ROZDZIAŁ DRUGI

Wczesnym rankiem następnego dnia Emelina doszła do wniosku, że powinna spojrzeć na całą sprawę z punktu widzenia pisarki i przyjąć, iż każde doświadczenie jest wodą na jej młyn. Nie była jednak w stanie obiektywnie spojrzeć na przeżycia ostatniego wieczoru. Przypomniała sobie scenę, gdy Julian Colter wyłonił się z mgły ze swym dobermanem, i znów przeszył ją dreszcz. Musi minąć trochę czasu, zanim będzie w stanie myśleć o tym spokojnie!

Wciągnęła na siebie dżinsy i szmaragdowy sweter, zawiązała sznurówki tenisówek i sięgnęła po leżącą na kanapie kurtkę Juliana. Przewiesiła ją sobie przez ramię, wyszła na chłodne powietrze i skierowała się w stronę domu na drugim końcu wąskiej uliczki. Chciała się pozbyć tej kurtki jak najszybciej. Miała nadzieję, że Colter nie należy do ludzi, którzy wcześnie wstają. Jej plan był prosty. Powiesi kurtkę na klamce od zewnątrz i odejdzie, nie ujawniając swojej obecności.

Niestety, okazało się, że Kserkses wstawał wcześnie. Wieszając kurtkę na klamce usłyszała ostre, ostrzegawcze szczeknięcie. Zanim zdążyła zbiec z ganku, drzwi otworzyły się i wypadł z nich doberman niezmiernie uradowanyjej widokiem. Julian stał w progu, patrząc na psa z łagodnym rozbawieniem.

– Siad, Kserkses – poleciła Emelina, ostrożnie poklepując psa po głowie. – Grzeczny piesek. Siad! – Pomyślała, że jej lęk przed dobermanem jest zupełnie uzasadniony, gdy jednak przeniosła wzrok na Juliana, przyszło jej do głowy, że jeszcze bardziej niepokojący jest właściciel psa.

– Dzień dobry, Emmy. Trafiłaś akurat na kawę.

– Nie! – zawołała natychmiast, usiłując wycofać się w stronę ścieżki. -To znaczy dziękuję -poprawiła się. – Właśnie wybierałam się do wsi na kawę. Dziękuję bardzo. Wpadłam tylko, żeby oddać kurtkę.

Julian zerknął na drzwi.

– Widzę właśnie. No cóż, skoro już ją odzyskałem, to pójdę z tobą i postawię ci tę kawę. Chodź, Kserkses. Wracaj do domu. Później pójdziesz na poranny spacer.

Kserkses spojrzał na Emelinę żałośnie i posłusznie wbiegł po schodach do domu. Julian zamknął za nim drzwi.

– Naprawdę nie musisz ze mną iść – zaczęła Emelina, usiłując wymyślić jakiś sposób, by się wykręcić od tego niespodziewanego towarzystwa. – Codziennie chodzę do wioski na kawę. To zupełnie bezpieczne i już się do tego przyzwyczaiłam.

– Wiem o tym – powiedział Julian spokojnie, zasuwając zamek błyskawiczny. – Widziałem cię. Szukałem pretekstu, by się wprosić do towarzystwa, a dzisiaj rano mam pretekst, prawda?

Emelina spojrzała na niego niechętnie.

– Jaki pretekst?

– No jak to, można powiedzieć, że jesteśmy w konspiracji – odrzekł ze śmiechem. – Po tym, jak wczoraj przyłapałem cię na próbie przeszukania tego domu na plaży, czuję się zaangażowany w całą sprawę.

Emelina spojrzała na niego sceptycznie.

– Dobrze wiesz, że nie jesteś w to zaangażowany. Po prostu się nudzisz i szukasz rozrywki. Sam tak wczoraj powiedziałeś!

– Miałem szczęście, że mi się trafiłaś, tak? Dzisiaj chciałbym usłyszeć resztę tej historii, Emmy.

– Jaką resztę? Powiedziałam ci wczoraj wszystko, co chciałeś wiedzieć! – Ze złością patrzyła prosto przed siebie. Jak miała się od niego uwolnić? Po co, do diabła, on się do niej przyczepił?

