ROZDZIAŁ TRZECI

– Odważyłaś się zjeść kolację z diabłem – wyszeptał j Julian z twarzą tuż nad jej twarzą. – Zobaczymy teraz, czy wystarczy ci odwagi, by pozwolić mu cię pocałować.

Emelina czuła się jak zahipnotyzowana w ciepłym uścisku jego ramion. Przyciąganie, które odczuła już wcześniej, nie było złudzeniem. Mój Boże, pomyślała tępo, dlaczego to musi być akurat ten człowiek?

Zanim zdążyła zaprotestować, Julian ujął dłoniąjej twarz i pochylił się do pocałunku. Czuła ciepło jego palców na swoim policzku, a po chwili poczuła także ciepło jego ust.

Jak to możliwe, by mężczyzna tego pokroju całował kobietę, jakby była niezmiernie cenną i drogą mu istotą? Emelina spodziewała się szorstkiej brutalności, a otrzymała zmysłowe naleganie. Oczekiwała dominacji, a napotkała na ciepłą zachętę. Zamknęła oczy, nie ośmielając się poruszyć, gdy jego usta drażniły się z jej ustami. Wsunął palce pomiędzy jej splecione w warkocz włosy, a potem przycisnął jej głowę do swego ramienia i obrysowywał jej drżące usta czubkiem języka aż do chwili, gdy Emelina poddała się fali zmysłowości i rozchyliła wargi.

Bardziej poczuła, niż usłyszała głęboki pomruk w jego gardle, gdy łakomie wkraczał na nowo uzyskane terytorium. Palce zanurzone w jej włosach zaczęły się poruszać nerwowo i po chwili miała rozpleciony warkocz. Drgnęła nagle, przestraszona.

Julian wyczuł jej spóźnioną ostrożność i objął ją mocniej. Gdy jej ręka niespokojnie podniosła się do jego ramienia, ujął jej dłoń i poprowadził w stronę ciemnej gęstwiny swoich włosów.

– Emmy, słodka Emmy. Nie bój się mnie. Daj mi to, czego pragnę. Jesteś tak intrygująca, tak miękka…

– Julianie, proszę cię. – Emelinajednak nie potrafiłaby powiedzieć, o co właściwie go prosi. Powieki miała mocno zaciśnięte, jakby chciała się odciąć od dziwnej rzeczywistości.

– Obserwowałem cię od wielu dni – powiedział ochryple, przesuwając dłonią po jej szyi i ramieniu. -Zastanawiałem się nad tobą, wymyślałem ciebie, sam ze sobą bawiłem się w zgaduj-zgadulę. Im bliżej jesteś, tym bardziej mnie intrygujesz.

Jego dłoń śmiało osunęła się na wypukłość jej piersi i otoczyła ją zaborczo. Emelina pomyślała, że ten gest właściciela powinien był ogromnie ją zdenerwować, nie potrafiła jednak wydobyć z siebie żadnego kąśliwego protestu. Westchnęła tylko cicho i przywarła twarzą do ramienia Juliana, ubranego w wełnianą, kraciastą koszulę. W odpowiedzi usłyszała jego westchnienie.

– Bardzo łatwo zatracić się w twojej miękkości, Emmy – powiedział takim tonem, jakby jednocześnie pragnął takiego właśnie losu i chciał go od siebie odepchnąć. Dłońmi łagodnie badał kontury jej ciała. Gdy pod welurowym swetrem poczuł biustonosz, Emelina zauważyła jego rosnące zniecierpliwienie. Powoli wypuścił ją z objęć, sięgnął niżej, odnalazł dolny brzeg swetra i wsunął palce pod spód, napawając się ciepłem jej skóry.

