Czas porozmawiać z rodzicami Aimee Biel.
Była szósta rano. Inspektor Loren Muse siedziała po turecku na podłodze. Miała na sobie szorty i kosmata wykładzina łaskotała ją w nogi. Wszędzie leżały porozkładane policyjne akta i raporty. Na środku umieściła sporządzony przez siebie harmonogram.
Z drugiego pokoju dochodziło głośne chrapanie. Loren już od ponad dziesięciu lat mieszkała w tym paskudnym lokalu. Nazywali je ogrodowymi apartamentami, chociaż rosły tu jedynie mury z czerwonej cegły. Te solidne budynki o więziennym wyglądzie były pośrednim etapem dla ludzi pnących się w górę lub staczających się albo rodzajem czyśćca dla części tych, co mieli problemy osobiste.
Chrapiącym nie był jej chłopak. Loren miała takiego – Peta, niesamowitą ofermę – lecz jej matka, wielokrotnie zamężna, niegdyś atrakcyjna, teraz mniej, Carmen Valos Muse Brewster Jakośtam aktualnie była wolnego stanu, więc mieszkała u niej. Jej chrapanie było zaflegmionym bulgotem wieloletniej palaczki, skutkiem wieloletniego popijania taniego wina i śpiewania tandetnych piosenek.
Blat stołu pokrywały okruchy krakersów. Na samym środku, jak wieża strażnicza, stał otwarty słoik z masłem orzechowym z nożem tkwiącym w nim niczym Excalibur. Loren przejrzała wykazy rozmów telefonicznych, zestawienia operacji dokonanych za pomocą karty kredytowej, dane z kas na autostradzie. Tworzyły interesujący obraz.
W porządku, pomyślała Loren, sporządźmy harmonogram.
• 1.56 Aimee Biel korzysta z bankomatu Citi-banku przy Pięćdziesiątej Drugiej Ulicy – tego samego, z którego trzy miesiące wcześniej korzystała Katie Rochester. Dziwne.
• 2.16 Aimee Biel dzwoni do mieszkania Myrona Bolitara w Livingston. Połączenie trwa tylko kilka sekund.
• 2.17 Aimee Biel dzwoni pod numer telefonu komórkowego zarejestrowanego na Myrona Bolitara. Rozmowa trwa trzy minuty.
Loren pokiwała głową. Wydawało się oczywiste, że Aimee Biel najpierw spróbowała zadzwonić do domu Bolitara, a kiedy nie odpowiedział – co wyjaśniałoby krótki czas połączenia – zadzwoniła na jego komórkę.
Wróćmy do harmonogramu.
• 2.21 Myron Bolitar dzwoni do Aimee Biel. Rozmowa trwa minutę.
Z tego, co zdołali ustalić, Bolitar często zatrzymywał się w nowojorskim apartamencie swojego przyjaciela, niejakiego Windsora Horne a Lockwooda Trzeciego. Ten ostatni był znany policji: chociaż pochodził z bogatej, wręcz arystokratycznej rodziny, podejrzewano go o wiele pobić, a nawet zabójstw. Loren jeszcze nigdy nie natknęła się na faceta o tak upiornej reputacji. To jednak również nie wydawało się istotne w tej sprawie.
Bolitar zapewne zatrzymał się w apartamencie Lockwooda na Manhattanie. Zostawił samochód na pobliskim parkingu. Dozorca zeznał, że Bolitar odjechał stamtąd około 2.30.
Jeszcze nie mieli na to dowodu, ale Loren była niemal pewna, że Bolitar pojechał do śródmieścia i zabrał Aimee Biel. Zbierali zapisy z kamer wideo w tej okolicy. Może któraś zarejestrowała samochód Bolitara. Na razie to przypuszczenie wydawało się dość prawdopodobne.
Kolejne punkty harmonogramu:
• 3.11 Bolitar zapłacił kartą kredytową na stacji benzynowej Exxon przy Route 4 w Fort Lee w stanie New Jersey, tuż przy moście Waszyngtona.
