Minęła godzina, podczas której znowu przesunęli się przez garderobę zamordowanego zmęczeni, wystraszeni ludzie. Było ich dziewięciu. Inspektor Scotland Yardu, Beniamin Parker, otarł pot z czoła i wyprostował się na krześle. W ręce trzymał gęsto zapisaną kartkę papieru.
– Zaczynam wierzyć w duchy]oe,,. – powiedział cicho, – A może po prostu śni nam się to wszystko?
– Dlaczego? – zapytał Joe Alex. Był niewyspany. Przetarł oczy i sięgnął do papierośnicy po jeszcze jednego Gold Flake’a.
– Jak to dlaczego? Posłuchaj:
l) Henryk Darcy – nie mógł, zabić z przyczyn fizycznych. Jest kaleką.
2) Wi11iam Gu11ins, portier, siedział przez całą przerwę z
3) Oliverem Ruffinem, garderobianym, w portierce.
4) Jack Sawyer, inspicjent, przez całą przerwę był na scenie zajęty pilnowaniem krzeseł, co potwierdza jeden z robotników 5) Joshua Braddon, który się z nim nie rozstawał. Drugi z robotników 6) Stanley Higgins odszedł tylko na chwilę do garderoby Ewy Faraday po Darcy’ego, a 7) strażak Simon Formes pokazał mu, gdzie się ona znajduje, i stal patrząc na niego, w drzwiach prowadzących ze sceny na główny korytarz, bo obawiał się, że nie trafi. Strażak Simon Formes był przez cały czas widziany przez wnoszących i ustawiających krzesła, a kiedy odszedł wraz z Higginsem, ten ostatni widział go przez cały czas, bo zapukał tylko do drzwi Ewy Faraday i nie wszedł oczywiście, prosząc tylko na zewnątrz pana Darcy, z którym razem powrócił. Strażak cofnął się wraz z nimi na scenę i zaczął rozmawiać z elektrykiem 8) Ryszardem Caruthers, który siedział na swojej wieżyczce i majstrował przy przerywającym reflektorze, aż do chwili, kiedy nastąpiła przerwa, co zaświadczają wszyscy, bo podczas pracy Caruthers migał nieustannie światłami, wygaszał je i zapalał, co wszystkich trochę denerwowało. Potem Caruthers zszedł, spotkał idącego przez scenę do kulisy Darcy’ego i rozmawiając, odprowadził go do garderoby. Ale to nie ma znaczenia, bo Vincy już nie żył wtedy, jak zeznaje Darcy.
9) John Knithe, sufler i
10) Malcolm Snow, kurtyniarz, omawiali przez przerwę tego przeklętego totalizatora.
11) Ewa Faraday i
12) Susanna Snow, garderobiana, były przez całą przerwę w garderobie, bo Ewa wymagała opieki. Garderobiana odprowadziła ją aż na scenę… – uniósł głowę znad kartki. – To wszyscy, Joe! Wszyscy! Nikogo więcej nie było w teatrze. Każdy z tych ludzi ma pełne alibi… chyba że morderca miał wspólnika… Musiałby chyba mieć… inaczej zacznę wierzyć w cuda. Najpierw: nikt nie mógł zamordować Stefana Vincy po spektaklu! Wobec tego nasuwa się mysi, że zginął wcześniej. Kiedy wreszcie okazało się, że odbyła się tu zupełnie fantastyczna historia i nieboszczyk zagrał na scenie, leżąc równocześnie w swojej garderobie przebity sztyletem jak sam Cezar, wtedy okazało się także, że autor tej niespodzianki nie mógł go zabić! Wobec tego musiał go zabić w czasie przerwy kto inny. I teraz okazuje się, że to także jest nieprawdą. Więc co?
Joe Alex potrząsnął głową.
– Nie, mój drogi. Stefan Vincy zginął w czasie przerwy.
Parker spojrzał na niego z rozpaczą.