W odpowiedzi na nerwowe poruszenie Emeliny Julian przycisnął ją mocniej do siebie. Poczuła twardość jego ud i wzrastające podniecenie. Jeszcze raz powtórzyła sobie, że musi się uwolnić z tej tkanej przez niego uwodzicielskiej sieci, ale właśnie w chwili, gdy zbierała siły, by się od niego oderwać, on rozpiął jej biustonosz. Ciężar jej piersi wypełnił mu dłoń i Emeli-na znów zamruczała, tym razem z pożądania, które budziło się w jej żyłach. Gdy Julian kciukiem potarł czubek jej piersi, ogarnęła ją fala ciepła. Wiedziała, że jest zdolna do uczuć, ale nigdy nie uważała się za szczególnie zmysłową kobietę. Nigdy jeszcze żaden mężczyzna nie rozbudził jej do tego stopnia. Jej mąż nie przywiązywał do seksu wielkiej wagi i pozostawiał ją rozczarowaną. Od czasu gdy jej małżeństwo się rozpadło, bez większego trudu utrzymywała swoje stosunki z mężczyznami na bezpiecznym poziomie. Nigdy nawet nie odczuwała pokusy, by pójść z kimś do łóżka.

Musiała jednak przyznać, że dotychczas nie znała jeszcze prawdziwego pożądania. Uświadomiła sobie nagle, że tym razem to jest to. To pulsowanie, wrażenie rozpływania się, jakie Julian w niej wywoływał. To była prawdziwa pokusa. Julian Colter był groźny nie tylko z powodu swojej profesji, ale także przez niewiarygodny wpływ, jaki na nią wywierał.

– Nie – wykrztusiła w końcu ochrypłym głosem, usiłując oprzeć się pokusie. – Julianie, proszę cię, przestań!

– Tak cię pragnę, słodka Emmy. Czy tego nie czujesz? Bądź dla mnie hojna. – Przesuwał ustami po jej szyi, jednocześnie pieszcząc kciukiem czubek jej piersi.

– Julianie, nie mogę – wyszeptała z bólem.

– Tak dobrze jest cię dotykać. Jak mogę cię wypuścić? – Jego dłoń przesunęła się i spoczęła niżej, na miękkim brzuchu. Julian znów nakrył ustami jej usta, jakby chciał uprzedzić protesty i zajął się zamkiem błyskawicznym jej dżinsów.

Emelina jednak zamierzała protestować. Gdy pojęła jego zamiary, cała zesztywniała. Nie wolno dopuścić, by posunął się dalej. Nie wolno. Protest jednak zamarł jej w gardle. Jego język wypełniał jej usta, palce rozsunęły zamek spodni i gładziły nylonowe majtki.

Panika, która wzbierała w niej już od dłuższej chwili, wreszcie przeważyła nad zmysłowością. Eme-lina oparła dłonie na jego piersi i odepchnęła go od siebie. Od wysiłku zabrakło jej tchu i serce zaczęło głośno walić.

– Nie, Julianie. Przestań! Nie chcę już więcej. Zesztywniał. Ciemnymi oczami uważnie patrzył na jej twarz i drżące usta.

– A więc tu jest granica twojej odwagi?

– Absolutnie tak – odrzekła jak najpewniejszym głosem i z ulgą zauważyła, że Julian nie wyglądał na zagniewanego. Może w końcu jakoś sobie z nim poradzi. Ale czy z tym diabłem w ogóle można sobie poradzić? Może po prostu nakładał maskę łagodności, gdy chciał coś przez to osiągnąć.

– Myślę, że nie doceniasz siebie, Emmy – stwierdził, pochylając głowę i przyciskając na chwilę usta do jej czoła.

– Wypuść mnie stąd, Julianie.

– Czy naprawdę tego chcesz?

– Tak – szepnęła. – Chcę pójść do domu.

– A ja chciałbym zatrzymać cię tutaj na całą noc.

– Nie możesz!

– Dobrze, Emmy. Odprowadzę cię do domu.

Szybko wysunęła się z jego objęć, ukrywając zdumienie z powodu tego niespodziewanie łatwego zwycięstwa. Odwróciła się do niego plecami i pospiesznie poprawiła ubranie.

