ROZDZIAŁ 9

Bądź otwarta na niespodzianki.

Jak wieść idealne życie

Alec starał się nie wiercić nerwowo, kiedy czekał na Christine, która miała dojść do niego przy bramie, ale tamten uśmiech sprawił, że serce zabiło mu szybciej. Wyglądała, jakby chciała go pocałować mimo obecności Trenta i całego tłumu gapiów.

To musi być dobry znak.

Chyba że to po prostu podniecenie po akcji ratowniczej. Każdy, kto pracował w pogotowiu górskim, znał efekt nagłego skoku endorfin. A kiedy razem pracują mężczyźni i kobiety, wpadają na siebie w czasie pracy, nic dziwnego, że seks staje się typowym sposobem pozbycia się napięcia. Adrenalina to naprawdę wspaniały afrodyzjak. Teraz właśnie taki afrodyzjak sprawił, że jego ciało było spięte i gotowe.

Bez wątpienia na Christine też to podziałało, ale miał nadzieję, że to nie jedyna rzecz, która stała za jej spojrzeniem. A jeśli jednak się mylił? Jeżeli to tylko chwilowe poruszenie i przejdzie jej w przebieralni? Może wyjdzie i znowu będzie go odpychać.

Wreszcie pojawiła się, szła przez tłum wysoka i pełna wdzięku, w długim futrze płynącym wokół niej. Kompletnie zniszczonym futrze. Zatrzymała się przed Alekiem, trzymała ręce przez sobie, spuściła wzrok. Spłukała rękawiczki, ale ich nie zdjęła. Mądry wybór, biorąc pod uwagę, że futro całkiem nasiąkło krwią.

– Chyba zapomniałam, że nie mam na sobie fartucha. – Podniosła wzrok i zobaczył, że w jej oczach tańczą wesołe iskierki. – Nie żeby to miało jakieś znaczenie. Co miałam powiedzieć? „Przepraszam, Tim, mógłbyś poczekać z krwawieniem, aż znajdę stosowniejsze ubranie?”.

Pięść zaciśnięta na jego sercu rozluźniła się nieco, gdy zobaczył, że mur między nimi nie wyrósł ponownie. To była ta kobieta, w której zakochiwał się coraz bardziej przez ostatni tydzień: sprzeczność między piękną powierzchownością i nieśmiałym humorem tętniącym wewnątrz. Chciał ująć jej twarz w dłonie i pocałować ją mocno.

Zamiast tego skinął głową w stronę parkingu.

– Chodź, w wozie mam zapasową kurtkę.

Ruszyła za nim między morzem terenówek ze stelażami do przewożenia nart. Wycelował pilota od autoalarmu w stronę ciemnozielonego pikapu z napędem na cztery koła, z kogutem i srebrnym napisem „Pogotowie górskie” na drzwiach.

– To twój wóz? – Jej oczy rozświetliły się. – To się nazywa mokry sen faceta na czterech kołach.

Parsknął śmiechem, słysząc, jakich słów użyła.

– Służbowy.

– Na czym właściwie polega twoja praca?

– Jestem koordynatorem ekip ratowniczych w hrabstwie – odparł z nieskrywaną dumą.

– Serio? – Uniosła brew. – Robi wrażenie.

Otworzył drzwi pasażera i powitał rozentuzjazmowanego Buddy’ego, który pociągnął tylko nosem i wiedział, że robota wisi w powietrzu. Pies szczekał i merdał ogonem, czekając, aż Alec założy mu czerwoną kamizelkę, co jest sygnałem, że zaczynają pracę.

– Przykro mi, kolego. Po zabawie. – Buddy zaskomlał, kiedy Alec nie sięgnął po kamizelkę. – Oj, nie dąsaj się. Nie mogę na to patrzeć. Może pobawimy się w ratowanie później, hm? – Buddy zaszczekał z radości, słysząc tę propozycję. – Zuch chłopak. – Alec podrapał go po grzbiecie.

Kiedy Buddy już się uspokoił, Alec sięgnął do tyłu kabiny i złapał kurtkę strażacką, którą czasem wkładał w pracy, i podał Christine. – Włóż to.

Zdjęła zniszczone futro i rękawiczki chirurgiczne, wywinęła rzeczy na lewą stronę i rzuciła na tylne siedzenie. Zaraz potem zdjęła czapkę. Jej blond włosy rozsypały się na plecy. Potrząsnęła solidnie głową.

