserksesa.

W oczach patrzącego na nią Juliana widoczne było rozbawienie, ale także zaborczość – ślad przeżytej namiętności. Gdy wyszła z pokoju, rzucił się z powrotem na poduszkę i zaczął rozmyślać o przyszłości. Będzie musiał teraz zachować ostrożność. Nie wątpił w to, że poprzedniego wieczoru zaciągnął ją do łóżka wbrew jej zdrowemu rozsądkowi, ale jak mógł się oprzeć pokusie nawiązania z nią intymnej więzi? Emelina była jakby stworzona dla niego i Julian otwarcie przyznawał przed sobą, że zachował się tak z powodu bardzo prymitywnego strachu przed jej utratą. Wszystkie instynkty nakazywały mu przykuć ją do siebie tak mocno jak tylko możliwe, a więzy namiętności wydawały mu się najlepszym sposobem.

Uśmiechnął się lekko na wspomnienie uwolnionej namiętności Emeliny. Do diabła, jeśli jeszcze kiedyś spróbuje udawać, to naprawdę sprawi jej lanie! Jej były mąż musiał być kompletnym idiotą, jeśli dawał się na to nabrać. To może i lepiej, pomyślał Julian z zadowoleniem. Nie chciał nawet wyobrażać sobie problemów, jakie stanęłyby przed nim, gdyby poznał Emelinę jako szczęśliwą mężatkę.

Westchnął, odrzucił prześcieradło i opuścił stopy na drewnianą podłogę. Poszedł do łazienki i włączył elektryczny grzejnik w ścianie. To, co zdarzyło się poprzedniego wieczoru, prawdopodobnie było nie do uniknięcia, pomyślał rzeczowo, wchodząc pod prysznic. Ale dzisiaj rano, gdy się obudziła, zauważył w jej oczach ostrożność i wiedział, że nie była jeszcze gotowa spędzać wszystkich nocy w jego łóżku.

I ma ragę, pomyślał ponuro. W końcu jeszcze nie wypełnił swojego przyrzeczenia.

– Twoja kawa. Możesz ją wypić albo wylać – obwieściła Emelina, wchodząc śmiało do łazienki i podając mu kubek ponad zasłoną prysznica.

Julian wziął od niej kubek, ale zanim zdążyła wycofać dłoń, ujął jej przegub i przytrzymał.

– Chyba nie uważałaś, gdy ci dawałem lekcję -powiedział z namysłem, upijając łyk. -Tego się nie da pić.

Po drugiej stronie zasłony Emelina uśmiechnęła się z satysfakcją.

– Uczę się powoli.

– Nie wszystkiego – odrzekł przeciągle, odsuwając zasłonę, by na nią spojrzeć. Stała nadal owinięta narzutą, włosy miała potargane i wyglądała bardzo kusząco. Powoli odstawił kawę i wolną ręką odwinął z niej narzutę.

– Julianie, nie! – zaprotestowała i uderzyła go po palcach, pospiesznie odwracając wzrok od jego nagiego ciała.

– Cicho, kochanie – powiedział hipnotyzującym tonem. – Chcę ci tylko pomóc przygotować się do nowego dnia. – Łagodnie pociągnął ją pod prysznic.

Po dłuższym czasie usiedli do śniadania.

– Co do dat na tych paragonach -powiedział Julian spokojnie, polewając syropem stertę gryczanych racu-chów.

– Właśnie, co z tym zrobimy? – Emelina była mu bardzo wdzięczna za neutralny temat rozmowy.

– Jeśli w tej twojej zwariowanej teorii, że Leighton używa domu na plaży do jakichś przestępczych celów, kryje się choćby cień prawdy, to prowadzi do wniosku, że ta działalność odbywa się według jakiegoś schematu. Jeśli cokolwiek się dzieje, to wyłącznie w końcu miesiąca.

– To ma sens, prawda?

– Emmy – westchnął Julian. – Mam nadzieję, że wiesz, jak bardzo mało prawdopodobne jest, że coś istotnego zajdzie w tym domu w przyszłym tygodniu.