– Emmy? Emmy, nie ma nikogo innego, prawda? Było to bardziej stwierdzenie faktu niż pytanie.

Emelina zacisnęła usta i zastanawiała się, czy uda jej się szybko wymyślić jakieś kłamstwo.

– Możesz mi wierzyć albo nie, ale prowadzę dość ożywione życie towarzyskie – odparła lekkim tonem, zapinając spodnie.

Poderwał się na nogi i nagle znalazł się tuż za nią. Otoczył ją ramionami i zanurzył twarz w jej włosach.

– Emmy! Proszę, nie drażnij się ze mną ani nie kłam. Po prostu powiedz mi prawdę.

Usta miała wyschnięte ze strachu. Dlaczego właściwie tak się przejmuje tym, co mu powiedzieć? Z drugiej strony nie umiała dobrze kłamać. Jego ramiona zacisnęły się mocniej wokół niej; przyciągnął ją do swego wciąż pobudzonego ciała.

– Nie – wykrztusiła ochryple. – Nie ma nikogo innego. Już nie.

– A kiedyś był? – nalegał Julian łagodnie.

– Jestem rozwiedziona – przyznała otwarcie.

– Ja też.

– Och. – Nie wiedziała, co na to odpowiedzieć.


– To znaczy, że oboje jesteśmy wolni, prawda? Emelina milczała, szukając wyjścia z pułapki.

– Prawda, Emmy?

– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytała z góry czą. – Czy chcesz mi dać do zrozumienia, że poniewż jestem teraz sama, to powinnam być łatwą zdobyczą?

Odwrócił ją twarzą do siebie i po raz pierwszy zobaczyła wjego spojrzeniu gniew. Zastygła i dreszcz przebiegł jej po plecach.

– Stwierdziłem tylko fakt -powiedział Julian powoli. – To, że obydwoje jesteśmy wolni, upraszcza sytuację, ale nawet gdybyś była z kimś związana, dla mnie w gruncie rzeczy nie miałoby to większego znaczenia. Nadal bym cię pragnął i zrobiłbym wszystko, co w mojej mocy, żebyś ty też zaczęła mnie pragnąć. Rozumiesz?

– Oczywiście, że rozumiem – odrzekła z furią. – Chcesz powiedzieć, że i tak uważałbyś mnie za łatwa zdobycz, niezależnie od tego, czy miałabym jakieś inne zobowiązania! Jesteś arogancki, nieetyczny, godny pogardy…

Gniew zniknął z jego oczu i w jego miejsce pojawiło się coś w rodzaju rozbawienia. Uciszył ją, kładąc dłoń na jej ustach.

– Proszę cię, Emmy, wystarczy już na dzisiaj. Ranisz moje uczucia!

– Wątpię, byś miał jakiekolwiek uczucia oprócz tych… tych, które właśnie ujawniłeś, gdy mnie całowałeś – zakończyła bezradnie.

– Masz na myśli inne niż seksualne? – podpowiedział. – No cóż, przyznaję się do nich. – Spojrzał na swoje wciąż napięte ciało, a Emelina z przerażeniem uświadomiła sobie, że jej wzrok powędrował w ślad za jego spojrzeniem. Pośpiesznie oderwała oczy od jego sylwetki i wpatrzyła się w ogień na kominku. – Ale mam także i inne uczucia, Emmy – dodał Julian miękko.

– Chciałabym już pójść do domu.

– Dobrze. – Bez dalszych protestów sięgnął po kurtkę i gwizdnął na Kserksesa. – Chodźmy.

