ROZDZIAŁ CZWARTY

Następnego ranka Emelina próbowała niespostrze-żenie przekraść się do wsi na kawę, ale Kserkses ją wytropił. Na widok brązowo-czarnego psa, który szczeknął na powitanie i zeskoczył ze schodków domu jęknęła w duchu i szybko rozejrzała się dokoła. Juliana na szczęście nie było widać w pobliżu.

– Siad, piesku! Wracaj. Wracaj do domu, słyszysz? – powiedziała szorstko, próbując go odpędzić, ale tryskający entuzjazmem doberman tylko zaskamla i podsuną} łeb pod jej dłoń, domagając się pogłaskania

– Wracaj do domu, Kserkses! – nalegała Emelina ale gdy pies nadal nie reagował, westchnęła i po-skrobała go po głowie.

Głos Juliana przerwał tę scenę. Emelina odwróciła się na pięcie i zobaczyła go na szczycie urwiska. Widocznie był na plaży w pobliżu domu Leightona i ściągnęło go tu zachowanie Kserksesa.

– Nic z tego nie wyjdzie, jeśli będziesz mu dawała mieszane sygnały – powiedział z łagodnym rozbawieniem. -Musisz być stanowcza. Jeśli każesz mu wracać do domu, a jednocześnie go pieścisz, mieszasz mu tylko we łbie.

– Nie wygląda na skołowanego – zauważyła Emeli-na sucho, spoglądając na psa.

– Bo wie, który sygnał jest ważniejszy – powiedział Julian, podchodząc bliżej. – Pieszczota z twojej strony jest o wiele ważniejsza niż rozkaz odejścia.

– Głupi pies.

– Ja osobiście jestem mu wdzięczny – ciągnął Julian.

– Gdyby cię nie zatrzymał na drodze, poszłabyś prosto do wsi beze mnie, prawda?

– Przy odrobinie szczęścia – zgodziła się Emelina pod nosem.

– Wstydź się. Po tym, jak dałaś mi słowo, że pozwolisz, bym ci dziś rano postawił przyzwoitą kawę?

– Dałam słowo? – Emelina zarumieniła się w poczuciu winy, usiłując przypomnieć sobie tę rozmowę.

– Nie pamiętam, żebym ci dawała takie słowo – powiedziała powoli.

– Ale to wyraźnie wynikało z rozmowy – rzucił zdecydowanie Julian i odesłał Kserksesa do domu.-Już, Kserkses. Do środka. Przez ciebie moja poranna kawa się opóźnia.

Emelina zmarszczyła czoło. Do diabła, o ile mogła sobie przypomnieć, niczego takiego nie sugerowała. Było już jednak za późno. Julian szedł obok niej i nie miała innego wyboru, jak zgodzić się na jego towarzystwo.

– Co robiłeś przy domu Leightona?-zapytała nagle, gdy zbliżali się do kawiarni.

– Rozglądałem się. Coś mnie niepokoi i nie mogę sobie uświadomić co.

Wchodząc do kawiarni u boku Juliana, Emelina znów poczuła na sobie ukradkowe spojrzenia. Poprzednio zareagowała na zaciekawienie miejscowych nerwowością zmieszaną z zażenowaniem, dzisiaj jednak poczuła gwałtowny gniew. Nieświadomie wyprostowała się i uniosła głowę z wyzwaniem.

– Przestań się gapić na tego rybaka przy ladzie – poradził Julian łagodnie.

– Ale on patrzy na ciebie.

– No to co?

– To, że jest źle wychowany! Nie powinien się tak na ciebie gapić! – syknęła.

– Jest ciekaw – wyjaśnił Julian obojętnie i odwrócił się, żeby złożyć zamówienie u równie zaciekawionej kelnerki.

– Nie przeszkadza ci to? – zapytała z wahaniem, gdy kelnerka odeszła. -To znaczy, ciekawość i te wszystkie przypuszczenia?

– Nieszczególnie. Nie bardzo mnie interesuje, co ludzie o mnie myślą.

– Ależ jesteś arogancki. Nie zawracałbyś sobie głowy wyjaśnianiem niczego, nawet gdybyś był prezesem banku, a nie… – Gwałtownie urwała i poczerwieniała.

