Powrót do garderoby odbywał się w zupełnym milczeniu, jeżeli nie liczyć pogwizdywania Alexa.
– Niech pan siada… – powiedział Alex, kiedy Parker, który wszedł ostatni, zamknął drzwi. Twarz inspektora była skupiona i zacięta. Nie spuszczał oka z Darcy’ego, który spokojnie zajął miejsce i uniósł głowę, spoglądając wyczekująco.
– Myślę, że po tej demonstracji niewiele mam do dodania – zaczął Alex. – Sprawa jest jasna. Oczywiście jasna tylko w tym fragmencie, który dotyczy pana. Już będąc na przedstawieniu zauważyłem dużą różnicę w grze Vincy’ego podczas pierwszej i drugiej odsłony. Ale po cóż mam polegać na swoim subiektywnym zdaniu. Jedna z osób, która była w żywym, emocjonalnym kontakcie z Vincym i znała go od lat, zeznała w czasie przesłuchania: „W drugim akcie nie czułam już z nim tego kontaktu…” Panna Faraday zeznała: „Vincy zmienił się. Grał szybko. Nie «sypnął się» ani razu. Nigdy mi się z nim tak dobrze nie grało… Byłam urzeczona…” Ale początkowo historia wydawała się zbyt fantastyczna. Nie mieliśmy zresztą żadnych podstaw, aby przypuszczać, że Vincy zginął wcześniej. Co prawda lekarz oponował trochę, mówiąc, że jednak zginął on wcześniej… A poza tym brakowało maski w garderobie. Ale maskę mógł zabrać garderobiany. Dopiero później, kiedy okazało się, że do Vincy’ego nie wchodził po spektaklu nikt poza osobą, która go nie zabiła i nie miała najmniejszego powodu, by zabierać maskę, sprawa zaczęła się wyjaśniać. Doszły także inne elementy. Fantastyczną koncepcję, mówiącą, że Vincy zginął w przerwie, a grał za niego kto inny, można było przyjąć tylko pod następującymi warunkami:
1) Człowiek, który zagra za Vincy’ego, będzie mniej więcej tego samego wzrostu i budowy.
2) Będzie nosił identyczny kostium, bo przecież Vincy został zamordowany bez obrabowania go z kostiumu,
3) Będzie umiał naśladować jego glos i ruchy.
4) Będzie znal na pamięć tekst sztuki.
5) Będzie znal rzemiosło aktorskie.
6) Będzie znal najdrobniejsze szczegóły sytuacyjne inscenizacji, bo inaczej partnerka poznałaby od razu, że coś jest. nie w porządku.
7) Będzie miał szansę zająć miejsce Vincy’ego, to znaczy musi znajdować się w teatrze od strony kulis.
8) Musi wiedzieć, że Vincy zginął w czasie przerwy, to znaczy musi być przekonany, że Vincy został zamordowany i nie wyjdzie równocześnie z nim na scenę.
9) Musi stworzyć sytuację, w której nikt nie znajdzie trupa, podczas gdy on będzie zastępował go na scenie. Gdyby ktoś znalazł trupa, cala ta maskarada stałaby się elementem obciążającym grającego.
10) Musi zabrać maskę z garderoby zabitego i ukryć ją potem, bo nie może tam już więcej wejść, inaczej zniszczy alibi, które polega przecież na tym, że Vincy zginął prawie o godzinę później niż w rzeczywistości.
W trakcie przesłuchania okazało się, że istnieje taki człowiek, który spełnia wszystkie bez wyjątku wyżej wymienione warunki. Tym człowiekiem był pan. Otóż gdyby chciał pan zamordować Stefana Vincy, to będąc reżyserem sztuki Krzesła, powinien był pan wymyślić następującą inscenizację:
1) Wymyślić koncepcję sztuki, w której Vincy grałby w masce, a pan bez maski,
2) Zrobić w tej jednoaktowej sztuce przerwę kilkunastominutową, podczas której mógłby pan zabić Vincy’ego.
3) Stworzyć odpowiednią ilość czasu pomiędzy zejściem ze sceny Vincy’ego w masce a wejściem Mówcy, którego gra pan – bez maski.
4) Oczywiście grać w identycznym kostiumie jak Vincy.
Po stworzeniu takiej koncepcji wystarczyłoby tylko odczekać do dnia takiego przedstawienia, podczas którego byłby pan pewien, że Vincy jest sam w garderobie. Wtedy mógłby pan tam spokojnie pójść, zamordować go i zagrać za niego.
A zamordować go w jego własnej garderobie musiałby pan dlatego, że:
1) Musiał pan zabrać maskę.
2) Zamknąć go tam na klucz, aby nikt nie mógł go znaleźć w czasie, gdy pan będzie grał.
Kiedy zeznał pan, że idąc z Ewą Faraday nadepnął pan na klucz i włożył pan go do dziurki, zrozumiałem od razu, że po prostu miał pan go w ręce i pochyliwszy się, udał pan, że go pan podnosi. Ale gdzie był klucz, gdy grał pan rolę Starego w drugim akcie? Kiedy Ewa Faraday zeznała, że gdy przytulała się w drugim akcie do Starego, uderzył ją pewien drobiazg, przerwałem jej i zapytałem, czy nie wyczuła jakiegoś drobnego, twardego przedmiotu w kieszeni jego bluzy. Ze zdumieniem powiedziała, że tak. To był właśnie ów klucz, który pan „znalazł” później przed drzwiami garderoby Vincy’ego.