– Brakuje jeszcze kilku drobnych szczegółów -wyjaśnił swobodnie.

– Na przykład jakich?

– Na przykład, dlaczego twój brat jest szantażowany. Emelina zacisnęła usta.

– To nie twoja sprawa.

– Przekonaj mnie – Julian rzucił jej chłodne spojrzenie z ukosa.

– Mówiłam już, że to nie ma nic wspólnego z tobą. – Czyżby on nadal sądził, że Emelina stanowi dla niego jakieś zagrożenie? Uświadomiła sobie ze smutkiem, że ukrywający się członek mafii musi być podejrzliwy powyżej normy.

– Powiedziałem już: „przekonaj mnie" – Julian pchnął drzwi kawiarni i wprowadził ją w przyjemne ciepło. Zaciekawione spojrzenia innych klientów, w większości miejscowych, zapowiadały, że cała wioska zacznie się natychmiast zastanawiać nad tym, że samotna kobieta na wakacjach pije kawę w towarzystwie tajemniczego szefa gangu. Do diabła! Wszystko pędziło na łeb na szyję w nieznanym kierunku.

Julian zupełnie nie zwracał uwagi na skierowane w ich stronę spojrzenia oraz mamrotane pod nosem komentarze i spokojnie zamówił kawę. Emelina zerknęła na niego i uświadomiła sobie, że na pewno dobrze wiedział, co się o nim mówi. Był jednak na tyle arogancki, że nic go to nie obchodziło.

– A więc posłuchajmy twojej historii, Emmy. Dlaczego twój brat jest szantażowany?

Kelnerka przyniosła im kawę. Emelina dolała sobie śmietanki, wzięła głęboki oddech i uznała, że jedynym wyjściem z sytuacji będzie powiedzieć prawdę.

– Mój brat pracuje w wielkiej, międzynarodowej firmie. Świetnie sobie radzi i szybko awansuje-mówi-ła napiętym głosem. – Ma szanse na stanowisko wiceprezesa i przeniesienie do San Francisco.

Julian skinął głową i nie spuszczając z niej wzroku, w milczeniu pił parującą kawę.

– Eric Leighton pojawił się nie wiadomo skąd jakiś miesiąc temu. Kiedyś był… był bliskim przyjacielem mojego brata.

– Ładny przyjaciel, który ucieka się do szantażu – zauważył Julian łagodnie.

– Tak – przyznała krótko Emelina.

– Ale tak to bywa z bliskimi przyjaciółmi i… z innymi -mówił Julian z namysłem – często nie można im ufać. Lojalność jest bardzo rzadką cechą na tym świecie.

– Ty chyba najlepiej o tym wiesz – odparła Emelina bez zastanowienia.

Uniósł brwi pytająco.

– To znaczy, przy twojej pracy i w ogóle. Prawdopodobnie przekonałeś się na własnej skórze, że nikomu nie można ufać – wyjaśniła pospiesznie żałując, że w ogóle się odzywała.

– Mówimy o twoim bracie – rzucił chłodno. -Tak, no więc Leighton był kiedyś blisko związany z moim bratem i kilkoma innymi. Byli przyjaciółmi z college'u – powiedziała ostrożnie. – Mój brat, niestety, nie zawsze planował karierę w biznesie. Przez jakiś czas chciał zmieniać świat. Drogą na skróty.

– Aha, zdaje się, że zaczynam coś rozumieć.

– Keith był bardzo oddany swoim przekonaniom

– brnęła dalej, torując sobie drogę do sedna sprawy.

– Innymi słowy, w college'u był zażartym radykałem.

– Coś w tym rodzaju – przyznała Emelina, po czym dodała lojalnie: – Wówczas wierzył w to, co robił.

– Ale od tego czasu zmienił poglądy?

– No cóż, tak jak wszyscy dorósł i zrozumiał, że świata nie da się zmienić z dnia na dzień. Jest bardzo dynamiczny i pracowity i ma wiele wrodzonych zdolności. Znakomicie sobie radzi w świecie wielkich korporacji. Ale pracuje w bardzo konserwatywnej firmie z tradycjami.