Odprowadził ją do drzwi i zaczekał, aż wejdzie. Dopiero gdy dobiegł go odgłos przekręcanego klucza, niechętnie zawrócił w stronę swojego domu. Emelina nigdy się nie dowie, jak niewiele brakowało, by tego wieczoru zlekceważył wszystkie jej nerwowe protesty. Zacisnął szczęki. Chłodna bryza znad oceanu mierzwiła mu włosy i chłodziła ciało. Pomyślał, że może ten chłodny wiatr podziała podobnie jak zimny prysznic i pomoże mu się uspokoić. Do diabła, dawno już nie pragnął kobiety tak mocno i natarczywie. Przypomniał sobie miękkie kształty jej piersi i ud i nieświadomie zacisnął dłonie w pięści. Wiedział, co znaczy fizycznie pragnąć kobiety, ale niespodziewanie dla samego siebie od Emeliny Stratton chciał czegoś o wiele ważniejszego niż tylko zwykłe fizyczne zaspokojenie. Ponuro przyznał przed samym sobą, że pragnął zostać obdarzony tą samą lojalnością, którą ona gotowa była dać kochanej przez siebie osobie, Chciał wiedzieć, jakie to jest uczucie, posiadać kobietę, która byłaby wobec niego całkowicie lojalna. Kobietę, która wytrwałaby przy jego boku przeciwko całemu światu, gdyby zaszła taka potrzeba. Kobietę, która oddałaby mu się całkowicie.

Zawarł z nią układ i Emelina wydawała się przygotowana na to, by go dotrzymać ze swej strony. Jak jednak się zachowa, gdy on przedstawi jej rachunek? Czy naprawdę zapłaci cenę, której on miał zamiar zażądać? Czy odpłaci mu tym, czego pragnął – honorem, lojalnością i wiernością?

Pomyślał z ironią, że w wieku prawie czterdziestu lat staje się romantykiem. Czy przyjechał na to odludzie po to, by przechodzić kryzys średniego wieku? Co się z nim dzieje? Emelina Stratton nic mu nie jest winna. W każdym razie, jeszcze nie. No cóż, trzeba zacząć od początku. Emelina pozwoliła mu zbliżyć się do siebie tylko dlatego, że potrzebowała pomocy.

Kserkses automatycznie skręcił na ścieżkę prowadzącą do domu. Julian przywołał go gwizdnięciem i razem podeszli do skraju urwiska. Przystanęli i z góry patrzyli na pusty dom na plaży. Julian wbił ręce w kieszenie, podniósł kołnierz kurtki i ponuro myślał o historii, którą opowiedziała mu Emelina. Nie wątpił już, że to była prawda, ale nadal uważał jej plan za bezsensowny. Skrzywił się lekko i pomyślał, że jego kobieta ma bardzo bujną wyobraźnię.

Jego kobieta. Jak to dobrze brzmiało. – Jutro wieczorem zabierzemy ją do tego domu i rozejrzymy się tam trochę. Prawdopodobnie nie znajdziemy żadnego dowodu przestępstwa leżącego na środku podłogi, ale w każdym razie sprawi to na niej wrażenie, że staram się wypełnić zobowiązania – podzielił się swym postanowieniem z Kserksesem.

Odwrócił się i ruszył w stronę domu.

Kładąc się do łóżka w jakiś czas później, przypomniał sobie uczucie głębokiego wewnętrznego zadowolenia, które go ogarnęło, gdy otworzył drzwi i zobaczył ją na ganku. Leżał na plecach z rękami pod głową i wpatrywał się w sufit. Słusznie postąpił, zwabiając ją propozycją pomocy. Obserwowanie postępów jego planu sprawiało mu pewną satysfakcję, która jednak nie była w stanie zrekompensować fizycznego rozczarowania.

Emelina zaś robiła, co mogła, by oderwać się od wspomnienia chwil spędzonych z Julianem, ale następnego ranka czuła się jak po przepiciu. Jej niepokój nie miał nic wspólnego z kłopotami brata. Zrobiła sobie dzbanek kawy i ponura usiadła przy oknie.