Jak sprawa odbywała się, zademonstrowałem panu przed chwilą na scenie, znajdując przy tym maskę w jedynym miejscu, gdzie mogła się znajdować. Tam zapewne leżał ukryty pański kapelusz do chwili, gdy wsunął pan tam maskę, a wyjął kapelusz, żeby zagrać ostatni epizod Mówcy, a potem ukłonić się publiczności i z pozornym zdumieniem czekać, aż pokaże się Vincy, o którym wiedział pan, że już nigdy nie ukłoni się ze sceny wiwatującym tłumom. Później musiał pan przeprowadzić wszystko tak, aby ani przez chwilę nie znajdować się samotnie w teatrze, aż do chwili wyjścia na ulicę i później, bo nie wiedział pan, czy trupa nie znajdzie dopiero portier podczas obchodu. Dlatego zabrał pan Ewę Faraday na kolację i stworzył pan sobie „absolutne” alibi, zważywszy, że cały świat winien być przekonany, że Vincy zginął po przedstawieniu, to znaczy w czasie, kiedy pan nie mógł go zabić… Początkowo sądziłem, że wszystko to razem, chociaż nabierało coraz bardziej cech prawdopodobieństwa, jest zupełnie niemożliwe. A jednak nie. Pewna różnica w grze oczywiście była, bo jeden człowiek nigdy nie może stać się absolutną kopią drugiego. Muszę tu zresztą powiedzieć panu komplement: grał pan o wiele lepiej niż Vincy, który zresztą także grał świetnie w pierwszej odsłonie. Ale nie musiał pan obawiać się, że Ewa Faraday pozna różnicę. W końcu maska jest szczelna i zakryta sztucznymi włosami, a pan od dzieciństwa trudnił się zawodowo naśladowaniem głosów ludzi i zwierząt. Głos Vincy’ego i wszystkie jego odcienie były panu przecież doskonale znane z wielomiesięcznych prób, którym przysłuchiwał się pan i gdzie nadawał mu pan sam przecież odpowiednie intonacje w zależności od sytuacji scenicznych. Tekst musiał pan znać na pamięć, okazało się, że nawet lepiej niż Vincy, który „sypał się” często… zapomniał pan tylko o jednym drobiazgu: akt pierwszy zakończył się awanturą pomiędzy Vincym i Ewą z powodu zabrudzenia kostiumu szminką. Otóż w drugiej odsłonie kostium był czysty. Ewa Faraday sama to przyznała, zapytana w nieco podchwytliwy sposób. To upewniło mnie. że nie współdziałała ona z panem. Ale o tym później… Zauważyłem tylko, że przerwał pan swoje zeznanie na sekundę, gdy przypomniał pan to sobie. Założyłbym się, że przed godziną, kiedy wrócił pan z pierwszego przesłuchania do garderoby, powalał pan także i swój kostium szminką, aby policja stała się bezradna, gdyby udało ssę jej wpaść na trop.,. Na koniec chciałbym dodać, że miał pan bardzo poważny powód, aby zabić Stefana Vincy, powód, dla którego popełniono już wiele morderstw na tym targanym namiętnością świecie… – Alex urwał. Przez chwilę w garderobie było zupełnie cicho. – Czy ma pan coś do zarzucenia mojemu rozumowaniu?
– Nie – Darcy rozłożył ręce. -.- Jest pan w pewien sposób genialny. Nigdy nie przypuszczałem, że policja może dysponować podobnymi mózgami…
Alex chrząknął i zerknął spod oka na Parkera, który poruszył się niecierpliwie na krześle, wstał i powiedział:
– A więc przyznaje się pan do zamordowania Stefana Vincy w tej garderobie pomiędzy godziną 9 a 9.15 wieczorem dnia wczorajszego?
– Nie – powiedział Henryk Darcy i potrząsnął głową. – Nie przyznaję się.
– Och – Alex machnął ręką. – Przecież ani przez chwilę nie sugerowałem panu, że pan go zabił. Wiem, że pan go nie zabił.
Tym razem nie spojrzał na Parkera. Usłyszał tylko coś, co przypominało zduszone słowo „Co?”, a potem skrzyp krzesła, na które opadł inspektor.
– Wie pan, że go nie zabiłem? – Darcy potarł ręką czoło. – Więc jednak… Więc… Ale… Ja go zabiłem!… – powiedział nagle z rozpaczą, tracąc całe swoje dotychczasowe opanowanie.
Alex usłyszał, że Parker znowu poruszył się w krześle.
– Nie. Nie zabił go pan. I żeby pana uspokoić, muszę panu powiedzieć, że alibi Ewy Faraday jest niewzruszone. Nawet gdyby najbardziej tego pragnęła, nie mogła zabić Stefana Vincy, gdyż w ciągu całej przerwy nie była ani przez chwilę sama… Cała więc pańska ryzykowna gra, która sprawiła mi tyle kłopotu, okazała się nieprzydatna.
