XIII. Tylko nie pytaj nikogo z nich o maskę!

Parker usiadł za stolikiem w garderobie zamordowanego i zaczął odczytywać półgłosem listę osób obecnych w teatrze podczas i po przedstawieniu.


1) Stefan Vincy – aktor

2) Henryk Darcy – reżyser

3) Ewa Faraday – aktorka

4) Jack Sawyer – inspicjent

5) Richard Caruthers – elektryk

6) Malcolm Snow – kurtyniarz

7) Oliver Ruffin -garderobiany

8) Simon Formes – strażak

9) William Gullins – portier

10) John Knithe – sufler

11) Susanna Snow – garderobiana

Dopisał piórem:

12) Angelica Dodd – (ma alibi) weszła 10.15.


– Poza tym dwaj tak zwani brygadierzy sceniczni, robotnicy, którzy po przerwie odeszli do domu, ustawiwszy krzesła. Nazwiska ich brzmią: Stanley Higgins i Joshua Braddon. Na wszelki wypadek dopisuję ich.

– To wszyscy? – zapytał Alex.

– To już absolutnie wszyscy.

– Dobrze – Alex uśmiechnął się nieznacznie, a potem spoważniał.

– Dlaczego się śmiejesz? – zapytał Parker. – Czy chcesz coś powiedzieć?

– Nie. Zupełnie nic. Ach, może tylko to, żebyś nikogo z przesłuchiwanych nie pytał o maskę Vincy’cgo.

– Nie? A dlaczego?

– Zrób to dla mnie. Za godzinę powiem ci o niej wszystko. A przynajmniej mam nadzieję, że ci powiem. Parker zawahał się.

– Zgoda – mruknął wreszcie. – Dzisiaj ty rządzisz. Obyś tylko okazał się wielkim i mądrym władcą.

– Spróbuję… – szepnął Alex skromnie – zasłużyć na uznanie sił policyjnych Jej Królewskiej Mości. Ale w wypadku niepowodzenia schowam się chyba pod ziemię ze wstydu.

– Wtedy spróbujemy bez cudów, za to spokojnie i z umiarem – powiedział inspektor. – Ale zacznijmy, w imię boże! Jones!

– Tak, szefie? – okrągła, krótko przystrzyżona, à la Gerard Philipe głowa sierżanta ukazała się w szparze drzwi.

– Poproś tu pana Henryka Darcy.

– Tak, szefie!

Po chwili Henryk Darcy wszedł do pokoju. Był to człowiek wysoki, młody jeszcze i można by go nawet nazwać pięknym, gdyby nie zbyt wysokie czoło, które było wypukłe i zajmowało nieco zbyt wiele miejsca, psując proporcje budowy czaszki. Alex widział go po raz pierwszy w życiu, nie licząc epizodu na scenie, kiedy część twarzy niknęła pod rondem wielkiego czarnego kapelusza. Zauważył, że Darcy obrzucił garderobę spokojnym, niemal obojętnym spojrzeniem, które nie zatrzymało się ani na chwilę dłużej na kozetce.

– Proszę, niech pan siada… – Parker wskazał mu krzesło. – Wie pan już zapewne, kim jesteśmy. Prowadzę śledztwo w sprawie morderstwa popełnionego na jednym z pańskich kolegów, Stefanie Vincy. Czy pan ma coś do zakomunikowania w tej sprawie?

Darcy z wolna potrząsnął głową.

– Nie, proszę pana.

To było wszystko. Głos miał niski i przyjemny.

– Nie zauważył pan niczego niezwykłego bądź w czasie trwania spektaklu, bądź później?

– Nie.

– Hm… – Parker zastanowił się. – Może w takim razie opisze nam pan jak najdokładniej każdą chwilę, którą spędził pan wczorajszego wieczoru w Chamber Theatre.

– Oczywiście – Darcy skinął spokojnie głową. – Przyszedłem do teatru na kilka minut przed rozpoczęciem spektaklu. Ponieważ występuję pod koniec drugiej odsłony i właściwie zamykam przedstawienie, więc nie musiałem się spieszyć. Z drugiej strony, chciałem być obecny w teatrze podczas przedstawienia. W zespole wynikły pewne niesnaski… pomiędzy panną Faraday a zmarłym Stefanem Vincy. Ponieważ grali oboje dwie główne, a właściwie jedyne role, więc wolałem być przy tym, żeby w razie czego zapobiec dalszym nieporozumieniom, które odbijały się na całości przedstawienia.