– Ale przecież nikt go nie mógł zabić!
– Jak to? Oczywiście, że mógł, jeżeli go zabił.
– Ja wiem, ale skoro nie mógł go zabić nikt z tych ludzi, to…
Alex uśmiechnął się.
– Ben, zapominasz o mordercy „B”. Powiedziałem, że część śladów wskazuje na mordercę „A”, a cześć na mordercę „B”. Morderca „A” to był Darcy. Ostatecznie nie mogłem przecież wiedzieć, że niewinny człowiek wykona, ni stąd, ni zowąd, tak karkołomne zadanie. Jego działania zaciemniały obraz i utrudniały widzenie, bo morderca „B” nie potrzebował, na przykład, tej przeklętej maski ani nie mógłby zagrać za Vincy’ego, a zabić go mógł tylko w przerwie, więc sprawa powinna była wyjść na wierzch przed początkiem drugiej części przedstawienia. Darcy niechcąco stworzył przecież alibi dla wszystkich, którzy mogli zabić Vincy’ego w przerwie, chociaż chciał stworzyć je tylko dla Ewy Faraday. Teraz, kiedy Darcy nie wchodzi w rachubę jako morderca, a sprawa maski i sprawa gry Vincy’ego po śmierci zostały wyjaśnione, morderca „B” króluje samotnie na pobojowisku i alibi całego zespołu wskazuje go jak czarny kleks na białej karcie papieru. Teraz tylko on może być mordercą.
– A kto to jest? – zapytał Parker i pochylił się, żeby usłyszeć dokładnie, jak gdyby nowe słowa w tym teatrze mogły ginąć albo zamieniać się w inne słowa.
Alex powiedział, kto to jest.
– O mój wielki Boże! – szepnął Parker. – Jakże ja mogłem tego nie dostrzec?
– Prosta psychologiczna prawda… – mruknął Joe Alex. – Banalne jest najmniej dostrzegalne.
– Zaczekaj tu na mnie… – Parker ruszył ku drzwiom.
– Dobrze – Alex skinął głową. Kiedy drzwi zamknęły się za inspektorem, siedział przez chwilę nieruchomo, potem zapalił jeszcze jednego Gold Flake’a, a później szybko wstał i przeszedł do portierki, gdzie siedział zaspany policjant. Alex przeprosił go na chwile, nakręcił numer, a potem powiedział kilka słów… potem znowu kilka… i odłożył słuchawkę. Wrócił do pokoju i zaczął przechadzać się z wolna, pogwizdując jakąś cichą, rzewną melodię. Zatrzymał się, zerwał jedną z róż stojących w koszu i powąchał ją. Wreszcie drzwi otworzyły się. Na progu stał Parker. Wszedł ciężko i opadł na fotel.
– On nie żyje… – powiedział. – Popełnił samobójstwo na minutę przed naszym wejściem… Zostawił kartkę do rodziny, w której ani słowem nie wspomina o całej sprawie…
– Myślę, że postąpił bardzo rozsądnie… – mruknął Alex.
Inspektor spojrzał na niego przeciągle… – Policjant, który dyżuruje w portierni, zameldował mi, że rozmawiałeś z miastem…
– Czy tak?… Mogę mieć chyba także i prywatne swoje sprawy, prawda? – Alex patrzył na niego poważnie. W ręce obracał odruchowo czerwony pąk róży na długiej, smukłej łodydze.
– Oczywiście… – inspektor spuścił wzrok. – Na pewno… Ale słuchaj, Joe… Do moich obowiązków należy…
– Do obowiązków nas wszystkich, jako uczciwych ludzi… – przerwał mu Alex – należy, aby zbrodnia nie przeszła bez kary. Tak. Ale także, aby prawo nie krzywdziło uczciwych ludzi tylko dlatego, że… że jest prawem. – Uniósł kwiat do nosa i powąchał go. Potem uśmiechnął się. – Uprzedzam cię, że jeżeli będziesz chciał mnie o cokolwiek oskarżyć w swojej szlachetnej pasji obrony litery prawa, a nie jego treści, którą szanuję tak samo jak ty, wtedy potrafię się obronić,
– Daj spokój – inspektor machnął ręką. – Trudno. Stało się. Dwaj ludzie umarli dzisiejszej nocy: morderca i zamordowany. Koło zamknęło się.