– Już w czasie gry wiedziałem, że zachowałem się jak kompletny dureń… – powiedział Darcy. – Ewa nie mogłaby grać tak spokojnie po zabiciu go. Znam ją za dobrze. Ale w pierwszej chwili…
– A tak, wiem. Stal pan pośrodku garderoby Vincy’ego, widział pan jego trupa i pomyślał pan, że zabiła go ona, kobieta, którą pan kocha. I wtedy zrozumiał pan, że istnieje tylko jedno wyjście: grać za niego i stworzyć jej absolutne alibi po spektaklu… Ale o tym później…
Parker chrząknął.
– Wszystko dobrze – powiedział – ale chciałbym wiedzieć, dlaczego pan Darcy nie mógł zabić Stefana Vincy, chociaż rozumiem doskonale, że nie ma ochoty przyznać się do tego. Jakie dowody swojej niewinności może pan przedstawić, zważywszy, iż dowody winy są tak nagromadzone, że można by nimi obdzielić pięciu wyrafinowanych morderców, a pozostałoby jeszcze coś niecoś dla jakiegoś skromnego debiutanta.
– Może spróbuje pan to sam zrobić? – powiedział Alex.
Darcy spojrzał na niego ze zdumieniem. – Poza moją osobistą pewnością, że zamordował go kto inny i wobec tego musi istnieć prawdziwy morderca, nie widzę żadnej możliwości udowodnienia panom, że tak nie było… Jak mogę to udowodnić? Przecież zachowałem się jak zbrodniarz, jakbym planował to od dawna… chociaż to właśnie ten układ okoliczności podsunął mi tę myśl… Gdybym nie miał na sobie identycznego kostiumu i gdyby Vincy nie grał w masce, i gdyby Mówca nie wchodził na scenę w pół minuty po jego zejściu, nigdy by mi to do głowy nie przyszło… Ale jak mogę to udowodnić? Ja mogę sobie rozumować od prawej do lewej, a policja od lewej do prawej… Nie, nie potrafię powiedzieć nic więcej poza tym, że mordercą jest kto inny.
– Czy pan jest mańkutem? – zapytał Alex. – Widziałem, że jako Mówca wziął pan kredę w lewą rękę próbując pisać na tablicy podczas przedstawienia. Ale to mogło należeć do koncepcji reżyserskiej. Mówca mógł w ten sposób zademonstrować jeszcze mniejszą zdolność przekazania myśli Starego innym. Można to było rozumieć tak, że człowiek, któremu Stary powierza swój testament, nie tylko że nie umie mówić, ale nawet nie wie, w której ręce trzyma się kredę, próbując pisać… Ale kiedy przekręcił pan kontakt za sceną lewą ręką, zrozumiałem, że jest to dla pana naturalne. Zresztą pan Davidson opowiadał nam, że został pan kontuzjowany na froncie i jako inwalida odesłany do kraju…
– Jestem kaleką… – powiedział Darcy cicho. – Moja prawa ręka tylko cudem została uratowana od amputacji. Nie mam w niej prawie żadnej władzy. Z trudem potrafię poruszać palcami i zginać ją… Zginam ją, zresztą, za pomocą aparatu… Japończycy postrzelili mnie kulą dum-dum w dżungli. Pocisk eksplodował w ciele. To przekreśliło moją karierę aktorską i pchnęło mnie później ku reżyserii. Nie mogę wykonywać tą ręką żadnego swobodnego gestu, chociaż nauczyłem się operować nią, jak gdyby była zdrowa… Ale to przecież nie jest żadne alibi. Moja lewa jest potwornie silna. Wyrobiłem ją sobie do perfekcji. Prawą nie mógłbym zabić nawet muchy, ale lewą… lewa mogła zamordować…
– Czy mógłby nam pan pokazać tę zranioną rękę? – powiedział Alex. – Wiem, że to nieprzyjemne, ale rozumie pan chyba, że sprawa jest zbyt ważna. Vincy nie mógł zostać zabity lewą ręką.
– Nie mógł?!!!
– Nie.
Darcy popatrzył na niego przez chwilę bez słowa, a potem wstał i zdjął marynarkę. Rozpiął koszulę, zsunął ją z ramion i położył na krześle. Parker gwizdnął cicho przez zęby. Na wysokości przedramienia prawa ręka stojącego była jedną straszliwą blizną. Ciało wyrwane zostało kiedyś aż do kości. W tej chwili skóra obrastała tylko kikut, do którego przytwierdzony był za pomocą dwóch skórzanych pasków aparat. Kilka długich, delikatnych, stalowych sprężynek przytwierdzonych poniżej łokcia zastępowało mięśnie przedramienia.
– Tak. To załatwia sprawę. Darcy poruszył ręką i opuścił ją. Potem włożył koszulę i zaczął zawiązywać krawat, ale ręce zaczęły mu drżeć i opuścił je.
– Czy jest pan… o tym przekonany? – zapytał. – To znaczy, że zabić go mógł tylko człowiek używający prawej ręki?…
– Staram się okłamywać ludzi jak najmniej… – szepnął Alex. – I chociaż nie zawsze udaje się to w naszym, jakże cywilizowanym społeczeństwie, to jednak w tym wypadku powiedziałem panu absolutną prawdę. Darcy zawiązał krawat i usiadł ciężko.
– Całe szczęście! – powiedział szczerze.