Alec dosłownie zgłupiał, widząc burzę wspaniałych włosów. Następnym razem, kiedy ją pocałuje, Christine zapomni o zasadzie „tylko bez rąk”. Chciał zanurzyć dłonie w tych wspaniałych włosach, spijając z jej ust pocałunki.

Odwróciła się, on pomógł jej włożyć kurtkę, a potem pozwolił sobie na drobną przyjemność i wyjął włosy spod kołnierza. W dotyku przypominały jedwab i zmysłowo przesunęły się mu między palcami. Zbyt szybko odsunęła się i odwróciła.

– Jak wyglądam?

Uniósł brew zaskoczony swoim nagłym podnieceniem. Kurtka całkiem ją skryła. Nie miał pojęcia, dlaczego to go podnieciło, ale ciało Aleca z radością powitało widok jego kurki na Christine.

– Dobrze.

Skinął głową, upominając się, żeby zachować dystans. Nie chciał gorącego seksu w gorączce po akcji. Chciał z nią porozmawiać, wyjaśnić parę spraw, umówić się na randkę.

– Mogłabyś zapoczątkować nowy trend w modzie.

– Sprzęt ratowniczy na wybiegu w Mediolanie? – Uśmiechnęła się figlarnie. – To jest myśl.

Nie ufając własnym obietnicom, podszedł do drzwi kierowcy i wsiadł do wozu. Ona już siedziała w środku całowana przez psa.

– Buddy, okaż trochę godności osobistej. – Odpędził psa na tylne siedzenie.

– Och – nadąsała się Christine, a potem spojrzała na Aleca. Przyglądała mu się chwilę i w końcu się uśmiechnęła. – Więc… Jesteś pomocnikiem medycznym i ratownikiem? Czy to nie jest niezwykłe? Myślałam, że ochotnicy z ekipy ratunkowej, czy jak to jest w twoim wypadku, pracownicy, muszą być dyspozycyjni dwadzieścia cztery godzinę na dobę, co właściwie uniemożliwia pracę gdzie indziej.

– To dlatego mam kwalifikacje, ale nigdy nie pracowałem w tym zawodzie. – Zapalił silnik i ruszył przez parking. – Zawsze chciałem pracować w ratownictwie i latami urabiałem sobie ręce po łokcie, żeby dostać normalny etat.

– Kiedy go dostałeś?

– Dwa lata temu. Wcześniej zajmowałem się wszystkim, od pracy w sklepie ze sprzętem narciarskim po kelnerowanie. Zwykle pracowałem naraz na dwóch etatach i mieszkałem z trzema innymi gośćmi w klitce. Dzięki temu byłem dość blisko gór, żeby móc być na każde wezwanie. – Uśmiechnął się do niej. – Trochę to psuje twoją teorię o mnie jako obiboku na nartach?

Również się uśmiechnęła.

– Trochę.

Przyjrzał się jej, a potem skręcił na drogę, która prowadziła do miasteczka.

– Więc pracujesz w pogotowiu?

– To trochę psuje twoją teorię o wychuchanej bogatej dziewczynce, co?

– W każdym razie tę część o byciu wychuchaną. Nic nie wiem o tej bogatej.

– To jakiś problem dla ciebie? Zastanowił się chwilę.

– Tak dla pełnej jasności: jak bardzo jesteś bogata? Wzięła głęboki wdech i wypuściła go powoli.

– Żyje nam się wygodnie. Gwizdnął.

– Każdy, kto tak minimalizuje sprawę, musi być potwornie bogaty.

– Myślałam, że uzgodniliśmy, że pieniądze nie są istotne. Moim zdaniem zwłaszcza wtedy, gdy są to pieniądze rodziny, a nie coś, do czego samemu się doszło.

– To dlatego zostałaś lekarzem? Bo siedzieć na tyłku i wydawać pieniądze tatusia to nieuczciwe?

Zacisnęła usta.

– Prawdę mówiąc, to pieniądze mojego dziadka ze strony mamy. Założył firmę maklerską. W porównaniu z nim mój ojciec jest właściwie biedakiem.

– Myślałem, że jest chirurgiem. Pokiwała głową.

– Szefem kardiologii w Szpitalu Świętego Jakuba w Austin.

– Teraz mnie straszysz.

– Nie, skąd – drażniła się z nim, a potem zastanowiła się. – Serio? Pieniądze liczą się dla ciebie?

– Lubię myśleć, że nie, ale to, o czym mówisz, jest nieco onieśmielające.

– Dlaczego?

