Edna Skylar miała rację, pomyślał Myron. Katie Rochester wyglądała na starszą, jakby doroślejszą. Bawiła się trzymanym w palcach papierosem, ale nie zapalała go.
Ciemnowłosy mężczyzna wyciągnął rękę.
– Jestem Rufus.
– Myron.
Uścisnęli sobie dłonie. Rufus usiadł na kanapie obok Katie. Wyjął jej z ręki papierosa.
– Nie możesz palić w twoim stanie, kochanie – powiedział.
Potem włożył sobie papierosa do ust, zapalił, położył nogi na ławie i wypuścił długą smugę dymu. Myron nie usiadł.
– Jak mnie pan znalazł? – spytała, Katie Rochester.
– To nieważne.
– Ta kobieta, która zobaczyła mnie w metrze. Ona coś panu powiedziała, prawda?
Myron nie odpowiedział.
– Niech to szlag. – Katie pokręciła głową i położyła rękę na udzie Rufusa. – Teraz będziemy musieli znaleźć inne miejsce.
– I co – rzekł Myron, wskazując na plakat nagiej kobiety z rozłożonymi nogami – porzucić to wszystko?
– To wcale nie jest śmieszne – rzekł Rufus. – To wszystko twoja wina, człowieku.
– Muszę wiedzieć, gdzie jest Aimee Biel.
– Już mówiłam przez telefon – powiedziała. – Nie wiem.
– Zdajesz sobie sprawę, że ona też zaginęła?
– Ja nie zaginęłam, ja uciekłam. Sama tego chciałam.
– Jesteś w ciąży.
– Zgadza się.
– Aimee Biel też.
– I co?
– To, że obie jesteście w ciąży, obie z tej samej szkoły, obie zaginęłyście albo uciekłyście…
– Co roku milion dziewczyn w ciąży ucieka z domu.
– I wszystkie korzystają z tego samego bankomatu?
Katie Rochester poderwała się.
– Co?
– Zanim uciekłaś, korzystałaś z bankomatu…
– Korzystałam z wielu bankomatów – powiedziała. – Potrzebowałam pieniędzy, żeby zwiać.
– A co, Rufus nie może cię utrzymać?
– Idź do diabła, człowieku – rzekł Rufus.
– To były moje pieniądze – powiedziała Katie.
– W którym jesteś miesiącu?
– To nie pański interes. To wszystko nie pański interes.
– Ostatni bankomat, z którego korzystałaś, to ten Citi-banku przy Pięćdziesiątej Drugiej Ulicy.
– Co z tego?
Przy każdej odpowiedzi Katie sprawiała wrażenie młodszej i bardziej nabzdyczonej.
– Ostatnim, z którego Aimee Biel korzystała przed swoim zniknięciem, był ten sam bankomat Citi-banku przy Pięćdziesiątej Drugiej Ulicy.
Teraz Katie wyglądała na szczerze zdziwioną. Nie udawała. Nic nie wiedziała. Powoli obróciła głowę i spojrzała na Rufusa. Zmrużył oczy.
– Hej – powiedział. – Nie patrz tak na mnie.
– Rufus, czy ty…?
– Czyja co?
Rufus rzucił papierosa na podłogę i zerwał się na równe nogi. Podniósł rękę, jakby chciał ją spoliczkować. Myron wsunął się między nich. Rufus znieruchomiał, uśmiechnął się i podniósł ręce w udawanym geście poddania.
– W porządku, mała.
– O czym ona mówiła? – spytał Myron.
– O niczym ważnym. – Rufus spojrzał na nią. – Przepraszam, mała. Wiesz, że nigdy bym cię nie uderzył, no nie?
Katie nic nie powiedziała. Myron próbował coś wyczytać z jej twarzy. Nie kuliła się, ale było w niej coś, co widział u jej matki.
Myron pochylił się i spojrzał jej w oczy.
– Czy chcesz, żebym cię stąd zabrał? – zapytał.
– Co? – Katie podniosła głowę. – Nie, oczywiście, że nie. My się kochamy.
Myron znów przyjrzał się jej, szukając oznak strachu. Nie znalazł.
– Będziemy mieli dziecko – dodała.
– Dlaczego popatrzyłaś tak na Rufusa, kiedy wspomniałem o bankomacie?
– To było głupie. Nie ma o czym mówić.
– Mimo to powiedz.
– Pomyślałam… myliłam się.
– Co pomyślałaś?
Rufus znów położył nogi na stoliku, zakładając jedną na drugą.
– W porządku, mała. Powiedz mu.
Katie Rochester spuściła oczy.
– To była po prostu taka reakcja, wie pan.
– Reakcja na co?