– A nie kim, Emmy? – zaciekawił się z rozbawieniem w oczach.

– Mniejsza o to – odrzekła ostro. – Jak długo masz zamiar tu zostać? – Wszystko, byle tylko zmienić temat rozmowy!

– Jeszcze nie wiem.

– Skąd pochodzisz, Julianie?

– Z Arizony.

Skinęła głową. Słyszała plotki o ważnych postaciach świata przestępczego, które przeprowadzały się w cieplejszy klimat.

– Masz jeszcze jakieś pytania? – zapytał Julian uprzejmie, gdy kelnerka przyniosła im kawę.

Emelina nie potrafiła wymyślić żadnego „bezpiecznego" pytania, więc potrząsnęła głową i patrząc mściwie na dziewczynę, zajęła się kawą.

– Przestań się tak w nią wpatrywać – odezwał się Julian.

– Rozmawia o tobie z tym rybakiem – Emelina nie odrywała wzroku od dziewczyny, aż ta uświadomiła sobie, że znajduje się pod nieżyczliwą obserwacją i rumieniąc się ze zmieszania, odeszła na drugi koniec baru.

– To niech gada. Co chcesz zrobić? Pobić ich, bo nie mogą się powstrzymać od domysłów na mój temat?

– Julianie, to nie jest zabawne.

Wzruszył ramionami, zupełnie nie przekonany.

– Czy teraz ja mogę ci zadać kilka pytań? – zapytał z przesadną uprzejmością.

– Na przykład?

– Na przykład, dlaczego twoje małżeństwo się rozpadło – odparł spokojnie.

Zdumiała się.

– To bardzo osobiste pytanie!

Znów wzruszył ramionami i czekał. W tym czekaniu było coś takiego, że Emelina poruszyła się niepewnie na krześle.

– Julianie, jedyną rzeczą, jaką zdobyłam w małżeńst -wie, była sterta długów, które trzeba było spłacić. To nie jest temat, na który chciałabym rozmawiać, szczególnie z obcymi!

– Chyba nie jestem już dla ciebie obcym, prawda? Jakie to były długi? – nie ustępował.

– Mój mąż zaciągnął wiele pożyczek, by pokryć wydatki w college'u i na studiach. Miał kosztowne upodobania – dodała, przypominając sobie corvettę i piękne ubrania. – Gdy ode mnie odszedł, musiałam przerwać naukę, by spłacić jego rachunki. – Skrzywiła się i obróciła do okna. – Wygląda na to, że połowę życia straciłam na spłacanie długów!

– A kto cię jeszcze nimi obciążył?

– Mój ojciec zawsze był pod kreską – powiedziała, przypominając sobie pogodnego, zawsze roześmianego, koszmarnie nieodpowiedzialnego rodzica. – W końcu zrobiło się tego za dużo, nawet dla niego, więc kilka lat temu zniknął i zostawił Keitha i mnie, żebyśmy pozbierali skorupy. Moja matka miała bardzo podobny charakter do niego. Na szczęście później bogato wyszła za mąż. – Odrzuciła głowę do tyłu i zobaczyła, że Julian bacznie wpatruje się w jej twarz. -Mam znakomite referencje przy zaciąganiu kredytów, Julianie -powiedziała z goryczą. – Nie musisz się martwić, że ci nie zapłacę.

– Nawet jeśli to, o co cię poproszę, nie będzie miało nic wspólnego z gotówką? – Wciąż na nią patrzył nieruchomym, taksującym wzrokiem.

– Czy moglibyśmy rozmawiać o czymś innym?

– poprosiła.

– Jeśli tak sobie życzysz.

– Dlaczego twoje małżeństwo się rozpadło?

– Moja żona zostawiła mnie dla innego mężczyzny – wyjaśnił po prostu.

– Rozumiem. – Pożałowała, że o to zapytała.

– Ten mężczyzna był kiedyś moim najlepszym przyjacielem i wspólnikiem w interesach – dorzucił szorstko.

– Och, Julianie! – Emelina patrzyła na niego rozszerzonymi ze zdumienia oczami. – Jakie to musiało być dla ciebie okropne! Nic dziwnego, że tak sobie cenisz…

– Lojalność i zaangażowanie? – poddał. – Tak.

– Co się z nimi stało?