Przechyliła głowę, przyglądając mu się uważnie. Zaśmiał się sucho.

– No dobra, skoro oboje mówimy otwarcie. Pochodzę z biednej rodziny. Mówię o prawdziwej biedzie, białej hołocie. Kojarzysz te żarty Jeffa Foxworthy’ego o białych robolach? Całkiem dobrze opisują moją rodzinę. Może pozbyłem się części tego brudu, kiedy stanąłem przy drodze, złapałem stopa i przyjechałem tutaj, ale nadal nie mam pieniędzy. Ledwie utrzymuję się z pensji od hrabstwa, a to, co uda mi się uzbierać, wydaję na sprzęt ratowniczy. Nie mogę cię rozpieszczać wystawnymi kolacjami, ale mogę pokazać ci dobrą zabawę, jeśli lubisz sporty – Hrabstwo nie kupuje ci sprzętu?

– Większość, ale nie dość. – Wjechał na parking w Central Village. – To dlatego właśnie wziąłem tydzień urlopu, żeby cię pouczyć. Chciałem kupić jeden z tych nowiutkich super – wyposażonych motorów terenowych na letnie akcje ratownicze.

– Widziałam je. – Pokiwała głową z zainteresowaniem. – Jak karetka na dwóch kołach.

– Są naprawdę niezłe, co?

Oczy mu rozbłysły jak u dzieciaka, który opisuje nową zabawkę… i wszystko nagle nabrało sensu.

– To właśnie mieli na myśli twoi kumple w piątek wieczór, kiedy mówili, że wszystkie pieniądze wydajesz na zabawki?

– Przyznaję się bez bicia.

Wjechał na wolne miejsce i zaciągnął hamulec.

– I to właśnie miał na myśli Trent, kiedy powiedział, że nie pracujesz, tylko cały dzień się bawisz?

– Naprawdę lubię to, co robię. – Obrócił się na siedzeniu, żeby spojrzeć na nią. – Mam najlepszą pracę na świecie, nawet jeśli nie zarabiam fortuny.

– Mogłabym się spierać. Nic nie daje takiego dreszczyku jak praca w pogotowiu. Przynajmniej do tej pory tak uważałam. Bo dzisiaj… to było mocne przeżycie.

– To była pestka. Powinnaś zobaczyć akcję na prawdziwym pustkowiu.

– Serio? – Serce zabiło jej mocniej na samą myśl. A może to dlatego, że siedziała z Alekiem w samochodzie i wiedziała, że nie jest już poza zasięgiem. – Zabrałbyś mnie?

Zmrużył oczy.

– Jeśli się zgodzę, umówisz się ze mną?

– To zależy.

– Od czego?

Zagryzła usta. Zniknęła większość przeszkód, ale pozostała jeszcze jedna.

– De masz lat? Westchnął.

– To ta twarz, tak? Wiesz, że nadal mnie legitymują, żeby sprawdzić pełnoletność, a chłopaki prawie tarzają się ze śmiechu przy tej okazji.

– Nie wyglądasz aż tak młodo. Bo nie jesteś tak młody, prawda?

– Mam dwadzieścia dziewięć lat. Ulżyło jej.

– Tylko cztery lata różnicy. Mogę to przeżyć.

Nie miała już powodu, żeby nie spędzić każdej minuty następnych dwóch tygodni w jego towarzystwie. Uśmiechnęła się szeroko i pokiwała na niego palcem.

– Chodź tu.

Oczy mu zabłysły, gdy zrozumiał. Rozpiął pasy i pochylił się, żeby ją pocałować. Jednak nim ich usta się spotkały, odsunął się.

– Czekaj no. Masz dwadzieścia pięć lat? To jakim cudem jesteś lekarzem?

Zaśmiała się.

– Nie. Cztery lata, ale w drugą stronę. Mam trzydzieści trzy. Przesunęła palcem po jego szczęce.

– Ale zarobiłeś plusa, myśląc, że jest odwrotnie.

– Starsza kobieta. – Uśmiechnął się powoli. – Super.

– Ej! – skrzywiła się. Poruszył brwiami.

– Mogę być twoją zabaweczką.

– Myślałam, że to zniewaga.

– Tylko wtedy, gdy nie ma nic poza tym. – Rozpiął jej pasy z głośnym kliknięciem. – Chciałbym, żeby chodziło o coś więcej.

– To dobrze. – Objęła go za szyję. – Bo nie chcę zabawki. Chcę mężczyzny.