– Musimy się przekonać, Julianie! To może być przełom!

– Dobrze, dobrze. Zobaczymy. Chciałbym tylko, żebyś się przygotowała na rozczarowanie – poradził.

– Przygotuję się – zgodziła się natychmiast, zupełnie nie mając takiego zamiaru.

– Chciałbym także przypomnieć, że jeśli pomogę ci się dowiedzieć, co się dzieje lub co nie dzieje w domu Leightona, tym samym wypełnię zobowiązanie ze swojej strony.

Emelina przełknęła duży kawałek racucha i w milczeniu skinęła głową.

– Nie musisz mi o tym przypominać – wykrztusiła w końcu cicho.

Westchnął i nakrył jej dłoń swoją.

– Przepraszam, kochanie. Powinienem był wiedzieć, że nie muszę ci przypominać. W końcu zawsze płacisz swoje rachunki, prawda?

– Tak – szepnęła i zajęła się racuchami.

Po śniadaniu Julian bez sprzeciwu pozwolił jej wrócić do siebie. Emelina była tym dosyć zaskoczona.

– Co będziesz dzisiaj robił? – zapytała niespodziewanie, stojąc na schodach i żegnając się z Kserksesem.

– Muszę zadzwonić.

– Do kogo?

– Do kogoś, kto dla mnie pracuje. Uciekaj już, Emmy. Wpadnę na lunch. Nie zawracaj sobie głowy robieniem kawy. Przyniosę swoją.

– Tak łatwo się poddajesz? – uśmiechnęła się.

– Absolutnie nie. Po prostu wydaje mi się, że nie powinienem cię uczyć zbyt wielu rzeczy naraz. Postanowiłem na razie skupić swoje wysiłki na tych dziedzinach, w których wykazujesz znaczny talent.

Emelina poczerwieniała i szybko zbiegła ze schodów.

Na świecie było tylu mężczyzn. Dlaczego musiała się wplątać akurat w kogoś takiego, jak Julian Colter? Dlaczego nie mogła sobie znaleźć kogoś konserwatywnego, niegroźnego i bezpiecznego?

Godzinę później wyjrzała przypadkiem przez okno i ujrzała Juliana, który wychodził z domu z Kserk-sesem przy nodze. Obydwaj skierowali się w stronę wsi. Do automatu? W letnich domkach nie było telefonów. Do kogo Julian miał zamiar dzwonić? Emelina wzdrygnęła się na myśl o tym, do jakich osób dzwoni się w takiej sytuacji. Chcąc uwolnić umysł od myśli o mafii, skuliła się na krześle przy oknie i zaczęła pracę nad swym najnowszym wątkiem, ale z jakichś nieznanych powodów jej bohater zaczął wyraźnie przypominać Juliana Coltera.

Ten zaś zgodnie z obietnicą pojawił się w porze lunchu. Pod pachą miał termos z kawą, a przy nodze Kserksesa. Jedli lunch w atmosferze rodzinnej swojs-kości, gdy jednak Julian ani słowem nie wspomniał o swoich porannych telefonach, Emelina nie potrafiła pohamować ciekawości.

– No i co? – zapytała, nalewając kawę z termosu do filiżanek. – Czy ten telefon załatwił wszystko tak, jak chciałeś?

– Cardellini będzie tu dziś po południu – powiedział Julian spokojnie, przechylając się na oparcie krzesła.


– Kto to jest Cardellini?

– Mówiłem ci. Pracuje dla mnie.

– Tak, ale co właściwie dla ciebie robi?

– Zajmuje się dla mnie sprawami ochrony i bezpieczeństwa -wyjaśnił Julian łagodnie. W jego oczach pojawił się błysk, na widok którego Emelina zrezygnowała z zadawania dalszych pytań.

– Rozumiem – powiedziała słabo i zajęła się kawą. Cardellini rzeczywiście pojawił się po południu.