– I nie rozrywajmy go… – Alex kiwnął głową. – Dziękuję ci bardzo, Ben. Sir Thomas Dodd miał rację mówiąc wówczas, że jesteś prawdziwym gentlemanem.
– Nonsens! – Parker zaczerwienił się. – Gdyby morderca żył, zostałby w tej chwili odtransportowany do celi, bez względu na to, co myślę!
– Tak. Ale to należy do twoich prawdziwych obowiązków. Puścić mordercę ze względu na swój subiektywny stosunek do sprawy to paskudna rzecz i tego byś nie zrobił. Ale w obecnej sytuacji, kiedy jedna śmierć opłaciła drugą, miałeś wybór. Cieszę się, że wybrałeś to, co podyktował ci rozum i sumienie, a nie posłuszeństwo suchym przepisom.
– Wszystko to nonsens! – Parker machnął ręką. – Nie mówmy już o tym. – I szybko, żeby zmienić temat rozmowy, dodał: – Ale jak, u Boga Ojca, rozwiązałeś tę zagadkę? Do tej pory nie mogę tego zrozumieć. Nie dlatego, aby prawda była zbyt głęboko ukryta. Leżała ona na wierzchu, to fakt. Wstydzę się tego trochę, bo ani razu nawet nie przemknęła mi przez myśl ta możliwość. Ale przecież odciągało od niej uwagę tyle zdumiewających zjawisk i powikłań…
– To prawda. Dlatego nie mogłem zrozumieć wszystkiego wcześniej. Kiedy zrozumiałem, że Angelica Dodd nie zabiła Vincy’ego, a miałem to przekonanie, jak wiesz, prawie od pierwszej chwili, pozostała mi alternatywa: morderca „A” i morderca „B”. Morderca „A” to był ten, który zabrał maskę, a morderca „B” ten, który zabrał listy.
– Przecież mógł to być jeden i ten sam człowiek?
– Nie. Jeżeli nie mieliśmy do czynienia ze zbrodniczym maniakiem, a sposób popełnienia zbrodni świadczył raczej o „normalnym” mordercy, to trzeba było podporządkować jego działania logice. Maskę mógł zabrać tylko Darcy, bo on jeden z wszystkich ludzi na świecie mógł spełnić wszystkie warunki umożliwiające natychmiastowe zastąpienie Vincy’ego na scenie. Ale równocześnie był ostatnim z ludzi, który po zabiciu Vincy’ego zabrałby listy przyniesione przez Vincy’ego do garderoby w celu wymienienia ich na klejnoty pani Dodd.
– Dlaczego?
– Bo: 1) nie mógł znać ich wartości, 2) nie mógł znać ich treści, 3) nie wiedział, że Vincy przywiezie je tego dnia, 4) nie wiedział w ogóle o ich istnieniu, 5) nie zdążyłby ich przeczytać po zabójstwie, 6) a gdyby zdążył, to nic by mu nie powiedziały listy panny Angeliki Crawford sprzed lat dwudziestu. Więc: nie brałby ich z sobą zupełnie bezsensownie na scenę; później nie mógł przecież ich zabrać, bo nie mógł wejść już do garderoby Vincy’ego. A więc: morderca „A” wziął maskę, a nie wziął listów. Tymczasem morderca „B”, który wziął listy, nie miał najmniejszego powodu, żeby brać maskę. Mordercą „B” mogły być tylko dwie osoby: sir Thomas Dodd i pani Dodd, gdyż tylko oni wiedzieli o istnieniu listów i o tym, że Vincy przyniesie je tego dnia do garderoby. Jedynie dla nich listy te przedstawiały nieocenioną wartość. Ale:
1) Sir Thomas miał alibi od 9.20, a właściwie od 9.10, bo chociaż miał samochód, ale jednak po zabiciu Vincy’ego musiałby zużyć mniej więcej 10 minut na dotarcie do doktora Amstronga. Ale sir Thomas jako morderca „B” musiałby korzystać z usług Darcy’ego, który musiał w tym celu zabrać maskę, zagrać za Vincy’ego i w ten sposób stworzyć sir Thomasowi alibi. To było zupełnie zagadkowe i w pierwszej chwili najmniej prawdopodobne.