– I szefowie nie patrzyliby na niego tak przychylnie, gdyby dowiedzieli się o jego radykalnej przeszłości?

Emelina smutno pokiwała głową.

– A Eric Leighton, który kilka lat temu wyleciał z college'u i od tego czasu nie radził sobie zbyt dobrze, doszedł do wniosku, że chciałby mieć jakieś udziały w sukcesach przyjaciół, którym się powiodło w życiu. Wymyślił bardzo sprytny plan szantażu. Za określoną sumę utrzyma w tajemnicy przeszłość mojego brata.

– Jak brat zareagował na propozycję Leightona? Emelina wzruszyła ramionami.

– Och, miał wielką ochotę zawiadomić policję i wyciągnąć całą sprawę na światło dzienne. Ale przekonałam go, że to w końcu skrupiłoby się na nim, gdyż Leighton na pewno postarałby się ujawnić przeszłość Keitha przed całym światem. Pomyślałam, że może znajdzie się inny sposób. Oboje wiedzieliśmy, że w czasach college'u Leighton wplątał się w narkotyki. Wtedy to nie była żadna tajemnica. Mój brat i ja sądzimy, że prawdopodobnie nadal zarabia na życie, przemycając narkotyki albo coś w tym rodzaju. Nigdy nie pracował ani nie próbował znaleźć sobie miejsca w społeczeństwie. Keith przypomniał sobie, że Leigh-ton miał kiedyś dom na wybrzeżu w Oregonie. Odziedziczył go po rodzicach. Leighton twierdził, że ten dom to dobre miejsce do przygotowywania rewolucji.

– Która nigdy nie nadeszła – wtrącił Julian z uśmiechem.

– W każdym razie Keith po cichu skontaktował się z kimś w biurze notarialnym hrabstwa i okazało się, że ten dom nad oceanem nadal należy do Leightona. Pomyślałam, że może warto go przez jakiś czas poobserwować. Jeśli Leighton oprócz szantażowania przyjaciół zajmuje się jeszcze jakąś inną przestępczą działalnością, to możliwe, że wykorzystuje do tego ten dom na odludziu.

– A więc na ochotnika postanowiłaś przyjechać i przez kilka tygodni mieć to miejsce na oku, tak?

– zapytał Julian, machinalnie mieszając kawę.

– Coś w tym rodzaju – przyznała Emelina. Jak zawsze, gdy była niespokojna, przygryzła dolną wargę.

– Czy to nie jest dobry plan? – Nie ma to jak rada eksperta, pomyślała, patrząc na niego z nadzieją.

– Nieszczególnie – odrzekł Julian, wykrzywiając lekko usta. – Myślę, że pomysł twojego brata był lepszy.

– Żeby pójść na policję? – zawołała zdumiona.

– Myślisz, że to był dobry pomysł? – Nie mieściło jej się w głowie, by osoba tego pokroju co Julian mogła proponować sukanie pomocy u władz.

– Policja czasem się przydaje – odrzekł sucho, przymrużając oczy.

– Ale to nie wchodzi w grę. Kariera mojego brata byłaby zrujnowana!

– Szantażysta nigdy się nie odczepi, Emmy. Na pewno o tym słyszałaś. Będzie spijał krew ofiary tak długo, jak się da. Musisz ujawnić jego blef.

– On nie blefuje – szepnęła Emelina. – Jeśli ujawni przeszłość mojego brata, kariera Keitha zostanie poważnie zagrożona. Nie masz pojęcia, jak konserwatywna jest jego firma! Och, prawdopodobnie nie wyrzuciliby go ani nic takiego, ale przełożonych na pewno nie interesowałoby już awansowanie Keitha na szczyt. Uznaliby, że właściwie nie jest w ich typie!

Większość z nich ukończyła prestiżowe szkoły i bardzo uważali, żeby trzymać się z daleka od studenckich ruchów politycznych. Oni by tego nie zrozumieli!

– Mam wrażenie, że bardzo cię obchodzi dobro Keitha – zauważył Julian łagodnie.