– Rufus był ze mną. To wszystko. To był jego pomysł, żeby skorzystać z tego bankomatu. Uważał, że ponieważ znajduje się w centrum i w ogóle, nie naprowadzi na nasz ślad, a szczególnie tutaj.
Rufus uniósł brew, dumny ze swojej pomysłowości.
– Jednak widzi pan, dla Rufusa pracuje wiele dziewczyn. Jeśli mają pieniądze, to pewnie idzie z nimi do bankomatu i każe im je podjąć. Prowadzi jeden z klubów w tym budynku. Nazywa się „Ledwie Legalne”. Dla mężczyzn szukających dziewczyn, które…
– Myślę, że już się domyślam. Mów dalej.
– Legalne – rzekł Rufus, podnosząc palec. – Nazywa się „Ledwie Legalne”. Kluczowe słowo to „legalne”. Wszystkie dziewczęta są pełnoletnie.
– Jestem pewien, że wszystkie sąsiadki zazdroszczą twojej matce, Rufusie. – Myron znów odwrócił się do Katie. – Zatem pomyślałaś…
– Nic nie pomyślałam. Jak już mówiłam, powiedziałam to bez zastanowienia.
Rufus zdjął nogi ze stolika i usiadł prosto.
– Pomyślała, że może ta Aimee była jedną z moich dziewcząt. Nie była. Niech pan słucha, taki wciskam kit. Ludzie myślą, że te dziewczyny uciekły ze swoich domów na wsi lub na przedmieściach i przyjechały do wielkiego miasta, żeby zostać, sam nie wiem, aktorkami lub tancerkami, a kiedy im się nie udało, zaczęły się puszczać. Sprzedaję takie złudzenia. Chcę, żeby faceci myśleli, że dostają córkę farmera, jeśli to ich kręci. Jednak w rzeczywistości to ćpunki z ulicy. Te, które mają więcej szczęścia, kręcą filmy. – Wskazał na plakat. – Brzydsze pracują w pokojach. Proste.
– Zatem nie werbujesz ich w liceach?
Rufus roześmiał się.
– Chciałbym. Interesuje pana, gdzie je werbuję?
Myron czekał.
– Na spotkaniach Anonimowych Alkoholików. Albo w ośrodkach rehabilitacyjnych. Te miejsca są jak sale przesłuchań, rozumie pan, co mówię? Siedzę w kącie, popijam lurowatą kawę i słucham. Potem rozmawiam z nimi na przerwach, daję im wizytówkę i czekam, aż się stoczą. A one zawsze to robią. Wtedy czekam tu, gotowy je przyjąć.
Myron spojrzał na Katie.
– Rany, on jest niesamowity.
– Nie wie pan, jaki jest naprawdę – powiedziała.
– Taak, bez wątpienia cudowny. – Myrona znów swędziały ręce, ale powstrzymał się. – W taki sposób się poznaliście?
Rufus pokręcił głową.
– To nie było tak.
– Kochamy się – dodała Katie. – Robił interesy z moim tatą. Kiedyś przyszedł do nas, a kiedy się poznaliśmy…
Uśmiechnęła się. Wyglądała przy tym ślicznie i młodo, na szczęśliwą i głupią.
– Miłość od pierwszego spojrzenia – rzekł Rufus.
Myron tylko na niego spojrzał.
– A co – rzekł Rufus – myśli pan, że to niemożliwe?
– Nie, Rufusie, wydajesz się idealnym kandydatem.
Rufus pokręcił głową.
– To tutaj to tylko praca, i tyle. Katie i dziecko to moje życie. Rozumie pan?
Myron nie odpowiedział. Sięgnął do kieszeni i wyjął zdjęcie Aimee Biel.
– Spójrz na nie, Rufusie. Chłopak popatrzył.
– Czy ona tu jest?
– Facet, przysięgam na moje nienarodzone dziecko, że nigdy nie widziałem tej panienki i nie wiem, gdzie ona jest.
– Jeśli kłamiesz…
– Dość gróźb, dobrze? Na co mi tu zaginiona dziewczyna? Szuka jej policja. Szukają jej rodzice. Myśli pan, że potrzebny mi taki kłopot?
– Jedną zaginioną dziewczynę tu masz – przypomniał Myron. – Jej ojciec poruszy niebo i ziemię, żeby ją znaleźć. A policja też się tym interesuje.
– To co innego – powiedział Rufus i dodał błagalnym tonem: – Kocham ją. Dla Katie skoczyłbym w ogień. Nie rozumie pan? Natomiast tamta dziewczyna… ona nie byłaby tego warta. Gdybym ją tu miał, wydałbym ją. Niepotrzebne mi tego rodzaju problemy.
Miało to smutny, żałosny sens.