• 3.55 Z rejestrów opłat na autostradzie wynikało, że samochód Bolitara pojechał na południe Garden State Parkway, mijając punkt kontrolny w Bergen County.
• 4.08 Bolitar przejechał przez punkt kontrolny w Essex County, a więc nadal jechał na południe.
Rejestry kas na autostradzie wiele mówiły. Mógł skręcić w zjazd numer 145, który doprowadziłby Bolitara do jego domu w Livingston. Loren wykreśliła trasę. Ta nie miała sensu. Nie przejeżdża się przez most Waszyngtona, żeby potem pojechać Garden State Parkway. A nawet jeżeli, to dotarcie do kas Bergen nie zajmuje czterdziestu minut. W nocy o tej porze mogło to zająć najwyżej dwadzieścia.
Zatem gdzie był w tym czasie Bolitar?
Wróciła do harmonogramu. Była w nim ponadtrzygodzinna luka, ale o 7.18 Myron Bolitar próbował dzwonić na numer komórki Aimee Biel. Nie odebrała. Tego ranka próbował jeszcze dwukrotnie. Żadnej odpowiedzi. Wczoraj dzwonił do domu Bielów. Było to jedyne połączenie trwające dłużej niż kilka sekund. Loren zastanawiała się, czy rozmawiał z rodzicami.
Podniosła słuchawkę i zadzwoniła do Lance’a Bannera.
– Co się dzieje? – zapytał.
– Mówiłeś rodzicom Aimee o Bolitarze?
– Jeszcze nie.
– Myślę – powiedziała Loren – że chyba już czas to zrobić.
Myron miał teraz nowy zwyczaj. Każdego ranka zaraz po przebudzeniu chwytał gazetę i sprawdzał listy poległych. Czytał ich nazwiska. Wszystkie. Upewniał się, że nie ma wśród nich Jeremy’ego Downinga. Potem zaczynał od nowa i tym razem powoli czytał każde nazwisko. Sprawdzał stopień, miejsce zamieszkania i wiek. Tylko tyle podawali. Jednak Myron myślał o tym, że każdy z tych zabitych dzieciaków to taki Jeremy, fajny dziewiętnastolatek mieszkający na twojej ulicy, ponieważ – chociaż wydawało się to zbytnim uproszczeniem – oni właśnie nimi byli. Przez kilka minut Myron wyobrażał sobie, co oznacza taka śmierć, nieodwołalny kres młodego życia, nadziei i marzeń, co teraz myślą rodzice takiego dzieciaka.
Miał nadzieję, że przywódcy narodu też się nad tym zastanawiają. Jednak mocno w to wątpił.
Zadzwoniła jego komórka. Spojrzał na wyświetlacz. Dzwoniący został zidentyfikowany jako PUPA. To był zastrzeżony numer Wina. Myron odebrał i powiedział „halo”.
Bez żadnych wstępów Win rzekł:
– Twój samolot przylatuje o pierwszej po południu.
– Teraz pracujesz dla linii lotniczych?
– Dla linii lotniczych – powiedział Win. – Dobre.
– A co się dzieje?
– Pracuję dla linii lotniczych – powtórzył Win. – Zaczekaj, niech się tym nacieszę. Pracuję dla linii lotniczych. Zabawne.
– Skończyłeś?
– Czekaj, niech wezmę długopis i zapiszę to sobie. Pracuję. Dla. Linii. Lotniczych.
Cały Win.
– Teraz już skończyłeś?
– Zacznę jeszcze raz. Twój samolot przylatuje o pierwszej po południu. Zaczekam na ciebie na lotnisku. Mam dwa bilety na mecz Knickersów. Doskonałe miejsca, pewnie obok Paris Hilton lub Kevina Bacona. Osobiście wolałbym Kevina.
– Przecież nie lubisz Knickersów – przypomniał Myron.
– To prawda.
– I nigdy nie chodzisz na mecze koszykówki. Dlaczego…? – Myron zrozumiał. – Niech to szlag.
Cisza.