2) Pani Dodd była w teatrze o 10.15 i mogła zabrać listy. Ale powiedziała nam, że ich nie znalazła. Nie miała żadnego powodu, by okłamywać nas. Była ofiarą szantażu, listy były pisane jej ręką, więc gdyby powiedziała, że znalazła je, zabrała do domu i spaliła, nikt z nas nie mógłby nawet mrugnąć okiem. Mogłem więc jej uwierzyć, tym bardziej że mówiąc prawdę odwracała mimowolnie podejrzenie od innych i kierowała je na swego męża. A tego na pewno nie chciała zrobić. Uwierzyłem jej więc.
Pozostali mi wobec tego tylko dwaj mordercy: morderca „A” – Darcy, który wziąłby maskę, a pozostawił listy (więc kto wziął listy?), i morderca „B” – sir Thomas Dodd – jedyny poza panią Dodd człowiek, który wziąłby listy, ale nie wziąłby maski. Zresztą sir Thomas Dodd mógł zabić Vincy’ego tylko pod tym warunkiem, że po zabójstwie i po zabraniu przez niego listów do garderoby wszedłby Darcy, wziąłby maskę i zagrałby rolęStarego, zamknąwszy przedtem Vincy’ego na ten przeklęty klucz. I tu powstała absurdalna sytuacja: Dodd mógł zabrać listy tylko wówczas, gdyby Darcy zabił Vincy’ego. Ale mógł to zrobić tylko wchodząc do zamkniętej garderoby, od której klucz miał Darcy ze sobą na scenie. Natomiast gdyby Dodd zabił Vincy’ego i zabrał listy, Darcy musiałby potem wejść do garderoby i będąc niewinnym człowiekiem nie mówić nic nikomu, zabrać maskę i zagrać za trupa!
Wszystko to wydawało się zupełnie fantastyczne. Równocześnie narastały dowody, które już poprzednio wyłuszczyłem, że Darcy nie zabił. Ale jeżeli on nie zabił i nie zagrał po przerwie, to nie mógł także zabić sir Thomas Dodd. Więc kto zabrał maskę i listy? – Alex urwał i roześmiał się niewesołym, szorstkim śmiechem. – Potem, kiedy się okazało, że po spektaklu nikt nie wchodził do garderoby poza panią Dodd, a w przerwie byli u niego tylko dwaj ludzie, Darcy i posłaniec z kwiatami, wszystko stało się jasne.
a) Pani Dodd nie zabiła, bo kiedy weszła. Vincy nie żył już co najmniej od 15 minut, co stwierdza obdukcja zwłok.
b) Darcy nie zabił, bo okazał się kaleką (i dla stu innych przyczyn, które wyłuszczyłem).