– Och – Alex znowu zrobił nieokreślony ruch ręką – wiedziałem, że go pan nie mógł zabić, nawet gdyby obie pana ręce były zupełnie zdrowe.
– Co?! – powiedzieli jednocześnie Parker i Darcy.
– No, cóż. W takiej sprawie jak ta trzeba dużo i szybko myśleć, bo fakty ukazują się raz z tego, a raz z innego punktu widzenia. Ale jedna rzecz jest decydująca i zawsze ją powtarzam: Zabić mógł tylko ten, kto 1) miał powód, 2) nie ma prawdziwego alibi, 3) mógł dokonać zabójstwa w tych okolicznościach i w taki właśnie sposób, w jaki zostało ono dokonane. Na początku śledztwa mamy zawsze w tym równaniu, gdzie niewiadomą jest zabójca, a wiadomą osoba zamordowanego i okoliczności, w jakich znaleziono ciało, jedną tylko drogę: dopasowanie zabójcy do morderstwa. A tymczasem:
1) Jeżeli chodzi o samo popełnienie zbrodni, znany był tylko jeden fakt, że wszedł pan do tej garderoby na trzy minuty przed rozpoczęciem drugiej części przedstawienia. Wszystko inne należy już do czasu po zbrodni. Tak zeznał elektryk Caruthers, który potem miał zaledwie czas wrócić na wieżyczkę, wypróbować reflektory i zapalić światła na początek drugiej części, a już kurtyna poszła w górę. Zresztą z tego, że spędził pan dość dużo czasu w garderobie Ewy Faraday, a potem znowu kilka minut na scenie, wynikało, że po dojściu do garderoby Vincy’ego miał pan minimalną ilość czasu na zabicie go, włożenie maski i udanie się na scenę. Miał pan na to sto osiemdziesiąt sekund mniej więcej.
2) Zabił pan Vincy’ego jego własnym sztyletem, więc musiał pan wejść do garderoby, porwać sztylet, uderzyć Vincy’ego, a potem w błyskawicznym tempie włożyć maskę, spojrzeć w lustro, sprawdzić, czy Vincy nie żyje, wyjść, zamknąć za sobą drzwi, przekręcić klucz w zamku, pójść na scenę i zająć miejsce na planie. W ostateczności mógł pan to wszystko zrobić, ale pod jednym warunkiem: że Vincy leżałby spokojnie po pańskim wejściu do garderoby i dał się zabić jak baranek. Rzeczywiście, Vincy został znaleziony w pozycji leżącej, ciało było wygodnie ułożone na wznak w chwili zadania ciosu.
Ale czy to było możliwe?
Vincy był tchórzem. Na kilka dni wcześniej zapowiedział mu pan, że go pan zabije, jeśli jeszcze raz powtórzą się jakieś jego obelgi wobec Ewy Faraday. Mógł oczywiście nie wierzyć, że go pan zabije, ale na pewno wierzył, że będzie go pan chciał uderzyć, bo wiedział, że pan kocha Ewę Faraday i że on sam w tej sprawie zachowuje się dość nikczemnie od początku do końca. Powinien był więc zerwać się na pana widok. A zresztą dlaczego miałby leżeć w garderobie trzy minuty przed rozpoczęciem aktu na odległej bądź co bądź o kilkanaście jardów i odgrodzonej drzwiami i korytarzami scenie? Gdyby nie zerwał się, to w każdym razie usiadłby. Ale nie zginąłby na leżąco. Tak mi się przynajmniej wydawało.
3) Dowiedział się pan od Ruffina, że Vincy usunął go z garderoby. Ale usunął go przecież dlatego, że w przerwie albo po spektaklu spodziewał się wizyty jakiejś kobiety. Narażał się więc pan na to, że wchodząc albo spotkałby pan tę kobietę, albo weszłaby ona w chwili, gdy pan popełniał zbrodnię. A przed popełnieniem zbrodni nie mógł pan przecież zamknąć drzwi. Gdyby je pan zamknął wchodząc, trudno uwierzyć, aby Vincy nie zerwał się. Ktoś, o kim wiemy, że źle nam życzy, zamykający drzwi na klucz po wejściu do nas, musi w każdym z nas wywołać niepokój, a więc zmianę pozycji z bezbronnej w stojącą albo co najmniej siedzącą. Dlaczego więc, mając od miesięcy obliczony i opracowany w najdrobniejszych szczegółach tak rewelacyjny, nieomal genialny plan zbrodni, nagle narażał pan jego wykonanie na taki hazard? Rozsądek wskazywałby na to, żeby nie zabijać Vincy’ego w jego garderobie w dniu i w chwili, gdy spodziewał się on w tej garderobie wizyty.
4) Poza tym, jak na tak genialnie planującego, przebiegłego i sprytnego mordercę zachowywał się pan podczas przerwy nonsensownie. Stracił pan wiele minut pocieszając Ewę Faraday w jej garderobie. Potem stracił pan kilka minut na scenie, potem idąc do garderoby Vincy’ego dał się pan odprowadzić prawie aż do samych drzwi elektrykowi Caruthers, zamiast odprawić go przed zejściem ze sceny na korytarz prowadzący do garderoby. Dlaczego? Tracił pan tylko czas konieczny do manewru i skracał pan sobie możliwość wykonania planu. Bo w ciągu trzech minut tylko Vincy, współpracujący z panem albo zupełnie nie reagujący na pańskie wejście, mógłby pozwolić panu na wykonanie zadania. Co innego, gdyby wszedł pan do garderoby o pięć minut wcześniej. Wówczas mógłby pan wyczekać i zabić go w odpowiednim momencie, mając pewność, że pan zdąży. W każdym razie tak by pan to chyba planował.