– Z moją byłą żoną i byłym przyjacielem? Dlaczego pytasz?

Emelina odwróciła wzrok.

– Po prostu jestem ciekawa. Przyszło mi do głowy, że mogłeś czuć, hmm, chęć zemsty.

– Czułem. Przez jakiś czas.

Zastanawiała się, czy odpłacił im jakąś okropną wendetą. Postanowiła nie zadawać więcej pytań.

– Miałam zamiar zrobić zakupy i odebrać pocztę – zmieniła temat. Julian skinął głową i odstawił filiżankę.

– Dobry pomysł. Ja też odbieram tu pocztę. Ale jeśli chodzi o zakupy, to mam inną propozycję.

– Jaką?

– Zróbmy je razem. Możemy zjeść kolację dziś wieczorem u mnie.

Emelina odczytała jego rozkazujący ton i nie potrafiła zdobyć się na odmowę.

– Dobrze.

– Czy twoja kawa jest reprezentatywną próbką twoich umiejętności kulinarnych? – uśmiechnął się Julian, wstając od stolika.

– Jeśli obawiasz się, że sam będziesz musiał wszystko gotować, to się nie martw – odrzekła gniewnie. – Potrafię robić naprawdę świetne curry z kurczaka!

– Kupuję. Chodźmy po kurczaka.

Gdy wychodzili z restauracji, Emelina znów poczuła spojrzenia utkwione w Julianie i tym razem niepohamowana chęć, by go bronić, wzięła w niej górę nad wszystkimi innymi uczuciami. Do diabła, kimkolwiek Julian był, to nie jest sprawa tych ludzi! Jakie mieli prawo, by go obgadywać za jego plecami i patrzeć na niego tak bezczelnie? Obrzuciła najbliżej siedzącego tubylca wyzywającym spojrzeniem, przysunęła się do Juliana i wsunęła rękę pod jego ramię. Julian ze zdziwieniem zerknął na jej dłoń, po czym przycisnął ją do swego boku tak mocno, jakby się obawiał, że Emelina zmieni zdanie. W ten sposób wyszli z kawiarni i w zamyślonym milczeniu dotarli do sklepu spożywczego.

– Powiem rzeźnikowi, by wyluzował pierś kurczaka – zaproponował Julian, gdy weszli do sklepu.

– Dobrze, a ja sprawdzę, czy mają tu coś tak egzotycznego jak ostry sos – powiedziała szybko Emelina uszczęśliwiona, że ma pretekst, by wycofać rękę. – Spotkamy się przy kasie. – Pomknęła między odległe półki i zupełnym przypadkiem trafiła akurat na rząd buteleczek z sosami. Może to jakiś dziwny omen, pomyślała, biorąc jedną z nich, i poszła dalej. Przy półce z przyprawami stała kobieta w średnim wieku. Ona i jej mąż byli właścicielami sklepu.

– Och, dzień dobry, Emelino. Widziałam przed chwilą, jak wchodziłaś.

Emelina zauważyła wojowniczy wyraz twarzy kobiety i zamarła. Co teraz?

– Dzień dobry, pani Johnston. Szukam curry w proszku.

– Jest tutaj. – Pani Johnston podała jej małą puszkę. – Przyszłaś tu z Julianem Colterem, prawda?

– Tak, prawdę mówiąc, tak – wymamrotała Emeli-na, próbując się wycofać. Mildred Johnston była szeroko znana wśród miejscowych plotkarzy jako źródło informacji z pierwszej ręki. Emelina zauważyła to już w dwa dni po przyjeździe.

– Słyszałam też, że któregoś dnia byłaś z nim na kawie, kochanie – ciągnęła nieustępliwa Mildred.

– Tak.

– Powinnaś ostrożniej wybierać sobie przyjaciół, Emelino. Nic nie wiesz o Colterze, prawda?

– No cóż…

Mildred pochyliła się w jej stronę.

– Mówią, że on jest z mafii.

– Naprawdę? – zapytała Emelina słabym głosem.

– Na twoim miejscu, kochanie, nie zaprzyjaźniałabym się z nim tak blisko -pouczała Mildred Johnston z wyższością. – Ciemny typ. Och, przyznaję, że jest w pewien sposób interesujący, ale taka miła młoda kobieta jak ty nie powinna się angażować w znajomość z przestępcą! Przecież on nawet nie nazywa się Colter!