– Od kiedy czytujesz kronikę towarzyską, Win?
– Pierwsza po południu. Lotnisko Newark. Będę czekał. Trzask.
Myron odłożył telefon i mimo woli uśmiechnął się. Co za facet.
Poszedł do kuchni. Ojciec już wstał i szykował śniadanie. Nic nie powiedział o zbliżającym się ślubie Jessiki. Jednak matka zerwała się z krzesła, podbiegła do niego, obrzuciła go spojrzeniem sugerującym śmiertelną chorobę i zapytała, jak się czuje. Zapewnił ją, że świetnie.
– Nie widziałem Jessiki od siedmiu lat – powiedział. – To nic takiego.
Rodzice pokiwali głowami w sposób świadczący, że chcą go tylko pocieszyć.
Po kilku godzinach pojechał na lotnisko. W nocy nie mógł spać, ale w końcu naprawdę nie było to nic takiego. Siedem lat. Zerwali siedem lat temu. I chociaż kiedy byli razem, zazwyczaj Jessica miała decydujący głos, ostatecznie jednak to Myron zakończył ich związek.
Jessica to przeszłość. Wziął komórkę i zadzwonił do Ali – swojej teraźniejszości.
– Jestem na lotnisku w Miami – powiedział.
– Jak podróż?
Z przyjemnością słuchał ciepłego głosu Ali.
– Dobrze.
– Ale?
– Ale nic. Chcę cię zobaczyć.
– Może koło drugiej? Dzieciaków nie będzie, obiecuję.
– Co masz na myśli? – spytał.
– Precyzyjnie należałoby to zdefiniować jako… zaczekaj, niech zajrzę do słownika… „południowy numerek”.
– Ali Wilder, ty mała zbereźnico.
– To cała ja.
– Nie mogę o drugiej. Win zabiera mnie na mecz Knickersów.
– Może zaraz po meczu? – zapytała.
– Ludzie, nienawidzę, jak udajesz taką niedostępną.
– Uważam to za zgodę.
– I słusznie.
– Wszystko w porządku? – spytała.
– Najlepszym.
– Masz trochę dziwny głos.
– Staram się udawać dziwnego.
– No to nie staraj się aż tak.
Na moment zapadła niezręczna cisza. Chciał jej powiedzieć, że ją kocha. Jednak to byłoby za szybko. A może po tym, czego się dowiedział o Jessice, nie była to odpowiednia chwila. Nie mówi się po raz pierwszy czegoś takiego z niewłaściwego powodu.
Tak więc zamiast tego powiedział:
– Zaczęli już wpuszczać na pokład.
– Do zobaczenia wkrótce, przystojniaku.
– Poczekaj, jeśli dotrę do ciebie trochę później, czy nadal będzie to „południowy numerek”? Czy też może popołudniowy?
– To zbyt długo się wymawia. Nie chcę tracić więcej czasu.
– I tym przyjemnym akcentem…
– Uważaj na siebie, przystojniaku.
Erik Biel siedział sam na kanapie, podczas gdy jego żona Claire usiadła na krześle. Loren zauważyła to. Można by sądzić, że w takiej sytuacji małżonkowie usiądą obok siebie, czerpiąc pociechę ze swojej bliskości. Tu mowa ciała sugerowała, że oboje chcą odsunąć się od siebie jak najdalej. Mogło to oznaczać głębokie pęknięcie ich związku. Albo świadczyło o tym, że to nieszczęście zraniło ich tak mocno, że nawet czułość – szczególnie czułość – piekłaby jak diabli.
Claire Biel przyniosła herbatę. Loren nie miała ochoty jej pić, ale nauczyła się, że większość ludzi rozluźnia się, jeśli pozwoli im się coś kontrolować, cokolwiek, wykonywać jakąś zwyczajną czynność. Wzięła więc filiżankę. Lance Banner, stojący za jej plecami, odmówił.