5) Sztylet! Przyszedł pan bez swojego narzędzia zbrodni, mając mniej niż dwieście sekund do pojawienia się na planie! A gdyby Vincy zamknął na przykład szufladę na klucz albo zaniósł sztylet do domu, albo zrobił z nim sto innych rzeczy, które by spowodowały, że nie znalazłby się on natychmiast w miejscu, w którym spodziewał się pan go znaleźć w garderobie? Co wówczas? Czy miał pan jakiekolwiek szansę poruszać się po garderobie żywego Vincy’ego i poszukiwać sztyletu, podczas gdy Vincy, nie zwracając uwagi na pana ani zbliżającą się chwilę uniesienia kurtyny, leżałby spokojnie za koszem pełnym róż i nie spojrzał nawet na pana. Gdyby w końcu zobaczył pana ze sztyletem, czyż nie zacząłby krzyczeć? Ściana garderoby jest gruba i nie przechodzi przez nią odgłos rozmów, ale czy głos przestraszonego, dorosłego mężczyzny nie rozległby się echem w całym teatrze? Poza tym sztylet należący do Vincy’ego, czy nie należący do niego, wydawał mi się idiotyzmem w tak precyzyjnym planie. Mając tak genialny pomysł i stworzywszy sobie pełną możliwość jego realizacji, nie powierzyłby pan przecież najważniejszej jego fazy stu przypadkom. Vincy został zabity jednym ciosem i nie krzyknął. Ale Vincy mógł krzyczeć. Gdyby sztylet nie ugodził precyzyjnie prosto w serce, mógłby nawet zerwać się i krzyczeć z bólu…
6) Poza tym dlaczego Vincy leżał, jeszcze zamiast nakładać maskę przed lustrem? Pan zdążył na scenę w szalonym pośpiechu nie zabijając Vincy’ego. Gdyby pan musiał go jeszcze zabić, spóźniłby się pan na przedstawienie. Ale Vincy nie miał powodu, żeby czekać do ostatniej sekundy i potem biec nakładając maskę na korytarzu. Musiał ja nałożyć przed lustrem sam i sprawdzić, nie mając w dodatku garderobianego. A zresztą Vincy leżał jeszcze nie na trzy minuty przed rozpoczęciem drugiego aktu, ale na mniej niż trzy. Przecież nie zabił go pan, wszedłszy. Musiał pan najpierw zamknąć za sobą drzwi, podejść do miejsca, gdzie był sztylet, wziąć sztylet, zawrócić do Vincy’ego i zabić go. To by trwało przecież. A on leżał ciągle, grzeczny, oczekujący śmierci! Dlaczego? A więc leżał na dwie minuty przed rozpoczęciem akcji i nie zwracał na pana najmniejszej uwagi. Nie, to było nie do pomyślenia. Tego nie umiałem w żaden sposób wyreżyserować. Zbrodniarz i mordowany nie pasowali wspólnie do okoliczności, w których popełniono zbrodnię. Musiała więc ona zostać popełniona przez kogo innego.
– Brawo! – powiedział Darcy po chwili milczenia. – Ale jeżeli ja go nie zabiłem, to przecież ktoś to musiał zrobić!
– Właśnie. Wiemy o tym i musimy teraz stwierdzić – kto. A trzeba przyznać, że zrobił pan wszystko, co leży w mocy jednego człowieka, żeby pomieszać nam szyki i ściągnąć na siebie podejrzenia. Proszę, niech pan teraz opowie dokładnie, wszystko od początku, ale nie zmieniając już żadnych faktów ani towarzyszących im okoliczności.
– Oczywiście na pewno nie zrobię tego teraz. Więc po zejściu Ewy ze sceny, na początku przerwy, byłem bardzo zdenerwowany. Ewa dostała w garderobie ataku płaczu. Wołała na głos, że go nienawidzi, że powinno się zgładzić takiego nikczemnika, że ona mu zapłaci za wszystko. Słowem, była we łzach i rozgorączkowana, gdy zapukał jeden z robotników mówiąc, że Sawyer prosi mnie na scenę…
– Ile czasu był pan u panny Faraday?
