VIII. Wiem, gdzie jest ta maska

Garderobiany Oliver Ruffin był niewielkim człowieczkiem o twarzy, którą Alex określił w duchu jako oblicze przerażonej myszy. Wchodząc do garderoby, Ruffin przymknął oczy, a potem otworzył je z wysiłkiem.

– Siadajcie – powiedział Parker i wskazał mu krzesełko przy stoliku. Alex, który stał oparty o zamknięte drzwi, nie poruszył się. Inspektor zaczął przechadzać się wielkimi, powolnymi krokami po pokoju. Nagle zatrzymał się. Podszedł do stolika i odwinął białą szmatę.

– Czy znacie to? – zapytał, pochyliwszy się nad siedzącym i zaglądając mu prosto w oczy.

– Czy znam to? – Ruffin spojrzał na sztylet, a potem wargi zaczęły mu drżeć. – Więc to tym zabito… zabito pana Vincy?

– Nie zadawajcie mi pytań, ale odpowiadajcie na moje pytania – powiedział Parker spokojnie. – W ten sposób prędzej skończymy z przesłuchiwaniem was. Pytałem, czy znacie ten przedmiot.

– Tak… ttak. To jest sztylet pana Vincy. Zawsze trzymał go w szufladzie toaletki… o tam… – nieśmiałym ruchem wskazał toaletkę pod wielkim lustrem.

– Kiedy widzieliście go po raz ostatni?

– Kiedy?… Wczoraj, kiedy robiłem porządki w garderobie. Zawsze po spektaklu odkładałem do szuflady pudełko ze szminkami i wtedy go zobaczyłem.

– Na pewno?

– Na pewno, proszę pana. To jest przecież taki niecodzienny sztylet i trudno go pomylić. Pisze na nim: Pamiętaj, że masz przyjaciela… Mój Boże! – Znowu przymknął oczy.

– Czy pan Vincy nigdy nie mówił wam albo przy was komuś innemu, skąd go ma?

– Nie, proszę pana… to znaczy, tak, proszę pana. Raz powiedział przy mnie do panny Faraday, że dostał go od przyjaciela z lat szkolnych. Traktował ten sztylet jako talizman przynoszący szczęście… Pewnie nie mógł biedaczek przypuszczać, że…

– Na pewno nie mógł. Opowiedzcie nam teraz, Ruffin, co robiliście wczoraj od chwili wejścia do teatru aż do chwili wyjścia z teatru.

– To, co zawsze, proszę pana… To znaczy niezupełnie to, co zawsze, bo wszystko ułożyło się trochę inaczej. Zawsze przychodzę przed aktorami i sprawdzam, czy wszystko jest oczyszczone i uprasowane. W tej sztuce obsługuję pana Vincy i pana Darcy, bo obaj grają bez zmiany kostiumu, a pan Darcy wchodzi tylko na chwilę pod sam koniec sztuki. Mają jednakowe kostiumy, bardzo proste i nie trzeba się wiele przy nich namęczyć. Butów też czyścić nie trzeba, bo obaj chodzą w takich dziwnych bamboszach. Reżyser to tak ułożył, że ten strój to niby ma być pół wojskowy, a pół dziadowski… – Wzruszył ramionami. – Ale publiczności się to podoba… – stwierdził z cichym zdumieniem. Potem, jak gdyby przypominając sobie, czego chce od niego inspektor, dodał prędko: – Więc przyszedłem i najpierw ułożyłem wszystko w garderobie pana Vincy, a potem poszedłem do garderoby pana Darcy i też wszystko przygotowałem. Potem zajrzałem do Susanny Snow, która jest garderobianą panny Faraday. Panna Faraday już była, bo jak wiadomo, aktorki zawsze przychodzą wcześniej niż aktorzy. Pewnie więcej mają roboty z włosami. Nie wszedłem więc, tylko pogadałem chwilę z Susanną na korytarzu i ruszyłem do portierki. Tam pogadałem chwilę z Gullinsem, mówiliśmy o totalizatorze piłkarskim. Człowiek chciałby wygrać coś, a trafić jest bardzo trudno, proszę pana. Gullins też chciałby koniecznie wygrać, bo mu już trzecie dziecko na świat przyszło. Zresztą u nas cały teatr gra, a właśnie był piątek wczoraj, ostatni termin składania kuponów… Więc siedziałem tam i czekałem na pana Vincy i pana Darcy. Pierwszy przyszedł pan Vincy, więc poszedłem za nim do garderoby i pomogłem mu się ubrać. Później kazał mi iść do Gullinsa i zapowiedzieć mu, że czeka na pewną damę, która przyjdzie albo w przerwie, albo po spektaklu. W związku z tym powiedział, że nie będę mu już potrzebny i żebym już nie wchodził do garderoby. Zapytałem tylko, czy mam przyjść po maskę. Bo te maski trzeba po każdym spektaklu przemywać spirytusem. Aktor poci się pod taką maską z nylonu i trzeba ją zaraz po grze przemywać, bo inaczej pot by zasechł i stałaby się chropowata… Ale pan Vincy powiedział, że… – urwał widząc, że inspektor nie patrzy na niego.