Lance pozwolił jej prowadzić rozmowę. Znał tych ludzi. Mogło to okazać się pomocne przy niektórych pytaniach, ale oddał pałeczką Loren. Upiła łyk herbaty. Zaczekała, aż cisza trochę ich zmiękczy – niech pierwsi zaczną mówić. Ktoś mógłby uznać to za okrucieństwo. Nic podobnego, jeśli tylko to pomoże znaleźć Aimee. Jeżeli dziewczyna zostanie odnaleziona cała i zdrowa, szybko o tym zapomną. Jeśli nie, to ta nieprzyjemna cisza będzie niczym w porównaniu z tym, co będą musieli znieść.
– Tutaj – zaczął Erik Biel – jest lista jej przyjaciółek wraz z numerami ich telefonów. Już dzwoniliśmy do wszystkich. I do jej chłopca, Randy’ego Wolfa. Z nim też rozmawialiśmy
Loren niespiesznie przeczytała nazwiska.
– Czy pojawiły się jakieś nowe fakty? – zapytał Erik.
Loren pomyślała, że do Erika Biela najlepiej pasuje określenie „spięty”. Matka, Claire… no cóż, niepokój o zaginioną córkę wyrył się jej na twarzy. Miała oczy przekrwione z niewyspania. Była w strasznym stanie. Jednak Erik, w wykrochmalonej koszuli i krawacie, choć świeżo ogolony, wyglądał gorzej od niej. Tak bardzo starał się trzymać, że dało się wyczuć, iż w każdej chwili coś może trzasnąć. A wtedy skutki będą przykre i być może nieodwracalne.
Loren podała kartkę Bannerowi. Potem odwróciła się i usiadła prosto. Nie odrywając oczu od twarzy Erika, rzuciła swoją bombę:
– Czy któreś z was zna niejakiego Myrona Bolitara? Erik zmarszczył brwi. Loren przeniosła spojrzenie na matkę.
Claire Biel miała taką minę, jakby Loren zapytała się, czy może wylizać ich sedes.
– To przyjaciel rodziny – powiedziała Claire Biel. – Znam go od pierwszej klasy liceum.
– Czy on znał państwa córkę?
– Oczywiście. Tylko co to ma…
– Jaki łączył ich związek?
– Związek?
– Tak. Państwa córkę i Myrona Bolitara. Jaki łączył ich związek?
Po raz pierwszy, od kiedy weszli do ich domu, Claire powoli odwróciła się i poszukała pomocy u męża. Erik również popatrzył na żonę. Oboje mieli miny ludzi, którzy zjedli coś niestrawnego.
W końcu odezwał się Erik.
– Co pani sugeruje?
– Niczego nie sugeruję, panie Biel. Zadałam państwu pytanie. Jak dobrze wasza córka zna Myrona Bolitara?
– Myron jest przyjacielem rodziny – powtórzyła Claire.
– Napisał Aimee list polecający, który dołączyła do podania o przyjęcie na studia – powiedział Erik.
Claire energicznie pokiwała głową.
– No właśnie. Po prostu.
– Po prostu?
Nie odpowiedzieli.
Loren zapytała spokojnie:
– Widywali się?
– Czy się widywali?
– Tak. Albo telefonowali do siebie. A może wymieniali e-maile – rzekła Loren i zaraz dodała: – Bez waszej wiedzy.
Loren przysięgłaby, że to niemożliwe, ale Erik Biel zesztywniał jeszcze bardziej.
– O czym, do diabła, pani mówi?
W porządku, pomyślała Loren. Nie wiedzieli. Nie udają. Czas zmienić front, sprawdzić ich szczerość.
– Kiedy ostatnio któreś z państwa rozmawiało z panem Bolitarem?
– Wczoraj – odparła Claire.
– O której?
– Nie pamiętam. Chyba zaraz po południu.
– Pani zadzwoniła do niego czy on do pani?
– Zadzwonił tutaj.
Loren zerknęła na Lance’a Bannera. Punkt dla matki. Jej odpowiedź zgadzała się z wykazem rozmów.
– Czego chciał?
– Złożyć nam gratulacje.
– Z okazji?