c) Pozostał tylko posłaniec z kwiaciarni. On na pewno zabił Vincy’ego i zabrał listy. A na listach zależało (poza panią Dodd) tylko jednej osobie i tylko jedna jeszcze osoba wiedziała o ich istnieniu i o tym, że będą znajdowały się tego wieczoru w garderobie Vincy’ego: sir Thomas Dodd. W tej chwili jego poprzednie alibi nie miało już wartości, bo jeśli zabił o 9.05, to mógł spokojnie zdążyć na 9.20 do doktora Amstronga, mając zaparkowany nie opodal teatru swój samochód. Zrozumiałe było także, dlaczego wysłał do teatru całą rodzinę. Chciał być sam i chciał wziąć swoje auto, aby zdążyć do kwiaciarni, a potem do teatru, nie pozostając w pamięci żadnego z londyńskich taksówkarzy, którzy na drugi dzień przeczytaliby o zbrodni w gazetach…
Reszta była względnie prosta. Na kwiaciarza nikt nie zwraca uwagi, nie pozostaje on w niczyjej pamięci. Portierzy teatralni przepuszczają ich, nie spojrzawszy nawet. Sir Thomas niewiele ryzykował. Mógł przypuszczać, że Vincy będzie sam, oczekując jego żony. Gdyby nie był sam, sir Thomas oddałby po prostu kwiaty, dostałby szylinga napiwku i wyszedł. Ważna była natomiast biała, pusta koperta…
– Dlaczego?
– Sir Thomas przyszedł zabić. Chciał zadać cios w chwili, gdy Vincy będzie miał odwróconą uwagę, zajęty otwieraniem tej koperty.
– Czym chciał zadać ten cios?
– Sztyletem oczywiście! Przecież wiesz chyba, że Vincy został zamordowany sztyletem.
– Zaczekaj… – Parker uniósł rękę – mówisz, że sir Thomas przyjechał, żeby zabić. Więc dlaczego nie zabrał ze sobą narzędzia zbrodni? A poza tym czy Vincy pozwoliłby kwiaciarzowi dreptać po garderobie w poszukiwaniu sztyletu, o którego istnieniu w tejże garderobie sir Thomas nie mógł nawet wiedzieć? To nonsens!
– Brawo! – powiedział Alex. – Zadałem sobie to samo pytanie i przez kilka chwil także nie umiałem sobie na nie odpowiedzieć. Ale przecież sir Thomas był w końcu jedynym człowiekiem, który mógł zabić Vincy’ego, więc silą rzeczy musiało istnieć logiczne i proste wyjaśnienie.
– Ale jakie?
– Posłuchaj, jak to się odbyło. Sir Thomas nie mógł przecież strzelić ani nie udałoby mu się podać Vincy’emu trucizny. Pozostał tylko sztylet: broń cicha, długa i ostra. Sir Thomas miał taki sztylet od lat, zabrał go więc, pojechał do kwiaciarni, kupił kosz róż, ucharakteryzował się prawdopodobnie nieco przedtem, aby policja nie wytropiła tego kosza i kupującego. Potem zajechał w pobliże teatru, zaparkował wóz pośród tysiąca innych wozów i przyczepiwszy do kosza pustą kopertę wszedł do teatru w czapce posłańca, których tysiące możesz kupić na każde zawołanie w każdym sklepie z czapkami. Zastał doskonałą sytuację: była przerwa. Tak zresztą musiał Dodd obliczyć swoje wejście, aby zastać Vincy’ego w garderobie, a nie na scenie, co obaliłoby od razu cały plan. Vincy był sam, leżał na kozetce i odpoczywał, bo gra w Krzesłach jest dość wyczerpująca fizycznie, zważywszy to nieustanne wnoszenie krzeseł. Sir Thomas zbliżył się do kozetki, postawił kwiaty i podał Vincy’emu kopertę. Vincy (oczywiście nie wstając) natychmiast zabrał się do zbadania zawartości koperty. Mogła ona przecież zawierać jakąś zakamuflowaną koszem kwiatów wiadomość od pani Dodd. W tym momencie stojący pokornie za nim w głowach kozetki kwiaciarz wyciągnął swój długi, ostry sztylet i uderzył z całej siły. Choć był