Parker zwrócił się ku Alexowi, który stał uśmiechnięty pod drzwiami, nie zmieniwszy poprzedniej pozycji. Inspektor pokiwał głową, jakby litując się nad własnym brakiem spostrzegawczości.

– Czy to jest pytanie, na które chcesz sobie odpowiedzieć? – zapytał półgłosem.

Alex bez słowa skinął głową, nie przestając się uśmiechać. Parker zwrócił się ku Ruffinowi.

– Mówcie dalej.

– Więc zapytałem pana Vincy, czy mam przyjść po spektaklu i przemyć maskę, ale pan Vincy powiedział, że sam ją przemyje i żebym nie ważył mu się tu plątać. Skończyłem więc ubieranie pana Vincy i kiedy wyszedł na scenę, poszedłem do garderoby pana Darcy, który już właśnie przyszedł. Z panem Darcy też mam zawsze niewiele roboty, bo zdejmuje on kostium i wkłada sam. A wstydliwy jest jak kobieta. Nie pozwala mi nigdy przy tym być. Więc tylko oczyściłem go szczotką. Powiedziałem, że cały czas będę dziś u niego, bo pan Vincy chce być sam, spodziewając się gościa. Ale powiedział, że jemu także nie będę potrzebny, więc przygotowałem kapelusz na stoliku, bo pan Darcy występuje w takim wielkim, czarnym kapeluszu jako ten Mówca, co nie mówi, i znowu wyszedłem. Przedstawienie już się zaczęło. Poszedłem do Susanny i chwilę porozmawialiśmy o tej awanturze między panem Vincy a panną Faraday, kiedy ten młody inspicjent chciał go zdzielić toporkiem. Mógł go zabić wtedy… Zresztą co się odwlecze, to nie uciecze, jak powiadają.

– Więc co zrobiliście później?

– Później poszedłem do Gullinsa do portierki i tam siedziałem do przerwy i przez całą przerwę, bo pan Vincy zabronił mi się pokazywać, a pan Darcy jeszcze nie szedł na scenę.

– Czy w przerwie przyszedł ktoś do teatru?