– Nie? – Tak jak kilka minut wcześniej w kawiarni, Emelina znów poczuła wzbierający w niej bunt.

– Wątpię. Colter to prawdopodobnie przybrane nazwisko. Posłuchaj mojej rady, Emelino. Trzymaj się od niego z daleka. – Mildred znacząco skinęła głową.

Zanim Emelina zdążyła się pohamować, słowa same cisnęły się na usta.

– Pani Johnston – zaczęła lodowatym tonem -jeśli kiedyś uznam, że potrzebuję pani rady w sprawie doboru przyjaciół, to o nią poproszę. Na razie musi pani wystarczyć to, że Julian Colter jest moim przyjacielem i mam do niego pełne zaufanie. W każdym razie jestem pewna, że nie będzie mnie obgadywał za plecami, a nie mogę tego powiedzieć o dziewięćdziesięciu pięciu procentach mieszkańców tej wioski! Co więcej, nie jestem miłą, młodą kobietą. Mam trzydzieści jeden lat i to wystarczy, bym samodzielnie decydowała, kto zostanie moim przyjacielem. Może pani weźmie pod uwagę jeszcze jedną rzecz, pani Johnston. Jeśli jest pani przekonana, że Julian należy do mafii, to chyba powinna pani trzymać język za zębami, prawda? Te wszystkie wiejskie plotki mogą go zdenerwować. I nie wiadomo, w jaki sposób zdecyduje się je ukrócić!

Pani Johnston wpatrywała się w nią z osłupieniem.

– Chyba nie myślisz, że… że… -zaczęła niejasno, ale nagle urwała i jej przerażony wzrok powędrował gdzieś ponad ramieniem Emeliny. Ta zaś obróciła się na pięcie i zobaczyła Juliana, który uśmiechał się promiennie do pani Johnston.

– Och, jesteś tu, Julianie. Kupiłeś kurczaka? Mam wszystko, czego potrzebujemy, oprócz wiórków kokosowych. Chyba są na początku sklepu. Idziemy?

Uniosła wysoko głowę i pierwsza poszła w stronę kasy. Julian posłusznie ruszył za nią, odprowadzany spojrzeniem właścicielki sklepu. W milczeniu odebrał swoją torbę z zakupami od kasjerki i gdy wyszli na zewnątrz, rozbawiony powiedział:

– Zadarłaś trochę z miejscowymi, co, Emelino? -To przez ciebie z nimi zadarłam! Nie podoba mi się to, że ludzie się na ciebie gapią i obgadują. Ale wydaje mi się, że od tej chwili Mildred Johnston będzie bardziej uważać na to, co mówi!

– Wątpię – zaśmiał się Julian. – Może najwyżej będzie uważać, do kogo mówi. Potrafisz potraktować człowieka z góry, Emmy.

– Zasłużyła sobie na to.

– Teraz jesteśmy we dwoje przeciwko światu, hmm? – zapytał lekkim tonem, wchodząc do budynku poczty.

Emelina nerwowo przygryzła wargę. Czy rzeczywiście tak było? Miała wrażenie, że zbliża się do niebezpiecznej, niewidzialnej granicy, i jeśli ją przekroczy, znajdzie się nieodwołalnie po stronie Juliana. Ta myśl otrzeźwiła ją.

Jeszcze bardziej otrzeźwiła ją paczka, która czekała na nią na poczcie. Emelina powitała ją westchnieniem rezygnacji. Nie była to pierwsza tego rodzaju przesyłka w jej życiu.

– To z Nowego Jorku? – zapytał Julian, ciekawie zerkając na adres zwrotny. – Od wydawcy?

– Odrzucony maszynopis. – Emelina zgarnęła paczkę wraz z innymi listami. – Już do tego przywykłam.

Julian zmarszczył brwi.

– Co teraz z tym zrobisz?

– Wyślę do następnego wydawcy – westchnęła, wychodząc z budynku.

Po chwili Julian zapytał delikatnie:

– Czy mógłbym to najpierw przeczytać? Emelina energicznie potrząsnęła głową.