– Oczywiście! To mój brat!

– Młodszy czy starszy?

– Ma dwadzieścia dziewięć lat. Jest o dwa lata młodszy ode mnie.

– I pewnie dlatego udało ci się namówić go na ten wariacki plan zastawienia pułapki na Leightona.

– Co to ma znaczyć? – zapytała Emelina ze złością. -Tylko tyle, że przywykł słuchać rozkazów starszej siostry – zaśmiał się Julian.

– Nic nie wiesz o mojej rodzinie ani o moich stosunkach z bratem!

Julian potrząsnął głową.

– Wiem tyle, że twój plan wygląda na zupełne wariactwo, ale niewątpliwie masz dobre intencje. Za wszelką cenę chcesz chronić Keitha. Dobrze. Pomogę ci.

– Co takiego!

– Nie krzycz tak. Czy chcesz, żeby wszyscy we wsi wiedzieli, o czym rozmawiamy?

Emelina usiłowała odzyskać równowagę i zmusić się do rozsądnego myślenia. Oferta Juliana Coltera była ostatnią rzeczą, jakiej mogłaby sobie życzyć. Pomoc ze strony tajemniczego szefa gangu na pewno będzie ją kosztować bardzo drogo!

– Dziękuję, ale nie skorzystam, panie Colter – powiedziała wzburzona. – Wolę się tym zająć sama.

– Do czegoś takiego potrzebne są dwie osoby.

– Naprawdę?

– Och, jasne. Poza tym mój dom znajduje się o wiele bliżej domu Leightona niż twój. Jeśli wezmę na siebie część obserwacji, nie będzie to tak ostentacyjne.

Emelina nie potrafiła w żaden sposób rozszyfrować wyrazu jego twarzy. Siedziała nieruchomo i analizowała jego argumenty. Skonsternowana musiała przyznać, że miał trochę racji. I bez wątpienia Julian Colter znał się na takich rzeczach lepiej niż ona. Potrząsnęła głową, żeby odpędzić zwodnicze myśli. Nie wolno jej zapominać, kim jest ten człowiek i jak potrafi być niebezpieczny!

– Dziękuję, Julianie – powiedziała sztywno – ale nie chcę twojej pomocy.

– Nawet dla dobra brata? – spytał. Wzdrygnęła się.

– Po prostu wydaje mi się, że nie potrzebuję żadnej pomocy. Świetnie poradzę sobie z tym sama.

– Wybacz, że ci to mówię, Emmy – powiedział przeciągle – ale wydaje mi się, że twój plan zrodził się z bujnej wyobraźni i brakuje mu kilku praktycznych detali. Nie masz w takich rzeczach żadnego doświadczenia, prawda?

– Nie, ale nie wydaje mi się, żeby to było bardzo trudne!

– Zobacz sama, w jakie kłopoty wpakowałaś się wczoraj wieczorem. A gdybyś spotkała nie mnie, tylko Leightona?

To nieco nią wstrząsnęło.

– Ale go nie spotkałam, więc nie rozumiem, jakie to ma znaczenie! – powtórzyła z uporem. Julian spojrzał na nią chłodno.

– Boisz się dopuścić mnie do pomocy, prawda?

– Prawdę mówiąc, tak.

– Dlaczego?

Emelina zacisnęła usta, usiłując wymyślić jakąś uprzejmą odpowiedź na to bezczelne pytanie.

– To sprawa osobista i nie chcę w nią angażować obcych – odparła w końcu wykrętnie, nie patrząc na niego.

– Zaangażowałaś mnie już, opowiadając tę historię. -Mam ochotę dać sobie za to kopniaka – stwierdziła ponuro.

Patrzył na nią nieruchomo.

– Nie zostawiłem ci wielkiego wyboru.

– Nie, raczej nie – zgodziła się. – Czy zawsze traktujesz ludzi tak z góry, metodą zastraszenia?

– Na swoim terytorium – wyjaśnił sucho. Emelina ze zdumienia przymknęła oczy.

– Tak, rozumiem.