– Nikt, proszę pana, tylko kwiaciarz przyniósł kwiaty dla pana Vincy, więc wskazałem mu garderobę i wróciłem do portierki. Gadaliśmy o tym i owym, aż wreszcie przyszła siostra Gullinsa, która przyjechała do niego z Manchesteru, żeby zastąpić przez tych kilka dni jego żonę przy dzieciach. Wtedy wyniosłem się, bo pomyślałem, że rodzina musi porozmawiać po przywitaniu. Poszedłem do garderoby pana Darcy, ale już go nie było. On lubi z kulisy patrzeć na przedstawienie, więc poszedł wcześniej na scenę. Zajrzałem wtedy do Susanny Snow, która trzęsła się cała, bo pan Vincy znów nie wytrzymał i kiedy panna Faraday przypadkiem zabrudziła mu kostium szminką na scenie, syknął na nią w czasie gry, że wyprasza sobie to, czy coś takiego… Pannie Faraday niewiele trzeba ostatnio, bo cała jest w nerwach, więc wróciła do garderoby spłakana. Pan Darcy ją przyprowadził, bo się słaniała, a potem, razem z Susanną, uspokajał ją. Klął podobno bardzo na pana Vincy. Więc porozmawialiśmy z Susanną Snow o tym, jak uspokajała przez całą przerwę pannę Faraday, a potem musiała odprowadzić ją na scenę. A potem był już koniec przedstawienia i pan Vincy się nie ukazał, żeby ukłonić się publiczności. Wszystkich to bardzo rozgniewało, ale nikt nic otwarcie nie mówił, bo to w końcu jego sprawa. J stałem z Susanną przed garderobą, a kiedy pan Darcy nadszedł ze sceny z panną Faraday, odczekałem na korytarzu, aż mnie zawoła, i ułożyłem jego kostium, a potem oczyściłem mu garnitur i pomogłem włożyć płaszcz. Pan Darcy rozcharakteryzowuje się w tej sztuce trochę dłużej niż panna Faraday, bo nie nosi maski i ma twarz całą uszminkowaną. Kiedy skończył, ja też byłem gotów. Umył się i zapukał do garderoby panny Faraday. Panna Faraday była już ubrana, więc razem wyszli, a ja zaczekałem chwilę na korytarzu, gdzie był mąż Susanny, Malcolm Snow, który jest u nas kurtyniarzem. Z nim razem był John Knithe, sufler. Później, we czwórkę, poszliśmy z teatru do nocnego punktu totalizatora, bo Susanną też wierzy święcie, że w końcu los się do niej uśmiechnie, i gra osobno, a j mąż osobno.

– Z tego, co mówicie, wynika więc, że ani p przedstawieniu, ani w przerwie nie byliście nawet przez chwilę sami.

Ruffin zastanowił się.

– Tak, proszę pana. Ani przez chwileczkę. Tak się złożyło.

– Dobrze. A teraz dajcie mi maskę pana Vincy,

– W tej chwili, proszę pana – Ruffin wstał i podszedł do szafy. Otworzył ją i nie patrząc nawet wyciągnął rękę. Przez chwilę szukał, potem zajrzał.

– Widocznie pan Vincy musiał ją położyć gdzie indziej. – Rozejrzał się. Podszedł do stolika i wyciągnął szufladę, potem stanął bezradnie. Schylił się.

– Ani pod szafą, ani pod kozetką jej nie ma… – powiedział Alex.

– Więc gdzie może być? – zapytał Ruffin.

Parker otworzył usta.

– To nie ma znaczenia – powiedział Alex ku je ogromnemu zdumieniu. Inspektor spojrzał na swego przyjaciela, Alex dał mu ledwie dostrzegalny znak głową.

– Jesteście wolni, na razie… – powiedział Parker. – Możecie iść do domu. Pamiętajcie, że do jutra rana nie wolno wam nikomu opowiadać o tym, co się tu zdarzyło. Rozumiecie?

– Tak, proszę pana. Oczywiście, proszę pana. Dobranoc panom.

Ruffin wycofał się bokiem ku drzwiom i zniknął. Kiedy tylko drzwi zamknęły się za nim, Parker odwrócił się na pięcie i spojrzał na Alexa.

– Na miłość boską, Joe. Byłem wobec ciebie lojalny w tej chwili. Nie pomyślałem o braku tej maski. Tyś wiedział o tym od początku. Ale przecież musi to coś znaczyć? Gdzie ona jest? Dlaczego nie chciałeś, żebym pytał go dalej? W końcu maska może okazać się bardzo ważna dla śledztwa. Jeżeli Vincy miał ją na sobie wchodząc tu, a później nie było nikogo poza mordercą, wobec tego musiał ją zabrać morderca. Dlaczego? A poza tym, dlaczego chciałeś, żebym przerwał przesłuchiwanie Ruffina? Wierzę ci, Joe, bo nigdy jeszcze nie wystrychnąłeś mnie na dudka. Ale przecież jestem urzędnikiem odpowiedzialnym za prowadzenie śledztwa. W tym wypadku niewiele jeszcze wiem, to prawda. Ty sprawiasz wrażenie, jakbyś miał coś w zanadrzu. Chcę ci wierzyć. W końcu ważne jest jedno: schwytanie mordercy i doprowadzenie go do rąk sprawiedliwości. Nie mam żadnych osobistych ambicji, jeżeli chodzi o współpracę z tobą, ale…