Emelina wyjrzała przez okno i przygryzła wargę na widok długiego, czarnego lincolna continentala, który zatrzymał się przed domem Juliana. Poważny, młody człowiek z ciemnymi włosami, ubrany w prążkowany garnitur, wysiadł z samochodu i przyjaźnie pogłaskał Kserksesa po łbie. Emelina mogłaby przysiąc, że zauważyła pod jego marynarką lekkie wybrzuszenie, jakie zwykle tworzy kabura pistoletu. Pięknie, pomyślała. Okazywało się, że wszystkie jej wyobrażenia o stylu życia Juliana Coltera miały pokrycie w rzeczywistości.

Opuściła zasłonę i z determinacją podniosła głowę do góry. Gdy zawierała ten układ, wiedziała, kim jest Julian. Nie ma sensu teraz się tym przejmować. Najważniejsze to powstrzymać Erica Leightona, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Julian Colter był w stanie to zrobić.

A skoro ona bierze w tym udział, to do końca, pomyślała. Wyjęła z szafy kurtkę i wyszła z domu. Zdecydowanie przeszła przez ulicę i wkroczyła na schody domu Juliana. Drzwi otworzył młody człowiek o pochmurnej twarzy.

– Jestem Emelina Strat ton – oświadczyła śmiało.

– Wpuść ją, Joe. Ta dama zarządza naszą małą operacją – zawołał Julian z kuchni. – Przyszła w samą porę, by zobaczyć, jak profesjonalista przyrządza doskonałą kawę.

Joe Cardellini poważnie skinął głową i odsunął się o krok. Emelina pospiesznie przemknęła obok niego i zajrzała do kuchni.

– Cześć, Julianie, pomyślałam, ze wpadnę na chwilę – powiedziała szybko.

Julian spojrzał na nią z ukosa.

– Chcesz powiedzieć, że przyszłaś sprawdzić, jak postępują nasze plany, tak? Poznaj Joe'ego Cardel-liniego. To jest człowiek, który zdobędzie dla ciebie dowody, jeśli będą jakieś do zdobycia.

Emelina uprzejmie wymieniła uścisk dłoni z młodym człowiekiem. Zauważyła, że nadal miał na sobie marynarkę, i ucieszyło ją to. Trudno byłoby prowadzić normalną rozmowę z człowiekiem, który ma przy sobie broń. Wolała tego nie widzieć.

– Miło mi pana poznać, panie Cardellini.

– Panno Stratton. – Skinął oficjalnie głową. Na jego twarzy malowała się spokojna rezerwa, która, zdaniem Emeliny, świadczyła o zbyt dużej ilości niewłaściwych doświadczeń życiowych. Uświadomiła sobie, że twarz Juliana miała ten sam wyraz. Jak to się stało, że wcześniej tego nie zauważyła?

Pospiesznie włączyła się w rozmowę.

– Co będziesz robił w tym domu, Joe? – zapytała z nadzieją, że ton jej głosu jest towarzyski i niezobowiązujący.

– Założę podsłuch i nagram to, co będzie się tam działo w najbliższą środę lub czwartek – wyjaśnił spokojnie.

– Och. – Emelina zmarszczyła brwi. Julian zaśmiał się za jej plecami.

– A ty myślałaś, że co on będzie robił, leżał na plaży i czekał, żeby zastrzelić Leightona, gdy ten się pojawi? To jest dwudziesty wiek, Emmy. Takie rzeczy robi się naukowo, używając najnowszych technologii. Chcesz dowodów? Będziesz je miała.

– Dziękuję -wymamrotała pokornie, nie patrząc na nich.

– Proszę bardzo. – Julian włączył ekspres do kawy.

– Strzelać będziemy później, jeśli będzie taka potrzeba. Emelina wzdrygnęła się.

– Jeśli będzie potrzeba? – wychrypiała.

– Jeśli nie uda nam się zdobyć wystarczających dowodów przeciwko Leightonowi, to będziemy musieli uciec się do bardziej prymitywnych metod, prawda?

– uśmiechnął się Julian szeroko.

Загрузка...