Z chęcią poddała się żarowi jego pocałunków. Ogarnęła ją radość i podniecenie. Wsunął dłoń pod jej kurtkę. Christine wygięła się – bardzo chciała czuć jego dłonie, tak samo jak tęskniła za smakiem jego warg, zapachem skóry.

Gwałtowne pragnienie narosło, gdy próbowali dotknąć się pomimo grubych ubrań, starali się przytulić się mocniej mimo ciasnoty w samochodzie. Jedną dłoń zanurzył we włosach, drugą przesuwał po jej nodze. Poczuła, że ją podniósł i obrócił. Bojąc się, że przestanie ją całować, trzymała jego twarz obiema rękami i odpowiadała na pocałunki całą sobą. Nagle siedziała na jego kolanach pośrodku przedniego rzędu siedzeń, a ich języki tańczyły.

Z jękiem poddała się falom przyjemności, gdy ujął jej pośladki i przysunął ją do siebie. Gdy tylko poczuła jego erekcję, oderwała się od jego ust i odchyliła do tyłu, wzdychając z rozkoszy. Jego usta przesuwały się po jej szyi i niżej, gdzie zbyt wiele ubrań zasłaniało jej piersi. Słysząc, jak burczy sfrustrowany, próbowała zrzucić przynajmniej kurtkę. Głośny dźwięk wypełnił powietrze, gdy uderzyła łokciem w klakson. Buddy położył łapy na oparciu siedzenia i zamerdał ogonem, jakby po prostu sprawdzał, co się dzieje.

Ze śmiechem Christine oparła się o deskę rozdzielczą.

W śmiechu Aleca było pewne napięcie.

– Parking w biały dzień to chyba nie najlepsze miejsce.

– Raczej nie. – Rozejrzała się i ulżyło jej, gdy nie zobaczyła nikogo w pobliżu. Odwróciła się do Aleca i uśmiechnęła szelmowsko. – Chyba możemy spokojnie uznać, że moja szczepionka przestała działać.

Ze śmiechem przytulił ją.

– Wiesz co? – Co?

Odchylił się, żeby spojrzeć jej w twarz.

– Lubię cię.

Te słowa wypełniły ją szczęściem jak nigdy wcześniej żadne inne. Lubił ją. To takie proste, a takie cudowne. I o nic jej nie prosił. Nie musiała o to zabiegać. Lubił ją.

Uśmiechnęła się.

– Ja ciebie też.

– To dobrze. Bo będziesz mnie często spotykać. Chociaż… – Zerknął na zegarek. – Teraz muszę zajrzeć na posterunek, sprawdzić, co z Timem, i napisać raport.

– Och. – Oklapła nieco. – Muszę cię puścić.

– Odprowadzę cię do domu. Poklepał ją po pośladkach.

– Nie musisz.

Wróciła na swoje miejsce. Uniósł brew.

– Myślisz, że odpuszczę sobie szansę na jeszcze jeden pocałunek przy drzwiach do mieszkania twoich rodziców?

– Skoro tak stawiasz sprawę.

– Chodź, Buddy – zawołał, gdy wysiadł z wozu. Obaj przeszli na stronę pasażera, a Alec zajrzał na tył. – Przykro mi z powodu futra.

– Nie ma sprawy – uspokoiła go Christine. – Natalie nie nosi prawdziwych, więc nie było tak drogie, jak na to wygląda. Jeśli się zmartwi, to kupię jej nowe.

Wziął ją za rękę, gdy ruszyli chodnikiem.

– Pojeździsz ze mną jutro na nartach? Nie w ramach lekcji. Spędzimy trochę czasu razem.

– Nadal masz urlop?

– Nie, ale w ramach pracy muszę monitorować mniej uczęszczane trasy. To oznacza jazdę po najtrudniejszych szlakach, a nawet schodzenie z nich. – Wskazał na szczyty, które górowały nad kurortem jak olbrzymi wartownicy. – Mogę cię zabrać do miejsc, które inni rzadko widzą. Gdzie śnieg jest jak puch, a widoki zapierają dech w piersi.

– Naprawdę wiesz, czym skusić dziewczynę.

– Więc co ty na to? – Uśmiechnął się znacząco. – Chcesz przekroczyć ze mną dozwolone granice?

– Och, jesteś niegrzeczny.

– Mam wrażenie, że tobie się to podoba. Miał rację. To część jej problemu.

– Rano miałam pojeździć z tatą i bratem.

– Ach tak, wielkie wyzwanie. Powiem ci coś. Możemy się spotkać po południu i powiesz mi, jak ci poszło.