– Czy tylko dlatego? – zapytał Parker spokojnie.

– Nie. To był powód „urzędowy”, jeśli wolno to tak określić, Powód „prywatny” to było pragnienie ochronienia Ewy Faraday przed brutalnością zmarłego Vincy. To był tchórz, a ponieważ zapowiedziałem mu, że go zabiję jak psa, jeżeli ją jeszcze kiedykolwiek obrazi, więc moja obecność powinna go była powstrzymać.

– Więc groził mu pan zabójstwem tylko dlatego, że odezwał się niegrzecznie do panny Faraday?

– Tak.

– Dlaczego, na miłość boską?

– Nie dlatego, abym go chciał zabić, nie sądzę, abym w ogóle umiał zabić człowieka… nawet Vincy’ego, który w moim przekonaniu był niewiele wart. Myślę, że nikt nie ma prawa zabić drugiego człowieka pod żadnym pozorem, poza fizyczną samoobroną w jakimś zupełnie krańcowym wypadku. Ale i to, oczywiście, przypadkowo. Zamiar mordu nie powinien istnieć w umyśle żadnego uczciwego człowieka, bo mord nie przekreśla żadnych krzywd, ale jest atakiem na całą ludzkość, na wszystko to, co stanowi jej sens właściwy. Nawet urzędową karę śmierci uważam za zbrodnię.

– Brawo! – powiedział cicho Alex.

Darcy spojrzał na niego szybko, ale widząc, że Alex nie kpi, kiwnął głową jak gdyby dziękując.

– Ale nie o to mnie pan pytał. Powiedziałem tak, bo, jak wspomniałem, Vincy był tchórzem, a chciałem za wszelką cenę, aby nie ranił więcej tej osoby, która jest mi bardzo bliska. Kocham Ewę Faraday i niech to mnie usprawiedliwi.

– Dobrze… – Parker skinął głową. – Dziękuję panu za szczerość. Proszę mówić dalej.

– Ubrałem się w kostium i ucharakteryzowałem przed rozpoczęciem przedstawienia, żeby później mieć wolną głowę. Kiedy rozpoczął się spektakl, stanąłem w kulisie i przyglądałem się grze. Dostrzegłem, że Vincy jest zdenerwowany, dwa czy Trzy razy „połknął” parę zdań tekstu, czego widzowie nie zauważyli, bo jest to rutynowany aktor i umie sobie dać radę w takich chwilach. Ale orientowałem się, że jest roztrzęsiony, i nie ruszałem się z miejsca, obawiając się, że coś się może stać… T rzeczywiście, w pewnym momencie, kiedy Stara, to znaczy Ewa, obejmuje Starego i przytula się do niego, dostrzegłem, że odepchnął ją prawie i powiedział do niej szeptem parę słów, kiedy ustawiali krzesła. To także było nieuchwytne dla widza, ale ja, który znam każde drgnienie głosu w tej sztuce, od razu spostrzegłem, że Ewa jest wzburzona… Kiedy skończyła się pierwsza odsłona i opadła wreszcie kurtyna, Vincy zawrócił w miejscu i znikł w kulisie, a Ewa, słaniając się i płacząc, zerwała maskę. Podbiegłem do niej i odprowadziłem ją do garderoby. Okazało się, że zabrudziła mu kostium szminką… – Darcy urwał na chwilę i zastanawiał się przez mgnienie oka. – Tak… – dodał. – Odprowadziłem ją do garderoby i uspokajałem ja wraz z garderobianą. Dostała ataku płaczu i nie mogła się uspokoić. U aktorek tego rodzaju sprawy przebiegają bardzo ostro, bo w czasie przedstawienia nerwy są i tak napięte. Potem do garderoby zapukał jeden z robotników, którego wysłał inspicjent. Był jakiś błąd w ustawieniu krzeseł i chciał upewnić się, czy wszystko jest w porządku. Poszedłem razem z robotnikiem na scenę i byłem tam przez kilka minut. Potem przeszedłem przez scenę i ruszyłem ku drzwiom naprzeciw garderoby Vincy’ego. Tam spotkał mnie elektryk Caruthers. Kabel jednego z reflektorów przerywał pod koniec pierwszej odsłony. Światła są u mnie bardzo ważną częścią spektaklu, więc idąc słuchałem tego, co mówi Caruthers. Co prawda niewiele słyszałem, bo byłem wściekły. Przed drzwiami garderoby Stefana odprawiłem Caruthersa, zbywając go paru słowami. Zresztą za trzy minuty kurtyna miała już pójść w górę. Wszedłem… Vincy siedział na kozetce i patrzył na kosz kwiatów… O, tych. Podszedłem do niego. Nie wiem, ale chciałem, zdaje się, go uderzyć. Ale on wstał szybko i zaczął mnie przepraszać. Powiedział, że ma dziś straszny dzień, że gnębi go ból głowy, a poza tym ma jakieś kłopoty… I że daje mi słowo, że to się już nigdy nie powtórzy. Złość minęła mi, kiedy zaczął tak mówić. A potrafił mówić niezwykle przekonywająco. Zresztą… W każdym razie wyszedłem bez słowa, mając przekonanie, że to się już nigdy nie powtórzy.