– Ale w końcu ja jestem tylko skromnym obserwatorem poszukującym tematu do moich książek. A to ty zaaresztujesz mordercę. Jesteś sławą w swoim zawodzie i nie zawdzięczasz przecież tego mnie. To nasza wspólna gra, Ben. Ale tylko my obaj o tym wiemy. Tym razem, jak mi się wydaje, zobaczyłem prawdę wcześniej niż ty. Pozwól, że zachowam ją sobie jeszcze przez godzinę czy dwie. W końcu ty sam możesz na nią także wpaść, a poza tym ja się mogę mylić. Przez cały czas drżę z obawy, że się mylę. Prawda jest zbyt fantastyczna, aby mogła być prawdziwa. Ale równocześnie…

– Równocześnie?

– Równocześnie widzę ciągle dwa rozwiązania: „A” i „B”- Ta maska pasuje do rozwiązania „A”, ale rozwiązanie „B” ma także kilka argumentów, które nie dają się rozwikłać za pomocą rozwiązania „A”. Zresztą wiem w tej chwili, kim jest morderca „A”, a nie mam pojęcia, kim jest morderca „B”. Rzadko zdarza się, żeby ślady prowadziły w dwie przeciwne strony.

– A pani Dodd nadal nie jest ani „A”, ani „B”?

– Ani „A”, ani „B” – westchnął Alex. – Ale naprawdę nie zdziwiłbym się w końcu, jeżeliby się okazało, że to ona go zabiła. Jest w tej sprawie coś niesamowitego, co zapiera oddech. Chwilami czuję, że fakty zaczynają mi się mieszać w głowie.

Parker niecierpliwie uderzył palcami w powierzchnię stolika.

– Więc dobrze. Nie mów o tych swoich faktach, jeżeli chcesz. W końcu nie znasz ich więcej niż ja, bo nie rozstawałeś się ze mną. Chcę wierzyć, że spłynęła na ciebie łaska niebios i odkryłeś drogę przez ten labirynt. Ale ja muszę jechać do pani Dodd.

– Na pewno! – powiedział Alex stanowczo. – Myślę, że to będzie bardzo ważne dla sprawy.

– Jeżeli okaże się, że to ona zabiła tego faceta, a na razie zdrowy rozsądek wskazuje na nią i tylko na nią, chociaż widzisz dla niej jakieś nie znane mi bliżej alibi… to będziesz musiał postawić mi butelkę dobrego wina. Dzisiejsza noc w twoim towarzystwie kosztuje mnie bardzo wiele nerwów… – Urwał. – A co z tą maską? – zapytał z przymusem.

– Wiem, gdzie jest ta maska… – mruknął Alex. – Oczywiście, że zabrał ją morderca „A”. Mordercy „B” byłaby ona zupełnie niepotrzebna.

– Wiesz, gdzie ona jest?!

– To znaczy, nie byłem w miejscu, gdzie ona jest, ale mogę dać głowę, że znajdę ją w każdej chwili, kiedy będę chciał. Jeżeli jej nie znajdę, możesz mnie nazwać osłem, a poza tym wypędzisz mnie do domu i każesz mi się przespać.

– Może powinienem to zrobić już teraz? – Parker podrapał się w głowę. – Wiem, że na pewno masz coś w rękawie, ale ten twój bełkot przeszkadza mi myśleć… Czy chcesz mnie teraz zaprowadzić do miejsca, gdzie jest maska?

– Po co? Niech sobie leży. Na razie chcę, żebyśmy pojechali do miejsca, do którego od pół godziny ciągnie cię poczucie obowiązku: do pani Angeliki Dodd.

– Nareszcie jakieś rozsądne słowa – mruknął Parker i ruszył ku drzwiom.

Загрузка...