– Absolutnie nie! Nikt nie czyta moich maszynopisów oprócz bezimiennych wydawców z Nowego Jorku, którzy potem przysyłają mi anonimowe zawiadomienia o odrzuceniu! Nawet Keithowi nie pozwalam czytać moich książek.

– Czy obawiasz się tego, co ktoś mógłby powiedzieć o twojej pracy?

– Przeraża mnie to – przyznała. – To jest za bardzo osobiste. Nie potrafię tego wyjaśnić. Wiem po prostu, że brakuje mi odwagi, by dać to komuś do przeczytania. Może się boję, że ktoś mnie wyśmieje albo powie mi, że tracę czas. Albo skłamie i powie mi, że to jest dobre, podczas gdy w gruncie rzeczy nie jest dobre. W każdym razie to i tak nie ma znaczenia, bo w żadnym wypadku nie mam zamiaru przestać pisać. Więc po co mam się wystawiać na niepożądaną krytykę?

– Rozumiem cię – powiedział powoli. – Ale mimo wszystko chciałbym przeczytać coś, co napisałaś.

– Nic z tego – odrzekła szorstko. – O której mam przyjść na kolację?


– Umiesz zmieniać temat, prawdą?

– O szóstej? – nie ustępowała.

– To chyba dobra pora. Ale może wejdziesz teraz na chwilę i rozpakujemy te zakupy? Możesz się jeszcze raz przywitać z Kserksesem. Jadłaś śniadanie?

– Tak… i nie, dziękuję, nie chcę się znów spotykać z Kserksesem. Przyjdę wieczorem, Julianie.

– Mimo to nalegam. W końcu, zdaje się, jesteśmy przyjaciółmi, prawda?

– Julianie, chciałabym przygotować ten maszynopis do wysłania i miałam zamiar zrobić kilka rzeczy w domu… – On jednak już otworzył przed nią drzwi i zanim Emelina zorientowała się, co się dzieje, stała w kuchni patrząc, jak Julian rozpakowuje torbę z zakupami.

– Przywiozłam ze sobą trochę wina – powiedziała, siląc się na uprzejmość. – Przyniosę je wieczorem.

– Znakomicie. – Julian skinął głową z aprobatą, otworzył lodówkę i położył kurczaka na półce.

– Emmy – odezwał się, wyciągając ostatnie zakupy – dzisiejsze wydarzenia w kawiarni i później, w sklepie… – Naraz przerwał i zastygł, wpatrując się we wnętrze papierowej torby.


– Co się stało?

– Na dnie torby jest paragon – powiedział powoli.

– Zawsze jest – odrzekła zdziwiona.

– Tak – zgodził się Julian z jeszcze większym namysłem – to prawda. Paragon zwykle wpada na dno torby i razem z nią wędruje do śmieci. Albo do szafy – dodał ostrożnie.

Emelina zmrużyła oczy.

– Do szafy? Chodzi ci o szafę w domu Leightona?

– Mhm. – Julian zmiął torbę w dłoni, ale najpierw wyjął z niej świstek papieru. – Na paragonach są daty, Emmy.

Emelina pochwyciła jego poważne spojrzenie.

– Myślisz, że gdybyśmy przejrzeli te torby poskładane w szafie Leightona, to może znaleźlibyśmy jakieś datowane paragony?

– Możliwe. A ponieważ w tych torbach prawdopodobnie znajdowały się zakupy, które Leighton robił z myślą o pobycie tutaj…

– To może udałoby się nam dowiedzieć, kiedy był tu po raz ostatni?

– Gdyby tych paragonów było więcej – zauważył Julian cicho – to może nawet udałoby nam się sprawdzić, czy odwiedza to miejsce z jakąś regularnością. Czy jest w tym jakiś wzór. Chcesz tam pójść dzisiaj około zachodu słońca?

We wzroku Emeliny błysnął entuzjazm.

– Może pójdziemy od razu? Nikt nas nie zauważy!

– Ktoś może nas zobaczyć – zaprotestował Julian stanowczo. – Pójdziemy później, gdy będzie większe prawdopodobieństwo, że plaża jest pusta!

– Och, Julianie. – Emelina była zawiedziona.