– Aimee została przyjęta do college’u Duke.
– Coś jeszcze?
– Zapytał, czy może z nią porozmawiać.
– Z Aimee?
– Tak. Chciał jej pogratulować.
– Co mu pani powiedziała?
– Że Aimee nie ma w domu. A potem podziękowałam mu za ten list polecający.
– Co on na to?
– Odparł, że później do niej zadzwoni.
– Jeszcze coś?
– Nie.
Loren znacząco milczała.
– Chyba nie sądzicie, że Myron ma z tym coś wspólnego? – spytała Claire Biel.
Loren tylko spoglądała na nią, pozwalając działać ciszy, czekając, aż matka dziewczynki coś powie. Claire nie rozczarowała jej.
– Musiałaby pani go znać – ciągnęła. – To dobry człowiek. Powierzyłabym mu życie.
Loren skinęła głową, a potem spojrzała na Erika.
– A pan, panie Biel?
Spoglądał w dal.
– Erik? – zapytała Claire.
– Widziałem Myrona wczoraj – rzekł.
Loren wyprostowała się.
– Gdzie?
– W sali gimnastycznej w liceum. – Jego głos zdradzał tępy ból. – W niedziele grywamy tam w kosza.
– Mniej więcej o której?
– O siódmej trzydzieści. Może o ósmej.
– Rano?
– Tak.
Loren spojrzała na Lance’a. Powoli skinął głową. On też to zauważył. Bolitar nie mógł wrócić do domu wcześniej niż tuż przed piątą lub szóstą. I dwie godziny później gra w kosza z ojcem zaginionej dziewczyny?
– Czy gracie z panem Bolitarem w każdą niedzielę?
– Nie. To znaczy zwykle tam grywał. Jednak nie pokazywał się od paru miesięcy.
– Rozmawiał z nim pan? Erik skinął głową.
– Chwileczkę – wtrąciła się Claire. – Chcę wiedzieć, dlaczego zadajecie tyle pytań na temat Myrona. Co on ma z tym wspólnego?
Loren zignorowała ją, nie odrywając oczu od Erika Biela.
– O czym rozmawialiście?
– Chyba o Aimee.
– Co mówił?
– Starał się być delikatny.
Erik wyjaśnił, że Myron podszedł do niego i zaczęli rozmawiać o utrzymywaniu formy i wczesnym wstawaniu, a potem zaczął wypytywać o Aimee, gdzie jest i jak trudny może być wiek dojrzewania.
– Brzmiało to dziwnie.
– Dlaczego?
– Chciał wiedzieć, czy sprawia jakieś kłopoty. Pamiętam, że zapytał, czy Aimee bywa ponura, czy spędza za dużo czasu w Internecie, takie rzeczy. Wydało mi się to trochę dziwne.
– Jak wyglądał?. – Fatalnie.
– Zmęczony? Nieogolony?
– Jedno i drugie.
– W porządku, wystarczy – powiedziała Claire. – Mamy prawo wiedzieć, dlaczego zadajecie nam te wszystkie pytania.
Loren spojrzała na nią.
– Jest pani prawnikiem, prawda, pani Biel?
– Jestem.
– Zatem proszę mi wyjaśnić, jakie prawo nakazuje mi mówić pani cokolwiek.
Claire otworzyła usta i zaraz je zamknęła. Za ostro, pomyślała Loren, ale odgrywanie dobrego i złego gliniarza stosuje się nie tylko przy przesłuchiwaniu przestępców. Także świadków. Nie lubiła tego, ale to cholernie skuteczna metoda.
Loren obejrzała się na Lance’a. Ten zrozumiał zachętę. Odkaszlnął, zasłaniając usta pięścią.
– Mamy pewne informacje łączące Aimee z Myronem Bolitarem.
Claire zmrużyła oczy.
– Jakie informacje?
– Poprzedniej nocy Aimee dzwoniła do niego o drugiej. Najpierw do domu. Potem na komórkę. Wiemy, że pan Bolitar zaraz po tym telefonie zabrał samochód z parkingu.