– Pięć albo sześć minut. Trudno mi określić. Poszedłem z robotnikiem na scenę i zapytałem Sawyera, co się stało. Okazało się, że zgubił kartkę z naszkicowanym przeze mnie położeniem tych wszystkich krzeseł, które ustawia się w czasie przerwy na scenie. Początkowo próbował ustawić je z pamięci, ale po paru minutach on i robotnicy doszli do wniosku, że nie mogą z tego wybrnąć. Pokazałem mu, co gdzie należy przestawić. Widząc, że mnie rozumie, poszedłem w kierunku garderoby Vincy’ego. Nie chciałem Vincy’emu zrobić nic złego oczywiście, chociaż dygotałem z wściekłości. Może nawet uderzyłbym go, nie wiem. Zacząłem naprawdę nienawidzić tego człowieka… – Urwał. – On był plugawy… – powiedział szczerze. – Był stęchły. Ohydny, mały egoista, bez skrupułów i bez mózgu… Nie wiedziałem dobrze, co zrobię, kiedy wejdę. Przedstawienie było dopiero w połowie, a ja, jak każdy odpowiedzialny człowiek teatru, odczuwani zawsze nadrzędność spektaklu nad wszystkim, co dzieje się poza sceną. Przedstawienie jest pewnego rodzaju świętością i widziałem już aktorki grające komediowe rólki, podczas gdy dzieci ich bredziły w domu w gorączce. Widziałem ludzi, którzy grali w dzień po śmierci ukochanych osób i schodząc ze sceny za każdym razem słaniali się i łkali, żeby przy drugim wejściu ukazać widowni zupełnie opanowaną twarz i bez zająknięcia recytować rolę… Więc mignęła mi nawet myśl, że jeżeli go teraz naprawdę mocno uderzę w złości, to mogę mu uniemożliwić wystąpienie i trzeba będzie zerwać spektakl… To dziwne, że człowiekowi przychodzą takie myśli do głowy, kiedy jest tak wściekły, że latają mu czerwone płatki przed oczami. Ale tak było. W tej chwili spotkał mnie elektryk Caruthers, który rozmawiał z kimś w kulisie. Zaczął mówić coś o kablu jednego z reflektorów. Pytał, czy nie da się tego reflektora zastąpić słabszym, który stał w tej sztuce bezużytecznie. Chociaż bardzo zwracam uwagę na działanie świateł, to wszystkie reflektory na kuli ziemskiej z moimi teatralnymi włącznie nic mnie w tej chwili nie obchodziły. Mimo to musiałem mu coś odpowiedzieć. Powiedziałem, żeby próbował „jechać” do końca na tym uszkodzonym. Spojrzał na mnie ze zdumieniem, ale odszedł. Znajdowaliśmy się wtedy przed drzwiami garderoby Vincy’ego. Byłem nadal zdenerwowany, ale to, że musiałem skupić uwagę tuż przed wejściem do niego, ostudziło mnie. Biorąc za klamkę, byłem już opanowany. Zresztą zwykle raczej panuję nad nerwami. Wchodząc, miałem zamiar zwymyślać go od ostatnich, ale już nie byłem w stanie uderzyć… chyba że powiedziałby coś takiego, co obudziłoby na nowo moją wściekłość… Ale nie powiedział. Leżał nieżywy. Musiał umrzeć bardzo niedawno, bo kiedy stałem nad nim jak zaczarowany, zobaczyłem, że obwódka krwi na kostiumie wokół sztyletu jest jasnoczerwona i niezakrzepła… Obok, na krześle, leżała jego maska. Wykrzywiała się ku mnie i wydawała się bardziej żywa niż on. Nagle zrozumiałem, że drżę z przerażenia. Myśl, która wylęgła się w mojej podświadomości, nie dawała się odeprzeć. To Ewa wybiegła z garderoby i wpadła tu, żeby mu nawymyślać, gdy ja byłem na scenie! Nie zastanawiałem się nad tym, czy to możliwe, czy niemożliwe. Pomyślałem, że wpadła tu, gdy on leżał i musiał zapewne potraktować ją znowu jakimś ohydnym epitetem, a ona porwała jego sztylet, który przecież dobrze znałem, bo pokazywał mi go kilkakrotnie… i zabiła go, a potem wybiegła. Stałem i starałem się wymyślić coś, co może ją uratować. Za chwilę wszystko musiało się przecież wydać… I nagle przyszła mi do głowy pewna myśl! Zresztą nie była to myśl nowa. Od tygodnia Vincy groził odejściem. Zastanawiałem się, czy nie pójść do dyrektora i nie zaproponować mu, że ja zagram za Vincy’ego. Wystrzegam się aktorstwa ze względu na moją rękę i ograniczoną możność poruszania się. Ale przecież w moim własnym spektaklu mogłem wszystko tak dopasować, żeby nie była mi ona potrzebna. W ciągu kilku ostatnich dni próbowałem grać w domu przed lustrem. Naśladowałem nawet dla zabawy głos Starego. W ułamku sekundy zrozumiałem, że mogę uratować Ewę, wychodząc stąd jako Vincy, grając za niego, a potem nie rozstając się z nią ani przez chwilę