– Chciałaś otrzymać ode mnie profesjonalną ekspertyzę w tej sprawie, pamiętasz? Nie ma sensu prosić o radę, jeśli nie chce się do niej stosować. Usiądź, Emmy, a ja ci pokażę, jak się robi naprawdę dobrą kawę.


Druga przygoda Emeliny z włamaniem, czy też, jak wolała to nazywać, z zakradaniem się do domku, odbyła się o zmierzchu. Tym razem, nie tracąc czasu, wspięli się do środka przez okno i skierowali prosto do szafy w przedpokoju.

Po kilku próbach okazało się, że Julian miał ragę. W niektórych torbach były paragony. Pospiesznie zebrali wszystkie, jakie udało im się znaleźć, poskładali torby z powrotem do szafy i wydostali się na zewnątrz.

– Idzie nam to coraz lepiej – zauważyła Emelina pogodnie.

– Myślisz o tym, żeby zarzucić pisanie na rzecz życia przestępczego?

– To nie jest żadna zbrodnia, Julianie! To Leighton jest przestępcą, nie my.

– Przypominaj mi o tym częściej – poprosił. Emelina speszyła się nieco. Może Julian podczas urlopu nie lubił myśleć o swej profesji. Podejrzewała, że wszyscy ludzie muszą się czasem oderwać od swych zwykłych zajęć.

– Przepraszam, że zmuszam cię do pracy, gdy powinieneś odpoczywać, Julianie – powiedziała, skręcając w stronę domu.

– Nie przejmuj się tym. Pamiętaj, że zostanę dobrze wynagrodzony za swój wysiłek.

Te słowa sprawiły, że zamilkła. W ciszy przebrnęli przez curry z kurczaka, sałatkę i butelkę chablis. Julian rozpalił ogień w kominku i nalał brandy do dwóch kieliszków.

– Zobaczmy, co tu mamy – powiedział z ożywieniem. Usiadł na dywaniku przed kominkiem i rozłożył paragony na podłodze. – Ja będę czytał daty, a ty je zapisuj, dobrze?

– Dobrze. – Część entuzjazmu Emeliny powróciła. Gorliwie wzięła do ręki ołówek i kartkę papieru i zaczęła notować daty.

Gdy po kilku minutach okazało się, że w datach rzeczywiście pojawia się pewna regularność, z nich dwojga Julian był bardziej zdumiony. Emelina spodziewała się jakiegoś znaczącego odkrycia, on zaś przez cały czas miał wątpliwości. Teraz poczuł nagłą ulgę.

– Nie wiem jeszcze, co nam to daje i jakie może mieć znaczenie, ale wszystkie te daty przypadają w okolicach dwudziestego ósmego dnia miesiąca, prawda? -powiedział w końcu, spoglądając na zapiski Emeliny.

Skinęła głową.

– Pod koniec miesiąca. Julianie, koniec miesiąca się zbliża. Dwudziesty ósmy wypada w następną środę!

– W jej oczach zabłysło podniecenie.

Julian podniósł głowę. Napotkał jej rozjarzone spojrzenie.

– Czy to dzięki temu tak na mnie patrzysz? – zapytał ochrypłym szeptem. – Wystarczy ci do tego wiadomość o Ericu Leightonie?

Wyczuł jej nagłe pobudzenie. Emelina uświadomiła sobie, że atmosfera w pokoju nagle się zmieniła i nabrała zmysłowego zabarwienia. Stało się to tak nagle, że Julian nie wiedział, co powinien teraz zrobić. Wszystkie jego męskie instynkty nakazywały mu działać szybko, zanim ona zdąży wymyślić sposób ucieczki.

– Julianie… – powiedziała Emelina z wahaniem, zaciskając palce na ołówku. – Julianie, wydaje mi się, że nie powinniśmy… – Urwała i niepewnie przygryzła dolną wargę.

– Chodź tutaj i pozwól mi poczuć smak twoich ust – westchnął cicho, wyciągając do niej ramiona. – Potraktuję je o wiele łagodniej niż ty!

W porywie uniesienia ułożył ją na plecach na starym dywaniku i nakrył jej ciało swoim. Westchnął i dotknął jej ust zębami. Długo trzymane na wodzy pożądanie wybuchło w nim z całą siłą. Jak mógł je dzisiaj powstrzymać?

Загрузка...