– Aimee Biel korzystała z tego samego bankomatu – powtórzył Myron. – Możecie to jakoś wyjaśnić?
Oboje pokręcili głowami.
– Mówiliście komuś?
– O tym bankomacie? – zapytała Katie.
– Tak.
– Nie sądzę.
Myron znów przyklęknął.
– Posłuchaj mnie, Katie. Ja nie wierzą w zbiegi okoliczności. Musi być jakiś powód tego, że Aimee Biel skorzystała z tego bankomatu. Między wami istnieje jakieś powiązanie.
– Ledwie znałam Aimee. No tak, chodziłyśmy do tej samej szkoły, ale nigdy nie trzymałyśmy ze sobą ani nic takiego. Czasem widywałam ją w centrum handlowym, ale nawet nie mówiłyśmy sobie „cześć”. W szkole zawsze był przy niej jej chłopak. Taak.
– Znasz go?
– Jasne. Złoty chłopiec naszej budy. Bogaty tatuś zawsze wyciąga go z kłopotów. Wie pan, jak nazywają Randy’ego?
Myron przypomniał sobie przydomek zasłyszany na parkingu szkolnym.
– Farmer czy jakoś tak?
– Farma, nie farmer. Wie pan dlaczego?
– Nie.
– To skrót od farmaceuty. Randy jest największym dealerem w liceum. – Katie uśmiechnęła się. – Zaraz, chce pan wiedzieć, co mnie łączy z Aimee Biel? Tylko jedno przychodzi mi do głowy. Jej chłopak sprzedawał mi torebki po piątaku.
– Chwileczkę. – Myron miał wrażenie, że pokój zaczyna powoli wirować. – Mówiłaś coś o jego ojcu?
– Wielki Jake Wolf. Gruba ryba w miasteczku. Myron skinął głową, niemal bojąc się poruszyć.
– Powiedziałaś, że wyciąga Randy’ego z tarapatów? Własny głos nagle wydawał się dobiegać z daleka.
– To tylko plotka.
– Mimo to powiedz.
– Co pan na to? Nauczyciel przyłapał Randy’ego na handlu na terenie szkoły. Zgłosił to policji. Myślę, że tatuś Randy’ego zapłacił policji i nauczycielowi za milczenie. Mówili, że nie chcą rujnować świetlanej przyszłości środkowego rozgrywającego.
Myron pokiwał głową.
– Kim był ten nauczyciel?
– Nie wiem.
– Słyszałaś jakieś plotki?
– Nie.
Jednak Myron chyba już się domyślał, kto to może być.
Zadał jeszcze kilka pytań. Jednak niczego więcej nie spodziewał się odkryć. Randy i Wielki Jake Wolf. Znów do nich wrócił. Jak również do nauczyciela i opiekuna absolwentów Harry’ego Davisa oraz muzyka, nauczyciela, nabywcy bielizny Drew Van Dyne’a. Do tego miasteczka, Livingston, tamtejszej zbuntowanej młodzieży i wagi przywiązywanej tam do sukcesu potomstwa.
W końcu spojrzał na Rufusa.
– Zostaw nas na chwilę samych.
– Nie ma mowy.
Jednak Katie odzyskała nieco pewności siebie.
– W porządku, Rufusie.
Wstał.
– Będę za drzwiami – powiedział do Myrona – z moimi współpracownikami. Rozumiemy się?
Myron powstrzymał ciętą ripostę i zaczekał, aż zostaną sami. Myślał o Dominicku Rochesterze, o tym, jak usilnie próbuje odnaleźć córkę. Niewykluczone, że wie, iż Katie jest w takim miejscu z człowiekiem takim jak Rufus, więc może jego histeryczna reakcja – rozpaczliwe próby znalezienia córki – są całkiem zrozumiałe.
Pochylił się i szepnął jej do ucha:
– Mogę cię stąd wyciągnąć. Odchyliła głowę i skrzywiła się.
– O czym pan mówi?
– Wiem, że chcesz uciec od ojca, ale ten facet nie jest rozwiązaniem.
– Skąd pan wie, co jest dla mnie dobre?
– On prowadzi burdel, do licha. O mało cię nie uderzył.
– Rufus mnie kocha.
– Mogę cię stąd zabrać.
– Nie pójdę – powiedziała. – Wolałabym umrzeć, niż żyć bez Rufusa. Czy mówię wystarczająco jasno?
– Katie…
– Niech się pan wynosi.
Myron wstał.
– Wie pan co? – powiedziała. – Pewnie Aimee jest bardziej podobna do mnie, niż pan myśli.
– Pod jakim względem?
– Pewnie też nie potrzebuje ratunku.
A może, pomyślał Myron, obie go potrzebujecie.