do północy, czyli do chwili, kiedy ktoś musi go w końcu znaleźć., Wiedziałem od garderobianego Ruffina, że Vincy zabronił mu przychodzić po spektaklu, bo czeka na odwiedziny jakiejś damy. Niech więc ta dama go znajdzie po przedstawieniu, a ja postaram się, aby Ewa Faraday nie znalazła się ani przez chwilę sama po zejściu wraz ze Starym ze sceny. Wszystko to mówię o wiele dłużej niż trwał mój namysł. Wziąłem maskę, podbiegłem do lustra i wsunąłem ją na twarz. Pasowała znakomicie. Ma ona włosy, więc nikt na pierwszy rzut oka nie mógłby mnie poznać. Teraz musiałem tylko zniknąć jak najprędzej. Wyszedłem z garderoby, ale w drzwiach zrozumiałem, że nie mogę grać, mając go za plecami w otwartym pomieszczeniu. Równocześnie nic nie stało na przeszkodzie, abym jako Stefan Vincy nie zamknął drzwi i nie zabrał klucza na scenę, chociaż tego się w teatrze nigdy nie praktykuje. Zamknąłem drzwi i wszedłem za kulisy. Nie spotkałem nikogo. Kiedy kurtyna poszła w górę, obawiałem się przez chwilę, że Ewa Faraday może mnie poznać, a raczej poznać, że to nie Vincy. Ale okazało się, że to nie takie proste… Potem wyskoczyłem z okna i zrobiłem dokładnie to, co pan zademonstrował. Później stałem i kłaniałem się publiczności, myśląc z przerażeniem o tym, że on tam leży. Dopiero wówczas po odegraniu jego roli, zacząłem rozumieć całą prawdę i to, co zrobiłem. Zresztą najbardziej zdumiewała mnie Ewa. Jeżeli ona zabiła Stefana Vincy, to zachowywała się na scenie jak najbardziej opanowany morderca, jakiego tylko sobie można wyobrazić! Potem, kiedy zeszliśmy ze sceny, obserwowałem ją niesłychanie uważnie. Powiedziała coś z przekąsem i z pogardą o Stefanie… o tym, że nie wyszedł się kłaniać… Później poszliśmy razem na kolację. Omawiałem z nią następną rolę… Medeę i z wolna nabierałem absolutnej pewności, że popełniłem straszliwą omyłkę, Ewa nie zabiła Stefana! Nie mogłaby się tak zachowywać. To było wykluczone. Znam ją zbyt dobrze, każdy ruch jej twarzy.
Przede mną nie umiałaby tego ukryć. A zresztą, jakim wstrząsem powinno być dla niej jego ukazanie się na scenie po przerwie! Dopiero w czasie kolacji pomyślałem o tym. Przecież gdyby zabiła, powinna była przypuszczać, że trup leży w garderobie, kurtyna się nie uniesie i za chwilę rozpocznie się w teatrze alarm. Tymczasem zabity ukazał się na scenie i spokojnie zajął miejsce wraz z nią, a ona przyjęła to zupełnie spokojnie… Ale nie było już powrotu. Poza tym… poza tym do głowy mi nie przyszło, że policja może na to wpaść, skoro nie zauważyła tego nawet moja partnerka ani ktokolwiek z zespołu. Okazało się, że się myliłem… – Skłonił głowę w kierunku Alexa. – To wszystko.
– Tak… – Parker wstał i zaczął przechadzać się po pokoju. – Niesłychana historia… Niesłychana… – Zatrzymał się. – Na ile minut przed końcem przerwy wszedł pan tutaj?
– Dwie, może trzy? Tak, jak panowie to ustaliliście.
Trudno mi dokładnie powiedzieć. Czas zupełnie inaczej upływa w takich okolicznościach. Kiedy wszedłem, inspicjent przez megafon wzywał Vincy’ego i Ewę Faraday na plan. Mamy zainstalowane megafony we wszystkich garderobach. Są one połączone ze sceną i aktor może przez nie śledzić przebieg spektaklu w chwilach, kiedy nie występuje. – Wskazał małą, wiszącą na ścianie skrzynkę. W tej sztuce nie miało to zastosowania, bo Stara i Stary nie schodzą ze sceny ani na chwilę. Musiało to być, mniej więcej, na trzy minuty przed końcem przerwy.
– Która trwa, dokładnie, ile czasu?
– Szesnaście do siedemnastu minut. Tyle mniej więcej czasu wymaga ustawienie krzeseł.
– Tak… Więc wychodząc, nieomal spóźnił się pan?
– Tak. Zaledwie wszedłem i zająłem miejsce, które powinien zajmować Stary, kurtyniarz otrzymał znak od inspicjenta i kurtyna poszła w górę.
– A czy w tym pokoju nie zauważy! pan nic, co mogłoby się panu wydać niecodzienne? Niezwykłe?
– Nie… – Darcy potrząsnął głową. – Nie. Nie miałem czasu rozglądać się. Byłem zupełnie zafascynowany sytuacją. Byłem poza tym wstrząśnięty i widokiem trupa Stefana, i myślą o tym, że Ewa mogła go zabić. Nie… nie.
– Może spróbuje pan jak najdokładniej przypomnieć sobie wszystko to, co pan tu robił – powiedział Alex.