– Na pewno… – szepnął Ałex.

Darcy spojrzał na niego przelotnie i ciągnął dalej:

– W czasie drugiej odsłony stałem bez przerwy w ciemnej kulisie i patrzyłem na grę aż do chwili, gdy nadeszła pora wyjścia na scenę. Potem były owacje widowni. Vincy nie wyszedł. Pomyślałem, że to może przez ten ból głowy albo może obraził się na mnie i chce mi dać do zrozumienia, jako reżyserowi, że lekceważy mnie i tę rolę. W ostatnich dniach zachowywał się zresztą trochę dziwnie i ciągle mówił, że ma dosyć tych błazeństw w maskach i odejdzie z teatru… Zszedłem ze sceny razem z Ewą Faraday, a potem rozcharakteryzowałem się, przebrałem i zawołałem garderobianego, żeby oczyścił mi ubranie. Wszedłem do Ewy, która była już ubrana, ale jeszcze kończyła toaletę, bo u kobiet zawsze trwa to trochę dłużej. Później wyszliśmy razem z teatru. To wszystko.

– I nie zauważył pan nic niezwykłego, nigdzie?

– Nie… może jedno… Ale to chyba nie ma znaczenia… Kiedy wychodziliśmy i mijałem drzwi garderoby Vincy’ego, nadepnąłem na coś… Pochyliłem się. To był klucz. Spojrzałem i zobaczyłem, że dziurka od klucza jest oświetlona, więc włożyłem ten klucz w zamek. Pomyślałem, że Vincy wychodząc po spektaklu trzasnął może drzwiami tak, że klucz wyleciał. Wewnątrz nikt się nie poruszył, więc pomyśleliśmy oboje, Ewa i ja, że pewnie już wyszedł. To już naprawdę wszystko.

– Z tego, co pan powiedział, wynika, że od chwili zejścia ze sceny aż do chwili wyjścia z teatru był pan nieustannie w towarzystwie ludzi i ani przez chwilę sam, prawda?

– Nie. Byłem sam w garderobie. Garderobiany był wtedy na korytarzu i czekał, aż go zawołam.

– Pańska garderoba nie ma innego wyjścia?

– Nie ma nawet okna.

– Tak. Dziękuję panu, panie Darcy. Może pan będzie łaskaw udać się do swojej garderoby i czekać tam na ewentualne wezwanie. Przykro, że muszę prosić pana o to o wpół do czwartej nad ranem, ale być może, będzie pan nam musiał jeszcze udzielić koniecznych objaśnień, jeżeli zajdzie potrzeba. Dziękuję panu raz jeszcze.

– Jestem do dyspozycji panów… – Darcy wstał. Parker odprowadził go do drzwi i skinął na Jonesa.

– Czy jest tu inspicjent Jack Sawyer?

– Tak, szefie.

– Dawajcie go tu za pięć minut.

– Tak, szefie. Inspektor zawrócił i usiadł.

– Co myślisz, Joe?

– Myślę, że teraz już wiem, kto zabił Stefana Vincy. Ale wciąż jeszcze nie jestem tego zupełnie pewien.

Загрузка...