wyczerpany chorobą, ale do zadania ciosu z góry w leżące nieruchomo ciało nie trzeba wiele siły. Sztylet przebił serce i Vincy zdołał zaledwie pochwycić go lewą ręką, a prawą konwulsyjnie zacisnąć na trzymanym w ręce papierze. Po sekundzie nie żył już. Wówczas sir Thomas rzucił się ku szufladzie w poszukiwaniu listów. Nie wiem, czy znalazł je tam, czy w ubraniu Vincy’ego, ale wiem, że znalazł tam natomiast drugi sztylet! Znalazł ten sztylet, wiedział, że jest identyczny, bo przecież razem ongiś zamawiali te sztylety. Nie musiał wiec wyciągać z rany narzędzia zbrodni i ukrywać go. Wystarczyło, by zabrał sztylet Vincy’ego, co jeszcze bardziej powinno utrudnić policji poszukiwania. Wychodząc z teatru sir Thomas miał wszystkie dane, aby przypuszczać, że popełnił idealną zbrodnię. Nikt z żyjących (poza jego żoną, której dyskrecji mógł być pewien) nie wiedział, że miał jakikolwiek powód zabicia Stefana Vincy. Listy powróciły do niego. Narzędzie zbrodni, które było charakterystyczne… i które musiałby zabrać, było w tej chwili już tylko sztyletem Vincy’ego, którym ktoś zabił tego aktora. Żona jego nie spotka już Vincy’ego i nie rzuci na siebie podejrzenia, bo za chwilę skończy się przerwa w teatrze, Vincy nie wyjdzie na scenę, nastąpi alarm i znajdą zwłoki. Angelica Dodd wróci z klejnotami do domu i nigdy żadne z nich nie powie do drugiego słowa na ten temat… Ale stało się coś, czego nie mógł przewidzieć, nawet w najkoszmarniejszym śnie: Otóż przedstawienie spokojnie trwało dalej, a zamordowany Vincy grał do końca i zszedł owacyjnie żegnany!!! Wobec tego pani Dodd poszła oczywiście do jego garderoby. Tam nie znalazła listów, ale zobaczyła sztylet i trupa, a poza tym ściągnęła uwagę policji na dom Doddów, który w przeciwnym wypadku nigdy by nie dostał się do sprawy… Pani Dodd wróciła do domu. Nie byłaby istotą żywą, gdyby nie zajrzała, chociażby odruchowo, natychmiast do szuflady w komodzie. Sztyletu oczywiście nie było, bo mąż nie wrócił jeszcze do domu od doktora Amstronga. Wówczas pani Angelica zrozumiała, że w jakiś sposób znalazł się on tam przed nią, zabił Vincy’ego swoim sztyletem i zabrał listy. Kiedy sir Thomas wrócił o jedenastej, nie chciała go widzieć, nie chciała z nim mówić o zabójstwie. Zamknęła się u siebie mówiąc, że boli ją głowa. A gdy przybyła policja, postanowiła natychmiast, że odpokutuje tę zbrodnię za niego, bo przecież popełnił ją tylko z miłości dla niej i dla Anny. Kiedy więc zapytałem o sztylet, podeszła spokojnie do miejsca, w którym zwykle leżał, i wyciągnąwszy rękę wskazała palcem… Ku jej bezgranicznemu zdumieniu sztylet był na miejscu!!! Później, kiedy usłyszała, że od 9.20 mąż jej był u doktora Amstronga aż nieomal do 11, odetchnęła. Wiedziała, że wobec tego nie mógł zabić, bo przecież ona sama widziała Vincy’ego żywego na scenie jeszcze o 9.50, a po 10.15 stwierdziła, że nie żyje!
– Mój Boże!… – Parker nieomal jęknął – a cóż to za piekło! Co za niesamowity zbieg okoliczności!
– Absolutnie nie! – zaprotestował Alex – przecież w chwili gdy morderca zaczął szukać listów, musiał natrafić na ten sztylet, a gdy natrafił, to musiał go zabrać, inaczej byłby zupełnym idiotą. To była tylko prymitywna logika postępowania. Nic innego w tych okolicznościach nie mogło się zdarzyć…
Urwał na chwilę i zapalił nowego papierosa.