– No więc? – nie ustępował Julian.


– No więc co? – spojrzała na niego ze złością. – Chodzi ci o to, czy mam zamiar przyjąć twoją propozycję? Nigdy w życiu!

– Czy twoja lojalność wobec Keitha nie jest aż tak wielka, byś zdecydowała się zatrudnić najlepszego fachowca, jakiego masz w zasięgu ręki?

Emelina z wściekłością zerwała się z miejsca. Oparła dłonie mocno na stole i pochyliła się nad blatem.

– Powtórzę to jeszcze raz, panie Colter – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Nie chcę twojej pomocy. Nie potrzebuję jej. To moja sprawa i sama się nią zajmę. Nie mam zamiaru pakować się w zobowiązania wobec kogoś takiego jak ty. Czy mówię jasno?

Julian przyglądał się jej znad filiżanki z kawą. Twarz miał ściągniętą i nieruchomą, a w ciemnych oczach czaiło się nieznane niebezpieczeństwo.

– Bardzo jasno.

– To dobrze. Cieszę się, że się rozumiemy! -Obróciła się na pięcie i ruszyła do drzwi z zamiarem zostawienia Juliana przy stoliku, ale jego głos zatrzymał ją w pół kroku.

– Nie zapominaj, Emmy, że nawet jeśli się mnie boisz, to jestem jedynym człowiekiem w okolicy, który, być może, jest w stanie pomóc twojemu bratu.

Otworzyła z rozmachem drzwi kawiarni i wyszła na ulicę, uświadamiając sobie, że wszyscy klienci odprowadzają ją wzrokiem. Nie mogli słyszeć słów wypowiedzianych przez Juliana, ale na pewno niezmiernie zaintrygował ich jej związek z tajemniczym mężczyzną.

Do diabła! Do diabła! Do diabła! Co za koszmarny rozwój wypadków! Całą drogę do domu Emelina przeszła z pochyloną głową i rękami wciśniętymi w kieszenie kurtki, przeklinając siebie. Tylko najgorsza kretynka mogła dobrowolnie wydać się w ręce takiego człowieka jak Julian Colter! Dług wobec mafii? Gangu? Świata przestępczego? Jakkolwiek by to nazwać, jedno było pewne: nie potrzebowała tego rodzaju kłopotów! Przez jej umysł przebiegały obrazy z sensacyjnych filmów i książek, gazetowe historie o sławnych osobach, które wplątały się w zobowiązania wobec świata przestępczego. Bujna wyobraźnia przedstawiała jej nie kończący się film pełen zastraszających wizji. A potem pomyślała o swoim bracie. Keith zgodził się, by przez kilka tygodni obserwowała dom Leightona, ale gdyby przez ten czas nie zdarzyło się nic, czego można by użyć przeciwko szantażyście, zdecydowany był oddać całą sprawę w ręce policji i ponieść wszelkie tego konsekwencje. Emelina pomyślała o szkodach, jakie rozkwitającej karierze jej brata mogło wyrządzić odsłonięcie jego przeszłości i wystawienie na widok publiczny, i wymamrotała pod nosem kolejny stek przekleństw. Jej brat był wystarczająco zdegustowany zachowaniem Leightona, by podjąć takie ryzyko, ona jednak nie mogła znieść myśli, że wszystko, na co zapracował w ciągu ostatnich kilku lat, miałoby pójść na marne.

Keith zasłużył na sukces, a ona musi dopilnować, by tego sukcesu nie zniszczył taki podły intrygant i szantażysta jak Eric Leighton! Nerwowo przemierzając pokój, zaczęła rozmyślać nad możliwościami. Musi coś znaleźć na Leightona. A ma na to tylko kilka tygodni. Jeśli szybko czegoś nie wymyśli, Keith weźmie sprawę w swoje ręce.

A jednak w ciągu ostatniego tygodnia nic się nie zdarzyło. Przeprowadzała obserwację systematycznie, ale, niestety, Julian Colter miał rację. Sama nie była w stanie czuwać przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Julian Colter. Dlaczego to właśnie on musiał być jedyną osobą, która zaproponowała jej pomoc?