– Więc wszedłem, zamknąłem za sobą drzwi. Nie zorientowałem się jeszcze, że Vincy nie żyje… Zbliżyłem się do kozetki. Zobaczyłem sztylet. Pochyliłem się, żeby sprawdzić, czy nie żyje… Widziałem tak wielu zabitych w czasie wojny, że zrozumiałem od razu… Zresztą ten sztylet tak wyraźnie tkwił w sercu i tak głęboko… Potem pomyślałem o tym, że mogę zagrać za niego, i odwróciłem się błyskawicznie. Wtedy zdrętwiałem. Zdawało mi się, że umarły schwycił mnie za nogawkę spodni. Ale tylko zaczepiłem o kolce jednej z róż w tym koszu… Później pochwyciłem maskę… Nie. Najpierw podbiegłem do drzwi i zamknąłem je od wewnątrz, a potem pochwyciłem maskę i podbiegłem z nią do lustra. Włożyłem ją… Ruszyłem ku wyjściu, ale przypomniałem sobie, że pozostawiłem na toaletce mój kapelusz, który cały czas trzymałem w ręce… Jest on zrobiony, na szczęście, z miękkiego filcu, więc zwinąłem go i wsunąłem z boku za gumę, którą przytrzymuję spodnie w miejsce paska. Bluza jest luźna, więc sądziłem, że nikt go nie powinien zauważyć. Później wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi. Klucz wsunąłem do kieszeni bluzy. Wszedłem na scenę i kurtyna poszła w górę…
– Tak… – Alex pokiwał głową. – Dziękuję panu bardzo. Teraz możemy powiedzieć sobie, że morderca Stefana Vincy jest nam już znany. Wyjaśnił pan wszystko albo nieomal wszystko.
– Ja? – spytał Darcy ze zdumieniem.
– Tak. Pan… – Jest pan wolny, o ile inspektor Parker nie ma nic przeciwko temu. Radzę teraz pójść do garderoby panny Ewy Faraday i odwieźć ją do domu. Po tej upiornej nocy należy jej się solidny wypoczynek… – Alex wstał i wyciągnął rękę do tamtego. – Zachował się pan nonsensownie, niemniej jednak okazał pan masę odwagi i zimnej krwi. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś w innych, bardziej sprzyjających okolicznościach. Proszę przeprosić od nas pannę Faraday. Może pan spokojnie także się położyć. Nie będzie pan nam już potrzebny…
Po wyjściu Darcy’ego Parker spojrzał na Alexa nieomal z przestrachem.
– Słuchaj, Joe. Pozwoliłem, aby ta sprawa wymknęła mi się z rąk i zaufałem ci. Szczerze mówiąc jest w niej coś, czego nie mogę dogonić myślą. Nie wstydzę się tego. Myślę, że niejeden z oficerów śledczych u nas i na Kontynencie wpadłby w rozpacz po godzinie prowadzenia jej albo aresztowałby parę niewinnych osób i musiałby je potem ze wstydem wypuścić, przepraszając i tłumacząc się przed nimi. Najpierw była pani Dodd… Wydawało się, że ma murowane szansę zostania zabójcą. Miała motyw, była tu… ale okazało się, że nie podejrzewałeś jej tylko dlatego, że Vincy został zabity w pozycji leżącej… Potem wszystko zaczęło wskazywać na Darcy’ego. Pomyślałem sobie, że to piekielnie inteligentny morderca, ale na szczęście ty okazałeś się inteligentniejszy niż on… Okazało się, że pan Darcy jak na zamówienie jest ranny na polu chwały, i to tak, że nie mógłby wbić sztyletu, nawet gdybyś mu dał pół godziny czasu na dokonanie tego. Zgoda! Darcy jest białą, niewinną owieczką i niech bryka sobie do końca dni swoich po zielonych łączkach z panną Ewą Faraday… Niech się pobiorą, niech mają siedmiu synów i siedem córek, niech posiwieją otoczeni ludzkim, szacunkiem i wzrastającą zamożnością… Niech w końcu idą oboje do diabła! Ale ja chcę wiedzieć, gdzie jest morderca Stefana Vincy. Na razie zajmujesz się tylko w ciągu tej nocy robieniem alibi dla wszystkich podejrzanych. Ale kto zabił? Pytam, kto zabił Stefana Vincy? Bo przecież tylko to jedno mnie obchodzi. Nie interesuje mnie, kto go nie zabił, bo nie zabili go wszyscy ludzie, którzy żyją na tym świecie… poza jednym.
– Czy chcesz, żebym ci powiedział, kim jest ten jeden człowiek?
– Jeżeli wiesz, kim on jest.
– Wiem. Teraz wiem już z absolutną pewnością. Ale dla przyzwoitości musimy zbadać alibi personelu teatralnego podczas przerwy. Pamiętaj, że dotychczas zwracaliśmy uwagę tylko na ich zachowanie po zejściu Vincy’ego ze sceny na zakończenie przedstawienia. Teraz wiemy już, że zginął on podczas przerwy, ściśle rzecz biorąc w czasie, który upłynął od chwili, gdy wszedł po pierwszym akcie do garderoby, aż do mniej więcej trzech minut przed rozpoczęciem drugiego aktu, to znaczy do chwili wejścia Darcy’ego. A nawet nieco wcześniej, bo morderca musiał przecież wyjść, nim Darcy wszedł. To znaczy, że Vincy zginął w czasie przerwy, w ciągu 11 lub 12 minut, które minęły od jego wejścia do garderoby do wejścia Darcy’ego.
– Tak – Parker skinął głową. – Musimy wszystko rozpocząć od nowa. Darcy odpada, Ewa Faraday i Susanna Snow także, bo jedna uspokajała drugą przez całą przerwę, a potem garderobiana odprowadziła Ewę na scenę. Angelica Dodd także nas nie interesuje, bo w przerwie była na widowni. Pozostaje reszta… – Podszedł do drzwi – Jones!
– Tak, szefie!