Lance wyjaśniał przebieg wydarzeń. Claire pobladła. Erik zacisnął pięści.
Kiedy Lance skończył i byli zbyt oszołomieni, żeby zadać jakieś pytania, Loren przejęła pałeczkę.
– Czy jest możliwe, żeby Myrona i Aimee łączyło coś więcej niż zwykła znajomość?
– Absolutnie wykluczone – powiedziała Claire.
– Erik zamknął oczy.
– Claire…
– Co? – warknęła. – Chyba nie wierzysz, że Myron mógłby…
– Dzwoniła do niego tuż przedtem, zanim… – Wzruszył ramionami. – Dlaczego Aimee do niego dzwoniła? Dlaczego nic mi o tym nie powiedział, kiedy widzieliśmy się w sali gimnastycznej?
– Nie wiem, ale pomysł, że… – Urwała, pstryknęła palcami. – Czekajcie, przecież Myron chodzi z moją przyjaciółką, Ali Wilder. Z dorosłą kobietą, jeśli chcecie wiedzieć. To śliczna wdowa z dwojgiem dzieci. Myśl, że Myron mógłby…
Erik znów zamknął oczy.
– Panie Biel? – zapytała Loren.
Odpowiedział cichym głosem.
– Aimee ostatnio nie była sobą.
– Jak to?
Nadal nie otwierał oczu.
– Oboje uznaliśmy to za zwykłe zachowanie nastolatki. Jednak w ciągu kilku ostatnich miesięcy zrobiła się bardzo skryta.
– To normalne, Erik – powiedziała Claire.
– Nie w takim stopniu.
Claire pokręciła głową.
– Wciąż myślisz o niej jak o małej dziewczynce. To dlatego.
– Wiesz, że to coś więcej, Claire.
– Nie, Erik, nie wiem. Znów zamknął oczy.
– O co chodzi, panie Biel? – zapytała Loren.
– Dwa tygodnie temu próbowałem włączyć jej komputer.
– Po co?
– Chciałem przejrzeć jej pocztę elektroniczną.
Żona obrzuciła go gniewnym wzrokiem, ale nie zauważył tego albo nic go to nie obchodziło. Loren naciskała.
– I co się stało?
– Zmieniła hasło. Nie mogłem dostać się do systemu.
– Ponieważ chroniła swoją prywatność – wtrąciła Claire. – Uważasz, że to dziwne? Jako dziewczynka pisałam pamiętnik. Przechowywałam go w zamkniętej kasetce, którą dobrze ukrywałam. I co z tego?
– Zadzwoniłem do naszego dostawcy Internetu – ciągnął Erik. – Łącze jest udostępnione na moje nazwisko i ja płacę rachunki. Podali mi nowe hasło. Wszedłem do jej skrzynki i sprawdziłem pocztę.
– I co?
Wzruszył ramionami.
– Nic tam nie było. Ani jednego listu. Skasowała wszystkie.
– Wiedziała, że będziesz węszył – powiedziała Claire. W jej gniewnym głosie słychać było obronny ton. – Zabezpieczyła się przed tym.
Erik odwrócił się do niej.
– Naprawdę w to wierzysz, Claire?
– A ty naprawdę wierzysz, że ma romans z Myronem?
Erik nie odpowiedział.
Claire odwróciła się z powrotem do Loren i Lance’a.
– Pytaliście Myrona o te rozmowy telefoniczne?
– Jeszcze nie.
– No to na co czekacie? – Claire sięgnęła po torebkę. – Zróbmy to od razu. Na pewno wszystko wyjaśni.
– Nie ma go w Livingston – rzekła Loren. – Prawdę mówiąc, poleciał do Miami, niedługo po tym, jak grał w koszykówkę z pani mężem.
Claire już miała zadać jeszcze jakieś pytanie, ale zrezygnowała. Po raz pierwszy Loren dostrzegła cień zwątpienia na jej twarzy. Postanowiła to wykorzystać. Wstała.
– Będziemy w kontakcie – powiedziała.