Przeklinając swojego pecha, przypomniała sobie wyraz twarzy ludzi w kawiarni. Bardzo dobrze wiedziała, co myśleli, i miała wrażenie, że Julian także wiedział. Jak się czuje człowiek, który przechodzi przez życie, nieustannie skupiając na sobie tego rodzaju uwagę? No cóż, to jego wina. Jeśli zależało mu na tym, by nie wywoływać tego rodzaju komentarzy, to mógł wybrać inny sposób życia! Ale może go nie wybierał. Może wszystko zależało od tego, gdzie się człowiek urodził. Może Julian w gruncie rzeczy nigdy nie miał wyboru.

Zastanawiała się nad tym przez chwilę, usiłując sobie wyobrazić młodego Juliana wyrastającego na spadkobiercę w rodzinie przestępców. Po chwili otrząsnęła się z tych myśli i wróciła do swojego problemu. Życie Juliana Coltera nie było jej kłopotem.

Co chwilę jednak bezwiednie wracała myślami do niego. Mógł jej pomóc. Jeśli ktokolwiek, to tylko on. Instynktownie była tego zupełnie pewna.

W rozpaczy schwyciła notatnik i rzuciła się na kanapę, usiłując uwolnić umysł od męczących rozważań i skupić się na pisaniu. W końcu obiecywała sobie, że w wolnym czasie popracuje tu trochę. Te usiłowania okazały się jednak bezsensowne. Nie potrafiła się skupić na postaciach fantastycznego romansu.

Z niechęcią rzuciła długopis. Co się z nią dzieje?

Keith był jej najbliższy ze wszystkich ludzi na świecie. Emelina rzadko widywała swą piękną, lekkomyślną matkę, która powtórnie wyszła za mąż i żyła w luksusie na Wschodnim Wybrzeżu. Ojciec zniknął, gdy była w szkole średniej, pozostawiając po sobie długi. Jej własne małżeństwo okazało się katastrofą, Przez wszystkie te lata Keith był nie tylko jej bratem, ale i przyjacielem.

Wniosek był prosty: zrobi wszystko, co tylko możliwe, by mu pomóc. A jej możliwości znacznie zmalały.

Potrzebowała pomocy i wiedziała, gdzie jej szukać, Nie miała powodu, by dłużej się wahać. Wyprostowała się, wyjęła z szafy grubą, filcową kurtkę w paski, nałożyła ją, podniosła kołnierz i otworzyła drzwi. Naprawdę nie miała wyboru.

Krótki spacer przez ulicę wydawał jej się najdłuższą drogą, jaką przebyła w życiu. Trwało to wieki, a jednak zbyt szybko znalazła się na ścieżce prowadzącej do lekko pochylonego ganku przed domem Juliana. Zanim zdążyła zapukać, Kserkses już wyczuł jej obecność. Usłyszała jego skomlenie i przygotowała się na radosne powitanie.

Drzwi się otworzyły. Julian stanął w progu i spojrzał na nią uważnie.

– Ach, Emmy – powiedział z satysfakcją w głosie. – Miałem przeczucie, że mnie nie rozczarujesz.

– Siad, Kserkses! – nakazała Emelina psu, który wciąż wokół niej tańczył. Wepchnął nos we wnętrze jej dłoni, tak że musiała go pogłaskać. Różowy jęzor i wysunął się w podziękowaniu.

– Przyszłam, żeby z tobą porozmawiać o… o moim problemie – powiedziała, wycierając dłoń w kurtkę.

– Tak przypuszczałem. Wejdź, Emmy. Jadłaś kolację?

– Nie, ale nie jestem głodna – zapewniła go szybko.

– Jeśli gotowa jesteś przyjąć moją pomoc, możesz także przyjąć mój poczęstunek – powiedział z nieodpartą logiką. – A może także drinka – dodał, zamykając drzwi.

Emelinę ogarnęła nagła panika. W jednym pokoju z Julianem poczuła się jak w pułapce. Desperacko wzięła się w garść i skinęła głową.