Usłyszała radosne szczeknięcie Kserksesa i pukanie do drzwi. Skrzywiła się. Ten pies był wart swego pana. Za wszelką cenę usiłował wkraść się w jej łaski.

– Och, dzień dobry, Julianie – powiedziała słabym głosem, otwierając drzwi.

Julian skierował oskarżycielskie spojrzenie na kubek kawy w jej dłoni.

– Kserkses i ja nie widzieliśmy cię dziś rano na drodze. Nie poszłaś do wsi na poranną kawę.

– Mhm, to dlatego, że postanowiłam wypić kawę w domu. – Nie chciała się przyznać, że bała się zaryzykować przejście obok jego domu.

– Czy robisz dobrą kawę? – zapytał Julian bez zahamowań.

Emelina omal nie jęknęła na głos.

– Nie – odrzekła z nadzieją, ale to go nie zniechęciło.

– No cóż, nie jestem zbyt wybredny. – Wyraźnie czekał na zaproszenie.

– Napijesz się? – zapytała z rezygnacją. -Już myślałem, że nigdy mi tego nie zaproponujesz.

– Zanim zdążyła mrugnąć okiem, wszedł do środka i odesłał Kserksesa na dywanik przed kominkiem. -Właściwie to wstąpiłem, żeby zapytać, czy chciałabyś pójść ze mną dziś wieczorem. Mam zamiar rozejrzeć się trochę po domu Leightona – ciągnął swobodnie, siadając na krześle przy oknie.

– Och, tak! – Emelina ożywiła się po raz pierwszy tego ranka i szybko nalała mu kawy. -Kiedy idziemy?

– Myślę, że około zachodu słońca, żebyśmy nie musieli używać latarek. Światło mogłoby ściągnąć czyjąś uwagę. – Przyjął od niej kubek i ostrożnie upił łyk. Przełknął i przymrużył oczy. -Miałaś rację -rzucił sucho. – Teraz już rozumiem, dlaczego co rano] chodziłaś na kawę do wsi!

– Jeśli nie smakuje ci moja kawa, to możesz wyjść – powiedziała Emelina zaczepnie.

– Nie ośmieliłbym się zachować tak niegrzecznie – odrzekł Julian z galanterią. – Ale jutro rano musisz pozwolić, żebym zabrał cię do wioski albo sam zrobił ci kawę!

Z jakiegoś powodu Emelinie wróciło poczucie humoru.

– Kochaj mnie razem z moją kawą – rzuciła lekko i w jej błękitnozielonych oczach zamigotał śmiech.

– Myślałem, że mówi się: „kochaj mnie razem z moim psem" – odparł Julian swobodnie, ale jego oczy zabłysły.

– Nic z tego. – Spojrzała ostrożnie na leżącego j spokojnie dobermana. – Takie psy nie są po to, by je kochać. Są tresowane do okrucieństwa. Na psy wartownicze, obronne, do zabijania.

Kserkses podniósł łeb.

– Nie sądzę, żebyś w pełni rozumiała Kserksesa. Ani mnie.

Zanim Emelina zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Kserkses, który pojął, że jest w centrum uwagi, zręcznie podniósł się na cztery łapy, przebiegł przez pokój i położył łeb na jej kolanach. Poczuła na sobie spojrzenie jego inteligentnych brązowych oczu. Nie miała innego wyboru, musiała go pogłaskać.

– Gdybym się nauczył znosić twoją kawę, czy ty mogłabyś się nauczyć znosić mojego psa? – zapytał Julian nieco zbyt łagodnie, patrząc na nią z uwagą.

– Zawarliśmy już jeden układ, Julianie. Julian nie pozostał długo. Emelina pomyślała tępo, że może nie chciał jej znużyć swoją obecnością. Powinna być szczęśliwa, że nie zobaczy go aż do wieczora, ale wraz z nim opuścił ją dobry nastrój.

Julian wrócił tuż przed zmierzchem. Miał na sobie dżinsy i starą flanelową koszulę. Kserkses został w domu.