– Pozostawał motyw zabójstwa. Sir Thomas miał o wiele poważniejsze przyczyny do wiekuistego uciszenia Vincy’ego niż jego żona. Po pierwsze, znał go zbyt dobrze, aby nie wiedzieć, że w końcu wygada się i wówczas Anna Dodd dowie się, że nie była jego córką. To musiało być dla niego najstraszniejsze. Kochał ją naprawdę, wychował ją i oto teraz, kiedy stał na progu śmierci, miał odejść ze świadomością, że grób jego nie będzie dla niej grobem ojca. Poza tym nurzało to w błocie dwie jedyne istoty, które kochał: jego żonę i córkę, a w dodatku pozbawiało je ogromnego majątku, dzięki któremu łatwiej byłoby mu pożegnać się ze światem wiedząc, że dziecko jego, a wraz z nim i Angelica Dodd mają nie tylko zabezpieczony byt do końca życia, ale będą opływać w dostatki. Poza tym nienawidził przecież Vincy’ego, o co nie można mieć do niego pretensji. A zresztą i tak niczym prawie nie ryzykował. Musiał wkrótce umrzeć, wiedział o tym. Rak był nieubłaganym mordercą i kończył już swoje dzieło w jego wyczerpanym organizmie. Sir Thomas osądził, że lepiej będzie odejść zabierając z sobą najbardziej nikczemnego człowieka, jaki przewinął się przez jego życie. Zważywszy fakt, że to zabójstwo dawało w pośredni sposób tyle szczęścia jego bliskim, a chroniło ich od tak wielkich nieszczęść, motyw tego zabójstwa był dla niego bardzo silny. Ale czy poważny archeolog może na zawołanie przeistoczyć się w starzejącego się posłańca z kwiaciarni? Na to pytanie dał nam odpowiedź sam sir Thomas mówiąc, że on i Vincy byli podporami szkolnego kółka dramatycznego. Miał wielki talent aktorski, który nie wyzwolił się, gdyż ojciec jego zadecydował inaczej. Ale talent nie ginie tak łatwo. Zresztą prawie niema rola posłańca wymagała właściwie tylko kostiumu: niezbyt zamożnego ubrania i czapki z jakimś emblematem. Nikt nie zwraca przecież na to uwagi. Kwiaciarz niosący wielki kosz róż jest tylko kwiaciarzem. Prędzej spojrzy się na te róże niż na niego. Zresztą, sądząc po wysokości tego kosza, sir Thomas mógł nawet zręcznie ukrywać za nim twarz, rozmawiając z portierem i Vincym. A zresztą nie widzieli się przecież dwadzieścia lat… To był właśnie morderca „B”. Kiedy okazało się, że nie zabił morderca „A” i nikt z zespołu teatru, wówczas pozostał on sam na placu. A mógł być nim tylko sir Thomas, bo 1) tylko on mógł zamienić sztylety; 2) jemu zależało na tym, aby uprzedzić przyjście żony. Myślał przecież oczywiście, że sprawa wykryje się już w przerwie, kiedy Vincy nie wróci na scenę, a wówczas żona dowie się o tym siedząc na widowni i nie będzie musiała odnosić Vincy’emu tych klejnotów, których przekazanie jeszcze bardziej oddawałoby ich oboje i Annę w ręce szantażysty; 3) nie miał on alibi. A właściwie miał alibi, które go obciążało, bo zdrowy rozsądek wskazywał, żeby nie jechać własnym autem do lekarza, ale wziąć taksówkę, by w razie zasłabnięcia nie znajdować się przy kierownicy. Własne auto mógł wziąć tylko po to, żeby nikt nie mógł zeznać, że przywiózł go w pobliże Chamber Theatre; 4) miał powód zabójstwa o wiele większy niż ktokolwiek inny; 5) wiedział, że jest skazany na śmierć; 6) zachowanie jego żony wskazywało na to, że wie ona o tym, kto zabił Vincy’ego. Chciała wziąć na siebie winę. Później zaskoczył ją sztylet w szufladzie. Ale mnie przecież w końcu nie zaskoczył; 7) a zresztą sir Thomas pozostał sam na placu boju. Wszyscy inni zostali wyeliminowani. – Alex uśmiechnął się. – Chociaż… oczywiście mógł zbrodni dokonać ktoś całkiem nie znany! To byłby zupełnie nieprawdopodobny zbieg okoliczności, wiele faktów pozostałoby bez odpowiedzi… Ale kto wie?… – Uśmiechnął się lekko. Parker zerwał się.