– Pod jednym warunkiem. – Doszli do wejścia do domu. Wprowadziła go do ciepłego korytarza. – Naucz mnie, jak jeździć na snowboardzie, zanim mój brat się nauczy.

– Masz to jak w banku.

– I pocałuj mnie na pożegnanie tutaj.

– To dwa warunki i wolę cię pocałować w windzie.

– Nie. I bez obściskiwania pod drzwiami rodziców. – Zdjęła kurtkę strażacką i podała mu ją. – Widzę oczami wyobraźni, jak nas ponosi, turlamy się po podłodze w korytarzu, a mama otwiera drzwi, żeby zobaczyć, kto tak hałasuje.

– Jesteś dużą dziewczynką. – Przyciągnął ją do siebie. – Powinna wiedzieć, że w dojrzałym wieku trzydziestu trzech lat lubisz się obściskiwać z chłopcami.

– Uważaj. – Szturchnęła go pod żebro. – Jeśli marzy ci jeszcze jakiś pocałunek, to skończ z żartami na temat wieku.

– Moje usta są zasznurowane. Otworzę je tylko w jednym celu. Roztopiła się w jego pocałunku. Nim skończył, w głowie jej się zakręciło. Ledwie zdołała pokiwać na zgodę, kiedy powiedział, gdzie i kiedy mają się spotkać następnego dnia.

A potem pojechała na górę, żeby napisać do Maddy i Amy. Nie mogła się doczekać, żeby im o wszystkim opowiedzieć.


– Tata! – Mały Charles skoczył na równe nogi i popędził do drzwi.

Leżąc na podłodze wśród zabawek, Christine obróciła głowę i zobaczyła, że Robbie i reszta wrócili z zawodów snowboardowych.

– Ej, Chuckie! – Robbie porwał synka i podrzucił w powietrze ku uciesze malucha.

Potem przyszła kolej na hałaśliwe całusy i śmiechy. Christine uśmiechnęła się. Miłość zdziałała cuda w wypadku jej kiedyś tak sztywnego brata.

– A ja nie dostanę całusa? – zapytała Natalie.

Robert senior wieszał płaszcze w szafie. Robbie przysunął synka, żeby mógł pocałować mamę. A potem, trzymając syna na biodrze, ruszył do salonu. Z powagą pokiwał głową na widok choinki.

– Więc tak wygląda drzewko w tym roku.

– Oto ono. – Christine podniosła się z podłogi z Jonathanem na rękach.

Wszyscy utworzyli półkole, patrząc na ogromną sztuczną choinkę, która stała przy frontowych oknach z górami w tle. Dziesiątki białych łabędzi z prawdziwych piór krążyło wśród gałęzi w otoczeniu metrów opalizującej wstążki. Tysiące drobnych białych światełek rozbłyskiwało na ręcznie malowanych szklanych cacuszkach z Włoch w odcieniach różu, lawendy, srebra i złota. Oszronione fioletowe bombki i sopelki od Waterforda lśniły jak diamenty.

– Aha. – Pokiwał Robbie. – Choinka jak się patrzy.

– Jaka ładna! – wykrzyknął Charles, a jego oczy podążały za grą światełek.

Christine musiała przyznać, że choinka była naprawdę piękna. Ale i tak wołałaby jedną z choinek Maddy z zaimprowizowanymi ozdóbkami.

– Zakładam, że jest jakiś motyw przewodni. – Robert senior przechylił głowę, przyglądając się drzewku, jakby to był abstrakcyjny obraz. – Barbara zawsze wymyśla jakiś motyw przewodni.

– O ile się nie mylę, nazwały to z dekoratorką „śliwkami w cukrze” – poinformowała ich Christine.

– Hm. – Ojciec przygryzł usta. – Jeśli to ją uszczęśliwia…

– A skoro mowa o słodyczach… – Natalie pociągnęła nosem. – Czyżby piekło się jakieś ciasto?

– To świece. – Christine zmarszczyła nos. – Dekoratorka przed wyjściem zapaliła świece o zapachu cukierków. Doprowadziły mnie i chłopców do szaleństwa, tak zgłodnieliśmy, a mama wylądowała w łóżku z migreną. Zgasiłam je, ale nadal mam apetyt na ciasteczka – dokończyła, parodiując Ciasteczkowego Potwora z Ulicy Sezamkowej.

Jonathan zaklaskał, słysząc parodię, więc oczywiście musiała go połaskotać. Taki kochany z niego chłopiec.