– Chyba nie będziemy go potrzebować – powiedział Julian do Emeliny. – Na takiej wyprawie tylko by przeszkadzał. Poza tym na pewno zostawiłby ślady łap w kurzu na podłodze. – Spojrzał z aprobatą na jej dżinsy i obcisły sweter.

– A my? Czy my nie zostawimy śladów? – Emelina szła szybko obok niego, z natężeniem wpatrując się przed siebie.

– Będziemy uważać. Prawdopodobnie w domu jest mnóstwo starych dywaników, tak jak w naszych domach. Mam nadzieję, że nie będzie na nich widać śladów.

Emelina przygryzła dolną wargę.

– Julianie, czy myślisz, że to, co robimy, jest bezpieczne?

– Bezpieczniejsze niż to, co próbowałaś zrobić sama o północy! – stwierdził. – Byłaś głupia, że poszłaś tam wtedy sama – dodał rzeczowo. – Ktoś mógł przecież zauważyć światło latarki i pójść za tobą!

– Ktoś poszedł – wtrąciła sucho. Rzucił jej szybkie spojrzenie.

– Powinnaś się cieszyć, że to byłem ja – odparował bezlitośnie.

Wydawało jej się, że zdenerwowała Juliana, i w jakiś przewrotny sposób ta myśl poprawiła jej nastrój.

– Do ilu domów już się włamywałeś? – zapytała gawędziarskim tonem, gdy zbliżali się do plaży.

– Nie będziemy się włamywać. Po prostu wejdziemy i zobaczymy – sprostował.

– A jest jakaś różnica?

– Dziesięć lat więzienia!

– Byłeś kiedyś w więzieniu?

– Nie, nie byłem! Rany boskie, kobieto. Masz o mnie dosyć kiepskie zdanie, prawda? – poskarżył się pod nosem.

– Po prostu byłam ciekawa.

– To też coś warte. Lepiej, żebyś była ciekawa niż obojętna.

Zanim zdążyła wymyślić jakąś odpowiedź, pociągnął ją za róg domu od strony oceanu.

– Wydaje mi się, że nikt nas nie zobaczy z urwiska, nawet gdyby ktoś tam był -wyjaśnił, obrzucając okno krytycznym spojrzeniem.

– Czy potrafisz otworzyć to okno nie wybijając szyby?

– Wygląda na to, że nie jest zamknięte zbyt dobrze. Dosyć stare. Powinno puścić, jeśli się je mocniej przyciśnie.

– Tak, jak wszystko w twoim świecie? – zapytała cicho.

Odwrócił się i powoli obrzucił ją chłodnym, onieśmielającym spojrzeniem. Z wystudiowaną swobodą założył ręce na piersi i oparł się o zmytą deszczem ścianę domu. Emelina zaczęła się obawiać, że posunęła się zbyt daleko. Jak zawsze, gdy była zdenerwowana, przygryzła dolną wargę i jej oczy pozieleniały.

– Emelino Stratton, jeśli nie chcesz się przekonać na własnej skórze, co znaczy prawdziwy nacisk, to lepiej pohamuj to swoje nowo odkryte zamiłowanie do prowokacji.

Emelina skurczyła się.

– Już będę grzeczna, Julianie -powiedziała przeciągle, z przesłodzoną uprzejmością. – Nie wiedziałam, że tak łatwo się obrażasz.

Wyprostował się, odwrócił do niej plecami i nacisnął ramę okna.

– Nie obrażam się łatwo. Tylko jestem przekonany, że muszę wyznaczyć pewne granice, bo inaczej przejdziesz po mnie jak burza!

Okno w końcu uległo. Emelina poczuła rosnące podniecenie. Julian wszedł pierwszy i pomógł jej przejść przez parapet. Rozejrzała się po mrocznym wnętrzu domu Erica Leightona i jej pierwszą reakcją było zdumienie.