– Przecież wiem, że zadzwoniłeś do niego i powiedziałeś mu, że policja nadjeżdża. Dlatego się otruł! Nie wiem, czy nie poradziłeś mu, aby zostawił kartkę, w której pisze, że zabija się, bo boi się cierpień, które koniec choroby może mu przynieść. Jestem nawet przekonany, że to zrobiłeś!
– Gdybym zadzwonił do niego… – szepnął Alex – to bez wątpienia poradziłbym mu coś takiego. W ten sposób sprawa zabójstwa Stefana Vincy nigdy nie zostanie wyjaśniona, bo nic nigdy nie udowodnisz umarłemu. Anna Dodd otrzyma swoje miliony i swego męża, Angelica Dodd nie będzie obnoszona na językach przez wszystkie kumoszki, które nazywają się paniami z towarzystwa londyńskiego, a dusza sir Thomasa Dodd spotka się w zaświatach z duszą Stefana Vincy i wówczas niechaj rozstrzyga się spór, który z nich bardziej zgrzeszył. Ale to nie są już sprawy ani dla policji, ani dla autorów powieści kryminalnych.
– Właśnie! – Parker trzasnął w palce. – Zadzwoniłeś!
– Tego nie powiedziałem… I nigdy nie powiem. Nic podobnego ode mnie nie usłyszysz… – Alex ziewnął.- No, czas już na nas…
…Po nocy krwawej
jutrzenki blask ozłoci ziemię…, jak powiada poeta. Jestem potwornie zmęczony. Mam nadzieję, że odwieziesz mnie do domu?
– Odwiozę cię, Joe… – Parker kiwnął głową. – Ale co ja zrobię z tym śledztwem?
– Jutro nad tym pomyślimy, a właściwie dzisiaj. O czwartej po południu spotkamy się u „Dufresna” na kawie. Spróbujemy tam wymyślić coś ogromnie przekonywającego, co zadowoli twoich szefów, prasę i rodzinę zamordowanego… A prawda! Vincy nie miał przecież rodziny. Ani syna, ani córki nawet… Nikt nie upomni się o niego, biedaczka… Błagam, Ben, chodźmy już, bo usnę na stojąco!
I trzymając nadal w dłoni czerwony pąk róży, wysunął się z garderoby Stefana Vincy, a Parker, chcąc nie chcąc, ruszył za nim.
W piętnaście minut później Alex zadzwonił do drzwi swego mieszkania. Czekał chwilę. Potem usłyszał ciche kroki bosych kobiecych stóp.
– Kto tam?
– Joe Alex.
Karolina zaspana wpuściła go do ciemnego przedpokoju. Alex zapalił światło i pocałował ją w nos.
– Czy to dla mnie ta róża? – zapytała przecierając oczy.
– Tak, oczywiście…
– Gdzie ją kupiłeś o tej porze? Jesteś zdumiewający, Joe!
– Och – powiedział Joe. – Tę różę kupił jeden umarły dla drugiego umarłego. Więc została sama na świecie, a ja jestem wielkim przyjacielem sierot, Karolino… Jestem wielkim przyjacielem sierot… jak się okazuje. – Podał jej różę, a Karolina wpięła ją w rozpuszczone włosy.