– Hm… – Natalie wzięła dziecko. – Musimy coś w związku z tym zrobić, nie?

– Potrafisz upiec ciastka? – zapytała z nadzieją Christine.

– Oprzytomniej. – Natalie przewróciła oczami. – Zadzwonię do tego sklepiku w East Village i zamówię u nich trochę gotowego ciasta i szpryce z kolorowym lukrem. Nie zrobimy wszystkiego sami, ale i tak będzie zabawa. Urządzimy sobie zabawę w dekorowanie ciastek.

– Dla mnie bomba – rzekła Christine.

– Ktoś się czegoś napije? – zapytał Robert senior, podchodząc do barku przy kominku.

Christine i Robbie poprosili o drinka, a Natalie ruszyła do kuchni, żeby przygotować chłopcom popołudniową przegryzkę.

– Urządziłaś dziś po południu niezłe przedstawienie – stwierdził Robbie do Christine, gdy siedli na sofie.

– Tłum miał zabawę?

– Nie wiem, ale ja z pewnością. Muszę przyznać, że znasz się na robocie.

– A myślałeś, że nie?

– Nie bądź taka drażliwa. Mówię ci komplement.

– Ma rację. – Ojciec wręczył jej kieliszek białego wina. Zakładał, że na to miała ochotę, ponieważ „to właśnie piją kobiety”. – Byłem pod wrażeniem.

Christine zamrugała. Dobrze słyszała? Komplement od ojca?

– Dz – dziękuję.

Zachodziła w głowę, co jest grane, gdy jej ojciec usiadł. Skrzyżował nogi i sączył szkocką. Mogłaby policzyć na palcach jednej dłoni wszystkie okazje, kiedy ojciec ją pochwalił. „Pochwalił” to chyba za mocno powiedziane. Raczej „skinął z aprobatą”. Powiedzenie, że „był pod wrażeniem” po prostu odebrało jej mowę.

Brat usadowił się ze swoją szkocką.

– Nadal chcesz pracować na pogotowiu?

– Zdecydowanie. – Wyprostowała się. – Naprawdę kocham tę pracę.

Robbie spojrzał na ojca.

– Tato, czy u Świętego Jakuba nie szukają dobrego specjalisty od urazów? Powinni zastanowić się nad Christine.

– Wiesz, masz rację. – Robert senior skinął głową. – Nie pomyślałem o tym.

Pewnie, że nie. Dlaczego miałby odruchowo pomyśleć o córce tylko dlatego, że szpital, w którego radzie zasiadał, szukał akurat kogoś z jej kwalifikacjami?

Spojrzał na nią.

– Czy odpowiadałaby ci praca u Świętego Jakuba? Pracować w szpitalu ojca wśród jego najbliższych kolegów? Mieć szansę zdobyć ich szacunek? Udowodnić coś sobie raz na zawsze? Sprzedałaby za to duszę!

Zmusiła się do zachowania pokerowej twarzy.

– Pomyślę o tym. Jak wygląda oferta?

– Nie jestem pewien. Wiem, że szukają kogoś z doświadczeniem. – Pociągnął łyk. – Jeśli chcesz, mogę cię rekomendować.

Nagle oczy ją zapiekły.

– Zrobiłbyś to?

– Jak powiedziałem, byłem pod wrażeniem twojej dzisiejszej akcji. Poza tym jesteś z Ashtonów. – Wzniósł za nią toast.

Była tak roztrzęsiona, że z trudem odwzajemniła toast.

– Dziękuję.

Upiła łyk wina i odstawiła kieliszek na stolik, bo bała się, że go wypuści.

– Przepraszam was na chwilę, pójdę zobaczyć, czy Natalie nie przyda się pomoc.

Uciekła z pokoju, nim zrobi coś kompletnie żenującego, na przykład wybuchnie płaczem. Jej ojciec, doktor Robert Ashton, zamierzał rekomendować ją w Szpitalu Świętego Jakuba.

Tylko tego pragnęła!

No dobra, pewnie Robbie zasugerował to tacie, ale mimo wszystko ojciec sam zaproponował, że wesprze ją tak, jak poparł syna.

Radość była słodka i tak ją rozpierała, że aż bolało.

Przez sekundę nie obchodziło jej już nawet, czy prześcignie Robbiego na nartach, czy nie. To zwycięstwo wystarczało. A potem zaśmiała się z tego. Przez całe życie wlokła się za nim, a teraz miała nadzieję go pokonać!

Загрузка...