– Tak, chyba przydałoby mi się coś do picia. Kserkses z zadowoleniem ułożył się przy ogniu, a Emelina usiadła na tym samym krześle, co poprzedniej nocy. W pokoju zapadła cisza. Po chwili Julian podał jej szklankę czerwonego wina. Upiła duży łyk i napotkała jego spojrzenie.

– Jeszcze jedno -powiedziała ostrożnie. Spojrzał na nią z uprzejmym zainteresowaniem. – Mój brat nie należy do tego układu. To ja się z tobą umawiam!

– Rozumiem – powiedział Julian łagodnie.

– Tylko ja będę płacić za twoją propozycję pomocy – podkreśliła.

Pochyleniem głowy wyraził zgodę.

– Czy mogę ci ufać? – spytała.

– Możesz mi ufać. – Było to spokojne stwierdzenie faktu i Emelina poczuła, że wierzy w te słowa, pomimo że nie miała właściwie żadnego powodu. Może tacy ludzie rzeczywiście kierowali się własnym kodeksem honorowym. Julian zauważył, że Emelina mu się przygląda, i uniósł swój kieliszek.

– Za nasz układ, Emmy Stratton. W milczeniu spełnili uroczysty toast. Przez długą chwilę w pokoju słychać było jedynie trzaskanie ognia na kominku i dudnienie serca Emeliny, do której powoli zaczęła docierać waga tego, co zrobiła. Nie mogła oderwać oczu od twarzy Juliana. Powtarzała sobie, że ten człowiek to wcielenie diabła. Legendy głosiły, że takie istoty zazwyczaj bywały atrakcyjne dla kobiet.

Przyłapała się na swych myślach i na chwilę wstrzymała oddech. O nie! wykrzyknęła w duchu, z pewnością nie dam się wpakować w takie bagno! Julian Colter miałby ją pociągać? Nigdy!

– O czym myślisz, Emmy?

– Że trzeba mieć bardzo długą łyżkę, by zjeść obiad z diabłem – odrzekła szczerze. To stare przysłowie nigdy jeszcze nie wydawało jej się tak prawdziwe.

W kącikach jego ust pojawił się dziwny uśmieszek.

– Chciałbym, żebyś zjadła ze mną kolację, więc chyba będę musiał pójść do kuchni i sprawdzić, czy mam jakąś długą łyżkę.

Emelina patrzyła w ogień, żałując, że nie potrafiła utrzymać języka za zębami.

Julian wrócił do pokoju z talerzem kanapek, dwiema miseczkami parującej zupy i sałatką. Pojawił się tak szybko, że wszystko musiało być przygotowane jeszcze przed jej przyjściem.

– Spodziewałeś się mnie? – zapytała sucho, częstując się kanapką z serem i sałatką.

– Powiedzmy, iż miałem nadzieję, że się pojawisz dzisiaj wieczorem.

Jedli powoli, niewiele rozmawiając. Emelina patrzyła w ogień, jakby płomienie niezmiernie ją fascynowały, a Julian z równą fascynacją wpatrywał się w jej profil. Żadne z nich nie miało ochoty wracać do zasadniczego tematu rozmowy.

– Boisz się mnie śmiertelnie, Emmy, prawda? – zapytał Julian, gdy skończyli kanapki.

– Skąd – odważyła się zaprotestować i rzuciła okruch chleba w stronę Kserksesa. – To naturalne, że jestem ostrożna!

Zaskoczyło ją to, że się roześmiał. -Nie wydaje mi się, żebyś była choć trochę ostroż Nie wówczas, gdy w grę wchodzi bezpieczeństw twojego brata. Zastanawiam się, czy byłabyś równie lojalna wobec kochanka?

– Co? – Gwałtownie uniosła głowę i wpatrzyła się w niego ze zdumieniem. Wyraz jego twarzy zmroził ją do reszty. W jego oczach ujrzała ciekawość i stłumiony płomień pożądania. Wszystkie jej instynkty przebudziły się do życia. Straciła zdolność logicznego myślenia.

Julian Colter wyciągnął do niej rękę i bez wysiłku posadził ją sobie na kolanach.

Загрузка...