– Wygląda tu zupełnie tak samo, jak u mnie albo u ciebie!

– A czego się spodziewałaś? Sterty kokainy leżącej na dywanie przed kominkiem i przygotowanej do wysyłki? – zapytał spokojnie Julian, przeskakując po dywanikach w stronę kuchni.

– Co najmniej! – odparowała, patrząc z niechęcią na jego plecy.

– Nie schodź z dywaników. Rozejrzyjmy się tu trochę. Ja się zajmę kuchnią, a ty możesz zacząć od sypialni.

Sypialnia była tylko jedna. Stało tu krzywe łóżko i popękana toaletka. Emelina przeszukała wszystko starannie, a gdy skończyła, Julian sprawdził pokój jeszcze raz. W ten sam sposób przeszli przez cały dom, ale wkrótce stało się jasne, że żaden oczywisty dowód nie ujrzy światła dziennego.

– A może tu są jakieś ruchome deski w podłodze albo skrytki w ścianach? – zapytała Emelina trzy kwadranse później, otwierając szafę w przedpokoju. -I co z tego? – spytał Julian, odwracając się od szafy.

– Czy chcesz, żebym próbował podważać każdą deskę?

– Chyba nie – westchnęła i zmarszczyła czoło na j widok kolekcji brązowych papierowych toreb, którymi zapchana była cała dolna półka szafy. – Zdaje się, że Leighton to taki typ, który zbiera wszystkie torby j papierowe.

– Tak? – Zaintrygowany Julian stanął za jej plecami, pochylił się i zaczął przerzucać torby. – Ciekaw jestem, po co mu to?

– Niektórzy ludzie tacy są – wzruszyła ramionami Emelina. – Poza tym, o ile pamiętam, Leighton przez jakiś czas był zaangażowany w ochronę drzew. On i Keith interesowali się ochroną środowiska.

– Czy spotkałaś kiedyś Leightona osobiście?

– Raz czy dwa razy. – Emelina wzruszyła ramionami. – Przeciętny. Brakowało mu charyzmy, bez której nikt nie zdobędzie prawdziwej popularności, więc próbował to nadrabiać na inne sposoby.

– Na przykład rozprowadzaniem narkotyków, – uzupełnił Julian.

– Na jakiś czas dało mu to wysoką pozycję wśród studentów. Poczuł się ważny. Keith zaczął się od niego odsuwać, gdy zobaczył, w którą stronę Leighton | zmierza.

– Twój brat nie brał udziału w tej historii z narkotykami? – zapytał Julian.

– Absolutnie nie! – oburzyła się Emelina. – Keith interesował się medytacją i zdrową żywnością, nie narkotykami!

Julian spojrzał na nią z zastanowieniem.

– Zdaje się, że ten twój brat nigdy nie zrobił niczego złego?

– Niczego naprawdę złego – odrzekła z naciskiem,

– Mhm. Ale mimo to jest zdenerwowany i boi się, że Leighton może mu zaszkodzić? Musi coś w tym być, Emmy.

– Mówiłam ci już, że jego obecni pracodawcy po prostu nie zrozumieliby czegoś takiego, jak demonstracje protestacyjne, radykalna polityka i różne inne rzeczy. Keith nigdy nie zrobił niczego naprawdę złego, Julianie, on po prostu prowadził bardzo niekonwencjonalny sposób życia. To wszystko! Ale to by wystarczyło, żeby mu teraz narobić kłopotów.

Na przykład te pół roku, które Keith spędził w jakiejś zwariowanej komunie, pomyślała przelotnie.

– Wydaje mi się, że nawet gdyby Keith naprawdę wpakował się w coś, w co nie powinien był się pakować, też byś go broniła – powiedział Julian.

– Każdy może popełnić błąd – przyznała Emelina.

– Co nie znaczy, że mój brat popełnił jakieś poważne błędy – dodała szybko.

– Poddaję się – odrzekł Julian z uśmieszkiem i zamknął drzwi szafy. – Wyraźnie widzę, że broniłabyś o niezależnie od tego, co zrobił, czy czego nie zrobił, ciemnia się. Chodź, lepiej się stąd ulotnić.

– Ale przecież niczego nie znaleźliśmy!

– Skarbie, szansa, że coś znajdziemy, była niewielka. Na pewno zdawałaś sobie z tego sprawę? Nawet jeśli Leighton używa tego miejsca dla jakichś przestępczych celów, to mało prawdopodobne, żeby zostawiał po sobie ślady.

– Mimo to miałam wielką nadzieję, że coś znajdziemy. Chyba teraz pozostało nam tylko obserwować ten dom przez następnych kilka tygodni. Zobaczymy, może zdarzy się coś podejrzanego.

– Tak – zgodził się Julian, nie patrząc na nią.

– Sądzę, że to jest jedna z możliwości.

– A jakie są inne? – zapytała gorliwie, przełażąc przez okno. Julian sprawdził, czy na framudze nie pozostały ślady.

– Cóż, mógłbym trochę popytać.

– Rozumiem. – Emelina wyobraziła sobie, jak Julian uruchamia długie macki kontaktów mafii, i przeszył ją dreszcz. Nie wolno jej zapominać, w co się wpakowała, zawierając układ z tym człowiekiem. A podczas ostatniej godziny prawie o tym zapomniała. Julian wydawał jej się tak bardzo ludzki.

Wspinali się na ścieżkę prowadzącą do skraju urwiska. Julian zauważył zamyślenie w jej oczach i podejrzewał, jakie wizje snuje w tej chwili jej bujna wyo raźnia. Było coś, o czym chciałjej przypomnieć prz powrotem do domu i pustego łóżka. Zacisnął usta próbując znaleźć odpowiednie słowa.

– Zdajesz sobie sprawę – powiedział chłodno -teraz jesteśmy wspólnikami przestępstwa?

– O czym ty mówisz? – zmarszczyła czoło.

– Przed chwilą nielegalnie weszliśmy do tego dom i przeszukaliśmy go. To własność prywatna, Emelino.

– Więc? – zapytała niespokojnie, wchodząc n ścieżkę.

– Więc chciałbym tylko, byś zdała sobie sprawę, angażujesz się w coś, co nie jest legalne.

– Polegam na twoim profesjonalizmie i liczę na to, że uchroni nas od poważnego niebezpieczeństwa, Julianie – powiedziała raźno.

– Nie rozumiesz, o co mi chodzi, Emmy – odrzekł, ujmując ją za ramię. – Chcę ci pokazać, że teraz oboje musimy doprowadzić tę sprawę do końca. Włamując się ze mną do tego domu jeszcze mocniej przypieczętowałaś nasz układ. Rozumiesz?

Wyrwała ramię z jego uchwytu, zatrzymała się i wpatrzyła w niego ze zdumieniem.

– Czyżbyś sądził, że próbuję się wykręcić z warunków umowy? – zapytała z godnością. – Czy to dlatego zabrałeś mnie dzisiaj ze sobą? Jesteś bardzo przebiegłym człowiekiem, Julianie Colterze, ale pragnę ci powiedzieć, że tym razem przechytrzyłeś sam siebie. Zaangażowałam się w ten plan, jeszcze zanim ty się pojawiłeś, pamiętasz?

– Chcę, żebyś zrozumiała, że zaangażowałaś się we mnie, nie tylko w plan.

Odsunęła się od niego, z trudem hamując zdenerwowanie.

– Czy myślisz, że sobie tego nie uświadamiam? Wiem, co zrobiłam, przyjmując twoją ofertę pomocy, Julianie. Zawsze spłacam swoje długi. Wyrównam rachunek, gdy mi go przedstawisz.

Odwróciła się i wbiegła do domu.

Загрузка...